niedziela, 21 września 2014

Rozdział XXV - "Drzwi"

Po tej scenie Rin przestał kojarzyć fakty, po prostu wyłączył się i pozwolił, by działo się co się miało dziać. Natsume, kiedy już znaleźli się poza obszarem niebezpieczeństwa, zaczęła płakać. Wiedział, że to nie ze strachu przed wybuchem. Sam musiał przyznać - nic go tak nie przeraziło jak scena wyświetlona na jednym z ekranów.
Spodziewałby się, że z dwojga rodzeństwa to Akihito się rozklei, w końcu Harumi była jego oczkiem w głowie, najukochańsza siostrzyczka bez wad. Jednak to właśnie on zachował zimną krew i powiadomił sztab japońskich egzorcystów o wypadku i odnalazł bezpieczne przejście, do spokojniejszej okolicy, tam z telefonu Natsume nakazał przyjechać temu jej całemu przyjacielowi, a sam wrócił na miejsce wypadku.
Rin naprawdę zazdrościł mu opanowania.

Dzień minął jak mu jak w transie. Natsume nawet nie skomentowała zawalonego płaszczami wieszaka, sterty brudnych naczyń w zlewie i leniącego się Ukobacha, czy zakurzonych półek. Wzięła coś z lodówki i zniknęła na piętrze.
Dopiero wtedy usiadł przy jednym ze stolików, przy tym, przy którym zazwyczaj jedli wspólne posiłki, zazwyczaj podczas nich kłócił się z Harumi, był strofowany przez Yukio, rozśmieszany przez Akihito i zastraszany przez Natsume. 
Ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział co robić. Nie potrafił zmusić się, żeby wstać, wziąć swoją torbę i iść się rozpakować na górę. Z drugiej strony nie mógł też siedzieć tam wiecznie i zastanawiać się. Nad czym? Nad wieloma dziwnymi sprawami, o których wcześniej nie myślał.
Jak ten obrazek by wyglądał, gdyby wycięto z niego Harumi? Bez niej nie byłoby pewnie też Akihito, Natsume, zostałby sam z Yukio, bliźniacy Okumura. Kochał swojego brata, ale po dwóch i pół miesiąca mieszkania z tą grupką dziwaków wiedział, że nie potrafiłby się przestawić. I zrozumiał jedno - Harumi była nieodłączną częścią jego rzeczywistości, codzienności. Wredna baba bez poczucia humoru wiecznie wciągająca go w jakieś kłopoty. Była tak obecna w jego życiu jak demoniczne dziedzictwo, czy nowi przyjaciele, chociaż sama nie zaliczała się do tej grupy.
- Cholera jasna! - jęknął, uderzając dłońmi o blat stołu z bezradności.
Nie pomogło. Zaklął głośno i ponownie walnął niczemu winny mebel. Nic to nie dało. Dysząc, czerwony ze złości wstał i kopnął ławę. Zaciskając dłonie w pięści przebił się wymierzył cios i przebił się przez stół. Nie przeszkadzała mu krew, ani drzazgi wbijające się w skórę, odnalazł w tym pewne ukojenie. Nigdy nie sądził, że stanie się pseudo emo-masochistą.
- Co tu się...? - zaczęła Natsume, wkraczając do stołówki z pół-pełnym pudełkiem lodów. - Czy ciebie pogrzało?! - wykrzyknęła zauważając dziurę w stole i krew na jego pięści, podeszła do niego zamaszystym krokiem.
Spuścił głowę.
- Dopiero wróciłeś z intensywnego leczenia psychiatrycznego i już robisz takie rzeczy?! - wyrzuciła ręce w powietrze. Unosząc wzrok zauważył, że jej oczy są czerwone i podpuchnięte. - Chyba nadal masz nie po kolei w głowie! - stwierdziła i chwyciła go za zranioną rękę, siłą wyciągając ze stołówki, a potem po schodach do swojego pokoju. Dzieliła go razem z Harumi. Czas przeszły idealnie tu pasował.
Był w tym pokoju może raz, wyglądało identycznie jak to, w którym mieszkał z Yukio. Pomieszczenie odróżniały jedynie pewne detale - jak na przykład plakaty rock'owych kapel, należące zapewne do Akihito, półki wypełnione książkami i figurkami przeróżnej maści zwierząt głównie niedźwiedziowatych. 
- Siadaj - poleciła, wskazując mu łóżko po prawej stronie pokoju. Sama zaczęła grzebać w jakiejś torbie po lewej. Dopiero po chwili domyślił się, że prawdopodobnie siedział na łóżku Harumi. Poczuł się z tego powodu zaskakująco niezręcznie. Obejrzał się na mebel, identyczny jak jego własny, z wyjątkiem pościeli, wzór na tej wyobrażał nocne niebo. W pewnym momencie zauważył róg jakiejś książki wystający spod poduszki. 
Zerknął na Natsume.
Była zbyt zajęta poszukiwaniem apteczki i mamrotaniem do siebie. Dlatego zdecydował się skorzystać z okazji. Używając zdrowej ręki, wyjął przedmiot spod poduszki. Spodziewał się pamiętnika, a tymczasem znalazł... szkicownik. Ten sam, z którym Harumi zawsze chodziła po szkole. Ostatnio zaglądał do niego, gdy spędzali przerwę razem w klasie. Pamiętał, że mu się wtedy przysnęło, a kiedy się obudził, ona tam siedziała.
- Śpiąca królewna wstała - mruknęła pod nosem, skoro o wilku mowa. - Lepiej idź na przerwę, bo zaczną coś podejrzewać - dodała.
Zupełnie jakby ją słyszał. 
Uważnie obserwując Natsume, powoli podniósł okładkę szkicownika. Zaraz powitały go drobne szkice, przedstawiające jeden i ten sam motyw - śmierć Mephisto na wiele sposobów. Rozbawiło go to, musiał się powstrzymać przed parsknięciem. Przewrócił kartkę. 
Astaroth.
Wytrzeszczył oczy, detale były do tego stopnia dopracowane, że go to wręcz przeraziło. Jego też znała?
Kolejna strona, a na niej następna niespodzianka, bardziej dynamiczna scena, jakby rodem wycięta z mangi shounen, tylko, że to było prawdziwe życie - Harumi z kosą w ręku walcząca przeciwko Kageki.
- Zawsze świetnie rysowała, nie cierpiała za to pisać, nauczenie jej choćby hiragany było zajęciem dla osoby o stalowych nerwach - zasnuła Natsume, usadawiając się na stołku naprzeciw Rin'a. - Daj mi swoją dłoń, wyjmę drzazgi i ją zdezynfekuję, potem stosownie opatrzę.
Dochodząc do wniosku, że nie ma innego wyjścia, zrobił jak mu poleciła. Nie wiedział, czy uda mu się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, atmosfera była niebezpiecznie zagęszczona. Dlatego zdecydował skupić się na szkicowniku. Następny rysunek przedstawiał idealny portret Shiemi. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby spróbować jakoś zwinąć szkic, ten był lepszy od jakiegokolwiek zdjęcia, które mógł zrobić - i wyjść przy tym na dziwadło. 
Jakby odpowiadając jego myślom, Natsume wcisnęła drzazgę głębiej.
- Ups, przepraszam - rzuciła krótko, uśmiechając się słodko. - Nie wiem, czy powinnam pozwolić ci to oglądać, szkicownik jest dla Haru-chan czymś w rodzaju pamiętnika, wiesz?
Przełknął ślinę.
- Ja... nie wiedziałem... - wymamrotał.
Machnęła ręką i nie przerywając grzebania pęsetą odpowiedziała:
- Nie mogłeś wiedzieć - zachichotała nerwowo. - Właściwie nic o niej nie wiedziałeś, więc cię nie winię.
Nie wiedział jak to przyjąć. Miał wrażenie, że Natsume celowo przemyciła pod mydlącymi oczy słówkami coś w rodzaju ukrytej aluzji. Zaczerwienił się z irytacji.
- A kto wiedział? Znaczy oprócz ciebie i Akihito, ta wredna baba nigdy z nikim nie rozmawiała, ba, każdy kontakt z innym człowiekiem, już pal sześć demony, uważała za boską karę! - warknął. W końcu Natsume nie mogła mieć do niego pretensji o coś takiego. Nie był jedyny.
- Jesteś tego pewien?! - wysyczała, zaciskając boleśnie palce na jego dłoni, aż miał wrażenie, że coś trzaska pod skórą. Pozostała tak, nie pozwalając mu się wyszarpać, przez kilka chwil zdających się trwać wiecznie. W końcu zaczęła trząść się na całym ciele, jej usta wykrzywił grymas. - Czemu... Czemu akurat jej musiało się to przydarzyć?! - zaszlochała Natsume, wreszcie wypuszczając jego dłoń. - Nie mogę... Po prostu nie mogę tego zrozumieć! - krzyknęła zanosząc się coraz większym płaczem.
- Natsume... - próbował Rin, ale przerwała mu, niespodziewanie rzucając się na niego i przygniatając do łóżka. - Hej, no!
Nie przeszkadzało mu kiedy dziewczyny się do niego garnęły, bo to podoba się każdemu - chyba że jest się gejem - ale przed chwilą planowała połamać mu palce, a teraz płakała na jego ramieniu!
- Rin-chan... my... nie zdawaliśmy sobie sprawy, że zniknęła, dopóki - przerwała i nabrała głośno powietrza. - Dopóki nie wróciliśmy do domu dwa dni po wypadku... 
- Dwa dni? - wydukał, wytrzeszczając oczy ze zdziwienia. 
- Tyle zajęło nam uprzątanie największych brudów - pociągnęła nosem. - A... A gdy wróciliśmy, ja... ja chciałam na nią nakrzyczeć b-bo podłoga była brudna! - zaszlochała dramatycznie. Rin'a bardziej to bawiło, niż smuciło, ale powstrzymał śmiech, bardziej niż nieadekwatny do sytuacji. - Ale Haru nigdzie nie było... Szukałam w całym domu, w naszym pokoju leżała, um, ugh, sterta ciuchów i... i ja zdenerwowałam się jeszcze bardziej! D-dopiero potem Y-Yukio-san wyjaśnił nam, ż-że n-nie widz-widział H-Haru w akademiku...
Pozwolił jej mówić, opowiadać o tym, jak znaleźli Minę w zbiorniku arktycznym w ZOO, sparaliżowaną w podobny sposób do Tsudy, jak wcześniej wybudzona Murakami zdała im sprawozdanie z tej całej 'potrójnej randki', przynajmniej z tego co wiedziała, i o tym, jaka była jej rozpacz, gdy nawet po przeczesaniu całego lunaparku nie natrafili na żaden ślad po Harumi  - ani tajemniczej parze, których Souji określił przezwiskami - Kawa i Hideki. 
Po dziesięciu minutach powtarzanych i jąkanych wywodów, rękaw jego koszuli był mokry od łez i pewnie smarków. Natsume nie należała do zbytnio wyrafinowanych kobiet. Po tych dziesięciu minutach zaczęła się w końcu uspokajać.
- W porządku Natsume - westchnął, kładąc jej dłoń na ramieniu. 
- Nic nie będzie w porządku - potrząsnęła głową. - Nic, dopóki nie powieszę tego drania na stryczku za jaja! - wykrzyknęła bojowym tonem, na który aż się zaśmiał. W ciągu kilku sekund przeszła od rozpaczy, do odgrażania się. - Nie jestem tylko pewna... jak to zrobimy...
- My? - uśmiechnął się. - Z wielką chęcią. W tym mieście tylko ja mogę pastwić się nad Mori!
- Nie wiem, czy powinnam cię za to uderzyć, czy przytulić - zachichotała Natsume, podnosząc wreszcie głowę. Nie powiedziałby tego na głos, bo wolał nie kończyć z pierwszą opcją, ale wyglądała strasznie. Jak każdy z Tadamasów była blada, ale teraz jej twarz pokryta była niezdrowym rumieńcem, czerwona i napuchnięta, z siąkającym nosem i pokrytymi drobnymi żyłkami białkami srebrnych oczu. Taki urok, płacz wygląda pięknie tylko w anime.
- Ojou-sama ktoś przy---- O, nie przeszkadzam w czymś? Lepiej się oddalę, ale...
- Kageshina! - wykrzyknęła Natsume, przyprawiając Rin'a o nagły szok zawałowy i ostry ból głowy po zderzeniu z twardą, gipsową ścianą. 
- Takie jest me imię, ojou-sama.
Rin rozmasował czubek głowy, zastanawiając się czy wyrośnie mu guz. Doszedł do wniosku, że Natsume wbrew pierwotnym zamierzeniom zawsze sprawia krzywdy niż ulgi w bólu. Miała opatrzyć mu rękę, a tymczasem co? Jajco. Podniósł wzrok na Kageshinę, tak jak się spodziewał - Kageki, kolejny z demonów stróżujących Natsume.
- Co się... eeh, takiego stało, że wpadasz bez zapowiedzi w nagłym momencie? - spytała jego pani, krzyżując ręce na piersi.
- Wszyscy jesteśmy stuprocentowo wolni dzięki twojej wspaniałomyślności, ojou-sama, dlatego to naturalne, że pojawiamy się dosyć niesystematycznie - zauważył Kageshina. - Chciałem cię poinformować, że ktoś od kilku minut stoi pod drzwiami, ojou-sama - wyjaśnił. - To już wszystko, pozwolisz, że się oddalę - powiedział i nie czekając specjalnie długo na zezwolenie, rozpłynął się w powietrzu.
Rin zmrużył oczy.
- Niewiele chowańców widziałem w swoim życiu, ale większość bała się swoich mistrzów, a przynajmniej ich respektowała, w sensie... co to ja chciałem powiedzieć...? - podrapał się po głowie, starając się omijać bolące miejsce.
Natsume zacisnęła dłonie w pięści.
- To nic, lepiej im, gdy są wolne niż trzymane na uwięzi - stwierdziła. Stała tam przez cwhilę w ciszy. - Słyszałeś go, no nie? Ktoś na nas czeka - westchnęła. - Wyjęłam wszystkie drzazgi, oblej to wodą utlenioną, zabandażuj - to mówiąc położyła flakonik oraz zwój bandaży obok niego - i zejdź zaraz na dół.
Nie odwracając się w jego stronę odeszła, chyba wszedł na niebezpieczny grunt zadając to pytanie. Pamiętał swoje pierwsze starcie z cieniami, wówczas broniąc go... Harumi, zabiła dwoje z nich, trzeci uciekł. O ile się nie mylił, Yuzuru w relacji z poszukiwania ich w Tartarze, zabiła tego ostatniego - Kageyamę, głównego sługę Natsume. 
Syknął, kiedy woda zaczęła pienić się w małych rankach, ukrywając pod sobą krew.
- Ciekawe, czy Natsume ma jej to za złe... - pomyślał na głos. 
Fakt, w końcu pomimo wszystkich elementów sprzyjających, Harumi zabiła chowańce swojej siostry. Nie powinien rozliczać jej z grzechów i grzeszków w takiej sytuacji, ale... Za dużo jest 'ale', gdy sytuacja ich nie wymaga - myślał, obwiązując śnieżnobiałe bandaże wokół dłoni. W końcu urwał go w połowie i szybko spiął, żeby trzymał się stabilnie. Poruszał palcami, właściwie nie wiedział po co to robił, jego ciało samo uzdrowi się za kilka minut. Przyzwyczajenie. Zawsze opatrywał go Yukio.
Yukio.
Ciekawe gdzie teraz jest, skubaniec jeden.
Westchnął i ułożył ręce na biodrach. Jak zawsze wziął całą fajną robotę na siebie jego zostawiając z ręką w nocniku. Miał nadzieję, że szybko nadarzy się okazja, żeby utrzeć mu za to nosa.
Powinien już iść na dół. Podszedł do drzwi i obejrzał się, by spojrzeć na pokój. Miał wrażenie, że przez chwilę we wgłębieniu na łóżku siedzi Harumi ze swoim szkicownikiem i rysuje, dając upust codziennej irytacji. Pewnie miała więcej rysunków takich jak te z Mephisto. Ciekawe ile razy zobrazowała jego egzekucję...? Potrząsnął głową. Wolał nie wiedzieć, chyba.
Położył dłoń na klamkę i niepewnie ją wcisnął. Nie pomogło. Chwilę potem stał już przy łóżku i  przyciskał szkicownik ramieniem do boku. Coś przyciągało go do niego jak magnez, do pamiętnika dziewczyny, której nie mógł zrozumieć. Wyszedł na korytarz. 
Tylko teraz pozostał problem... Gdzie go do cholery schować?! A zaraz potem drugi - czy Natsume się nie zorientuje, że go zabrał? A jeśli - to czy go załatwi? W jaki sposób?! Perspektywa była straszna, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby odnieść zeszyt na miejsce.
- Rin, idziesz czy nie?! - krzyknęła ze schodów Natsume. - To ważne, więc pośpiesz się z tymi bandażami!
Podskoczył niemal pod sufit na dźwięk jej głosu. Dziękował Bogu w myślach, że nie weszła na piętro. W pierwszym odruchu przycupnął poniżej poziomu jej wzroku, teraz odruchowo wsunął pod dywan szkicownik Harumi i potykając się o własne nogi ruszył w kierunku schodów, na których czekała już Natsume. Nic nie powiedziała, co było do niej niepodobne, tylko milcząco nakazała mu za sobą pójść. Z szarego półpiętra zszedł w korytarz, na końcu którego czekała na niego niespodzianka, a właściwie kilka niespodzianek.
- Ch-chwila...! Co wy tu u licha robicie?!
Nie dziwić się jego reakcji. W drzwiach stała grupka najmniej spodziewanych przez niego osób, uczniowie klasy specjalnej - Renzou Shima, zalecający się do Izumo Kamiki i Noriko Paku, notorycznie poddenerwowany Ryuuji Suguro, próbujący go uspokoić  Konekomaru Miwa, oraz nieodłączne dziwadła - Nemu Takara i Yamada, którego imienia chyba nikt nie znał.
- Nie widać? - burknął Ryuuji, robiący nagle za ciało zbiorowe. - Czekamy na ciebie, niedorozwoju.
- Hej!
- Kto cię nagle zrobił naszym liderem? - zaperzyła się Izumo.
- M-mi to nie przeszkadza - wymamrotała Noriko, ale przyjaciółka jakby tego nie usłyszała.
- A ja uważam, że to Izumo-chan powinna być liderką~! - wtrącił Renzou.
- Ty ją po prostu lubisz Shima... - westchnął Konekomaru.
- I ty brutusie przeciwko mnie?!
- Przykro mi Bon, ale nawet gdybyś zmienił płeć, to nie byłbyś taki słodziutki, jak Izumo-chan~!
- Nie nazywaj mnie tak!
- Aww, dlaczego~?
- Czy możecie przestać...?
- Shima zatkaj wreszcie mordę i słuchaj się mnie!
- Aw, Bon-chan nie wściekaj się już tak, nie mów, że jesteś zazdrosny o Izumo-chan~?
- CO?!
- Przykro mi, ale dla twojej informacji to ja nie idę w tą stronę, kobiety są mą miłością~!
- Shima, nie sądzę, że powinieneś...
- Oj poluzuj trochę Neko~ Żartowałem przecież, Bon-chan o tym wie, no nie?
- Jak ja ci zaraz...!
- Neandertalczycy.
- Nie są aż tacy źli...
- Aw, neandertalczyk? Jestem od nich bardziej romantyczny, ale jeśli chcesz, to możemy to załatwić w starym dobrym stylu, jest wciąż w modzie~!
- I-i-idioto nie zbliżaj się do mnie~!
- Ktoś ma zbereźne myśli?
- Shima!
- Mów mi Renzou, kochanie~ Albo lepiej - Ren-Ren~!
- To byłem ja...
- A to ty mów Shima, Ren-Ren jest zarezerwowane wyłącznie dla pań~!
- HEJ!
- Aye, Okumura, owszem, dźwięk idealnie dobrany do momentu~! Co ty na to, żebyśmy dali sobie z tym spokój i gdzieś się przeszli? Może tylko ty i ja, Izumo-chan?
- NIGDY!
- Aua, to boli~! Możemy wziąć też Paku-chan, wcale a wcale mi to nie przeszkadza~!
- CHYBA W SNACH!
- KADECI ZATKAJCIE SWOJE CUCHNĄCE MORDY, KIEDY WASZ SILNIE RESPEKTOWANY, WIELOKROTNIE ODZNACZONY ZA WIELKIE ZASŁUGI GENERAŁ PRZEMAWIA, AZALIŻ W PRZECIWNYM WYPADKU CZEKAĆ WAS BĘDĄ GODZINY TRENINGU OD KTÓREGO POPĘKAJĄ WAM ŻYŁKI W DUPACH! - wykrzyczała Kutsushita skutecznie urywając tą dziwną i burzliwą rozmowę. Teraz wszyscy patrzyli na Takarę z wytrzeszczonymi oczami i jednym pytaniem świecącym chaotycznymi neonami w głowach: "WTF?".
- Dobra - odezwała się po chwili Natsume, która wciąż stała na schodach, pokazując na nich palcem. - To było dziwne i bez sensu, ale dzięki temu masz u mnie wielki szacun, Nemu-chan~! To ja się ulotnię i dam wam chwilę dla siebie~! Muszę się przygotować na patrol~!
- Ty też patrolujesz, Natsume-san? Wydawało mi się, że jesteś tu przejazdem? - zdziwił się Rin.
- Potrzebują każdej wolnej pary rąk - wyjaśniła i jak powiedziała, zniknęła na schodach. 
Rin zaczął kolejną modlitwę błagalną - oby nie zauważyła braku szkicownika, albo nierówności na dywanie. Wzdychając pokonał dystans dzielący go od innych Page i zatrzymał się. Właściwie nie wiedział co powiedzieć. Nie musiał, Shima go wyręczył:
- Stary, co to była za laska?
Nie pomyślałby tak o TEJ Natsume, ale w porządku.
Wskazał kciukiem na schody, jakby chciał się upewnić, czy to właśnie o nią mu chodzi.
- A o kogo? Zresztą, stary, skąd ona się tu w ogóle wzięła, myślałem, że laski nie mogą wchodzić do męskiego akademik-----
- Naprawdę pytanie godne sytuacji - fuknęła Izumo. 
- Oj przestań Izumo-chan, nie bądź-----
- Nie zaczynajcie znowu - uciął Ryuuji. - Odpowiedz mu już Okumura i przejdziemy do rzeczy, bo jak znam życie debil zacznie drążyć temat jeszcze w połowie drogi.
- Idziemy gdzieś?
- Odpowiadaj.
- Natsume to siostra Akihito i... znaczy Tadamasy-sensei i Ha--- Mori, ee ten, Karamority. Przyjechała tu do nich z wizytą, wiecie, sprawdzić czy wszystko "okay" - zrobił powietrzny cudzysłów - Jest miko.
Tu z kolei zainteresowała się Izumo.
- Z jakiej świątyni?
- Czy to ważne? - mruknął Rin.
Izumo zmarszczyła brwi.
- Nawet bardzo.
- Bardzo interesujące - prychnął Ryuuji. - Chwila, Karamorita też tu mieszka?!
Zignorowała go i ponowiła pytanie, zmuszając Rin'a do wytężenia umysłu. Wrócił wspomnieniami do pamiętnej herbatki u Beliala, wiedział, że nie może im powiedzieć prawdy, ale Natsume wyraźnie tłumaczyła Yukio całą sprawę.
- Daikoku, o ile się nie mylę, w górach Ishikari* na Hokkaido - wzruszył ramionami. - Wielce interesujące, nie? - specjalnie zrobił minę mopsa, ale zaraz zrzucił ją potrząsając głową w komiczny sposób. Wywołało to uśmiechy na twarzach Konekomaru, Renzou, Noriko i zdawało się - Yamady. - To o co chodzi, że zebraliście się tutaj wszyscy? Ktoś umarł?
Zaraz pożałował tego żartu, bo poczuł bolesny ścisk w żołądku.
- Było kilka ofiar w czasie dzisiejszego wybuchu na wieży nadawczej, ale tak poza tym to w ostatnich pożarach nikt nie ucierpiał - rzuciła rzeczowo Izumo.
Ryuuji zacisnął zęby.
- Nie mów o tym tak spokojnie, głupia! - syknął. - Ale to prawda - odchrząknął. - Sagara z oddziału czyścicieli kazał nam wszystkim zebrać się w siedzibie filii, dlatego po ciebie przyszliśmy, Okumura-sensei mówił, że dzisiaj wychodzisz.
- I ktoś był na tyle wspaniałomyślny, że zorganizował całą tą zbiórkę~! - zaśmiał się Shima.
- Zamknij się! - ofuknął go Suguro.
- Przecież byłeś pod niezłym wrażeniem, kiedy Okumura zatrzymał Cat Sidhe własną głową~! - zauważył bez pudła Renzou, ani myśląc o poddaniu się. Nawet gdy pięść Ryuuji'ego starła się z jego czaszką. - Auuuuu---- mam rację Koneko-chaaan~?
- Nie pajacuj, Shima - ostrzegła go Izumo, zgrzytając zębami.
- Właściwie to Bon był bardziej wściekły, niż pod wraże... - nie dokończył, bo pacynka Takary wylądowała w jego ustach.
- Pleciesz trzy po trzy kadecie! Czyn kadeta półmózga był wzruszającym poświęceniem połowy mózgu dla dobry całego miasta! Już nic mu z tego nie zostało! Uczcijmy śmierć jego mózgu minutą ciszy!
Albo minutą cykania świerszczy.
- Chwila, że jak!? Ja mam mózg! Uważałem na biologii i nie wmówicie mi, że bez mózgu można egzystować! - wykrzyknął Rin, wyrzucając wściekle ręce w powietrze.
- Czyli mamy przed sobą zombie - mruknął ni stąd ni zowąd Yamada, nie odrywając wzroku od PSP. Prędzej spodziewałby się usłyszeć to z ust Izumo, ale najwidoczniej No-Life też znał się na dogryzaniu.
- Wszystko jedno - poddał się w końcu Rin. - To idziemy do filii, ma się rozumieć? - podrapał się po głowie, niechętnie wspominając swoją pierwszą wizytę tam. Nie skończyła się najpiękniej, aż skrzywił się na myśl.
- Rzecz w tym, że... - zaczął Ryuuji, zdecydowanie niezręcznym tonem. Coś go gryzło, ale nie chciał się do tego przyznać - typowe. - Właściwie to...
- Nie wiemy jak tam dojść - dokończył za niego Konekomaru. - Próbowaliśmy używać Klucza Przestrzennego, ale za każdym razem lądowaliśmy w jakimś losowo wybranym miejscu - wyjaśnił.
- Dokładnie - przytaknęła Izumo. - Niestety nie pozwolili mi spróbować - prychnęła.
- Nic by to nie zmieniło - warknął Ryuuji.
- Oni mają rację, Izumo-chan - przytaknęła Paku.
Rin zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie ostatnią wizytę w filii i sposób, w jaki się tam dostali. Wiedział, że żeby użyć klucza potrzeba specjalnego zamka, ale zamek nie pojawia się ot tak. 

Akihito wydobył z kieszeni karteczkę z kilkoma symbolami i umieścił ją na kamiennej ścianie. Wymamrotał coś pod nosem, a na miejscu pościskanych równo cegieł pojawiły się drewniane drzwi. Srebrnowłosy uśmiechnął się z satysfakcją i otworzył je szybko noszonym na szyi kluczem.
- Witaj w japońskiej filii Zakonu Prawdziwego Krzyża, na wydziale kryminalnym - Tadamasa stanął z boku i zaprezentował ciemne wnętrze pomieszczenia.
Ile by teraz dał za fotograficzną pamięć z kilkoma giga, wtedy śmiało mógłby im powiedzieć, jak dostać się do filii i wyszedłby na cholernego bohatera, zamiast szaleńca który powala demony z główki.
Nagle coś mu zaświtało.
- Sam nie jestem do końca pewien, jak dostać się do środka, ale znam kogoś, kto będzie wiedział - oznajmił i uniósł wskazujący palec. - To zajmie chwilę, rozgośćcie się, a ja skoczę po telefon! - to powiedziawszy zmusił ich do wejścia do środka, a sam pędem ruszył na poszukiwania swojej komórki.
- Tylko się sprężaj! - ponagliła go Izumo, niespecjalnie zadowolona z konieczności wizyty w męskim akademiku.
- Właściwie... to co to za miejsce? - spytała Paku, kiedy weszli do pokoju dziennego i zaczęli wynajdywać sobie pozycje na najbliższych dziesięć minut wypoczynku. Jej pytanie jedynie zsumowało ich myśli.
- Też nie wiem - mruknął Ryuuji. - Z tego co słyszałem od jednego senpai, to ten budynek służył kiedyś jako męski akademik, przestano go używać kiedy wybudowano nowy.
- Ciekawe dlaczego... - zastanowiła się Noriko.
- Mnie nie pytaj - wzruszył ramionami.
- Może kryje się za tym jakaś tajemnicza historia, co? - zarechotał Renzou. - No nie wiem, może ktoś popełnił samobójstwo w jednym z pokoi i potem duch zaczął nawiedzać ten budynek?
- W kampusie pełnym egzorcystów? - powątpiewał Ryuuji. - To tak możliwe jak to, że kiedyś zmężniejesz, Shima - prychnął.
- Ej no! Ja jestem bardzo męski, lepiej sam się pochwal ile już dziewczyn miałeś!
- Bo niby to jak wielką dziwką jesteś jest miarą twojej męskości? - fuknęła Izumo. - Nie sądzę, aby ktokolwiek podzielał twoje zdanie, poza innymi męskimi dziwkami.
- Nie jestem dziwką! Aaaale, użyłaś przedrostka 'męski'~! Sama więc widzisz.
Izumo uderzyła się w czoło, ale nic na to nie odpowiedziała, podobny gest wykonał Ryuuji, oboje posłali sobie mordercze spojrzenia. 
- Uum, wracając do tematu... - ponowiła niepewnie Paku.
- To trochę dziwne, że mieszka tutaj z dziewczynami, no nie? - wciął się znów Shima. - Okumura to zasrany szczęściarz.
- Nie powiedziałbym - burknął Suguro. - Jeśli naprawdę mieszka tutaj z Karamoritą to nawet ja mu współczuję - skrzywił się.
- A co z jej siostrą? Wydawała się miła~!
- To siostra Karamority, musi być jakiś haczyk - stwierdził. - Czekaj... Jak on to powiedział?
- Ale co?
- "Natsume to siostra Akihito i... znaczy Tadamasy-sensei i Ha--- Mori, ee ten, Karamority. Przyjechała tu do nich z wizytą, wiecie, sprawdzić czy wszystko 'okay'" - podsunął cytat Konekomaru.
- Dzięki Koneko, o tym mówiłem. 
- Z tego wynika, że... - wydukała Izumo, również rozumiejąc sytuację.
- Tadamasa-sensei jest bratem Karamority - dokończyła tak samo zdumiona Paku. - Ale... jak?
- W ogóle nie są do siebie podobni, co innego ta cała Natsume i on - przytaknął Renzou. - Chyba, że... - zamyślił się, mrużąc oczy.
- Chyba, że co?
- Wiecie jak to jest w życiu, może Karamorita jest...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo w tym momencie do pokoju wparował czerwony i zdyszany Rin z telefonem w jednej ręce i wiaderkiem kredy w drugiej. Chaotycznie coś gestykulował, nie mogąc wykrztusić choćby pół słowa.
- Hej, spokojnie stary, ochłoń trochę! - uspokoił go Renzou.
Rin skorzystał z jego rady i pozwolił sobie na kilka głębokich oddechów.
- To powiesz wreszcie o co chodzi? - zniecierpliwiła się Izumo.
- Pozwól mu odetchnąć, Izumo-chan.
Rin uśmiechnął się przepraszająco do Noriko, na co ta odpowiedziała szerokim uśmiechem. Chłopak przez chwilę jeszcze się wachlował, aż wreszcie głośno wypuścił powietrze.
- Dobra, już mogę.
- STRESZCZAJ SIĘ TAM! - wykrzyknął kobiecy głos z komórki o ciemnoniebieskiej obudowie. - NIE MYŚL SOBIE, ŻE DZWONIĘ ZA DARMO, CHOLERNY NACIĄGACZU!
- Tak jest, Nakajima! - zasalutował i westchnął. - Nakajima nam pomoże, wyjaśniła mi jak wejść do siedziby filii, ale... no powiem szczerze, że nie mam stuprocentowej pewności, czy to zadziała.
- Że jak?! - zaperzyła się Izumo.
- Mów dalej - ponaglił Ryuuji, ignorując ją.
- Cóż, Nakajima jest w terenie, więc nie może otworzyć nam wrót osobiście, dlatego musimy liczyć na ślepe szczęście, że drzwi są otwarte, ale ten... jest pewien haczyk... 
- POWIEDZIAŁAM, ŻEBYŚ SIĘ STRESZCZAŁ, BO NIE TYLKO NIE MAM KASY, ALE TEŻ I CZASU! - wrzasnęła znowu Yuzuru, na co skrzywił się i rozmasował skroń.
- Trzeba narysować cały krąg, żeby drzwi się pokazały, na kręgu nie może stać nic co do niego nie należy, oznacza to, że...
- NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! MUSICIE SKOCZYĆ Z DACHU AKADEMIKA NA TEN PIEPRZONY KRĄG, KTÓRY ZARAZ PRZEŚLĘ MU ESEMESEM, WIĘC ALBO PRZEŻYJECIE I BĘDZIE HAPPY END, ALBO DRZWI BĘDĄ ZAMKNIĘTE I ZOSTANIE Z WAS PLAMA! DO WIDZENIA, KURWA!
Po chwili rozległo się pikanie przerwanego połączenia. Page patrzyli na Rin'a w osłupieniu, zupełnie jakby przed chwilą im powiedział, że wciągał szpinak, a w tym czasie hobgoblin wsadził mu rurę kanalizacyjną w dupę.
- Ty chyba nie mówisz poważnie - wykrztusił wreszcie Shima.
- Chciałbym.

Suki zadrżała, po raz kolejny kryjąc się w kącie pokoju, podczas gdy Aine i Inami zajmowały się zmasakrowanym ciałem Harumi. Nie zastanawiała się nad tym, w jaki sposób dziewczynie udawało się przeżyć te tortury. Jej wystarczyło samo oglądanie, które przyprawiało żołądek o skurcze, oczy o nadmierne pocenie, przełyk o zwężanie, a mózg o szaleństwo. Nie wiedziała, jak długo będzie mogła to znieść.
Minęły trzy tygodnie, od kiedy porwali Harumi Karamoritę, od kiedy Kimiko postawiła niepomyślną diagnozę, a Iwao wpadł w furię.
- Pssst, Hide-chan, zniknął już, możesz iść... - szepnęła Aine.
Suki chciałaby na nią popatrzeć szeroko otwartymi oczami, ale za bardzo obawiała się, że jedno z nich znów wypadnie. Czuła się obrzydzona samą sobą, gdy przypominała sobie, że nigdy nie będzie normalnie wyglądać.
Pokiwała głową i niemalże bezszelestnie przeczołgała się pod ścianą, wychodząc na jeden z korytarzy podziemnej części Shizume City. Wstała i rozprostowała nogi, owijając się ciasno kocem. Pobiegła wzdłuż szerokiego na półtora metra chodnika. Taki sam znajdował się po drugiej stronie Styksu, rzeki ścieków i nieczystości, która przepływała przez podziemia. Na szczęście w tej części kanalizacji nie wydzielała nieznośnego smrodu, głównie dzięki egzystencji tworów Astarotha, Kusari, które żywiły się wszelkim obrzydlistwem płynącym kanałem.
- Przepraszam! - krzyknęła, kiedy przez przypadek wpadła na kogoś idącego tą samą stroną.
Przechodzień burknął coś w odpowiedzi i odszedł, nie oglądając się na nią. Ruszyła w dalszą drogę. Stanęła przy zakręcie, nasłuchując, czy przypadkiem nie nadchodzi zagrożenie. Odetchnęła z ulgą. Niebezpieczeństwo Białego Huraganu było żywe nawet po trzech tygodniach od jego rozpętania. 
Suki wiedziała, że Iwao od dłuższego czasu składał egzorcystom propozycje układu, na mocy którego obiecywał zatrzymać Shirohayate od czynienia dalszych spustoszeń. Ale ona znała prawdę. Wypuściłby go do miasta, kiedy tylko dopiąłby swego. Skręciła w nieduży korytarz, będący dobrym skrótem, gdy chce się przedostać na drugą stronę ścieków. Znała Shizume City jak własną kieszeń, nic dziwnego, w końcu mieszkała tam już przeszło rok, od kiedy razem z Iwao uciekła z Tokio.
Nagle go usłyszała. Biały Huragan, melodia, mieszanka złowrogiego chichotu, przyprawiających o dreszcze wysokich dźwięków i jeżących włosy na karki niskich. Był bliżej z każdym uderzeniem serca. Czuła w kościach, że nie zdoła uciec. I wtedy go zobaczyła. Nadchodzący z naprzeciwka. Biel, kojąca biel w tej chwili była bielą wyssanego z krwi ciała, wystających z ziemi kości, bielą śmierci. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła się cofać. Odwróciła się na pięcie i rzuciła z powrotem na korytarz, z którego przyszła. Szybko wbiegła w zakręt i puściła się pędem, przylegając ciasno do ściany.
- Shirohayate! Shirohayate! - wykrzykiwała, wykonując swój obowiązek.
Każdy mieszkaniec Shizume City wiedział, że może przeżyć niebezpieczeństwo tylko dzięki pomocy i współpracy z innymi, dlatego nikomu nie trzeba było przypominać o ostrzeganiu przed zagrożeniem wszystkich bez wyjątku. Mononoke o najtwardszym sercu potrafił biec jak oszalały korytarzami kanałów i wydzierając się zapędzać innych do ich kryjówek.
Czuła chłód zbliżający się do niej z każdą sekundą, wiedziała, że jeśli za chwilę nie skręci, to znajdzie się w centrum Huraganu, w jego najgorszym stadium. Zaczynała powoli tracić czucie w nogach, już dawno wypuściła koc, więc wiatr smagał jej nagie ramiona, czuła jak strach nakręca jej puls do maksimum.
Nagle poczuła, jak ktoś ciągnie ją za nadgarstek i pomimo stawianego odruchowo oporu, cała schowała się we wnęce z drabiną i włazem. Zwrócona twarzą do korytarza z przerażeniem obserwowała przepływający w niesamowitym tempie Huragan. Wypuszczała szybkie, urywane oddechy, nie wiedząc, czy powinna się cieszyć, czy obawiać.
- Spokojnie, to tylko ja.
Odetchnęła z ulgą.
- Kimiko-chan... Nie strasz mnie tak więcej.
- Przepraszam, Hideyoshi-san, ale nie było innego sposobu. Usłyszałam twoje wołanie na alarm i schowałam się tutaj, gdy zauważyłam, że nie masz gdzie się schować, chciałam ci pomóc.
Suki przez chwilę stała jak w transie, patrząc na ciemną ścianę ściekowego korytarza, jakby była dziełem sztuki. W końcu oparła się o nią i wypuściła głośno powietrze z płuc. Wciąż nie mogła uwierzyć, że spotkał ją taki cud.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję - powiedziała. - Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie... Nie, lepiej nie gdybać, po prostu... dziękuję.
- Nie ma za co, Hideyoshi-san. Pewnie też bym się nie schowała, gdybym nie wiedziała, że Shirohayate nadchodzi, to wszystko dzięki tobie. Myślę, że mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć.
- Ale to ja...
- I tak chciałam to zrobić - ucięła Kimiko i zaczęła wspinać się po drabinie na górę.
- Właściwie to szłam do...
- Myślę, że to może poczekać.
Suki rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie korytarzowi. Wiedziała, że nie odmówi Kimiko. Wiedziała też, że sama Kimiko ma rację, wizyta w Fornicari Astaroth może zaczekać, ale bała się powrotu Iwao, co powie, kiedy zauważy jej zniknięcie.
Mimo złych przeczuć poszła śladem dziewczyny.

- Powiedzmy sobie szczerze, gorzej już być nie mogło - wydusił Shima, jak zaczarowany wpatrując się w znajdujący się dziesiątki metrów pod nimi magiczny krąg. - Przypomni mi ktoś może, dlaczego właściwie robimy to w taki sposób?
- Według Nakajimy-sensei właśnie w tym miejscu znajduje się najbliższe z możliwie otwartych zejść. Wejścia do filii nie działają jak Klucze Przestrzenne, pojawiają się jedynie w określonych miejscach - wyjaśniła rzeczowo Izumo, choć wyglądała wcale nie lepiej od niego. Trzęsła się jak osika, a krople potu spływały jej po skroni.
- B-b-bierzcie p-p-przykład z B-B-Bon'a, o-on w ogóle n-n-nie n-narzeka - wydukał Konekomaru.
Rzeczywiście, Ryuuji nie odezwał się od kiedy weszli na dach, ale on z kolei wyglądał, jakby nie wiedział, czy powinien się zrzygać, zesrać i zeszczać w majty, a może wszystko na raz. Zaciśnięte równo wargi, bladozielona twarz i Niagara wylewająca się spod pach.
- P-Paku trzymasz się? - spytała Izumo, przeklinając się za jąkanie.
Dziewczyna nie odpowiedziała, od jej twarzy odpłynęły wszystkie kolory, tylko niemo wpatrywała się w symbole, które Rin zapalczywie rysował kredą na asfalcie przed nimi. Mieli tam skoczyć, z ostatniego piętra, z możliwością śmierci na miejscu.
- SKOŃCZYŁEM! JUŻ DO WAS IDĘ!
To było jak natychmiastowy wyrok śmierci.
- Y-Yamada, T-Takara, jesteście pewni, że nie skaczecie z nami? - zawołał Shima.
- Z tego co pamiętam, to zbiórka jest obowiązkowa - zauważyła Izumo.
- Jakby mnie to obchodziło - parsknął Yamada. - Dla jakiejś durnej zbiórki nie mam zamiaru ryzykować śmiercią, jak niektórzy.
- Generał ma od skakania swoich kadetów! - zawtórowała Kutsushita.
Kilka minut pisków i jęków strachu później, na szczycie schodów pojawił się zdyszany Rin, niesamowicie zirytowany faktem, że po raz kolejny musiał odwalać czarną robotę. Wśród całej ich grupy miał co najmniej dwóch kandydatów na Tamerów, ale żaden nie pokwapił się, żeby pomóc mu z rysowaniem jakichś zasranych symboli, w czym wcale nie był dobry. Nie wiedział czy to pierwszy raz, ale na pewno jeden z rzadkich, lecz mimo wszystko podziwiał Harumi za wytrwałość przy mordędze szkiców.
- M-mógłbyś się pospieszyć, cz-czekaliśmy na ciebie - burknęła Izumo.
Rin wiedział, że jest przerażona, czym podenerwowała go jeszcze bardziej. Biorąc pod uwagę fakt, iż to właśnie ona najczęściej szpanowała na zajęciach umiejętnościami Przywoływacza, 
- Wszyscy gotowi? - wykrztusił.
Spojrzeli po sobie. 
Uśmiechnął się pod nosem, ale tak, żeby nie widzieli, podszedł powoli, udając, że lekko się zatacza. Z łatwością zaobserwował ich próby cofnięcia się w celu ochrony przed upadkiem, jednak nie czując gruntu pod nogami, dezorientują się i próbują wrócić na to samo miejsce. Wyprostował swój chód, uspokajając ich. I nagle, jakieś pół metra przed stopniem, na który miał wejść, potknął się o własne nogi i runął do przodu, łapiąc za ręce dwie najbliższe osoby - w tym wypadku Izumo i Renzou. Shima w pierwszym odruchu chwycił Suguro, a ten z kolei Miwę i pociągnął ich za sobą. Paku odchyliła się do tyłu, ewidentnie spadając poza zasięg ręki zaskoczonej Kamiki.
Pędzili w kierunku ziemi.
W filmach upadek zawsze jest długi, jest w nim czas na przemyślenia, nawet na pocałunki, płacz, zamknięcie oczu, ale w prawdziwym życiu tak nie ma. Upadek to rzecz krótka, niezwykle bolesna, nie ma w niej nic z poetyckiego uniesienia, ani metafizycznego sensu. Jest to po prostu zderzenie, oddanie się sile grawitacji, szybsze, niż poeci i filozofowie by sobie tego życzyli.
I tak było też tym razem. Jednak zderzenie z ziemią nie nadeszło. W momencie, kiedy miałaby z nich zostać mokra plama, asfalt jakby otworzył swoją nieprzyjazną paszczę i wchłonął ich w ciemną jamę, przełykając bezpowrotnie. Wtedy nastąpiło spowolnienie. Nie rozluźniając złączonych rąk ani na chwilę, otworzyli szeroko oczy, ze zdumieniem obserwując otaczającą ich feerię barw. Esy floresy, przedmioty marzeń, kręte ścieżki, powykręcane schody wiodące donikąd, kolorowe kwiaty, obłoki, światła, książki, tkaniny. Wszystko co mogłoby przyjść człowiekowi do głowy latało wokół nich, a oni jak nasiono dmuchawca powoli, wirując, zbliżali się ku niewidocznemu dnu. 
Zdawało się, że będą spadać w nieskończoność, a jednak... Tempo zwolniło jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, osiedli na coś w rodzaju ciemnej bańki, a ona pękła. Eksplodowała światłem, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, niczym przy uderzeniu pioruna.
Jakby ktoś wcisnął przycisk 'play' na pilocie, akcja przyspieszyła i migiem znaleźli się twarzami przy podłodze z motywem szachownicy, boleśnie - ale nie śmiertelnie - o nią uderzając.
- A mówiłem ci, że dadzą sobie radę, co? Yuki?

- Nie wygląda to za dobrze - westchnęła Aine.
- Ciesz się, że w ogóle pozwala ją leczyć, tak się zafiksował w tym wszystkim - burknęła Inami, maczając materiał w wodzie i wyciskając go. Szybko podała go siostrze.
- Musi - mruknął z kąta pomieszczenia Doruna. - Ta dzieweczka jest jego kartą przetargową, a więc jeśli ją straci, to straci również i sens całego interesu.
- Myślałam, że proponował im usunięcie Białego Huraganu? - zamyśliła się Inami, oblewając świeże rany na ramionach półprzytomnej dziewczyny, specjalnie przygotowanym płynem.
- To prawda, ale egzorcyści nie są aż takimi burżujami, żeby płacić komuś, i to w ludziach, za odrobienie czarnej roboty - zauważyła Aine. - Co innego, jeśli jest to ktoś z nich.
- Oni też mają taki instynkt?
- Co? - zdziwiła się Aine. - Nie, nie. Oni nie czują tej samej więzi co my - westchnęła. - Ludzie są inni od nas, Inami, jeśli jeden z nich zostanie zabrany, to reszta przejmie się tym jedynie powierzchownie, prawdziwy ból odczuje rodzina, a czym się ma jednostka w morzu społeczeństwa?
- Niewiele, niewiele - zawtórował Doruna, grzebiąc wykałaczką pomiędzy zżółkłymi zębami.
- Dzięki za podpowiedź. Ale dlaczego w takim razie mają jej szukać?
- Domyślam się, że... 
- Że?
- Jest ważna - dokończył Doruna. - Gdyby nie była nikim wielkim, Iwao nawet by jej nie ruszał, w końcu nie interesują go płotki, tylko grube ryby - wymamrotał. - Myślisz, że dlaczego objął sobie za cel Shizume City? To miejsce od lat jest siedliskiem wyrzutków, demonów pragnących zemsty albo zwykłej równości praw, demonów, które uważają się za ludzi - prychnął. - Wystarczy, że przekabaci je na swoją stronę, a pójdą za nim nawet w ogień.
- To... - Inami zastanowiła się nad doborem słów. - To straszne.
- No ba!
Aine westchnęła ciężko.
- Nie gadajcie już o tym, bo zaczyna mnie boleć głowa, a wiecie co się dzieje, kiedy zaczyna mnie boleć głowa - wycedziła.
- Czyli tak ogólnie, to możemy gadać?
Aine rozmasowała skronie, próbując poskromić irytację.
- Tak... - poddała się w końcu. - Tak ogólnie, to możecie gadać.
- Super - Inami uniosła kciuk do góry i ułożyła ręce na kolanach, odpoczywając na chwilę od opatrywania ran. Przez kilka minut wpatrywała się intensywnie w twarz Harumi. Blada, jakby odpłynęła od niej cała krew, pokryta siniakami i zadrapaniami przedstawiała się wyjątkowo żałośnie. Półprzymknięte oczy świadczyły o tym, że jest przynajmniej częściowo przytomna. - Chciałabym jej ulżyć - szepnęła do siebie, najciszej jak potrafiła.
- Mówiłaś coś? - mruknęła Aine.
- Nie, nic...
- A ja tak - oburzył się Doruna. - Mnie to już chyba nikt nie słucha.
- Słuchamy, słuchamy - zapewniła Inami. - No, dawaj jeszcze raz.
- Hipokryzja - fuknął. - Ale dobra, wybaczam wam, bo długo nie chowam urazy.
- Raczej nie pamiętasz.
- Wszystko jedno - wzruszył ramionami. - Chodzi o to, że słyszałem ostatnio dziwne plotki w Fornicari Astaroth, rzadko tam bywam, bo to raczej nie miejsce w moim stylu - snuł Doruna, na co siostry posłały sobie jednoznaczne spojrzenia. - Posłyszałem to i owo i mówią, że...
...Królowie wrócili.

Budujemy to wszystko,
By obrócić znów w proch,
Jaki sens ma to fiasko?
Słyszę echo, nasz szloch
Budujemy to znów,
By spalić do cna,
Nie mamy już snów,
I sięgamy wciąż dna.

-------------------------------------------------------------------------------------------
Może ktoś zgadł, może nie, ale Desu słuchała "Burn it down" przy pisaniu rozdziału, hell yeah.  Powiem szczerze, ze miałam wrażenie, że rozdział jest lekko wymuszony, ale wiem jedno - lepszego bym nie napisałam. To był tzw. przełom, potrzebny do tego, żeby z jednej - złej - skrajności przejść w tą dobrą. Końcówka wyszła w miarę okay. Po tym rozdziale może być już tylko lepiej - przynajmniej tak myślę. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, mam teraz w ch*j nauki.
Desu czuje się samotna, bo nikt nie komentuje, o Boże jakie to jest uber przykre i w ogóle takie straszne, ojej przytulcie mnie, bo się popłaczę. Suchar. Nie piszcie, ja pisać będę, w dupie to mam, ale jak mi się kiedyś znudzi i odechce, to niech się wtedy nikt nie zwraca z pretensjami, że on czytał XD Boże, ale ja uwielbiam takie suche przemówienia. Nie no żartuję, bo jak wiadomo, jeżeli odechce mi się pisanie to się nie cyrtolę. Ale nie sądzę, żebym była w stanie zamknąć bloga po dwóch latach urzędowania, z komentarzami czy nie. Także... Haters gonna turlaj dropsa~
Także widzowie, kimkolwiek i gdziekolwiek jesteście, do zobaczenia w następnym rozdziale~!
Tym razem pytania dopiszcie sobie sami.

3 komentarze:

  1. Nigdy, ale to nigdy nie przestawaj pisać.
    Rozdział świetny, zastanawiam się co będzie dalej z Harumi, dlatego bardzo bardzo proszę o kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny, tak jak poprzedni :3 No właśnie... Co będzie z Harumi?! Genialne... A tak ostatnio się zastanawiałam. Gdy ona jest tak porywana, to gdzie jest Mefisto albo inny książę piekieł... naprawdę nikt jej nie uratuje? XD No cóż, nie mam co robić tylko czekać na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz zajebiście :3 Masz talent i bardzo ci go zazdroszczę :P
    Dzięki tobie wena do mnie wróciła, i postanowiłam założyć nowego bloga. Dziękuję i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń