Tengu nazywał się Ryou, jak to ładnie zaznaczył już na samym początku. W dodatku miał irytujący nawyk kończenia każdego zdania dziwacznym "-ssu". Przypominał tym Harumi Akihito, gdy ten był młodszy. To potęgowało irytację. Nawet nie wiecie jak.
- Wpuścisz nas w końcu, czy ile mamy czekać? - warknęła. - Rozwaliliśmy Akagami'ego, więc teoretycznie pozbyliśmy się konkurencji i mamy pełne prawo, żeby wejść do tego oto pięknego - tfu - pałacu - zaznaczyła, podczas gdy schowany za swoimi skrzydłami ptakokształtny youkai zapamiętale wertował stronice jakiejś księgi.
- Kolego - łaaa - nie musisz się martwić, my na legalu~! - wtrącił Amano, widząc jak zdenerwowana jest już Harumi. Zresztą i jemu nie uśmiechało się sterczeć pod bramą. Zwłaszcza, gdy pomyślał, że ktoś jeszcze mógł dojść i czekałaby ich kolejna walka. ICH - oczywiście w cudzysłowie. Nie był z siebie zbyt dumny.
Ryou tylko szybciej przewracał kolejne kartki w książce. Harumi zazgrzytała zębami, po czym bezceremonialnie wyrwała mu przedmiot z rąk i nim zdążył zaprotestować, przedarła księgę na pół.
- A teraz pogadamy? Ri-you? - wycedziła.
- TYLKO NIE MOJA KSIĄŻKA-SSU! - zawył rzucając się pod nogi naszego pociesznego duetu, zbierając i przygarniając do siebie wszystko, co zostało z istnej 'Biblii' dla młodego tengu. - Dlaczego to pani zrobiła-ssu?!
- BO MNIE WKURZYŁEŚ, OT CO! - wycharczała tuż przed jego twarzą Harumi. Takiego widoku nikt by nie przetrzymał. Nawet youkai strzegący bramy do pałacu Belzebuba. Wierzcie mi. - A teraz daj se siana z tą zasraną książką i nas przepuść, bo nie ręczę za siebie!
- Ale zasady-ssu! - próbował przekonać Ryou. - Nie mogę was wpuścić, dopóki nie będę pewien, że mogę-ssu!
Teraz przyszła kolej Harumi na zdziwienie.
- Jak to, 'czy możesz'? - powtórzyła lekko zaniepokojona.
Amano przysunął się do niej, podczas gdy Ryou patrzał na nią z otwartymi szeroko oczami, jakby zobaczył krzyżówkę kitsune z niksem. Co jest fizycznie niemożliwe, ale... WELCOME TO HELL!... W każdym razie, ehem.
- Jesteśmy na neutralnej ziemi, Harru, właśnie wykończyliśmy jednego z bardziej znaczących demonów - szepnął słowem wyjaśnienia Orli Stróż. - Wprawdzie powinna być jakaś reguła, która daje nam furtkę, ale najpierw Ryou musi ją zweryfikować. To on jest tutaj siłą wyższą.
Harumi przez chwilę utrzymywała z tengu kontakt wzrokowy, po czym westchnęła, zamknęła oczy, a po chwili na jej bladej twarzy wykwitł pewny siebie uśmieszek. To nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Słuchaj Ryou - zaczęła, a strażnik drgnął, kiwając głową, by dać znak, że uważa. - Akagami - wskazała kciukiem na demona za sobą - to baaardzo zły demon, ty mnie rozumieć? - Ryou potrząsnął głową. - Właśnie tutaj - podjęła znów - przed tym pałacem, jakieś piętnaście lat temu, posłyszawszy o Błękitnej Nocy, by zdobyć Odłamek, zabił swojego pana. Rozszarpał jego ciało na strzępy z lubością i połknął serce w całości. Kilka lat temu, spotkałam go w Assiah - tutaj zrobiła znaczącą pauzę.
Ryou przełknął ślinę i spojrzał najpierw na swoje ręce, potem na fragmenty Kodeksu Prawnego Hanshy, leżące na ziemi, wśród kurzów i popiołów.
Nigdy niczego nie był pewien. Wiedział, że już kiedyś zdarzyła się taka sytuacja. Przybyli goście walczyli ze sobą nawzajem i odbierali sobie życia w zamian za udział w przyjęciu Belzebuba. Ich krew barwiła drobne, niewidoczne gołym okiem ciała Hokorim. Zwycięskich miał przepuścić bezkarnie. Chociaż w tym świecie zabójstwa były karalne. Był youkai, ale nie był zły. I nie mógł zrozumieć, jak... jak oni mogli wciąż tam stać i żyć. Popiół trawił ciało Akagami'ego, a oni jak gdyby nigdy nic, po prostu dobijali się do pałacu. Przyjęcie.
- Możecie przejść-ssu.
- Miło się z tobą robi interesy, Ryou - odparła na to Harumi, klepiąc go po ramieniu. Nie było to jednak przyjacielskie klepniecie. A sposób, w jaki wypowiedziała jego imię, znaczył... że już nigdy go nie zapomni. Czasami to mimo wszystko lepiej, gdy ktoś o tobie nie pamięta.
Znowu zemdlał. To się już robiło nudne. Świat chyba go nienawidzi, dlatego ciągle go nokautuje. Policzmy... to już chyba będzie trzeci tego samego dnia. Na szczęście tym razem, obudził się powoli. Bez stalkujących go dzieci, bez Karasum próbujących wydziobać mu oczy i bez jakichś białych wężowo-roślinnych macek, dziwnym trafem kojarzących się z typowymi hentaiami.
Obudziła go przede wszystkim głośna muzyka dobiegająca niemal zewsząd. Jakby ktoś wbudował w ścianach głośniki. Po co? Po to, żeby denata delikatnie powkurzać! Nie ma to jak ostry wnerw zaraz po przebudzeniu, nie uważacie? Ja też nie.
Podniósł się, pomimo bólu w mięśniach. Uczucie przypominało pobudkę następnego dnia, po ostrym wysiłku fizycznym. Innymi słowy - zakwasy. Zadziwił go też fakt, że nie znajdował się już w typowo tradycyjnym, japońskim pomieszczeniu. Obudził się w łożu godnym króla. Wśród krwiście czerwonej pościeli i góry poduszek, ból minął jak ręką odjął. Jego miejsce zajęło zdziwienie i zafascynowanie. Ale oczywiście nie odjęło to irytacji.
W pierwszym geście chciał odrzucić kołdrę, ale nim złapał za brzeg, ona sama uniosła się i zsunęła na sam kraniec łóżka. Rin poczuł jak coś go popycha i zleciał prosto na podłogę. Dopiero teraz zauważył, że leżał na stercie materacy. Zupełnie jak w "Księżniczce na ziarnku grochu". Zapomnijcie co powiedziałam.
- Aua... - mruknął, rozmasowując nos, na który niefortunnie upadł. - Co za... - nie dokończył, bo jakaś dziwna siła poderwała go na równe nogi i popchnęła w kierunku wielkiej szafy stojącej w rogu pokoju. Miał wrażenie, że słyszał dziwny śmiech pełen satysfakcji. - Heej! Wolnegooo...
I wpadł do szafy. Drzwiczki zatrzasnęły się za nim. Nie rozumiał, co działo się potem. Coś szarpało go na boki, ciągnęło za ubranie, z trudem udało mu się utrzymać w uścisku miecz. Dobrze pamiętał, aby nigdy go nie wypuszczać. W końcu ta sama siła wypchnęła go z dusznej szatni i coś grzmotnęło go w plecy, że padł na ziemię, przyciskając do piersi pokrowiec z kataną. Oczy trzymał zamknięte, zatrzasnął je jeszcze w szafie. Robił tak już z przyzwyczajenia, gdy znalazł się w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
- Fufufufu~ Możesz otworzyć oczy, frère cher - powiedział ktoś, głosem, który kojarzył mu się z wcześniej słyszanym śmiechem.
Wstawka w nieznanym języku trochę go zdezorientowała, ale wiedział już, że na pewno nie jest sam. Instynkty kazały mu się poderwać i wtedy uderzył plecami o drzwi szafy.
- Kim ty do cholery jesteś? - wydukał, lustrując nieznanego mężczyznę wzrokiem od stóp do głowy.
Facet wyglądał co najmniej dziwnie. Zalatywało od niego Mephisto aż nazbyt. Wysoki, dobrze zbudowany, o szerokich barach i wyjątkowo wąskich biodrach, oraz zgrabnych, niemal w dziewczęcej manierze, nogach. Czerwone włosy układały się w dziwną fryzurę, z jednej strony stercząc na różne strony, a na czubku czaszki ponad uszami kręcąc się przy końcach i lekko przypominając tym rogi, z drugiej zaś perspektywy leżały na głowie, niczym obłok. Podobnie płomienistymi włosami porośnięta była broda mężczyzny. Był blady, wręcz trupio blady, jakby właśnie wstał i wyszedł z kostnicy. Jego oczy wyglądały, jakby ktoś wbił je umiejętnie w czaszkę i osadził głęboko. Bursztynowe, ale jakby strzelające iskrami. Pod nimi ostry, zadarty nos i wąskie usta o intensywnie czerwonym kolorze. Uśmiechał się, odsłaniając ostre zęby.
Jego ubranie też budziło lekki oczopląs u Rin'a. Nosił płaszcz w kolorze fuksji, zapinany pod szyją klamrą w kształcie żarówiasto błękitnej czaszki. Spod zapięcia wystawał fiołkowy żabot i wyzierała się siarko-żółta kamizelka i jasnoniebieska koszula. Dół nie był zaskakujący, od zwykłe długie spodnie. Gdyby nie fakt, że nie kończyły się na butach. Butów po prostu nie było. Albo to taki fason. Kto go tam wie?
- Ah, jakież to niestosowne z mojej strony. Me imię brzmi Jean Michel de Lafayette - mówiąc to, ukłonił się powoli - ale możesz mnie nazywać Belzebub, najdroższy bracie.
Nie musiał być egzorcystą, by wiedzieć, kim jest Belzebub. Pamiętajcie, nawet z życia codziennego możecie dowiedzieć się czegoś, co uchroni was przed zagrożeniem.
Demon wyciągnął do niego rękę w białej rękawiczce. Rin patrzył się na nią jakby zobaczył właśnie wynik nieudanej próby gastronomicznej Yukio. I rzeczywiście tak się czuł. Jego serce uderzało o mostek, cudem go nie rozwalając. Żołądek urządził sobie ćwiczenia gimnastyczne.
Bracie?
- Wiem, o czym myślisz, frère - rzekł Belzebub, ale w uszach Rin'a brzmiało to bardziej jak ostrzeżenie. - Nie musisz się mnie bać, w nieco dalszym pokrewieństwie moglibyśmy być braćmi, a ja nigdy nie skrzywdziłbym własnego brata, fufufu... Nie uważaj mnie za najgorszą szkaradę tylko dlatego, że od eonów mieszkam w Gehennie, a kto wierzący lęka się moi~ To wszystko, to tylko względne pojęcia, plotki rzekłbym, lecz nie rzeknę...
Uśmiechnął się w przerażający sposób.
- Bo to prawda, prawda? - wtrącił nieco wyzywającym tonem Rin.
- Szybko się uczysz, frère - przyznał Jean Michel. - To niesamowite, ale chyba odziedziczyłeś coś po najdroższym petit frère, Amaymonie... Doprawdy, nawet nie wiesz ileż to czasu czekałem, aby cię wreszcie poznać - wyznał i powoli przysunął się do chłopaka. Rin odpowiedział przeciwnie i uderzył plecami o szafę. Belzebub się zbliżał, aż wreszcie objął młodego Okumurę i odsuwając go od mebla, poklepał po plecach. - Naszego le plus jeune frère...
- Puszczaj mnie wariacie! - Rin odepchnął go wkładając w to mnóstwo siły i sam odskoczył na bok, by znów nie wpaść na szafę. Stopy Belzebuba zaszurały, ale on sam nawet nie drgnął. Wyglądało to jakby Rin odsunął zwykły posąg. Zamrugał. A może... Przysunął się powoli do nieruchomego mężczyzny i pomachał mu dłonią przed twarzą. Nic. Po chwili namysłu dotknął palcem wskazującym jego nosa.
- Co robisz?
Poczuł puknięcie w plecy i replika Belzebuba przemieniła się w chmarę trzepoczących skrzydłami ciem. Rin odruchowo wykonał krok w tył, odpędzając owady ze zniesmaczonym wyrazem twarzy. Wpadł oczywiście na Króla Owadów.
- Fufufu, tak jak się spodziewałem~ Jesteś zabawniutki, frère - Jean Michel zaśmiał się krótko. - Nie powinieneś się bać swojego grand frère, chcę dla ciebie dobrze - ruchem dłoni demon sprawił, że drzwi szafy otworzyły się, a w lustrze w nie wbudowanym, pojawiły się ich odbicia.
Przez chwilę myślał, że jego serce stanęło. Widział dwie zupełnie inne wizje rzeczywistości. Otoczoną przez fioletowe płomienie istotę, która chyba była Belzebubem. Ale w tym lustrze, potworem. Z ogromnymi owadzimi skrzydłami na plecach, pustymi przestrzeniami zamiast oczu i całym ciałem porośniętym jakimś zgniłozielonym meszkiem, gdzieniegdzie przypominającym futro. Ze skroni wyrastała mu para rogów przypominających spiralę zakrzywiającą się ku górze, a z czubku głowy sterczały czułki.
- Fufufufu, spójrz, jak szykownie wyglądasz w nowym stroju - Jean Michel wyrwał go z myśli, które z prędkością błyskawicy przemierzały umysł. - No już, czyż nie jesteś piękny? - spytał i zbliżył swój policzek do jego policzka. - Jesteśmy tacy podobni, jak na braci przystało...
Rin przez chwilę w milczeniu patrzył się na swoje odbicie. Był taki, jakim siebie pamiętał. Tylko, że teraz nosił jakiś przedziwny czarny strój. Czarna marynarka zapinana na długi rząd srebrnych guzików z jednym dużym w kształcie przypominającym kroplę pod szyją, przy postawionym kołnierzu. Na ciemnym materiale po obu stronach zapięcia ciągnęły się ozdobne wzory w kolorze pawiego błękitu. Na ramionach doczepiona srebrnymi kroplami była długa sięgająca ziemi peleryna barwy lapis-lazuli. Spodnie pozostały w tej samej konwencji co marynarka, lecz bez wzorów. Miał też parę sięgających kolan butów zdobionych srebrem, które pobrzękiwało podczas każdego ruchu.
Ale nie to go przeraziło, chociaż nie gustował w tego typu strojach.
Płonął. Błękitnym płomieniem.
Jego spiczaste uszy były dłuższe i dużo bardziej spiczaste niż normalnie. Ogon wystawał zza pleców zastygły sztywno ze strachu. Oczy, niegdyś po prostu niebieskie, teraz pawio-błękitne z czerwoną źrenicą.
- Ah, ah... Napatrzyłeś się, najdroższy frère? Fufufu, twój grande frère przez przypadek otworzył złe lustro, ale to szczegół, nieprawdaż? W tym wydaniu jesteś nawet piękniejszy - rozczulił się Belzebub. - Ale dzisiejszego wieczoru, na przyjęciu z okazji urodzin twojego grande frère, wszyscy wyglądamy jak ludzie... - rzekł, po czym zaklaskał dwa razy, wybudzając Rin'a z kolejnego szoku.
Pomieszczenie zniknęło, a oni znaleźli się pośrodku wielkiej sali balowej, pełnej przepychu o wiele bardziej, niż tańczących... ludzi... których też nie brakowało. Białe, marmurowe ściany, złote, obwieszone kryształami kandelabry. Ściany i lustra. Mnóstwo luster.
- Czyżby ciekawiły cię lustra, cher frère? - spytał Jean Michel.
Rin niepewnie pokiwał głową, powoli wydobył katanę z pokrowca, i przypiął ją w odpowiednie miejsce przy pasku spodni. Już chciał schować gdzieś niepotrzebny przedmiot, gdy ten sam zniknął, lecz zamiast zmienić się w ćmy, jak sobowtór Belzebuba poprzednio, wyparował w fioletowym blasku.
Kilka demonów przyglądających się temu, zaklaskało z uznaniem.
Belzebub podprowadził go do lustra znajdującego się z boku, przy stole z jedzeniem.
- Wystrój sali przygotował na specjalną okazję jeden z twoich innych grande frères - poinformował go. - Azazel.
- Czy ktoś mnie wołał?
Belzebub natychmiast się ożywił, wziął Rin'a pod ramię i odwrócił się na pięcie, pociągając go za sobą.
- Oh, Gabrielu, cóż za niesamowite szczęście, móc cię tu spotkać od razu, bez konieczności poszukiwań - przyznał Jean Michel. - Rin, cher frère, poznaj następnego le grande frère, w dalszym pokrewieństwie oczywiście~!
Azazel ukrył usta za dłonią w czarnej rękawiczce, jakby chciał powstrzymać śmiech, lub ukryć zakłopotanie. Raczej to pierwsze.
- Ależ Belzebubie - przerwał, pod naglącym spojrzeniem brata - to jest, chciałem powiedzieć, Jean, nie kłopocz się - dodał zaraz. - Miło mi cię wreszcie poznać, Rin, wiele o tobie słyszałem, me imię - Azazel, lecz jeśli ci to bardziej na rękę, zwij mnie Gabriel Cromwell. Możesz odpuścić sobie tytuł "brata", gdyż prędzej mi do figury wuja...
Dostojny język, dostojna postura, a gdzieś w tym wszystkim, ukryta jest bzdura. Jak mówi stare ludowe porzekadło. Rin czuł się, jak lalka, którą manipulują ich wprawne ręce. Nie potrafił wykrztusić słowa pod naporem majestatycznych sylwetek 'braci', czy też "wujów". Jedyne co rozumiał to to, że są wysoko postawionymi demonami. I zapewne, tak jak on, spokrewnieni z Szatanem. Ale nie ma w nich nic ludzkiego, poza kamuflażem.
W końcu zebrał się w sobie.
- Dyskutowaliśmy o lustrach - wtrącił Rin, udając zniecierpliwienie.
- Ah, tak, lustra... fufu - przytaknął z roztargnieniem Jean Michel, zajęty już czymś zupełnie innym. - Gabrielu, będziesz tak miły i pokażesz naszemu petit frère ich niesamowite właściwości? - jego wzrok wciąż uciekał ku końcowi sali, skąd dochodziły jakieś dziwne odgłosy.
- To będzie dla mnie sama przyjemność, Jean - zgodził się Azazel. - Te lustra, to prawdziwy cud, muszę przyznać, nie chwaląc się...
- Co jest w nich takiego wyjątkowego? - przerwał mu chłopak, zauważając, jak brew demona drgnęła, gdy wciął mu się w zdanie. Rin powoli przyswajał sobie widzę o nich. Demony wygłaszały monologi, które po prostu odbierały mowę. Piękne słowa, dobrany ton i tembr głosu. Przyciągające, onieśmielające i niebezpieczne.
- Może sam chciałbyś zobaczyć? Na mnie ta demonstracja nie podziała tak interesująco - zaproponował.
Rin kiwnął głową i pewnym krokiem podszedł do lustra. Przez chwilę przyglądał się swojemu odbiciu. Nic się nie działo.
- Spróbuj dotknąć tafli - podsunął Azazel.
Przytaknął i wykorzystał tą radę.
Powoli ułożył dłoń na chłodnej powierzchni i poczuł, że się zapada, gdy zniknęła w lustrze aż po nadgarstek, wyciągnął ją szybko. Ze zdziwieniem odkrył zmiany. Skóra stała się papierowo biała, z widocznymi pod nią żyłami, jakby stała się przezroczysta. Pokryta drobnymi płytkami. Paznokcie stały się czarne i znacznie się wydłużyły.
- To się da odwrócić, co nie? - spytał Rin, zanim Azazel zdążył powiedzieć cokolwiek.
- Ależ oczywiście - odparł. - Są dwie drogi. Pierwsza... Użyjesz lustra z drugiej strony do odwrócenia procesu. A druga... - Gabriel chwycił wyciągniętą przez chłopaka dłoń. W czarnej rękawiczce coś lśniło, ale Rin nie zdołał się wyrwać. Demon bez słowa ostrzeżenia przesunął czymś ostrym po skórze Okumury.
Rin wyszarpał swoją rękę i przycisnął ją mocno do klatki piersiowej, czując niesamowity ból, jakby go ktoś obdzierał ze skóry. Wytrzeszczając oczy spojrzał na wynik działania Azazela i nie powstrzymał okrzyku przerażenia. Skóra po prostu odłaziła od jego ciała, niesamowicie boleśnie w procesie. Krew spływała na posadzkę.
Demony patrzyły się na niego łapczywie.
Jeden rzucił się w ich kierunku z rozwartą paszczą, zupełnie nieprzypominającą ludzkich ust, i zębami jak noże.
Gabriel mechanicznym ruchem uderzył go z pięści w twarz, aż ten wylądował na podłodze. Potem pochylił się i wyszeptał coś, a jego oczy, wcześniej brązowe, teraz zabłysły karmazynem. Demon widocznie jęczał coś błagalnie, ale Azazel, naciskał schowaną w rękawiczce dłonią na jego sylwetkę, aż powoli wsiąkła w podłogę. Ostatni krzyk agonii wstrząsnął salą, aż zakołysały się kandelabry.
Rin zapomniał o bólu. Zresztą skóra opadła już na posadzkę i rozpadła w pył. Jego dłoń wróciła do poprzedniego stanu, normalności - względnej, bo względnej, ale zawsze.
- Co...? - wykrztusił.
- Bo Królowi wszystko tu wolno, a mnie jakiś debil zatrzymywał przed bramą, zastanawiając się, czy posłać mnie przed trybunał, czy nie... HM?!
Zdecydowanie wnerwiony głos Harumi wyrwał go z osłupienia wywołanego 'zrzuceniem skóry' i aktem Azazela. Wzrok wszystkich obecnych skierował się ku wejściu do sali, drzwiom, które jeszcze przed chwilą były zamknięte, ale teraz leżały u stóp szatynki. Adrenalina...? Maybe...?
- Areaaaa~! Przybyliśmy po młodzikaaaa~! - zakrzyknął nieco weselej czyjś męski głos i tuż za Harumi pojawił się chłopak górujący nad nią o jakieś dwie głowy. - Witam szanowną publikę~!
I nim powiedział cokolwiek więcej, otrzymał ostrego kuksańca łokciem w brzuch.
- Zatkaj dziób Ama - syknęła. - Belzebub, co to u cholery ma znaczyć?
Nie ma to jak Karamorita, która potrafi rozbić każdą imprezę. Rin po raz pierwszy od poznania, cieszył się, że ją widzi.
Zaraz za nią na salę wbiegł Belzebub, wyglądał na nieco speszonego.
- Wszystko w porządku kochani, jeden z gości honorowych trochę się spóźnił, ale już jest, w pełnej okazałości, przed wami, Pandora de l'abîme - wystawił ręce w geście prezentacji nowo-przybyłej. Jednak ona była zdecydowanie mniej zadowolona.
Nie otrzymawszy oczekiwanego aplauzu, a jedynie podejrzliwe spojrzenia, Jean Michel zaorderował gościom powrót do tańca i zaproponował posilenie się w bufecie, bądź zwiedzenie niesamowitej posiadłości.
I tak zrobili.
- Nie 'pandoruj' mi tu - wysyczała Harumi. - Wiesz, czemu u licha jestem zdenerwowana i wiesz, że jestem pamiętliwa, więc w najlepszym wypadku, wyślij mnie z powrotem do - tfu - domu.
- Łaa~! Haru ma okree-auaaaa! - Amano pożałował swojej śmiałości w żartach, kiedy Harumi zmiażdżyła mu palce u stóp. - Cz-czasami n-nie cierp-cierpię l-l-ludzkiej fooormy... łaaa... - jęknął.
- Chciałbym, lecz zabawa wciąż trwa - Belzebub rozłożył ręce w bezradnym geście. - Jedyne, co możesz zrobić, droga Pandoro, to cieszyć się dobrą muzyką, spróbować, jedzenia i... - zamachnął się i pstryknął palcami - dostojnie się prezentować. Czyż nie jesteś śliczna? Ah, ah~! Fufufu~! Oczywiście, że tak~! - mężczyzna okręcił się na palcach pod wpływem samozachwytu.
Akurat kiedy Rin dotarł do nich.
- To jest straszne...
Zacznijmy od włosów, które normalnie wyglądały, jakby zagnieździły się w nich ptaki, teraz falami opadały na plecy ciągnąc się aż do ziemi, a jedyne, co było w nie wplątane to kilka czarnych i białych wstążek. Z jej ciała zniknęły poszarpane i zakrwawione ubrania, a na ich miejsce pojawiła się skomplikowana w budowie suknia. Obcisły czarny gorset wyszywany srebrnymi cekinami i koralikami, od którego odchodziły dwa bufiaste rękawy, pozostawiając nagie ramiona i spory dekolt. Przewiązana w pasie z przodu czarną kokardą, spływała w dół biała, długa do ziemi spódnica zakończona srebrnymi wzorkami, okalała tył i boki Harumi. Pod spodem znajdowała się druga, stanowiąca jakby stelaż dla tej pierwszej, wielowarstwowa, raz czarna, raz biała. Szkolne pantofle zastąpiły czarne koturny, których paski obwiązywały nogi dziewczyny aż do kolan. Oprócz tego na jej szyi pojawił się naszyjnik-obróżka z wisiorkiem w kształcie błękitnej kropli.
- Zaraz się zhaftuję... - jęknęła Harumi. - A nie! Prędzej uduszę, w tym się nie da oddychać! Co to u licha w ogóle jest?!
- Moja droga, przecież to sukienka, sama miałaś...
- Przecież widzę, co to jest, chciałam wiedzieć, jakim prawem przebierasz mnie bez mojej zgody, stary zboczeńcu! - huknęła, nie dając Belzebubowi dojść do głosu.
- Ależ spokojnie, cher Pandora, nie mogłaś przecież paradować w tych zniszczonych ubraniach, prawda? Non, non, non, to byłby całkowity brak taktu, a na to cher Pandora nie może sobie pozwolić, non?
Harumi przez chwilę się hiperwentylowała. Nie pomogło. Chwyciła Jean Michela za fraki i ściągnęła do swojego poziomu.
- Słuchaj Belzi, mam w dupie całą tą imprezę i zasrany takt, wpadłam tylko na minutkę, bo załatwiliśmy już z ŁAmagą parę sprawek - tutaj gestykulując wskazała siebie i Amano, który odpowiedział fuknięciem na przezwisko. - Teraz, przyszliśmy tu tylko ze względu na pana młodego-niedoświadczonego, więc gadaj, gdzie jest i się zwijamy, po dobroci, a jak nie...
Belzebub uśmiechnął się szeroko.
- To co, cher Pandora? - dopytał.
Jakby na wezwanie, lustra pokrywające ściany sali wysunęły się i odwróciły, a ich miejsce zastąpiły zwykłe zdobienia. Po kolei oczy obecnych na sali rozbłysły czerwienią i wrócili do swoich postaci. Wszyscy na raz stali się demonami. Wszyscy oprócz Harumi i Rin'a.
- Czemu nie odpowiadasz, cher Pandora? Czyżby odjęło ci mowę?
Przełknęła ślinę.
- Oczywiście, że nie - odparła. - Kontynuując moją wcześniejszą wypowiedź. Jesteśmy tu po Okumurę Rin'a, dobrze wiesz, że wedle prawa, powinieneś mi go wydać. Ani on, ani ja nie jesteśmy stąd.
- Zasady, zasady, zasady... - westchnął Belzebub, odsuwając się od Harumi, która zwolniła uścisk. - Czyż nie są po to, aby je łamać?
- Odpuść sobie flegmę, bo teraz ci się nie przyda - założyła ręce na krzyż. - Stawiam swoje cele jasno i wyraźnie, mam prawa i musisz ich przestrzegać. Wedle Porozumień, jeżeli nie wydasz mi Okumury, mam prawo, a nawet obowiązek wezwać cię przed Trybunał.
- Trybunał bez głównego sędzi - Jean Michel rozłożył ręce, jakby w geście bezradności. - Co zrobisz wobec tego?
- Już ja znajdę sposób - syknęła. - Słuchaj, nie wiem, w co grasz, ale przynajmniej na razie Okumura nie jest ci do niczego potrzebny, więc zamiast bawić się w przebieranki, mógłbyś...
- Okumura sobie poradzi - wciął się Rin, który właśnie do nich podbiegł i stanął pomiędzy Harumi a Belzebubem. - Jakiś problem, Jean?
- Jean - Harumi parsknęła cicho.
- Coś cię śmieszy, cher Pandora? Podziel się tym ze mną, z chęcią też się pośmieję - Belzebub obrócił się na obcasie. - Nie ma problemu, frère, po prostu Pandora chciała już wyjść, próbuję jej wytłumaczyć, że chciałbyś zostać nieco dłużej - wyjaśnił.
- Kim u licha jest Pandora?
- Gdybyś miał chociaż jedną szarą komórkę, domyśliłbyś się - burknęła Harumi. A kiedy zauważyła, jak Rin próbuje główkować, jęknęła głośno. - Trzymajcie mnie... To ja, takie durne przezwisko, nie podoba się, to wypad... W sumie my i tak wypad.
- Pandoro...
- NIE PANDORUJ MI TU, BO JAK CIĘ ZARAZ JA PANDORNĘ, TO...
- PRZESTAŃ DRZEĆ MORDĘ! - wykrzyknął Rin, nie pozwalając jej dokończyć. - Gdybyś miała chociaż trochę oleju w głowie, to skumałabyś, że to... coś... znaczy Jean nie wypuści nas dopóki nie przekiblujemy tych dziesięciu minut, czy ilu tam...
- Zostańcie do końca, gwarantuję, że będzie świetnie - powiedział ni stąd ni zowąd jakiś głos.
- He? - Rin rozglądał się wokół próbując odnaleźć jego właściciela.
- Powinnam się domyślić, że ty też tu będziesz, Zazek - westchnęła Harumi, kręcąc głową.
- Jakżeby inaczej... - dał się słyszeć pstryk i lustra wróciły na swoje miejsca. Natomiast za Karamoritą wyrosła sylwetka Azazela, spychając Amano nieco na bok. Orli Stróż zaskrzeczał z dezaprobatą. - Ama, jakże miło cię widzieć w dobrym stanie...
- Łaa, ciebie też Azzie.
- Może nie myślę najszybciej, ale coś mi tu nie gra - wtrącił zniecierpliwiony Rin. - Czy mi się tylko wydaje, czy cała wasza czwórka się zna? Kimkolwiek jest twój gach, Karamorita.
- A właśnie - przypomniała sobie Harumi. - W sumie nie ma po co, ale dobra. Okumura, to jest Amano, Amano to jest Jeszcze-Gorszy-Od-Ciebie-Wrzut-Na-Dupie, poznajcie się - i w mgnieniu oka połączyła wyciągnięte dłonie obu chłopaków w uścisku.
- Miło m... Zaraz, że jak?!
- Łaa, masz długie imię, Okumura Jeszcze-Gorszy-Od-Ciebie-Wrzucie-Na-Dupie - przyznał Amano.
- To nie jest moje imię!
- Ara, ara... Widzę, że ładnie pogrywasz sobie z naszym braciszkiem, Pandora-chan, aż się wzruszyłem - rozczulił się Azazel.
- Weź zamknij się - warknęli jednocześnie Rin i Harumi, po czym spojrzeli na siebie, ciskając piorunami z oczu. - Nie papuguj mnie!... Co?! Ja?! To ty powtarzasz po mnie! Przestań! Nie, to ty przestań! Uggghh... No i znowu!
- Aww, czyż to nie jest słodkie? - westchnął Belzebub i szturchnął Amano łokciem. - Nie bądź taki posępny, Amano-kun, powinieneś się cieszyć, że twoja pani znalazła bratnią duszę...
- Łaa, po moim trupie bratnią - Orli Stróż przewrócił oczami. - Młodzik na zbyt wiele sobie pozwala, łaa, tylko mnie wolno trollować Harru - fuknął.
- Nie martw się, będziesz miał na to jeszcze wiele okazji - zapewnił go Azazel. - Arre? Która to już godzina? - rzekł nagle i wyjął zza poła płaszczu w kolorze burgunda, złoty zegarek. - Hm, hmm... Niesamowite Jean, niesamowite, minęły aż dwie godziny.
Belzebub urwał przyglądanie się kłótni Rin'a i Harumi. Przeciwnie zrobił Amano, przyłączając się do nich. Jean Michel zamrugał i pstryknął palcami, a na prawym oku pojawił się złoty monokl. Przyjrzał się zegarkowi Gabriela i aż się zachłysnął.
- Och, doprawdy, niemożliwe - zacmokał z podziwem. - Mamy niesamowitego bratanka, prawda? Oczywiście, że mamy. Żeby przesunąć wskazówki zegara Hanshy o dwie dwunaste.
- He? - wciął się Rin, słysząc zaskakujący go zwrot "bratanek". - Ale o co chodzi?
- Łaałałiła... - westchnął Amano.
- O czas Hanshy - odpowiedziała krótko Harumi.
- W Hanshy czas praktycznie nie płynie - podjął chowaniec. - Ale za każdym razem, gdy wydarzy się coś przełomowego, mija godzina, jeżeli minęły dwie, to znaczy, że na zegar miały wpływ dwa zdarzenia.
- Niesamowita dedukcja, Amano-kun - przyklasnął Belzebub. - W tym wypadku jest to zuchwały czyn, cher Pandory, jakim było...
- Ekhm - chrząknęła Harumi, przerywając mu. - Nie musimy wnikać - dodała i zwróciła się do Rin'a. - Słuchaj Okumura, teraz na poważnie. Nie wbiłam na imprezę do Belziego, żeby sobie potańczyć i nażreć się trucizny, przyszłam po ciebie.
- Ciekawe dlaczego - prychnął sarkastycznie Rin. - Pamiętaj, że wciąż musimy znaleźć tego skurwiela, który podłączył się do Shiemi.
Belzebub zaklaskał i wszyscy spojrzeli na niego dziwnie.
- Ara, ara... Wybaczcie mu, jest wrażliwy na przekleństwa - usprawiedliwił brata Gabriel.
- Łaaa... czego to się już nie spotyka - skomentował Amano.
- Demon wrażliwy na przekleństwa - zawtórował ze śmiechem Rin.
Harumi pozostawała poważna.
- Sęk w tym, Okumura - wyraźnie zaakcentowała jego nazwisko - że już się zajęłam tym 'skurwielem' - i poczekała aż Belzebub przestanie klaskać. - Załatwiłam Akagami'ego przed pałacem.
- Skąd ta pewność? - podpuszczał ją Azazel.
Harumi zamknęła go w uścisku swojego chłodnego spojrzenia.
- Intuicja. W każdym razie, jedyne co nam zostaje to odnaleźć portal, który zabierze nas z powrotem do Assiah - stwierdziła.
- Słowem uzupełnienia - wtrącił się Belzebub. - Pierwszą godziną jest twoje morderstwo - zauważył, a na dźwięk ostatniego słowa dwójka nastolatków lekko się wzdrygnęła. - Z kolei drugą... - pomachał palcem z chytrym uśmiechem.
- Co się tak szczerzysz? - syknęła Harumi.
- Chyba wiem o co może chodzić - powiedział ni stąd ni zowąd Rin. Demony i Harumi spojrzały na niego wyczekująco. Nabrał powietrza w płuca i po krótkiej chwili streścił im swoją przygodę z "mackostworem" i posągiem.
Harumi odpowiedziała pomrukiem, ale było widać, że jest myślami gdzie indziej. Po tym jak wspomniał imię "Inugami" przestała wyraźnie słuchać. Trochę go to zirytowało, ale odsunął złość na bok.
- A skoro wszystko już jasne... To czemu by nie wrócić do zabawy? Co na to powiesz, cher Pandora? - Belzebub położył dziewczynie dłoń na ramieniu. Zamrugała i przez chwilę patrzyła na niego, jakby spotkała go pierwszy raz w życiu. W końcu się zreflektowała i z wyraźnym obrzydzeniem odepchnęła go od siebie.
- Nie podoba mi się ten pomysł, ale jeżeli nie wypuścisz nas z pałacu, to nie mamy innego wyboru. Zostaniemy ziemską godzinę - rozporządziła Harumi i Rin się z nią zgodził. Cała ta impreza wzbudzała u niego ciarki.
- Dobrze więc - Jean Michel znów klasnął i obrócił się na obcasie. - Kto chciałby zobaczyć ze mną całą posiadłość? Obiecuję, że wrażenia będą przednie~!
- Przykro mi, ale może innym razem, Jean - rzekł z udawanym smutkiem Gabriel.
- Jestem pewna, że Ama z chęcią się z tobą wybierze - stwierdziła Harumi i nim Orli Stróż zaprotestował, wepchnęła go w ramiona Belzebuba, a ten przytaknął i okręcając się na obcasie, wywiercił dziurę w podłodze, w której zniknął wraz z chowańcem dziewczyny. W nieznany im sposób, posadzka automatycznie zasklepiła się tak, jak do porządku wraca zmętniona tafla wody.
- Co to było? - wydukał Rin.
- Obstawiam iluzję, ale z Belzim nigdy nie wiadomo.
- Zdradziłaś kumpla... - zauważył Okumura.
- Raczej wrzoda.
- Zabawne, bo to samo powiedziałaś o mnie - prychnął.
- Znam wiele wrzodów - wzruszyła ramionami. - Zwiedzanie zajmie mu przynajmniej dwie ziemskie godziny, jeśli zostałby z nami, to chciałby też z nami wrócić, a to nie najlepsze wyjście - stwierdziła, a widząc nadchodzące pytanie, kontynuowała. - Amano jest demonem-chowańcem, konkretnie to moim demonem-chowańcem, co oznacza, że jego domem jest Hansha i pojawić się w Assiah może tylko na wezwanie. Zabranie go ze sobą to naruszenie kontraktu a co za tym idzie, komplikacja w działaniach.
- Niby jaka? - burknął Rin, udając, że rozumie temat.
- Mógłby zechcieć zerwać kontrakt i żyć jako wolny strzelec, naraziwszy się na atak ze strony egzorcystów - wtrącił słowem wyjaśnienia Azazel. - Orli Stróż to niby nie jest agresywny demon, ale łakomy kąsek dla wszelakich łowców.
- W sumie racja...
Chwila ciszy.
- To ja pójdę poszukać czegoś w miarę jadalnego w bufecie - stwierdziła Harumi i idąc już, pomachała im.
- Poczekaj, Pandoro, pójdę z tobą - zaoferował się Azazel i zaraz dogonił ją, umieszczając swoje ramię wokół jej talii.
Rin odwrócił wzrok i westchnął ciężko. Został sam, co nie? Lepsze to od przebywania z którymś z piekielnych braci, albo równie piekielną Karamoritą. Chyba. Tylko gdzie teraz iść? Do bufetu lepiej nie, jeszcze Harumi pomyśli, że poszedł za nią. Pomyślał, że mógłby jakoś wmieszać się w tłum tańczących. Puścili nieco żywszy kawałek. Z drugiej strony... czułby się niezręcznie. Wszyscy tańczyli w parach, energicznie, w tempie, w jakim normalny człowiek nie wytrzymałby dziesięciu minut.
Wiedział, że teoretycznie patrzył na istoty ze swojego gatunku. Jednakże były one dla niego obce, jakby egzotyczne, zupełnie nieswoje. Może to i lepiej. Nie powinien utożsamiać się z demonami, skoro jego misją jest zabijanie ich. Tak, tak będzie lepiej.
- Hej, zatańczysz?
Oderwany od myśli zobaczył stojącą przed nim dziewczynę o włosach w kolorze platynowy blond, w jasnoróżowej sukience. Przypominała nieco dużą piankę, miękką i puszystą. Nie, nie w tym sensie, bo była praktycznie płaska.
Już miał przyjąć jej dłoń w białej, delikatnej rękawiczce, gdy płótno rozerwało się, ukazując jej dłoń, pokrytą czarnym futrem z długimi, twardymi pazurami. Natychmiast cofnął rękę.
- Ups, mój błąd - uśmiechnęła się niewinnie. - To jak? Zatańczymy?
- N-nie, przepraszam, dziękuję, ja... ten, ja... m-muszę się przewietrzyć - wskazał palcem na drzwi na taras, które pojawiły się jakby znikąd i szybko prysnął, nim demonica zdążyła cokolwiek zrobić.
Ale ona po prostu stała i patrzyła się na swoją dłoń.
- Nie zamierzasz z nim porozmawiać, Pandoro?
- Nie ma o czym rozmawiać - prychnęła Harumi, próbując ponczu z chochli. - Jeżeli potrzebuje wyjaśnień, niech zapyta, ale lepiej, żeby nie oczekiwał odpowiedzi, przynajmniej natychmiastowej.
- Aye, aye... - Azazel zacmokał z dezaprobatą. - Jesteś chyba trochę zbyt ostra, Pandoro, ostatecznie przyjdzie ci się z nim użerać dosyć długo...
- Ludzkie życie to dość krótki okres - wcięła mu się w zdanie. - Nie zapominaj, że nie jestem jak wy. Odczuwam ból nieraz dwa razy bardziej niż normalny człowiek, rany goją mi się dłużej niż zwyczajnemu demonowi i co więcej, straciłam, nieśmiertelność - wyliczyła z uśmiechem satysfakcji.
- Awww, moja biedna Pandora, niewiele pozostało jej powodów do radości... - zaśmiał się i pochylił, a jego głowa znalazła się tuż obok jej. - Posłuchaj lepiej mojej rady i dostosuj się, Ojciec nie lubi, gdy ktoś mu się stawia.
Słysząc te słowa, chlusnęła w niego ponczem. Ale Azazel o kocim wdzięku i refleksie odsunął się w porę, pozwalając by słodki napój rozpłynął się po podłodze.
- Oh, jak mi przykro - prychnęła Harumi. - Gdyby obchodziło mnie JEGO zdanie, to latałabym za Okumurą i zachowywała się jak Belzi. I teraz ty posłuchaj mojej rady, Azazel, to nie twoja sprawa, więc łaskawie zejdź ze mnie.
- Z przykrością - Gabriel skłonił się lekko. - Widzę, że temat zamknięty, może w ramach rekompensaty za stracony poncz, zgodzisz się ze mną zatańczyć?
Spojrzała na jego dłoń z nieufnością.
- Jeden jedyny raz.
- Oh, śmiałbym wątpić.
- A więc tutaj ukrywa się amant żywcem z bajek, przybył do wrogiego królestwa, przebił się przez cierniowe krzewy, byleby zdobyć lekarstwo dla swojej ukochanej, która śpi snem niby-wiecznym i oczekuje na ów medykament - mruknęła Harumi, wkraczając na taras.
Azazel miał rację, przetrzymał ją przy sobie przez jakieś trzy ostatnie piosenki i trwałoby to dłużej, gdyby nie oznajmiła mu, że idzie poszukać Rin'a. Nie miała tego w zamiarze, ale gdziekolwiek indziej by nie szła, podążyłby za nią jak cień. Może to była jego metoda na narzucenie swojego zdania? Jeśli tak, to skuteczna.
- Oho, widzę, że wredna wiedźma, która zatruła królewnę przybyła - prychnął Rin.
- Taa, dobądź jeszcze miecza i utnij mi głowę, czy coś takiego - wzruszyła ramionami i zbliżyła się do balustrady. Stanęła dobrych kilka metrów od niego. - Nie, serio, lepiej tego nie rób - mruknęła po chwili zastanowienia. - Przynajmniej jeszcze nie teraz. Mhm...
- A czym uśpiłaś królewnę? Czarem? Zatrutym jabłkiem? Wrzecionem?
- Jakoś nigdy nie potrafiłam pozostać po stronie księżniczki - rzuciła z innej beczki Harumi. - Spójrzmy prawdzie w oczy, zatrute jabłko? Bitch please... Mogłaby co najwyżej mieć niestrawność żołądkową i to musiałaby je pogryźć i niejako przetrawić, więc niemożliwym jest wyplucie go po pocałunku księcia - przewróciła oczami.
- Wiesz, to tylko bajka.
- Ale debilna - zauważyła. - I bez sensu... Zakochać się po jednym pocałunku, po którym w dodatku wypluwa się jabłko? To jest po prostu głupie. I to całe "i żyli długo i szczęśliwie" też jakoś do mnie nie przemawia. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń.
- Królowa pesymistek.
- Popraw mnie, ale czy śmierć jest szczęśliwym zakończeniem?
Milczał.
- Tak myślałam - prychnęła. - Już prawdziwsza wydaje się wersja z wrzecionem, ale książę i księżniczka też ledwo się znają. Jestem realistką, ogólnie nie wierzę w coś takiego jak "miłość", ale skoro jest, to ludzie muszą być ślepi na umyśle, skoro układają sobie życie z nieznaną osobą.
- Możemy zamknąć ten idiotyczny temat? Prowadzisz jakiś monolog, który nie ma najmniejszego sensu. To są bajki dla dzieci.
- Dla dziewczyn - uściśliła Harumi z sugestywnym uśmieszkiem.
- E-ej! Dla chłopaków też mogą być - wypalił Rin z lekkim rumieńcem malującym jego blade policzki. - Zresztą to nieważne... Opowiada się je dzieciom, żeby nie zrażały się do życia, bo wiadomo, jest jakie jest... Geh, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam.
- Bo nie masz z kim, to proste - odchyliła się, trzymając rękami balustrady. - A ten książę to jakiś psycho-zbok "jeżdżę sobie po lesie, taki jestem hipster, ooo, ładna panienka, a wezme i se ją pocałuję, ale będzie beka" - cytując, celowo zmieniła ton głosu.
Rin chcąc nie chcąc zaśmiał się i dopiero po chwili to zrozumiał.
- Nie jesteś taka zła - stwierdził. - Kiedy się postarasz.
Od razu posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Nie pozwalaj sobie - burknęła. - Ogólnie to... przyszłam tu, bo pomyślałam, że możesz mieć jakieś pytania... A właściwie nie ja, tylko Zazzie.
- Gabriel? Znaczy... Azazel?
- Tiaa, Azazel, jeden z Ośmiu Piekielnych Królów lub Generałów, jak kto woli - rozłożyła ramiona w geście bezradności i wzniosła oczy do nieba. - Co dadzą nam te wszystkie imiona. Kolejny wrzód i tyle.
Szło ciężko. Jednak Rin zdecydował, że tak jak z demonami, lepiej nie wsłuchiwać się w dłuższe wypowiedzi Harumi, zwłaszcza te przepełnione sarkazmem i obelgami.
- Karamorita, wiem już, że jesteś mózgowcem - jej brew podskoczyła na to określenie - ale... skoro Belzebub i Azazel są tacy ważni, to skąd u licha ty ich znasz? I co z tym przezwiskiem "Pandora"? Hm?
Przez chwilę milczała i patrzyła na krajobraz widoczny z tarasu nieodgadnionym wzrokiem, jakby układała w głowie odpowiedź.
- Na Hokkaido roi się od niezależnych klanów praktykujących różne sztuki tajemne - zaczęła. - Obecność duchów i demonów jest tam czymś codziennym, więc ludzie przestali się przejmować. Znajduje się tam nawet miasto, w którym duchy zmarłych pozostają wśród ludzi przez czterdzieści dni po swojej śmierci, nim odejdą. Demony, nawet pokroju Belziego i Azzka mogą się tam śmiało pokazywać. Między innymi w taki sposób ich poznałam. Nemuro, miasteczko Higami, w większości zamieszkane przez obcokrajowców... - przymknęła oczy, jakby wspominała coś bardzo nostalgicznego. - Ci dwaj to krętacze, w dodatku lubią sobie pożartować, czasem z mojego charakteru, twierdzą, że jestem jak zamknięta puszka, którą aż korci, by otworzyć, ale znajduje się w niej samo zło - przerwała i nabrała powietrza. - Najgorsze zło, jakie widział świat i gdy się je uwolni, puszka się zamknie, na dnie pozostawiając szczelnie zamknięte dobro, którego nikt nigdy nie zauważał - prychnęła i zaśmiała się gorzko. - Głupie, co nie? Też tak uważam - odpowiedziała sama sobie.
Rin milczał. Nie potrafił odnaleźć odpowiedzi na jej pytanie, niby retoryczne.
- Dobra - przeciągnęła się, wzdychając. - Wystarczy tego dobrego, zostało trochę czasu i nie zamierzam się tu kisić z tobą, uznajmy, że tyle pytań na dzisiaj. Geh, poszukam Azzi'ego, albo to on znajdzie mnie...
I tyle usłyszał, nim zniknęła z tarasu i znalazła się w tłumie tańczących. Jednak nie spuścił jej choć na chwilę z zasięgu wzroku. Wyróżniała się w jakiś sposób pośród demonów. Może to przez tą anemicznie bladą skórę i cudaczne włosy?
Tak czy siak, czując się co najmniej dziwnie, postanowił zrobić szaloną rzecz.
Rzucił się w pogoń za nią i skoro tylko ją dopadł, chwycił za ramię.
- Może i cię nie lubię, ale głupio byłoby nie zatańczyć, co nie?
Uniosła brew, ale zaraz uśmiechnęła się wyzywająco.
- W sumie, niech będzie.
Z pewnej odległości Azazel obserwował tańczącą parę, uśmiechając się pod nosem. Zapowiadało się zdecydowanie ciekawiej. Już wiedział, że musi podzielić się zdobytymi informacjami z resztą rodzeństwa, a szczególnie z Królem Wody.
W końcu nadszedł koniec pobytu w Hanshy, tak jak Harumi to obmyśliła, udało im się uniknąć wpadnięcia na butnego chowańca i wyszli z pałacu przy akompaniamencie lamentów tengu nad jego zniszczonym kodeksem prawnym.
- Swoją drogą, muszę przyznać, że niektóre z tych miejsc wydają się znajome - stwierdził Rin. - Wiesz coś o tym?
Wzruszyła ramionami.
- Einsteinem nie jesteś, ale dla mnie to też nie jest do końca jasna sprawa - podrapała się po głowie.
Skoro tylko przekroczyli bramę, znowu mieli na sobie swoje poprzednie ubrania. Jeżeli Rin prezentował się w porządku, to Harumi wyglądała jakby właśnie wróciła z powstania.
- To znaczy? - niecierpliwił się Okumura.
- Wiem, że to miejsce jest związane z ogrodem Moriyamów - powiedziała - tylko, nie wiem, jak. Miejscami niemal idealnie, nie licząc detali, pokrywa się z wizją ogrodu Moriyamy. Możemy zrzucić winę na niestabilność Hanshy i nasz światopogląd. Ogród Moriyamy jest dla nas znajomym miejscem, Hansha to wykorzystuje i kształtuje się w ten sposób.
- Logiczne - przytaknął Rin.
- Ale mało prawdopodobne. Chodźmy, miejmy nadzieję, że jeszcze nie wywiało tego portalu. Powinien być tam, gdzie się obudziłam - wskazała ruchem dłoni las za skarpą.
Jakiś czas później, kuchnia w domu Moriyama.
- Padam z nóg... - jęknął Rin, uderzając głową w stół.
- Powiedziałabym prędzej, że na twarz, biorąc pod uwagę, że siedzisz, ale nie będę się aż tak czepiać szczegółów... A nie, chwila, ja czepiam się szczegółów - rzuciła jadowicie Harumi, siadając naprzeciwko niego z kubkiem herbaty w dłoni.
- Urusai - syknął.
- Jeszcze raz dziękuję za kimono, Shiemi-san - powiedziała, ignorując Rin'a, kiedy młoda Moriyama, wisząc na ramieniu Yukio wkroczyła do pomieszczenia. Wciąż była słaba po wcześniejszym, ale mimo to uparła się, by pozostać z nimi do końca pobytu.
- Nie ma problemu, Harumi-san, mam ich dużo i większości... nie noszę... - ziewnęła.
- Może powinnaś iść spać? - zaproponował Rin.
- N-nie, t-to byłoby niegrzeczne i... chcę tutaj posiedzieć z wami.
- Jak źle się czujesz, to niegrzecznie jest męczyć się przy osobach, które wyratowały cię od gorszego losu - zauważyła Harumi, podciągając rękawy zielonego kimona. Wolała nie zachlapać pożyczonego ubrania, a można powiedzieć, że nie najlepiej radziła sobie z tego typu rzeczami.
- Tym razem się zgodzę Shiemi, jeżeli jesteś osłabiona, to powinnaś po prostu się położyć, zrobisz nam tym największą przysługę - przytaknął Rin, choć miał niemal wypisane na twarzy, że chce przebywać z Moriyamą jak najdłużej.
- To ja przygotuję... - zaczęła Midori.
- Nie! - Shiemi znacząco potrząsnęła głową. - J-ja... Jeżeli chcę zostać egzorcystką, to powinnam nauczyć się znosić osłabienie i stać się silniejsza, prawda? D-dlatego proszę, uwierzcie, dam radę.
Harumi nie przestawała pić herbaty, podczas gdy Rin niemal splunął swoją.
- C-cz-czekaj c-co?! Sh-Shiemi, mówisz p-poważnie?! - wypalił niemało zaskoczony.
- Trochę was nie było, zapewniam, że miała czas na zastanowienie - potwierdził Akihito, wkraczając do kuchni zaopatrzony w pełny rynsztunek egzorcysty. Dopiero skończył się przebierać po nocy pełnej wrażeń.
- A-Akihito-san ma rację - Shiemi pokiwała głową. - W-wciąż mam drobne wątpliwości, czy podołam, a-ale... ALE... Ale... Chciałabym stać się taka silna jak wy, Harumi...-chan... Rin-kun... Chcę móc obronić się w razie cz-czego i... wesprzeć moich nowych p-przyjaciół - wydukała. - D-d-dlatego... jeśli mogłabym... jeśli mogłabym prosić o także wasze w-wsparcie...
Rin spojrzał na Harumi oczekując porozumiewawczego spojrzenia, ale ona opierała się na łokciach, z twarzą schowaną za szerokimi rękawami zielonego kimono we wzory pączkujących gałęzi.
- Z mojej strony, nie ma sprawy, jeśli to jest to, czego chcesz, to powinnaś zawalczyć! A obiecuję, że będę u twojego boku, by cię wesprzeć - zapewnił Rin, uśmiechając się do niej szeroko, w sposób, który był unikalny tylko dla niego.
I teraz wszyscy spojrzeli wyczekująco na Harumi. Midori Moriyama z niemą prośbą, do której by się nie przyznała, że może ta silna, pyskata i samowystarczalna dziewczyna stanie się dla Shiemi podporą. A blondynka z nadzieją na prawie to samo. Na przyjaciółkę. Yukio chrząknął, stojąc niemo za Shiemi obok pani Moriyamy.
W końcu ciszę przełamał Akihito, lekko szturchając ją w ramię.
Opuściła ręce i wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyli w jej czerwone teraz oczy.
- Nie... - zaczęła, ale urwała, kaszlnęła, jakby coś stanęło jej w gardle. - Niech będzie.
Nie wiesz w co się pakujesz. Obiecuję, że gdy będę mogła - pomogę, ale czeka cię wiele łez. Nie przychodź wtedy z nimi do mnie. Powiem tylko: Masz za swoje.
---------------------------------------------------------------------------------------------
- Wpuścisz nas w końcu, czy ile mamy czekać? - warknęła. - Rozwaliliśmy Akagami'ego, więc teoretycznie pozbyliśmy się konkurencji i mamy pełne prawo, żeby wejść do tego oto pięknego - tfu - pałacu - zaznaczyła, podczas gdy schowany za swoimi skrzydłami ptakokształtny youkai zapamiętale wertował stronice jakiejś księgi.
- Kolego - łaaa - nie musisz się martwić, my na legalu~! - wtrącił Amano, widząc jak zdenerwowana jest już Harumi. Zresztą i jemu nie uśmiechało się sterczeć pod bramą. Zwłaszcza, gdy pomyślał, że ktoś jeszcze mógł dojść i czekałaby ich kolejna walka. ICH - oczywiście w cudzysłowie. Nie był z siebie zbyt dumny.
Ryou tylko szybciej przewracał kolejne kartki w książce. Harumi zazgrzytała zębami, po czym bezceremonialnie wyrwała mu przedmiot z rąk i nim zdążył zaprotestować, przedarła księgę na pół.
- A teraz pogadamy? Ri-you? - wycedziła.
- TYLKO NIE MOJA KSIĄŻKA-SSU! - zawył rzucając się pod nogi naszego pociesznego duetu, zbierając i przygarniając do siebie wszystko, co zostało z istnej 'Biblii' dla młodego tengu. - Dlaczego to pani zrobiła-ssu?!
- BO MNIE WKURZYŁEŚ, OT CO! - wycharczała tuż przed jego twarzą Harumi. Takiego widoku nikt by nie przetrzymał. Nawet youkai strzegący bramy do pałacu Belzebuba. Wierzcie mi. - A teraz daj se siana z tą zasraną książką i nas przepuść, bo nie ręczę za siebie!
- Ale zasady-ssu! - próbował przekonać Ryou. - Nie mogę was wpuścić, dopóki nie będę pewien, że mogę-ssu!
Teraz przyszła kolej Harumi na zdziwienie.
- Jak to, 'czy możesz'? - powtórzyła lekko zaniepokojona.
Amano przysunął się do niej, podczas gdy Ryou patrzał na nią z otwartymi szeroko oczami, jakby zobaczył krzyżówkę kitsune z niksem. Co jest fizycznie niemożliwe, ale... WELCOME TO HELL!... W każdym razie, ehem.
- Jesteśmy na neutralnej ziemi, Harru, właśnie wykończyliśmy jednego z bardziej znaczących demonów - szepnął słowem wyjaśnienia Orli Stróż. - Wprawdzie powinna być jakaś reguła, która daje nam furtkę, ale najpierw Ryou musi ją zweryfikować. To on jest tutaj siłą wyższą.
Harumi przez chwilę utrzymywała z tengu kontakt wzrokowy, po czym westchnęła, zamknęła oczy, a po chwili na jej bladej twarzy wykwitł pewny siebie uśmieszek. To nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Słuchaj Ryou - zaczęła, a strażnik drgnął, kiwając głową, by dać znak, że uważa. - Akagami - wskazała kciukiem na demona za sobą - to baaardzo zły demon, ty mnie rozumieć? - Ryou potrząsnął głową. - Właśnie tutaj - podjęła znów - przed tym pałacem, jakieś piętnaście lat temu, posłyszawszy o Błękitnej Nocy, by zdobyć Odłamek, zabił swojego pana. Rozszarpał jego ciało na strzępy z lubością i połknął serce w całości. Kilka lat temu, spotkałam go w Assiah - tutaj zrobiła znaczącą pauzę.
Ryou przełknął ślinę i spojrzał najpierw na swoje ręce, potem na fragmenty Kodeksu Prawnego Hanshy, leżące na ziemi, wśród kurzów i popiołów.
Nigdy niczego nie był pewien. Wiedział, że już kiedyś zdarzyła się taka sytuacja. Przybyli goście walczyli ze sobą nawzajem i odbierali sobie życia w zamian za udział w przyjęciu Belzebuba. Ich krew barwiła drobne, niewidoczne gołym okiem ciała Hokorim. Zwycięskich miał przepuścić bezkarnie. Chociaż w tym świecie zabójstwa były karalne. Był youkai, ale nie był zły. I nie mógł zrozumieć, jak... jak oni mogli wciąż tam stać i żyć. Popiół trawił ciało Akagami'ego, a oni jak gdyby nigdy nic, po prostu dobijali się do pałacu. Przyjęcie.
- Możecie przejść-ssu.
- Miło się z tobą robi interesy, Ryou - odparła na to Harumi, klepiąc go po ramieniu. Nie było to jednak przyjacielskie klepniecie. A sposób, w jaki wypowiedziała jego imię, znaczył... że już nigdy go nie zapomni. Czasami to mimo wszystko lepiej, gdy ktoś o tobie nie pamięta.
Znowu zemdlał. To się już robiło nudne. Świat chyba go nienawidzi, dlatego ciągle go nokautuje. Policzmy... to już chyba będzie trzeci tego samego dnia. Na szczęście tym razem, obudził się powoli. Bez stalkujących go dzieci, bez Karasum próbujących wydziobać mu oczy i bez jakichś białych wężowo-roślinnych macek, dziwnym trafem kojarzących się z typowymi hentaiami.
Obudziła go przede wszystkim głośna muzyka dobiegająca niemal zewsząd. Jakby ktoś wbudował w ścianach głośniki. Po co? Po to, żeby denata delikatnie powkurzać! Nie ma to jak ostry wnerw zaraz po przebudzeniu, nie uważacie? Ja też nie.
Podniósł się, pomimo bólu w mięśniach. Uczucie przypominało pobudkę następnego dnia, po ostrym wysiłku fizycznym. Innymi słowy - zakwasy. Zadziwił go też fakt, że nie znajdował się już w typowo tradycyjnym, japońskim pomieszczeniu. Obudził się w łożu godnym króla. Wśród krwiście czerwonej pościeli i góry poduszek, ból minął jak ręką odjął. Jego miejsce zajęło zdziwienie i zafascynowanie. Ale oczywiście nie odjęło to irytacji.
W pierwszym geście chciał odrzucić kołdrę, ale nim złapał za brzeg, ona sama uniosła się i zsunęła na sam kraniec łóżka. Rin poczuł jak coś go popycha i zleciał prosto na podłogę. Dopiero teraz zauważył, że leżał na stercie materacy. Zupełnie jak w "Księżniczce na ziarnku grochu". Zapomnijcie co powiedziałam.
- Aua... - mruknął, rozmasowując nos, na który niefortunnie upadł. - Co za... - nie dokończył, bo jakaś dziwna siła poderwała go na równe nogi i popchnęła w kierunku wielkiej szafy stojącej w rogu pokoju. Miał wrażenie, że słyszał dziwny śmiech pełen satysfakcji. - Heej! Wolnegooo...
I wpadł do szafy. Drzwiczki zatrzasnęły się za nim. Nie rozumiał, co działo się potem. Coś szarpało go na boki, ciągnęło za ubranie, z trudem udało mu się utrzymać w uścisku miecz. Dobrze pamiętał, aby nigdy go nie wypuszczać. W końcu ta sama siła wypchnęła go z dusznej szatni i coś grzmotnęło go w plecy, że padł na ziemię, przyciskając do piersi pokrowiec z kataną. Oczy trzymał zamknięte, zatrzasnął je jeszcze w szafie. Robił tak już z przyzwyczajenia, gdy znalazł się w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
- Fufufufu~ Możesz otworzyć oczy, frère cher - powiedział ktoś, głosem, który kojarzył mu się z wcześniej słyszanym śmiechem.
Wstawka w nieznanym języku trochę go zdezorientowała, ale wiedział już, że na pewno nie jest sam. Instynkty kazały mu się poderwać i wtedy uderzył plecami o drzwi szafy.
- Kim ty do cholery jesteś? - wydukał, lustrując nieznanego mężczyznę wzrokiem od stóp do głowy.
Facet wyglądał co najmniej dziwnie. Zalatywało od niego Mephisto aż nazbyt. Wysoki, dobrze zbudowany, o szerokich barach i wyjątkowo wąskich biodrach, oraz zgrabnych, niemal w dziewczęcej manierze, nogach. Czerwone włosy układały się w dziwną fryzurę, z jednej strony stercząc na różne strony, a na czubku czaszki ponad uszami kręcąc się przy końcach i lekko przypominając tym rogi, z drugiej zaś perspektywy leżały na głowie, niczym obłok. Podobnie płomienistymi włosami porośnięta była broda mężczyzny. Był blady, wręcz trupio blady, jakby właśnie wstał i wyszedł z kostnicy. Jego oczy wyglądały, jakby ktoś wbił je umiejętnie w czaszkę i osadził głęboko. Bursztynowe, ale jakby strzelające iskrami. Pod nimi ostry, zadarty nos i wąskie usta o intensywnie czerwonym kolorze. Uśmiechał się, odsłaniając ostre zęby.
Jego ubranie też budziło lekki oczopląs u Rin'a. Nosił płaszcz w kolorze fuksji, zapinany pod szyją klamrą w kształcie żarówiasto błękitnej czaszki. Spod zapięcia wystawał fiołkowy żabot i wyzierała się siarko-żółta kamizelka i jasnoniebieska koszula. Dół nie był zaskakujący, od zwykłe długie spodnie. Gdyby nie fakt, że nie kończyły się na butach. Butów po prostu nie było. Albo to taki fason. Kto go tam wie?
- Ah, jakież to niestosowne z mojej strony. Me imię brzmi Jean Michel de Lafayette - mówiąc to, ukłonił się powoli - ale możesz mnie nazywać Belzebub, najdroższy bracie.
Nie musiał być egzorcystą, by wiedzieć, kim jest Belzebub. Pamiętajcie, nawet z życia codziennego możecie dowiedzieć się czegoś, co uchroni was przed zagrożeniem.
Demon wyciągnął do niego rękę w białej rękawiczce. Rin patrzył się na nią jakby zobaczył właśnie wynik nieudanej próby gastronomicznej Yukio. I rzeczywiście tak się czuł. Jego serce uderzało o mostek, cudem go nie rozwalając. Żołądek urządził sobie ćwiczenia gimnastyczne.
Bracie?
- Wiem, o czym myślisz, frère - rzekł Belzebub, ale w uszach Rin'a brzmiało to bardziej jak ostrzeżenie. - Nie musisz się mnie bać, w nieco dalszym pokrewieństwie moglibyśmy być braćmi, a ja nigdy nie skrzywdziłbym własnego brata, fufufu... Nie uważaj mnie za najgorszą szkaradę tylko dlatego, że od eonów mieszkam w Gehennie, a kto wierzący lęka się moi~ To wszystko, to tylko względne pojęcia, plotki rzekłbym, lecz nie rzeknę...
Uśmiechnął się w przerażający sposób.
- Bo to prawda, prawda? - wtrącił nieco wyzywającym tonem Rin.
- Szybko się uczysz, frère - przyznał Jean Michel. - To niesamowite, ale chyba odziedziczyłeś coś po najdroższym petit frère, Amaymonie... Doprawdy, nawet nie wiesz ileż to czasu czekałem, aby cię wreszcie poznać - wyznał i powoli przysunął się do chłopaka. Rin odpowiedział przeciwnie i uderzył plecami o szafę. Belzebub się zbliżał, aż wreszcie objął młodego Okumurę i odsuwając go od mebla, poklepał po plecach. - Naszego le plus jeune frère...
- Puszczaj mnie wariacie! - Rin odepchnął go wkładając w to mnóstwo siły i sam odskoczył na bok, by znów nie wpaść na szafę. Stopy Belzebuba zaszurały, ale on sam nawet nie drgnął. Wyglądało to jakby Rin odsunął zwykły posąg. Zamrugał. A może... Przysunął się powoli do nieruchomego mężczyzny i pomachał mu dłonią przed twarzą. Nic. Po chwili namysłu dotknął palcem wskazującym jego nosa.
- Co robisz?
Poczuł puknięcie w plecy i replika Belzebuba przemieniła się w chmarę trzepoczących skrzydłami ciem. Rin odruchowo wykonał krok w tył, odpędzając owady ze zniesmaczonym wyrazem twarzy. Wpadł oczywiście na Króla Owadów.
- Fufufu, tak jak się spodziewałem~ Jesteś zabawniutki, frère - Jean Michel zaśmiał się krótko. - Nie powinieneś się bać swojego grand frère, chcę dla ciebie dobrze - ruchem dłoni demon sprawił, że drzwi szafy otworzyły się, a w lustrze w nie wbudowanym, pojawiły się ich odbicia.
Przez chwilę myślał, że jego serce stanęło. Widział dwie zupełnie inne wizje rzeczywistości. Otoczoną przez fioletowe płomienie istotę, która chyba była Belzebubem. Ale w tym lustrze, potworem. Z ogromnymi owadzimi skrzydłami na plecach, pustymi przestrzeniami zamiast oczu i całym ciałem porośniętym jakimś zgniłozielonym meszkiem, gdzieniegdzie przypominającym futro. Ze skroni wyrastała mu para rogów przypominających spiralę zakrzywiającą się ku górze, a z czubku głowy sterczały czułki.
- Fufufufu, spójrz, jak szykownie wyglądasz w nowym stroju - Jean Michel wyrwał go z myśli, które z prędkością błyskawicy przemierzały umysł. - No już, czyż nie jesteś piękny? - spytał i zbliżył swój policzek do jego policzka. - Jesteśmy tacy podobni, jak na braci przystało...
Rin przez chwilę w milczeniu patrzył się na swoje odbicie. Był taki, jakim siebie pamiętał. Tylko, że teraz nosił jakiś przedziwny czarny strój. Czarna marynarka zapinana na długi rząd srebrnych guzików z jednym dużym w kształcie przypominającym kroplę pod szyją, przy postawionym kołnierzu. Na ciemnym materiale po obu stronach zapięcia ciągnęły się ozdobne wzory w kolorze pawiego błękitu. Na ramionach doczepiona srebrnymi kroplami była długa sięgająca ziemi peleryna barwy lapis-lazuli. Spodnie pozostały w tej samej konwencji co marynarka, lecz bez wzorów. Miał też parę sięgających kolan butów zdobionych srebrem, które pobrzękiwało podczas każdego ruchu.
Ale nie to go przeraziło, chociaż nie gustował w tego typu strojach.
Płonął. Błękitnym płomieniem.
Jego spiczaste uszy były dłuższe i dużo bardziej spiczaste niż normalnie. Ogon wystawał zza pleców zastygły sztywno ze strachu. Oczy, niegdyś po prostu niebieskie, teraz pawio-błękitne z czerwoną źrenicą.
- Ah, ah... Napatrzyłeś się, najdroższy frère? Fufufu, twój grande frère przez przypadek otworzył złe lustro, ale to szczegół, nieprawdaż? W tym wydaniu jesteś nawet piękniejszy - rozczulił się Belzebub. - Ale dzisiejszego wieczoru, na przyjęciu z okazji urodzin twojego grande frère, wszyscy wyglądamy jak ludzie... - rzekł, po czym zaklaskał dwa razy, wybudzając Rin'a z kolejnego szoku.
Pomieszczenie zniknęło, a oni znaleźli się pośrodku wielkiej sali balowej, pełnej przepychu o wiele bardziej, niż tańczących... ludzi... których też nie brakowało. Białe, marmurowe ściany, złote, obwieszone kryształami kandelabry. Ściany i lustra. Mnóstwo luster.
- Czyżby ciekawiły cię lustra, cher frère? - spytał Jean Michel.
Rin niepewnie pokiwał głową, powoli wydobył katanę z pokrowca, i przypiął ją w odpowiednie miejsce przy pasku spodni. Już chciał schować gdzieś niepotrzebny przedmiot, gdy ten sam zniknął, lecz zamiast zmienić się w ćmy, jak sobowtór Belzebuba poprzednio, wyparował w fioletowym blasku.
Kilka demonów przyglądających się temu, zaklaskało z uznaniem.
Belzebub podprowadził go do lustra znajdującego się z boku, przy stole z jedzeniem.
- Wystrój sali przygotował na specjalną okazję jeden z twoich innych grande frères - poinformował go. - Azazel.
- Czy ktoś mnie wołał?
Belzebub natychmiast się ożywił, wziął Rin'a pod ramię i odwrócił się na pięcie, pociągając go za sobą.
- Oh, Gabrielu, cóż za niesamowite szczęście, móc cię tu spotkać od razu, bez konieczności poszukiwań - przyznał Jean Michel. - Rin, cher frère, poznaj następnego le grande frère, w dalszym pokrewieństwie oczywiście~!
Azazel ukrył usta za dłonią w czarnej rękawiczce, jakby chciał powstrzymać śmiech, lub ukryć zakłopotanie. Raczej to pierwsze.
- Ależ Belzebubie - przerwał, pod naglącym spojrzeniem brata - to jest, chciałem powiedzieć, Jean, nie kłopocz się - dodał zaraz. - Miło mi cię wreszcie poznać, Rin, wiele o tobie słyszałem, me imię - Azazel, lecz jeśli ci to bardziej na rękę, zwij mnie Gabriel Cromwell. Możesz odpuścić sobie tytuł "brata", gdyż prędzej mi do figury wuja...
Dostojny język, dostojna postura, a gdzieś w tym wszystkim, ukryta jest bzdura. Jak mówi stare ludowe porzekadło. Rin czuł się, jak lalka, którą manipulują ich wprawne ręce. Nie potrafił wykrztusić słowa pod naporem majestatycznych sylwetek 'braci', czy też "wujów". Jedyne co rozumiał to to, że są wysoko postawionymi demonami. I zapewne, tak jak on, spokrewnieni z Szatanem. Ale nie ma w nich nic ludzkiego, poza kamuflażem.
W końcu zebrał się w sobie.
- Dyskutowaliśmy o lustrach - wtrącił Rin, udając zniecierpliwienie.
- Ah, tak, lustra... fufu - przytaknął z roztargnieniem Jean Michel, zajęty już czymś zupełnie innym. - Gabrielu, będziesz tak miły i pokażesz naszemu petit frère ich niesamowite właściwości? - jego wzrok wciąż uciekał ku końcowi sali, skąd dochodziły jakieś dziwne odgłosy.
- To będzie dla mnie sama przyjemność, Jean - zgodził się Azazel. - Te lustra, to prawdziwy cud, muszę przyznać, nie chwaląc się...
- Co jest w nich takiego wyjątkowego? - przerwał mu chłopak, zauważając, jak brew demona drgnęła, gdy wciął mu się w zdanie. Rin powoli przyswajał sobie widzę o nich. Demony wygłaszały monologi, które po prostu odbierały mowę. Piękne słowa, dobrany ton i tembr głosu. Przyciągające, onieśmielające i niebezpieczne.
- Może sam chciałbyś zobaczyć? Na mnie ta demonstracja nie podziała tak interesująco - zaproponował.
Rin kiwnął głową i pewnym krokiem podszedł do lustra. Przez chwilę przyglądał się swojemu odbiciu. Nic się nie działo.
- Spróbuj dotknąć tafli - podsunął Azazel.
Przytaknął i wykorzystał tą radę.
Powoli ułożył dłoń na chłodnej powierzchni i poczuł, że się zapada, gdy zniknęła w lustrze aż po nadgarstek, wyciągnął ją szybko. Ze zdziwieniem odkrył zmiany. Skóra stała się papierowo biała, z widocznymi pod nią żyłami, jakby stała się przezroczysta. Pokryta drobnymi płytkami. Paznokcie stały się czarne i znacznie się wydłużyły.
- To się da odwrócić, co nie? - spytał Rin, zanim Azazel zdążył powiedzieć cokolwiek.
- Ależ oczywiście - odparł. - Są dwie drogi. Pierwsza... Użyjesz lustra z drugiej strony do odwrócenia procesu. A druga... - Gabriel chwycił wyciągniętą przez chłopaka dłoń. W czarnej rękawiczce coś lśniło, ale Rin nie zdołał się wyrwać. Demon bez słowa ostrzeżenia przesunął czymś ostrym po skórze Okumury.
Rin wyszarpał swoją rękę i przycisnął ją mocno do klatki piersiowej, czując niesamowity ból, jakby go ktoś obdzierał ze skóry. Wytrzeszczając oczy spojrzał na wynik działania Azazela i nie powstrzymał okrzyku przerażenia. Skóra po prostu odłaziła od jego ciała, niesamowicie boleśnie w procesie. Krew spływała na posadzkę.
Demony patrzyły się na niego łapczywie.
Jeden rzucił się w ich kierunku z rozwartą paszczą, zupełnie nieprzypominającą ludzkich ust, i zębami jak noże.
Gabriel mechanicznym ruchem uderzył go z pięści w twarz, aż ten wylądował na podłodze. Potem pochylił się i wyszeptał coś, a jego oczy, wcześniej brązowe, teraz zabłysły karmazynem. Demon widocznie jęczał coś błagalnie, ale Azazel, naciskał schowaną w rękawiczce dłonią na jego sylwetkę, aż powoli wsiąkła w podłogę. Ostatni krzyk agonii wstrząsnął salą, aż zakołysały się kandelabry.
Rin zapomniał o bólu. Zresztą skóra opadła już na posadzkę i rozpadła w pył. Jego dłoń wróciła do poprzedniego stanu, normalności - względnej, bo względnej, ale zawsze.
- Co...? - wykrztusił.
- Bo Królowi wszystko tu wolno, a mnie jakiś debil zatrzymywał przed bramą, zastanawiając się, czy posłać mnie przed trybunał, czy nie... HM?!
Zdecydowanie wnerwiony głos Harumi wyrwał go z osłupienia wywołanego 'zrzuceniem skóry' i aktem Azazela. Wzrok wszystkich obecnych skierował się ku wejściu do sali, drzwiom, które jeszcze przed chwilą były zamknięte, ale teraz leżały u stóp szatynki. Adrenalina...? Maybe...?
- Areaaaa~! Przybyliśmy po młodzikaaaa~! - zakrzyknął nieco weselej czyjś męski głos i tuż za Harumi pojawił się chłopak górujący nad nią o jakieś dwie głowy. - Witam szanowną publikę~!
I nim powiedział cokolwiek więcej, otrzymał ostrego kuksańca łokciem w brzuch.
- Zatkaj dziób Ama - syknęła. - Belzebub, co to u cholery ma znaczyć?
Nie ma to jak Karamorita, która potrafi rozbić każdą imprezę. Rin po raz pierwszy od poznania, cieszył się, że ją widzi.
Zaraz za nią na salę wbiegł Belzebub, wyglądał na nieco speszonego.
- Wszystko w porządku kochani, jeden z gości honorowych trochę się spóźnił, ale już jest, w pełnej okazałości, przed wami, Pandora de l'abîme - wystawił ręce w geście prezentacji nowo-przybyłej. Jednak ona była zdecydowanie mniej zadowolona.
Nie otrzymawszy oczekiwanego aplauzu, a jedynie podejrzliwe spojrzenia, Jean Michel zaorderował gościom powrót do tańca i zaproponował posilenie się w bufecie, bądź zwiedzenie niesamowitej posiadłości.
I tak zrobili.
- Nie 'pandoruj' mi tu - wysyczała Harumi. - Wiesz, czemu u licha jestem zdenerwowana i wiesz, że jestem pamiętliwa, więc w najlepszym wypadku, wyślij mnie z powrotem do - tfu - domu.
- Łaa~! Haru ma okree-auaaaa! - Amano pożałował swojej śmiałości w żartach, kiedy Harumi zmiażdżyła mu palce u stóp. - Cz-czasami n-nie cierp-cierpię l-l-ludzkiej fooormy... łaaa... - jęknął.
- Chciałbym, lecz zabawa wciąż trwa - Belzebub rozłożył ręce w bezradnym geście. - Jedyne, co możesz zrobić, droga Pandoro, to cieszyć się dobrą muzyką, spróbować, jedzenia i... - zamachnął się i pstryknął palcami - dostojnie się prezentować. Czyż nie jesteś śliczna? Ah, ah~! Fufufu~! Oczywiście, że tak~! - mężczyzna okręcił się na palcach pod wpływem samozachwytu.
Akurat kiedy Rin dotarł do nich.
- To jest straszne...
Zacznijmy od włosów, które normalnie wyglądały, jakby zagnieździły się w nich ptaki, teraz falami opadały na plecy ciągnąc się aż do ziemi, a jedyne, co było w nie wplątane to kilka czarnych i białych wstążek. Z jej ciała zniknęły poszarpane i zakrwawione ubrania, a na ich miejsce pojawiła się skomplikowana w budowie suknia. Obcisły czarny gorset wyszywany srebrnymi cekinami i koralikami, od którego odchodziły dwa bufiaste rękawy, pozostawiając nagie ramiona i spory dekolt. Przewiązana w pasie z przodu czarną kokardą, spływała w dół biała, długa do ziemi spódnica zakończona srebrnymi wzorkami, okalała tył i boki Harumi. Pod spodem znajdowała się druga, stanowiąca jakby stelaż dla tej pierwszej, wielowarstwowa, raz czarna, raz biała. Szkolne pantofle zastąpiły czarne koturny, których paski obwiązywały nogi dziewczyny aż do kolan. Oprócz tego na jej szyi pojawił się naszyjnik-obróżka z wisiorkiem w kształcie błękitnej kropli.
- Zaraz się zhaftuję... - jęknęła Harumi. - A nie! Prędzej uduszę, w tym się nie da oddychać! Co to u licha w ogóle jest?!
- Moja droga, przecież to sukienka, sama miałaś...
- Przecież widzę, co to jest, chciałam wiedzieć, jakim prawem przebierasz mnie bez mojej zgody, stary zboczeńcu! - huknęła, nie dając Belzebubowi dojść do głosu.
- Ależ spokojnie, cher Pandora, nie mogłaś przecież paradować w tych zniszczonych ubraniach, prawda? Non, non, non, to byłby całkowity brak taktu, a na to cher Pandora nie może sobie pozwolić, non?
Harumi przez chwilę się hiperwentylowała. Nie pomogło. Chwyciła Jean Michela za fraki i ściągnęła do swojego poziomu.
- Słuchaj Belzi, mam w dupie całą tą imprezę i zasrany takt, wpadłam tylko na minutkę, bo załatwiliśmy już z ŁAmagą parę sprawek - tutaj gestykulując wskazała siebie i Amano, który odpowiedział fuknięciem na przezwisko. - Teraz, przyszliśmy tu tylko ze względu na pana młodego-niedoświadczonego, więc gadaj, gdzie jest i się zwijamy, po dobroci, a jak nie...
Belzebub uśmiechnął się szeroko.
- To co, cher Pandora? - dopytał.
Jakby na wezwanie, lustra pokrywające ściany sali wysunęły się i odwróciły, a ich miejsce zastąpiły zwykłe zdobienia. Po kolei oczy obecnych na sali rozbłysły czerwienią i wrócili do swoich postaci. Wszyscy na raz stali się demonami. Wszyscy oprócz Harumi i Rin'a.
- Czemu nie odpowiadasz, cher Pandora? Czyżby odjęło ci mowę?
Przełknęła ślinę.
- Oczywiście, że nie - odparła. - Kontynuując moją wcześniejszą wypowiedź. Jesteśmy tu po Okumurę Rin'a, dobrze wiesz, że wedle prawa, powinieneś mi go wydać. Ani on, ani ja nie jesteśmy stąd.
- Zasady, zasady, zasady... - westchnął Belzebub, odsuwając się od Harumi, która zwolniła uścisk. - Czyż nie są po to, aby je łamać?
- Odpuść sobie flegmę, bo teraz ci się nie przyda - założyła ręce na krzyż. - Stawiam swoje cele jasno i wyraźnie, mam prawa i musisz ich przestrzegać. Wedle Porozumień, jeżeli nie wydasz mi Okumury, mam prawo, a nawet obowiązek wezwać cię przed Trybunał.
- Trybunał bez głównego sędzi - Jean Michel rozłożył ręce, jakby w geście bezradności. - Co zrobisz wobec tego?
- Już ja znajdę sposób - syknęła. - Słuchaj, nie wiem, w co grasz, ale przynajmniej na razie Okumura nie jest ci do niczego potrzebny, więc zamiast bawić się w przebieranki, mógłbyś...
- Okumura sobie poradzi - wciął się Rin, który właśnie do nich podbiegł i stanął pomiędzy Harumi a Belzebubem. - Jakiś problem, Jean?
- Jean - Harumi parsknęła cicho.
- Coś cię śmieszy, cher Pandora? Podziel się tym ze mną, z chęcią też się pośmieję - Belzebub obrócił się na obcasie. - Nie ma problemu, frère, po prostu Pandora chciała już wyjść, próbuję jej wytłumaczyć, że chciałbyś zostać nieco dłużej - wyjaśnił.
- Kim u licha jest Pandora?
- Gdybyś miał chociaż jedną szarą komórkę, domyśliłbyś się - burknęła Harumi. A kiedy zauważyła, jak Rin próbuje główkować, jęknęła głośno. - Trzymajcie mnie... To ja, takie durne przezwisko, nie podoba się, to wypad... W sumie my i tak wypad.
- Pandoro...
- NIE PANDORUJ MI TU, BO JAK CIĘ ZARAZ JA PANDORNĘ, TO...
- PRZESTAŃ DRZEĆ MORDĘ! - wykrzyknął Rin, nie pozwalając jej dokończyć. - Gdybyś miała chociaż trochę oleju w głowie, to skumałabyś, że to... coś... znaczy Jean nie wypuści nas dopóki nie przekiblujemy tych dziesięciu minut, czy ilu tam...
- Zostańcie do końca, gwarantuję, że będzie świetnie - powiedział ni stąd ni zowąd jakiś głos.
- He? - Rin rozglądał się wokół próbując odnaleźć jego właściciela.
- Powinnam się domyślić, że ty też tu będziesz, Zazek - westchnęła Harumi, kręcąc głową.
- Jakżeby inaczej... - dał się słyszeć pstryk i lustra wróciły na swoje miejsca. Natomiast za Karamoritą wyrosła sylwetka Azazela, spychając Amano nieco na bok. Orli Stróż zaskrzeczał z dezaprobatą. - Ama, jakże miło cię widzieć w dobrym stanie...
- Łaa, ciebie też Azzie.
- Może nie myślę najszybciej, ale coś mi tu nie gra - wtrącił zniecierpliwiony Rin. - Czy mi się tylko wydaje, czy cała wasza czwórka się zna? Kimkolwiek jest twój gach, Karamorita.
- A właśnie - przypomniała sobie Harumi. - W sumie nie ma po co, ale dobra. Okumura, to jest Amano, Amano to jest Jeszcze-Gorszy-Od-Ciebie-Wrzut-Na-Dupie, poznajcie się - i w mgnieniu oka połączyła wyciągnięte dłonie obu chłopaków w uścisku.
- Miło m... Zaraz, że jak?!
- Łaa, masz długie imię, Okumura Jeszcze-Gorszy-Od-Ciebie-Wrzucie-Na-Dupie - przyznał Amano.
- To nie jest moje imię!
- Ara, ara... Widzę, że ładnie pogrywasz sobie z naszym braciszkiem, Pandora-chan, aż się wzruszyłem - rozczulił się Azazel.
- Weź zamknij się - warknęli jednocześnie Rin i Harumi, po czym spojrzeli na siebie, ciskając piorunami z oczu. - Nie papuguj mnie!... Co?! Ja?! To ty powtarzasz po mnie! Przestań! Nie, to ty przestań! Uggghh... No i znowu!
- Aww, czyż to nie jest słodkie? - westchnął Belzebub i szturchnął Amano łokciem. - Nie bądź taki posępny, Amano-kun, powinieneś się cieszyć, że twoja pani znalazła bratnią duszę...
- Łaa, po moim trupie bratnią - Orli Stróż przewrócił oczami. - Młodzik na zbyt wiele sobie pozwala, łaa, tylko mnie wolno trollować Harru - fuknął.
- Nie martw się, będziesz miał na to jeszcze wiele okazji - zapewnił go Azazel. - Arre? Która to już godzina? - rzekł nagle i wyjął zza poła płaszczu w kolorze burgunda, złoty zegarek. - Hm, hmm... Niesamowite Jean, niesamowite, minęły aż dwie godziny.
Belzebub urwał przyglądanie się kłótni Rin'a i Harumi. Przeciwnie zrobił Amano, przyłączając się do nich. Jean Michel zamrugał i pstryknął palcami, a na prawym oku pojawił się złoty monokl. Przyjrzał się zegarkowi Gabriela i aż się zachłysnął.
- Och, doprawdy, niemożliwe - zacmokał z podziwem. - Mamy niesamowitego bratanka, prawda? Oczywiście, że mamy. Żeby przesunąć wskazówki zegara Hanshy o dwie dwunaste.
- He? - wciął się Rin, słysząc zaskakujący go zwrot "bratanek". - Ale o co chodzi?
- Łaałałiła... - westchnął Amano.
- O czas Hanshy - odpowiedziała krótko Harumi.
- W Hanshy czas praktycznie nie płynie - podjął chowaniec. - Ale za każdym razem, gdy wydarzy się coś przełomowego, mija godzina, jeżeli minęły dwie, to znaczy, że na zegar miały wpływ dwa zdarzenia.
- Niesamowita dedukcja, Amano-kun - przyklasnął Belzebub. - W tym wypadku jest to zuchwały czyn, cher Pandory, jakim było...
- Ekhm - chrząknęła Harumi, przerywając mu. - Nie musimy wnikać - dodała i zwróciła się do Rin'a. - Słuchaj Okumura, teraz na poważnie. Nie wbiłam na imprezę do Belziego, żeby sobie potańczyć i nażreć się trucizny, przyszłam po ciebie.
- Ciekawe dlaczego - prychnął sarkastycznie Rin. - Pamiętaj, że wciąż musimy znaleźć tego skurwiela, który podłączył się do Shiemi.
Belzebub zaklaskał i wszyscy spojrzeli na niego dziwnie.
- Ara, ara... Wybaczcie mu, jest wrażliwy na przekleństwa - usprawiedliwił brata Gabriel.
- Łaaa... czego to się już nie spotyka - skomentował Amano.
- Demon wrażliwy na przekleństwa - zawtórował ze śmiechem Rin.
Harumi pozostawała poważna.
- Sęk w tym, Okumura - wyraźnie zaakcentowała jego nazwisko - że już się zajęłam tym 'skurwielem' - i poczekała aż Belzebub przestanie klaskać. - Załatwiłam Akagami'ego przed pałacem.
- Skąd ta pewność? - podpuszczał ją Azazel.
Harumi zamknęła go w uścisku swojego chłodnego spojrzenia.
- Intuicja. W każdym razie, jedyne co nam zostaje to odnaleźć portal, który zabierze nas z powrotem do Assiah - stwierdziła.
- Słowem uzupełnienia - wtrącił się Belzebub. - Pierwszą godziną jest twoje morderstwo - zauważył, a na dźwięk ostatniego słowa dwójka nastolatków lekko się wzdrygnęła. - Z kolei drugą... - pomachał palcem z chytrym uśmiechem.
- Co się tak szczerzysz? - syknęła Harumi.
- Chyba wiem o co może chodzić - powiedział ni stąd ni zowąd Rin. Demony i Harumi spojrzały na niego wyczekująco. Nabrał powietrza w płuca i po krótkiej chwili streścił im swoją przygodę z "mackostworem" i posągiem.
Harumi odpowiedziała pomrukiem, ale było widać, że jest myślami gdzie indziej. Po tym jak wspomniał imię "Inugami" przestała wyraźnie słuchać. Trochę go to zirytowało, ale odsunął złość na bok.
- A skoro wszystko już jasne... To czemu by nie wrócić do zabawy? Co na to powiesz, cher Pandora? - Belzebub położył dziewczynie dłoń na ramieniu. Zamrugała i przez chwilę patrzyła na niego, jakby spotkała go pierwszy raz w życiu. W końcu się zreflektowała i z wyraźnym obrzydzeniem odepchnęła go od siebie.
- Nie podoba mi się ten pomysł, ale jeżeli nie wypuścisz nas z pałacu, to nie mamy innego wyboru. Zostaniemy ziemską godzinę - rozporządziła Harumi i Rin się z nią zgodził. Cała ta impreza wzbudzała u niego ciarki.
- Dobrze więc - Jean Michel znów klasnął i obrócił się na obcasie. - Kto chciałby zobaczyć ze mną całą posiadłość? Obiecuję, że wrażenia będą przednie~!
- Przykro mi, ale może innym razem, Jean - rzekł z udawanym smutkiem Gabriel.
- Jestem pewna, że Ama z chęcią się z tobą wybierze - stwierdziła Harumi i nim Orli Stróż zaprotestował, wepchnęła go w ramiona Belzebuba, a ten przytaknął i okręcając się na obcasie, wywiercił dziurę w podłodze, w której zniknął wraz z chowańcem dziewczyny. W nieznany im sposób, posadzka automatycznie zasklepiła się tak, jak do porządku wraca zmętniona tafla wody.
- Co to było? - wydukał Rin.
- Obstawiam iluzję, ale z Belzim nigdy nie wiadomo.
- Zdradziłaś kumpla... - zauważył Okumura.
- Raczej wrzoda.
- Zabawne, bo to samo powiedziałaś o mnie - prychnął.
- Znam wiele wrzodów - wzruszyła ramionami. - Zwiedzanie zajmie mu przynajmniej dwie ziemskie godziny, jeśli zostałby z nami, to chciałby też z nami wrócić, a to nie najlepsze wyjście - stwierdziła, a widząc nadchodzące pytanie, kontynuowała. - Amano jest demonem-chowańcem, konkretnie to moim demonem-chowańcem, co oznacza, że jego domem jest Hansha i pojawić się w Assiah może tylko na wezwanie. Zabranie go ze sobą to naruszenie kontraktu a co za tym idzie, komplikacja w działaniach.
- Niby jaka? - burknął Rin, udając, że rozumie temat.
- Mógłby zechcieć zerwać kontrakt i żyć jako wolny strzelec, naraziwszy się na atak ze strony egzorcystów - wtrącił słowem wyjaśnienia Azazel. - Orli Stróż to niby nie jest agresywny demon, ale łakomy kąsek dla wszelakich łowców.
- W sumie racja...
Chwila ciszy.
- To ja pójdę poszukać czegoś w miarę jadalnego w bufecie - stwierdziła Harumi i idąc już, pomachała im.
- Poczekaj, Pandoro, pójdę z tobą - zaoferował się Azazel i zaraz dogonił ją, umieszczając swoje ramię wokół jej talii.
Rin odwrócił wzrok i westchnął ciężko. Został sam, co nie? Lepsze to od przebywania z którymś z piekielnych braci, albo równie piekielną Karamoritą. Chyba. Tylko gdzie teraz iść? Do bufetu lepiej nie, jeszcze Harumi pomyśli, że poszedł za nią. Pomyślał, że mógłby jakoś wmieszać się w tłum tańczących. Puścili nieco żywszy kawałek. Z drugiej strony... czułby się niezręcznie. Wszyscy tańczyli w parach, energicznie, w tempie, w jakim normalny człowiek nie wytrzymałby dziesięciu minut.
Wiedział, że teoretycznie patrzył na istoty ze swojego gatunku. Jednakże były one dla niego obce, jakby egzotyczne, zupełnie nieswoje. Może to i lepiej. Nie powinien utożsamiać się z demonami, skoro jego misją jest zabijanie ich. Tak, tak będzie lepiej.
- Hej, zatańczysz?
Oderwany od myśli zobaczył stojącą przed nim dziewczynę o włosach w kolorze platynowy blond, w jasnoróżowej sukience. Przypominała nieco dużą piankę, miękką i puszystą. Nie, nie w tym sensie, bo była praktycznie płaska.
Już miał przyjąć jej dłoń w białej, delikatnej rękawiczce, gdy płótno rozerwało się, ukazując jej dłoń, pokrytą czarnym futrem z długimi, twardymi pazurami. Natychmiast cofnął rękę.
- Ups, mój błąd - uśmiechnęła się niewinnie. - To jak? Zatańczymy?
- N-nie, przepraszam, dziękuję, ja... ten, ja... m-muszę się przewietrzyć - wskazał palcem na drzwi na taras, które pojawiły się jakby znikąd i szybko prysnął, nim demonica zdążyła cokolwiek zrobić.
Ale ona po prostu stała i patrzyła się na swoją dłoń.
- Nie zamierzasz z nim porozmawiać, Pandoro?
- Nie ma o czym rozmawiać - prychnęła Harumi, próbując ponczu z chochli. - Jeżeli potrzebuje wyjaśnień, niech zapyta, ale lepiej, żeby nie oczekiwał odpowiedzi, przynajmniej natychmiastowej.
- Aye, aye... - Azazel zacmokał z dezaprobatą. - Jesteś chyba trochę zbyt ostra, Pandoro, ostatecznie przyjdzie ci się z nim użerać dosyć długo...
- Ludzkie życie to dość krótki okres - wcięła mu się w zdanie. - Nie zapominaj, że nie jestem jak wy. Odczuwam ból nieraz dwa razy bardziej niż normalny człowiek, rany goją mi się dłużej niż zwyczajnemu demonowi i co więcej, straciłam, nieśmiertelność - wyliczyła z uśmiechem satysfakcji.
- Awww, moja biedna Pandora, niewiele pozostało jej powodów do radości... - zaśmiał się i pochylił, a jego głowa znalazła się tuż obok jej. - Posłuchaj lepiej mojej rady i dostosuj się, Ojciec nie lubi, gdy ktoś mu się stawia.
Słysząc te słowa, chlusnęła w niego ponczem. Ale Azazel o kocim wdzięku i refleksie odsunął się w porę, pozwalając by słodki napój rozpłynął się po podłodze.
- Oh, jak mi przykro - prychnęła Harumi. - Gdyby obchodziło mnie JEGO zdanie, to latałabym za Okumurą i zachowywała się jak Belzi. I teraz ty posłuchaj mojej rady, Azazel, to nie twoja sprawa, więc łaskawie zejdź ze mnie.
- Z przykrością - Gabriel skłonił się lekko. - Widzę, że temat zamknięty, może w ramach rekompensaty za stracony poncz, zgodzisz się ze mną zatańczyć?
Spojrzała na jego dłoń z nieufnością.
- Jeden jedyny raz.
- Oh, śmiałbym wątpić.
- A więc tutaj ukrywa się amant żywcem z bajek, przybył do wrogiego królestwa, przebił się przez cierniowe krzewy, byleby zdobyć lekarstwo dla swojej ukochanej, która śpi snem niby-wiecznym i oczekuje na ów medykament - mruknęła Harumi, wkraczając na taras.
Azazel miał rację, przetrzymał ją przy sobie przez jakieś trzy ostatnie piosenki i trwałoby to dłużej, gdyby nie oznajmiła mu, że idzie poszukać Rin'a. Nie miała tego w zamiarze, ale gdziekolwiek indziej by nie szła, podążyłby za nią jak cień. Może to była jego metoda na narzucenie swojego zdania? Jeśli tak, to skuteczna.
- Oho, widzę, że wredna wiedźma, która zatruła królewnę przybyła - prychnął Rin.
- Taa, dobądź jeszcze miecza i utnij mi głowę, czy coś takiego - wzruszyła ramionami i zbliżyła się do balustrady. Stanęła dobrych kilka metrów od niego. - Nie, serio, lepiej tego nie rób - mruknęła po chwili zastanowienia. - Przynajmniej jeszcze nie teraz. Mhm...
- A czym uśpiłaś królewnę? Czarem? Zatrutym jabłkiem? Wrzecionem?
- Jakoś nigdy nie potrafiłam pozostać po stronie księżniczki - rzuciła z innej beczki Harumi. - Spójrzmy prawdzie w oczy, zatrute jabłko? Bitch please... Mogłaby co najwyżej mieć niestrawność żołądkową i to musiałaby je pogryźć i niejako przetrawić, więc niemożliwym jest wyplucie go po pocałunku księcia - przewróciła oczami.
- Wiesz, to tylko bajka.
- Ale debilna - zauważyła. - I bez sensu... Zakochać się po jednym pocałunku, po którym w dodatku wypluwa się jabłko? To jest po prostu głupie. I to całe "i żyli długo i szczęśliwie" też jakoś do mnie nie przemawia. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń.
- Królowa pesymistek.
- Popraw mnie, ale czy śmierć jest szczęśliwym zakończeniem?
Milczał.
- Tak myślałam - prychnęła. - Już prawdziwsza wydaje się wersja z wrzecionem, ale książę i księżniczka też ledwo się znają. Jestem realistką, ogólnie nie wierzę w coś takiego jak "miłość", ale skoro jest, to ludzie muszą być ślepi na umyśle, skoro układają sobie życie z nieznaną osobą.
- Możemy zamknąć ten idiotyczny temat? Prowadzisz jakiś monolog, który nie ma najmniejszego sensu. To są bajki dla dzieci.
- Dla dziewczyn - uściśliła Harumi z sugestywnym uśmieszkiem.
- E-ej! Dla chłopaków też mogą być - wypalił Rin z lekkim rumieńcem malującym jego blade policzki. - Zresztą to nieważne... Opowiada się je dzieciom, żeby nie zrażały się do życia, bo wiadomo, jest jakie jest... Geh, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam.
- Bo nie masz z kim, to proste - odchyliła się, trzymając rękami balustrady. - A ten książę to jakiś psycho-zbok "jeżdżę sobie po lesie, taki jestem hipster, ooo, ładna panienka, a wezme i se ją pocałuję, ale będzie beka" - cytując, celowo zmieniła ton głosu.
Rin chcąc nie chcąc zaśmiał się i dopiero po chwili to zrozumiał.
- Nie jesteś taka zła - stwierdził. - Kiedy się postarasz.
Od razu posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Nie pozwalaj sobie - burknęła. - Ogólnie to... przyszłam tu, bo pomyślałam, że możesz mieć jakieś pytania... A właściwie nie ja, tylko Zazzie.
- Gabriel? Znaczy... Azazel?
- Tiaa, Azazel, jeden z Ośmiu Piekielnych Królów lub Generałów, jak kto woli - rozłożyła ramiona w geście bezradności i wzniosła oczy do nieba. - Co dadzą nam te wszystkie imiona. Kolejny wrzód i tyle.
Szło ciężko. Jednak Rin zdecydował, że tak jak z demonami, lepiej nie wsłuchiwać się w dłuższe wypowiedzi Harumi, zwłaszcza te przepełnione sarkazmem i obelgami.
- Karamorita, wiem już, że jesteś mózgowcem - jej brew podskoczyła na to określenie - ale... skoro Belzebub i Azazel są tacy ważni, to skąd u licha ty ich znasz? I co z tym przezwiskiem "Pandora"? Hm?
Przez chwilę milczała i patrzyła na krajobraz widoczny z tarasu nieodgadnionym wzrokiem, jakby układała w głowie odpowiedź.
- Na Hokkaido roi się od niezależnych klanów praktykujących różne sztuki tajemne - zaczęła. - Obecność duchów i demonów jest tam czymś codziennym, więc ludzie przestali się przejmować. Znajduje się tam nawet miasto, w którym duchy zmarłych pozostają wśród ludzi przez czterdzieści dni po swojej śmierci, nim odejdą. Demony, nawet pokroju Belziego i Azzka mogą się tam śmiało pokazywać. Między innymi w taki sposób ich poznałam. Nemuro, miasteczko Higami, w większości zamieszkane przez obcokrajowców... - przymknęła oczy, jakby wspominała coś bardzo nostalgicznego. - Ci dwaj to krętacze, w dodatku lubią sobie pożartować, czasem z mojego charakteru, twierdzą, że jestem jak zamknięta puszka, którą aż korci, by otworzyć, ale znajduje się w niej samo zło - przerwała i nabrała powietrza. - Najgorsze zło, jakie widział świat i gdy się je uwolni, puszka się zamknie, na dnie pozostawiając szczelnie zamknięte dobro, którego nikt nigdy nie zauważał - prychnęła i zaśmiała się gorzko. - Głupie, co nie? Też tak uważam - odpowiedziała sama sobie.
Rin milczał. Nie potrafił odnaleźć odpowiedzi na jej pytanie, niby retoryczne.
- Dobra - przeciągnęła się, wzdychając. - Wystarczy tego dobrego, zostało trochę czasu i nie zamierzam się tu kisić z tobą, uznajmy, że tyle pytań na dzisiaj. Geh, poszukam Azzi'ego, albo to on znajdzie mnie...
I tyle usłyszał, nim zniknęła z tarasu i znalazła się w tłumie tańczących. Jednak nie spuścił jej choć na chwilę z zasięgu wzroku. Wyróżniała się w jakiś sposób pośród demonów. Może to przez tą anemicznie bladą skórę i cudaczne włosy?
Tak czy siak, czując się co najmniej dziwnie, postanowił zrobić szaloną rzecz.
Rzucił się w pogoń za nią i skoro tylko ją dopadł, chwycił za ramię.
- Może i cię nie lubię, ale głupio byłoby nie zatańczyć, co nie?
Uniosła brew, ale zaraz uśmiechnęła się wyzywająco.
- W sumie, niech będzie.
Z pewnej odległości Azazel obserwował tańczącą parę, uśmiechając się pod nosem. Zapowiadało się zdecydowanie ciekawiej. Już wiedział, że musi podzielić się zdobytymi informacjami z resztą rodzeństwa, a szczególnie z Królem Wody.
W końcu nadszedł koniec pobytu w Hanshy, tak jak Harumi to obmyśliła, udało im się uniknąć wpadnięcia na butnego chowańca i wyszli z pałacu przy akompaniamencie lamentów tengu nad jego zniszczonym kodeksem prawnym.
- Swoją drogą, muszę przyznać, że niektóre z tych miejsc wydają się znajome - stwierdził Rin. - Wiesz coś o tym?
Wzruszyła ramionami.
- Einsteinem nie jesteś, ale dla mnie to też nie jest do końca jasna sprawa - podrapała się po głowie.
Skoro tylko przekroczyli bramę, znowu mieli na sobie swoje poprzednie ubrania. Jeżeli Rin prezentował się w porządku, to Harumi wyglądała jakby właśnie wróciła z powstania.
- To znaczy? - niecierpliwił się Okumura.
- Wiem, że to miejsce jest związane z ogrodem Moriyamów - powiedziała - tylko, nie wiem, jak. Miejscami niemal idealnie, nie licząc detali, pokrywa się z wizją ogrodu Moriyamy. Możemy zrzucić winę na niestabilność Hanshy i nasz światopogląd. Ogród Moriyamy jest dla nas znajomym miejscem, Hansha to wykorzystuje i kształtuje się w ten sposób.
- Logiczne - przytaknął Rin.
- Ale mało prawdopodobne. Chodźmy, miejmy nadzieję, że jeszcze nie wywiało tego portalu. Powinien być tam, gdzie się obudziłam - wskazała ruchem dłoni las za skarpą.
Jakiś czas później, kuchnia w domu Moriyama.
- Padam z nóg... - jęknął Rin, uderzając głową w stół.
- Powiedziałabym prędzej, że na twarz, biorąc pod uwagę, że siedzisz, ale nie będę się aż tak czepiać szczegółów... A nie, chwila, ja czepiam się szczegółów - rzuciła jadowicie Harumi, siadając naprzeciwko niego z kubkiem herbaty w dłoni.
- Urusai - syknął.
- Jeszcze raz dziękuję za kimono, Shiemi-san - powiedziała, ignorując Rin'a, kiedy młoda Moriyama, wisząc na ramieniu Yukio wkroczyła do pomieszczenia. Wciąż była słaba po wcześniejszym, ale mimo to uparła się, by pozostać z nimi do końca pobytu.
- Nie ma problemu, Harumi-san, mam ich dużo i większości... nie noszę... - ziewnęła.
- Może powinnaś iść spać? - zaproponował Rin.
- N-nie, t-to byłoby niegrzeczne i... chcę tutaj posiedzieć z wami.
- Jak źle się czujesz, to niegrzecznie jest męczyć się przy osobach, które wyratowały cię od gorszego losu - zauważyła Harumi, podciągając rękawy zielonego kimona. Wolała nie zachlapać pożyczonego ubrania, a można powiedzieć, że nie najlepiej radziła sobie z tego typu rzeczami.
- Tym razem się zgodzę Shiemi, jeżeli jesteś osłabiona, to powinnaś po prostu się położyć, zrobisz nam tym największą przysługę - przytaknął Rin, choć miał niemal wypisane na twarzy, że chce przebywać z Moriyamą jak najdłużej.
- To ja przygotuję... - zaczęła Midori.
- Nie! - Shiemi znacząco potrząsnęła głową. - J-ja... Jeżeli chcę zostać egzorcystką, to powinnam nauczyć się znosić osłabienie i stać się silniejsza, prawda? D-dlatego proszę, uwierzcie, dam radę.
Harumi nie przestawała pić herbaty, podczas gdy Rin niemal splunął swoją.
- C-cz-czekaj c-co?! Sh-Shiemi, mówisz p-poważnie?! - wypalił niemało zaskoczony.
- Trochę was nie było, zapewniam, że miała czas na zastanowienie - potwierdził Akihito, wkraczając do kuchni zaopatrzony w pełny rynsztunek egzorcysty. Dopiero skończył się przebierać po nocy pełnej wrażeń.
- A-Akihito-san ma rację - Shiemi pokiwała głową. - W-wciąż mam drobne wątpliwości, czy podołam, a-ale... ALE... Ale... Chciałabym stać się taka silna jak wy, Harumi...-chan... Rin-kun... Chcę móc obronić się w razie cz-czego i... wesprzeć moich nowych p-przyjaciół - wydukała. - D-d-dlatego... jeśli mogłabym... jeśli mogłabym prosić o także wasze w-wsparcie...
Rin spojrzał na Harumi oczekując porozumiewawczego spojrzenia, ale ona opierała się na łokciach, z twarzą schowaną za szerokimi rękawami zielonego kimono we wzory pączkujących gałęzi.
- Z mojej strony, nie ma sprawy, jeśli to jest to, czego chcesz, to powinnaś zawalczyć! A obiecuję, że będę u twojego boku, by cię wesprzeć - zapewnił Rin, uśmiechając się do niej szeroko, w sposób, który był unikalny tylko dla niego.
I teraz wszyscy spojrzeli wyczekująco na Harumi. Midori Moriyama z niemą prośbą, do której by się nie przyznała, że może ta silna, pyskata i samowystarczalna dziewczyna stanie się dla Shiemi podporą. A blondynka z nadzieją na prawie to samo. Na przyjaciółkę. Yukio chrząknął, stojąc niemo za Shiemi obok pani Moriyamy.
W końcu ciszę przełamał Akihito, lekko szturchając ją w ramię.
Opuściła ręce i wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyli w jej czerwone teraz oczy.
- Nie... - zaczęła, ale urwała, kaszlnęła, jakby coś stanęło jej w gardle. - Niech będzie.
Nie wiesz w co się pakujesz. Obiecuję, że gdy będę mogła - pomogę, ale czeka cię wiele łez. Nie przychodź wtedy z nimi do mnie. Powiem tylko: Masz za swoje.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Siemka ludzie!
*cykanie świerszczy i kłąb siana*
Mogłam się tego spodziewać... Tak, tak, wasza autorka jest beznadziejna... Ale cóż ja mogę? Siła wyższa, takie życie i już. Moja wena na to opowiadanie, jest jak puste pudełko po lodach. Staram się jeszcze coś naskrobać przynajmniej raz w miesiącu. Nie będę już was łagodziła obrazkami, bo dzisiaj mi się szukać nie chciało. Mam nadzieję, że się podobało... Zaraz, co to za cholerna nadzieja? Jej nie było w scenariuszu i tyle!
*cykanie świerszczy i kłąb siana*
Mogłam się tego spodziewać... Tak, tak, wasza autorka jest beznadziejna... Ale cóż ja mogę? Siła wyższa, takie życie i już. Moja wena na to opowiadanie, jest jak puste pudełko po lodach. Staram się jeszcze coś naskrobać przynajmniej raz w miesiącu. Nie będę już was łagodziła obrazkami, bo dzisiaj mi się szukać nie chciało. Mam nadzieję, że się podobało... Zaraz, co to za cholerna nadzieja? Jej nie było w scenariuszu i tyle!
Nieważne.... Ja po prostu zdycham ludzie. Tyle mi fanficów we łbie, że szok! Znów muszę odłożyć rozdział na Prawdziwej Magii z powodu braku weny i **** kiedy wróci.
Księżniczko Mroku.... kiedy przeczytałam twój komentarz i to pytanie... to cóż... Odpowiem ci prosto, raczej nie w tym życiu... No heloł! Ja mieć 13 wiosen na karku! Fakt faktem, święta nie jestem i wiem, o co kaman, ale jeżeli idzie o pisanie... hola, hola!
Nieważne =-=, powiem wam jeszcze, że nie wiem, kiedy będzie następny rozdział...
Przyznajcie, Azazelek fajny, co? Fajny, ja wiem, że fajny :D Równie fajny, co mój Hayatosz z Vampire Knight(wprawdzie gość wymyślony, ale jaki fajny)...
Okay, ja spadam... Oczy mi się zamykają...
Bayoł!
Hej rozdział ciekawy, twój poziom pisania jest coraz lepszy, może napiszesz mi kolejną pracę domową z polskiego. Chce więcej HarumixRin ^^ kocham tą parkę. Dziękuje za dedykacje w poprzednim rozdziale. Przepraszam, że nie przeczytałam wcześniej, ale to takie postanowienie,że od świąt do 6 grudnia zero komputera. Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z wyrazami szacunku dla wspaniałej autorki bloga.
No i mamy nowy rok 2013 !!! I bardzo ciekawy rozdział mam nadzieję, że pojawi się niedługo rozdział z wezwaniem chowańców !!!
OdpowiedzUsuńTaaaaaaaaaaaaaaaaaak. Nowy rozdział. Tak jak obiecałam dodaje komentarz troche póżniej, ale chyba ważnie, że jest, co nie? No i co do rozdziału to cudowny, wspaniały, idealny, genialny, boski... MOgłabym tak wymieniac i wymieniać, Co do mojego pytania, to takie cos wpadło mi do głowy i sie zapytałam. A co do twojego pisania to naprawdę twierdzę, że świetnie piszesz, poniewaz nie raz nie dwa wejde na jakiegos bloga i zapowiada sie fajnie, ale jak przeczytam notke to rzygac się chce. Matko swięta! Te osóbki zakładaja blogi, a pisza jak osoby w trzeciej klasie podstawówki i to maksymalnie. Zdania- tylko i wyłacznie pojedyncze- krótkie i jak się czyta, to od razu mozna powiedziec co będzie w całym opowiadniu tematem przewodnim i co się wydarzy. Sa tak przewidywalne, że aż strach! A ty piszesz tak, że jak się czyta twoje notki to ma sie ochote na więcej i więcej! Są długie, napisane poprawnie pod błędami stylistycznymi, ortograficznymi, frazeologicznymi, leksykalnymi... Szkoda, że nie ma obrazków, ale jest ok. I muszę ci przeznac, że Azael fajniutki! AAAAAAAAAAAAAAA! Ja go chcę! On jest mój! No i te opisy Harumi. Boskie! Az się ma ochotę czytać je jeszcze raz. I moge powiedzieć, że po twoich notkach nie widać, że masz brak weny. Jedyne to ilosć dodawanych notek. Ale jestem pełna podziwu dla ciebie, że nadal piszesz to opowiadanie, poniewaz prawie w kazdej notce jest napisane, ze nie masz weny! I mam nadzieję, że szybko napiszesz nowy rozdział! Kocham tego bloga! I ja też sobie powymyślałam pewne osóbki do Vampire Knight! Wprawdzie jest to dzewczyna, ale jest opowiadanie suuuuuuper! A jesli miałabym mówić kogo najbardziej lubię z postaci w Vampire Knight to Zero i Aido! No co ja powiem, że oni sa tacy faaaaajni? No i mam pytanko? Nie ogladsz może Naruto? A jeśli tak to nie miałabyś ochoty napisac jakiegos bloga razem z nimi? Kocham ciebie i tego bloga! Czekam na następna notkę! Pisz ja szybko!
OdpowiedzUsuńPS. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam!
Ależ ty się księżniczko rozpisałaś... Ale osiągnęłam sukces, przeczytałam twój komentarz ^-^
OdpowiedzUsuńJestem z siebie dumna...
A co do notki, no cóż, czego ja ci już nie napisałam... Wciąż, że super piszesz, choć myślę iż od tego aż ci się rzygać chcę. Tia... Uwielbiam te trzy kropki ^-^
Kyoham! <33
Huh. Przeczytanie wszystkiego trochę mi zajęło, ale warto było ;) Z rozdziału na rozdział podoba mi się coraz bardziej <3 Aktualnie wróciłam do pisania starego bloga, więc zapraszam. Niedługo nowa notka, jeśli wcześniej nie dostanę szlabanu za oceny :D Bye!
OdpowiedzUsuńTak jak się kłócisz na gg z Hades... ja z Izu..... to i tak fajno! Weny życzę, bo resztę mówię na gg :D
OdpowiedzUsuń