W chwilach strachu, do którego nawet przed sobą się nie przyznawała, zawsze pragnęła, by ktoś przy niej był, pocieszył ją i powiedział, że wszystko będzie dobrze. To pragnienie wyżerało jej skute lodem serce. Dlatego nieważne, jak bardzo się tego wstydziła, biegając jak opętana z miejsca na miejsce, uciekając przed ZWYCZAJNYM skażonym Zashiki Warashi z Okumurą Rin'em u boku... czuła się dziwnie, ale... raźniej.
Marzenie o bliskości drugiego człowieka, który się jej nie bał, musiało pozostać marzeniem. U każdego wywoływała strach, odrazę. Tak dawno nie czuła przerażenia, że kiedy uciekała przed Hinokatą miała wrażenie wyższości. Znalazł się ktoś straszniejszy od niej.
Żałosne, prawda?
Ale gdy brzmienie twojego słowa przynosi jedynie dreszcz i jesteś potencjalnym zagrożeniem dla każdej żyjącej istoty, to nieważne jak marna pociecha by była, zawsze to coś. Te najrzadsze chwile, kiedy mimo wszystko nie żałowała, że wciąż żyje...
- Długo jeszcze tak zamierzasz za mną biegać?! - syknęła pomiędzy głębokimi wdechami, kiedy wśród paproci udało im się zgubić demona.
- Ja?! Za tobą?! Chyba cię coś boli, dziewczynko - prychnął, opierając się na swoich kolanach. - To ty cały czas latasz za mną.
- Mam przypomnieć, komu przed chwilą wyplątywałam Narunę z włosów?! Muszę przypominać, kto darł się jak mała dziewczynka, kiedy tylko złamała się jakaś gałązka?! Mam wspomnieć...! - nie dokończyła, bo zatkał jej usta dłonią.
- No dobra i co z tego?! - fuknął czerwony ze złości.
Odskoczyła momentalnie i otarła usta wierzchem dłoni, krzywiąc się przy tym i wydając wyolbrzymione odgłosy, symbolizujące jak to bardzo jest obrzydzona. Okumura tymczasem klął na czym to świat stoi.
- To co teraz ro-o---o...
Harumi rzuciła się przed siebie i wprawnym kopem odrzuciła go kilka metrów do tyłu. Rin widział jak przez mgłę jej kolejne ruchy. Stała odwrócona do niego i krzyczała bezgłośnie: Biegnij!. Tymczasem jego uszy okupywał inny dźwięk. Coś na kształt przeraźliwego, przebijającego bębenki krzyku. Aż zatkał sobie uszy i wzdrygnął. Zaraz chwycił za miecz gotowy pobiec do Harumi i uciąć głowę temu... cokolwiek to było. Wystarczająco się błaźnił przed dziewczyną. No i ten... warto by było to coś załatwić. Taak, to powód. Pewnie.
Wydobył Kurikarę z pokrowca i ułożył dłoń na rękojeści, ruszając do przodu za sylwetką Harumi znikającą wśród paproci, ku źródle przerażającego wrzasku. Jednak zamiast przy trzech krokach doskoczyć do niej, uderzył w coś twardego i upadł znów na ziemię.
- Co do jasnej cholery?! - warknął, czując jak cały się gotuje.
To pewnie ona! Ona! Nie ma co! Zgrywa bohaterkę, więc to jasne, że użyła jakiegoś swojego wiedźmowego uroku, żeby zgarnąć wszystkie laury wraz z fałszywą skromnością... tak jak to on robił w wielu swoich snach, zwłaszcza od kiedy odkrył na co go stać.
Kiedy już wreszcie trochę ochłonął, zaczął przerzucać w głowie książki, które ostatnimi czasy Yukio mimochodem zostawiał w pokoju, mamroląc coś, że Rin powinien zacząć się przygotowywać. Nie zaglądał do nich, bo były to w większości dupne książeczki dla dzieci typu "Pierwsze spotkania z Panem Jezusem", "Nie bójmy się Boga", "Demony na wesoło", "Egzorcyzmy dla opornych". Ta ostatnia była jeszcze w miarę. Cholera, żeby przyglądał się jej uważniej, zamiast tylko kartkować. Wtedy pamiętałby, że istniało coś takiego jak demony lustra...!
- Chwila, chwila... demony lustra? Jakkolwiek się zwały - mruczał do siebie. - Choleeraaa, żebym przynajmniej pamiętał jak się je rozwala! - jęknął wyrzucając ramiona w powietrze. Zapomniał się jednak i czubkiem ukrytej w pochwie katany stuknął niewidzialną ścianę. Usłyszał szczęk, brzdęk, jakby tłuczone szkło i ku swojemu zdziwieniu zaobserwował pełzające po ziemi srebrne plamy. Patrzał raz na dziurę w demonie, raz na katanę. - JESTEM GENIUSZEM! - krzyknął tryumfalnie i szybko przeskoczył, nim Kagamikai zdążył się zregenerować. - Hehehehe, to wcale nie było takie trudne... Zaraz! - szybko spoważniał (o ile to w jego przypadku możliwe). - Shiki Arashi, czy jak mu tam było...! - przypomniał sobie i popędził w stronę, w którą zdawało mu się, pobiegła Harumi.
Nim jednak zauważył biały błysk spomiędzy drzew w okolicy granic ogrodu, poczuł, jak coś oplata się wokół jego kostki cudem nie łamiąc mu kości w procesie. Wydobył miecz by pozbyć się natręta, nie dał się zaskoczyć. Buchnęły błękitne płomienie. Rin wykonał obrót, zanim to, co trzymało go za kostkę cisnęło nim o ziemię i wpadł w zarośla, które ku jego zdziwieniu nie zajęły się od ognia.
- T-teme... - syknął Rin, podnosząc się, ale nim stanął korzeń ściskający nogę walnął nim znowu gdzie indziej. Tym razem był już lekko poirytowany. Kaszlnął krwią i gdy znów znalazł się w powietrzu machnął mieczem i przeciął pnącze, które zaraz zabłysło błękitem. Rozbrzmiał znów przeraźliwy, miażdżący czaszkę dźwięk i Rin wylądował na ziemi.
Zanim wstał, rozejrzał się uważnie, czy w okolicy nie ma przypadkiem innych wygłodniałych roślin. I słusznie zrobił, bo gdy planował ruszyć dalej, w jego stronę po ziemi biegło z sześć podobnych, syczących korzeni.
- Nigdy nie pałałem miłością do roślinek - prychnął ustawiając się w pozycji bojowej. I zaraz rzucił ostatnie spojrzenie w stronę, z której dochodziły odgłosy walki. Uśmieszek wykwitł na jego ustach. - Nie zamierzam marnować na was siły, więc - wykonał gest zapraszający do konfrontacji - za mną, pieprzone brokuły! - zawołał i wykonując jedno ostre cięcie popędził w stronę Harumi.
Usłyszał za sobą wrzaski roślinnych demonów. Przedzierając się przez busz musiał uważać. Wydawało się, że cały ogród go znienawidził. W tej chwili nie rozumiał, co Harumi miała na myśli przez "brak życia w ogrodzie", jak dla niego, to ten ogród był aż nazbyt żywy! Początkowo biegnąc, starał się trzymać miecz przy sobie, ażeby nie wywołać pożaru, ale kiedy coraz więcej roślin zaczęło się na niego rzucać, ciął na oślep. Każdym krokiem wypalał błękitny szlak pod którym obumierały pędy.
Tymczasem przy samej krawędzi ogrodu Harumi walczyła z Zashiki Warashi. W duchu błagała, aby Rin nie dotarł na walkę. Nie to, że chciała wykończyć Hinokatę sama. Nie, na tym to jej średnio zależało. W takich chwilach jak te, nad strachem brało u niej górę wypracowane, racjonalne myślenie. Nie mogła polegać na swoich prywatnych pobudkach, tylko myśleć praktycznie. Nieważne, które z nich, ona czy Rin będzie walczyć z Hinokatą. Ujawnią się sobie nawzajem. Nie mogła pozwolić na to, gdy zapadła decyzja, że Rin nie ma prawa znać jej tożsamości. Tak samo, jak ona jego.
Dlatego nie mogą być w tym samym miejscu.
To i jeszcze fakt, że instynkty biorą górę. Może Mephisto coś o tym wspominał? Podobno chowańce, gdy już się zaaklimatyzują, odruchowo rzucają się do pomocy swoim mistrzom. Wzdrygała się na samą myśl o byciu służącą, czy przydupaską jakiegoś niedorozwiniętego księżulka. Ostatecznie jako syn cesarza piekielnego najniższy tytuł jaki mógł odziedziczyć to książę. Głupia hierarchia Gehenny.
- Nie odpływaj Pandoro! - prychnęła Hinokata.
Tak to bywa, gdy bohater opowiadania zbyt długo rozprawia nad sensem życia i innymi bzdurami - tak, bzdurami - podczas gdy jakiś kwiat, niczym boa dusiciel oplata go swoją łodygą, by zaraz faktycznie udusić trującą esencją zapachową.
- Jedyną osobą, która tutaj odpłynie to ty, Hino! - odkrzyknęła Harumi i skupiła wszystkie swoje myśli na ukrytych pod zieloną powłoką pięściach.
Z głośnym trzaskiem szczątki kwiatu zmieniły się w białe ogniki i rozsiały się po ogrodzie, zapalając co popadnie. Otoczona przez biały płomień Harumi stała w pozycji bojowej na przeciwko Hinokaty.
- Pha, żeby po uwolnieniu się ze zwykłych pnączy dostać takiego zastrzyku pewności siebie - zaśmiała się kpiąco Zashiki Warashi. - Na całe szczęście mam w rękawie więcej sztuczek, niż to... Moje roślinki, powstańcie!
Harumi tylko na to czekała. Youkai wyciągnęła przed siebie rękę, natomiast Karamorita przeturlała się na drugą stronę pola walki i szybko złapała swoją kosę, odskakując momentalnie, gdy pod jej stopami zaczęło coś wyrastać. Nie czekając ani chwili okręciła się w powietrzu, a głownia kosy wykonała biały pierścień ponad nią, posyłając go prosto na 'roślinki' Hinokaty.
- Postaraj się bardziej, Hino!
- HINOKATA! - warknęła Zashiki Warashi.
- Za długie - prychnęła Harumi i wystawiła jej język, hamując raptownie i odruchowo przerzucając kosę ponad głową, chroniąc się przed przypominającą rękę gałęzią. - Powiedz mi chociaż, gdzie jest przejście do Hanshy! - krzyknęła do niej, zbyt dumna by dodać "proszę". W końcu, nie będzie zniżać się do poziomu służalczego youkai.
- W twoich snach! I skąd niby mam wiedzieć, gdzie jest? - odkrzyknęła Hinokata, wyskakując ku niej z z naginatą w dłoniach. Harumi zaklęła w myślach. Skąd ona ją wytrzasnęła?!
Drzewiec do drzewca starły się dwie bronie. Harumi zacisnęła spocone dłoni na kosie i natarła na Hinokatę wyskakując na nią z kopniakiem. Zaskoczona Zashiki Warashi odskoczyła, ale utrzymała się na nogach, mrużąc gniewnie oczy.
- Znasz ten ogród jak własną kieszeń, czy się mylę? - westchnęła Harumi, zbliżając się do niej. - Zresztą nieważne, tak czy tak, je znajdę. Z Hanshy na kilometr cuchnie - mówiąc to poruszyła demonstracyjnie nosem. Hinokata zacisnęła zęby. Lewe oko Harumi wypełniła czysta biel, tłumiąc rubinowy blask i jakby buchnął z niego płomień. - Zbliżamy się do końca - zacisnęła dłonie na rączce kosy, a ogień wokół niej stężał i wzrósł oświetlając pół ogrodu. Harumi podrzuciła broń do góry, złapała ją prawą ręką i przejechała lewą po ostrzu, sprawiając, że jedno z wyrytych w nim oczu zabłysło szkarłatem.
- Mam nadzieję, że lubisz ogień, bo niedługo spłoniesz - szepnęła Karamorita.
Z bojowym okrzykiem rzuciła się na nią, nie rozumiejąc, dlaczego w obliczu śmierci opętany duch dobrobytu się uśmiecha. I po chwili głowa, które włosy z granatowych stały się białe wzleciała w powietrze, a z szyi wylał się strumień czarnej krwi. Harumi opadła na trawę obok jej ciała, czując niesamowite zmęczenie. Zużyła znacznie więcej energii na walkę z jakimś marnym Zashiki Warashi, niż na tą ostatnią z Astaroth'em... Czyżby osłabła?
Nagle poczuła piekący ból wędrujący wzdłuż jej nogi, gdy spojrzała w dół, zauważyła czarną smugę na przeżerającą czarne podkolanówki, wspinającą się po białej skórze kończyn dolnych. Chwilę potem, gdy krzyknęła z przerażenia, ujrzała ją też na swojej ręce. Sięgała po kosę, a ból unieruchomił ją w miejscu, głos zamarł w ustach. Zarzuciła głową, próbując się z tego wyrwać. W jej pole widzenia wdarła się biel włosów. Jej włosów.
Potem była już tylko ciemność.
No nie, jednak nie, bo jakiś imbecyl zdecydował się ją obudzić. Czuła, jak szarpie jej ramieniem. Nie chciało jej się jeszcze wstawać, zdecydowanie chciała pospać jeszcze chwilę. Ale to było uporczywe. Miała wrażenie, że wyrywa jej ręce ze stawów.
- Karamorita! Karamorita! KARAMORITA!
Zirytowana do maksimum zdecydowała się odpowiedzieć. Zdziwiła się trudem, z jakim podniosła powieki i minęła chwila, nim ostatecznie rozpoznała twarz swojego utrapienia - Rin'a Okumury. Machnęła ręką, nakazując mu by odszedł, bo niesamowicie trudnym okazało się otworzenie ust i powiedzenie czegoś.
- Karamorita - jęknął rozpaczliwie Rin - nie możesz sobie teraz odpuścić, chwyć mnie za ręce, bo wpadniesz! - krzyknął wyjątkowo zdesperowany.
Dlaczego tak bardzo cię obchodzę?... Co zrobiłam źle, że mimo wszystko nie chcesz mojej śmierci? - pytała się w duchu, obserwując, jak mówi coś o niepoddawaniu się i walczeniu dalej, jak przekonuje, jak jego oczy wciąż desperacko pędzą ku jej bladym dłoniom ułożonym bezładnie na dziwnie giętkiej i plastycznej ziemi. Zmrużyła oczy. Miała wrażenie, jakby pływała, z tym, że coś ją wyraźnie ściągało ku dołowi. Może to dlatego Rin tak desperacko ściskał jej nadgarstki, kiedy zaczynała się oddalać.
Ale ona była tak zmęczona...
- Karamorita, błagam, nie puszczaj się i wytłumacz mi, co tu się dzieje! Błagam! - zawołał. Jego głos też się oddalał. Zaspanym wzrokiem potoczyła po ich otoczeniu. Ogród... Nieco zwęglony po jej walce z Hinokatą, ale wciąż ogród... Jedyną różnicą były te pieczęcie na drzewach wokół nich i mnóstwo małych duszków i chochlików, które przyglądały im się, jakby oglądały jakiś spektakl w telewizji.
- Tam była... Zashiki Warashi i... wygrałam, przynajmniej się nie leniłam - burknęła. - A teraz weź spieprzaj, daj mi spokój...
- Karamo---
- Zmęczona jestem... przynajmniej mam po czym - prychnęła, ułożyła głowę na jednym ze swoich ramion, uśmiechając się lekko. Czuła się dziwnie, dziwnie przyjemnie, otaczało ją znajome ciepło, którego nie czuła od lat, nie mogła tylko przypomnieć sobie jego źródła.
- Karamorita nie!
Poczuła, jak szorstka skóra jego rąk muska skórę ramion i powoli odpłynęła.
Ale to uczucie bezpieczeństwa trwało chwilę. Bo zaraz gdy znów poczuła pod sobą grunt, otworzyła oczy i obrzuciła wzrokiem miejsce, w którym się znajdowała. W duchu cała armia 'nie' tworzyła zwartą formację.
Hansha.
- Co ja tu u cholery robię?!
Marzenie o bliskości drugiego człowieka, który się jej nie bał, musiało pozostać marzeniem. U każdego wywoływała strach, odrazę. Tak dawno nie czuła przerażenia, że kiedy uciekała przed Hinokatą miała wrażenie wyższości. Znalazł się ktoś straszniejszy od niej.
Żałosne, prawda?
Ale gdy brzmienie twojego słowa przynosi jedynie dreszcz i jesteś potencjalnym zagrożeniem dla każdej żyjącej istoty, to nieważne jak marna pociecha by była, zawsze to coś. Te najrzadsze chwile, kiedy mimo wszystko nie żałowała, że wciąż żyje...
- Długo jeszcze tak zamierzasz za mną biegać?! - syknęła pomiędzy głębokimi wdechami, kiedy wśród paproci udało im się zgubić demona.
- Ja?! Za tobą?! Chyba cię coś boli, dziewczynko - prychnął, opierając się na swoich kolanach. - To ty cały czas latasz za mną.
- Mam przypomnieć, komu przed chwilą wyplątywałam Narunę z włosów?! Muszę przypominać, kto darł się jak mała dziewczynka, kiedy tylko złamała się jakaś gałązka?! Mam wspomnieć...! - nie dokończyła, bo zatkał jej usta dłonią.
- No dobra i co z tego?! - fuknął czerwony ze złości.
Odskoczyła momentalnie i otarła usta wierzchem dłoni, krzywiąc się przy tym i wydając wyolbrzymione odgłosy, symbolizujące jak to bardzo jest obrzydzona. Okumura tymczasem klął na czym to świat stoi.
- To co teraz ro-o---o...
Harumi rzuciła się przed siebie i wprawnym kopem odrzuciła go kilka metrów do tyłu. Rin widział jak przez mgłę jej kolejne ruchy. Stała odwrócona do niego i krzyczała bezgłośnie: Biegnij!. Tymczasem jego uszy okupywał inny dźwięk. Coś na kształt przeraźliwego, przebijającego bębenki krzyku. Aż zatkał sobie uszy i wzdrygnął. Zaraz chwycił za miecz gotowy pobiec do Harumi i uciąć głowę temu... cokolwiek to było. Wystarczająco się błaźnił przed dziewczyną. No i ten... warto by było to coś załatwić. Taak, to powód. Pewnie.
Wydobył Kurikarę z pokrowca i ułożył dłoń na rękojeści, ruszając do przodu za sylwetką Harumi znikającą wśród paproci, ku źródle przerażającego wrzasku. Jednak zamiast przy trzech krokach doskoczyć do niej, uderzył w coś twardego i upadł znów na ziemię.
- Co do jasnej cholery?! - warknął, czując jak cały się gotuje.
To pewnie ona! Ona! Nie ma co! Zgrywa bohaterkę, więc to jasne, że użyła jakiegoś swojego wiedźmowego uroku, żeby zgarnąć wszystkie laury wraz z fałszywą skromnością... tak jak to on robił w wielu swoich snach, zwłaszcza od kiedy odkrył na co go stać.
Kiedy już wreszcie trochę ochłonął, zaczął przerzucać w głowie książki, które ostatnimi czasy Yukio mimochodem zostawiał w pokoju, mamroląc coś, że Rin powinien zacząć się przygotowywać. Nie zaglądał do nich, bo były to w większości dupne książeczki dla dzieci typu "Pierwsze spotkania z Panem Jezusem", "Nie bójmy się Boga", "Demony na wesoło", "Egzorcyzmy dla opornych". Ta ostatnia była jeszcze w miarę. Cholera, żeby przyglądał się jej uważniej, zamiast tylko kartkować. Wtedy pamiętałby, że istniało coś takiego jak demony lustra...!
- Chwila, chwila... demony lustra? Jakkolwiek się zwały - mruczał do siebie. - Choleeraaa, żebym przynajmniej pamiętał jak się je rozwala! - jęknął wyrzucając ramiona w powietrze. Zapomniał się jednak i czubkiem ukrytej w pochwie katany stuknął niewidzialną ścianę. Usłyszał szczęk, brzdęk, jakby tłuczone szkło i ku swojemu zdziwieniu zaobserwował pełzające po ziemi srebrne plamy. Patrzał raz na dziurę w demonie, raz na katanę. - JESTEM GENIUSZEM! - krzyknął tryumfalnie i szybko przeskoczył, nim Kagamikai zdążył się zregenerować. - Hehehehe, to wcale nie było takie trudne... Zaraz! - szybko spoważniał (o ile to w jego przypadku możliwe). - Shiki Arashi, czy jak mu tam było...! - przypomniał sobie i popędził w stronę, w którą zdawało mu się, pobiegła Harumi.
Nim jednak zauważył biały błysk spomiędzy drzew w okolicy granic ogrodu, poczuł, jak coś oplata się wokół jego kostki cudem nie łamiąc mu kości w procesie. Wydobył miecz by pozbyć się natręta, nie dał się zaskoczyć. Buchnęły błękitne płomienie. Rin wykonał obrót, zanim to, co trzymało go za kostkę cisnęło nim o ziemię i wpadł w zarośla, które ku jego zdziwieniu nie zajęły się od ognia.
- T-teme... - syknął Rin, podnosząc się, ale nim stanął korzeń ściskający nogę walnął nim znowu gdzie indziej. Tym razem był już lekko poirytowany. Kaszlnął krwią i gdy znów znalazł się w powietrzu machnął mieczem i przeciął pnącze, które zaraz zabłysło błękitem. Rozbrzmiał znów przeraźliwy, miażdżący czaszkę dźwięk i Rin wylądował na ziemi.
Zanim wstał, rozejrzał się uważnie, czy w okolicy nie ma przypadkiem innych wygłodniałych roślin. I słusznie zrobił, bo gdy planował ruszyć dalej, w jego stronę po ziemi biegło z sześć podobnych, syczących korzeni.
- Nigdy nie pałałem miłością do roślinek - prychnął ustawiając się w pozycji bojowej. I zaraz rzucił ostatnie spojrzenie w stronę, z której dochodziły odgłosy walki. Uśmieszek wykwitł na jego ustach. - Nie zamierzam marnować na was siły, więc - wykonał gest zapraszający do konfrontacji - za mną, pieprzone brokuły! - zawołał i wykonując jedno ostre cięcie popędził w stronę Harumi.
Usłyszał za sobą wrzaski roślinnych demonów. Przedzierając się przez busz musiał uważać. Wydawało się, że cały ogród go znienawidził. W tej chwili nie rozumiał, co Harumi miała na myśli przez "brak życia w ogrodzie", jak dla niego, to ten ogród był aż nazbyt żywy! Początkowo biegnąc, starał się trzymać miecz przy sobie, ażeby nie wywołać pożaru, ale kiedy coraz więcej roślin zaczęło się na niego rzucać, ciął na oślep. Każdym krokiem wypalał błękitny szlak pod którym obumierały pędy.
Tymczasem przy samej krawędzi ogrodu Harumi walczyła z Zashiki Warashi. W duchu błagała, aby Rin nie dotarł na walkę. Nie to, że chciała wykończyć Hinokatę sama. Nie, na tym to jej średnio zależało. W takich chwilach jak te, nad strachem brało u niej górę wypracowane, racjonalne myślenie. Nie mogła polegać na swoich prywatnych pobudkach, tylko myśleć praktycznie. Nieważne, które z nich, ona czy Rin będzie walczyć z Hinokatą. Ujawnią się sobie nawzajem. Nie mogła pozwolić na to, gdy zapadła decyzja, że Rin nie ma prawa znać jej tożsamości. Tak samo, jak ona jego.
Dlatego nie mogą być w tym samym miejscu.
To i jeszcze fakt, że instynkty biorą górę. Może Mephisto coś o tym wspominał? Podobno chowańce, gdy już się zaaklimatyzują, odruchowo rzucają się do pomocy swoim mistrzom. Wzdrygała się na samą myśl o byciu służącą, czy przydupaską jakiegoś niedorozwiniętego księżulka. Ostatecznie jako syn cesarza piekielnego najniższy tytuł jaki mógł odziedziczyć to książę. Głupia hierarchia Gehenny.
- Nie odpływaj Pandoro! - prychnęła Hinokata.
Tak to bywa, gdy bohater opowiadania zbyt długo rozprawia nad sensem życia i innymi bzdurami - tak, bzdurami - podczas gdy jakiś kwiat, niczym boa dusiciel oplata go swoją łodygą, by zaraz faktycznie udusić trującą esencją zapachową.
- Jedyną osobą, która tutaj odpłynie to ty, Hino! - odkrzyknęła Harumi i skupiła wszystkie swoje myśli na ukrytych pod zieloną powłoką pięściach.
Z głośnym trzaskiem szczątki kwiatu zmieniły się w białe ogniki i rozsiały się po ogrodzie, zapalając co popadnie. Otoczona przez biały płomień Harumi stała w pozycji bojowej na przeciwko Hinokaty.
- Pha, żeby po uwolnieniu się ze zwykłych pnączy dostać takiego zastrzyku pewności siebie - zaśmiała się kpiąco Zashiki Warashi. - Na całe szczęście mam w rękawie więcej sztuczek, niż to... Moje roślinki, powstańcie!
Harumi tylko na to czekała. Youkai wyciągnęła przed siebie rękę, natomiast Karamorita przeturlała się na drugą stronę pola walki i szybko złapała swoją kosę, odskakując momentalnie, gdy pod jej stopami zaczęło coś wyrastać. Nie czekając ani chwili okręciła się w powietrzu, a głownia kosy wykonała biały pierścień ponad nią, posyłając go prosto na 'roślinki' Hinokaty.
- Postaraj się bardziej, Hino!
- HINOKATA! - warknęła Zashiki Warashi.
- Za długie - prychnęła Harumi i wystawiła jej język, hamując raptownie i odruchowo przerzucając kosę ponad głową, chroniąc się przed przypominającą rękę gałęzią. - Powiedz mi chociaż, gdzie jest przejście do Hanshy! - krzyknęła do niej, zbyt dumna by dodać "proszę". W końcu, nie będzie zniżać się do poziomu służalczego youkai.
- W twoich snach! I skąd niby mam wiedzieć, gdzie jest? - odkrzyknęła Hinokata, wyskakując ku niej z z naginatą w dłoniach. Harumi zaklęła w myślach. Skąd ona ją wytrzasnęła?!
Drzewiec do drzewca starły się dwie bronie. Harumi zacisnęła spocone dłoni na kosie i natarła na Hinokatę wyskakując na nią z kopniakiem. Zaskoczona Zashiki Warashi odskoczyła, ale utrzymała się na nogach, mrużąc gniewnie oczy.
- Znasz ten ogród jak własną kieszeń, czy się mylę? - westchnęła Harumi, zbliżając się do niej. - Zresztą nieważne, tak czy tak, je znajdę. Z Hanshy na kilometr cuchnie - mówiąc to poruszyła demonstracyjnie nosem. Hinokata zacisnęła zęby. Lewe oko Harumi wypełniła czysta biel, tłumiąc rubinowy blask i jakby buchnął z niego płomień. - Zbliżamy się do końca - zacisnęła dłonie na rączce kosy, a ogień wokół niej stężał i wzrósł oświetlając pół ogrodu. Harumi podrzuciła broń do góry, złapała ją prawą ręką i przejechała lewą po ostrzu, sprawiając, że jedno z wyrytych w nim oczu zabłysło szkarłatem.
- Mam nadzieję, że lubisz ogień, bo niedługo spłoniesz - szepnęła Karamorita.
Z bojowym okrzykiem rzuciła się na nią, nie rozumiejąc, dlaczego w obliczu śmierci opętany duch dobrobytu się uśmiecha. I po chwili głowa, które włosy z granatowych stały się białe wzleciała w powietrze, a z szyi wylał się strumień czarnej krwi. Harumi opadła na trawę obok jej ciała, czując niesamowite zmęczenie. Zużyła znacznie więcej energii na walkę z jakimś marnym Zashiki Warashi, niż na tą ostatnią z Astaroth'em... Czyżby osłabła?
Nagle poczuła piekący ból wędrujący wzdłuż jej nogi, gdy spojrzała w dół, zauważyła czarną smugę na przeżerającą czarne podkolanówki, wspinającą się po białej skórze kończyn dolnych. Chwilę potem, gdy krzyknęła z przerażenia, ujrzała ją też na swojej ręce. Sięgała po kosę, a ból unieruchomił ją w miejscu, głos zamarł w ustach. Zarzuciła głową, próbując się z tego wyrwać. W jej pole widzenia wdarła się biel włosów. Jej włosów.
Potem była już tylko ciemność.
No nie, jednak nie, bo jakiś imbecyl zdecydował się ją obudzić. Czuła, jak szarpie jej ramieniem. Nie chciało jej się jeszcze wstawać, zdecydowanie chciała pospać jeszcze chwilę. Ale to było uporczywe. Miała wrażenie, że wyrywa jej ręce ze stawów.
- Karamorita! Karamorita! KARAMORITA!
Zirytowana do maksimum zdecydowała się odpowiedzieć. Zdziwiła się trudem, z jakim podniosła powieki i minęła chwila, nim ostatecznie rozpoznała twarz swojego utrapienia - Rin'a Okumury. Machnęła ręką, nakazując mu by odszedł, bo niesamowicie trudnym okazało się otworzenie ust i powiedzenie czegoś.
- Karamorita - jęknął rozpaczliwie Rin - nie możesz sobie teraz odpuścić, chwyć mnie za ręce, bo wpadniesz! - krzyknął wyjątkowo zdesperowany.
Dlaczego tak bardzo cię obchodzę?... Co zrobiłam źle, że mimo wszystko nie chcesz mojej śmierci? - pytała się w duchu, obserwując, jak mówi coś o niepoddawaniu się i walczeniu dalej, jak przekonuje, jak jego oczy wciąż desperacko pędzą ku jej bladym dłoniom ułożonym bezładnie na dziwnie giętkiej i plastycznej ziemi. Zmrużyła oczy. Miała wrażenie, jakby pływała, z tym, że coś ją wyraźnie ściągało ku dołowi. Może to dlatego Rin tak desperacko ściskał jej nadgarstki, kiedy zaczynała się oddalać.
Ale ona była tak zmęczona...
- Karamorita, błagam, nie puszczaj się i wytłumacz mi, co tu się dzieje! Błagam! - zawołał. Jego głos też się oddalał. Zaspanym wzrokiem potoczyła po ich otoczeniu. Ogród... Nieco zwęglony po jej walce z Hinokatą, ale wciąż ogród... Jedyną różnicą były te pieczęcie na drzewach wokół nich i mnóstwo małych duszków i chochlików, które przyglądały im się, jakby oglądały jakiś spektakl w telewizji.
- Tam była... Zashiki Warashi i... wygrałam, przynajmniej się nie leniłam - burknęła. - A teraz weź spieprzaj, daj mi spokój...
- Karamo---
- Zmęczona jestem... przynajmniej mam po czym - prychnęła, ułożyła głowę na jednym ze swoich ramion, uśmiechając się lekko. Czuła się dziwnie, dziwnie przyjemnie, otaczało ją znajome ciepło, którego nie czuła od lat, nie mogła tylko przypomnieć sobie jego źródła.
- Karamorita nie!
Poczuła, jak szorstka skóra jego rąk muska skórę ramion i powoli odpłynęła.
Ale to uczucie bezpieczeństwa trwało chwilę. Bo zaraz gdy znów poczuła pod sobą grunt, otworzyła oczy i obrzuciła wzrokiem miejsce, w którym się znajdowała. W duchu cała armia 'nie' tworzyła zwartą formację.
Hansha.
- Co ja tu u cholery robię?!
--------------------------------------------------------------------------------
To krótki wstęp, na więcej nie mogę sobie pozwolić. To jest fragment-zapowiedź następnych rozdziałów. Dlaczego zostało to napisane? Otóż, żeby zapewnić, że jestem! Nie będę wam mówić więcej... Teraz mam huk roboty... Mój blog o AnE jest jednym z niewielu aktywnych, ale dość mało popularny, komentują tylko trzy kochane osóbki, więc jestem trochę zawiedziona, hłe, hłe, hłe...Kiedy pozostałe części?
To pytanie, dla od dawna nie odwiedzanej części mojego mózgu!
Bye!
Szkoda... Ale pamiętaj że nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę zaglądać na tego bloga, nawet jak go zawiesisz... Niestety za bardzo się przywiązałam do niego.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się tym najważniejsze, że piszesz bardzo fajne. I ja też będę odwiedzała twojego bloga ;-)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Wspaniały! Ta akcja wspaniała, genialna, idealna! I o co chodziz tymi białymi włosami? I co się stało z Rinem? Tyle pytań a odpowiedzi brak! Pisz szybko kolejny nesta! OH, już ni emogę siędoczekać kolejnych rozdziałów! I wiem ja też mam w szkole huk roboty! Aż rzygać sie chcę od tej nauki! A matma? Ale powracając do rozdziału to najbardziej podobała mi się wątek z Rinem i jedo krótkimi przemyśleniami na temat Haru! Tak krótko się znają, a już się do niej przywiązał? Strasznie ciekawa jestem kolejnych rozdziałów! Pisz szybko, kochanie! I masz zakaz zawieszania tego bloga!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHej ja może nie komentuje, ale śledzę twój blog na bieżąco i czytam każdą notkę, jaką dodasz. Jestem jak ninja. Ciesze się, że dałaś znak życia. Notka zdecydowanie za krótka, składam zażalenia. Pisz dwa, nie trzy razu dłuższe, albo cię znajdę i odpłacę się za to, że tak długo trzymasz mnie w niepewności.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Księżniczką Mroku masz zakaz zawieszania tego bloga!
Biedna moja! Nie martw się! Jak to zawiesisz to i tak dalej będę do Ciebie pisać ;)
OdpowiedzUsuńFajny i ciekawy wstępik....
Życzę weny... Pozdrówka :)