Hansha - z japońskiego "Odbicie", rewers, druga strona. Nazwijcie to jak chcecie. To część wielkiego królestwa, Gehenny, aby pozostać ścisłym - neutralna część, nazywana niekiedy "przedsionkiem piekła". Zabicie demona na neutralnej ziemi równało się z wielkim przestępstwem. Rzadko kiedy prawo to zostało złamane, a jeśli, to przez nieszanujących prawa zwyrodnialców. Ale chwila, znów. To jest Gehenna.
Mimo wszystko, każdy świat ma swoje określone tabu. I tabu Hanshy istniało pod postacią tej jednej zasady. Dlatego ci "zwyrodnialcy" wykorzystywali ten fakt i zasadzali się przy Bramie czekając na nieświadome ofiary.
Harumi nie chciała się tu znaleźć. Naprawdę nie chciała znaleźć się w tym miejscu, gdzie zazwyczaj przebywały demony-chowańce. Ironia losu, kolejny cios dla jej dumy. Ratunku! Harumi Karamorita rozpoczyna maraton użalania się nad swoim losem. Literalnie.
Szatynka wstała, rozejrzała się dookoła, mamrocząc, że Hansha wygląda zupełnie tak, jak się spodziewała. Znajdowała się na polanie, zadziwiająco wizualnie podobnej do tej, na której leżała w Assiah. Otaczały ją wysokie, łyse drzewa o czarnych, długich i suchych gałęziach, poskręcanych w przeraźliwy sposób - biorąc pod uwagę niemożliwe do pominięcia skojarzenia z ludzkimi rękami.
Z ciemnych dziupli ział mrok... ziałby, gdyby nagle nie pojawiały się w nich setki par czerwonych, siarko-żółtych, jadowicie-zielonych ślepi. Na wysuszonych pniach widniały te same symbole, które pojawiły się wtedy na drzewach. Harumi zdecydowała się na przyszłość zanotować to podobieństwo, bo czuła, że to nie zbieg okoliczności.
Runo i ściółkę tworzyły zgniłe liście, jakieś szare grzybopodobne żyjątka, plątaniny pnącz, gałęzi układały coś na kształt krzaków. Ziemię przecinały ciemne, grube korzenie.
Swój maraton użalania się nad sobą Harumi zdecydowała zacząć od pierwszego napotkanego drzewa. Oparła się o nie czołem i po chwili wbiła pięść w pień. Zdawało jej się, że słyszy zduszony krzyk rośliny, ale nie przejmowała się tym. Zapominała o zachowaniu czujności.
- Ja pierdzielę... dlaczego właśnie ja? Na miłość... czyjąkolwiek - westchnęła. - Nie było lepszych? Jasna cholera... Nie było lepszych demonów? Mnie nie mogliście dać spokoju? - jęknęła i odwróciwszy się, zjechała plecami po szorstkim pniu.
Wiedziała, że takie zachowanie nie czyni jej lepszej od upartej pięciolatki. Ale miała już po prostu dość. Chciała już wrócić... Sto razy wolała być w Tartarze, niż przeżywać to wszystko.
Uniosła pięść do twarzy i wcisnęła ją w lewe oko, by jakoś przerwać ten dziwny ucisk. Miała wrażenie, jakby mięśnie twarzy związały się w ciasny supeł. Coś paliło ją od środka. To zdarzało się już tyle razy, ale... nigdy nie wiedziała co to znaczy.
Wiedziała też, że musi wstać, wziąć się w garść i ruszyć... gdziekolwiek, jak najdalej od tego miejsca. Ale coś chwytało ją za gardło i ściągało na ziemię. Metaforycznie.
- Dlaczego to mi się przytrafia? - jęknęła znów. - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! - zawyła. - Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?! - wykrzyknęła, że w całej Hanshy, wzdłuż jej niewyznaczonych granic i wszerz nieznanych dali słychać było jej wrzask.
Wreszcie trochę jej ulżyło, odetchnęła głośno, ale dziwny ucisk w klatce piersiowej pozostał. Minie, albo Harumi po pewnym czasie o nim zapomni, nigdy nie poznając sposobu na pozbycie się go.
W głowie wciąż powtarzając to samo pytanie i użalając się nad własnym losem odeszła od drzewa. Zastanawiała się, dlaczego w ogóle się przejmuje...? Wystarczy odnaleźć Bramę i po sprawie.
A nie! Jest jeszcze Okumura----
Nie dokończyła złorzeczenia, bo poczuła jak coś okręca się wokół jej łydki i jedyne co mogła powiedzieć to...
- O cholera, dlaczego ja?
Nim została ciśnięta na najbliższe drzewo twarzą prosto w dziuplę. To nie do końca spodobało się kryjącym się wewnątrz demonom. Rozwścieczone Koumodo biły Harumi skrzydłami i drapały pazurzastymi łapami, podczas gdy ta majtała nogami próbując jakoś wydostać głowę z dziupli.
- Ja pier***! - syknęła, kuląc nogi i odpychając się rękami. Parsknęła, próbując wyrzucić z ust smak skrzydła Koumodo.
- Może pomóc, łaaa?!
- Nie pierdziel, tylko ciągnij! - huknęła wkładając jeszcze więcej siły w ręce. Po chwili poczuła coś ostrego w okolicach karku, a potem szarpnięcie za kołnierz. Sama w tym samym momencie odepchnęła się jak najsilniej mogła i wreszcie...! Z głośnym cmoknięciem opadła na twardy grunt. Dyszała.
- Sieemaaa Haruu~!... ŁAAA!
I nagle tuż ponad nią pojawił się połyskujący, złoty dziób na tle brązowych piór. Przerośnięty orzeł rozłożył skrzydła i nim zaprotestowała rzucił się na nią, przygniatając ciężarem. Harumi po krótce poderwała się spychając go z siebie i głośno plując piórami.
- Ble--- Pfe, Ama do jasnej cholery co ty tu u licha robisz ty ptaku nieudaczniku z debilowa?!
Harumi i jej niesamowity zasób słów w jakże ciepły sposób powitały Orlego Stróża. Tak, to jest ironia.
- Naaah, ła-ła-ła-łaaa, Haru, to tak się wita starego kumpla, który właśnie uratował ci skórę? Mogłabyś włożyć trochę uczuucia? Łaaa! Wieeesz, jak za dawnych dobrych czasów "Ama-sama! Ama-sama proszę pomóż mi!"... Ła-ła-łi-łaaa...
I zaraz ptaszysko pożałowało, bo oberwało prawym sierpowym od nieźle już poddenerwowanej Karamority. Z pulsującą na skroni żyłką podniosła się z ziemi i otrzepała z Hokorima, których znalazła na sobie zaskakująco wiele.
- Gdyby coś takiego się wydarzyło, już wąchałabym kwiatki od spodu, bo nie wydolibłabym ze wstydu - syknęła Harumi, bezlitośnie kopiąc ptaka i podrzucając go do góry. Ten prędko złapał równowagę i wiatr w skrzydła.
- Łaaa, jak zawsze szorstka Harrru~! - przytaknął rozbawiony Ama, pomimo wcześniejszego ciosu. - Technicznie, jesteś "od spodu", ale kwiatków raczej tu nie znajdziesz, chybbbbba, że Dokkaflary się zaliczają - zaznaczył.
- Taa, ja mniej więcej w tej sprawie - westchnęła.
- Moou, a już myślałem, że przybyłaś odwiedzić swojego starego, dobrego chowańca... Ła-łaaa... Wiem! Udawajmy, że mimo wszystko po to tu jesteś~! Nie zapytasz co u mnie? Trochę czasu minęęęęło~ U nas to już jakieś piętnaście lat będzie od ostatniego wezwania... Chwila! Jesteś na wolności i mnie nie wezwałaś? Łaaa! Okrutnaaa! Harrru! Okrutnaaa~! - zaskrzeczał orzeł, latając wokół jej głowy, nie przerywając niekończącego się słowotoku.
- Możesz się na chwilę zamknąć?! Próbuję poukładać myśli - warknęła.
- Ale Haarrru! Tyle czasu się nie wi--- - nagle przerwał, kiedy dziewczyna bez słowa trzepnęła go w grzbiet. - Łaaa... - jęknął. - No dobra, rozumiem, myśl, byle szybko, tyle do obgadania~
- Dasz mi coś powiedzieć, czy będziesz tak nawijał od rzeczy?... A podobno chowańce mają się słuchać swoich mistrzów - prychnęła i odruchowo sięgnęła po kosę, by w razie niebezpieczeństwa mieć ją pod ręką. Wytrzeszczyła oczy, gdy nie napotkała niczego.
Po chwili milczenia Ama popatrzył na nią wyczekująco, jak tylko orzeł potrafi i pomachał skrzydłem przed twarzą, ale nadal, jej wyraz twarzy się nie zmienił. Pozostał zastygnięty w zdumieniu.
- ŁAAA! Masz minę jak kot srający na pustyni! Harru! Powiedz coś! Łaa! Harru!
Pokręciła głową, a mina rzedła jej z chwili na chwilę.
- Mamy przesrane.
Kiedy otworzył oczy, wątłe światło wpadało do pomieszczenia, w którym się znajdował i pozwalało mu dostrzec detale wnętrza. Pierwsze co zrobił po przebudzeniu z dziwnego transu, w którym... już sam nie pamiętał co robił. Ostatnie co odcisnęło miejsce w jego umyśle to zanikająca Karamorita, a potem... potem coś było, ale nie mógł sobie przypomnieć. Dlatego odrzucił rozmyślania, na rzecz dotykania maty tatami, na której leżał. Jeździł palcami wzdłuż lekko wypukłych linii i wzdychał.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał się ruszyć, ale czyste lenistwo trzymało go w miejscu. Nic się nie paliło, nikt go nie atakował, Shiemi nie umierała, a jakieś dzieci nie obserwowały go zza rozsuwanych drzwi... Dobra, pomińmy te farmazony, bo właśnie to działo się kiedy się wylegiwał.
Ale Shiemi Shiemi, a te dzieci...
Automatycznie ocknął się i poderwał z miejsca, by usłyszeć zaraz, jak drzwi zatrzaskują się z hukiem i jakieś ściszone, cienkie głosiki krzyczą jeden przez drugiego. W pierwszym odruchu rzucił się w kierunku drzwi, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, w efekcie czego padł na podłogę jak długi. Jęknął i rozmasował sobie skronie. Huk upadku dudnił mu w głowie. Co mu cholera jest? Jakby miał kaca... Tak, wiedział, jak to jest mieć kaca, ale to jest historia na inną chwilę.
- Itteee... - burknął. - Hej wy tam! - krzyknął, zauważając cienie sylwetek za tradycyjnymi, papierowymi drzwiami. - Kimkolwiek jesteście! Wyłaźcie, bo sam po was pójdę!
Rozległ się chichot, a jedno z dzieci chyba próbowało uciec, ale wyższe z dwójki chwyciło je za koszulę i targnęło, by utrzymać w miejscu. Rin westchnął i powtórzył swój nakaz, przenosząc się na kolana i powoli, opierając się na drewnianym, zdobionym roślinnymi wzorami kotatsu podniósł się na nogi. Stał teraz zgięty, ale już niejako się trzymał. Odetchnął i już miał wykonać krok w stronę drzwi, gdy znów padł, tym razem do tyłu. Zaklął głośno.
Drzwi odsunęły się i wysunęła się zza nich czarna głowa dziewczynki w wieku na oko dziewięciu lat.
- Nic się panu nie stało? - spytała używając niesamowicie uprzejmego języka, jak na współczesne dzieci w jej wieku. Jednak Rin potrafił dodać jeden do jednego (dwa do dwóch to wyższa szkoła jazdy) i szybko zrozumiał, że raczej nie pochodzą z tego samego świata.
- Nie, nic - zapewnił. - Trochę się poobijałem. Miło, że wreszcie zdecydowaliście się tu pojawić... Gdziekolwiek to jest - dodał, rozglądając się po tradycyjnie urządzonym pokoju. Rzadko teraz spotykało się domy z papierowymi ścianami, podłogami wyścielonymi matami, rzeźbione kotatsu i praktycznie nic poza tym, jeszcze dwa parawany i kilka drzewek bonsai.
- Przepraszamy najmocniej wielmożnego pana - kiedy indziej myślałby, że to sarkazm, ale ta dziewczynka mówiła poważnie. - Nie ma żadnego wytłumaczenia dla naszej impertynencji, dlatego też ma pan pełne prawo, a nawet obowiązek by nas ukarać - podsunęła, pokornie pochylając się i ciągnąc za rękę niższego od niej o dwie długości głowy chłopca, bardzo chudego zresztą.
- H-hej, chyba nie mówicie poważnie! - Rin wysunął przed siebie ręce w geście zaprzeczenia. - Nie zamierzam was karać, hej no! Mamy dwudziesty pierwszy wiek to już nie starożytność, żeby ten no... chłostą po... du... tyłku się lać.
[Autorka: To była średniowieczność, pacanie!
Hades: ... "Średniowieczność" Einsteinie?
Maru: *facepalm*]
Dzieci popatrzyły po sobie zdziwione i po chwili dziewczyna zapytała:
- To pan nas nie zbije za to co zrobiliśmy?
Pokiwał głową, wciąż nie wiedząc, czy powinien się cieszyć razem z nimi, czy może wciąż powtarzać "what the f*ck?" w myślach. Zdecydował się na to drugie, dlatego zmierzwił czarną czuprynę dziewczynki i srebrną chłopca.
- Dobra maluchy, siadajcie tam - wskazał miejsce po drugiej stronie kotatsu - i zaraz odpowiecie wspaniałemu Rin'owi na parę pytań, ne?
- Naprawdę nas pan nie ukarze? - upewniał się chłopiec.
- Naprawdę - westchnął Rin, zmieniając pozycję z placka na klęczącą. - Siadajcie i...
Dokończyłby, gdyby naraz dwa niesamowicie lekkie ciałka dzieci nie zawisły mu na szyi, a ponieważ nie spodziewał się tego, znowu upadł na ziemię. Zastanawiał się czasem, czy nie zapytać podłogi o imię, w końcu tak już się do siebie zbliżyli.
- Jasna cholera złaźcie ze... mni... eee... du... du... dusiciee... - wychrypiał Rin, bo chociaż chude, rączki chłopca zaciskały się na jego szyi jakby to było koło ratunkowe rzucone mu po dniach samotnego dryfowania na morzu.
Dziewczynka zreflektowała się pierwsza i spróbowała odciągnąć brata...
Skończyło się na tym, że chłopiec wciąż wisiał na szyi Rin'a, a ten usilnie próbował go z niej zerwać, podczas gdy jego siostra usiadła po drugiej stronie kotatsu, z trudem powstrzymując uśmiech.
- No to ten... przechodząc do konkretów... Kim wy w ogóle jesteście? Powinienem chyba zapytać, zanim się spróbuję stąd wydostać - zaczął i chrząknął wyglądając poza dziewczynkę w kierunku rozsuwanych drzwi.
- Stąd jest bardzo łatwo wyjść, ja i mój brat znaleźliśmy wyjście kiedy był pan nieprzytomny - powiadomiła go. - Zaprowadzimy pana jeżeli pan zechce. A, erm... Co do pana pytania - wzrok miała rozbiegany, wodziła nim po ścianach nie będąc pewna, czy powinna zdradzić mu tą informację. Oblizała usta, bawiąc się palcami, w końcu zwróciła się na niego. Wyglądała bardzo poważnie jak na dziewięciolatkę. - Nazywam się Raku Shinko, a to mój brat Raku Koujirou - skinęła głową na chłopca kurczowo trzymającego się ubrania Rin'a.
Swoją drogą, dopiero teraz nastolatek zauważył, że nie ma na sobie tradycyjnego mundurka Akademii, a ciemnoniebieskie kimono z wzorami pajęczyn. Tuż przy drzwiach leżało okrycie, błękitno-czarne haori, oraz para japonek i jego miecz. W pierwszym odruchu chciał po niego biec, bo jak piorunem uderzyła go świadomość, że nie spostrzegł jego zniknięcia. Poderwał się, czym nieco przestraszył Shinko. Dziewczynka uskoczyła i wylądowała na czworaka, natomiast ręce chłopca zacisnęły się na jego szyi. Dlatego Rin powoli opadł na podłogę, uspokajając rodzeństwo Raku.
- Spokojnie - powiedział. - Nie chcę wam zrobić krzywdy, po prostu zauważyłem coś mojego - wyjaśnił. - A tak w ogóle to jestem Rin Okumura, miło mi was poznać, Shinko, Koujirou.
- Wiemy kim jesteś - szepnął chłopiec.
- Kouji! - syknęła na niego siostra. - Nie wolno!
Brat wychylił się i pokazał jej język, na co ona wydęła policzki i uderzyła drobną piąstką w podłogę, aż zadudniło i Rin zarejestrował, że stolik niejako podskoczył.
- Przestań Shiiin, jak się od nas nie dowie to od nikogo... Jest za miły dla swojego własnego dobra~ A do tego głupi, dlatego się nie domyśli, a im do głowy nie przyjdzie, żeby mu powiedzieć, bo tak i bo srak - burknął młodszy chłopiec i Rin wytrzeszczył oczy zwiększając siłę jaką wkładał w zdjęcie go z siebie.
- Hej! Kto tu jest głupi?! - odwarknął Rin. - Nie pozwalaj sobie na za wiele, mały - fuknął, wreszcie odrywając Koujirou od siebie. - I co u licha mielibyście mi powiedzieć? Że niby jakieś dzieci z księżyca wiedzą coś, czego ja nie wiem? - jęknął. - No pięknie, świat schodzi na psy...
- Tak technicznie, to jesteśmy starsi od ciebie, głupolu - prychnął Koujirou. - Mam 297 lat, a Shin 300, więc może trochę respektu? Irytuje mnie już kłanianie się przed tobą i ta "pokora" - zrobił powietrzny cudzysłów i skrzywił się, tak, że zmarszczki powstały wokół jego zadartego nosa i ciemnoniebieskich oczu.
- Chwila, chwila... łączę wątki... Ile wy macie lat?!
Shinko westchnęła.
- Jestem starsza od Koujirou o trzy lata, na oko powinnam wyglądać na 11, ale przypuszczam, że trochę mniej, mój realny wiek to 300 lat, a ponieważ mój brat jest o trzy lata młodszy...
- Dobra, dobra, taką matematykę znam, ale jak to możliwe? - wydukał nie mogąc w to uwierzyć. - Jesteście jakimiś demonami, czy co?
Koujirou prychnął i już miał rzucić jakąś ciętą uwagę, ale ubiegła go jego uprzejma siostra.
- Właściwie to duchami. Mogłeś widzieć nas już wcześniej - poinformowała go, sprawiając, że zastygł w zamyśleniu, próbując ich jakoś skojarzyć - ale nie sądzę, żebyś potrafił odgadnąć, pod jaką postacią. Lepiej jeśli to pozostanie tajemnicą.
- Ej no, ale dlaczego? - stęknął zawiedziony. - Chyba mam prawo wiedzieć.
- W sumie to nie, frajerze - Koujirou przewrócił oczami.
Rin zazgrzytał zębami i z płomiennym od złości wzrokiem zwrócił się do Shinko.
- Czy on ma tak zawsze?
Shinko zdobyła się na smutny uśmiech.
- Wiesz... Jesteśmy czymś w rodzaju chowańców, ale "czymś w rodzaju", zapamiętaj - zaznaczyła. - Przejmujemy często część charakteru po naszym mistrzu, dlatego Kouji zachowuje się, jak się zachowuje - objaśniła Shinko z wyrazem współczucia widocznym w czerwonych oczach.
- Brrr, wolałbym nie poznać waszego mistrze, obstawiam, że jest z pięć razy gorszy od tego cholerstwa.
- Ej ty! Kogo nazywasz cholerstwem! - Koujirou poderwał się z miejsca z zamiarem rzucenia się na Rin'a i to w bynajmniej nieprzyjaznych zamiarach. - I jeszcze obraziłeś mistrza! Nieee no teraz sobie nagrab---- Shin zostaw mnie - fuknął odwracając głowę w stronę, ale ta nadal nie spuszczała z niego wzroku. - Powiedziałem. Zostaw. Mnie. - huknął, aż zaczęły pękać drewniane stelaże w ścianach.
- Przecież nic nie robię - odparła Shinko z delikatnym uśmiechem.
Rodzeństwo Raku mierzyło się skupionymi spojrzeniami. W końcu Shinko podniosła się i stanęła prosto. Wydawała się być wyższa niż wcześniej w swoim białym kimono obwiązanym czarnym obi. Podeszła do Rin'a i wyciągnęła do niego rękę. Gdy się pochyliła, jej czarne włosy rozsypały się na jej ciele niczym okrycie.
- Powinniśmy iść, wydaje mi się, że słyszałam zegar.
- Zegar?
Tym razem wciął się Koujirou.
- Ten, który odmierza czas tego świata - mruknął. - Ten zegar jest inny. Godzina wybija zawsze wtedy, kiedy dzieje się coś ważnego, nigdy w innym wypadku. Dlatego droga siostrzyczka zdecydowała, że to najlepszy czas dla szanownego pana, aby ruszyć dalej - prychnął i przewrócił oczami. - Mogłabyś mnie już puścić?! Nic mu nie zrobię.
- Mhm, a mi wyrośnie trzecie oko.
- To akurat jest możliwe, siostrzyczko - wycedził młodszy Raku.
- Co mu zrobiłaś? - spytał zdziwiony Rin, machając dłonią centralnie przed twarzą Koujirou.
- W tej parze maki to ja jestem tą dominującą, nie pojmij mnie źle, chodzi o to, że kontroluję mojego brata, jestem starsza - wyjaśniła i podała nastolatkowi kolejno haori i miecz, po czym rzuciła pod nogi drewniane japonki.
Rin pokiwał głową, chociaż niewiele z tego zrozumiał. Maki (魔器) ? Duchy... Jeżeli dobrze pamiętał, duchy też były demonami. Ale... Tylko te pałętające się po Assiah jak demony, albo służące w piekle - przynajmniej tego się domyślał. Jeżeli Shinko i Koujirou nazywali siebie duchami to zapewne dlatego, że są utrzymywani w tym stanie... wbrew swojej woli.
- Rin-sama, idzie pan za mną, czy życzy sobie pan, abym pana zaniosła?
- Er, nie! Już idę! - zawołał do stojącej na korytarzu Shinko i pobiegł za nią, klnąc cicho na sandały, w których nigdy, ale to nigdy nie chodził. I szczerze mówiąc, musiał powiedzieć, że nie przepadał za tradycyjnymi strojami, poza luźno noszonymi kimono, w których było mu bardzo wygodnie. Zrzucił buty zaraz po przejściu kilku metrów i poprawił Kurikarę na ramieniu. - A co z Kouji'm? - spytał oglądając się na chłopaka, któremu z nerwów para leciała z uszu.
- Postoi sobie tak - odpowiedziała Shinko i zasunęła drzwi. - Zaraz do niego wrócę i pozwolę się ruszać, tylko odprowadzę pana do wyjścia - zapewniła.
- Nie pójdziesz ze mną dalej? - spytał zaniepokojony. Ostatecznie praktycznie nie wiedział, gdzie jest.
Shinko potrząsnęła głową.
- To miejsce to jedyna bezpieczna przystań dla kogoś takiego jak my - odparła. - Jesteśmy maki, łatwym łupem dla demonów, a ponieważ nie jesteśmy z tych okolic, zabicie nas nie nagnie prawa, a przynajmniej nie tak, by z tego powodu odbywały się procesy - westchnęła ciężko. - Zresztą gdyby jednak, to i tak brakuje sędzi, ale to sprawa nie na teraz - uniosła głowę i spojrzała Rin'owi w oczy. - Jesteśmy w Hanshy, słyszałeś już tą nazwę. Miejsce, w którym w tej chwili stoisz znajduje się dokładnie pod dobudówką w ogrodzie Moriyamów, gdzie śpi Shiemi-sama.
- Skąd ty...?
- Ja i Kouji wiemy o wszystkim, co dzieje się wokół was - wtrąciła natychmiastowo. - Jak już wcześniej wspomniałam, spotkałeś nas wcześniej. A reasumując. Hansha, neutralne pole, przedsionek piekła, na mocy Prawa Salomona nie można tutaj zabijać demonów. Jednak wiadomo - prychnęła, pierwszy raz. - Gehenna to Gehenna i nie mogłaby się tak nazywać bez łamania praw. Takie przypadki się zdarzają, ostatecznie demony to mistrzowie przekrętów i wiedzą jak nagiąć zasady, aby ich nie złamać - wzruszyła ramionami. - Czasami nawet się nie fatygują by to zrobić i je łamią. Kto je ukarze bez sędzi?
Rin tylko przytakiwał. Wiedział już więcej o tej całej Hanshy i wcale mu się to nie podobało. To tutaj znajdował się ten demon, który przyczepił się do Shiemi. Musiał go znaleźć. Ale to jak szukanie igły w stogu siana...
- To już tu.
Nawet nie zauważył, gdy znalazł się przy wyjściu. Zbutwiałe schody przed nim, papierowy korytarz z bambusem w doniczkach za nim. Ciepełko i twarde maty tatami za nim i ziejące pustką skalniaki i okryte mgłą krajobrazy przed nim. To nie wybór. To koszmar.
- Żebym wiedział, czego mam szukać, to by było świetnie - burknął. Przez chwilę wpatrywał się w mgłę i nagle jakaś myśl zdawała się wyskoczyć mu z głowy i zaświecić niczym neon przed oczami. - I jeszcze ONA! Masz ci loos... - jęknął uderzając się z otwartej dłoni w czoło.
- Miharu-sama? Masz na myśli Miharu-sama? - zainteresowała się Shinko. - Ona też tu jest? - i wychyliła się za drzwi, by zaraz się schować, kiedy rozbrzmiało donośne krakanie.
- Jaka Miha... Ona ma Harumi... czy jakoś tak... Ale to tak czy siak Karamorita! - Rin potrząsnął głową. - Wpadła tutaj razem ze mną... chyba... Egh, wypadałoby ją znaleźć, wie raczej więcej ode mnie - przyznał niechętnie. - Nigdy nikomu nie powtarzaj, że to powiedziałem - zastrzegł.
Shinko pokiwała głową w zamyśleniu.
- W tym świecie dzięki oczom wiele nie osiągniesz - powiedziała po chwili milczenia. - Zdaj się przede wszystkim na słuch, a jestem pewna, że znajdziesz to, czego potrzebujesz - poradziła. - Ja już pójdę, Karasuma się zbierają, a więc masz dwa wyjścia, zostaniesz i zwalczysz je wszystkie, albo jakoś przemkniesz. Pamiętaj, nigdy, ale to nigdy, gdyby cię zaatakowały, nigdy przed nimi nie uciekaj, rozumiesz?
Rin uniósł brew, ale pokiwał głową dla świętego spokoju. Mówiła to takim tonem, że nie chciał przekonać się na własnej skórze, o co jej chodzi. Dlatego, kiedy drzwi się zatrzasnęły i został sam, powoli zszedł po zbutwiałych deskach schodów, chcąc robić jak najmniej hałasu. Postawił stopy na ziemi, zimnej i bez życia i po raz pierwszy przyjrzał się dokładnie otaczającemu go światu.
Wytrzeszczył oczy, kiedy powoli docierały do niego poszczególne detale. To... Widział już podobny krajobraz. Wystarczyłoby, że przerzedziłaby się mgła, a zobaczyłby więcej uschniętych drzew, zszarzałej ziemi, niemal kolczastej trawy. Ta... Ta wizja! Zerucune i Inugami.
Pogrążony w zdumieniu nie zauważył jak idzie, nadepnął na kimono i wywalił się jak długi, wznosząc tumany Hokorima, które w wielkich chmarach osiadły z powrotem na niego.
- Auć - mruknął. - Znowu.
Ale nim zdążył coś dodać, usłyszał przeraźliwe krakanie, uniósł głowę i napotkał ptaka zbyt dużego, żeby być krukiem, lecz aparycją mu dorównującym. Z pewną różnicą, gdy rozkładał skrzydła, można było zauważyć ich dwie dodatkowe pary, a jego oczy... Piękne, acz niebezpieczne, trzy pary wąskich, czerwonych ślepi z czarnymi obręczami ściągającymi w otchłań głębokich obsydianowych źrenic.
- Wow - wydukał, ale po chwili cofnął by te słowa, bo wrzasnął jak depilująca się taśmą panienka, kiedy jakiś inny ptak dziobnął go w tyłek.
- To miejsce coraz bardziej mnie zaskakuje - mruknęła z pewnego rodzaju uznaniem Harumi, wycierając sobie dłonie po tym, jak razem z Orlim Stróżem 'odchwaścili' jedną z alej. - Im głębiej tym barwniej.
- Łaa! Jeżeli masz na myśli więcej demonów, to się zgadzam - przytaknął Amano, oblatując ją dookoła. - Łałała, zbliżamy się do pałacu Belzebuba - poinformował ją, układając jedno ze skrzydeł ponad oczami, jakby robił sobie daszek.
- Czemu mnie to nie cieszy? - westchnęła.
- Zamierzasz wejść? Łaa!
- A w życiu - wzdrygnęła się. - W tej chwili jedyne co się liczy, to znaleźć to ścierwo, rozszarpać na kawałki, a potem skorzystać z Bramy i voila, jesteśmy w domu. Aaa tak... - skrzywiła się. - Jeszcze Okumura po drodze -jęknęła. - Ale najpierw ścierwo. Tylko za cholerę nie wiem kto to...
- Łaaa! Dokkaflary i inne roślinki bym już sobie odpuścił - zasugerował. - Jeżeli mówisz, że spotkaliście już jednego na powierzchni, to małe szanse, żeby od spodu też jakiś ją dorwał. Te same gatunki mają podobny poziom siły, i nie lubią dzielić się ze sobą. Tą blondi musiała chlasnąć jakaś grubsza rybka, łaaahahaaa~
- Wiem, Ama, nie, musisz, mi, tego, tłumaczyć - wycedziła i wymierzyła mu wprawny cios w plecy. - Nie pomagasz - fuknęła.
- To pomogę, łaaa - jęknął, oglądając się na swoje plecy. - Moje biedne pióra - wymamrotał i zaraz ucichł na ten temat pod ciężarem jej spojrzenia. - Jeżeli szukasz grubszego kąska, łaa, to tylko w pałacu - wskazał skrzydłem na budowlę ukrytą za cienką firanką mgły.
- Co? Jakaś biba? - prychnęła. - Jakoś niekoniecznie mi się spieszy składać wizytę Strażnikowi Bramy - dodała pod nosem.
- A żebyś wiedziała, łaa! Urodziny Belzebuba - oznajmił Amano, dumnie wypinając pierś.
- Czekaj... Ale to jest w lecie... - zamyśliła się Harumi, ale po chwili oboje chórem powiedzieli:
- Kto królowi piekielnemu zabroni?/ŁAAA!
- Tak czy siak - zaczął znów Amano. - Łaa... Każdy kto się liczy, będzie tam. Tylko jest jeden problem...
- Jaki?
- Licznik. Łaa! Wisi nad bramą główną, przepuszcza tylko określoną liczbę osób i nie jestem pewien, czy już jej nie przekroczyli, łałała, jaka szkodałaa...
- Cóż, będą musieli doliczyć gościa specjalnego, bo ja nie zamierzam tańcować na dworze - prychnęła Harumi i pstryknęła palcami, a jej dłoń zajęła się ogniem czarnym, jak jej atrament. Płomień zdawał się, niczym czarna dziura wchłaniać światło Hanshy. Uniosła brew, ale po chwili zrozumiała, co to za znak. Odbicie. - Czas wyruszyć na podbój salonów, co nie Ama?
- Jak za starych dobrych czasów, łaaa! - przytaknął.
I ruszyli.
Mimo wszystko, każdy świat ma swoje określone tabu. I tabu Hanshy istniało pod postacią tej jednej zasady. Dlatego ci "zwyrodnialcy" wykorzystywali ten fakt i zasadzali się przy Bramie czekając na nieświadome ofiary.
Harumi nie chciała się tu znaleźć. Naprawdę nie chciała znaleźć się w tym miejscu, gdzie zazwyczaj przebywały demony-chowańce. Ironia losu, kolejny cios dla jej dumy. Ratunku! Harumi Karamorita rozpoczyna maraton użalania się nad swoim losem. Literalnie.
Szatynka wstała, rozejrzała się dookoła, mamrocząc, że Hansha wygląda zupełnie tak, jak się spodziewała. Znajdowała się na polanie, zadziwiająco wizualnie podobnej do tej, na której leżała w Assiah. Otaczały ją wysokie, łyse drzewa o czarnych, długich i suchych gałęziach, poskręcanych w przeraźliwy sposób - biorąc pod uwagę niemożliwe do pominięcia skojarzenia z ludzkimi rękami.
Z ciemnych dziupli ział mrok... ziałby, gdyby nagle nie pojawiały się w nich setki par czerwonych, siarko-żółtych, jadowicie-zielonych ślepi. Na wysuszonych pniach widniały te same symbole, które pojawiły się wtedy na drzewach. Harumi zdecydowała się na przyszłość zanotować to podobieństwo, bo czuła, że to nie zbieg okoliczności.
Runo i ściółkę tworzyły zgniłe liście, jakieś szare grzybopodobne żyjątka, plątaniny pnącz, gałęzi układały coś na kształt krzaków. Ziemię przecinały ciemne, grube korzenie.
Swój maraton użalania się nad sobą Harumi zdecydowała zacząć od pierwszego napotkanego drzewa. Oparła się o nie czołem i po chwili wbiła pięść w pień. Zdawało jej się, że słyszy zduszony krzyk rośliny, ale nie przejmowała się tym. Zapominała o zachowaniu czujności.
- Ja pierdzielę... dlaczego właśnie ja? Na miłość... czyjąkolwiek - westchnęła. - Nie było lepszych? Jasna cholera... Nie było lepszych demonów? Mnie nie mogliście dać spokoju? - jęknęła i odwróciwszy się, zjechała plecami po szorstkim pniu.
Wiedziała, że takie zachowanie nie czyni jej lepszej od upartej pięciolatki. Ale miała już po prostu dość. Chciała już wrócić... Sto razy wolała być w Tartarze, niż przeżywać to wszystko.
Uniosła pięść do twarzy i wcisnęła ją w lewe oko, by jakoś przerwać ten dziwny ucisk. Miała wrażenie, jakby mięśnie twarzy związały się w ciasny supeł. Coś paliło ją od środka. To zdarzało się już tyle razy, ale... nigdy nie wiedziała co to znaczy.
Wiedziała też, że musi wstać, wziąć się w garść i ruszyć... gdziekolwiek, jak najdalej od tego miejsca. Ale coś chwytało ją za gardło i ściągało na ziemię. Metaforycznie.
- Dlaczego to mi się przytrafia? - jęknęła znów. - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! - zawyła. - Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?! - wykrzyknęła, że w całej Hanshy, wzdłuż jej niewyznaczonych granic i wszerz nieznanych dali słychać było jej wrzask.
Wreszcie trochę jej ulżyło, odetchnęła głośno, ale dziwny ucisk w klatce piersiowej pozostał. Minie, albo Harumi po pewnym czasie o nim zapomni, nigdy nie poznając sposobu na pozbycie się go.
W głowie wciąż powtarzając to samo pytanie i użalając się nad własnym losem odeszła od drzewa. Zastanawiała się, dlaczego w ogóle się przejmuje...? Wystarczy odnaleźć Bramę i po sprawie.
A nie! Jest jeszcze Okumura----
Nie dokończyła złorzeczenia, bo poczuła jak coś okręca się wokół jej łydki i jedyne co mogła powiedzieć to...
- O cholera, dlaczego ja?
Nim została ciśnięta na najbliższe drzewo twarzą prosto w dziuplę. To nie do końca spodobało się kryjącym się wewnątrz demonom. Rozwścieczone Koumodo biły Harumi skrzydłami i drapały pazurzastymi łapami, podczas gdy ta majtała nogami próbując jakoś wydostać głowę z dziupli.
- Ja pier***! - syknęła, kuląc nogi i odpychając się rękami. Parsknęła, próbując wyrzucić z ust smak skrzydła Koumodo.
- Może pomóc, łaaa?!
- Nie pierdziel, tylko ciągnij! - huknęła wkładając jeszcze więcej siły w ręce. Po chwili poczuła coś ostrego w okolicach karku, a potem szarpnięcie za kołnierz. Sama w tym samym momencie odepchnęła się jak najsilniej mogła i wreszcie...! Z głośnym cmoknięciem opadła na twardy grunt. Dyszała.
- Sieemaaa Haruu~!... ŁAAA!
I nagle tuż ponad nią pojawił się połyskujący, złoty dziób na tle brązowych piór. Przerośnięty orzeł rozłożył skrzydła i nim zaprotestowała rzucił się na nią, przygniatając ciężarem. Harumi po krótce poderwała się spychając go z siebie i głośno plując piórami.
- Ble--- Pfe, Ama do jasnej cholery co ty tu u licha robisz ty ptaku nieudaczniku z debilowa?!
Harumi i jej niesamowity zasób słów w jakże ciepły sposób powitały Orlego Stróża. Tak, to jest ironia.
- Naaah, ła-ła-ła-łaaa, Haru, to tak się wita starego kumpla, który właśnie uratował ci skórę? Mogłabyś włożyć trochę uczuucia? Łaaa! Wieeesz, jak za dawnych dobrych czasów "Ama-sama! Ama-sama proszę pomóż mi!"... Ła-ła-łi-łaaa...
I zaraz ptaszysko pożałowało, bo oberwało prawym sierpowym od nieźle już poddenerwowanej Karamority. Z pulsującą na skroni żyłką podniosła się z ziemi i otrzepała z Hokorima, których znalazła na sobie zaskakująco wiele.
- Gdyby coś takiego się wydarzyło, już wąchałabym kwiatki od spodu, bo nie wydolibłabym ze wstydu - syknęła Harumi, bezlitośnie kopiąc ptaka i podrzucając go do góry. Ten prędko złapał równowagę i wiatr w skrzydła.
- Łaaa, jak zawsze szorstka Harrru~! - przytaknął rozbawiony Ama, pomimo wcześniejszego ciosu. - Technicznie, jesteś "od spodu", ale kwiatków raczej tu nie znajdziesz, chybbbbba, że Dokkaflary się zaliczają - zaznaczył.
- Taa, ja mniej więcej w tej sprawie - westchnęła.
- Moou, a już myślałem, że przybyłaś odwiedzić swojego starego, dobrego chowańca... Ła-łaaa... Wiem! Udawajmy, że mimo wszystko po to tu jesteś~! Nie zapytasz co u mnie? Trochę czasu minęęęęło~ U nas to już jakieś piętnaście lat będzie od ostatniego wezwania... Chwila! Jesteś na wolności i mnie nie wezwałaś? Łaaa! Okrutnaaa! Harrru! Okrutnaaa~! - zaskrzeczał orzeł, latając wokół jej głowy, nie przerywając niekończącego się słowotoku.
- Możesz się na chwilę zamknąć?! Próbuję poukładać myśli - warknęła.
- Ale Haarrru! Tyle czasu się nie wi--- - nagle przerwał, kiedy dziewczyna bez słowa trzepnęła go w grzbiet. - Łaaa... - jęknął. - No dobra, rozumiem, myśl, byle szybko, tyle do obgadania~
- Dasz mi coś powiedzieć, czy będziesz tak nawijał od rzeczy?... A podobno chowańce mają się słuchać swoich mistrzów - prychnęła i odruchowo sięgnęła po kosę, by w razie niebezpieczeństwa mieć ją pod ręką. Wytrzeszczyła oczy, gdy nie napotkała niczego.
Po chwili milczenia Ama popatrzył na nią wyczekująco, jak tylko orzeł potrafi i pomachał skrzydłem przed twarzą, ale nadal, jej wyraz twarzy się nie zmienił. Pozostał zastygnięty w zdumieniu.
- ŁAAA! Masz minę jak kot srający na pustyni! Harru! Powiedz coś! Łaa! Harru!
Pokręciła głową, a mina rzedła jej z chwili na chwilę.
- Mamy przesrane.
Kiedy otworzył oczy, wątłe światło wpadało do pomieszczenia, w którym się znajdował i pozwalało mu dostrzec detale wnętrza. Pierwsze co zrobił po przebudzeniu z dziwnego transu, w którym... już sam nie pamiętał co robił. Ostatnie co odcisnęło miejsce w jego umyśle to zanikająca Karamorita, a potem... potem coś było, ale nie mógł sobie przypomnieć. Dlatego odrzucił rozmyślania, na rzecz dotykania maty tatami, na której leżał. Jeździł palcami wzdłuż lekko wypukłych linii i wzdychał.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał się ruszyć, ale czyste lenistwo trzymało go w miejscu. Nic się nie paliło, nikt go nie atakował, Shiemi nie umierała, a jakieś dzieci nie obserwowały go zza rozsuwanych drzwi... Dobra, pomińmy te farmazony, bo właśnie to działo się kiedy się wylegiwał.
Ale Shiemi Shiemi, a te dzieci...
Automatycznie ocknął się i poderwał z miejsca, by usłyszeć zaraz, jak drzwi zatrzaskują się z hukiem i jakieś ściszone, cienkie głosiki krzyczą jeden przez drugiego. W pierwszym odruchu rzucił się w kierunku drzwi, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, w efekcie czego padł na podłogę jak długi. Jęknął i rozmasował sobie skronie. Huk upadku dudnił mu w głowie. Co mu cholera jest? Jakby miał kaca... Tak, wiedział, jak to jest mieć kaca, ale to jest historia na inną chwilę.
- Itteee... - burknął. - Hej wy tam! - krzyknął, zauważając cienie sylwetek za tradycyjnymi, papierowymi drzwiami. - Kimkolwiek jesteście! Wyłaźcie, bo sam po was pójdę!
Rozległ się chichot, a jedno z dzieci chyba próbowało uciec, ale wyższe z dwójki chwyciło je za koszulę i targnęło, by utrzymać w miejscu. Rin westchnął i powtórzył swój nakaz, przenosząc się na kolana i powoli, opierając się na drewnianym, zdobionym roślinnymi wzorami kotatsu podniósł się na nogi. Stał teraz zgięty, ale już niejako się trzymał. Odetchnął i już miał wykonać krok w stronę drzwi, gdy znów padł, tym razem do tyłu. Zaklął głośno.
Drzwi odsunęły się i wysunęła się zza nich czarna głowa dziewczynki w wieku na oko dziewięciu lat.
- Nic się panu nie stało? - spytała używając niesamowicie uprzejmego języka, jak na współczesne dzieci w jej wieku. Jednak Rin potrafił dodać jeden do jednego (dwa do dwóch to wyższa szkoła jazdy) i szybko zrozumiał, że raczej nie pochodzą z tego samego świata.
- Nie, nic - zapewnił. - Trochę się poobijałem. Miło, że wreszcie zdecydowaliście się tu pojawić... Gdziekolwiek to jest - dodał, rozglądając się po tradycyjnie urządzonym pokoju. Rzadko teraz spotykało się domy z papierowymi ścianami, podłogami wyścielonymi matami, rzeźbione kotatsu i praktycznie nic poza tym, jeszcze dwa parawany i kilka drzewek bonsai.
- Przepraszamy najmocniej wielmożnego pana - kiedy indziej myślałby, że to sarkazm, ale ta dziewczynka mówiła poważnie. - Nie ma żadnego wytłumaczenia dla naszej impertynencji, dlatego też ma pan pełne prawo, a nawet obowiązek by nas ukarać - podsunęła, pokornie pochylając się i ciągnąc za rękę niższego od niej o dwie długości głowy chłopca, bardzo chudego zresztą.
- H-hej, chyba nie mówicie poważnie! - Rin wysunął przed siebie ręce w geście zaprzeczenia. - Nie zamierzam was karać, hej no! Mamy dwudziesty pierwszy wiek to już nie starożytność, żeby ten no... chłostą po... du... tyłku się lać.
[Autorka: To była średniowieczność, pacanie!
Hades: ... "Średniowieczność" Einsteinie?
Maru: *facepalm*]
Dzieci popatrzyły po sobie zdziwione i po chwili dziewczyna zapytała:
- To pan nas nie zbije za to co zrobiliśmy?
Pokiwał głową, wciąż nie wiedząc, czy powinien się cieszyć razem z nimi, czy może wciąż powtarzać "what the f*ck?" w myślach. Zdecydował się na to drugie, dlatego zmierzwił czarną czuprynę dziewczynki i srebrną chłopca.
- Dobra maluchy, siadajcie tam - wskazał miejsce po drugiej stronie kotatsu - i zaraz odpowiecie wspaniałemu Rin'owi na parę pytań, ne?
- Naprawdę nas pan nie ukarze? - upewniał się chłopiec.
- Naprawdę - westchnął Rin, zmieniając pozycję z placka na klęczącą. - Siadajcie i...
Dokończyłby, gdyby naraz dwa niesamowicie lekkie ciałka dzieci nie zawisły mu na szyi, a ponieważ nie spodziewał się tego, znowu upadł na ziemię. Zastanawiał się czasem, czy nie zapytać podłogi o imię, w końcu tak już się do siebie zbliżyli.
- Jasna cholera złaźcie ze... mni... eee... du... du... dusiciee... - wychrypiał Rin, bo chociaż chude, rączki chłopca zaciskały się na jego szyi jakby to było koło ratunkowe rzucone mu po dniach samotnego dryfowania na morzu.
Dziewczynka zreflektowała się pierwsza i spróbowała odciągnąć brata...
Skończyło się na tym, że chłopiec wciąż wisiał na szyi Rin'a, a ten usilnie próbował go z niej zerwać, podczas gdy jego siostra usiadła po drugiej stronie kotatsu, z trudem powstrzymując uśmiech.
- No to ten... przechodząc do konkretów... Kim wy w ogóle jesteście? Powinienem chyba zapytać, zanim się spróbuję stąd wydostać - zaczął i chrząknął wyglądając poza dziewczynkę w kierunku rozsuwanych drzwi.
- Stąd jest bardzo łatwo wyjść, ja i mój brat znaleźliśmy wyjście kiedy był pan nieprzytomny - powiadomiła go. - Zaprowadzimy pana jeżeli pan zechce. A, erm... Co do pana pytania - wzrok miała rozbiegany, wodziła nim po ścianach nie będąc pewna, czy powinna zdradzić mu tą informację. Oblizała usta, bawiąc się palcami, w końcu zwróciła się na niego. Wyglądała bardzo poważnie jak na dziewięciolatkę. - Nazywam się Raku Shinko, a to mój brat Raku Koujirou - skinęła głową na chłopca kurczowo trzymającego się ubrania Rin'a.
Swoją drogą, dopiero teraz nastolatek zauważył, że nie ma na sobie tradycyjnego mundurka Akademii, a ciemnoniebieskie kimono z wzorami pajęczyn. Tuż przy drzwiach leżało okrycie, błękitno-czarne haori, oraz para japonek i jego miecz. W pierwszym odruchu chciał po niego biec, bo jak piorunem uderzyła go świadomość, że nie spostrzegł jego zniknięcia. Poderwał się, czym nieco przestraszył Shinko. Dziewczynka uskoczyła i wylądowała na czworaka, natomiast ręce chłopca zacisnęły się na jego szyi. Dlatego Rin powoli opadł na podłogę, uspokajając rodzeństwo Raku.
- Spokojnie - powiedział. - Nie chcę wam zrobić krzywdy, po prostu zauważyłem coś mojego - wyjaśnił. - A tak w ogóle to jestem Rin Okumura, miło mi was poznać, Shinko, Koujirou.
- Wiemy kim jesteś - szepnął chłopiec.
- Kouji! - syknęła na niego siostra. - Nie wolno!
Brat wychylił się i pokazał jej język, na co ona wydęła policzki i uderzyła drobną piąstką w podłogę, aż zadudniło i Rin zarejestrował, że stolik niejako podskoczył.
- Przestań Shiiin, jak się od nas nie dowie to od nikogo... Jest za miły dla swojego własnego dobra~ A do tego głupi, dlatego się nie domyśli, a im do głowy nie przyjdzie, żeby mu powiedzieć, bo tak i bo srak - burknął młodszy chłopiec i Rin wytrzeszczył oczy zwiększając siłę jaką wkładał w zdjęcie go z siebie.
- Hej! Kto tu jest głupi?! - odwarknął Rin. - Nie pozwalaj sobie na za wiele, mały - fuknął, wreszcie odrywając Koujirou od siebie. - I co u licha mielibyście mi powiedzieć? Że niby jakieś dzieci z księżyca wiedzą coś, czego ja nie wiem? - jęknął. - No pięknie, świat schodzi na psy...
- Tak technicznie, to jesteśmy starsi od ciebie, głupolu - prychnął Koujirou. - Mam 297 lat, a Shin 300, więc może trochę respektu? Irytuje mnie już kłanianie się przed tobą i ta "pokora" - zrobił powietrzny cudzysłów i skrzywił się, tak, że zmarszczki powstały wokół jego zadartego nosa i ciemnoniebieskich oczu.
- Chwila, chwila... łączę wątki... Ile wy macie lat?!
Shinko westchnęła.
- Jestem starsza od Koujirou o trzy lata, na oko powinnam wyglądać na 11, ale przypuszczam, że trochę mniej, mój realny wiek to 300 lat, a ponieważ mój brat jest o trzy lata młodszy...
- Dobra, dobra, taką matematykę znam, ale jak to możliwe? - wydukał nie mogąc w to uwierzyć. - Jesteście jakimiś demonami, czy co?
Koujirou prychnął i już miał rzucić jakąś ciętą uwagę, ale ubiegła go jego uprzejma siostra.
- Właściwie to duchami. Mogłeś widzieć nas już wcześniej - poinformowała go, sprawiając, że zastygł w zamyśleniu, próbując ich jakoś skojarzyć - ale nie sądzę, żebyś potrafił odgadnąć, pod jaką postacią. Lepiej jeśli to pozostanie tajemnicą.
- Ej no, ale dlaczego? - stęknął zawiedziony. - Chyba mam prawo wiedzieć.
- W sumie to nie, frajerze - Koujirou przewrócił oczami.
Rin zazgrzytał zębami i z płomiennym od złości wzrokiem zwrócił się do Shinko.
- Czy on ma tak zawsze?
Shinko zdobyła się na smutny uśmiech.
- Wiesz... Jesteśmy czymś w rodzaju chowańców, ale "czymś w rodzaju", zapamiętaj - zaznaczyła. - Przejmujemy często część charakteru po naszym mistrzu, dlatego Kouji zachowuje się, jak się zachowuje - objaśniła Shinko z wyrazem współczucia widocznym w czerwonych oczach.
- Brrr, wolałbym nie poznać waszego mistrze, obstawiam, że jest z pięć razy gorszy od tego cholerstwa.
- Ej ty! Kogo nazywasz cholerstwem! - Koujirou poderwał się z miejsca z zamiarem rzucenia się na Rin'a i to w bynajmniej nieprzyjaznych zamiarach. - I jeszcze obraziłeś mistrza! Nieee no teraz sobie nagrab---- Shin zostaw mnie - fuknął odwracając głowę w stronę, ale ta nadal nie spuszczała z niego wzroku. - Powiedziałem. Zostaw. Mnie. - huknął, aż zaczęły pękać drewniane stelaże w ścianach.
- Przecież nic nie robię - odparła Shinko z delikatnym uśmiechem.
Rodzeństwo Raku mierzyło się skupionymi spojrzeniami. W końcu Shinko podniosła się i stanęła prosto. Wydawała się być wyższa niż wcześniej w swoim białym kimono obwiązanym czarnym obi. Podeszła do Rin'a i wyciągnęła do niego rękę. Gdy się pochyliła, jej czarne włosy rozsypały się na jej ciele niczym okrycie.
- Powinniśmy iść, wydaje mi się, że słyszałam zegar.
- Zegar?
Tym razem wciął się Koujirou.
- Ten, który odmierza czas tego świata - mruknął. - Ten zegar jest inny. Godzina wybija zawsze wtedy, kiedy dzieje się coś ważnego, nigdy w innym wypadku. Dlatego droga siostrzyczka zdecydowała, że to najlepszy czas dla szanownego pana, aby ruszyć dalej - prychnął i przewrócił oczami. - Mogłabyś mnie już puścić?! Nic mu nie zrobię.
- Mhm, a mi wyrośnie trzecie oko.
- To akurat jest możliwe, siostrzyczko - wycedził młodszy Raku.
- Co mu zrobiłaś? - spytał zdziwiony Rin, machając dłonią centralnie przed twarzą Koujirou.
- W tej parze maki to ja jestem tą dominującą, nie pojmij mnie źle, chodzi o to, że kontroluję mojego brata, jestem starsza - wyjaśniła i podała nastolatkowi kolejno haori i miecz, po czym rzuciła pod nogi drewniane japonki.
Rin pokiwał głową, chociaż niewiele z tego zrozumiał. Maki (魔器) ? Duchy... Jeżeli dobrze pamiętał, duchy też były demonami. Ale... Tylko te pałętające się po Assiah jak demony, albo służące w piekle - przynajmniej tego się domyślał. Jeżeli Shinko i Koujirou nazywali siebie duchami to zapewne dlatego, że są utrzymywani w tym stanie... wbrew swojej woli.
- Rin-sama, idzie pan za mną, czy życzy sobie pan, abym pana zaniosła?
- Er, nie! Już idę! - zawołał do stojącej na korytarzu Shinko i pobiegł za nią, klnąc cicho na sandały, w których nigdy, ale to nigdy nie chodził. I szczerze mówiąc, musiał powiedzieć, że nie przepadał za tradycyjnymi strojami, poza luźno noszonymi kimono, w których było mu bardzo wygodnie. Zrzucił buty zaraz po przejściu kilku metrów i poprawił Kurikarę na ramieniu. - A co z Kouji'm? - spytał oglądając się na chłopaka, któremu z nerwów para leciała z uszu.
- Postoi sobie tak - odpowiedziała Shinko i zasunęła drzwi. - Zaraz do niego wrócę i pozwolę się ruszać, tylko odprowadzę pana do wyjścia - zapewniła.
- Nie pójdziesz ze mną dalej? - spytał zaniepokojony. Ostatecznie praktycznie nie wiedział, gdzie jest.
Shinko potrząsnęła głową.
- To miejsce to jedyna bezpieczna przystań dla kogoś takiego jak my - odparła. - Jesteśmy maki, łatwym łupem dla demonów, a ponieważ nie jesteśmy z tych okolic, zabicie nas nie nagnie prawa, a przynajmniej nie tak, by z tego powodu odbywały się procesy - westchnęła ciężko. - Zresztą gdyby jednak, to i tak brakuje sędzi, ale to sprawa nie na teraz - uniosła głowę i spojrzała Rin'owi w oczy. - Jesteśmy w Hanshy, słyszałeś już tą nazwę. Miejsce, w którym w tej chwili stoisz znajduje się dokładnie pod dobudówką w ogrodzie Moriyamów, gdzie śpi Shiemi-sama.
- Skąd ty...?
- Ja i Kouji wiemy o wszystkim, co dzieje się wokół was - wtrąciła natychmiastowo. - Jak już wcześniej wspomniałam, spotkałeś nas wcześniej. A reasumując. Hansha, neutralne pole, przedsionek piekła, na mocy Prawa Salomona nie można tutaj zabijać demonów. Jednak wiadomo - prychnęła, pierwszy raz. - Gehenna to Gehenna i nie mogłaby się tak nazywać bez łamania praw. Takie przypadki się zdarzają, ostatecznie demony to mistrzowie przekrętów i wiedzą jak nagiąć zasady, aby ich nie złamać - wzruszyła ramionami. - Czasami nawet się nie fatygują by to zrobić i je łamią. Kto je ukarze bez sędzi?
Rin tylko przytakiwał. Wiedział już więcej o tej całej Hanshy i wcale mu się to nie podobało. To tutaj znajdował się ten demon, który przyczepił się do Shiemi. Musiał go znaleźć. Ale to jak szukanie igły w stogu siana...
- To już tu.
Nawet nie zauważył, gdy znalazł się przy wyjściu. Zbutwiałe schody przed nim, papierowy korytarz z bambusem w doniczkach za nim. Ciepełko i twarde maty tatami za nim i ziejące pustką skalniaki i okryte mgłą krajobrazy przed nim. To nie wybór. To koszmar.
- Żebym wiedział, czego mam szukać, to by było świetnie - burknął. Przez chwilę wpatrywał się w mgłę i nagle jakaś myśl zdawała się wyskoczyć mu z głowy i zaświecić niczym neon przed oczami. - I jeszcze ONA! Masz ci loos... - jęknął uderzając się z otwartej dłoni w czoło.
- Miharu-sama? Masz na myśli Miharu-sama? - zainteresowała się Shinko. - Ona też tu jest? - i wychyliła się za drzwi, by zaraz się schować, kiedy rozbrzmiało donośne krakanie.
- Jaka Miha... Ona ma Harumi... czy jakoś tak... Ale to tak czy siak Karamorita! - Rin potrząsnął głową. - Wpadła tutaj razem ze mną... chyba... Egh, wypadałoby ją znaleźć, wie raczej więcej ode mnie - przyznał niechętnie. - Nigdy nikomu nie powtarzaj, że to powiedziałem - zastrzegł.
Shinko pokiwała głową w zamyśleniu.
- W tym świecie dzięki oczom wiele nie osiągniesz - powiedziała po chwili milczenia. - Zdaj się przede wszystkim na słuch, a jestem pewna, że znajdziesz to, czego potrzebujesz - poradziła. - Ja już pójdę, Karasuma się zbierają, a więc masz dwa wyjścia, zostaniesz i zwalczysz je wszystkie, albo jakoś przemkniesz. Pamiętaj, nigdy, ale to nigdy, gdyby cię zaatakowały, nigdy przed nimi nie uciekaj, rozumiesz?
Rin uniósł brew, ale pokiwał głową dla świętego spokoju. Mówiła to takim tonem, że nie chciał przekonać się na własnej skórze, o co jej chodzi. Dlatego, kiedy drzwi się zatrzasnęły i został sam, powoli zszedł po zbutwiałych deskach schodów, chcąc robić jak najmniej hałasu. Postawił stopy na ziemi, zimnej i bez życia i po raz pierwszy przyjrzał się dokładnie otaczającemu go światu.
Wytrzeszczył oczy, kiedy powoli docierały do niego poszczególne detale. To... Widział już podobny krajobraz. Wystarczyłoby, że przerzedziłaby się mgła, a zobaczyłby więcej uschniętych drzew, zszarzałej ziemi, niemal kolczastej trawy. Ta... Ta wizja! Zerucune i Inugami.
Pogrążony w zdumieniu nie zauważył jak idzie, nadepnął na kimono i wywalił się jak długi, wznosząc tumany Hokorima, które w wielkich chmarach osiadły z powrotem na niego.
- Auć - mruknął. - Znowu.
Ale nim zdążył coś dodać, usłyszał przeraźliwe krakanie, uniósł głowę i napotkał ptaka zbyt dużego, żeby być krukiem, lecz aparycją mu dorównującym. Z pewną różnicą, gdy rozkładał skrzydła, można było zauważyć ich dwie dodatkowe pary, a jego oczy... Piękne, acz niebezpieczne, trzy pary wąskich, czerwonych ślepi z czarnymi obręczami ściągającymi w otchłań głębokich obsydianowych źrenic.
- Wow - wydukał, ale po chwili cofnął by te słowa, bo wrzasnął jak depilująca się taśmą panienka, kiedy jakiś inny ptak dziobnął go w tyłek.
- To miejsce coraz bardziej mnie zaskakuje - mruknęła z pewnego rodzaju uznaniem Harumi, wycierając sobie dłonie po tym, jak razem z Orlim Stróżem 'odchwaścili' jedną z alej. - Im głębiej tym barwniej.
- Łaa! Jeżeli masz na myśli więcej demonów, to się zgadzam - przytaknął Amano, oblatując ją dookoła. - Łałała, zbliżamy się do pałacu Belzebuba - poinformował ją, układając jedno ze skrzydeł ponad oczami, jakby robił sobie daszek.
- Czemu mnie to nie cieszy? - westchnęła.
- Zamierzasz wejść? Łaa!
- A w życiu - wzdrygnęła się. - W tej chwili jedyne co się liczy, to znaleźć to ścierwo, rozszarpać na kawałki, a potem skorzystać z Bramy i voila, jesteśmy w domu. Aaa tak... - skrzywiła się. - Jeszcze Okumura po drodze -jęknęła. - Ale najpierw ścierwo. Tylko za cholerę nie wiem kto to...
- Łaaa! Dokkaflary i inne roślinki bym już sobie odpuścił - zasugerował. - Jeżeli mówisz, że spotkaliście już jednego na powierzchni, to małe szanse, żeby od spodu też jakiś ją dorwał. Te same gatunki mają podobny poziom siły, i nie lubią dzielić się ze sobą. Tą blondi musiała chlasnąć jakaś grubsza rybka, łaaahahaaa~
- Wiem, Ama, nie, musisz, mi, tego, tłumaczyć - wycedziła i wymierzyła mu wprawny cios w plecy. - Nie pomagasz - fuknęła.
- To pomogę, łaaa - jęknął, oglądając się na swoje plecy. - Moje biedne pióra - wymamrotał i zaraz ucichł na ten temat pod ciężarem jej spojrzenia. - Jeżeli szukasz grubszego kąska, łaa, to tylko w pałacu - wskazał skrzydłem na budowlę ukrytą za cienką firanką mgły.
- Co? Jakaś biba? - prychnęła. - Jakoś niekoniecznie mi się spieszy składać wizytę Strażnikowi Bramy - dodała pod nosem.
- A żebyś wiedziała, łaa! Urodziny Belzebuba - oznajmił Amano, dumnie wypinając pierś.
- Czekaj... Ale to jest w lecie... - zamyśliła się Harumi, ale po chwili oboje chórem powiedzieli:
- Kto królowi piekielnemu zabroni?/ŁAAA!
- Tak czy siak - zaczął znów Amano. - Łaa... Każdy kto się liczy, będzie tam. Tylko jest jeden problem...
- Jaki?
- Licznik. Łaa! Wisi nad bramą główną, przepuszcza tylko określoną liczbę osób i nie jestem pewien, czy już jej nie przekroczyli, łałała, jaka szkodałaa...
- Cóż, będą musieli doliczyć gościa specjalnego, bo ja nie zamierzam tańcować na dworze - prychnęła Harumi i pstryknęła palcami, a jej dłoń zajęła się ogniem czarnym, jak jej atrament. Płomień zdawał się, niczym czarna dziura wchłaniać światło Hanshy. Uniosła brew, ale po chwili zrozumiała, co to za znak. Odbicie. - Czas wyruszyć na podbój salonów, co nie Ama?
- Jak za starych dobrych czasów, łaaa! - przytaknął.
I ruszyli.
---------------------------------------------------------------------------------------------
[EDIT] W tym rozdziale - zdecydowanie wprowadziłam dużo zmian. Przede wszystkim co do doboru postaci jak i akcji. Zero domyślania się, wszystko logiczne~! Hai, hai~!
Następny rozdział... nie wiem kiedy.
Następny rozdział... nie wiem kiedy.
Ten powstał tylko dzięki cudownej piosence "Let it burn" w cover'ze Nightcore. Uwielbiam tą piosenkę w tym wykonaniu. Nie mogę się pozbyć jej z głowy. To właśnie z niej pochodzi tytuł bloga-czyli cytat, który pojawił się po tytule anime, o którym jest ten fanfic.
Cóż, co mam wam jeszcze powiedzieć... Mam nadzieję, że szablon i muzyka się podoba... Znów musiałam się nabiedzić, żeby znaleźć Core Pride w tej zwolnionej wersji i In my world śpiewany w normalny sposób -_-
Ale jest! Mam nadzieję, że się podoba. Jakoś tak ostatnio miałam czas i pisnęłam ten rozdział, mam podwójną nadzieję, że się spodoba xD
Aha... Dziękuję wam wszystkim za ponad 10000 odwiedzin i 163 komentarze! To dla mnie ogromne osiągnięcie, aż normalnie...
Tsa... To dobre określenie xD
Ale ja lubię rzygać tęczą mimo wszystko-jednak w tym dobrym sensie, a nie tym złym...
Tak czy siak, teraz jak znajdę to walnę jakieś obrazki. A! Nie długo pojawi się pewnie zakładka "Bohaterowie"
Tak więc, nie owijając wasza, rzygająca tęczą autorka pokaże wam te, jakże zacne, zapewne powtarzające się obrazki!
Mam dziwne skojarzenia... Za dużo par yaoi z tego anime krąży chyba po internecie ==" |
Dziękuję!!! Dzięki, za to wszystko! Za to, że mimo wszystko dalej piszesz na tym blogu. Za tego wykonawce piosenki, dziękuję Red'owi, oraz temu zniekrztałceniu Nightcore. Aż się trzęsę z radości. Od dzisiaj zawsze będę razem z tobą rzygać tęczą! Cóż mogę powiedzieć na temat rozdziału? Jest cudowny, jam jest zachwycona. Kocham białe włosy! Są takie śliczne! >33
OdpowiedzUsuńFajnie, że nareszcie pojawił się Ama, i takie małe pytanko:
W następnym rozdziale wydostaną się z Chouwa o gyaku, czy jak ty tam wolisz Chałwie na ślimaku?
Obrazki, hmm... co tu o nich powiedzieć, są przeeeesssssssssssłodziutkie ;D
Najlepszy 7 od końca oraz 6 od końca. Lubię Yukia ^-^
Mnówstwialnie dużalnie ogromniaście dużo WENY!!!!!
:P :)
EEEExtrrra rozdział !!!!!! i pojawił się chowaniec Karamority i Szablon bardzo fajny !!! Czekam na następne !!
OdpowiedzUsuńBoże, gdyby nie szukanie najnowszych rozdziałów AnE po polsku to nigdy bym nie trafiła na nowe opowiadanie o anime, które lubię i jakich mało~! Fani Egzorcysty łączmy się!
OdpowiedzUsuńMuszę ci powiedzieć, że bardzo zainteresował mnie twój blog :) Na początku rozdziały wydały mi się trochę dziwne stylistycznie i lekko głupawe, ale w końcu jeśli ma się do czegoś talent to trzeba go doskonalić ^^ Polubiłam postać Harumi i fakt, że Rinciu prawdopodobnie się w niej podkochuje. O tak, jeśli chodzi o parki hetero z Rinem to może być z nim każda, byleby to nie była Shiemi. Dalej - Ama. Ten ptak mnie czasami potrafi nieźle rozwalić xD
Te... Ja tu cukier rozdaję jakbym się wściekła. Jedyne co mi się nie bardzo podoba to japońszczyzna używana czasem w opowiadaniu. Nie chodzi mi o zwroty grzecznościowe typu - sama, - chan, - kun, -sensei, nii-san itd. bo sama je stosuję, lecz o słówka i niekiedy całe zdania. Ja rozumiem, że jednym może to wydawać się fajne i nie mają nic do tego, ale innych to razi i w Polsce raczej nie jest to dobry sposób pisania fanfic'ów, więc... No, sama rozumiesz ^^"
I mogłabym coś zaproponować? Bo ja bardzo Yukiego lubię i chętnie bym go tutaj więcej zobaczyła :D Zwłaszcza trochę braterskiej miłości między nim a Rinem ♥... Przepraszam .w. Takie małe zboczonko .w.
W każdym razie opowiadanie bardzo mi się podoba i będę z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych rozdziałów. W związku z tym chciałabym się zapytać czy i w jaki sposób informujesz - w sensie GG, fejs, komentarze. I jakbyś była zainteresowana to też piszę opowiadanie o AnE. Wprawdzie mało tam Rina bo (zrobiłam mu coś niedobrego ._.), ale z czasem to się zmieni ^^"
Niniejszym pozdrawiam, zapraszam i przepraszam, że musiałaś czytać taki długi wywód xD"
~Nana a.k.a Wakagimi
Etto... Jeżeli to czytasz... Nana-chan(mogę cię tak nazwać? :D), bardzo cieszę się z twoich odwiedzin i miło mi cię powitać na moim blogu. Ehm, przejrzałam ten komentarz i nawet na słowach krytyki uśmiechałam się szeroko.-Co do japońskich zdań, to zredukuję je do drobnych słów.
UsuńJeżeli idzie o Rin'a i Yuki'ego... Przykro mi, ja jestem uczulona na yaoi =_=... Jakoś nie potrafię xD
Co do informowania(mam nadzieję, że czytasz moją odpowiedź), to w opisie-podstronie- o autorce... przewiń trochę w dół, bo nie radzę ci czytać moich wywodów, jest adres e-mail, oraz nr GG, mam też konto na Deviant Art!-Dla jaj założone, ale jest :P
Hmm, cieszę się z twojego komentarza, jak głupi do sera, wiesz?
H: Tak, przez ten wyszczerz znów zaprowadzą ją do szkolnego pedagoga...
I się wtrąciła...-Moje drugie ja... Hadesumaru-chan.
H:*majta pejczem* Coś mówiłaś?
*masuje plecy* Ależ skąd...
Hm, nie mam nic więcej do powiedzenia.
Nara!
Mnie nie chodzi o yaoi tylko o zwykłą braterską miłość xD Przecież bracia mogą się czasem poklepać po plecach, albo przytulić, prawda? :D
UsuńA, jak tak to ok :) Znajdę cię i postaram się informować na bieżąco.
Pozdrawiam~
No to spox! :D Co do tej miłości, jak dobrze pójdzie, to może nawet Haru i Aki zaczną się zachowywać, jak rodzeństwo -_- Ehm, wiem, że nie chodziło ci o yaoi, ale jestem już trochę przewrażliwiona, bo jestem tym trollowana ze wszystkich stron, przez pewne osoby-żeby nie mówić, które.
UsuńH: Po prostu masz uraz, bo...
*zatyka usta* Nawet nie próbuj mówić komukolwiek!
Sayonara!
Kurna! Zapomniałam, że moje GG nie działa jak należy tj. nawet jak wyślesz mi wiadomość to ona nie dojdzie :/ Nie wiem co się stało, być może jest po prostu stare.
UsuńJakbyś dała mi adres swojego deva na ten adres (wakagimi@poczta.onet.pl) to byłoby mi łatwiej.
Emm... Ale to ten adres url xxxxx.deviantart.com(na przykład oczywiście), bo wiesz, ja sobie to dla jaj założyłam deva. Oczywiście prześlę... Wyślę z gmail'a, bo zazwyczaj używam onet'a. Heh... A i nie zdziw się, gdyż rzadko korzystam z konta na deviantart'cie. Ale, co ja ci będę gadać bez sensu...
Usuńspoko :P i tak ci już watcha dałam xd" no to mogę cię w spamowniku powiadamiać bo ja swojemu gg nie ufam.
UsuńJak zwykle notkę przeczytałam chyba cztery razy, bo jak dodajesz to jestem tak zadowolona, że muszę czytać parę razy by się nacieszyć. Cóż nie chcę Cie urazić, ale to twoja wina, gdyż tak rzadko wstawiasz tu nowe rozdziały. Akurat o anime, które najbardziej lubię jest najmniej opowiadań.
OdpowiedzUsuńCo to piosenki Let it burn - uwielbiam ją ale w wykonaniu zespołu Red. Mam ją nawet jako dzwonek.
Mam jeszcze prośbę czy znasz jakieś ciekawe blogi nie zawieszone z opowiadaniami
- Pandora Hearts
- Ao No Exorcist
Pozdrowienia i dużoo weny :)
Etto... Przykro mi Kara-chan, niestety mam też inne blogi... Dokładnie poza tym prowadzę jeszcze cztery... Więc, dochodzi do tego szkoła, podzielić przez brak weny, snu i pomnożyć zaburzenia psychiczne(jestem cudowną, miłą i spokojną osobą>full sarkazm<), wychodzi mniej niż zero -_- Tsaa...
UsuńJeżeli idzie o piosenkę. Mnie oba przypadły do gustu, OBA i właśnie przy obu pisałam rozdział, choć wykonanie Nightcore jakoś bardziej porusza moje szare komórki mózgowe.
Co do blogów...
Kiedyś szukałam o Pandora Hearts-mogę polecić Fanfiction.net, ale dla ludzi z wytrzymałą psychiką, bo trzeba przy okazji znać angielski, lub mieć cierpliwość dla nieudolności tłumacz google-jak ja... może też znaleźć się coś na Deviant Art, ale to też po "anglikańskiemu", więc...
A kiedyś znalazłam coś takiego... http://wolfcry.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?605173
Coś takiego nieaktywnego... http://cicha-melodia.blog.onet.pl
http://passionate-feeling.blog.onet.pl/
No i to na tyle z Pandory, przykro mi, wszystko nieaktywne... chyba... Wiesz, nie jestem taką pasjonatką, podobała mi się Alice, dlatego szkoda mi było, że nie sparowali jej z Oz'em.
A, co do AnE:
To mamy blogasek Elayry-chan http://ao-no-exorcist-history.blogspot.com/
Martini, ale posta, jak ni ma, tak ni ma!
ao-no-exorcist-by-martini.blogspot.com/
coś takiego, ale ostatni post z grudnia...
http://ao-no-exorcist-the-new-story.blogspot.com/
Reszta z onet'a już dawno nieaktywna...
Z tego co ci podałam, czytałam Elayry i Marini, a tego ostatniego nie, bo jakoś tak nie mogłam...
Bosz, jaki mi komentarz długi wyszedł...
Żegnam!
Nie przepraszaj, rozumiem Cię doskonale sama nie mam za dużo czasu. Dzięki za blogi, mam nadzieje że coś znajdę. Może zacznę czytać inne twoje blogi ^-^
UsuńWe wtorek cały dzień mi Elayra-chan o tym rozdziale truła więc znałam połowę jego treści :D Brak mi słów ;) To co chciałam napisać napisałam Elayra..... Ale uważam, że najlepszy to ten 7 od końca obrazek... przedstawia jakby przyszłość Yukio i Rina.... W końcu napisałaś coś o Amie :* Rozdział jak zawsze świetny.... Rzygać będziemy razem!.... Tylko weny życzyć!...Całuję:*...Czekam w niecierpliwości na następny rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Jest nowy rozdział! I mówi to osoba, która dodaje tak spóźnionego komenta? No ale Desu- chan nie ma się co martwić co nie? A co do rozdziału to super, wspaniały, boski, idealny, genialny... I mogłabym wymieniać tak w nieskonczoność! I wspaniałae obarzki! I chyba od nowa przeczytam twoje stare opowiadanie, bo mam straszną ochotę! I Rin i Haru! I - O Matko! jak to brzmi! Ale naprawdę akcja wciągając, aż chce się na ciebie nawreszczeć, że pod postem jest napisane, że nie wiesz kiedy będzie kolejny rozdział?! To chyba jakieś żarty! Przeciez ty piszesz wręcz bosko! I nie możesz zostawić tego bloga, Mnie! Kochanie moje pisz to dalej! PO za tym jestem strasznie ciekawa co dalej z tym spoykaniem! Tak fajnie się kończy! O i wiesz, że przeczytałam twojego bloga o Fairy Tail, bo - nareszczie!- skóńczyłam- ta, jasne! Jest na 145 odcinku!- ogladać Fairy Tail! I najbardziej mi się podobała ten obrazek z Rinem i Yukim, Rin mroczny, a Yuuki lekarz! Genialne! I jesst Ama! Nareszcie! Super, jeszcze raz i czekam na nastpeny rozdział! Pisz szybko i pamiętaj ja to nadal czytam! I takie pytanko, nie napisałabyś jakiegoś One Shota z Rinem i Harumi? Kocham!
OdpowiedzUsuńŁał, nie myślałam, że tak długi wyjdzie ten komentarz! No i zapomniałam napisać, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! I nawet nie waż się nie pisać! I co z tym One Shotem?
Usuń