poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział XXIV - "Obietnica Bazyliszka"

<Link>
<Link>
Ostrzeżenie: Zawiera dziwne sceny, które rozsądna osoba zalabelowała jako +16/+18. Oficjalnie zostaliście ostrzeżeni.
-------------------------------------------------------------------------


Czy jesteś zagubiona?
Gdzie jesteś?
Czy znowu cię znajdę?
Czy jesteś samotny?
Boisz się?
Szukasz mnie?
Dlaczego odeszłaś?
Zostałam sama...

- Naprawdę nie możesz zrobić nic więcej, Kimiko-chan? - spytała Suki, zwracając się do drobnej dziewczyny pakującej właśnie swój brudnozielony, połatany worek wojskowy.
Kimiko pokręciła głową, nie patrząc nawet na swoją pacjentkę. Leżąca tam, na twardej, wilgotnej podłodze, pośród starych koców, o skórze białej, jak śnieg, sfioletowiałych, spierzchniętych ustach i szczelnie zatrzaśniętych powiekach, przypominała bardziej trupa, niż Królewnę Śnieżkę. Może to i lepiej, bo nigdy nie chciała być podobna do ikony księżniczek pod żadnym względem.
- Przykro mi, Hideyoshi-san - przekazała jej w myślach i zarzuciła worek na plecy. - Straciła mnóstwo krwi, śpiączka musi być jakimś mechanizmem obronnym organizmu.
- Bez przesady - fuknął z kąta Iwao.
Czuł się urażony, że potraktowały go jak najgorszego zboczeńca i kazały wyjść na czas kontroli. Wrócił akurat na koniec wizyty Kimiko, kończąc tym samym krótką przechadzkę po trzynastej dzielnicy Shizume City. Wprawdzie spacer wyszedł mu na dobre, odkrył kolejne ofiary Białego Huraganu, który ostatnimi dniami wstrząsał podziemiami. Należało go przepędzić jak najszybciej na jasną stronę miasta, bo egzorcyści mogą nabrać podejrzeń i zacząć przeszukiwać ten teren, a wtedy upadnie cała idea Shizume City. 
- Ten pomiot jest jak karaluch, nie obejrzysz się, a będzie próbowała stąd uciec - prychnął i przewrócił oczami.
Kimiko pokręciła głową i naciągnęła mocniej czapkę na swoją czuprynę w kolorze dojrzałych brzoskwini. 
- Karamorita-san nie jest taka jak ci się wydaje, Kagamiya-san - wtrąciła. - Ma ciało człowieka.
- Jak my wszyscy - zauważył Iwao, wskazując na siebie i Suki.
Kimiko znowu zaprzeczyła gestem i odetchnęła głośno.
- Ona jest ludzka - zaznaczyła. - Jej ciało nie regeneruje się samo, jak w przypadku twoim lub Hideyoshi-san. Ha... Karamorita-san potrzebuje na uzdrowienie tyle samo czasu, co normalny człowiek.
W tym momencie Iwao drgnął i wytrzeszczył na nią oczy. Nawet za ciemnymi szkłami okularów widać było niebezpieczny, zielony błysk. Suki nie zdążyła zareagować, bo Iwao stał już przy Kimiko i trzymał ją za ramiona.
- Coś ty powiedziała?!
Kimiko milczała. W umyśle Iwao zapanowała bolesna cisza. Wszystkie jego myśli zniknęły w jednej chwili, nie słyszał w głowie głosu Iwao, nie słyszał nic. I to bolało. Zaczął się trząść, ale wciąż zaciskał uchwyt na jej drobnych ramionach. Pot wystąpił mu na czoło, wraz z pulsującymi żyłkami biegnącymi wzdłuż skroni.
Suki umieściła swoją dłoń na jednej z jego dłoni i mówiąc coś, czego nie usłyszał pokręciła głową. Ból stawał się nie do zniesienia i Iwao nieświadomie poluźnił uchwyt na Kimiko. Dziewczyna wykorzystała to i powoli się wycofała.
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Jak zawsze kiedy to się działo, Iwao zastygł w bezruchu, nawet nie oddychał. Wiedział jak wielkim ryzykiem jest to zarówno dla niej i dla niego. 
- Przyjdę jutro - powiedziała i zaraz zniknęła w ciemności korytarza. Przez kilka chwil jej ogon pozostawał widoczny, aż razem z właścicielką rozpłynął się w mroku.
Iwao poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają i zaraz runął przed siebie, bo nogi nie mogły utrzymać ciężaru całego ciała. Suki zauważyła to i pomimo znacznej różnicy w masie ciała, złapała go i postawiła do pionu, instynktownie kierując na ścianę, po której zjechał plecami i opadł na podłogę.
- Nienawidzę, gdy to robi - jęknął i uderzył się pięścią w czoło.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek to lubił - westchnęła Suki, kucając przed nim. - Poradzisz sobie, Iwao? - spytała, wyciągając rękę, żeby go dotknąć, ale on zbił ją i odwrócił głowę.
- Pewnie, że tak - warknął. - Za kogo ty mnie masz?
Uśmiechnęła się smutno, patrząc na niego spod wpółprzymkniętych powiek.
- Za swojego chowańca i obrońcę.
Ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
- I prawidłowo, panienko - przytaknął sucho. - Mogłabyś się łaskawie odsunąć, panienko? Chciałbym wstać.
Suki posłusznie odskoczyła wciąż w pozycji żaby i gładko wylądowała na chłodnej posadzce, co doskonale czuła przez swoje bose stopy. Z rozłożonymi ramionami, jak profesjonalna gimnastyczka podniosła się do pionu bez choćby skrzypu.
Iwao przewrócił oczami na to przedstawienie i podpierając się wstał z lubością wsłuchując się w trzask kości, nieobecny u Suki. Czasami żartował z jej wygimnastykowania mówiąc, że prawdopodobnie nie ma kręgosłupa. Mentalnego na pewno nie. Podążała za nim gdziekolwiek poszedł i słuchała się jak tresowany kundel.
Iwao podszedł do Harumi, krzywiąc się. Tego nie było w planie. Ta suka musiała wszystko zepsuć. Zacisnął dłonie w pięści. Chęć krzyku miotała nim od środka. Język ciasno przylegał do podniebienia, za szczęki jedna do drugiej, zaciśnięte w niemej furii. 
Uniósł nogę.
Suki zauważyła to ze zgrozą, ale mogła tylko stać w miejscu, oglądać to z terrorem wszechobecnym na twarzy i w sercu. Za późno wykonała pierwszy krok, by zatrzymać impulsywnego i nieprzewidywalnego Iwao. Zdecydowanie za późno zdała sobie sprawę, że nie pomogą jej zakryte oczy. Te oczy widziały tylko prawdę.
A prawdą był but Iwao z całej siły naciskający na nieprzytomne ciało Harumi, obcas wbijający się w świeżą, ukrytą za bandażami ranę. Ten dźwięk rozrywanych szwów i rozrywanej skóry, plusk krwi i wbijania się w ciało. To wszystko przebiegło przez głowę Suki z prędkością lecącego sztyletu i wyryło się w niej równie bolesnie.
- Nie...! - zduszony krzyk wydobył się z gardła Hideyoshi. Podbiegła do Iwao, ale ten zamiast pozwolić się zatrzymać, jak to działo się zazwyczaj, odwrócił się do niej w przekrzywionych okularach, ukazując ociekające jadem zielone oczy o pionowych, wąskich źrenicach okolonych złotą aureolą. Nie nacieszyła się widokiem, który zazwyczaj uważała za piękny, nazbyt długo, bo zaraz po nim nadeszła pięść.
I ten ostry ból w okolicach żołądki. Sprawił, że całe powietrze wydostało się w z jej piersi w wymuszonym wydechu. Uderzając o ścianę wiedziała, nie potrafiła rozróżnić już kształtów w ich podziemnym pokoju. Wszystko zasłoniły białe gwiazdy i migoczące złote plamy.
Nie mogła złapać oddechu. Drogę powietrza zablokowała biała z wściekłości ręka, zaciskająca się na jej gardle.
- Nie wchodź mi w drogę! - huknął Iwao. - Jeszszszcze raz sssspróbujesz mnie powsssstrzymać, a obiecuję, że wyrwę ci serce i włożę z powrotem przez gardło - wysyczał w swojej wężowej manierze z szeroko otwartymi oczami. Dwoma zielonymi otchłaniami, które zdawały się ją wciągać.
Nie mogła oddychać.
Iwao zdawało się to nie obchodzić, zrobił krok w tył, zawisła w powietrzu, miotając się jak mogła, używając wszystkich sił, które jej zostały po utracie cennego tlenu. Kiedy już myślała, że ją puści i przestała stawiać opór, kiedy uścisk na gardle zesłabł... Znowu uderzyła o ścianę. Świat na chwilę pokryła całkowita ciemność, zostawiając jedynie parę zielonych oczu. Miała wrażenie, że to już koniec. Iwao ją wypuścił, ale nie mogła złapać oddechu. Miotała się na podłodze, próbując nabrać tlenu.
Iwao fuknął pod nosem jakiś obrzydliwy komentarz pod jej adresem i chwycił ją za włosy. Uderzenie w klatkę piersiową. Cichy trzask. Wytrzeszczyła oczy i poczuła piekący ból w jednym z nich. Ciche, regularne uderzenia o twardą posadzkę.
Łapczywie nabrała powietrza, chwytając się za serce, kurczowo zaciskając prawą lewą powiekę.
- Bezużyteczne ścierwo - wycedził Iwao. - Wy obie.
Mówiąc to, odwrócił się na pięcie, zostawiając zziajaną Suki i podszedł do Harumi. Na czole dziewczyny pojawiły się krople potu, w niektórych miejscach jej włosy zaczęły bieleć. A ona sama drgała z bólu rozoranej rany.
- Wiem, że nie śpisz.
Odpowiedziała mu cisza. Brwi Harumi powoli zjechały w dół i wykrzywiły się, nadając jej twarzy zbolałego wyrazu.
- Wiem, że nie śpisz - powtórzył przez zaciśnięte zęby Iwao. Trząsł się ze złości. - Wiem, że nie śpisz.
Odpowiedziała mu cisza i dochodzący z kąta urywany oddech Suki. 
- Tak pogrywasz?
Znów cisza.
Rozwarł palce dłoni, drżące z powstrzymywanej furii. Poruszył każdym z osobna, wsłuchując się z lubością w trzask kości. Ponownie wbił obcas w ranę Harumi. Ciałem dziewczyny wstrząsnął spazm bólu. 
- Więc będę cię musiał po prostu obudzić.
Mechanicznym ruchem, jakby to był odruch bezwarunkowy, wydobył ostry koniec buta z krwawej masy wnętrza jej jamy brzusznej. Uderzył jeszcze raz, pozwalając jej na kolejny spazm. Nie otworzyła oczu. Uklęknął.
- Ja mam czas - wyszeptał cienkim od powstrzymywanych emocji głosem.
Przejechał chłodną dłonią z czarnymi paznokciami po nagiej skórze klatki piersiowej, zatrzymał się na obojczyku drasnął bladą powłokę. Nagle dostrzegł bandaż na jej ramieniu. Chory uśmiech wykwitł na twarzy Iwao.
- O, co to?
Ostrym pazurem rozerwał go i zdjął w pośpiechu. Wówczas jego oczom ukazał się napis. Najpierw wytrzeszczył oczy i przeczytał jeszcze raz. Uśmiech lekko mu zrzedł. Oddychał ciężko, jakby ze strachu. Nie, z ekscytacji. Jego twarz wykrzywił bolesny wręcz wyraz. Jeszcze trochę, a kąciki ust spotkałyby się z tyłu głowy. Szalony uśmiech i ostre zęby. Zaczął się śmiać. Z początku był to zduszony śmiech, ale nie na długo. Iwao odrzucił do tyłu głowę śmiejąc się wręcz do granic poczytalności.
Zgubił ją już dawno.
- Należę do Syna Szatana, hm? Dobre sobie, dobre sobie, a to ci kawał! Wszystko robi się jeszcze bardziej ekscytujące. Yhm, yhm. Niesamowite. Takie dobre, takie dobre! - mówił do siebie z rosnącego w nim niezdrowego podniecenia, potykając się na niektórych słowach. - Przecież to zmienia postać rzeczy...
Suki zastygła na czworaka, próbując odnaleźć zgubę. Tępy ból w czaszce sprawiał, że wciąż nie rozróżniała kształtu, ale jej umysł znał prawdę, jaką widziało alabastrowe oko. W duszy krzyczała i błagała by przestał, ale nie odważyła się tego zrobić naprawdę.
- Hahahahahahahahaha! - zarechotał niezdrowo Iwao i ujął podbródek Harumi, nie przerywając oględzin jej bladej skóry. Nacisnął na policzki, pociągnął ją za nos. Uchwycił go między palce, wciskając opuszkami oczy, jakby chciał je wbić głęboko w oczodoły. - Będzie z tobą więcej zabawy niż myślałem! Obudź się, obudź się, obudź, ja wiem, że nie śpisz, budź, budź, budź, budź... - powtarzał Iwao, zbliżając wolną rękę do krwawiącej rany na brzuchu. Rozdziawił palce i...
- NIEEEE!
Bezlitośnie wbił je w krwawą masę. Nie przeszkadzały mu wrzaski Suki. Wszystko czego chciał, to zobaczyć wyraz strachu  na twarzy Harumi, żeby otworzyła oczy i wreszcie się obudziła, by wreszcie dała mu to czego szukał.
Ale ona wciąż leżała, z twarzą wykrzywioną bólem.
Iwao przekrzywił głowę, nie przestając grzebać w jej wnętrzu. To koiło jego nerwy. Krew oblewająca palce była balsamem, a pulsujące, niszczone organy wnętrza kusiły, by zmiażdżyć je w śmiertelnym uścisku. Przesunął się, patrząc na nią zielonymi oczami, pełnymi czystej furii i zaskoczenia jednocześnie. Przestał naciskać na jej powieki i zamiast tego podważył je czarnymi paznokciami, dając sobie widok na wywrócone srebrne oczy Harumi. Spojrzał prosto w nie.
- Obudzę cię.
To była obietnica.
Obietnica Bazyliszka.

- Powinnyśmy się pospieszyć - westchnęła Aine, ugniatając moździerzem składniki w misce.
Była wysoką, wielkostopą dziewczyną o długich, blond włosach i bladej skórze poprzecinanej przez ciemne linie, nadając jej wygląd łusek. Rozglądała się po pomieszczeniu, wodząc wzrokiem po wszystkich kątach. Nie często miała wątpliwą przyjemność odwiedzić największe rozgałęzienie podziemnej części Shizume City. Może powinna dziękować za to jakiejś sile wyższej.
- Robię co mogę - jęknęła Inami. Jej dłonie ułożone dziesięć centymetrów nad brzuchem Harumi otaczała jaskrawa fioletowa poświata. - Ta rana zwyczajnie nie chce się goić - westchnęła. - Zupełnie, jakby ta tutaj delikwentka ją przed tym powstrzymywała.
- Lepiej żeby przestała, dla swojego i naszego dobra - mruknęła z przekąsem Aine. - Wolę nie wiedzieć, co zrobi Iwao kiedy wróci, to po prostu wykracza poza kompetencje mojego umysłu.
- Niezbyt wysoki próg - parsknęła Inami, zdmuchując z czoła kosmyk identycznych włosów, tylko krótszych.
Aine nie powstrzymała się przed wymierzeniem siostrze kopniaka w nerkę.
- Auć, za co?!
- Na szali stoi nasze życie, a ty sobie żartujesz - ofuknęła ją Aine. - Nie wiem, jakie masz opory, ale wszystko co od ciebie zależy to je przełamać.
- Próbuję.
- Widocznie za słabo - odwarknęła i schyliła się, sięgając po fiolkę wypełnioną jasnoszarą substancją o gęstej konsystencji. - Zaraz skończę przygotowywać maść, powinna pomóc w gojeniu.
- Oby, bo idzie gorzej niż krew z nosa.
- Trafne porównanie... - odparła nieobecnie Aine i nie przerywając wlewania, odwróciła się, poszukując wzrokiem Suki. - Wiesz może, gdzie ta mała Hide-chan poszła?
- Hide-chan? - zdziwiła się Inami. - Masz na myśli Su?
- A kogo innego?
- Nazwałaś ją Hide-chan.
- Suki Hideyoshi.
- To nie w twoim stylu.
Aine uśmiechnęła się delikatnie z pewną melancholią. To sprawiło, że Inami poczuła pewien niepokój. Wolała, żeby jej przeczucia nie okazały się prawdą.
- Po prostu znam kogoś o takim imieniu - odpowiedziała po chwili. Wprawdzie uspokoiło to trochę Inami, ale nie całkowicie. Na pewno nie całkowicie. - Kiedy byłam ostatnio w Tokio... Uhm - pokiwała głową. - Był ktoś taki.
- Chyba się nie zakochałaś?
Aine spłonęła wściekłym rumieńcem.
- W-wcale nie! Co ci przyszło do głowy? - parsknęła i machnęła ręką. Miał to być nonszalancki gest, a tymczasem sprawił, że Inami poczuła się odrzucona i urażona. Wydęła wargi i wróciła do leczenia Harumi, wkładając w to jeszcze więcej siły. - Inami?
Nie odpowiedziała.
- Inami przestań...!
Zamrugała, kiedy siostra chwyciła ją za włosy i nakierowała wzrok na Harumi. Dziewczyna miała oczy szeroko otwarte i dyszała, rzucając się w bolesnych spazmach. Inami rozdziawiła usta.
- Złap ją! - krzyknęła Aine.
Inami bez chwili zwłoki zrobiła, co siostra jej kazała. Przytrzymała ramiona Harumi jednocześnie próbując uniknąć jej nóg, którymi wciąż majtała jak ryba wyrzucona na brzeg. Aine w pośpiechu odłożyła miskę i moździerz, po czym zaczęła przetrząsać koszyk pełen butelek, fiolek, cylindrów. Brzęczenie wydawane przez uderzające o siebie szkła niosło się korytarzem, odbijając rykoszetem od ścian. Podobnie jak urywane oddechy i jęki Harumi.
- Mam! - powiedziała do siebie szeptem pełnym ulgi, Aine. Szybko doskoczyła do siostry i uniosła podbródek Harumi, otworzyła jej usta i bez wahania wlała bliżej nieznaną substancję w jej usta. Dziewczyna zaczęła się krztusić i pluć, stróżka śliny i ciemnozielonego płynu wylewała się z kącika, w którym spotykały się obie wargi. Trwało to jakieś dwie minuty. 
W końcu Harumi wywróciła oczami i przestała się ruszać. Rana na brzuchu ponownie się otworzyła i teraz krew wsiąkała w zaschnięte, czerwone plamy. Aine zamknęła powieki Karamoricie i odsunęła się. Z gardła jej i Inami w tym samym momencie wydobył się jęk ulgi.
- To było niebezpieczne... - wydusiła po chwili młodsza siostra.
- Nawet bardziej niż niebezpieczne - odpowiedziała starsza. - Mówiłam, żebyś przestała - otarła pot z czoła wierzchem dłoni i wróciła do swojego moździerza. - Co cię tak zdenerwowało, że odwróciłaś działanie mocy?
Inami milczała. Za bardzo się wstydziła, w końcu emocje przejęły nad nią kontrolę i omal nie zabiła tej dziewczyny. Zawsze wiedziała, że jej moc jest niebezpieczna i nieprzewidywalna, dlatego uczyła się nad nią panować, ale mimo to każde wrogie uczucie potrafiło obrócić leczenie w ból powodujący śmierć.
- Nie wiem.
Aine uśmiechnęła się z wyrozumieniem i zmierzwiła jej włosy.
- W porządku. Ale musisz wrócić do leczenia, tylko tym razem bez wypadków, dobrze? Jestem pewna, że możesz to zrobić.
Inami odpowiedziała niepewnym uśmiechem i kiwnęła głową. Kochała to, że siostra zawsze miała w niej tyle wiary. Tyle wiary, by pozwolić jej znów uzdrawiać, choć wiedziała, iż nie ma nad tym całkowitej kontroli.
- Aine, Inami, miałem wam coś powiedzieć, co nie? - rozległ się głos z korytarza.
Starsza z sióstr przytaknęła.
- A ten... o czym?
Inami westchnęła.
- Kiedy Iwao zacznie się zbliżać!
- O, racja, no więc jakby...
- Streszczaj się Doruna - poradziła Aine, trzęsąc się ze strachu.
- Jeszcze go nie ma.
Omal nie wypuściła miski z rąk.
- I po to przyszedłeś?!
Doruna wszedł w snop światła dawany przez migającą co rusz lampę. Miał na oko sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a proporcje ciała zdecydowanie nie były do tego odpowiednie. Duża jajowata głowa, migdałowe oczy, zgarbiona sylwetka, ciągnące się ręce i żabie nogi.
- No bo zapomniałem, co miałem wam przekazać, ale teraz będę już pamiętać - kiwnął im i pokazał kciuk do góry, po czym zaczął się oddalać, kuśtykając.
- A tobie co się stało?
Prychnął.
- Wciąż nikt nie zatrzymał Białego Huraganu, wam też radzę uważać w drodze powrotnej, ayakashi wybrały sobie Shizume City za obiekt spustoszenia.
- Nie znudziło im się jeszcze?
- Trudno powiedzieć.
Aine odetchnęła.
- Dobrze, wezmę sobie tą radę do serca.
- Ale jaką?
- Nieważne już - przewróciła oczami. - Idź i wypatruj Iwao, jak go zobaczysz, daj nam znać, to jesteś jeszcze w stanie zrobić, no nie?
- Chyba tak.
- Nie chyba, tylko na pewno! - poprawiła go Inami. - Ai, myślę, że można już podawać maść, wtedy skóra się nie rozejdzie, ale i tak będzie konieczne szycie.
- Czyli najpierw szycie - westchnęła Aine i odłożyła przygotowaną maść, poszukując w koszyku, po omacku, igły i nici. - Naprawdę musimy się pospieszyć. Jeżeli Doruna przyszedł tutaj przypomnieć sobie co ma nam przekazać, to znaczy, że miał przeczucie.
- Naprawdę ufasz jego przeczuciom?
- To jego poprosiłam o pomoc - mruknęła Aine. - Chyba nie chcesz skończyć tak jak ona? - wskazała końcem igły na pacjentkę.
Inami wzdrygnęła się na samą myśl. Aine poklepała ją po łopatce.
- Nie martw się, już niedługo wynosimy się do Tokio, tam będziemy bezpieczne - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Inami wcale nie była tego taka pewna.

Tymczasem, w innym miejscu, o innym czasie.
Rin wciąż nie mógł uwierzyć, że wreszcie go wypuszczają. Spędził trzy tygodnie na oddziale psychiatrycznym w skrzydle szpitalnym japońskiej filii Zakonu Prawdziwego Krzyża. Nie nazwałby tego nawet oddziałem. Sama sala, w której przebywał przypominała bardziej więzienną celę. Yuzuru, będąca jednym z kierujących przedsięwzięciem wyjaśniła mu, że to dla celów czysto psychicznych. Chcą trochę otrzeźwić pacjenta - przynajmniej w jego przypadku. W przypadku demonów... Lubił o sobie myśleć jako innym od nich... W przypadku demonów, zamykano je aby sprawdzić ich zachowanie w zamkniętej przestrzeni.
Nie wiedział, czego używali, ale wystrój 'pokoju' zmieniał się z dnia na dzień. W jednej chwili stawał się celą w lochach średniowiecznego zamku, a za swojego współlokatora Rin miał narzędzia tortur wykorzystywane podczas inkwizycji, albo trupy. 
Loch był dwa razy, z prostego powodu. W stanie szaleństwa Rin próbował przetestować narzędzia tortur, nie tylko na sobie, ale też na trupach. Współwięźniach.
Kiedy pozbawiono go "zabawek", jak je określał (Yuzuru mówiła, że hiszpańskiego osła nazwał 'Pedro'), zaczął bawić się zwłokami. 
Nie pamiętał wszystkiego i zabronił Yuzuru mówić mu o detalach, od których jego żołądek wykonywał salta. Niewiedza zawsze była lepsza. Powtarzał tak sobie, ale nieraz w ciągu ostatnich dwóch dni z psychoterapeutą, próbował się o nie dopytać. Po każdym pytaniu lub prośbie dr Asano chwytał za telefon, gotowy w tej sprawie zwrócić się do Yuzuru, ale Rin go powstrzymywał.
Właściwie nie wiedział już czego chce. Coś mu mówiło, że obu decyzji będzie żałował, więc siedział po prostu cicho.
Pamiętał tylko parę scen, które przyprawiały go o ciarki, ale jednocześnie chciałby wiedzieć więcej...

"Stał na środku celi w bezruchu od jakichś trzech godzin. W lustrze przed sobą widział swoje odbicie, to samo z lewej, z prawej, z tyłu. Wszędzie. Wiedział, że go podglądają. Oglądają każdy jego kawałek, fragment. To go obrzydzało. Widzą wszystko. Oni widzą wszystko. Każdy grzech, każdy kawałek zdartego naskórka, każdy upuszczony włos, każdy płomień płynący jego żyłami, każdy uśmiech zadowolenia po każdym trupie, każdy gest, każdą łzę, każdy krzyk, każdą myśl, każdą wersję ich własnej śmierci w jego oczach. Widzą wszystko. Przejrzeli cię.
Przejrzeli cię.
Zaczął okręcać się na pięcie.
- Nie widzicie mnie, nie widzicie mnie, nie widzicie mnie~ - szeptał jak mantrę, uśmiechając się szaleńczo.
Podszedł do prawego lustra. Uniósł kąciki swoich ust palcami jeszcze wyżej, naciągając je pod dolne powieki. 
- Nie widzicie mnie, nie widzicie mnie.
Mocno trzymał usta, żeby się nie wykrzywiły. W końcu puścił jeden z kącików i zauważył, że jego paznokieć pokryty jest krwią. Powoli przyłożył opuszkę do lustra.
- Widzicie to? - przekrzywił głowę.
Ukucnął.
- A to?
Wstał, okręcił się.
- Nie widzicie mnie, nie widzicie mnie.
Oblizał palec.
Podszedł do lustra z przodu, do tego na które się patrzył. Zauważył kątem oka mazak na podłodze. Wcześniej go tu nie było. Zaczął skakać. Z początku wydawało się, że z radości, ale jego twarz była wykrzywiona w czystej rozpaczy. 
- Widzicie?
Teraz skakał ze złączonymi stopami z jednego końca lustra na drugi, zupełnie jak zając.
- Nie widzicie mnie...?
Otworzył oczy szeroko, źrenice zwęziły się i otoczyły je czerwone pierścienie.
- Widzicie!
I uderzył pięścią w lustro. Zaczęło pękać. Każde pęknięcie miało inny kształt, wyglądało inaczej, majestatyczniej, lepiej. Spojrzał na swoją dłoń, była zakrwawiona. Na niej również powstały pęknięcia. Ciekawe, czy mógł...
Nie czekał dłużej. Zaczął rozprowadzać krew wzdłuż pęknięć ciesząc się, jak dziecko, każdym pociągnięciem. Zabrało mu krwi. Jak śmiesznie to zabrzmi. Nie wystarczało jej. Za mały był strumień płynący z pęknięć na dłoni. Podniósł jeden z kawałków szkła i przejechał nim po przedramieniu. Uśmiechnął się na widok krwi. Podszedł, by zamalować kolejne pęknięcia, gdy nagle... Coś uderzyło w pęknięte lustro i odłamki padły na Rin'a, ostrym, bolesnym deszczem. Leżał na podłodze. Pokryty rysami, krwawiącymi rysami.
Uśmiechnął się.
- Nie widzicie mnie~! - zaśmiał się i sięgnął po marker. Powoli zaczął nim obrysowywać wszystkie rany i kształt swojego ciała na podłodze."

Odczytywał to ze swojego notesu po raz trzeci, od kiedy wrócił do średniego poziomu poczytalności i był już mniej więcej świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Miał w nim zapisywać dziwne myśli, spostrzeżenia, czy też niepokojące wspomnienia. Jak na razie zapisał połowę stron.
Wiele z nich było opisem scen tworzących się w jego umyśle. Wszystkie zawierały element wspólny. Lustro. Nie wiedział, jak to interpretować, a bał się zapytać Yuzuru. Bał się, że jest z nim coś nie tak.
- Rin-chaaan~! Witaaaj~!
Nim zdążył zareagować, choćby odłożyć notes z powrotem do wpół spakowanej torby, został zamknięty w żelaznym uścisku Natsume Tadamasy. Zdziwił go ten fakt.
- N-Natsume-san?! - wydukał.
Nie tylko obecność Natsume go zdziwiła, ale też forma powitania. Zazwyczaj tuliła się do swojej młodszej siostry, Wiedź--- Harumi, a jego witała kolankiem w brzuch.
- Aw, a kto inny? - spytała i podskoczyła kilka razy, jakby nie zdawała sobie sprawy, że jej biust uderzał o plecy Rin'a. Nie żeby mu to przeszkadzało, ale zapalonej feministce jak najbardziej powinno. 
- Myślałem, że Yukio przyjdzie... Jest pewnie w recepcji, no nie? Zawsze był dobry w te całe formalności, rozumiesz, wzorowy uczeń - przewrócił oczami i spróbował się uśmiechnąć. W ciągu ostatnich dni było to trudniejsze niż po śmierci Shiro.
Natsume powoli odsunęła się od niego. Odwrócił się i uniósł brew. Nadal się uśmiechała, ale niepewnie. W jej oczach jak zawsze pozostawał ten sam beztroski wyraz. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek się zmienia.
- Yuki, erm, nie przyszedł.
Wytrzeszczył oczy.
- Co? 
Założyła ręce na piersi, naciągając nieco swój czarny płaszcz.
- Jakby ci to wytłumaczyć?
- Można najprościej? - zasugerował Rin.
Natsume wydęła wargi. Przez chwilę wodziła wzrokiem po kątach, aż wreszcie spojrzała mu w oczy.
- Najprostsze wyjaśnienie jest takie, że ma ostatnio ręce pełne roboty - westchnęła. Na chwilę w jej oczach błysnęło coś pomarańczowego i natychmiast je zakryła. - Agh! - syknęła i zgięła się w pół.
- H-hej! Wszystko w porządku, Natsume-san?! - wyciągnął rękę, żeby umieścić ją na łopatce Tadamasy, ale ta czym prędzej się odsunęła. - Ej no, chcę ci pomóc, więc mogłabyś...!
- Nie zbliżaj się - wcięła się Natsume. - Tylko na chwilę. 
Niechętnie się zgodził. Pozwolił jej na kilka minut stania pod ścianą, z twarzą zwróconą w kierunku otwartego okna. Była piękna pogoda, sam by z chęcią popatrzył, ale wiedział, że Natsume ma zupełnie inne powody, niż kontemplację natury.
- O co chodzi?
Zwróciła się twarzą do niego, z zamkniętym lewym okiem.
- To nic takiego - mruknęła, ocierając łezkę bólu, z rzęs. - Naprawdę nie najlepszy czas i miejsce, żeby o tym mówić, kiedyś ci opowiem. Teraz powinieneś skończyć pakowanie i pójdziemy razem do Aki-chan'a~!
- Aki? Przyszedł z tobą?... - na wspomnienie Akihito poczuł lekkie pocieszenie w sprawie Yukio. Bywało, że zazdrościł niewdzięcznej losowi Harumi, posiadania brata takiego jak on. Oczywiście, w niektórych sytuacjach miał ochotę zdefenestrować Yukio, ale normalnie nie wymienił by go na nikogo innego. Irytował go jedynie stosunek Harumi do Akihito. - A ten cham Yukio nie...
- Eeej, słuchaj Rinnie, Yuki też ma robotę - Natsume ułożyła ręce na biodrach. - Nawet nie wiesz jak zjechały się wszelkie pierdoły w ciągu ostatnich dni.
Jej słowa traciły autorytet przez dobór i zamknięte oko. Przypominała mu pirackich kapitanów z książek, które czytał im Shiro w dzieciństwie. Brakowało tylko dziwnego akcentu i noża w ustach.
- Ta? Niby jakie?
Jęknęła.
- Raaany, co my mamy z tym dzieciakiem - potrząsnęła głową. - Naprawdę nie możesz uwierzyć mi na słowo Rinnie? - spytała, robiąc słodką minkę. Ale znowu, to oko wszystko psuło. - No, pakuj manatki i idziemy!
Na zwykłym pakowaniu się nie skończyło. Według Natsume położenie każdej rzeczy w niemal bezdennej torbie było złe. Dlatego musiał wyrzucić wszystko na szpitalne łóżko i zaczęło się. 
Na szczęście z korytarza zawołał ją jakiś lekarz, z nieznanych Rin'owi powodów. Wykorzystał to jako swoją szansę i załadował wszystko byle jak. Torba była ciężka. Wcześniej myślał, że nadopiekuńczy Yukio nawrzucał rzeczy na zapas, ale teraz miał wątpliwości, czy w ogóle odwiedzał go w szpitalu.
Wyszedł z pokoju, zakładając marynarkę jedną ręką. Rozejrzał się, ale nigdzie śladu po Natsume lub Akihito. Nie chodził zbyt wiele po korytarzach szpitalnych, głównie dlatego, że każdy jego krok monitorowały kamery i nadgorliwi lekarze.
- Natsume? Aki?
- Proszę, nie chcę już więcej! - krzyknął ktoś płaczliwie, znajomym głosem.
Rin drgnął i natychmiast zwrócił swój krok w tamtą stronę.
Wolał, żeby jego podejrzenia co do tożsamości tego osoby się nie potwierdziły.
- To dla twojego dobra, Tsuda-san, wybacz mi to naprawdę nic osobistego - odpowiedział spokojny głos Natsume. Gdyby nie wiedział, jak wrażliwy jest jego słuch, uznałby, że mu się zwyczajnie wydawało. - Zaboli tylko przez chwilę, potem Aki-chan cię schłodzi, dobrze?
- Ja nie chcę! Nie chcę! Błagam nie róbcie już tegooo! - zaszlochał Souji.
Rin przyspieszył, rozglądając się na boki w poszukiwaniu szczególnego pokoju. 
- Hej ty! Nie ma biegania na korytarzach!
Cholera, zaklął w myślach i tylko dodał tempa swojemu krokowi. Nagle zatrzymał się, gwałtownie hamując, akurat przed wjeżdżającą w zakręt pielęgniarką z wózkiem okrytym białą płachtą. Mam cię. Szybko natarł na drzwi i jak wielkiego zdziwienia doznał, kiedy nie otworzyły się.
- Błagam niech mi ktoś pomoże!
Uderzył o nie całym swoim ciałem, aż zatrzęsły się w zawiasach.
- Okumura Rin!
Słysząc swoje imię zastygł w pozycji gotowej do ponownego natarcia na drzwi. Mechanicznym ruchem odwrócił się w kierunku wściekłego medyka z niezręcznym uśmiechem wykrzywiającym usta.
- Taak?
- Co ty do jasnej cholery robisz?
Stał twarzą w twarz z Saburotą Inoue, lekarzem, meisterem jako Doktor na wysokim poziomie - już nie pamiętał jakim, a co ważniejsze kumplem Yuzuru, chociaż zostawił ją na pastwę przełożonych z winą za podanie Rin'owi serum szaleństwa.
Nie odpowiedział. Nacisnął na klamkę i uderzył ciałem o drzwi.
Saburota chwycił go za ramię.
- Masz przestać w tej chwili. Nie możesz tam wejść.
- Tak? Szkoda, że ludzie, którzy przyszli mnie wypisać i zaprowadzić do akademika i dopilnować, żebym nie zrobił sobie krzywdy... - tu wskazał na jasne blizny na przedramionach. - Są w środku.
Saburota westchnął i pokręcił głową. Krzyki z pomieszczenia ustawały. Podszedł do drzwi i odepchnął Rin'a wsuwając w zamek klucz. 
- Ranmaru Katsuragi, czemu akurat ciebie spodziewałem się tutaj zobaczyć?
Rin nie patrzył na osobę, która skupiła na sobie uwagę Inoue, zamiast tego jego wzrok szybko pobiegł do białego, szpitalnego łóżka. To na nim przypięty skórzanymi pasami leżał Tsuda ze łzami w oczach. Tuż obok stała Natsume, zakrywająca oczy i Akihito z czarną chustką chowającą twarz od nosa w dół.
- Aki kto wszedł?
- Nie martw się Natsu-nee, to tylko Rin - uspokoił ją Akihito i uśmiechnął się do niego. Chyba to zrobił. Trudno było dostrzec przez gruby, czarny materiał. - Siemka młody, ufam, że nie wbijesz mi teraz noża w plecy, haha? Natsu-nee mówiła, że jesteś zawiedziony moją obecnością.
- N-nie, to nie tak, po prostu Yukio...
- Aaa, rozumiem - przytaknął Akihito, kiwając głową ze zrozumieniem. - Byłbym zawiedziony, gdyby zamiast Haru przyszła Natsu-n--- urwał i jęknął, gdy starsza siostra zdzieliła go po głowie. - Sam rozumiesz, hehe - zaśmiał się nerwowo.
Wtedy ich uwagę zwrócił Tsuda, który zaczął rzucać się po łóżku na tyle, na ile mógł. Był przy tym dziwnie nieporadny. Ruszał górnymi partiami ciała, dolne leżały nieruchomo pod prześcieradłem splamionym krwią. Souji wyglądał jakby miał zaraz umrzeć jednocześnie ze strachu i jakiejś nieznanej choroby. Zarówno ból, jak i przerażenie były widoczne na jego twarzy.
- Pomocy - szeptał, a łzy ciekły mu wzdłuż policzków. - Niech to się wreszcie skończy, błagam!
- Niech się stanie - zachichotał Akihito i powoli pochylił się nad Souji'm, zsuwając z twarzy chustkę. Dopiero wtedy Rin zobaczył co zakrywał. Jego wargi były niemal fioletowe, jakby za długo przebywał na zimnie, twarz biała, dosłownie biała, przecinana przez błękitne spirale i zawijasy. Otworzył usta i nabrał powietrza nosem, wypuszczając je na Souji'ego. Wtedy Rin zauważył, że oprócz łez na twarzy chłopaka występują też wielkie krople potu.
- Nic groźnego, jak widzisz, Okumuro Rin - odezwał się wtem drugi z obecnych lekarzy. 
Wyciągał rękę w jego kierunku, uśmiechając się w zamierzeniu sympatycznie. W praktyce był bardziej przerażający.
- Ranmaru Katsuragi - przedstawił się. Rin niechętnie uścisnął jego nieprzyjemnie chłodną dłoń. Ranmaru uśmiechnął się na nieskrywany przez chłopaka grymas. - Jak wielu medyków wywodzę się z rodu Azazela - wyjaśnił.
Rin przypomniał sobie o zdolnościach Yuzuru, telepatia, telekineza?
- Oh nie nie - Ranmaru pokręcił głową. - Moja krew jest wyjątkowo rozcieńczona, co oznacza bardzo delikatne pokrewieństwo. Mogę jedynie czytać myśli innych ludzi, jak pewnie zauważyłeś.
Wzdrygnął się.
- Tiaa... Ale... Nie! Co tu się u licha dzieje?! - wykrzyknął obejmując gestem całe pomieszczenie, koncentrując się szczególnie na Tsudzie.
- Okumura, ty... - zaczął wyjątkowo zirytowany Saburota.
- Nie sądzisz, że jest coś czym powinieneś się zająć, Inoue? - spytał Ranmaru, z wrednym uśmieszkiem. - Myślę, że pacjent spod szóstki wyjątkowo potrzebuje twojego mentalnego wsparcia - poruszył sugestywnie brwiami. - Bierz ją tygrysie.
Inoue miał już coś powiedzieć, ale wycofał się i tylko mruknął parę niepochlebnych słów pod nosem, po czym wyszedł z pomieszczania, rzucając Katsuragi'emu wrogie spojrzenie.
- Tak drogie dzieci zwalcza się insekty - parsknął lekarz.
- Nie nazwałabym Inoue-san'a insektem~! - wtrąciła Natsume. - Bardziej przypomina wyedukowanego szympansa~ Tego Bestię z X-Menów.
- Ale to był gorylo-człek... - zauważył Akihito, zakładając z powrotem chustkę na usta i sprawdzając temperaturę Souji'emu. Pokiwał głową i wymamrotał coś po cichu do siebie, po czym zaciągnął koce na osuwającego się po poduszkach chłopaka. - Zaraz cię odepnę stary.
- Odpowie mi ktoś wreszcie?! - przypomniał o sobie Rin.
- Pomagamy mu - rzuciła Natsume, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- Niby jak?! Przecież wrzeszczał, ba, płakał, a wy nazywacie to pomaganiem?!
- Rinnie to nie jest czas ani...
- Miejsce, wiem! Ale gdzie i kiedy, jak nie tu i teraz?! - atakował dalej Okumura, czując rosnącą w sobie złość. Nienawidził kiedy ktoś trzymał przed nim sekrety, ważne sekrety. Takie jak stan zdrowia jego przyjaciela.
- Mu... Murin? - wydukał niepewnie Souji, próbując otworzyć szerzej oczy.
- Tsuda...?
- O... odkupiłeś jej ten telefon? - wymamrotał.
- O czym on bredzi? - spytała Natsume, wciąż unikając odkrywania swoich oczu. 
- Nieważne, mogę wiedzieć, co mu się stało?
- Murin...?
- Tak, jestem tu, Tsuda, ale... co ci się do jasnej cholery stało?
Tsuda zmrużył oczy i otworzył usta, jakby próbował przywołać jakieś odległe wspomnienie, ale tylko skrzywił się i świeża porcja łez zalazła jego skórę. Ku zdumieniu Rin'a, gdy ciepła kropla spotkała opaloną, acz zzieleniałą skórę Souji'ego, rozległ się syk i pokrył ją... szron?
- D-Droga... Droga do piekła... - wyszeptał, na co Rin zastygł z wytrzeszczonymi oczami.
- Co takiego?
- To nazwa kolejki, na której... a raczej pod którą, go odnaleziono - westchnął Ranmaru. - Przygniotła mu nogi, dlatego... - przerwał i poprawił kołnierz koszuli. - Miałem o tym nie wspominać, ale podejrzewamy, że nigdy nie będzie mógł już chodzić.
Souji zmrużył oczy, starając się objąć rozumem słowa lekarza.
- Co...? - wydukał.
- To nie wszystko - podjął znów Katsuragi. - Rdzeń kręgowy był wprawdzie naruszony, ale z naszymi zdolnościami bylibyśmy w stanie zapewnić mu choćby poruszanie się za pomocą kul, jednak... Coś... Coś doprowadziło do całkowitego paraliżu, przynajmniej od pasa w dół.
- Jakie "coś"? - domagał się odpowiedzi Rin. - Jesteś lekarzem, powinieneś chyba to wiedzieć!
- I w tym sęk, Okumuro Rin, że nie wiem. To nie ma żadnego medycznego wytłumaczenia.
- Czyli, że...
- Demon - wciął się Akihito. - Ogólnie to podejrzewamy jakiegoś demona węża. Najbardziej prawdopodobny jest Bazyliszek, znasz chyba tą historię...?
- Nie bardzo... - podrapał się po głowie.
- Jedne podania przedstawiają go jako krzyżówkę wężo-smoka z kogutem, a inne po prostu jako gigantycznego węża - wyjaśniła Natsume. - Podobno jego wzrok zamienia w kamień. Jednak wedle legend został pokonany przez jakiegoś wieśniaka, tudzież parę dzieci w stylu Jaś i Małgosia, spojrzał w lustro i w odbiciu zobaczył swoje oczy, zamienił się w kamień. Badum! Jesteśmy bogaci, bo mawiano, że strzegł fortuny w złocie i klejnotach.
- Ciekawa historia, nie ma co - prychnął Rin. - I twierdzicie, że ten cały Bazyl sparaliżował Tsudę? To dlaczego nie jest skamieniały...?
- Legenda to tylko legenda, według naszych źródeł, po prostu unieruchamiał ofiarę na wieki.
- W takim razie...
- Gdyby nie pomoc obecnych tutaj Tadamasów, Tsuda Souji stałby teraz w swoim domu jako posążek ogrodowy, obok kolorowych krasnali i gnomów - wtrącił Ranmaru, przeglądając kartki na trzymanej podstawce. - Natsume Tadamasa, vel Oni, dzierżąca Ogniste Spojrzenie i Akihito Tadamasa vel Tenshi, posiadacz Zimnego Oddechu.
Nagle wszystkie kawałki zaczęły do siebie pasować.
- To dlatego się zasłaniacie...! - wyszedł z wnioskiem Rin.
- No shit, Sherlock - rzucił Akihito, uśmiechając się szeroko pod chustką. - To specjalny materiał mający nie przepuszczać zimna i zatrzymywać ciepło, jest przydatny. Natsu-nee...
- Panuję nad swoim darem, moje ciało absorbuje gorąco. Muszę się tylko uspokoić, a będę mogła spojrzeć wam w oczy bez problemów - uniosła kciuk do góry.
- Wow, wy serio nieźli jesteście!
- No ba - zaśmiał się Akihito i zmierzwił mu czuprynę. - To jak? Idziemy po dyplom?
Uniósł brwi.
- Jaki znowu dyplom?
- Zaświadczenie o poczytalności, Okumuro Rinie.
I wszystko znów jest na swoim miejscu, pomyślał z ulgą. Ranmaru powiedział Souji'emu, że przyjdzie później na kontrolę. Akihito odpiął pasy, pozwalając mu na swobodny ruch, oczywiście do pasa. Natsume wyszła do toalety. Akihito szybko wyjaśnił, że chce jak najszybciej pozbyć się swojego Spojrzenia. Rin nie rozumiał do końca co to znaczy, więc tylko wzruszył ramionami.
- Chcesz z nim chwilę zostać? To twój przyjaciel, co nie? - spytał Akihito.
Kiwnął niepewnie głową.
- Będę na korytarzu - Akihito posłał mu uspokajający uśmiech i poklepał po łopatce, znikając za drzwiami.
Przez chwilę stał w ciszy, aż w końcu doszedł do wniosku, że nie powinien zwlekać, miał tylko kilka minut na rozmowę z przyjacielem. Zbliżył się do łóżka i stanął z boku.
- Żyjesz, Tsuji? - spytał, próbując się uśmiechnąć. Dla Tsudy, powtarzał w myślach.
- Murin...? - wymamrotał. - Ta... - wymusił uśmiech. - Chociaż bywało lepiej - wyszeptał.
Milczenie. Znowu cisza.
- Dasz radę, stary - przemówił wreszcie Rin. - Wyjdziesz z tego i jeszcze razem pognamy za Shino i Kamisuke - zapewnił. - W końcu, nie możesz pozwolić paniom czekać - mrugnął do niego, sprawiając, że niepełnosprawny zaśmiał się krótko i słabo. - Zwłaszcza Shino, co? - spytał, udając, że szturcha go łokciem.
Tsuda spłonął rumieńcem.
- Niekoniecznie... - mruknął, odwracając wzrok. Rozmarzony wzrok.
- Oo, wiedziałem! Dlatego na stówę musisz wrócić w jednym kawałku - stwierdził Rin.
- A jeśli...?
- Hm?
- A jeśli nie wrócę w jednym kawałku?
- Stary, i tak będziesz Tsuji'm, co nie? I tak będziemy cię kochać.
- Fuuuj, gościu, to brzmiało strasznie.
I oboje wybuchnęli śmiechem.
Akihito wyjrzał przez szparę w drzwiach.
- Nie chcę cię martwić, Rin, ale idzie Natsu-nee! - krzyknął szeptem. 
- Dobrzee! - odpowiedział w tej samej manierze Rin, uśmiechając się szeroko, tym razem szczerze. - Muszę iść... Odwiedzę cię, ma się rozumieć - dodał szybko i zaczął się oddalać w stronę drzwi.
Otwierał je już, by spotkać się oko w oko z na powrót wesołą, Natsume, gdy Tsuda zaczął coś mówić.
- He? Co mówisz?
- Karami... Karami-chan... - wydusił po chwili ciszy Souji. 
- Kto? 
- Ha... Harumi... Harumi... - powtórzył Tsuda, a jego usta znowu wykrzywiły się w grymasie.
Natsume zastygła wpół kroku na brzmienie imienia siostry. Wzrok Akihito stężał, podobnie jak atmosfera wokół nich. Rin nie wiedział, jak ma to rozumieć. 
- Co z Wiedźmą? - spytał zdziwiony, że jego przyjaciel w ogóle o niej wspomina. Czy chodziło o ten telefon?
- Ona... - zaczął, ale przerwał mu szloch. - Ona też tam była - wykrztusił. - Razem ze mną... Na D-Drodze do piekła i wtedy... ten wielki kot... - kolejny szloch wstrząsnął jego ciałem. - Stary, ja nie wiedziałem co robić, wszystko zaczęło się walić... To leciało na mnie, tak bolało... A ona... - przełknął ślinę. - Przebił ją jeden z... Przebił ją na wylot...! 
- M-Mori...?
- N-nie wiem, co się z nią potem stało... - wyszeptał. - P-przyszedł Kawa... - zacisnął powieki i potrząsnął głową. - Nie wiem co było potem, ale... Kawa... i to tak bolało. Obudziłem się w szpitalu, cały gorący, a, a potem zimno... Moja głowa... Kawa ją...
- W porządku, Sou-tan, nie musisz mówić im wszystkiego.
Wzrok wszystkich skupił się na rudowłosej dziewczynie, stojącej tuż za nimi przed drzwiami innego pomieszczenia. Opierała się na swojej młodszej siostrze, która wyglądała, jakby przepłakała całe trzy tygodnie od wypadku.
- Murakami?!
- A czego się spodziewasz, Rin-chan? - parsknęła Mina. - Nie tylko ty odniosłeś obrażenia. Choć twoje były raczej mózgownicowe, niż fizyczne - uśmiechnęła się słabo i omal nie straciła równowagi.
- Co ci...? - objął ją wzrokiem od stóp do głów i dopiero po chwili zauważył... wyraźny brak prawej nogi aż do uda. - O Boże...
- I tak dobrze, że tylko tyle musieli amputować - jej uśmiech był smutny. - Nogę i palce u prawej stopy, martwica.
- Ale jak...?
- Wpadłam do wody w mini zoo. Chyba... rzucił się za mną niedźwiedź polarny - zmarszczyła brwi. - Ale... Ktoś mnie chyba zepchnął, bo wątpię, żeby to był przypadek. Nie zrozum mnie źle, znam się na złośliwościach losu, ale umiem dobrze pływać.
- W takim razie kto... - zaczął znowu, ale przerwał mu Akihito.
- Rin.
Drgnął.
- Co takiego?
- Musimy już iść.
- Ale...
- Odwiedzisz ją, będzie w skrzydle szpitalnym dopóki nie skończą konstrukcji protezy i stabilizatorów - zapewniła go Natsume i przerzuciła swoje ramię przez szyję. - No, a teraz zostawmy gołąbeczki same - puściła mu oczko.
- Gołąbeczki...? - wydukał Rin i odwrócił się, by spojrzeć na Tsudę po raz ostatni, by zobaczyć, że jego przyjaciel poczerwieniał jak dojrzały pomidor.

- Wiele rzeczy wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech tygodni - westchnął Rin, ze złością patrząc na 'zaświadczenie o poczytalności', które z zadowoleniem widocznym na twarzy wypisał mu Saburota Inoue. Irytował go ten poważny medyk. Zastanawiał się teraz, czy on też pochodził od Azazela. Skoro większość lekarzy...?
Większość to nie wszyscy - przypomniał sobie.
- Mówisz o Murakami i Tsudzie, czy ogólnie? - spytał Akihito.
- Raczej ogólnie, choć... reszty jeszcze nie widziałem - przyznał. - Wsiadamy w metro?
- Podwiezie nas mój znajomy z waszej szkoły - wyjaśniła dotychczas milcząca Natsume. Po rozmowie z Tsudą i Murakami jakby wyparował z niej cały entuzjazm. Rin starał się nie zwracać na to uwagi, ale myślami wciąż wracał do reakcji Akihito i Natsume na wspomnienie o Harumi. Czy jej też coś się stało?
Kiedy indziej takie podejrzenie wywołałoby uśmiech na jego twarzy, ale teraz nieświadomie zaczął się o nią martwić. Widząc stan Miny i Souji'ego nie potrafił pozostać obojętny.
Zatrzymali się przy niedużym sklepiku w pobliżu stacji metra i na przeciwko jednego z najwyższych budynków w całym mieście. Był to jakiś biurowiec o ile Rin dobrze pamiętał. Ze zdziwieniem zauważył ekrany, bardziej charakterystyczne dla nowoczesnych miast, jak np. Tokio, które odwiedził raz z Shiro i Yukio.
- Miałem rację, że dużo się wydarzyło - prychnął. - Mephisto chce zmodernizować miasto?
- Coś w tym stylu - przytaknął Akihito. - Ostatnio mało kto go widuje, jest czymś zajęty, może to w związku ze zbliżającym się szczytem egzorcystów w Osace? Kij wie. W każdym razie po ataku Białego Huraganu i furii Kuro padło niemal wszystko. Łącznie ze stacjami metra. Wciąż nie udało się powstrzymać tego cholerstwa, dlatego trzeba było wyłączyć metro jako środek transportu.
Rin jako długoletni mieszkaniec Japonii wiedział, że bez metra ten kraj praktycznie upada.
- Wow! No nieźle i co z tym robi?
- Na razie niewiele, próbuje jak najszybciej doprowadzić do odbudowy mostu i ujarzmienia Białego Huraganu, no i przy okazji naprawienia sprawy z metrem. Te wszystkie ekrany służą do komunikacji władz z miastem, w razie usterek lub potrzeby ostrzeżenia.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. To niesamowite jak jeden wypadek potrafi zmienić.
Na ekranach wyświetlano reklamy, urywki z najnowszych wiadomości, giełdę, wartość skupu i sprzedaży walut, zupełnie jak w tych wszystkich unowocześnionych metropoliach. Uśmiechał się na widok kolorowych tańczących lalek typu symulator Miku-Miku-Dance i kiwał głową w takt muzyki.
Mógłby się do tego przyzwyczaić.
Do momentu. Wszystko przysłoniła wielka chmura strachu. Ekrany poczerniały. Spodziewał się ujrzeć znajomą twarz Mephisto Phelesa, ale bardzo się mylił. Na ekranie pojawił się chłopak. Na oko osiemnastolatek o wściekle czerwonych włosach i porcelanowej cerze, wyjątkowo kontrastującej się z jego czupryną. Nosił ciemne okulary i uśmiechał się szaleńczo.
- Witam was, Miasto Prawdziwego Krzyża - odezwał się w końcu, a wszystko zdawało się zatrzymać, wyłącznie dla niego. - Od trzech tygodni cierpicie z powodu lekkomyślności waszych "obrońców", którzy pozwolili jakiemuś głupiemu demonowi zdemolować wasze miasto, a chmarze wrogich ayakashi nawiedzać podziemia. Biedacy - udał współczujący ton. - A ja, wspaniałomyślnie pragnąłem ułatwić im sprawę. Zaoferowałem, że sam, tymi rękami, zatrzymam ayakashi.
Ayakashi. To słowo przeszło gwarnym szeptem przez tłumy ludzi.
- Jednak... odmówili mi, dumne bufony. Ba, zlekceważyli moją propozycję. Pomyślałem więc, że najlepiej będzie dotrzeć do nich w inny sposób.
Uniósł rękę i wcisnął coś na pilocie. Na ekranie pokazały się płonące budynki w innych dzielnicach miasta, a ulicami echem niosły się syreny wozów strażackich. 
- Oto do czego zmusiliście mnie, egzorcyści. Ale kimże bym był nie dając wam ostatniej szansy - parsknął, wracając na ekran z ręką na sercu. - Wszystko czego od was oczekuję, to abyście bez sztuczek wydali mi najzdolniejszego Spirytystę i najlepszy oddział medyków, jakim dysponujecie. Bez sztuczek, powtarzam.
Akihito wydał z siebie pogardliwe prychnięcie. Rin też wątpił, by Mephisto zdecydował się to zrobić. 
- Ah, zapomniałbym, ponieważ wy, ludzie, należycie do stworzeń upartych, mam dla was jeszcze jedną zachętę do szybszego rozważenia mojej oferty - zaznaczył, unosząc palec. Odsunął się i padło zbliżenie na leżącą pod ścianą dziewczynę z zaklejonymi ustami i związanymi kończynami. - Oto jedna z was.
Uniósł jej podbródek i odgarnął włosy, ukazując wszystkim jej twarz... Dziewczyna patrzyła na widzów spod wpółprzymkniętych oczu. Zwykle blada skóra była teraz zabójczo biała, jak prześcieradło. Gdzieniegdzie przecinały ją blizny i gojące się rany. Miała spuchnięty policzek i rozbity łuk brwiowy.
- Harumi Karamorita. Cena wywoławcza: Iskra.
I wtedy ekran stał się czarny jak smoła, podczas gdy nad nim eksplodowały kolory. Czerwień, złoto i pomarańcz. Ogień. Wybuch.
- Padnij!


---------------------------------------------------------------------
I tym pozytywnym aspektem kończymy rozdział~ Nie spodziewałam się, że napiszę go tak szybko, zajęło mi jakieś dwa dni w zaokrągleniu, bo była lekka przerwa~ Neh, neh~ W dodatku mam już opracowaną fabułę na następne rozdziały, także wszystko jest gites :D Sorry za ewentualne błędy, ale pisałam to w nocy, więc O_o ... 
Złapał ktoś nawiązanie do dwóch zajebistych anime, czy to tylko ja? XD Jak ktoś złapał to pisać w komentarzu do jakich ;P Podpowiedź: Hideyoshi (I) i Shizume City (II).
Meh, dawno już nie byłam w transie literackim, nie powinnam tego robić zbyt często. Kuźwa, nie byłam świadoma co piszę, dopóki się nie obudziłam XD
Zastanawiam się, kiedy będzie następny rozdział~ Hmm, zobaczymy~

Czym jest Iskra, tak potrzebna Iwao?
Kim  jest Kimiko i czy będzie przepustką Harumi do wolności?
Jak egzorcyści zareagują na śmiałe posunięcie Iwao?
Co się wydarzyło w lunaparku?
Gdzie jest Len?
Czy Iwao zostanie powstrzymany?
Na te pytania i wiele więcej znajdziecie odpowiedź w następnych rozdziałach:
Mojej wersji Ao no Exorcist - "Czy zostaniesz kiedy wszystko spłonie?"

" I  p a t r z m y  j a k  p ł o n i e . "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz