piątek, 5 października 2012

Rozdział III-"Cień demona"

Akihito wypuścił torby i pobiegł w jej stronę z nietęgą miną. Przez cały czas klął cicho pod nosem i powtarzał coś o lekkomyślności i anemii. Srebrnowłosy przelotnie przeprosił braci i krzyknął prosząco, by wnieśli bagaże do korytarzu, bo wróci po nie później.
- Jak myślisz... co to było? - wymamrotał Rin podążając za chłopakiem zaciekawionym wzrokiem. - Nie wyglądało za ciekawie.
Yukio jednak obserwował uważnie przesuwające się za drzwiami krople. Deszcz rzeczywiście rozpadał się i wyglądało na to, że na dobre. Zamknął drzwi pospiesznie i zarzucił na ramię torbę i plecak rodzeństwa.
- Wyglądało na zwykłe omdlenie - stwierdził pod naporem natarczywego spojrzenia brata. - Może być anemiczką, albo cukrzykiem, albo być po prostu zmęczona podróżą - westchnął. - Jeżeli martwisz się tak bardzo to... Hm, ostatecznie można by im coś sprezentować na powitanie.
W oku Rin'a pojawił się błysk.
- Nie musisz mówić dwa razy - uśmiechnął się szeroko. - Zrobimy z Ukobachem powitalne, czekoladowe ciasto! Kto nie lubi czekolady? Muszę tylko sprawdzić, czy są wszystkie składniki! - postanowił i ochoczo pobiegł w kierunku stołówki.

Yukio tymczasem zaczął mozolną wędrówkę w poszukiwaniu pokoju nowych lokatorów. Podejrzewał, że piętro przez nich zamieszkiwane coś zdradzi... Otwarte drzwi? Brudny dywan w korytarzu? Porzucony bagaż? Cokolwiek. Tak przeszedł pierwsze cztery piętra, ale nie napotkał żywej duszy, poza paroma demonami kurzu, znanymi jako Hokorima. Nie nazwałby ich żywymi, ale ich irytujące łaskotanie go w nos i ciągłe oblepianie ubrań wskazywało na bardzo aktywny tryb egzystencji.
W końcu, na ostatnim piętrze, tuż przy samym brzegu zauważył uchylone drzwi i sterczący z zamka klucz z doczepionym do niego brelokiem z imitacją lalki ushi no koku mairi.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale...
Uderzył knykciami delikatnie w drzwi i pociągnął za klamkę wpuszczając na ciemny korytarz światło z odsłoniętego okna pokoju. Był większy niż ten należący do niego i Rin'a, ale umeblowanie było dosyć podobne. Dodatkowo, wydawało się, że pokój posiadał własną łazienkę. Yukio nie mógł poradzić nic na lekkie ukłucie irytacji i być może zazdrości. Jednak i zdziwienie i ciekawość znalazły swoje miejsce w jego sercu. Kim byli nowi lokatorzy, że Mephisto udzielił im takich luksusów?
- A! Nic nie szkodzi Okumura-san! - Akihito podszedł do niego wycierając mokre ręce ręcznikiem i uśmiechnął się nerwowo, delikatnie. - O, przyniosłeś bagaże Haru?! Naprawdę nie trzeba było! Zszedłbym po nie, nie chciałbym sprawiać ci kłopotu, Okumura-san!
Yukio potrząsnął głową. Właściwie bagaże nie były takie ciężkie. Dopiero po dłuższym czasie noszenia poczuł, że bolą go ramiona. Zresztą, nowy lokator, Akihito i jego porażająca szczerość i entuzjazm sprawiała, ze każdy człowiek, nieważne, jak zmęczony by był, zdecydowałby się mu pomóc.
- Żaden kłopot. A erm... Karamorita-san? Wszystko z nią w porządku? Może mógłbym jakoś pomóc? Mam u siebie apteczkę i parę przydatnych lekarstw - zaoferował się Yukio, starając się pohamować chęć wyjrzenia przez ramię Akihito. Było zbyt oczywistym, że Tadamasa pragnął utrzymać stan siostry w jak największym sekrecie.
- Nic jej nie jest - machnął ręką, jakby to była drobnostka. - Haru to silna dziewczyna, ale w ostatnich miesiącach nie radziła sobie najlepiej... Anemia i zmęczenie podróżą dało jej w kość i bum! Zemdlała - wzruszył ramionami. - Będzie z nią w porządku, jak mówiłem, silna z niej dziewczyna! Zobaczysz Okumura-san, już niedługo będziesz chciał, żeby zemdlała... - parsknął. - A to mi się udało!
Yukio przyglądał się, jak Akihito odwraca wzrok. Był zmartwiony. Cała jego ekspresja uczuć zdawała się krzyczeć, że nie jest dobrze, ale mimo wszystko unikał myślenia w ten sposób.
- Mógłbym ją obejrzeć?
Akihito zamarł i powoli odwrócił twarz w stronę Yukio, pokręcił głową.
- Nie, to niemożliwe. Haru by mnie zabiła, gdyby dowiedziała się, że pozwoliłem ją badać komuś... obcemu - podrapał się po głowie. - Nie to, że jesteś obcy... Choć w sumie jesteś, znamy się kilka minut... Geeeh, jak to się mówi, wszystko zostaje w rodzinie - klasnął i zagryzł dolną wargę. - Hej! Mam pomysł, jak już Haru się wybudzi, przygotuję wam w podziękowaniach niespodziankę Tadamasów...!
- To będzie raczej wypowiedzenie wojny - prychnęła słabo dziewczyna, podnosząc się z trudem do pozycji siedzącej. - Okumura, zrób mi, sobie i bratu przysługę, nie wpuszczaj tego osobnika - wskazała palcem na Akihito - do kuchni.
Yukio otworzył usta i zaraz je zamknął, jak wyjęta na ląd ryba. Nie do końca wiedział, jak odpowiedzieć na podobne polecenie.
- Nie gotuję tak źle!
- Ostatnim razem, gdy zobaczyłam cię w kuchni, trzeba było wzywać lekarza, a F... Natsume miała płukanie żołądka - skrzywiła się przeraźliwie. - A, jeszcze jedno - dodała i odjęła sobie mokry ręcznik od czoła - a właściwie dwa - poprawiła się i potarła tkaniną o ramię, zakrywając je, zanim Yukio zdążył się przyjrzeć dziwnemu znakowi, który je zdobił - po pierwsze, nie mam gorączki, więc okłady, w dodatku zimne, są nie na miejscu. Po drugie, Okumura, twój braciszek chyba wybrał się na wycieczkę.
Akihito zaczął się sprzeczać na temat swoich metod medycznych, na co Harumi odpowiadała żwawo, jakby przed chwilą nie leżała zemdlona na ziemi. Yukio z kolei starał się przeanalizować tempo jej myślenia. Od 'niespodzianki' kulinarnej przeszła do Rin'a... Zaraz, skąd ona wiedziała, gdzie jest Rin?!
- Jaką wycieczkę?
- Mnie nie pytaj - wzruszyła ramionami. - Nie moja działka, nie mój brat, nie moje życie. Deszczu też nie wywołałam, żeby nie było - przewróciła oczami. - A teraz, ty wychodzisz, Aki wychodzi, Harumiii zostaje sama - poinformowała ich, po czym wstała i chwiejąc się podeszła, po czym obu chłopców wypchnęła za drzwi, które zaraz zamknęła przechwyconym kluczem. - Nie obchodzi mnie, gdzie pójdziecie, chcę zostać SAMA.

Akihito próbował jeszcze przez chwilę dobić się do środka, ale Harumi najwidoczniej zastawiła drzwi. W końcu westchnął ciężko i lekko zakłopotany odwrócił się w stronę Yukio.
- Przejdzie jej, pewnie chce się przebrać i rozpakować - wzruszył ramionami. - Zresztą hun... Jakby to powiedzieć? Haru jest z natury samotniczką, więc nie licz na jej towarzystwo, Okumura-san... Mam tylko najszczerszą nadzieję, że cię nie obraziła, jeśli...
- Nie, nie, wszystko w porządku, Tadamasa-san. W gruncie rzeczy to raczej nie jej wina - ale to była jej wina, chociaż Yukio i jego uprzejma fasada nie wyznałaby tego w świetle dnia. - Rin... Nii-san też potrafi zdenerwować i zachowuje się nie na miejscu. Również mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzał.
- Jestem pewien, że nie - machnął ręką. - Nie musisz być taki formalny, możesz mi mówić po imieniu, dobrze? Ja też to zrobię, cała ta sprawa robi się już zbyt niezręczna - zaśmiał się nerwowo. - Yukio?
Okularnik zamrugał na tą nagłą propozycję, ale jakiejś specjalnej różnicy w tym, czy Akhito nazywa go tak, albo inaczej, nie widział, więc po prostu przytaknął. Tadamasa przyklasnął zadowolony i zaczął opisywać danie, które chciałby przygotować. Słuchając tego, Yukio niechętnie przyznawał rację Harumi. Akihito, który z samych słów, zdawał się nie mieć doświadczenia kulinarnego, nie powinien być wpuszczany do kuchni.
Gdzieś na skraju świadomości majaczyła mu myśl o bracie i 'wycieczce' zapewne po składniki.

Zamiast pogwizdywania i cieszenia się z nowych lokatorów, Rin pędził w stronę najbliższego spożywczaka zasłaniając się torbą, którą zwinął z kuchni. Zresztą, zachwycać się też nie było czym. Dziewczyna, nie dość, że wyglądająca przeciętnie - anemiczka w dodatku - okazała się flądrą. Przynajmniej z pierwszego wrażenia. Może to był jej... ten czas? Może po ugodowym czekoladowym cieście okaże się być w gruncie rzeczy fajna?
Dawno nie miał... Nie oszukujmy się, praktycznie nigdy nie miał bliższego kontaktu z jakąkolwiek dziewczyną, więc nowa lokatorka była szansą. A nawet jeżeli nie chciała wchodzić w 'te' relacje, to zawsze mógł się do niej zwrócić po radę?
Nie, no dobra, za bardzo był zaślepiony męską dumą. Przynajmniej na razie. Żeby prosić o pomoc dziewczynę. Jak na razie odrzucił go tylko wianuszek wielbicielek Yukio... Czyli coś koło dwudziestu dziewczyn z bliższej świty. Nie ma czym się łamać, co nie?
Właściwie to jest. Musiał przyznać, przegrywał z kretesem.
Zwolnił nieco kroku, bo biegł już od jakichś piętnastu minut, a co dziwne, ani trochę nie zbliżył się do rozwidlenia, którym mógłby skierować się do miasteczka. Odwracając się, zauważył też, że mimo to, akademik znajduje się w dość niemiłej odległości. Gotowy postawić krok w jego kierunku, zauważył coś dziwnego. Wydawało się, że krajobraz wokół niego był z plastycznej masy. Szybko wydłużył się i rozmazał, a gdy wszystko wróciło na swoje miejsce, odległość między nim, a dwoma krawężnikami chodnika, a także akademikiem i rozwidleniem, wzrosła, znacznie. Przełknął ślinę i wytrzeszczył oczy.
- Wiedziałem, że te ziółka na poprawę koncentracji od Yukio to jakiś szajs - wydukał rozglądając się, powoli opuścił stopę na chodnik i przeszedł jeszcze kilka kroków, obserwując, jak akademik się oddala. W końcu zwijając dłonie w pięści rzucił się w tym kierunku budynku. - Chyba jakaś tsundere nie jest warta halucynacji... - wymamrotał do siebie i nagle uderzył w coś mocno głową. Odsunął się z sykiem, masując obolałe miejsce. - Co jest do k... - nie dokończył, bo poczuł, jak ktoś go odciąga, a chwilę potem zobaczył przed sobą ciemną, męską sylwetkę, na której odznaczały się jedynie oczy, dwa, siarkożółte punkty. - Oho...
- Witaj, paniczu.

Ledwo łapała oddech, kaszel wstrząsał jej ciałem, kiedy układała ubrania na półkach w szafie, poszukując jakiegokolwiek sensownego wyjścia. Widziała go, widziała ich, widziała synów Szatana. Nie wyglądali na złych, nie wyglądali jak ci, przez których miała utracić wolność, a to sprawiało, że ściskało ją w żołądku, a cała dusza - o ile ją posiadała - paliła się do ucieczki. 
Musiała się przeziębić. Miała wrażenie, że ten kaszel zaraz ją rozerwie. Wciągała łapczywie powietrze, zarzucając na ramiona czarny sweter z kapturem. W akademiku było zimniej, niż się spodziewała. Na zewnątrz nie czuła tego zimna, ale gdy pobyła przez pewien czas w bezruchu organizm utracił zgromadzone ciepło.
- Ciekawe, czy tu grzeją? - prychnęła dotykając kaloryfera. - Może mam iść sama i koksu do pieca nawrzucać? Niedoczekanie... - zakaszlała, przerywając rozpoczęte narzekania i zatkała sobie usta dłonią. Trzęsąc się, ziewnęła i unosząc wzrok zauważyła uchylone okno. Zaklęła pomiędzy napadami kaszlu i gwałtownie zamknęła szparę, którą wlewało się zimno. Już miała wrócić do wypakowywania się, gdy poczuła silne pieczenie w ramieniu. Nadal zakrywając usta, powróciła do okna. - Co my tutaj mamy... - mruknęła do siebie i pochyliła się, mrużąc oczy. Kaszlnęła raz mocno, aż zapluła szybę. Zaklęła i zwinęła rękaw, by wytrzeć ślinę, gdy to spostrzegła. Obraz za szybą dziwnie falował, tlił się, jakby od gorąca. Zmrużyła oczy. Wycofała się, pochwyciła złożoną w długości trzydziestu centymetrów czarny kijek i podeszła znów, otwierając okno. - Zimno - syknęła, ale wzdychając odbiła się stopą od parapetu i z zamkniętymi oczami popędziła w dół, ściągana siłą grawitacji. W ostatniej chwili, nim uderzyła o ziemię skrzyżowała ręce i jej ciało przeobraziło się w elektryczny ładunek, który blisko podłoża popędził przed siebie z niesamowitą prędkością. 
Czuła znajdujące się przed nią bariery. Wyczuwała obecność demonów. Kagamikai, demony lustra niskiego zagrożenia, chyba, że te z wyższego poziomu, które lubiły pożerać ludzi, kryjąc się jak kameleony, ale te wydawały się niegroźne, jedynie maskując coś. Drugie... Kageki. Demony wysokiego zagrożenia, stwory na posługach jednego z pomniejszych książąt. Znała kilkoro z nich i miała nadzieję, że to właśnie oni namówili Kagamikai do zawędrowania na kampus.
Skryła się pośród drzew, obserwując, jak pozostawione przez nią dziury w strukturze ciał demonów powiększają się, a w końcu lustra pękają, ich strzępki pełzną po chodniku, jak robaki, kryjąc się w wolnych szczelinach.

- Słuchaj cieniowy gościu, nie wiem, co z ciebie za cholera, ale ja mam pokojowe zamiary - Rin wystawił przed siebie ręce w obronnym geście, choć dłonie świerzbiły go, by wyjąć Kurikarę. 
Demon zaśmiał się gorzko i potrząsnął głową.
- Słyszałeś go Kagetora? - parsknął. - Syn Imperatora ma pokojowe zamiary - nie przestawał się śmiać. - Przykro... Ah nie, co ja mówię. Z naszej strony wręcz przeciwnie. Jesteśmy tutaj, żeby cię do kogoś przyprowadzić, paniczu, ta osoba bardzo chce panicza poznać - wyznał cień.
- Żeby jeszcze nasz ktosiek był przytomny umysłowo - prychnął Kagetora, wyrastając, jakby spod ziemi za Rin'em, co chłopak wyczuł od razu, aż przeszedł go dreszcz. - Zabierajmy go Kageyama, bo nie mam ochoty dłużej stać w tym cholernym deszczu.
- A gdzie zabawa, Kagetora? Widzisz, jak 'pokojowo' jest nastawiony? Aż mam ochotę się z nim podrażnić - wyznał. - Zupełnie jak za życia, jak za życia, ah jak pięknie to było, czyż nie, Kagetora?
Drugi demon warknął na niego, jak wściekły pies, na co Kageyama parsknął tylko i położył dłoń na ramieniu Rin'a. Pozornie nieszkodliwy gest sprawił, że zapiekła go skóra i poczuł na niej chłodne powietrze. Co ten cholerny demon...?!
- Nie zamierzam nigdzie iść - wycedził przez zęby, cofając się i wyrywając się z uścisku Kageyamy. - Nie wiem, kim jest wasz pan, ale jeżeli tak bardzo chce mnie poznać, powinien sam przyjść i się pokazać, przyjąłbym go gorąco - oznajmił i sięgnął do suwaka pokrowca. Nagle poczuł to samo piekące ciepło na swoim nadgarstku.
- Na twoim miejscu bym tego nie robił - ostrzegł Kagetora.
- Na szczęście nie jesteś na moim miejscu - syknął Rin i wydobył swoją katanę, uważając, by przypadkiem nie wyjąć jej z pochwy. Wiedział, że walcząc zamkniętym mieczem za wiele nie zdziała, ale nie miał pewności, czy ktoś go nie zobaczy. Nagle przypomniał sobie o wydłużającej się drodze. Jeżeli znajdował się w iluzji, to nie musiał się martwić. - Sądzę, że tak czy siak spotkam waszego pana, bo będzie musiał przyjść was pozbierać! - wykrzyknął i zaklinając się w duchu dobył miecza.

Wiedziała, że jest lekkomyślny. Parę rozmów Akihito i Mephisto utrzymało ją w przekonaniu, że pilnowanie Rin'a to nie będzie spacerek. Harumi patrząc na scenę przed sobą nie mogła uwierzyć, iż chłopak nie zauważył rozpadających się Kagamikai. W każdej chwili mogli zostać zobaczeni. Oparła się o drzewo i powoli przeniosła na nie niski ładunek elektryczny.
- Rozumiemy się, Kitsuri? - spytała szeptem zwracając twarz do rośliny. Mogłaby przysiąc, że korona poruszyła się, pomimo, że wiatr nie wiał. Obniżyła się na nogach, wpatrując się czujnie w dwa cienie i Rin'a Okumurę. Na razie wydawało się, że chłopak kontroluje sytuację. Samymi płomieniami odstraszył nieco Kageyamę i Kagetorę. Demony nie były jednak pierwszymi lepszymi z brzegu. Samo strasznie mogło nie podziałać.
Nacisnęła palcami na czarny kij, a z jego środka powoli wysunęła się czarna wstęga powoli oplatając wydłużający się podłużny kształt. W końcu wyrosło z niego niemal półmetrowe ostrze z wbitymi w niego dwoma kamieniami przypominającymi oczy.
- Jeżeli mnie zauważy, jestem gotowa popełnić seppuku... Może nawet jego mieczem - powiedziała do siebie szeptem i naciągnęła mocniej kaptur. - Życzcie mi powodzenia - westchnęła i znów nacisnęła na broń, razem z nią przemieniając się wiązką błyskawic, wpadła w środek walki, kiedy to wrzeszcząc, Kageyama wytrącił Rin'owi broń z dłoni a Kagetora odsunął się, nie chcąc wplątywać się w nic niepotrzebnego. Mądry ruch. Ale nie na tyle, by Harumi nie wykorzystała jego chwili nieuwagi. Natarła na masywną sylwetkę cienia, a gdy ten zachwiał się i odleciał do tyłu o kilka metrów zmaterializowała się i zamachnęła kosą do tyłu wprawnym ruchem uderzając prosto w jego skrzyżowane ręce.
- Kim... Kim jesteś?! - wykrzyknął zdumiony Rin leżący na czworaka na ziemi.
Uśmiech pojawił się na jej twarzy. 
- Twoim największym koszmarem - odpowiedziała zmienionym głosem i bez wahania kopnęła demona w... krocze?! - To za ostatnie - fuknęła, a gdy Kagetora zwijał się z bólu, machnęła kosą i odcięła mu głowę. Jego ciało padło na ziemię bez życia, a czarna głowa z dwojgiem szeroko otwartych, brązowych oczu potoczyła się w jej kierunku, tworząc ślady z czarnej krwi na asfalcie. - Poszło łatwo... - westchnęła z rozczarowaniem i zarzuciła kosę na ramię. - A co z tobą Kageyama?
- Kageha... - uciął, gdy Rin chwycił za swój miecz i natarł na niego gniewnie.
- Sam też sobie poradzę, Koszmarniaku - prychnął naciskając na skrzyżowane ręce Kageyamy. Demon-Cień syknął wściekle i zamachnął się jedną z nóg podcinając Rin'a. Chłopak błyskawicznie wylądował na ziemi, przypadkowo odcinając Kageyamie jedną z rąk od nadgarstka w dół.
Demon wrzasnął z bólu i łypnął siarkowymi oczami w kierunku martwego Kagetory. Zacisnął palce zdrowej ręki w pięść, a ze szpar pomiędzy nimi powoli wypłynęły strumienie czerni. Chytry uśmieszek wykrzywił jego twarz, ukazując białe zęby. Oblizał je długim językiem i rzucił się w kierunku Rin'a. Chłopak nie czekał długo, zacisnął palce na rękojeści miecza i ustawił się w odpowiedniej pozycji do przyjęcia ataku i odparcia go.
- BARANIEE! - wrzasnęła Harumi, znana jako tajemnicza wybawczyni bez zastanowienia odrywając ostrze kosy od podstawy kija i ciskając je w stronę nacierającego Kageki. Zaraz zaś z samym drzewcem w rękach popędziła, by odepchnąć ciało cienistej istoty. 
- HEJ! Mogłem go...! - zaczął Rin, ale urwał, kiedy zauważył jak wybawicielka przyciska do ziemi wyrywającego się Kageyamę, podczas gdy klinga kosy zatrzymuje się na drzewie po prawej stronie chodnika przytrzymując rękę demona, z której wyrosła pokaźna plątanina węży.
- Kto cię przysłał? - wycedziła Harumi, głosem ostrym jak brzytwa, zwracając się do przyszpilonego przez nią Kageki. Nacisnęła jego gardło, kiedy zamknął oczy próbując uśmierzyć sobie ból. - Powtarzam, a tego nie lubię - syknęła - kto cię przysłał?!
Kageyama spróbował parsknąć śmiechem, ale jedyne co zrobił, to splunął krwią prosto na twarz Karamority. Rozwścieczona uniosła kij i ściskając jego gardło dłonią, wbiła ostrzejszy koniec prosto w jego brzuch.
- Kto cię przysłał?!
- Cóż za koincydencja... Pandoro - wydusił w końcu. - Nasz pan i ciebie chciałby zobaczyć. 
- Kim u licha... - nie dokończyła, bo poczuła ostry ból w ramieniu, aż bez własnej wiedzy wypuściła z ciała błyskawice, które otoczyły ją bez chwili zwłoki. Zapomniała o wolnej ręce Kageyamy, która przeobrażona w węże wgryzła się w jej ramię. - UGH!... NIE CZEKAJ TŁUMOKU, ZABIJ GO! - Huknęła, mając na myśli Rin'a.
Mentalnie nieobecny chłopak otrząsnął się ze zdziwienia i zdecydowanie wymachując mieczem, poprawiając i wyważając go w dłoni gotował się, by przebić serce demona, jego pierwszej ofiary.
- Opiekun klanu konia - rzekł, nim z uśmiechem odepchnął Harumi, niczym bezkształtna plama wysuwając się z jej uścisku i zniknął wśród cieni drzew. 
Dziewczyna osunęła się do tyłu, a kaptur o mały włos nie spadł jej z głowy. Naciągnęła go mocniej, dziękując w duchu wszystkim siłom nadprzyrodzonym za przyciętą grzywkę, którą teraz mogła zasłonić pół twarzy.
- H-hej ty! Koszmarniak, czy jak ci tam... W porządku? - Rin pochylał się nad nią. Nie schował jeszcze katany, więc dokładnie mogła przyjrzeć się jego demonicznemu wyglądowi. Granatowe włosy, z których wystawały dwa, płomienne, niematerialne rogi wskazujące niebo. Zabawnie by rzec można, że miał kiedyś Boże błogosławieństwo, dzięki kierunkowi przez nie wyznaczanemu. Ogonem wymachiwał na lewo i prawo, jak podekscytowany szczeniak. Z tym, że nawet u podekscytowanego pudla na pędzlu ogona nie ma błękitnego płomienia. Spod włosów wystawały mu zdecydowanie większe niż wcześniej, spiczaste uszy. Był blady. Uśmiechał się delikatnie. Widziała na jego spierzchniętych ustach ślady ugryzień. Jakby nie przyzwyczaił się do nadnaturalnie długich kłów i za każdym razem przegryzał sobie wargi.
- Jakby można to było nazwać w porządku, płomyczku - warknęła, odtrącając jego wyciągniętą ręką. - Jeszcze umiem wstać sam - prychnęła. Nadal używała zmienionego głosu. Przy dobrych wiatrach uzna ją za nieco zniewieściałego chłopaka. Podeszła szybko do drzewa i po kilkudziestu sekundach starań wydobyła półtora metrową klingę kosy, nakładając ją z powrotem na drzewiec. 
- Kogo nazywasz płomy...?! A... ta, zaraz - wydukał, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Przez cały ten czas, przed obcą osobą walczył z wyciągniętym mieczem. Właśnie ukazał swoją prawdziwą tożsamość, Yukio i Mephisto go zabiją!
Podsumowując problemy:
1. Napadły na niego dwa demony.
2. Nie wie, czego chciały.
3. Ciało jednego wciąż leży na chodniku.
4. Ma demoniczną formę przed obcą osobą.
5. W każdej chwili ktoś może tu przyjść.
6. Znów ktoś go uratował.
7. Nie dotarł nawet do rozwidlenia.
8. Nie kupił składników.
Chyba tyle, choć będąc w panice, Rin byłby w stanie znaleźć jeszcze piętnaście innych. Jednak zamiast to zrobić, szybko schował miecz i zamknął go w pokrowcu.
- Ee wiesz gościu... Ja się będę już zbierać... Wybierałem się do tego no... na konkurs cosplayu... na konkurs cosplayu na Ogami Rei'a, co sądzisz?! - wypalił, co wymyślił na prędce. Świetnie, bo niby wszyscy mają wiedzieć, kto to Ogami Rei, prawda? Miał ochotę walić głową w drzewo.
- Wszystko mi jedno, gdzie lazłeś - wzruszyła ramionami. 
Nagle zastygła w bezruchu, nie kończąc wypowiedzi. Może jednak wyjdzie z tego z twarzą. Taką miała nadzieję, bo w oddali posłyszała zbliżające się kroki. Przyszedł jej na myśl pewien pomysł.
- Czekaj tu! - zakomenderowała nieco piskliwiej, niż miała to w zamiarze.
- Zaraz, co?!

Tak, jak myślała. Akihito i Yukio zbliżali się w ich stronę truchtem. Yukio w płaszczu egzorcysty z pistoletem w dłoni, a Akihito... No, tego się spodziewała. W swoim rozciągniętym dresie, japonkach i z tęczową parasolką w dłoni. Wykład o właściwym uzbrojeniu zrobi mu potem.
- AKIHITO ZDEJMUJ CHOLERNY DRES! - Wykrzyknęła, sama po drodze zrzucając czarną, workowatą bluzę.
Chłopak stanął, jak wryty wytrzeszczając oczy na przemoczoną, acz niezauważającą deszczu Harumi, która jakby nigdy nic ciskała mu ubranie. Wreszcie dobiegła i znalazła się tuż przy nim, unikając pytania Yukio o stan Rin'a, poprzedzanego typowym 'co ty tu...?!'.
- Zakładaj moją bluzę - wycedziła przez zaciśnięte zęby, z wzrokiem nieznającym sprzeciwu. Czerwone oczy łyskały groźnie, była naelektryzowana. Przy kontakcie z deszczówką wokół niej powstawały drobne spięcia. - Bierz to - kiedy zszokowany wcisnął na siebie jej bluzę, włożyła mu w dłoń własną kosę. - Ani słowa o tym, że tu byłam, albo jutro będą cię zeskrobywać ze ściany w gabinecie Mephisto - uprzedziła, gdy chciał zaprotestować - zresztą mnie też.
Przez chwilę stali w ciszy pośród deszczu.
- Karamo...
- Jest bezpieczny.
Powiedziała to nie odwracając wzroku od Akihito.
- Chciałem...
- Powiedziałam, jest bezpieczny - syknęła Harumi. - A teraz odwalcie się ode mnie wszyscy, bo szczerze, najchętniej usmażyłabym was bez chwili wahania - dodała ostrzegawczo i odpychając brata na bok pobiegła na oślep do akademika.

Nieco później, w akademiku, kichając i smarkając, Rin siedział w świetlicy z nogami w gorącej wodzie z kocem narzuconym na ramiona. 
Yukio zawsze był tym bardziej chorowitym bliźniakiem, ale gdy Rin złapał jakąś cholerę, to zazwyczaj trwało to dłużej niż częste, a krótkie przeziębienia młodszego brata. Dlatego, trzeba było chorobę zdusić w zarodku, nim się rozwinie i przeszkodzi mu w uczęszczaniu do szkoły.
- Nee, Yuki, po co ta szopka... - westchnął Rin. - Przecież od kataru jeszcze człowiek nie umarł - burknął, wycierając wierzchem dłoni cieknący nos.
- Wolę, żeby ten katar nie był początkiem czegoś większego.
- Geeh... Ty i ta twoja zapobiegawczość, huh? Jesteś jasnowidzem? - prychnął Rin.
- Egzorcystą - poprawił - tak, jak już zdążyłeś się zorientować, podobnie, jak Akihito-san, który dzisiaj ocalił ci skórę przed dwoma Kageki. Ciesz się, że tam był. Te demony nie są goblinami, którym wystarczy większe nacięcie, by zmieniły się w pył.
- Przecież kontrolowałem sytuację! - uściślił zirytowany Rin. - Radziłem sobie! Nie wiem, po jaką cholerę się tam pojawił - prychnął. - Ale to jest na swój sposób dziwne... - przyznał przygryzając wargę.
Yukio uniósł brew.
- Co jest dziwne?
- Mówiłeś, że to ten Akihito mnie uratował, ale... Ta osoba była inna - wyznał, patrząc bratu prosto w oczy. - Drobniejsza postawa, miała inny głos, bardziej dziewczęcy i no ten... Taki twardy był!... I się nazwał Koszmarniak... Głupszej nazwy nie słyszałem, ale jak na emo pasuje... 
- Niby skąd myśl, że był emo? - Yukio czuł, że nie wytrzyma odpowiedzi zgodnej z logiką brata, ale zdecydował się, że od teraz musi szlifować swoją cierpliwość.
- To się wie - stwierdził składając usta w dzióbek i przypominając przy tym karpia. - Zjadłbym coś...
- Mówił ktoś coś o jedzeniu? - Akihito z uśmiechem wszedł do pokoju. - Co powiecie na niespodziankę Tada... - nie dokończył, bo jak burza do pokoju wpadła Harumi. Widocznie otrzymała podobną do Rin'a kurację, bo pozostawiała za sobą mokre ślady. Zdjęła ręcznik z głowy, rozrzucając na boki burzę włosów i zakryła nim twarz Akihito.
- NIEEE! - krzyknęła stanowczo. - Nawet nie próbuj dotykać garów, bo przez następne trzy lata będziesz wżerał parkiet z naszego pokoju - wycedziła, a gdy pokiwał głową ze zrozumieniem ściągnęła ręcznik i ułożyła ręce na biodrach, wzdychając. - To się was też tyczy.  TEN OSOBNIK MA ZAKAZ WSTĘPU DO KUCHNI POD GROŹBĄ ŚMIERCI, JASNE? - warknęła tonem przypominającym dźwięk piły łańcuchowej. 
Rin kiwnął głową z przerażeniem. Obserwował kapiące z jej włosów krople i przypatrywał się bosym, wilgotnym stopom, oraz kraciastemu kocu, który zwisał jej z ramion.
- Byłaś na dworze? - spytał zaciekawiony, z lekka podejrzliwy. Może to Harumi była tajemniczym Akumu? To raczej możliwe.
- W taką pogodę? Słyszysz się dupku? - syknęła.
- Haru, trochę grzeczniej - poprosił Akihito.
- No sorry Aki, ale do osoby niespełna sprawnej umysłowo inaczej przemawiać się nie da - prychnęła. - Nie, nie byłam na dworze. Myłam włosy. Nie jestem taka głupia, żeby w burzę zapuszczać się na dwór.
Jakby na potwierdzenie jej słów za oknem błysnęło, a kilka sekund później rozbrzmiał przeszywający na wskroś grzmot.
- Mój mózg działa dobrze - wycedził Rin. - To chyba z twoim jest coś nie tak, skoro tak traktujesz nowo poznanych ludzi, o których nic nie wiesz - warknął, zaciskając dłonie w pięści.
Parsknęła. Pokręciła głową i poinformowała Akihito, że udaje się na górę. Wychodząc z pokoju posłała Rin'owi spojrzenie jasno mówiące, iż nie ma zamiaru być miła. Odwzajemnił je, zgrzytając zębami. A myślał, że mimo wszystko uda im się nawiązać przyjaźń.

Następnego dnia, sobota, godzina: 16:57.
Od samego rana w opuszczonym męskim akademiku działy się dziwne rzeczy. Zaczynając od tego, że chmury za oknem nie wycofały się i było ciemno, jak w grobie, więc należałoby zapalić światła.
Nic z tych rzeczy.
Korki wysiadły około trzynastej, kiedy to Harumi rozpoczęła swój maraton kichania. W całym budynku dało się słyszeć głośne 'aaapsik!' ze strony Karamority. Co Yukio schodził, sprawdzać, co się dzieje z szalejącym prądem, który pojawiał się i znikał, dochodziło do spięć. Zdecydował więc, że najlepiej na razie nie zbliżać się do bezpieczników.
W pomieszczeniach użytku codziennego poustawiali z Akihito świece. Co nie zmieniało faktu, że i z nimi był problem. Yukio jeszcze nigdy nie czuł takich nerwów, gdy próbował okłamać Tadamasy, wmówić mu, iż to specyficzny rodzaj świecy palący się na błękitno. 
Akihito zdawał się przyjmować to z łatwością, co budziło nie tylko ulgę, ale i niepokój u  Okumury.
Tak czy siak, Harumi i Rin nie wymienili ze sobą słowa. A i okazji nie mieli. Zdychając z powodu wysokiej temperatury, kaszlu i nieskończonego kataru przeleżeli większą część dnia we własnych łóżkach.
Tak się moi mili kończy odcinanie głów demonom-cieniom w czasie deszczu. Nie próbujcie tego w domu.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nom! Koniec kolejnego rozdziału!*tańczy makarenę*
A, chciałam uczcić całość pracy mojego bloga, bo przekroczyliśmy jakiś czas temu 5000 odsłon i mamy aż 140 komentów-niektóre były moje =="
Ale, liczy się to ile udało nam się nazbierać! Nadal nie wierzę, że aż tylu ludzi to czyta! Czy wy jesteście równie popie*rdoleni, co ja?!... Nie, przepraszam, wy to normalne homo sapiensy, tylko ja mam jeszcze mózg australopiteka hehe...-Żarcik, neandertalczyka, który by tylko wszystkim i wszystkiemu przypierd... alał...
Miło... , umm... żeby uczcić naszą rocznicę, dodaję obrazki, moje ostatnie nabytki z foldera o wdzięcznej nazwie, mój popier***** świat!
Niektóre są naprawdę cuuuudowneeee...










Boziu, żeby Szatan naprawdę był taki przystojny...




















4 komentarze:

  1. To było Zajebi*te!!! Końcówka podobała mi się najbardziej. Czasami jednak mam wątpliwości czy aby na pewno czytam coś normalnego. Osobiście uważam, że czwarty obrazek jest przesłodki...
    No nic,
    Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to kochana, mam wątpliwości, czy piszę coś normalnego!... Sorki, ja mam wątpliowści, czy napewno jestem normalna... a nie... Ja jestem nienormalna!... W następnym rozdziale wypiszę zapewne dlaczego i ile podobnych odzywek już słyszałam... XD

      Usuń
  2. Biorę się za czytanie bloga ale najpierw baaardzo proszę o podanie GG jeśli można...OMG wciąż nie mogę uwierzyć...sory...za bardzo jestem podekscytowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Em... Moja pierwsza reakcja, po przeczytaniu komentarza, to: "Że co?"
      Wiesz, może trochę konkretności, bo ja nie jarzę w co ty nie wierzysz(a może blogi mylnęłaś?==", sorki za mój brak kumatości).
      Jeśli piszesz serio, to nie mam GG, ale jak chcesz do mnie popisać coś, to na adres e-mail
      rose.bennet.rosie@gmail.com ^^'

      Usuń