---------------------------------------------------------------------------------------------
Wiecie, przechadzanie się po ogrodzie to fajna sprawa. Harumi musiała przyznać, że bardzo podobało jej się w ogrodzie Shiemi i śmiało nazwałaby go Amahara - chociaż w niewielu takich miejscach bywała. Tak słowem podsumowania - w ogrodzie - zarąbiście, pod ogrodem - strasznie.
Wystarczyło jej pół godziny przechadzki z Amano, który notabene non stop walił jakieś suchary, żeby mogła się zorientować, jak bardzo Hansha swoim ułożeniem przypomina obszar wokół domu Moriyamów. I niepokoiło ją to z jednej przyczyny - nie wiedziała o co chodzi. I chyba nie chciała. A kij z tym, Harumi zawsze chce wiedzieć, bo już i tak stoi jedną nogą w piekle.
Jednak wystarczyło następne dziesięć minut, żeby mogła znaleźć częściową odpowiedź na swoją rozkminę. Hansha była wymiarem niestabilnym. Hokorima przelatywały całymi tumanami przez tą szaro-czarną krainę - bo praktycznie tylko takie kolory można tam spotkać. A te chmury 'kurzu' opadały i tworzyły pagórki, łamały Kitsuri i często zabierały je ze sobą. Można więc stwierdzić, że z minuty na minutę Hansha zmienia się. Jakby człowiek podróżował po świecie. Ironia. Ostatecznie to 'Lustrzane odbicie'.
Gdy przechadzasz się po ogrodzie raczej nie grozi ci nic, poza ewentualnym pogryzieniem/użądleniem. A ten ogródek był bardziej niebezpieczny niż dziecko z piłą łańcuchową. Biorąc pod uwagę fakt, że Harumi nic poza podstawową definicją i paroma relacjami nic o Hanshy nie wiedziała.
Tym bardziej nie spodziewała się, że na 'neutralnym' terenie napotka jakieś większe zagrożenie niż rozwścieczone Koumodou lub tumany Hokorima. A to uczucie zdziwienia, przerodziło się w zdumienie, a potem w przerażenie, gdy odkryła, kogo ma przed sobą.
Wielki wysoki na cztery metry, długi na osiem wilk o białym futrze. Nie do końca białym, bo pełnym czerwonych spirali, szkarłatne przy końcówkach, wokół karmazynowych oczu o wąskich, pionowych źrenicach. Potężne łapy, które mogłyby sprzątnąć ją jednym machnięciem były uzbrojone w zżółkłe, acz mocne i ostre jak noże, długie pazury, gotowe ciąć skórę i mięśnie na cienkie paski. Czujne, postawione uszy i krwistoczerwonym wnętrzu usiane czarnymi żyłkami, jedno urwane, jakby ktoś odgryzł jego kawałek. Stercząca z klatki piersiowej sierść przypominała grzebień i niemal sięgała ziemi, brudząc czerwono-białe kosmyki drobinkami demonicznego kurzu, ale tuż za nią widniały odsłonięte, karmazynowe żebra z bijącym między nimi czarnym sercem. Zdawałoby się, że to łatwa zdobycz, ale pozory mylą. A wszystko zwieńczone długim ogonem zakończonym szkarłatem.
- Akagami - wykrztusiła Harumi.
Demon usłyszawszy swoje imię odwrócił się i poruszył czarnym, przekreślonym blizną nosem, wciągając powietrze. Na jego pysku wykwitł długi uśmiech z białych, długich i ostrych zębów, przerażająco kontrastujących się z dziąsłami w kolorze zakrzepłej krwi.
- Pandora - teraz przyszła kolej demona na powitanie dziewczyny. - Miło mi cię znów widzieć, ohoho, kto to się spodziewał, po tylu latach - zaśmiał się przerażająco, zarzucając łbem i odsunął od bramy, by nieco zbliżyć się do rozmówczyni. - Jak twoja noga? - spytał ze sztuczną troską i znów zarechotał mrocznie.
- Już dobrze, miło, że pytasz - wycedziła, wyraźnie akcentując każde słowo w miarę jak cofała się.
Amano wiszący za nią w powietrzu, gwałtowniej zatrzepotał skrzydłami, gdy Akagami posłał mu pogardliwe spojrzenie i aż się cały najeżył ze złości. Wiedział jednak, że nie może tknąć wilczego demona choćby piórem, dopóki nie rozkaże mu tego Harumi.
- Zrobiło się tak nieprzyjemnie cicho - westchnął z udawanym smutkiem Akagami. - Takie coś nie powinno zdarzać się pomiędzy... starymi przyjaciółmi, nie uważasz, Pandoro? Mów coś... A może demon dorwał się do twojego języka?
Spuściła głową i przez chwilę pozostawała w ciszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Powoli kąciki ust uniosły się ku górze i na jej twarzy powstał krzywy, maniacki uśmiech. Podmuch wiatru podrzucił białe, niby martwe, stapiające się z otoczeniem włosy.
- Masz rację, Akagami - przemówiła wreszcie, grobowym tonem. - Masz rację, lepiej odłożyć na bok stare urazy i iść dalej, może w takim razem pójdziemy razem na przyjęcie do naszego innego starego przyjaciela, Belzebuba i tam nie pogadali? To rzecz niedogodna stać tak na progu, nie uważasz?
I przeszła kilka kroków w stronę bramy. Bramy do pałacu Belzebuba, jednego z Ośmiu Królów, albo Ośmiu Generałów, jak kto wolał ich nazywać. Można spodziewać się przepychu. W tym wypadku Harumi z daleka mogła zauważyć - choć nie raczyła temu zbyt wiele swojej uwagi - że Królowi Owadów bardzo podoba się japońska kultura. Charakterystyczne dachy z zadartymi rogami, na których stały miniatury demonów spod władzy Belzebuba, wklęsła powierzchnia, przypominały z lekka kolejne warstwy czarnych baldachimów. Białe ściany poprzecinane fantazyjnie pomalowanymi, drewnianymi elementami, złote balustrady grodzące tarasy. A przed tym wszystkim kamienny mur zamykający pałacowy ogród wraz z czerwoną bramą, jakie nieraz znajduje się przed świątyniami. Wisiało na niej coś w rodzaju licznika, obok którego spoczywał ciemny, nieznany kształt.
Amano w ostatniej chwili podleciał do niej i zaczepił pazurami o materiał koszuli na plecach, ratując Harumi od skończenia jako mielonka w paszczy Akagami'ego. Piekielny Pies rzucił się za nią do przodu łyskając białymi, jak perły zębami, ale ta była już wysoka, dzięki wiernemu chowańcowi.
- Wow, było blisko - mruknęła Harumi patrząc na rozjuszonego Akagami'ego próbującego do nich doskoczyć. Szarpnęła i podkurczyła nogi odruchowo - byli zbyt wysoko, aby mógł ich sięgnąć.
- Uważa-łaaaa-j! - syknął Amano. - Mógłbym cię teraz puścić wiesz? Łaa! Nie rób gwałtownych ruchów, Harru! Jesteś cholernie ciężka!
- Czy ty coś sugerujesz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby ze złowrogim błyskiem w oku.
- Łaaależ oczywiście, że nie! - zaprzeczył automatycznie Orli Stróż i zabił mocniej skrzydłami, aby unieść się jeszcze wyżej. - W tej chwili mamy co innego na głowie, niż problem twojej wagi, o którym - łaaa - podyskutujemy później, łaaa!
- Ważę tyle ile trzeba - fuknęła gniewnie. - Ale masz rację. Co on się tak rozjuszył? - spytała patrząc na Akagami'ego, który krążył teraz wokół miejsca, w którym wcześniej stała, jak lew polujący na ofiarę. W sumie dobre porównanie.
- Powinienem chyba - łaaa - o tym wspomnieć - zaskrzeczał. - Tamten fikuśny cosiek na bramie to licznik. Tak bardzo jak Akagami pragnie cię - łaaa - rozszarpać, to jeszcze bardziej chce się dostać do środka - łaaa. Tylko określona liczba osób wchodzi, pilnuje tego Ryou, widziałaś go już - łaaa - pocieszny koleś.
- Ryou?... Obstawiam tengu - westchnęła Harumi, zerkając na znajdującą się pod nimi czerwoną bramę i tajemniczą, ciemną sylwetkę. Teraz dostrzegała już linie piór, pod którymi ukrywała się istota.
- Gdybyśmy byli u bukmachera to wygrałabyś niezłą sumkę - łaaa! - przytaknął Amano. - Co nie zmienia naszego położenia.
- Okay, okay, zaczynam rozumieć.
- Wreszcie, łaaa!
- Nie bądź taki mądry, gołąbku - prychnęła.
- Oooi! To było już wredne, łaaaa!
- No proszę, Einstein się znalazł.
- Harruuuuu!
- Czego do jasnej cholery?!
- Tracimy wysokoooś-łaaaaaaaa-ć! - odkrzyknął jej orli chowaniec, w miarę jak zaczął powoli spadać i nawet fakt, że bił skrzydłami z całej siły mu nie pomagał. Z każdym centymetrem w kierunku ziemi otaczał go coraz większy złoty blask i wreszcie Harumi musiała zamknąć oczy, żeby nie zostać oślepiona. W duchu powtarzała tylko jedno zdanie: "Już po nas." AMEN.
Co ciekawe, przeznaczenie, los, nazwij to jak chcesz, jest dziwką, dlatego właśnie Harumi i Amano zamiast na cudownej, martwej ziemi usłanej Hokorima, wylądowali na grzbiecie jednego z najstraszniejszych demonów, jakie widział ten jakże cudowny świat, Hansha.
Pierwszym odruchem Harumi po tym, jak wylądowała na Akagami'm było chwycenie się futra bestii. Dopiero drugim jęk i atak kaszlu, gdy wreszcie dotarło do niej, że Amano z impetem opadł na jej plecy.
Akagami wierzgnął i Orli Stróż omal nie spadł z jego grzbietu, uratowała go Harumi, która błyskawicznym ruchem przyczepiła go do siebie, zaplatając ręce na brzuchu.
- Trzymaj się Ama! - poleciła i wbiła paznokcie w grubą skórę Akagami'ego. - No to zaczynamy rodeo! - wykrzyknęła. - Zobaczymy Akagami, kto z nas dostanie się do tego pałacu!
- Pha, Pandora - prychnął Wilczy Demon i jego ciało zatrzęsło się od gardłowego śmiechu. - Myślisz, że dasz mi radę? Lepsi próbowali i wierz mi, nie wyszli z życiem. Kto jak kto - dodał szyderczo - ale ty powinnaś wiedzieć, że nie należy rzucać się z motyką na słońce.
- No do słońca - przerwała, gdy Akagami wierzgnął i zaryczał. Podrzucał ich na grzbiecie tak, że przewracali się z jednej strony na drugą, jak naleśniki na patelni, ale Harumi mocno wczepiona w jego plecy nie dała się tak łatwo zrzucić. - To gomen, ale bym cię nie porównała - parsknęła dysząc.
- Nie bądź taka mądra Pandoro.
- Przepraszam, taka się urodziłam - odparowała Harumi, mocniej zaciskając palce na jego biało-czerwonym futrze. - Wpuść nas do środka i jesteśmy kwita, nie widzę problemu, raczej nie powinno ci aż tak zależeć na audiencji do Belzebuba, zwłaszcza... - podniosła się na łokciach i przeczołgała w kierunku ucha Akagami'ego, obejmując jego szyję nogami - po TYM - szepnęła.
Starała się brzmieć profesjonalnie. Okłamywanie ludzi to betka, ale z demonami trzeba trochę pokombinować, wiele z nich potrafi przejrzeć kłamstwa na wylot. Wiele ryzykowała wymyślając ten blef. Nawet nie wymyślając. Zastosowała zwykłą taktykę psychologiczną, jakiej kiedyś nauczyła się od bardzo mądrego człowieka. Czekała przez chwilę. I opłaciło się, w końcu usłyszała prychnięcie.
- Skąd ty... taki... robal, który dał się pojmać egzorcystom może wiedzieć o... TYM? - warknął Akagami, przypominając brzmieniem zepsuty traktor. Harumi uśmiechnęła się pod nosem. Zadziałało.
- Trochę tu, trochę tam, a ja Tartar dobrze znam - szepnęła mu na ucho, w duchu tańcząc z radości po tym, jak zauważyła nieświadomy rym. Cieszyła się, że nikt poza nią nie wie, co siedzi w jej głowie. Wystarczająco upokarza się już przed sobą samą.
I zatopiona w samo-wstydzie nie zauważyła rosnącego uśmiechu na pysku Akagami'ego.
- Harru... niedobrze... - Amano potrząsnął jej ramieniem, wybudzając ją z zamyślenia. Posłała mu spojrzenie z pytaniem: "Co u licha?!", ale nie zdążył jej odpowiedzieć, bo powrócili do sfery powietrznej, tyle, że nie tak jakby tego chcieli.
Amano w duchu klął na czym to świat stoi. Tak fajnie było, a tu puff! No i proszę ciebie masz, Akagami'ego. Może by mu ta sytuacja tak nie przeszkadzała, gdyby nie fakt, że w ludzkiej postaci niewiele zdziała. Fakt - umiał używać mieczy, katan znajdujących się w pozycji spoczynku za białym pasem kimona.
Kiedy spadli mógł tylko przyglądać się z wytrzeszczonymi oczami, jak Harumi przeprowadza swoją słowną operację na wrogim demonie. W duchu rechotał na myśl, że mina Akagami'ego musi wyglądać jak 'kot srający na pustyni'. Ale sam pewnie przedstawiał się komicznie, kurczowo uczepiony białego futra, od którego kręciło go w nosie, z potem spływającym po twarzy, oczami wychodzącymi z orbit, bojąc się wykonać choćby ruchu.
Wreszcie oboje wylądowali na ziemi. Harumi tym razem spodziewając się upadku obróciła się w powietrzu i wylądowała "bezpiecznie" hamując nogami i podpierając się lewą dłoni. Za nią podniosły się tumany kurzu. Podczas gdy jej wierny chowaniec wylądował z głową w drobnej górce Hokorima i wypiętym tyłkiem.
- Nie obijaj się Ama - syknęła Harumi, zerkając na niego z ukosa, po czym chwyciła go za materiał haori i pociągnęła za sobą, unikając uderzenia łapy Akagami'ego. - Z kimś takim jak on nie ma sekundy na wytchnienie! Chyba, że chcesz stracić którąś z części ciała! Nie wnikam! - krzyczała w biegu.
- Zauważyłem! - odkrzyknął Amano. Najwyraźniej w ludzkiej postaci tracił nawyk wciskania swojego "łaaa" tudzież "waaa" co kilka słów. - Co zrobimy?!
- A to nie oczywiste?!
- Nie bardzo! Łaaaaa! - ta, chciałoby się.
Zahamowała gwałtownie i Orlim Stróżem zarzuciło do przodu. Harumi miała wrażenie, że zaraz wyrwie jej rękę ze stawu, ale zacisnęła tylko zęby i stanęła w bojowej pozycji. Wzięła głęboki wdech.
- AKAGAMI! - huknęła, aż nawet tengu kryjący się pod swoimi czarnymi skrzydłami na bramie wychylił się nieco zza piór. Wydaje się, że na jedną chwilę zatrzymała się cała Hansha. Harumi uniosła powoli przedramię z zaciśniętą pięścią przed swoją twarz. Powoli otworzyła dłoń, a na tej jakby eksplodowała iskra i cała zajęła się płomieniem czarnym, jak smoła. Minęło kilka sekund, a ogień niby wąż oplótł jej blade ramiona. - Wyzywam cię na pojedynek! Od razu moja stawka, jeśli wygram, pozwolisz wejść nam do pałacu, a sam odejdziesz i nie będziesz nas nękał nigdy więcej.
- Wysoka stawka - zarechotał Akagami i obniżył się na łapach. - Śmiało negocjujesz, Pandoro.
- Ja nie negocjuję - wcięła się Harumi. - Stawiam warunki.
- Tak się bawisz? - ogon demona zawirował w powietrzu i w pewnym momencie zastygł, sierść stanęła na nim dęba, niczym igły, ukazując jego szkarłatny koniec będący kolejną z broni jego cielska. - Ja też spróbuję - oblizał się. - Jeśli wygram, oddasz mi swoją Iskrę.
Zastygła w bezruchu, przez chwilę nie będąc w stanie do jakiejkolwiek prostej myśli.
- Prosisz o wiele.
- Nie proszę, żądam - wciął się, parodiując jej ton.
- W takim razie podbijam stawkę! - wykrzyknęła przystępując o krok do przodu z płonącymi oczami. Czarne płomienie podkreślały bladość jej skóry rysując misterne symbole na twarzy, nim niczym maska osiadły wokół oczodołu. - Iskra za wstęp i... Historię twojego grzechu! - zażądała śmiało.
Na chwilę Akagami wyglądał na zdziwionego jej śmiałością, a w dodatku samymi słowami, ale uśmiech zaraz powrócił na jego długi, szyderczy pysk i roześmiał się w sposób, o jaki Harumi nie podejrzewałaby nawet Szatana.
- Dobrze więc, mała oszustko - westchnął i zbliżył się do niej, że czuła jego cuchnący oddech na swojej twarzy. - Pojedynek czas zacząć, nie uważasz?
- Oj, uważam, uważam. Jak mniemam, ten tutaj Amano nie może mi pomagać?
Akagami zmrużył oczy.
- Wygląda na smaczny kąsek - prychnął. - Ale mimo to wolałbym, żeby nie przeszkadzał nam w walce - oblizał się. - Zajmę się nim później, chociaż... - pełen pewności siebie uśmiech wykrzywił jego usta - to będzie za krótką chwilę.
I wtedy Harumi uskoczyła przed nim, migiem znalazła się przy Amano i niemal wyrwała mu trzymane za pasem katany. Smolisty płomień przeszedł na nie w nanosekundzie i po raz kolejny dziewczyna musiała wykonać unik, krzycząc:
- AMA UCIEKAJ!
Odwróciła się na pięcie wyjmując z pochw obie katany i krzyżując je zatrzymała ogon Akagami'ego. Zawył wściekle. Harumi odskoczyła ręce trzymając po lewej stronie ciała, by metal nie stawiał oporu przy biegu. Zatoczyła w pędzie okrąg wokół wilczego demona, unikając uderzeń, aż w końcu gdy ten spodziewając się dalszych uników, czmychnęła pod niego. Uniosła obie ręce i przejechała nimi po otwartej klatce piersiowej Akagami'ego i w ostatniej chwili uskoczyła przed niespodziewanym atakiem. Dopiero w takiej pozycji odkryła, co kryło się w futrze demona. Przekoziołkowała pewien odcinek drogi, aż zreflektowała się i znów stanęła na nogi. Demon zarzucił głową. Czarna krew barwiła popielatą ziemię Hanshy, wyciekając z pociętego boku stwora. Powoli z tajemniczej białej sierści uniosły się dwie głowy, wężowe głowy. Białe jak śnieg oplatały w dziwny sposób ciało Akagami'ego. Harumi mogła przysiąc, że przy poprzednim spotkaniu ich tam nie było.
- Akagami - syknęła. - W coś ty się wpakował?
Posłał jej tylko uśmiech pełen wyższości. Ogony węży zaczęły spływać wzdłuż jego nóg, wrastając w nie, jakby były ich nieodłączną częścią. Harumi wytrzeszczyła oczy, jej oddech przyspieszył. Płomienie paliły skórę bardziej niż wcześniej i bardziej niż powinny. Ogony węży wrosły w ziemię i Akagami został unieruchomiony, ale nie pozbawiony możliwości ataku. Otworzył paszczę i zdawało się, że na niebie rozlała się kałuża krwi. Harumi czuła, jakby ona też wrastała w ziemię i stawała się nieodłącznym elementem wnętrza Hanshy. A przecież tak nie było. Musiała walczyć.
Cudem znalazła w sobie siłę, żeby ustawić miecze i dzielnie ruszyć na Akagami'ego. Motyka na słońce, ka? Dobre porównanie. Tak się czuła. Oczyma wyobraźni widziała w przestrzeni swoją sylwetkę, puściła wodze fantazji. Musiała wykombinować atak, którym odeprze to, co dla niej przygotował. Zacisnęła palce na rękojeściach i skrzyżowała ręce układając je z boku ciała. Poczuła nagły przypływ adrenaliny, miała wrażenie, że jest w stanie zrobić wszystko. Nogi same ją poniosły i znalazła się przed Akagami'm w momencie, w którym jego nogi znów oderwały się od ziemi, a coś karmazynowego wypływało z jego pyska. Wyskoczyła. Metaliczny wydźwięk zagłuszył przedziwne bicie dzwonów, których Harumi wcześniej nie zauważyła. Wykonała szybki obrót w powietrzu i nim opadła na ziemię zrobiła najdłuższą szramę na boku demona, jak tylko potrafiła. Skoro postawiła stopy na stałym gruncie, a nogi miała jakby z waty, poczuła, że coś ją z nich zmiata, ale nie uderzyła o glebę. Coś twardego i silnego zacisnęło się wokół jej talii i cisnęło nią ostatecznie o ziemię. Raz. Drugi. Trzeci. W końcu mu się znudziło i wyrzucił ją w powietrze. Otumaniona instynktownie ustawiła miecze głowniami w dół i słusznie. Bo gdyby tego nie zrobiła, byłaby mielonką w paszczy demona. Ostrza wbiły się w jego dziąsła i Akagami zacharczał, a Harumi wrzasnęła wyrywając miecze, by ochronić się przed nowym zagrożeniem. Z paszczy wilczego demona biegło na nią setki metrowych Kageki. Cięła ostrzem jak popadnie, ale i tak ostatecznie pod naporem ich ilości wypadła z pyska Akagami'ego w ostatniej chwili z impetem łamiąc mu jeden z pięknych kłów. Zbliżała się do ziemi. Zacisnęła powieki.
Po raz kolejny upadek nie nadszedł. Otworzyła jedno oko, a potem drugie i zamrugała. Ale nie było czasu, żeby się zastanawiać, dlaczego Amano stoi z wyciągniętymi ramionami, a ona nie spada. Wycie Akagami'ego i syki ni to wężowe ni jakie, bo demoniczne, przyciągnęły jej uwagę. Dopiero teraz zauważyła, że wisi głową w dół, a jedna z jej kostek spoczywa w silnym uścisku wężopodobnej narośli. Była dziwnie śliska, sunęła wzdłuż łydki pozostawiając za sobą tępy, piekący ból. Harumi czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach. Kropla krwi z pyska Akagami'ego wylądowała na jej twarzy barwiąc ją szkarłatem.
- AMA UCIEKAJ! - wrzasnęła już drugi raz, widząc, że Orli Stróż planuje rzucić się jej na pomoc. Ale już za chwilę był zajęty czym innym. Kageki jak po linach, używając sierści Akagami'ego zsunęły się na ziemię i jęły oglądać wszystko dookoła w swój ogłupiały sposób. Z Amano włącznie. - JA, SIĘ TAK, NIE BAWIĘ! - wycedziła przez zęby Harumi, czując jak krew spływa jej do mózgu. Skupiła całą swoją uwagę na bólu, a oczyma wyobraźni dobrze widziała ogień na swoim ciele. Płomień łańcuchami wzdłuż sylwetki popędził w stronę ogniska tego piekła. Zaraz ogień otoczył ją całą i wrzasnęła, lecąc w dół. Z impetem uderzyła w ziemię, aż zadudniło, w głowie słyszała głuche echo swojego upadku. Jednak znów nie mogła odpoczywać. Czuła krew spływającą jej po łydce. Jak pijana, zataczając się wstała i ocierając szkarłatną ciecz spływającą jej na oko, dysząc oparła się na jednym z mieczy, drugi trzymając w pogotowiu. Akagami też dyszał.
Z okrzykiem bojowym rzuciła się na niego, czując strzelającą elektryczność w swoich uszach. Nowy przypływ energii sprawił, że w biegu jej włosy unosiły się ponad przeciętną wysokość, wokół oczu formowały się cienie, a na czubku głowy stawały rogi zakręcające się ku dołowi. Czuła dziwne mrowienie rozchodzące się pod skórą, gdy składając miecze razem, zaatakowała nogi demona, po raz kolejny znajdując się w niebezpiecznym kontakcie. Akagami wierzgnął i machnął na nią monstrualną łapą, ale nim ta ją dosięgła, Harumi wbiła w nią od spodu jeden z mieczy Amano i wyskoczyła do góry, by swoim ciężarem i impetem uderzenia zmusić demona do opuszczenia jej. Zawył z bólu, kiedy ostrze na wylot przebyło stopę, a Harumi bez wahania sięgnęła po ostrze i choć przecięła sobie dłoń zacisnęła na nim palce, bezlitośnie i wbrew anatomii przeciągając miecz na drugą stronę. Węże oplatające ciało Akagami'ego syczały na nią szyderczo, ale ona się nimi nie przejmowała. Maniacki uśmiech podobny do tego wcześniejszego wykwitał na nowo na jej twarzy, kiedy odcinała głowę tajemniczemu organizmowi na ciele demona. Akagami zawył głośniej niż wcześniej i strącił ją z siebie. Uderzyła plecami o ziemię, wypluwając sporą ilość krwi na popielatą ziemię. Ledwo trzymając się na nogach stanęła. Zgięta w pół, dyszała, ale wciąż łypała z takim samym ogniem, z taką samą zapalczywością, swoimi karmazynowymi oczami.
- To... jeszcze... nie... koniec - wykrztusiła, zatykając sobie usta i potem strzepując krew z dłoni. Ciągnąc ostrza po ziemi, zdecydowanym krokiem zbliżyła się do Akagami'ego, który cały w świeżej posoce z takim samym wyrazem na pysku prezentował się gorzej od najśmielszego koszmaru.
- Racja - uśmiechnął się.
Ostatni, drugi wąż ponownie wbił się w ziemię. Harumi zauważyła teraz coś w odbiciu jego perłowych łusek. Jak zwykle w chwili największej adrenaliny jej wzrok stawał się lepszy od sokolego. Widziała na tysiącach drobnych lusterek obrazy prosto z ziemi. Lepsze niż telewizja. Shiemi. Yukio. Akihito. Pani Midori. Co oni tam robili...?
I wtedy ją olśniło.
Jej oddech przyspieszył, ale nie ze zmęczenia, ze złości. W żyłach płynęła czysta elektryczność, oczy niemal wychodziły z orbit usiane siatką drobnych, czerwonych żyłek. Białka zaskakująco zaczęły czernieć. Wokół jej sylwetki zaczęły się zbierać Hokorima, obręcze wiry unosiły się spod nóg aż po sam czubek głowy.
- Ty... Ty... Nie zasługujesz by wyjść z tego żywy - wysyczała zarzucając głową, nie mogąc znaleźć słów, by opisać swój gniew.
- Śmieszne, że to samo mógłbym powiedzieć o tobie - szepnął Akagami. - Zakończmy to, Pandoro - podsunął.
Nie odpowiedziała mu na to, tylko z okrzykiem jeszcze głośniejszym niż wcześniej, rzuciła się na niego, pozostawiając pod swoimi stopami linie, w miejscu których bały się osiąść demony kurzu. Fala czerni, zupełnie nie podobna do Harumi poszybowała za nią do zderzenia z Akagami'm, demonem budzącym strach w najodważniejszych. Dziewczyna nabijając się stopami na ostre zęby wskoczyła na jego wielki pysk i krzyżując miecze bez zastanowienia wbiła je w oczy demona, jakby były wykałaczkami. Następnie obracając się, odcięła głowę ostatniemu wężowi, pędząc wzdłuż jego grzbietu i sunąc po nim mieczami. Wbiegła na ogon, zamachnęła się jednym cięciem odebrała mu atrybut obronny. Odbiła się od krwawego końca i wylądowała bokiem na ziemi. Sunęła po niej przez kilka metrów, aż wreszcie zatrzymała się pod murem pałacowym, ledwo cokolwiek widząc i słysząc. Zakrwawione miecze, jeden w dłoni, drugi wbity w ziemię, atrybuty jej zwycięstwa. Zamknęła oczy i pozwoliła sobie rozkoszować się słodką victorią.
- Harrru! Łaaa!
No nie zawsze można.
- Siemka, znowu wyglądasz jak ułom - odparowała.
Rin otarł rękawem pot z czoła. To była słaba walka. On, przeciwko jakimś ptaszyskom. Jednak jedna rzecz go zadziwiała. Myślał o tym, patrząc na czarną od krwi Kurikarę. Posoka powoli znikała dzięki zbawczej mocy płomieni. Czerwonych płomieni. Dlaczego u licha czerwonych?! Jak sięgał pamięcią zawsze były niebieskie. A może zaliczył level up'a, czy jak? To się czasem zdarzało w shounenach i innych takich... Czyżby i na niego przyszła wreszcie pora?
Kto wie? No na pewno nie on. Ta cała Raku Shinko mówiła, żeby kierował się słuchem, i robił to. Swoim sposobem co prawda, ale we własnym mniemaniu - znakomicie. Jednak mimo to nadal krążył w kółko. Powoli zaczynało go to niepokoić. Z każdej strony słyszał irytujące krakanie Karasuma, czy jak je Shinko nazwała. Miał już dość cięcia ich na plasterki. Były marnymi przeciwnikami, zwłaszcza dla niego. Wystarczyło, że weszły w zasięg - teraz czerwonego - płomienia, a zamieniały się w proch, jaki wiatr nosił po całej Hanshy.
Świat ten, swoją drogą, choć na początku Rin'a przeraził, po pewnym czasie przestał wzruszać. Ot tak, kraina przemieszczającego się popiołu z tymi swoimi czarnymi drzewami o szponiastych gałęziach.
- Nudno tu - westchnął. Chyba z tego znudzenia zacznie gadać do siebie. - Dobra, to uporządkujmy sobie pracę - mruknął do siebie, siadając na napotkanym kamieniu.
Znajdował się w cieniu jakichś kilku skupionych w jednym miejscu drzew. Z daleka wydawało się, że coś nad nimi góruje, ale Rin wiedział, iż to jedynie złudzenie wywołane przez poruszający się popiół. A propos popiołu. Był wszędzie. W powietrzu unosiły się jego drobinki i drażniły oczy i noc, zdawało się, że przylegały do człowieka, przez co czuł się ociężały i po prostu musiał odpocząć. Tak właśnie zrobił Rin. Pojedynczy głaz narzutowy, na którym się zatrzymał także był przykryty warstwą osobliwego kurzu. Gdy siadło się na nim i rozejrzało wokoło, miało się ciekawy widok na część Hanshy. Przypominała mu teraz widzianą na zdjęciach zimową Syberię. Z tym całym popiołem przypominającym śnieg i mgłą, która zasłaniała dojście do jakiegokolwiek punktu orientacyjnego. Gdy wytężyło się wzrok, widziało się całe pasmo czarnych dłoniokształtnych drzew, jakieś pozostałości budynków, czy murów... grunt, że ruiny i... dumna sylwetka czegoś, co z pozoru przypominało pałac. Rin uniósł leniwie głowę i spojrzał na niebo, szare, spokojne niebo, kontrastujące się z fruwającymi drobinkami popiołu. Odwrócił się, by spojrzeć na to, co miał po prawej stronie. Zmrużył oczy. Wszystko... wszystko wyglądało... Dla pewności odwrócił się z powrotem. Przetarł oczy dłońmi, po czym jął zerkać w tę i w tę. Nic to. Shinko miała na swój sposób rację. Jedyne wyjście do kierować się słuchem. Hansha pomimo swojego dziwnego wyglądu musiała mieć w sobie pewną grozę. Płatała figle.
- Dobra... - znów uniósł głowę, aż strzeliły kości odcinka szyjnego kręgosłupa. - Priorytety Rin, myśl, priorytety... Etto... Znaleźć demona, który zrobił krzywdę Shiemi, znaleźć wyjście, wrócić... Aaa i ten, ONA... - Rin jęknął. W nastroju, w którym był teraz tym bardziej nie chciał szukać Harumi. Z tym, że mogła mu pomóc w realizacji dwóch ostatnich punktów - do pierwszego wolał się nie przyznawać.
Jakby dzwonek zabrzmiał w jego głowie.
- Miharu-sama? Masz na myśli Miharu-sama? - zainteresowała się Shinko. - Ona też tu jest?
Jeżeli to nie było podejrzane to on ma na imię Baltazar. A nie ma. I wolałby nie mieć. Naprawdę. Wystarczy mu to, które ma teraz. Typowo dziewczęce. Zapomnijcie, że narrator o tym wspomniał, jeśli chcecie ujść z życiem.
Osunął się na kamień i rozłożył ręce, zamknął oczy i znów je otworzył...
I nagle zerwał się z miejsca ślizgając się na pokrytej popiołem powierzchni. Odruchowo odskoczył, turlając się po gruncie i oblepiając kurzem. Znalazł się na czworakach. Cudem powstrzymał się od wydania okrzyku zdziwienia.
- Co to cholera jest?!
Dopiero teraz zauważył, że ta sylwetka pomiędzy drzewami nie była mimo wszystko złudzeniem. Silny podmuch wiatru uniósł poły jego marynarki i poruszył gałęziami martwych roślin, a te wygięły się niebezpiecznie. Ziemia drżała, ale nie od wiatru. Korzenie powoli puszczały i chwilę po tym drzewa poderwały się z kolejnym podmuchem i chmurą popiołu poleciały daleko. A przed Rin'em pozostał kamienny posąg. Kamienny posąg wielkiego wilka o rozwartej paszczy, dwóch parach oczu. Leżał on na ziemi, jakby opadł zmęczony po długiej walce i wydawał z siebie ostatnie w życiu wycie. Rin wstał powoli i zbliżył się do posągu. Wyglądał jak żywy.
Ziemia trzęsła się pod jego stopami, a kątem oka zauważył, że niebo, a raczej sklepienie Hanshy zaczęło zmieniać swój kolor na szkarłat. Przez czerwień przedzierały się też inne barwy, tworząc fantazyjne wiry i esy-floresy.
Mimo tego spostrzeżenia nie przestawał iść, aż znalazł się po lewej stronie statuy, w miejscu, w którym powinna znajdować się widoczna klatka piersiowa demona. Jednak zamiast niej, znajdował się tam duży otwór przypominający bazę, od której odchodzą korzenie. Nabierając powietrza w płuca stanął na brzegu utworu i powoli wydobył z pochwy miecz. Czerwona poświata płomieni rozświetliła wnętrze posągu. I pierwsze co tam napotkał sprawiło, że uskoczył gwałtownie w tył, szorując plecami po ziemi.
- Świetnie, tym razem spodziewałem się, że coś mi wyskoczy na mordę - wycedził. Przejechał dłonią po klindze, obserwując jak piszczące białe korzenie, lśniące niczym łuski węża wypełzają ze statuy. Uśmiechnął się, gdy coś przyszło mu do głowy. - Czas wyrwać chwasty.
I rzucił się z okrzykiem na białe korzenie, tnąc je, gdy tylko spróbowały zbliżyć się na centymetr. Wleciał do środka posągu uderzając głową o kamienną ścianę. Miał wrażenie, że coś trzasnęło w jego czaszce, ale zamiast o tym myśleć, przejmował się bólem, który nastąpił po kolejnym uderzeniu. Korzenie tradycyjnie oplątały się wokół jego kostek miotając nim niczym flagą poddańczą. Z tym, że to była raczej deklaracja wojny. Skupił się, sprawiając, że jego ogień zapłonął mocniej i oświetlił całe wnętrze posągu. Uderzając o 'sufit' wypuścił miecz, który przeciął jeden z korzeni. Ten zajął się ogniem. Rin wykorzystał sytuację i znalazłszy się na stałym gruncie chwycił za rękojeść katany i rzucił się ku źródle korzeni. Nie wnikał, ale zastanawiał się, dlaczego była nim mała, gałgankowa lalka o guzikowych oczach i różowych włóczkowych włosach.
Kiedy szmacianka płonęła szkarłatem, Rin opadł na ziemię, która wewnątrz posągu była dziwnie ciepła i miękka, przywodziła mu na myśl chwile, gdy jako smarkacz bawił się z Yukio w parku. Głowa go bolała. Musiał przyznać, że czuł zmęczenie. Zbyt wielkie, by myśleć o czym innym. Schował Kurikarę i przygarnął ją do siebie, skulił się. Ignorując przytłaczający ból głowy, zamknął oczy.
- Awww, jak słodko - niedługo odezwał się czyjś głos. Był przesycony czystym zachwytem - niepokojącym zachwytem. - Może lepiej, jeśli już wejdziesz, drogi bracie, rzecz niegodna gościa honorowego, aby czekać przed pałacem - pstryknął palcami, co dało się słyszeć. - Un, deux, trois~!
W ostatniej chwili Rin otworzył oczy, by zobaczyć kłęby fioletowego, oczojebnie błyszczącego dymu i poczuł, że spada.
Harumi czuła, że znów zalewają ją siódme poty. Będzie musiała wziąć dłuuugą kąpiel, gdy już wróci do domu. Przez jej głowę przelatywały obrazy, których nie chciała widzieć, ale nie zdejmowała dłoni z miejsca między oczami Akagami'ego. Czuła się, jak wyzuta z energii. Po tym, jak nieoczekiwanie demon wstał po raz drugi i omal jej nie pożarł, lecz niespodziewanie padł martwy, nie wiedziała czy może być gorzej.
Bitch please, oczywiście, że może, zostaw to mnie - powiedziało Życie.
- No, Ama, a teraz powiedz, czy nie wyglądam po prostu idealnie jak na przyjęcie Belzi'ego - prychnęła, gestem pokazując swoje poszarpane, podziurawione miejscami i zakrwawione ubranie.
- Łaa, przynajmniej włosy wróciły ci do normalnego koloru, łaaa - próbował pocieszyć Orli Stróż, ale raczej marnie mu to wychodziło.
- Taa, świetnie - przewróciła oczami. - Czyli w sumie nie zostało nam nic innego, jak zwrócenie się do tego zioma - ruchem głowy wskazała na tengu, który teraz leżał na szczycie czerwonej bramy, rozłożony jak król na wersalskiej sofie.
- Zostaw to mnie, jestem mistrzem negocjacji - Amano puścił do niej perskie oko.
- Uhm, bo jeszcze ci uwierzę - mruknęła sarkastycznie. - Chodźmy, bo jeszcze zmieni zdanie, albo nagle pojawi się jakaś inna cholera, nie wiem, Nekomata, albo Kyuubi, wtedy to już będzie zajebiście - podsumowała, po czym pociągnęła kompana za rękaw kimona w kierunku bramy. - No to wio! Do pałacu Belzebuba!
Spuściła głową i przez chwilę pozostawała w ciszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Powoli kąciki ust uniosły się ku górze i na jej twarzy powstał krzywy, maniacki uśmiech. Podmuch wiatru podrzucił białe, niby martwe, stapiające się z otoczeniem włosy.
- Masz rację, Akagami - przemówiła wreszcie, grobowym tonem. - Masz rację, lepiej odłożyć na bok stare urazy i iść dalej, może w takim razem pójdziemy razem na przyjęcie do naszego innego starego przyjaciela, Belzebuba i tam nie pogadali? To rzecz niedogodna stać tak na progu, nie uważasz?
I przeszła kilka kroków w stronę bramy. Bramy do pałacu Belzebuba, jednego z Ośmiu Królów, albo Ośmiu Generałów, jak kto wolał ich nazywać. Można spodziewać się przepychu. W tym wypadku Harumi z daleka mogła zauważyć - choć nie raczyła temu zbyt wiele swojej uwagi - że Królowi Owadów bardzo podoba się japońska kultura. Charakterystyczne dachy z zadartymi rogami, na których stały miniatury demonów spod władzy Belzebuba, wklęsła powierzchnia, przypominały z lekka kolejne warstwy czarnych baldachimów. Białe ściany poprzecinane fantazyjnie pomalowanymi, drewnianymi elementami, złote balustrady grodzące tarasy. A przed tym wszystkim kamienny mur zamykający pałacowy ogród wraz z czerwoną bramą, jakie nieraz znajduje się przed świątyniami. Wisiało na niej coś w rodzaju licznika, obok którego spoczywał ciemny, nieznany kształt.
Amano w ostatniej chwili podleciał do niej i zaczepił pazurami o materiał koszuli na plecach, ratując Harumi od skończenia jako mielonka w paszczy Akagami'ego. Piekielny Pies rzucił się za nią do przodu łyskając białymi, jak perły zębami, ale ta była już wysoka, dzięki wiernemu chowańcowi.
- Wow, było blisko - mruknęła Harumi patrząc na rozjuszonego Akagami'ego próbującego do nich doskoczyć. Szarpnęła i podkurczyła nogi odruchowo - byli zbyt wysoko, aby mógł ich sięgnąć.
- Uważa-łaaaa-j! - syknął Amano. - Mógłbym cię teraz puścić wiesz? Łaa! Nie rób gwałtownych ruchów, Harru! Jesteś cholernie ciężka!
- Czy ty coś sugerujesz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby ze złowrogim błyskiem w oku.
- Łaaależ oczywiście, że nie! - zaprzeczył automatycznie Orli Stróż i zabił mocniej skrzydłami, aby unieść się jeszcze wyżej. - W tej chwili mamy co innego na głowie, niż problem twojej wagi, o którym - łaaa - podyskutujemy później, łaaa!
- Ważę tyle ile trzeba - fuknęła gniewnie. - Ale masz rację. Co on się tak rozjuszył? - spytała patrząc na Akagami'ego, który krążył teraz wokół miejsca, w którym wcześniej stała, jak lew polujący na ofiarę. W sumie dobre porównanie.
- Powinienem chyba - łaaa - o tym wspomnieć - zaskrzeczał. - Tamten fikuśny cosiek na bramie to licznik. Tak bardzo jak Akagami pragnie cię - łaaa - rozszarpać, to jeszcze bardziej chce się dostać do środka - łaaa. Tylko określona liczba osób wchodzi, pilnuje tego Ryou, widziałaś go już - łaaa - pocieszny koleś.
- Ryou?... Obstawiam tengu - westchnęła Harumi, zerkając na znajdującą się pod nimi czerwoną bramę i tajemniczą, ciemną sylwetkę. Teraz dostrzegała już linie piór, pod którymi ukrywała się istota.
- Gdybyśmy byli u bukmachera to wygrałabyś niezłą sumkę - łaaa! - przytaknął Amano. - Co nie zmienia naszego położenia.
- Okay, okay, zaczynam rozumieć.
- Wreszcie, łaaa!
- Nie bądź taki mądry, gołąbku - prychnęła.
- Oooi! To było już wredne, łaaaa!
- No proszę, Einstein się znalazł.
- Harruuuuu!
- Czego do jasnej cholery?!
- Tracimy wysokoooś-łaaaaaaaa-ć! - odkrzyknął jej orli chowaniec, w miarę jak zaczął powoli spadać i nawet fakt, że bił skrzydłami z całej siły mu nie pomagał. Z każdym centymetrem w kierunku ziemi otaczał go coraz większy złoty blask i wreszcie Harumi musiała zamknąć oczy, żeby nie zostać oślepiona. W duchu powtarzała tylko jedno zdanie: "Już po nas." AMEN.
Co ciekawe, przeznaczenie, los, nazwij to jak chcesz, jest dziwką, dlatego właśnie Harumi i Amano zamiast na cudownej, martwej ziemi usłanej Hokorima, wylądowali na grzbiecie jednego z najstraszniejszych demonów, jakie widział ten jakże cudowny świat, Hansha.
*6* Reklama *6*
Potrzebujesz spokoju i wytchnienia? Coś cię boli? Jesteś ranny? Zmęczony po wieloletniej walce z demonami? Potrzebujesz odpoczynku, relaksu, przy którym zapomnisz o całym Bożym i Szatańskim świecie?
Dobrze trafiłeś!
Wybierz nas, Biuro Podróży Gehenna. Jesteśmy lepsi, niż brzmimy! Zapewnimy ci zarąbiste wakacje.
Co powiesz na Hanshę? Piękny odwrócony świat ruszającego się kurzu? Spotkasz tu wszelkie rodzaje demonów, które nie będą mogły cię skrzywdzić. Kij z tym, że i tak to zrobią. Czekają cię spacery po żywym-martwym lesie, wizyta we wspaniałym, oczojebnym pałacu najbogatszego i jedynego człekokształtnego mieszkańca Hanshy, pana Jean-Michel de Lafayette. Na dzieci także czekają rozrywki. Możesz przeżyć przygodę swego życia, o ile nie zostaniesz zeżarty! Ubezpieczenie zdrowotne jedyne 69, 99 siarczków!
Dzwoń już teraz i zabukuj sobie przygodę swego życia, pod numer:
666 666 666.
Ostrzeżenie: Reklamacje nie będą uwzględniane.
Ps. To jedyne biuro podróży, które popiera Szatan!
*6*Po reklamie*6*
Pierwszym odruchem Harumi po tym, jak wylądowała na Akagami'm było chwycenie się futra bestii. Dopiero drugim jęk i atak kaszlu, gdy wreszcie dotarło do niej, że Amano z impetem opadł na jej plecy.
Akagami wierzgnął i Orli Stróż omal nie spadł z jego grzbietu, uratowała go Harumi, która błyskawicznym ruchem przyczepiła go do siebie, zaplatając ręce na brzuchu.
- Trzymaj się Ama! - poleciła i wbiła paznokcie w grubą skórę Akagami'ego. - No to zaczynamy rodeo! - wykrzyknęła. - Zobaczymy Akagami, kto z nas dostanie się do tego pałacu!
- Pha, Pandora - prychnął Wilczy Demon i jego ciało zatrzęsło się od gardłowego śmiechu. - Myślisz, że dasz mi radę? Lepsi próbowali i wierz mi, nie wyszli z życiem. Kto jak kto - dodał szyderczo - ale ty powinnaś wiedzieć, że nie należy rzucać się z motyką na słońce.
- No do słońca - przerwała, gdy Akagami wierzgnął i zaryczał. Podrzucał ich na grzbiecie tak, że przewracali się z jednej strony na drugą, jak naleśniki na patelni, ale Harumi mocno wczepiona w jego plecy nie dała się tak łatwo zrzucić. - To gomen, ale bym cię nie porównała - parsknęła dysząc.
- Nie bądź taka mądra Pandoro.
- Przepraszam, taka się urodziłam - odparowała Harumi, mocniej zaciskając palce na jego biało-czerwonym futrze. - Wpuść nas do środka i jesteśmy kwita, nie widzę problemu, raczej nie powinno ci aż tak zależeć na audiencji do Belzebuba, zwłaszcza... - podniosła się na łokciach i przeczołgała w kierunku ucha Akagami'ego, obejmując jego szyję nogami - po TYM - szepnęła.
Starała się brzmieć profesjonalnie. Okłamywanie ludzi to betka, ale z demonami trzeba trochę pokombinować, wiele z nich potrafi przejrzeć kłamstwa na wylot. Wiele ryzykowała wymyślając ten blef. Nawet nie wymyślając. Zastosowała zwykłą taktykę psychologiczną, jakiej kiedyś nauczyła się od bardzo mądrego człowieka. Czekała przez chwilę. I opłaciło się, w końcu usłyszała prychnięcie.
- Skąd ty... taki... robal, który dał się pojmać egzorcystom może wiedzieć o... TYM? - warknął Akagami, przypominając brzmieniem zepsuty traktor. Harumi uśmiechnęła się pod nosem. Zadziałało.
- Trochę tu, trochę tam, a ja Tartar dobrze znam - szepnęła mu na ucho, w duchu tańcząc z radości po tym, jak zauważyła nieświadomy rym. Cieszyła się, że nikt poza nią nie wie, co siedzi w jej głowie. Wystarczająco upokarza się już przed sobą samą.
I zatopiona w samo-wstydzie nie zauważyła rosnącego uśmiechu na pysku Akagami'ego.
- Harru... niedobrze... - Amano potrząsnął jej ramieniem, wybudzając ją z zamyślenia. Posłała mu spojrzenie z pytaniem: "Co u licha?!", ale nie zdążył jej odpowiedzieć, bo powrócili do sfery powietrznej, tyle, że nie tak jakby tego chcieli.
Amano w duchu klął na czym to świat stoi. Tak fajnie było, a tu puff! No i proszę ciebie masz, Akagami'ego. Może by mu ta sytuacja tak nie przeszkadzała, gdyby nie fakt, że w ludzkiej postaci niewiele zdziała. Fakt - umiał używać mieczy, katan znajdujących się w pozycji spoczynku za białym pasem kimona.
Kiedy spadli mógł tylko przyglądać się z wytrzeszczonymi oczami, jak Harumi przeprowadza swoją słowną operację na wrogim demonie. W duchu rechotał na myśl, że mina Akagami'ego musi wyglądać jak 'kot srający na pustyni'. Ale sam pewnie przedstawiał się komicznie, kurczowo uczepiony białego futra, od którego kręciło go w nosie, z potem spływającym po twarzy, oczami wychodzącymi z orbit, bojąc się wykonać choćby ruchu.
Wreszcie oboje wylądowali na ziemi. Harumi tym razem spodziewając się upadku obróciła się w powietrzu i wylądowała "bezpiecznie" hamując nogami i podpierając się lewą dłoni. Za nią podniosły się tumany kurzu. Podczas gdy jej wierny chowaniec wylądował z głową w drobnej górce Hokorima i wypiętym tyłkiem.
- Nie obijaj się Ama - syknęła Harumi, zerkając na niego z ukosa, po czym chwyciła go za materiał haori i pociągnęła za sobą, unikając uderzenia łapy Akagami'ego. - Z kimś takim jak on nie ma sekundy na wytchnienie! Chyba, że chcesz stracić którąś z części ciała! Nie wnikam! - krzyczała w biegu.
- Zauważyłem! - odkrzyknął Amano. Najwyraźniej w ludzkiej postaci tracił nawyk wciskania swojego "łaaa" tudzież "waaa" co kilka słów. - Co zrobimy?!
- A to nie oczywiste?!
- Nie bardzo! Łaaaaa! - ta, chciałoby się.
Zahamowała gwałtownie i Orlim Stróżem zarzuciło do przodu. Harumi miała wrażenie, że zaraz wyrwie jej rękę ze stawu, ale zacisnęła tylko zęby i stanęła w bojowej pozycji. Wzięła głęboki wdech.
- AKAGAMI! - huknęła, aż nawet tengu kryjący się pod swoimi czarnymi skrzydłami na bramie wychylił się nieco zza piór. Wydaje się, że na jedną chwilę zatrzymała się cała Hansha. Harumi uniosła powoli przedramię z zaciśniętą pięścią przed swoją twarz. Powoli otworzyła dłoń, a na tej jakby eksplodowała iskra i cała zajęła się płomieniem czarnym, jak smoła. Minęło kilka sekund, a ogień niby wąż oplótł jej blade ramiona. - Wyzywam cię na pojedynek! Od razu moja stawka, jeśli wygram, pozwolisz wejść nam do pałacu, a sam odejdziesz i nie będziesz nas nękał nigdy więcej.
- Wysoka stawka - zarechotał Akagami i obniżył się na łapach. - Śmiało negocjujesz, Pandoro.
- Ja nie negocjuję - wcięła się Harumi. - Stawiam warunki.
- Tak się bawisz? - ogon demona zawirował w powietrzu i w pewnym momencie zastygł, sierść stanęła na nim dęba, niczym igły, ukazując jego szkarłatny koniec będący kolejną z broni jego cielska. - Ja też spróbuję - oblizał się. - Jeśli wygram, oddasz mi swoją Iskrę.
Zastygła w bezruchu, przez chwilę nie będąc w stanie do jakiejkolwiek prostej myśli.
- Prosisz o wiele.
- Nie proszę, żądam - wciął się, parodiując jej ton.
- W takim razie podbijam stawkę! - wykrzyknęła przystępując o krok do przodu z płonącymi oczami. Czarne płomienie podkreślały bladość jej skóry rysując misterne symbole na twarzy, nim niczym maska osiadły wokół oczodołu. - Iskra za wstęp i... Historię twojego grzechu! - zażądała śmiało.
Na chwilę Akagami wyglądał na zdziwionego jej śmiałością, a w dodatku samymi słowami, ale uśmiech zaraz powrócił na jego długi, szyderczy pysk i roześmiał się w sposób, o jaki Harumi nie podejrzewałaby nawet Szatana.
- Dobrze więc, mała oszustko - westchnął i zbliżył się do niej, że czuła jego cuchnący oddech na swojej twarzy. - Pojedynek czas zacząć, nie uważasz?
- Oj, uważam, uważam. Jak mniemam, ten tutaj Amano nie może mi pomagać?
Akagami zmrużył oczy.
- Wygląda na smaczny kąsek - prychnął. - Ale mimo to wolałbym, żeby nie przeszkadzał nam w walce - oblizał się. - Zajmę się nim później, chociaż... - pełen pewności siebie uśmiech wykrzywił jego usta - to będzie za krótką chwilę.
I wtedy Harumi uskoczyła przed nim, migiem znalazła się przy Amano i niemal wyrwała mu trzymane za pasem katany. Smolisty płomień przeszedł na nie w nanosekundzie i po raz kolejny dziewczyna musiała wykonać unik, krzycząc:
- AMA UCIEKAJ!
Odwróciła się na pięcie wyjmując z pochw obie katany i krzyżując je zatrzymała ogon Akagami'ego. Zawył wściekle. Harumi odskoczyła ręce trzymając po lewej stronie ciała, by metal nie stawiał oporu przy biegu. Zatoczyła w pędzie okrąg wokół wilczego demona, unikając uderzeń, aż w końcu gdy ten spodziewając się dalszych uników, czmychnęła pod niego. Uniosła obie ręce i przejechała nimi po otwartej klatce piersiowej Akagami'ego i w ostatniej chwili uskoczyła przed niespodziewanym atakiem. Dopiero w takiej pozycji odkryła, co kryło się w futrze demona. Przekoziołkowała pewien odcinek drogi, aż zreflektowała się i znów stanęła na nogi. Demon zarzucił głową. Czarna krew barwiła popielatą ziemię Hanshy, wyciekając z pociętego boku stwora. Powoli z tajemniczej białej sierści uniosły się dwie głowy, wężowe głowy. Białe jak śnieg oplatały w dziwny sposób ciało Akagami'ego. Harumi mogła przysiąc, że przy poprzednim spotkaniu ich tam nie było.
- Akagami - syknęła. - W coś ty się wpakował?
Posłał jej tylko uśmiech pełen wyższości. Ogony węży zaczęły spływać wzdłuż jego nóg, wrastając w nie, jakby były ich nieodłączną częścią. Harumi wytrzeszczyła oczy, jej oddech przyspieszył. Płomienie paliły skórę bardziej niż wcześniej i bardziej niż powinny. Ogony węży wrosły w ziemię i Akagami został unieruchomiony, ale nie pozbawiony możliwości ataku. Otworzył paszczę i zdawało się, że na niebie rozlała się kałuża krwi. Harumi czuła, jakby ona też wrastała w ziemię i stawała się nieodłącznym elementem wnętrza Hanshy. A przecież tak nie było. Musiała walczyć.
Cudem znalazła w sobie siłę, żeby ustawić miecze i dzielnie ruszyć na Akagami'ego. Motyka na słońce, ka? Dobre porównanie. Tak się czuła. Oczyma wyobraźni widziała w przestrzeni swoją sylwetkę, puściła wodze fantazji. Musiała wykombinować atak, którym odeprze to, co dla niej przygotował. Zacisnęła palce na rękojeściach i skrzyżowała ręce układając je z boku ciała. Poczuła nagły przypływ adrenaliny, miała wrażenie, że jest w stanie zrobić wszystko. Nogi same ją poniosły i znalazła się przed Akagami'm w momencie, w którym jego nogi znów oderwały się od ziemi, a coś karmazynowego wypływało z jego pyska. Wyskoczyła. Metaliczny wydźwięk zagłuszył przedziwne bicie dzwonów, których Harumi wcześniej nie zauważyła. Wykonała szybki obrót w powietrzu i nim opadła na ziemię zrobiła najdłuższą szramę na boku demona, jak tylko potrafiła. Skoro postawiła stopy na stałym gruncie, a nogi miała jakby z waty, poczuła, że coś ją z nich zmiata, ale nie uderzyła o glebę. Coś twardego i silnego zacisnęło się wokół jej talii i cisnęło nią ostatecznie o ziemię. Raz. Drugi. Trzeci. W końcu mu się znudziło i wyrzucił ją w powietrze. Otumaniona instynktownie ustawiła miecze głowniami w dół i słusznie. Bo gdyby tego nie zrobiła, byłaby mielonką w paszczy demona. Ostrza wbiły się w jego dziąsła i Akagami zacharczał, a Harumi wrzasnęła wyrywając miecze, by ochronić się przed nowym zagrożeniem. Z paszczy wilczego demona biegło na nią setki metrowych Kageki. Cięła ostrzem jak popadnie, ale i tak ostatecznie pod naporem ich ilości wypadła z pyska Akagami'ego w ostatniej chwili z impetem łamiąc mu jeden z pięknych kłów. Zbliżała się do ziemi. Zacisnęła powieki.
Po raz kolejny upadek nie nadszedł. Otworzyła jedno oko, a potem drugie i zamrugała. Ale nie było czasu, żeby się zastanawiać, dlaczego Amano stoi z wyciągniętymi ramionami, a ona nie spada. Wycie Akagami'ego i syki ni to wężowe ni jakie, bo demoniczne, przyciągnęły jej uwagę. Dopiero teraz zauważyła, że wisi głową w dół, a jedna z jej kostek spoczywa w silnym uścisku wężopodobnej narośli. Była dziwnie śliska, sunęła wzdłuż łydki pozostawiając za sobą tępy, piekący ból. Harumi czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach. Kropla krwi z pyska Akagami'ego wylądowała na jej twarzy barwiąc ją szkarłatem.
- AMA UCIEKAJ! - wrzasnęła już drugi raz, widząc, że Orli Stróż planuje rzucić się jej na pomoc. Ale już za chwilę był zajęty czym innym. Kageki jak po linach, używając sierści Akagami'ego zsunęły się na ziemię i jęły oglądać wszystko dookoła w swój ogłupiały sposób. Z Amano włącznie. - JA, SIĘ TAK, NIE BAWIĘ! - wycedziła przez zęby Harumi, czując jak krew spływa jej do mózgu. Skupiła całą swoją uwagę na bólu, a oczyma wyobraźni dobrze widziała ogień na swoim ciele. Płomień łańcuchami wzdłuż sylwetki popędził w stronę ogniska tego piekła. Zaraz ogień otoczył ją całą i wrzasnęła, lecąc w dół. Z impetem uderzyła w ziemię, aż zadudniło, w głowie słyszała głuche echo swojego upadku. Jednak znów nie mogła odpoczywać. Czuła krew spływającą jej po łydce. Jak pijana, zataczając się wstała i ocierając szkarłatną ciecz spływającą jej na oko, dysząc oparła się na jednym z mieczy, drugi trzymając w pogotowiu. Akagami też dyszał.
Z okrzykiem bojowym rzuciła się na niego, czując strzelającą elektryczność w swoich uszach. Nowy przypływ energii sprawił, że w biegu jej włosy unosiły się ponad przeciętną wysokość, wokół oczu formowały się cienie, a na czubku głowy stawały rogi zakręcające się ku dołowi. Czuła dziwne mrowienie rozchodzące się pod skórą, gdy składając miecze razem, zaatakowała nogi demona, po raz kolejny znajdując się w niebezpiecznym kontakcie. Akagami wierzgnął i machnął na nią monstrualną łapą, ale nim ta ją dosięgła, Harumi wbiła w nią od spodu jeden z mieczy Amano i wyskoczyła do góry, by swoim ciężarem i impetem uderzenia zmusić demona do opuszczenia jej. Zawył z bólu, kiedy ostrze na wylot przebyło stopę, a Harumi bez wahania sięgnęła po ostrze i choć przecięła sobie dłoń zacisnęła na nim palce, bezlitośnie i wbrew anatomii przeciągając miecz na drugą stronę. Węże oplatające ciało Akagami'ego syczały na nią szyderczo, ale ona się nimi nie przejmowała. Maniacki uśmiech podobny do tego wcześniejszego wykwitał na nowo na jej twarzy, kiedy odcinała głowę tajemniczemu organizmowi na ciele demona. Akagami zawył głośniej niż wcześniej i strącił ją z siebie. Uderzyła plecami o ziemię, wypluwając sporą ilość krwi na popielatą ziemię. Ledwo trzymając się na nogach stanęła. Zgięta w pół, dyszała, ale wciąż łypała z takim samym ogniem, z taką samą zapalczywością, swoimi karmazynowymi oczami.
- To... jeszcze... nie... koniec - wykrztusiła, zatykając sobie usta i potem strzepując krew z dłoni. Ciągnąc ostrza po ziemi, zdecydowanym krokiem zbliżyła się do Akagami'ego, który cały w świeżej posoce z takim samym wyrazem na pysku prezentował się gorzej od najśmielszego koszmaru.
- Racja - uśmiechnął się.
Ostatni, drugi wąż ponownie wbił się w ziemię. Harumi zauważyła teraz coś w odbiciu jego perłowych łusek. Jak zwykle w chwili największej adrenaliny jej wzrok stawał się lepszy od sokolego. Widziała na tysiącach drobnych lusterek obrazy prosto z ziemi. Lepsze niż telewizja. Shiemi. Yukio. Akihito. Pani Midori. Co oni tam robili...?
I wtedy ją olśniło.
Jej oddech przyspieszył, ale nie ze zmęczenia, ze złości. W żyłach płynęła czysta elektryczność, oczy niemal wychodziły z orbit usiane siatką drobnych, czerwonych żyłek. Białka zaskakująco zaczęły czernieć. Wokół jej sylwetki zaczęły się zbierać Hokorima, obręcze wiry unosiły się spod nóg aż po sam czubek głowy.
- Ty... Ty... Nie zasługujesz by wyjść z tego żywy - wysyczała zarzucając głową, nie mogąc znaleźć słów, by opisać swój gniew.
- Śmieszne, że to samo mógłbym powiedzieć o tobie - szepnął Akagami. - Zakończmy to, Pandoro - podsunął.
Nie odpowiedziała mu na to, tylko z okrzykiem jeszcze głośniejszym niż wcześniej, rzuciła się na niego, pozostawiając pod swoimi stopami linie, w miejscu których bały się osiąść demony kurzu. Fala czerni, zupełnie nie podobna do Harumi poszybowała za nią do zderzenia z Akagami'm, demonem budzącym strach w najodważniejszych. Dziewczyna nabijając się stopami na ostre zęby wskoczyła na jego wielki pysk i krzyżując miecze bez zastanowienia wbiła je w oczy demona, jakby były wykałaczkami. Następnie obracając się, odcięła głowę ostatniemu wężowi, pędząc wzdłuż jego grzbietu i sunąc po nim mieczami. Wbiegła na ogon, zamachnęła się jednym cięciem odebrała mu atrybut obronny. Odbiła się od krwawego końca i wylądowała bokiem na ziemi. Sunęła po niej przez kilka metrów, aż wreszcie zatrzymała się pod murem pałacowym, ledwo cokolwiek widząc i słysząc. Zakrwawione miecze, jeden w dłoni, drugi wbity w ziemię, atrybuty jej zwycięstwa. Zamknęła oczy i pozwoliła sobie rozkoszować się słodką victorią.
- Harrru! Łaaa!
No nie zawsze można.
- Siemka, znowu wyglądasz jak ułom - odparowała.
Rin otarł rękawem pot z czoła. To była słaba walka. On, przeciwko jakimś ptaszyskom. Jednak jedna rzecz go zadziwiała. Myślał o tym, patrząc na czarną od krwi Kurikarę. Posoka powoli znikała dzięki zbawczej mocy płomieni. Czerwonych płomieni. Dlaczego u licha czerwonych?! Jak sięgał pamięcią zawsze były niebieskie. A może zaliczył level up'a, czy jak? To się czasem zdarzało w shounenach i innych takich... Czyżby i na niego przyszła wreszcie pora?
Kto wie? No na pewno nie on. Ta cała Raku Shinko mówiła, żeby kierował się słuchem, i robił to. Swoim sposobem co prawda, ale we własnym mniemaniu - znakomicie. Jednak mimo to nadal krążył w kółko. Powoli zaczynało go to niepokoić. Z każdej strony słyszał irytujące krakanie Karasuma, czy jak je Shinko nazwała. Miał już dość cięcia ich na plasterki. Były marnymi przeciwnikami, zwłaszcza dla niego. Wystarczyło, że weszły w zasięg - teraz czerwonego - płomienia, a zamieniały się w proch, jaki wiatr nosił po całej Hanshy.
Świat ten, swoją drogą, choć na początku Rin'a przeraził, po pewnym czasie przestał wzruszać. Ot tak, kraina przemieszczającego się popiołu z tymi swoimi czarnymi drzewami o szponiastych gałęziach.
- Nudno tu - westchnął. Chyba z tego znudzenia zacznie gadać do siebie. - Dobra, to uporządkujmy sobie pracę - mruknął do siebie, siadając na napotkanym kamieniu.
Znajdował się w cieniu jakichś kilku skupionych w jednym miejscu drzew. Z daleka wydawało się, że coś nad nimi góruje, ale Rin wiedział, iż to jedynie złudzenie wywołane przez poruszający się popiół. A propos popiołu. Był wszędzie. W powietrzu unosiły się jego drobinki i drażniły oczy i noc, zdawało się, że przylegały do człowieka, przez co czuł się ociężały i po prostu musiał odpocząć. Tak właśnie zrobił Rin. Pojedynczy głaz narzutowy, na którym się zatrzymał także był przykryty warstwą osobliwego kurzu. Gdy siadło się na nim i rozejrzało wokoło, miało się ciekawy widok na część Hanshy. Przypominała mu teraz widzianą na zdjęciach zimową Syberię. Z tym całym popiołem przypominającym śnieg i mgłą, która zasłaniała dojście do jakiegokolwiek punktu orientacyjnego. Gdy wytężyło się wzrok, widziało się całe pasmo czarnych dłoniokształtnych drzew, jakieś pozostałości budynków, czy murów... grunt, że ruiny i... dumna sylwetka czegoś, co z pozoru przypominało pałac. Rin uniósł leniwie głowę i spojrzał na niebo, szare, spokojne niebo, kontrastujące się z fruwającymi drobinkami popiołu. Odwrócił się, by spojrzeć na to, co miał po prawej stronie. Zmrużył oczy. Wszystko... wszystko wyglądało... Dla pewności odwrócił się z powrotem. Przetarł oczy dłońmi, po czym jął zerkać w tę i w tę. Nic to. Shinko miała na swój sposób rację. Jedyne wyjście do kierować się słuchem. Hansha pomimo swojego dziwnego wyglądu musiała mieć w sobie pewną grozę. Płatała figle.
- Dobra... - znów uniósł głowę, aż strzeliły kości odcinka szyjnego kręgosłupa. - Priorytety Rin, myśl, priorytety... Etto... Znaleźć demona, który zrobił krzywdę Shiemi, znaleźć wyjście, wrócić... Aaa i ten, ONA... - Rin jęknął. W nastroju, w którym był teraz tym bardziej nie chciał szukać Harumi. Z tym, że mogła mu pomóc w realizacji dwóch ostatnich punktów - do pierwszego wolał się nie przyznawać.
Jakby dzwonek zabrzmiał w jego głowie.
- Miharu-sama? Masz na myśli Miharu-sama? - zainteresowała się Shinko. - Ona też tu jest?
Jeżeli to nie było podejrzane to on ma na imię Baltazar. A nie ma. I wolałby nie mieć. Naprawdę. Wystarczy mu to, które ma teraz. Typowo dziewczęce. Zapomnijcie, że narrator o tym wspomniał, jeśli chcecie ujść z życiem.
Osunął się na kamień i rozłożył ręce, zamknął oczy i znów je otworzył...
I nagle zerwał się z miejsca ślizgając się na pokrytej popiołem powierzchni. Odruchowo odskoczył, turlając się po gruncie i oblepiając kurzem. Znalazł się na czworakach. Cudem powstrzymał się od wydania okrzyku zdziwienia.
- Co to cholera jest?!
Dopiero teraz zauważył, że ta sylwetka pomiędzy drzewami nie była mimo wszystko złudzeniem. Silny podmuch wiatru uniósł poły jego marynarki i poruszył gałęziami martwych roślin, a te wygięły się niebezpiecznie. Ziemia drżała, ale nie od wiatru. Korzenie powoli puszczały i chwilę po tym drzewa poderwały się z kolejnym podmuchem i chmurą popiołu poleciały daleko. A przed Rin'em pozostał kamienny posąg. Kamienny posąg wielkiego wilka o rozwartej paszczy, dwóch parach oczu. Leżał on na ziemi, jakby opadł zmęczony po długiej walce i wydawał z siebie ostatnie w życiu wycie. Rin wstał powoli i zbliżył się do posągu. Wyglądał jak żywy.
Ziemia trzęsła się pod jego stopami, a kątem oka zauważył, że niebo, a raczej sklepienie Hanshy zaczęło zmieniać swój kolor na szkarłat. Przez czerwień przedzierały się też inne barwy, tworząc fantazyjne wiry i esy-floresy.
Mimo tego spostrzeżenia nie przestawał iść, aż znalazł się po lewej stronie statuy, w miejscu, w którym powinna znajdować się widoczna klatka piersiowa demona. Jednak zamiast niej, znajdował się tam duży otwór przypominający bazę, od której odchodzą korzenie. Nabierając powietrza w płuca stanął na brzegu utworu i powoli wydobył z pochwy miecz. Czerwona poświata płomieni rozświetliła wnętrze posągu. I pierwsze co tam napotkał sprawiło, że uskoczył gwałtownie w tył, szorując plecami po ziemi.
- Świetnie, tym razem spodziewałem się, że coś mi wyskoczy na mordę - wycedził. Przejechał dłonią po klindze, obserwując jak piszczące białe korzenie, lśniące niczym łuski węża wypełzają ze statuy. Uśmiechnął się, gdy coś przyszło mu do głowy. - Czas wyrwać chwasty.
I rzucił się z okrzykiem na białe korzenie, tnąc je, gdy tylko spróbowały zbliżyć się na centymetr. Wleciał do środka posągu uderzając głową o kamienną ścianę. Miał wrażenie, że coś trzasnęło w jego czaszce, ale zamiast o tym myśleć, przejmował się bólem, który nastąpił po kolejnym uderzeniu. Korzenie tradycyjnie oplątały się wokół jego kostek miotając nim niczym flagą poddańczą. Z tym, że to była raczej deklaracja wojny. Skupił się, sprawiając, że jego ogień zapłonął mocniej i oświetlił całe wnętrze posągu. Uderzając o 'sufit' wypuścił miecz, który przeciął jeden z korzeni. Ten zajął się ogniem. Rin wykorzystał sytuację i znalazłszy się na stałym gruncie chwycił za rękojeść katany i rzucił się ku źródle korzeni. Nie wnikał, ale zastanawiał się, dlaczego była nim mała, gałgankowa lalka o guzikowych oczach i różowych włóczkowych włosach.
Kiedy szmacianka płonęła szkarłatem, Rin opadł na ziemię, która wewnątrz posągu była dziwnie ciepła i miękka, przywodziła mu na myśl chwile, gdy jako smarkacz bawił się z Yukio w parku. Głowa go bolała. Musiał przyznać, że czuł zmęczenie. Zbyt wielkie, by myśleć o czym innym. Schował Kurikarę i przygarnął ją do siebie, skulił się. Ignorując przytłaczający ból głowy, zamknął oczy.
- Awww, jak słodko - niedługo odezwał się czyjś głos. Był przesycony czystym zachwytem - niepokojącym zachwytem. - Może lepiej, jeśli już wejdziesz, drogi bracie, rzecz niegodna gościa honorowego, aby czekać przed pałacem - pstryknął palcami, co dało się słyszeć. - Un, deux, trois~!
W ostatniej chwili Rin otworzył oczy, by zobaczyć kłęby fioletowego, oczojebnie błyszczącego dymu i poczuł, że spada.
Harumi czuła, że znów zalewają ją siódme poty. Będzie musiała wziąć dłuuugą kąpiel, gdy już wróci do domu. Przez jej głowę przelatywały obrazy, których nie chciała widzieć, ale nie zdejmowała dłoni z miejsca między oczami Akagami'ego. Czuła się, jak wyzuta z energii. Po tym, jak nieoczekiwanie demon wstał po raz drugi i omal jej nie pożarł, lecz niespodziewanie padł martwy, nie wiedziała czy może być gorzej.
Bitch please, oczywiście, że może, zostaw to mnie - powiedziało Życie.
- No, Ama, a teraz powiedz, czy nie wyglądam po prostu idealnie jak na przyjęcie Belzi'ego - prychnęła, gestem pokazując swoje poszarpane, podziurawione miejscami i zakrwawione ubranie.
- Łaa, przynajmniej włosy wróciły ci do normalnego koloru, łaaa - próbował pocieszyć Orli Stróż, ale raczej marnie mu to wychodziło.
- Taa, świetnie - przewróciła oczami. - Czyli w sumie nie zostało nam nic innego, jak zwrócenie się do tego zioma - ruchem głowy wskazała na tengu, który teraz leżał na szczycie czerwonej bramy, rozłożony jak król na wersalskiej sofie.
- Zostaw to mnie, jestem mistrzem negocjacji - Amano puścił do niej perskie oko.
- Uhm, bo jeszcze ci uwierzę - mruknęła sarkastycznie. - Chodźmy, bo jeszcze zmieni zdanie, albo nagle pojawi się jakaś inna cholera, nie wiem, Nekomata, albo Kyuubi, wtedy to już będzie zajebiście - podsumowała, po czym pociągnęła kompana za rękaw kimona w kierunku bramy. - No to wio! Do pałacu Belzebuba!
---------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie mamy taki tutaj krótki rozdział. Narzekacie na rzadkie publikacje? To będą rozdziały krótsze! Proszę bardzo! Mam nadzieję, że się podobał. Tak... Płonne nadzieje... Mam nadzieję też, że spędziliście miło te dwa dni świąt i przepraszam, ze nie napisałam jakichś życzeń, ale ostatnio kursujemy od rodziny do rodziny i wracamy do domu wieczorem. Dziś jest tego przykładem.
W zamian wstawiam parę świątecznych obrazków:
Życzę fajnie spędzonego wolnego czasu, super sylwestra i szczęśliwego nowego roku!-Co nie znaczy, że, jeśli się postaram, to napiszę jakiś rozdział specjalny!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! I co? Jestem pierwsza! Aha i moja kochana Desu- chan chciałabym cię prosić, żebyś przeczytała mój koment pod poprzednia notką! Chcodzi mi oto, że najzwyczajniej w świecie napisałam komenta i wzięłam zacne odśwież i co? I mam nową notkę! Moje marzenia się spełniły! I chiałabym nadmienić, że bardzo przepraszam, ze tak późno, ale szkoła i mój genialny pomysł by wziąść sobie tyle ile jest mozliwe- wziełam wszystkie dozwolone przedmioty: łacinę, grekę, fiozofię, historię sztuki...-, że jak słyszę hasło wolne i więcej niż weekend to mam taki wyszczerz jak małe dziecko, które dostało prezenta! I to cud, ze obejrzałam Fairy Tail! I wogóle strasznie się cieszę co do rozdziału! I jest wspaniały, boski, genialny, idealny... Widzę, że użylaś pare innych "przedmiotów" z różnych anime! Świetne! I tak wogóle to ja się nie skarżę na krótkie rozdziały tylko na brak ich! I przy okazji ty to nazywasz krótkim rozdzialikiem?! I obrazki- wprawdzie mało- są świetne! I ogólłem to ciekawe kiedy i w jakich okolicznościach Rin spotka się z Harumi? I tak wspaniale piszesz, że ja nie wiem co napisać! I chciałabym się dowiedzieć kiedy ty wreszczie napiszesz mi scenkę +18 z Haru i Rinem! (Tak jakby to powiedziała to jej pychika, a raczej jej brak! I wogóle ona jest meeeeeeeeeeeega zboczona, więc...?) I proszę cię dziewczyno pisz szybko nexta i nie waż się opuszczać tego bloga! Czekam nexta i życzę duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeny! I PRAGNĘ NADMIENIĆ, ŻE KOCHAM TEGO BLOGA I NOWY WYSTRÓJ!
OdpowiedzUsuńAkiszteru Desu! Ciebie i Twojego bloga! Jest świetny! Rozdział ciekawy..:D W końcu trochę więcej akcji ;) Wcale nie był krótki.... Ja tak samo jak Księżniczka Mroku-nie narzekam długość rozdziału...ważne, że w ogóle coś napisałaś- ale cierpię na ich brak! Obrazki świetne, najładniejszy według mnie to ten 4 od dołu i 2 od dołu ;P Wiesz, ja życzę dużo weny!, szczęścia, zdrowia, weny (potarzam się, ale to dlatego, że dużo jej życzę, i czego tam chcesz :D Pijanego Sylwka, albo przeżytego... gdzieś na internecie pisali, że ma być koniec świata 31 grudnia 2012 :D Wątpię :) Weeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeennnnnnnnnnnnnnnyyyyyyyyyyyyyyyy! Duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżooooooooo weeeeeeeeeeeeeeennnnnnnnnnnnnnnnnnnnnyyyyyyyyyyyyyyyy! Baaaaaaarrrrrrrrrrdddddddddzzzzzzzzzzzoooooooooooooooooooooo dużżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżooooooooooooooooooooooooo weeeeeeeeeeeeeeeennnnnnnnnnnnnnnnnnnny!!!!!! (Dobra już nie będę Ci spamować z tą weną) Wesołych Świat. Nie planuję opuścić bloga :* I Ty też tego nie planujesz- ja to wiem.... Całuję i Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPanno Desu-chan,
OdpowiedzUsuńNiniejszym oświadczam, że twój rozdział jest niesamowity. Spoglądając na jakość mojej wypowiedzi sugeruję, abyś pisała dłuższe... (Nie wiem co ma do tego wypowiedź...) A więc, oświadczam ci także, jak moje szanowne poprzedniczki, iż nie opuszczę zaglądania na bloga twojej własności. Cieszę się, że dodajesz obrazki, i mimo swojej minimalnej weny, próbujesz napisać cokolwiek.
Z poważaniem panna Elayranna.
Ok przestane gadać głupoty, nie piszę takiego długiego komentarza, bo nie ma sensu. Chociaż wiem, że byś się cieszyła. No nic, BYE!
Jezus Maria, jak dużo walki i demonów xD Ale w sumie o to chodzi. Chciałabym tak opisywać starcia jak ty ;w; Sama albo opisuję je licho, albo też w ogóle ich nie ma. A długością rozdziału się nie przejmuj. Wg mnie liczy się jakość, a nie ilość ^^
OdpowiedzUsuńNo nic. Trochę się spóźniłam z życzeniami, ale i tak napiszę: dużo zdrówka, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń, dużo piwka na Sylwestra (xD) i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku~! A no i weny oczywiście. Dużo, dużo, dużo solidnej weny! >w< Od dzisiaj sprawdzam twojego bloga codziennie, co ile tylko się da, bo głupio mi będzie, że wydałaś nowy rozdział, a ja go skomentuję dopiero po tygodniu xd"
Ja będę wydawać w miarę możliwości co dwa tygodnie, bo na wieść o filmie AnE jestem naweniona jak zmoczona gąbka xD
No, to chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Dziękuję za dedyka i się już z tobą żegnam~
Papa ^^
Narreszcie kolejny rozdział Ale ta walka Harumi z tymi potężnymi demonami jest Extra !!! Udanego Sylwestra i szczęśliwego nowego roku 2013 !!!
OdpowiedzUsuń