poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział IVb-"Ogród Życia"

Kiedy otworzył oczy spodziewał się spektakularnej ciemności, jak to zwykle w tego typu snach bywa. Jednak uniósłszy powieki napotkał przed sobą wystające z ziemi brązowe konary. Wykrzywiały się pod różnymi kątami rozgałęziając na dziesiątki innych. Ich barwa była chyba jedyną odróżniającą się pośród odcieni węgielnej czerni i popielnej szarości, którą zarejestrował po chwili.
- G-gdzie ja jestem? - wymamrotał, powoli podkurczając nogi, próbując wstać. Nagle jego ciało przeszył dziwny dreszcz, zatrząsł się. W głowie odtworzyło się zdarzenie sprzed utraty przytomności. - No tak... - mruknął do siebie i przeczesał dłonią włosy. - Będzie bolało co...? - dodał po chwili, spostrzegając, że jak dotąd nic nie poczuł. Wstał i okręcił się na pięcie obserwując otoczenie.
Nic czego by już nie widział. Wyglądało to na wielki las łysych drzew. Chociaż to co wystawało z ziemi trudno było nazwać pniami, konarami, gałęziami... O tej porze powinny być zielone. Cóż... To sen? Majaki porażonego prądem, prawda? Dziwność jak najbardziej wskazana. 
Jadąc dłonią po kolejnych twardych i szorstkich w dotyku pniach kierował się w nieznane sobie strony. Miał nadzieję, że droga prowadzi do wyjścia z lasu. Nie należała do przyjemnych, w każdym razie. Bagno po którym stąpał miało nienaturalny szaro-zielonkawy kolor i za każdym razem jego buty zapadały się w niej niemal po kostki. Cieszył się, że to sen.
Choć nie potrafił pozbyć się wrażenia, iż jest on nieco zbyt rzeczywisty.
- Tak w sumie, to ile jeszcze muszę czekać, aż się obudzę? - burknął w przestrzeń i szybko, acz gwałtownie uszczypnął się, ale wszystko pozostało na swoim miejscu. Syknął z bólu i wyciągnął stopę z szarawego bagniska, wycierając swój czerwony but o popielatą, dziwnie ostrą trawę. 
W końcu uniósł wzrok... I miał wrażenie, jakby stanął w czasowym tunelu, drzewa nagle przefrunęły obok niego i znalazł się na skraju lasu, poza błotnistą ścieżką i ostrą trawą. Wzdrygnął się na nagłe wspomnienie nieciekawej przygody z Kagamikai. Potrząsnął głową i rozejrzał się. Stał zdaje się na jakiejś skarpie. U jej podnóża rozciągał się widoczny z tego miejsca pałac w japońskim stylu, otoczony przez ogród o podobnej do lasu aparycji. Do pałacu wiodła czerwona brama, jedyna kolorowa rzecz jak okiem sięgnąć.
- Dziwne miejsce - powiedział znów do siebie, zrobił z dłoni daszek i w dalszym ciągu z ciekawością rozglądał się po okolicy. Rejestrował wyłącznie szare pagórki, bądź drobne doły, czy podobne lasy i ogrody, ale prócz pałacu, nie było tam żadnego innego budynku.
Nagle poczuł świst powietrza obok siebie, zachwiał się i omal nie upadł, podczas gdy srebrny pył wirował wokół niego błyszcząc w wątłym świetle przedostającym się przez ciężkie, szare chmury. Świetlista smuga płynęła w powietrzu mijając pałac i znikając gdzieś wśród łysych drzew. 
Rin nie miał zamiaru dłużej się zastanowić, jak na razie ta anomalia była jedynym śladem. Może to jakiś znak, że powinien się udać właśnie tam? Nie dowie się dopóki nie spróbuje! Pobiegł więc za znikającą w oddali smugą, dziwiąc się własnej szybkości. Nogi pruły mu przed siebie, jakby dostały nagłego power up'a! Zawsze był szybki - teraz wiedział, że zawdzięczał to demonicznym genom - ale to to już niezła przesada. 
Z drugiej strony - śnił, więc nic nie stało na przeszkodzie. Czuł, jakby miał skrzydła u ramion.
Jednak nawet we śnie czasem trzeba myśleć racjonalnie. Wokół niego unosiło się coraz więcej świetlistych drobinek, co jednoznacznie oznaczało, że się zbliżał. Nie wiedział jeszcze do czego, ale zbliżał się. W końcu w dziwnym, oślepiającym świetle, płynącym z naprzeciwka zauważył majestatyczną sylwetkę.
Stworzenie było ogromne, wysokie na sześć metrów, unosiło się nad ziemią, rozkładając skrzydła, z których każde było o kilka metrów dłuższe niż sama sylwetka. Tuż nad podłożem podrygiwał w tę i we w tę smukły ogon zakończony biało - pomarańczowym pędzlem piór, które pokrywały całe ciało stwora. Posiadał długie, ciemnobrązowe pazury i podkurczał ni pod wachlarzem pierza. Na karku spoczywała głowa podtrzymywana przez wygiętą, smukłą szyję. Ze skroni wyrastały dwa zakręcone pióra o barwie burgunda.
Rin przyglądał się demonowi - jak przypuszczał - z podziwem. Jak dotychczas napotkane Kageki, Kagamikai i Gobliny nie zrobiły najmniejszego wrażenia. Zwykłe to, brzydkie, brzęczy koło ucha, jak Coal Tar, a co ważniejsze - złośliwe. Natomiast czegoś takiego wciągu swojego krótkiego okresu wtajemniczenia - jeszcze nie spotkał. Wytrzeszczył oczy, kiedy demon zarzucił głową i zaskrzeczał nieprzyjemnie dla uszu.
- Co tu się do cholery dziej... - w porę zatkał sobie usta i cofnął się o krok, nie spuszczając spojrzenia z demona, który powoli odwrócił głowę w jego stronę. Zmrużył swoje ogniste oczy. Po chwili znów zwrócił się przed siebie. Rin przez chwilę wstrzymywał oddech. Wreszcie wypuścił go głośno. Stwór znów się odwrócił. Ruszał dużym nosem wypuszczając z niego parę. Nachylił się, machając skrzydłami i wznosząc chmury lśniącego pyłu. Zaczął wąchać powietrze  centralnie przed Rin'em, który znów bał się oddychać.
- Szczury - parsknął demon... kobiecym głosem.
Rin ledwo powstrzymał się od krzyku, kiedy jej szyja wyprostowała się i demonica omal nie uderzyła głową o jego klatkę piersiową. Teraz był już pewien - jest niewidzialny dla niej i tego świata, ale mogą go wyczuć na wszelkie inne sposoby.
- Jeżeli zgodnie z umową Inugami nie pojawi się tutaj za dziesięć minut czasu Salomona, to jestem gotowa roznieść Hanshę w drobny pył, nawet jeżeli mam przez to narazić się Wielkiemu - wysyczała, ale już nie do Rin'a.
Po chwili z cienia rozłożystego, przypominającego wystającą z ziemi trupią rękę o powykręcanych palcach wyszedł kolejny demon. Wielki wąż o niesamowicie długim ciele, posiadający różnokolorowe łuski i oczy mieniące się jadowitą zielenią.
- Przybędzie tutaj, już ty ssssię o to nie martw Ssssercune - wysyczał, pokazując swój rozgałęziony, różowy język. - Jessst to tylko kwessstia kilku minut - oznajmił uspokajająco i posunął się w stronę demonicy, która nie odwracała wzroku od bramy. 
Z ust węża wydobyła się chmura zielonej pary, a tam, gdzie opadła skroplona, ziemia zasyczała i zapadła się trochę. Rin przełknął ślinę. Wiedział, że był świadkiem czegoś, czego definitywnie nie chciał oglądać. 
- Obyś nie kantował, kuso hebi - zaklęła Zercune, mrużąc oczy.
Rin przyglądał się parze demonów, razem z nimi oczekując przybycia Inugami'ego. Powoli jego serce się uspokajało i mógł oddychać normalnie. I tak to bywa, że ledwie zdążył ochłonąć, znów mu ciśnienie podskoczyło, kiedy z przez bramę, jakby nigdy nic przeszedł stwór. Ten demon podwoił poprzednie szoki i teraz wrzasnął bez oporów:
- CO TU SIĘ KURNA DZIEJE?!
I gdy wszystkie trzy spojrzenia skrzyżowały się spotykając się na jego sylwetce, zrozumiał, że wykopał sobie grób. Już nie był dla nich niewidzialny. Inugami - jak przypuszczał - otworzył paszczę do ryku, a trzynaście ogonów przeróżnych zwierząt za nim wzbiły się w powietrze, wznosząc tumany kurzu.
- Obudź się debilu - powiedział demon.
I po chwili grunt osunął mu się spod nóg, spadał.

Tymczasem, kiedy Rin przebywał w krainie swoich pięknych - przygłupio filozoficznych snów, Harumi była zmuszona posprzątać jego bałagan. I oczywiście, jak to ona, pierwsze co zrobiła po znalezieniu rzekomych zwłok Okumury, to uśmiech satysfakcji i ciche 'dobrze ci tak!' w myślach. Okazało się też, że nie tylko ona potrafi przywracać do rzeczywistości, bo wrzaski blondynki, która dygocąc jak osika chowała się za liśćmi paproci było słychać na kilometr.
Harumi rozmasowała okolice uszu i spojrzała na dziewczynę z irytacją, pomieszaną ze znudzeniem.
- Błagam, przestań już, ani ja, ani Bakamura - tutaj zrobiła pauzę, ale nie odwróciła wzroku, ani nie wykonała żadnego zbędnego gestu - nie jesteśmy demonami, a jeżeli nie przestaniesz wrzeszczeć, spowodujesz więcej kłopotów niż zepsuta bariera ochronna.
Dziewczyna umilkła i przełknęła ślinę. Harumi w tym czasie nogą odsunęła Rin'a na bok, krzywiąc się przy tym i oparła drzwiczki o ogrodzenie. Otrzepała ręce i westchnęła.
- Naprawdę, te ostatnie burze przyciągnęły strasznie dużo Naruna, zauważyłaś? - rzuciła, zerkając z ukosa na blondynkę.
- N-N-N-Naruna? - pisnęła.
- Uhm, to takie drobne demony, jak Coal Tary, są cholernie uciążliwe. Podczas burzy osiadają na wszystkim co metalowe, by w razie uderzenia pioruna mieć się czym pożywić. To naturalni wrogowie Raikou, one unoszą się w powietrzu podczas burz. Jeżeli Naruna osiądzie na metal pod napięciem i pożywi się Raikou, to prowadzi do podobnych sytuacji - wyjaśniła, zataczając ręką wokół. Sama właściwie nie wiedziała co plecie, biorąc pod uwagę, że ta dziewczyna pewnie jej nie rozumiała. - Jeżeli zbyt wiele przejedzonych Narun przebywało na tym ogrodzeniu, nic dziwnego, że doszło do spięcia, któreś musiały umościć się na kręgu bariery i gdy Bakamura dotknął urządzenia, przewód zamknął się przez jego ciało.
Dziewczyna kiwała głową, jak opętana coraz mocniej wierząc w zagmatwane wyjaśnienia Harumi. Ale co mogła poradzić? Nie była najlepszym nauczycielem. Dobrze, że jeszcze sama siebie rozumiała. 
- Dobra, skoro już się nas nie boisz, to może chociaż przeprosisz... - Harumi przewróciła oczami. Zastanawiała się, czy dziewczyna podłapie ironię.
- P-p-p-przepraszam najmocniej, t-t-tak... - wydukała, niemal uderzając głową o ziemię przy ukłonie. Harumi zamrugała kilkakrotnie i wymruczała pod nosem parę niepochlebnych słów. - J-jestem Shiemi M-Moriyama, m-m-mieszkam t-tu i-i z-zajmuję się ogrodem...
- Zdążyłam się domyślić - westchnęła. - Z tej strony Harumi Karamorita, a tego dekla nazywaj jak chcesz, chociaż ja preferuję grupę synonimów słowa: idiota - dokonała prezentacji i ukłoniła się, niczym gentleman. - Aha i sorki za demolkę, bo Naruny Narunami, ale to przez tego tu safandułę trafiliśmy do twojego... - rozejrzała się po okolicach - ładnego, muszę przyznać, ogrodu - dodała pospiesznie.
- P-p-podoba ci się?
- A na darmo strzępiłabym sobie język?
- R-r-raczej nie... - wymamrotała speszona.
Nagle coś w trawie przyciągnęło uwagę Harumi, był to mały kwiatek, chyba bratek. Uniosła brew i powoli ukucnęła, dotykając najpierw gleby, a potem jednego z delikatnych płatków rośliny.
I przez moment fala nieprzyjemnych wspomnień blondynki zalała jej umysł. Widziała jedynie strzępki, ale ostatnia scena stanęła przed nią jak żywa. Po chwili odsunęła się od kwiatu z mieszanymi uczuciami i przeniosła wzrok na Shiemi. Patrzyła na nią z przerażeniem zakorzenionym głęboko w zielonych oczach. 
Postarała się o słaby uśmiech.
- Rzucił mi się w oczy - wyjaśniła szybko. - Tak pośród trawy. Jeżeli nie chcesz, żeby go zdeptano, radziłabym ci go gdzieś przesadzić.
- Ah... P-p-po prostu rzadko mamy gości i przyzwyczaiłam się do tego, że znam ogród jak własną kieszeń - uśmiechnęła się szeroko. - Razem z... babcią poznałam każdy jego zakamarek - westchnęła melancholijnie. - Teraz już jej tu nie ma, ale jest w...
Podczas tej pauzy, kiedy Moriyama w zamyśleniu spoglądała na bratek, brew Harumi posunęła się w górę.
- W Ogrodzie Amahara... - wyszeptała. - Ale proszę nie śmiej się, że wierzę w takie dziecinne bajki, ja po prostu... Sądzę, że jeżeli Raj tam jest... to byłby pięknym ogrodem pełnym kwiatów, kwiatów z całego świata... 
Harumi gdzieś już o tym słyszała, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie. Nie uśmiechnęła się na słowa Shiemi i przekonała wszystkie mięśnie swojej twarzy, by nie sympatyzowały się ze słodką blondyneczką. Udało jej się pozostawić wyraz oczekiwania.
- Nie zamierzam się śmiać - mruknęła Harumi. - Mimo wszystko każdy ma swoje poglądy i trzeba je uszanować, czy coś takiego... Powinnam chyba uważniej słuchać pierdzielenia Akihito... 
Shiemi była wyraźnie zainteresowana, ale kiedy zapanowała pomiędzy nimi cisza, przypomniała sobie o swoich poprzednich pracach i sięgnęła po doniczkę i łopatkę.
- Ano... K-K-Karamorita-s-san, mogłabyś mi pomóc?
- Wystarczy Harumi - burknęła. - I tak, mogłabym... - westchnęła, w duchu wyrywając sobie włosy z głowy za poprzednie zdanie. Ohohoho, dobrze, że Okumura śpi, bo gdyby się zorientował, że Karamorita ma słabość do osób i rzeczy pokroju Moriyamy, mógłby to jakoś wykorzystać. A tego oczywiście - nie chcemy.
Jakieś dziesięć minut później, kiedy kwiaty zostały przesadzone i obłożone nawozem, którego smród przestraszyłby nawet skunksa, Okumura nagle poderwał się z ziemi, łapczywie nabierając powietrze. Shiemi podskoczyła i wrzasnęła, natomiast Harumi powstrzymała się od facepalma - całe ręce w nawozie - nie najlepszy pomysł.
- Patrzcie no, śpiąca królewna wreszcie oczki otworzyła - parsknęła. - Dzień dobry, zrujnowałeś ogrodzenie, złamałeś pieprzony nakaz, mamy przesrane~! - zanuciła fałszywie słodkim tonem.
- Zatkaj mordę Karamorita, nikt ci nie kazał leźć za mną - burknął.
Zacisnęła usta w wąską linię.
- Byłam za ciebie odpowiedzialna, jako osoba na wyższym poziomie inteligencji - wysyczała. - I może byś się łaskawie zachowywał? Ledwo naprawiłam za ciebie bajzel. Moriyama myślała, że jesteś demonem, albo czymś takim, bo poraziła cię bariera ochronna - warknęła.
Zamrugał i dopiero teraz dojrzał chowającą się za Harumi blond piękność w różowym kimonie.
- Prze-przepraszam... - wymamrotał.
- Zamiast się jąkać, jak nieśmiała panienka, przedstawiłbyś się porządnie, prymitywie. Zwłaszcza, że czasu nie masz za wiele, na moje ucho Aki właśnie odkrył naszą nieobecność pod sklepem.
Wolał nie pytać, jakim cudem udało jej się to usłyszeć, skupił się na Moriyamie. Przysunął się bliżej, podczas gdy Harumi wstała i wywracając oczami zrobiła parę kroków wokół okrągłej grządki.
- Okumura Rin, miło mi cię poznać - uśmiechnął się i wyciągnął rękę, nie zwracając większej uwagi na kąśliwe uwagi Harumi. Moriyama po chwili wahania uścisnęła jego dłoń odwzajemniając nieco nieśmielej uśmiech. 
- Moriyama Shiemi, m-m-mam nadz-nadzieję, że będziemy się d-dogadywać... - wydukała.
- Oczywiście! - przytaknął bez chwili myślenia... nim poczuł smród, jaki pozostawiła na jego dłoniach. - C-c-co to za zapach?!
- Nawóz geniuszu, Moriyama pracowała w ogrodzie, kiedy ty sobie leżakowałeś, jak dziecko w przedszkolu - burknęła Harumi. - Hej, Okumura, umiesz liczyć do pięciu?
- E-ej! Nie jestem głupi!
- Jasne - na jej usta wpełzł jadowity uśmieszek zadowolenia. - W takim razie dlaczego krzyczysz, zwracając na nas uwagę? - spytała i kciukiem wskazała na stojących na tarasie nastolatków i właścicielkę sklepu - panią Midori Moriyamę.
- Zrobiłaś to specjalnie! - syknął Rin.
- Czyżby? - spytała, obracając się na pięcie, a jej brązowe włosy zawirowały w powietrzu. - Dzień dobry - ukłoniła się przed trójką 'obserwatorów'.
Rin mógł stwierdzić bez patrzenia, że Yukio jest zdenerwowany. Czuł tą atmosferę mówiącą - jesteś martwy - na kilometr. A jeżeli chcecie dowiedzieć się, po czym poznać zdenerwowanego młodszego bliźniaka, to musicie być na nieco wyższym poziomie wtajemniczenia. Bo trzeba mieć doświadczenie, aby zauważyć drobne drżenie powiek, błysk w oku i zmarszczkę w okolicy kącika powieki. Tak właśnie Yukio denerwował się w towarzystwie, wiadomo - ułożony, dobrze wychowany chłopak.
- Nii-san, Karamorita-san, co wy tu robicie? - spytał, niby to spokojnie.
- Nie widać? Siedzimy, rozmawiamy, pomagamy - powiedział, równie powściągliwie, uśmiechając się głupkowato.
- Jakby co to on tutaj wszedł pierwszy, udzieliła mi się mentalność tłumu - Harumi uniosła przed siebie ręce w obronnym geście. - I instynkt samozachowawczy po wyrządzonych szkodach - parsknęła.
Dopiero wtedy zauważyli opartą o ogrodzenie bramę. Pani Midori zmarszczyła brwi.
- Shiemi, co tu się stało?
- M-mamo t-to t-tylko N-Nar-Naruny i-i... R-Raikou? - wymamrotała, oglądając się na Harumi z niepewnością. Szatynka skinęła głową i streściła wcześniejsze wyjaśnienia. Reakcje otoczenia można podzielić grupowo. Pani Midori i Yukio patrzyli na nią, jakby oczekiwali, że gdzieś się potknie. Akihito zagryzał wargę, Rin wytrzeszczał oczy, a serce waliło mu w piersi omal nie rozwalając żeber.
- Rozumiem - mruknęła pani Moriyama. - Ale to nic wielkiego, da się naprawić, prawda? - zwróciła się do dwóch nastoletnich egzorcystów.
Akihito potrząsnął rześko głową i zakasał rękawy płaszcza.
- Ooczywiście~! Zaraz mogę wstawić ją z powrotem, a potem jeżeli pani pozwoli, zajmę się naprawieniem bariery, to będzie sama przyjemność - ukłonił się, odchylając nogę do tyłu, ale zamiast tego zrobił nieudaną jaskółkę i wywinął orła na trawniku. - Auć, hahaha... - zaśmiał się i podrapał po rozczochranej głowie.
- Nie sądzę, by...
- Ależ to żaden problem - uniósł kciuk. - Ostatecznie moja siostra też miała w tym jakiś swój udział...
- Aki...!
- ... więc tym bardziej powinienem.
- Skoro tak, to też pomogę - zaoferował się Yukio. - Ale to potem. Ważniejsze sprawy najpierw. Shiemi-san?
Blondynka podskoczyła na brzmienie swego imienia i zarumieniona uniosła głowę, jąkając pytanie. Yukio pozostawał niewzruszony. Ukucnął i położył obok siebie przybornik. Rin obserwował go uważnie, czując dziwne ukłucie irytacji.
- Jakieś egzorcyzmy, czy mi się wydaje? - prychnęła Harumi.
Rin zamrugał.
- Chcesz przeprowadzić egzorcyzm na M-Moriyamie? Tak przecież nie...!
- Można - przytaknął Akihito. - Egzorcyści nie tylko odganiają demony, ale też wypędzają je z ludzi, przedmiotów i miejsc. Niektóre po prostu nie mogą koegzystować z ludźmi, dlatego trzeba się ich pozbyć - wyjaśnił. - Nie oglądałeś nigdy horrorów?
Pozbyć... To słowo przez długi czas kołatało potem w głowie Rin'a, echem odbijając się od ścian czaszki. 
- A-ale mi nic ni-nie dolega! - wyskoczyła Shiemi. - Nap-naprawdę! P-po prostu n-nogi mnie bolą z przepracowania i... i tyle... - spuściła wzrok.
- Shiemi! Nie bądź głupia, tylko pokaż mu swoje nogi! - zganiła ją pani Midori, spoglądając nań surowo.
Blondynka niechętnie wystawiła dolne kończyny przed siebie i nieśmiało podsunęła materiał różowo-niebieskiego kimona wyżej, ukazując dwie, przeraźliwie białe nogi. Wyglądały, jakby oplatały je roślinne korzenie, gdyby nie fakt, że te znajdowały się pod skórą. Rin wytrzeszczył oczy. Akihito profilaktycznie odwrócił wzrok. Harumi była natomiast zafascynowana.
- No nieźle... - mruknęła i gwizdnęła z aprobatą.
- Haru, to nie jest coś, co powinno się podobać - skarcił ją Akihito.
Wzruszyła ramionami.
- Dobra robota? - rzuciła, jakby nie było w niej krzty współczucia. - Serio, jeszcze takiego uosobienia 'Korzenia' nie widziałam, zresztą, zapytaj Okumury, pewnie też w podręcznikach by czegoś takiego nie znalazł - prychnęła.
- Haru...!
Okumura tymczasem przyglądał się nogom Shiemi.
- Ona ma rację - rzekł nagle Yukio. - Korzenie, KonPon, jak kto woli, zazwyczaj przybierają wygląd symboliczny, te wyglądają na solidne i... powiedziałbym, że niesamowite, gdyby nie sytuacja - zwrócił się do pani Midori. - Korzenie to inaczej więzi emocjonalne. Zazwyczaj wykorzystują je pomniejsze demony, są jak pasożyty, podłączają się do emocji, słabości człowieka i żywią się jego energią witalną. Jeżeli moje rozumowanie jest dobre, to demon podłączył się do Shiemi-san przez ten ogród...
To powiedziawszy zatoczył ręką wokół siebie, jakby skupiał w dłoni ten mały, zielony raj. Jak na zawołanie śpiew ptaków i szmery żyjątek kryjących się wśród liści paproci ucichły. Atmosfera stała się dziwnie złowroga.
- Czyli co trzeba... - odważył się zacząć Rin.
- To już postanowione - wcięła się Midori Moriyama. - Koniec z tym. Koniec z tym OGRODEM! - wykrzyknęła gniewnie i podeszła bliżej, by zdeptać nowo zasadzone rośliny. - To już przechodzi ludzkie pojęcie! Przez ten cholerny ogród... Masz go opuścić w tej chwili! Nie dbam o to jaki cenny był on dla twojej babci, obrona jego nie jest warta twojego zdrowia!
Shiemi rzuciła się odepchnąć jej nogę z krzykiem. Z oczu płynęły niepohamowanymi strumieniami łzy. Pisnęła rozpaczliwie i odepchnęła swoją matkę, nie mogąc nawet wstać, by pomóc biednym roślinom.
- Jak możesz tak mówić?! Babcia włożyła w ten ogród swoje życie! Nie masz prawa tak o nim mówić...! Nie wychowałaś mnie! Wciąż myślałaś tylko o sobie, zostawiłaś mnie! To babcia się mną zajęła! Babcia i ten ogród...! Ten ogród to mój jedyny skarb! Nienawidzę cię mamo!
Po tych słowach coś w niej zgasło. Jakby oddech zamarł jej w piersi i padła na trawę, jak martwa. Pierwszą osobą, która rzuciła się, by sprawdzić co z nią, nie był najbliższy - w odległości - Yukio, ale Rin. Gwałtownie szarpnął się do przodu. Podniósł ją, potrząsał, krzycząc jej imię.
Akihito tymczasem próbował mówić do pani Moriyamy, która też zastygła, ale w szoku.
Harumi zaś stała i stała, z rozłożonymi ramionami, na środku ogrodu. Jakby na jej komendę wiatr uniósł zwiędłe liście z ziemi i zabrał je w ostatnią podróż. Podmuch poruszał jej brązowymi włosami i łopotał w materiale spódnicy.
- Ten ogród milczy - szepnęła do siebie, a bracia próbujący ocucić Shiemi spojrzeli na nią. Akihito też przestał na chwilę szarpać panią Midori. - Milczy, bo umarł w nim duch... Nie ma w nim Boga, jest za to coś złowieszczego... - przerażający uśmiech wpełzł na jej usta. - Hah... Dawno tego nie czułam, bo jak to? Hansha, moi drodzy, brama do Hanshy jest właśnie w tym ogrodzie... Korzenie sięgają nie kłączy paproci, ale gdzieś głębiej, w otchłanie piekielne... Do Hanshy! Do Hanshy, ku chwale! - zawołała rześko i opuściła ręce, teraz patrząc na właścicielkę sklepu. - A pani powiem tyle... Ma pani przed sobą Ogród Życia, ale jest jeden problem... Tego życia tu nie ma.
Po czym zamknęła oczy i obróciła się na pięcie, a w głowach pozostałych szumiały myśli, skupione wokół jednego słowa.
Hansha.
Lustrzane odbicie.
------------------------------------------------------------------------------
[Edit]: Let the party begin...

To ostatnie było trochę... fizoloficzniegafolofagcz... Kuźwa, już mi się słowa popieprzyły! Co do tego, że Haru plecie łacinę, to dlatego, że jeśli ktoś na religii uważa, to do późna, msze były w j. łac., a w dodatku, wydaje mi się po prostu, że łaciński odpowiednik jej zaklęć pasuje do tego. nie wiem jak wy. Ale co do wiersza... Kiedyś recytowałam go na polskim i skojarzył mi się z moim opowiadaniem, więc go tu walnęłam. A to, że Harumi jest "mądra", to tylko dlatego, że skoro ma być wredną, nienawidzącą ludzi istotą, to wskazana jest jej mądrość.
Następne rozdziały z grubsza będą rozszerzeniem odcinka z Shiemi. Innymi słowy, podróż do Chouwa o Gyaku, gdzie będą tam przygody itp. Wiecie, pofantazjować każdy może, a ja chcę by ta historia była unikalna. Tak więc, podsumowując...
Dedyk dla Elayry-chan, Yami no Oujo[Księżniczki Mroku, to po jap. XP] i Karaoke!-Czyli mojej super bloggerowej, szkolnej kumpeli!

3 komentarze:

  1. Extra rozdział !!! I najbardziej mi się spodobał jak nasza bohaterka wyjaśniała o demonach niższego rzędu !! Czekam na następny rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Arigato za dedykacje, rozdział był jak zwykle pomysłowy... Szkoda, że ja nie mam takiej fantazji. Nie zrozumiałam troszkę snu Rina. Nigdy nie umiem napisać tak długiego komenta jak (jak to nazwałaś) Yami no Oujo... Myśle, że taki komentarz wystarczy i tak nie mam za bardzo co pisać bo nie zamierzam powtarzać tych wszystkich moich komentarzy bo ci się zrobią nudne ^-^
    Łoł no dłuższy mi się udał :D
    No nic buziaczki <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super! Pisz kolejny rozdział! Ja chcę więcej Yukiego, który nie umie się wysłowić! Dzięki wielkie za dedykację! Dziewczyno błagam pisz więcej bo ja nie wytrzymam! Życzę Duuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo Weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeny!

    OdpowiedzUsuń