Rozdział bardziej poświęcony Harumi i jej pierwszemu przyjacielowi w Akademii XD Ale nie martwcie się, będzie jeszcze wiele akcji z Rinusiem ^_^
H: Poza tym, Desu chciała napisać to z perspektywy Rin'a, ale coś jej strzeliło i pozostała w szoku, gdy dowiedziała się, że Usui Takumi z Kaichou wa Maid-sama, ma tego samego seiyuu, co Rin...
Mój świat się kończy... O_O
Mój świat się kończy... O_O
---------------------------------------------------------------------------------------------
Minęło kilka dni, od kiedy jakiś Szatan usadził ją obok Takary Nemu, alias Miotłowłosego, dziwnego, nieco cichego - nie odezwał się praktycznie ani razu - gościa, komunikującego się wyłącznie z i przez swoją pacynkę. W dziwacznie sztywnej atmosferze zleciał pierwszy tydzień ich edukacji w Szkole Specjalnej. Nie mogła powiedzieć, żeby przez ten tydzień wyspała się zbytnio, albo znalazła przyjaciół - do czego nie dążyła. Ale od kiedy ona i Okumura zostali wybawieni przez Yukio - czytaj, uwolnieni z kajdanek - coraz częściej kręciły się wokół niej siostry Murakami, a uwierzcie, nie było to fajne. Z kolei jej relacja z Rin'em się rozluźniła. Niee, nadal skakali sobie do gardeł, ale przynajmniej nie musieli mieć ze sobą do czynienia na każdym kroku, jak podczas tych feralnych dni.
Starała się też nie wzywać Amano, zwłaszcza w szkole. W akademiku pozwalała mu rozprostować skrzydła, ale jeżeli opuszczali go w jakimś konkretnym celu, to stanowczo zakazywała mu przemiany. Dlatego siostry Murakami sądziły, że jest niegroźnym zwierzakiem, którego Mina bardzo lubiła, natomiast Mika unikała jak ognia - ironia losu.
Akihito nadal próbował ją socjalizować i ubolewał nad jej brakiem interakcji z rówieśnikami. Azazel tymczasowo dał spokój, ale od pewnego czasu coraz częściej słyszała głos rozbawionego Belzebuba.
Powoli zaczęła przyzwyczajać się do tej pokręconej rutyny.
Wracając do teraźniejszości.
Harumi siedziała, jak na szpilkach. Jej sąsiad z ławki roztaczał wokół siebie doprawdy przerażającą atmosferę, a pomimo, że miał zamknięte oczy przez cały czas, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż ciągle się na nią gapi. To odczucie przyprawiało ją o dreszcze, które wstrząsały do tego stopnia, że aż ogon zaczął jej się trząść i musiała na nim usiąść, by nie wydostał się spod spódniczki. Cały czas notowała, nie miała nawet odwagi położyć się na ławce. Czuła na sobie też wzrok nauczyciela, był zadowolony, że tak uważa na lekcji, a co więcej, zaśmiewał się z niej w duchu, bowiem dzięki tej decyzji zapewnił sobie zemstę na Karamoricie. Drobny uśmieszek na jego 'szpetnej' - według dziewczyny, gębie, nie mógł ujść płazem. Ze złości i nerwów aż złamała ołówek... Ale tego nie zauważyła i ściskała go, aż zostały z niego trociny.
Starała się też nie wzywać Amano, zwłaszcza w szkole. W akademiku pozwalała mu rozprostować skrzydła, ale jeżeli opuszczali go w jakimś konkretnym celu, to stanowczo zakazywała mu przemiany. Dlatego siostry Murakami sądziły, że jest niegroźnym zwierzakiem, którego Mina bardzo lubiła, natomiast Mika unikała jak ognia - ironia losu.
Akihito nadal próbował ją socjalizować i ubolewał nad jej brakiem interakcji z rówieśnikami. Azazel tymczasowo dał spokój, ale od pewnego czasu coraz częściej słyszała głos rozbawionego Belzebuba.
Powoli zaczęła przyzwyczajać się do tej pokręconej rutyny.
Wracając do teraźniejszości.
Harumi siedziała, jak na szpilkach. Jej sąsiad z ławki roztaczał wokół siebie doprawdy przerażającą atmosferę, a pomimo, że miał zamknięte oczy przez cały czas, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż ciągle się na nią gapi. To odczucie przyprawiało ją o dreszcze, które wstrząsały do tego stopnia, że aż ogon zaczął jej się trząść i musiała na nim usiąść, by nie wydostał się spod spódniczki. Cały czas notowała, nie miała nawet odwagi położyć się na ławce. Czuła na sobie też wzrok nauczyciela, był zadowolony, że tak uważa na lekcji, a co więcej, zaśmiewał się z niej w duchu, bowiem dzięki tej decyzji zapewnił sobie zemstę na Karamoricie. Drobny uśmieszek na jego 'szpetnej' - według dziewczyny, gębie, nie mógł ujść płazem. Ze złości i nerwów aż złamała ołówek... Ale tego nie zauważyła i ściskała go, aż zostały z niego trociny.
Oj już ona dopilnuje, by Mara zajęła się jego spokojnym snem i uczyniła z niego koszmar. Nawet nie zauważy, kiedy w jego domu zagnieżdżą się gobliny. Podparła głowę ręką i westchnęła z zadowoleniem wyobrażając sobie te wydarzenia. Nauczycielowi nie umknęła jej krótka przerwa w pisaniu i już miał zareagować, gdy zrobiła to za niego pacynka Takary.
- Co to za przerwa kadecie?! - na jego szorstki głos podnieśli się wszyscy kandydaci na egzorcystów, znudzeni lekcją o rodzajach ksiąg w Biblii i ich wykorzystaniu przeciw demonom. - Do notatek! Już! Ostrzyć ołówek własnymi zębami, w wojsku nie ma sekundy na odpoczynek! - krzyczał, na co Harumi drgnęła, lecz zaraz przewróciła oczami i wykrzywiła się na parę różnych sposobów, mamrocząc pod nosem coś niepochlebnego. - Raz, dwa, raz, dwa...! - i nagle poczuła, jak coś klepie ją w głowę, niby delikatnie, ale Karamorita była gotowa rozszarpać delikwenta. Dlatego też, zrobiła, co podpowiadał instynkt i w sekundzie zwróciła się twarzą w stronę Takary, w jej srebrnych tęczówkach rozlała się czerwień. Na ramieniu poczuła dłoń nauczyciela, który widocznie zauważył ten tajemniczy błysk w jej oku.
- Spokój - rzekł twardo. - Karamorita, jeżeli się nie uspokoisz, to znów wylądujesz u dyrektora - ostrzegł i zwrócił się do Takary, użył westchnienia słynnego pośród uczniów akademii, znanego już teraz pod nazwą: "Westchnienie Masamune Kyouty", skierowane jedynie do nastolatków specjalnej troski. - A co do ciebie, Takara-kun... Postaraj się zachować swoje opinie dla siebie, następnym razem, dobrze?
'Miotłowłosy', jak go określała Harumi, podniósł głowę wyżej, ukazując nauczycielowi najmniej inteligentny wyraz, jaki mogła wyprodukować MI-MIKA (Hue, gra słów). Mimo, że oczu nie miał otwartych, to mięśnie jego gęby poruszały się idealnie. Rozdziawił usta, albo zdziwiony, albo po prostu nie rozumiał. Wystawił pacynkę przed siebie.
- Od kiedy to zwykły kadet krytykuje generała?! - zdenerwował się płócienny stworek, a Takara poruszył nim tak, by wyglądał na zbulwersowanego i jeszcze ułożył mu łapki, na etto, biodrach...[H: Pacynka ma biodra =.= D: Oj cicho tam!]
- Powiedziała skarpeta - prychnęła Harumi, na co Shima siedzący za nią, zarechotał rozbawiony.
Suguro skarcił go, uznając, że schodzi do poziomu dzikusów, lecz różowowłosy machnął na to ręką odpowiadając, 'Śmieszne jest śmieszne' i podparł głowę ręką, nieciekawym - dla Harumi - wzrokiem obejmując swoją sąsiadkę z przodu.
Teraz to kochana 'Skarpeta' nie wytrzymała i zaczęła się naparzać z Karamoritą. Bitwa na wyzwiska trwałaby dalej, ku uciesze Shimy i co ciekawe, Okumury, gdyby w końcu zirytowana dziewczyna nie chwyciła pacynki w obie ręce i nie zaczęła dusić. Wtedy profesor Masamune zawołał Suguro do pomocy, jako jedynego 'mądrego', na co z kolei zdenerwowała się Kamiki. Bon w miarę sił, a strongman'em nie był, rozdzielił Harumi i Skarpetę i dysząc przytrzymywał ją na krześle, założywszy jej zapaśniczy uścisk na szyi.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam, Kutsushita![Skarpeto!] - wykrzyknęła bojowo szatynka, rwąc się ile sił.
I teraz pan Masamune Kyouta dostał lekcję życia. Brzmiała ona tak: "Z kimkolwiek Karamority nie usadzisz, zawsze znajdzie powód do kłótni" i owa lekcja byłaby już ustanowiona na amen, jak przykazania na kamiennych tablicach, gdyby nagle nie dostał olśnienia, kątem oka zauważając Moriyamę. Ta delikatna blondynka z pewnością poskromiłaby napady złości trudnej uczennicy. I usadziłby je razem, gdyby nie słowa Karamority:
- Co panie pedagogo numero uno? Udało się? - parsknęła.
Ta nastolatka była niczym demon. Budziła w człowieku gniew - ale nie taki zwyczajny, furię. Poczuł, że się poci, okulary zjechały mu z nosa, ale zaraz je poprawił. Był obiektem uwagi i od jego decyzji zależała jego pozycja w tej klasie. Czy zmieni jej miejsce? Gdyby to zrobił, byłaby jeszcze nadzieja na zmianę jej postępowania. Ale z drugiej strony przyznałby się do swojego błędu, a to oznaczałoby klęskę. Odetchnął głośno.
- Udało, udało - zapewnił jadowicie. - Macie nie drzeć kotów z Takarą, przekażę innym nauczycielom, żeby na was uważali - ostrzegł.
- Jaasne... - prychnęła Harumi, wywracając oczami.
- I za to, Karamorita, nagrabiłaś sobie, wraz z Takarą będziecie sprzątać salę gimnastyczną po dzisiejszym treningu z Tsubakim-sensei - oznajmił Masamune klaskając w ręce. - Ach, genialny jestem, czyż nie? - i spojrzał na nią wzrokiem jednoznacznie mówiącym "Potwierdź, bo czeka cię coś gorszego", więc mruknęła ciche 'tak' pod nosem i odwróciła wzrok, zdenerwowana do granic możliwości. - Dobrze więc, wracamy do omawiania... Na czym to ja skończyłem? Ach tak, na demony niższej kategorii z rodziny Króla Iblisa...
"Bla, bla, bla i ple, ple, ple... Na cholerę mi to..." - westchnęła i niechętnie wróciła do notatek, ale teraz czuła na sobie jeszcze mocniej, spojrzenie tego gostka, Takary. Aurę produkował na miarę demonów. Czyżby w jego rodzinie byli przodkowie youkai? Nie wiedziała tego na pewno, ale hipoteza wydała się aż zbyt słuszna. Smagając długopisem po kartkach notesu starała się już nie wybuchać, nie zamierzała potem w oczach egzorcystów, wyglądać jako nieokrzesana dzikuska, a w razie gdyby wszystko wyszło na raz, nieobliczalny cel... Potrząsnęła głową. Nie, nawet nie można było jej tak myśleć. Nie ma 'w razie gdyby wszystko wyszło na jaw', a jest 'nic nigdy nie wyjdzie na jaw'.
Nagle usłyszała dziwne stukanie. Podniosła głowę, nie odrywając rysika ołówka od papieru. Rozejrzała się po klasie. Nauczyciel nadal dyktował, więc raczej nic nie usłyszał, a z pozostałych uczniów tylko Okumura zareagował. Jego spiczaste uszy drgały.
Stukanie nie ustawało, jakby ktoś młotkiem uderzał o kamienną posadzkę. Jednak oddalało się z każdą chwilą.
- No już! Zaraz cię złapię!... ... Ło kur** pie*** ty! - to był jak nic głos Yuzuru... Może złapała jakiegoś wagarowicza z wyższej klasy? Wzruszyła ramionami i odetchnęła z ulgą. Okumura nie przejmował się tym za bardzo, więc i ona się na to zdecydowała. Nie to, że się z nim zgadzała, po prostu jakoś miała szacunek do jego przeczuć.
Nawet nie zauważyła, kiedy minęła jedna lekcja, a potem druga, do wychowania fizycznego pozostały jeszcze dwie, znienawidzone przez Harumi lekcje, chemia, choć można ją było określić mianem 'alchemii'. Wprawdzie nie dokonywali wskrzeszeń, ani nie wywoływali dusz z zaświatów za pomocą mieszanek fosforu i siarki, czy czego tam, ale tworzyli napoje, eliksiry, albo mikstury, jak kto woli, o niesamowitych właściwościach. Wedle słów nauczyciela, pana Iwahary Makoto, do podobnych zajęć nadawali się najbardziej Doktorzy i Tamerzy... Jednakże - tu przytoczył oczywiście "ciekawe" opowieści - o wspaniałym Rycerzu prosto z Włoch Marco d'Blange, który to posiadł najwyższy poziom wiedzy alchemicznej, któremu zawdzięczamy większość dotychczasowych odkryć. Drugim piekłem była historia... Fakt, można dowiedzieć się z niej ciekawych rzeczy, ale nie w takiej formie, jaką pokazywał im pan Iriya Subaru.
Jednak zanim nadeszła lekcja alchemii, nastała przerwa. W czasie jej mijania, po korytarzach chodzili nauczyciele. Dziwne, gdyż większość czasu po lekcjach spędzali na misjach, lub zwiadach. A teraz, Yuzuru, Akihito, Tsubaki Kaoru, Kyouta i kogo tam jeszcze znaleźli, spokojnym krokiem przechadzali się po niemal pustej szkole.
Harumi zerknęła na brata kątem oka, dostrzegła, że i on spojrzał na nią, lecz nie powiedział nic, tylko dalej robił swoje. Nie ma potrzeby go wypytywać, bo gdy przychodziło do rozkazów Mephisto, to zawsze robił swoje. ZAWSZE.
Westchnęła i poszła dalej, lecz nagle poczuła, że na coś wpada i gdyby się nie podparła nogą, to z pewnością wylądowałaby na ziemi, a nie chciała rozpłaszczyć się na podłodze, jak cholerna idiotka, zwłaszcza na oczach 'Świętej Trójcy', ich klasy.
- Uważaj, jak... Ła! - aż pisnęła, kiedy napotkała przed swoją twarzą różową pacynkę.
- Jak ty chodzisz kadecie?! Co? Pyskować się zachciało do generała?! Na glebę i dwadzieścia pompek! I to już! - wykrzyczała zaparzona do boju pacynka, kręcąc głową na boki. - Co się tak gapisz, jak sroka w gnat?! Na glebę i... pięćdziesiąt teraz! - huknął.
- Ani mi się śni, ty cholerna Kutsushita! - i już miała rzucić się na tą, wydawałoby się z pozoru, dziecięcą zabawkę, między nimi stanęła 'brewka', jak ją teraz określiła Harumi. Izumo Kamiki, miała bowiem na czole dwie imponujące brwi, przypominających jej nieco kostki od gitary, jaką posiadał w swoich rzeczach Akihito.
- Możecie wreszcie przestać?! - warknęła Kamiki. - Waszych dziecięcych awantur wszyscy mają po dziurki w nosie... Co lekcję tylko 'Kutsushita, kutsushita', albo 'kadet, kadet' - niemal wypluła te słowa. - Naprawdę nie możecie dorosnąć i zachować resztki przyzwoitości?!
- Eee, nie? - odparli naraz Skarpeta i Harumi.
Izumo zazgrzytała zębami, a Karamorita mogła przysiąc, że zobaczyła w jej oczach niebezpieczny błysk. Potomkini youkai, jak nic. Otaczała ją specyficzna aura.
- Ooo! Kogoś tu nerwy ponoszą, kadecie no.2? Czyżby bunt przeciwko generałowi?! Już ja ukarzę buntowników odpowiednio - wykrzyknęła pacynka, zakładając łapki, ręce, czy co to, na krzyż. - Też na glebę i czterdzieści!
- Chyba śnisz, pacynko - syknęła Izumo.
- I-Izumo-chan... - Paku podbiegła do nich, próbowała jakoś załagodzić spór. - Izumo-chan, nie denerwuj się, to wszystko można wyjaśnić... Panie Handopapetto - próbowała, próbowała i ostatecznie na nic się zdała, bo Skarpeta rozzłościł się jeszcze bardziej.
- Nie jestem jakąś pacynką! Jestem generałem, a za obrazę generała, na glebę i czterdzieści! - zdenerwował się jeszcze bardziej, aż wydawało się, że poczerwieniał, natomiast Takara, jak stał, tak stał.
Rin siedział w pewnym oddaleniu, wcześniej gawędził z Shiemi na temat poprzedniej lekcji i zbliżającej się alchemii.
Kiedy Shiemi wyznała, że chciałaby znaleźć przyjaciół, nie wiedział co powiedzieć, dodała szybko, oczywiście to nie tak, że jego przyjaźń jej nie wystarcza, ale... No właśnie... przyjaźń. I tu był pewien problem. Prawda, Shiemi bardzo mu się podobała. Była ładna, bez wątpienia. Imponowała mu wytrwałością i siłą ducha, z jaką opowiadała o swoich ostatnich postępach. Cieszyło go też, że wreszcie poznał dziewczynę, która: nie zachowywała się brutalnie i nie była wredna - jak Harumi, nie okazywała się psychiczną stalkerką - jak Mika, nie upijała się i nie miała skłonności sadystycznych - jak Yuzuru. Co by się nie działo, zakochanie, czy zauroczenie, nie mogło zepsuć mu życia, a jedynie polepszyć.
Cały czas uśmiechał się jak głupek.
- Ah! Harumi-san? - i czar prysł.
Moriyama zeskoczyła z parapetu, poprawiła kimono. Następnie podbiegła dosyć niezdarnie do zbiorowiska, w którym trwała awantura. Widząc, jak Harumi znów kłóci się z 'Kutsushitą', nieco go rozbawiło i zarechotał.
Shiemi uprzejmie, podobnym sposobem do Paku, spróbowała dogadać się z pacynką. Z tym, że jej metoda była bardziej wyszukana. Przez kilka chwil blondynka usilnie chwaliła Skarpetę, a ten, wydawało się, uśmiechał się na jej słowa. Rin zachichotał. I zepsuł wszystko.
- Hm?! Czyżby nowy rekrut próbował mi się podlizać?! - huknął, no właściwie nikt nie wie, jak on/ono ma na imię. - Teraz to przesadziliście! A ten tam?! Ha?! No kochany, to nie jest czas na zabawy! Komedyjka? Komedyjka się podoba?! Dobra, mam was dość kadeci!
Harumi przez chwilę próbowała jakoś zrozumieć sens jego słów, gdy nagle usta pacynki otwarły się szeroko, a z jej wnętrza buchnęło tajemnicze, złote światło. Nie rozumiała, co to znaczy, do momentu, w którym wylądowała na podłodze i zaczęła wykonywać swój przydział, czyli pięćdziesiąt pompek. Zauważyła, że czy chcą, czy nie, wszyscy, którzy znajdowali się na tym korytarzu i podpadli pacynce, właśnie robili pompki.
- Co do cholery...?! - wykrztusił Rin, nieco ogłupiały od tych dziwnych zdarzeń.
- Dlaczego robię pompki? - wydukała Izumo, zaczęła mocować się ramionami, ale jej stawy robiły co chciały. - Takara-kun, to nie są żarty, masz przestać!
Takara zwrócił się do niej i przekrzywił głowę zdziwiony.
- Taka jest kara za niewypełnianie poleceń, rekruci, adieu! - zawołała pacynka.
Harumi westchnęła.
- Nie wiem, co się dzieje, ale już mam dla niego imię, Yarou [dupek] - powiedziała, z dziwnym, jak na tę sytuację, stoickim spokojem. I nieważne, czy ją lubili, czy nie, w tej chwili każdy, (nawet Shiemi i Paku, co prawda z lekkim wahaniem) się zgodził.
Jeden z nauczycieli, Tsubaki Kaoru, przechodził właśnie korytarzem i zauważył ich, aż stanął, jak wryty.
- Dzieciaki, czemu w pompki robicie?! - wydusił, przecierając oczy. W całym swoim życiu nie widział, by nastolatkowie dobrowolnie poddawali się ćwiczeniom fizycznym. - Coś się stało?! Demon napadł na szkołę?!... Znaczy, phh... - prychnął sztucznie. - Wcale, nie napadł, wcale nie napadł, a wy wcale nie robicie pompek przez niego... Właściwie czemu je robicie? - w tej nerwowej plątaninie słów, wyraźne było to pytanie.
Ahaa, a więc demon napadł na szkołę, to stąd te odgłosy. Dla Harumi wszystko już było jasne.
- Bo nam kazano - odparła Paku.
- A kto wam kazał?! Chcę poznać tego bohatera! Będzie moim nowym idolem! - Tsubakiemu gwiazdki zaświeciły się w ciemnych oczach, aż odruchowo zacisnął dłoń w pięść.
- Yarou-k-kun... - odparła niepewnie Shiemi.
Kaoru popatrzył na nią surowo i pogroził palcem.
- Wyrażaj się Moriyama-san, jesteś w miejscu publicznym, a tu nie toleruje się wulgaryzmów... - westchnął. - Ale tym razem wam odpuszczę. Nie wiem, kto was do tego zmusił, ale muszę kiedyś spotkać tego człowieka...
I odszedł, a za rogiem już wołał Akihito, zapewne chcąc opowiedzieć mu o tym ewenemencie. A gdy minęło kilka minut i przerwa się skończyła. Powróciło kółko różańcowe i Takara. Trójca miała okazję pośmiać się i popodziwiać Harumi, która kończyła ostatnią dziesiątkę.
Zirytowana i zmęczona udała się do klasy, złorzecząc pod nosem i ciskając gromy w stronę dumnego z siebie Skarpety, a co więcej w kierunku niby to niewinnego Takary. Kiedy już usiadła na krzesło, czuła, że zbliża się sen, ale wytrzymała całą alchemię. Ta wiedza mogła jej się przydać, jako Tamerowi.
Wytrzymała całą lekcję, okazjonalnie odwarkując coś Yarou. Kiedy w końcu nastąpiła przerwa, z westchnieniem ulgi, wyleciała z klasy, jak z procy i ani myślała pozostać na korytarzu. Przebiegła przez hol, niemal bezdźwięcznie i kryjąc się w cieniu kolumn okrążyła fontannę, a nie dostrzegając nikogo, odetchnęła i zbliżyła się do niej.
Kilka dni temu siedziała tu, płacząc i myjąc twarz... Miała wrażenie, jakby od tamtego czasu minęły wieki.
Nie ukryje faktu, że straciła trochę na godności. Ale były i plusy, pobiła Suguro i trochę się wyżyła.
Wspięła się na fontannę i zanurzyła w niej ręce. Woda była chłodna i przyjemna. Swoją tajemną mocą zmyła jadowity uśmiech z jej twarzy i pozostawiła spokój.
- Szukasz wyjścia, Pandoro-chan...?
Ani drgnęła. Ale znała ten głos, należał do Belzebub'a. Kątem oka zauważyła cykadę fruwającą w pobliżu jej ucha. Znowu się odezwał? Naprawdę musiało mu się nudzić w Hanshy.
- A nawet jeśli? - podchwyciła jego grę. - Wszystkie chwyty dozwolone Belzi, równie dobrze mogę teraz utopić się w tej fontannie i nic mi za to nie zrobią, prawda? - odparła spokojnym tonem.
- Ale odrodzisz się na nowo i będziesz się odradzać za każdym razem, byle tylko spełnić swoje przeznaczenie, Pandoro-chan. Poza tym pamiętaj, że On ma jeszcze wiele asów w rękawie.
Harumi poczuła dziwne ukłucie w sercu, a zaraz potem pulsujący ból w skroni, który rozchodził się z jednego punktu na całą głowę, jakby ktoś wbił jej sztylet w czaszkę. Woda otaczająca dłonie stała się przerażająco mroźna i niemal wciągała ją w swe czeluście. Harumi przestała oddychać. Kłucie rozpoczęło się w płucach, czuła w nich wodę... Chciała chwycić się za szyję, ale jakby ją sparaliżowało w tej pozycji.
- Nie jestem twoim wrogiem, Pandoro, wręcz przeciwnie, sprzymierzeńcem, ale tacy jak Iblis, Egyn, czy Amaimon wiele by dali, żeby mieć twoją głowę w swej kolekcji... Och, i wiesz, z tego, co mi wiadomo, Egyn otrzymał swój klucz do wieczności...
Zaczęła się ostro krztusić. Nagle w wodnej toni coś jej mignęło, kształt twarzy... twarzy, której nigdy nie chciała widzieć. Czarne plamki zamigotały jej przed oczami. Wróciło wspomnienie, jak czeluść wody zamknęła ją w swych objęciach i poczuła błogość, zupełnie, jak teraz...
- Mori? Co ty tu robisz?
Że też teraz musiało go tu przywiać. Warknęła coś pod nosem i spróbowała uwolnić dłonie, na próżno. Co ma im na to odpowiedzieć? Król Wszechoceanu, Egyn i twój brat Okumura, chce mnie zabić, żebym nie mogła cię strzec? No dajcie spokój... Nie myślała nad tym długo. Jeżeli Egyn chce ją w wodzie, to ją psiakrew, w wodzie dostanie. Odbiła się stopami od krawędzi fontanny i dała nura na metrową głębokość tego zbiornika. Szanse na przeżycie? Minimalne, ale kogo by to obchodziło, kiedy staje się oko w oko z Królem Wody. Jego sylwetka zamajaczyła gdzieś na tle złotej ściany basenu, lecz Harumi nie miała za wiele czasu, żeby się przyjrzeć. Wystawiła mu język. Mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął.
Jak chcesz, to mnie zabij, ostatecznie i tak pójdę do piekła! - krzyknęła w myślach, a wtedy sylwetka Egyn'a zaczęła się rozmazywać, aż w końcu zniknęła całkowicie. Zaklęła w duchu. Ale taka już jego natura.
Przeklęła go z całych sił, gdy poczuła, jak coś ją łapie w pasie i wyciąga ponad taflę wody. Kiedy tylko wynurzyła głowę z czeluści, zaczęła łapczywie wdychać tlen i wypluwać zgromadzony w płucach płyn, pokasłując jeszcze.
- Czy ty jesteś szalona?! - to głos Rin'a, wiedziała to, pomimo, że miała zatkane wodą uszy.
- No na pewno myślę trzeźwiej od ciebie - rzuciła, pomiędzy kolejnymi napadami kaszlu.
- Dzięki Bogu...
Ha? Odwróciła głowę i ku swojemu zdziwieniu ujrzała Moriyamę. Blondynka wróciła zdyszana z ręcznikami, a za nią stał Akihito z wyjątkowo nietęgą miną. Oho, jak zawsze nikt nie rozumie geniuszu mojej misji. Tym razem pewnie wyląduję w kajdankach z Takarą.
- Harumi-san, jak się czujesz? Czemu wskoczyłaś do tej fontanny? Zawstydziłaś się? A może ktoś cię wcześniej gonił? Czy przestraszyłaś się mnie i Rin'a, jeżeli tak, to przepraszam! Naprawdę nie powinnaś była tego robić, ostatnio temperatury nieco spadły i wieje wiatr, jeżeli by cię przewiało, mogłabyś się przeziębić, a wtedy opuszczałabyś lekcje, a to się nie może stać, bo zrobiłabyś sobie zaległości i trudno by je było nadrabiać. A jeśli wyszłoby z tego coś poważniejszego, to przez nieobecności mogłabyś zawalić rok! - słowotok Shiemi trwał nieprzerwanie, kiedy ona sama zakryła ramiona szatynki jednym z ręczników, a drugim zaczęła suszyć jej włosy.
- Mógłbym zatrudnić Moriyamę całodobowo - wyszeptał Akihito pod wrażeniem. - Ktoś taki by się przydał... - udał, że ociera łezkę wzruszenia.
- Biedna Shiemi... - westchnął Rin. Suszył na słońcu swoje przedramiona, które zmoczył łapiąc Karamoritę. Na szczęście myślał trzeźwo i zdążył zrzucić marynarkę. Rękawy koszuli wycisnął i podkasał.
- Ja wiem, czy taka biedna?
Oboje obserwowali Harumi, która patrzyła na blondynkę, jak sroka w gnat. Kiwała głową w milczeniu, z lekko otwartymi ustami. Czegoś takiego, takiej bezinteresownej troski, od przybycia do akademii nie doświadczyła, więc było to dla niej dosyć dziwne przeżycie. Shiemi beształa ją jak matka, której nigdy nie miała. Na koniec odetchnęła z ulgą i ją przytuliła, ciesząc się, że wszystko w porządku. I to przelało czarę. Przed oczami Harumi zamajaczył niewyraźny obraz kobiety, na oko osiemnastoletniej... Ona...
- A-arigato, Moriyama - mruknęła Harumi odsuwając ją od siebie. - Pójdę się przebrać w strój do ćwiczeń, ostatecznie i tak mamy wuef po historii - oznajmiła i odeszła, lekko chwiejąc się na nogach.
- H-Harumi-san? - zdziwiła się blondynka pozostawiona na brzegu fontanny.
- Nie przejmuj się nią, to wiedźma - prychnął Rin i usadowił się obok niej. Czuł na sobie nieprzychylny wzrok Akihito, lecz nie zamierzał na niego reagować, sam powinien się przekonać, że jego siostra jest straszna.
Nagle poczuł z pozoru lekkie pacnięcie w głowę.
- Ri-Rin-kun ni-nie powinieneś tak mówić o Ha-Harumi-san! - krzyknęła Shiemi, wydymając policzki ze złości. - Harumi-san jest bardzo miła i nie zasługuje, by nazywać ją 'wiedźmą' - irytowała się blondynka, założyła ręce na krzyż i odwróciła się, zadarła nos do góry, teatralnie się 'fochając'.
Boże, żebym przez tą... ugch! Idiotkę miał stracić Shiemi?! - Rin czuł, że gotuje się od wewnątrz i lada chwila wybuchnie.
- Shi-Shiemi, to nie tak, ona... - próbował się tłumaczyć, lecz drastycznie mu przerwano.
- No, no, no, czyżby kłótnia kochanków? - prychnął Ryuuji, ukazując się w słonecznym blasku. Srebrne kolczyki w jego uszach zabłysły, niemal oślepiając Okumurę. Za nim krok w krok podążali Renzou i Konekomaru.
Nie musiał chyba tłumaczyć, że obecność super-świetnego Bon'a nie było mu na rękę. Kiedy Harumi darła koty z Nemu, on miał własne problemy, takie jak, cóż, mało imponujący stopień, który otrzymał z odpowiedzi u Akihito. I mimo, że Tadamasa rzucał mu wszelkie koła ratunkowe, Rin nie znał odpowiedzi. Tyle się ostatnio działo... Nie miał czasu nawet zajrzeć do książki. A zresztą na co mu ta wiedza? Ze swoim mieczem i umiejętnościami nie potrzebował znać specyfikacji demonów.
Ale wracając do puenty... Ryuuji przezwał go idiotą i wywiązałaby się z tego bójka, gdyby Takara i Karamorita ich nie wyprzedzili. Natomiast Suguro za karę został wezwany do odpowiedzi i dostał najwyższy stopień. A na jednej z pierwszych przerw, przez przypadek wylał sok na jego koszulę i tylko trzeźwe usprawiedliwienia Konekomaru i pomoc Shiemi sprawiła, że nie skończyli na ringu bokserskim. W każdym razie, Bon nie cierpiał go, i z wzajemnością. Mimo to, jego kumple z 'Kółka Różańcowego' byli w porządku. A wracając...
Shiemi zarumieniła się, składając ręce w zakłopotaniu. Rin zdecydował się zadziałać, w końcu nie chciał, żeby ich potem prześladowali.
- Wcale że nie! Shiemi i ja nie jesteśmy parą! - wyszło coś takiego... A jak bardzo chciał powiedzieć "A nawet jeśli, to co?", cóż, jeszcze wiele musiał się nauczyć. Sztuka ciętych ripost należała chyba do Harumi.
- Och... - chyba jednak się udało. - Czyli co? To twoja przyjaciółka? - spytał niezrażony Suguro.
Jeśli chodzi o zainteresowanie tą sprawą Ryuuji'ego, to mamy dwie opcje: 1. Podoba mu się Shiemi. - Na samą myśl Rin dostawał dreszczy i świerzbiły go ręce, by sięgnąć po Kurikarę. A opcja druga - Jest gejem - to coś, co wykraczało poza Rinowe możliwości, więc postanowił sięgnąć po opcję trzecią - 'Po prostu chce mi dopiec'. O, nie, co to, to nie. Rin nie da sobą pomiatać.
- Nie! - zaprzeczył stanowczo, lecz dopiero po chwili dotarło do niego, co naprawdę powiedział, zaskoczony odwrócił się do Shiemi. Oczy dziewczyny rozszerzyły się i zaszkliły.
- A więc to tak... - zaśmiał się Ryuuji. - No tak, ty przecież masz tę dzikuskę, Karamoritę, czyż nie? - i tu jego śmiech nie ustawał. - Naprawdę tworzycie zgraną parę...
- Ona, nie jest, nie była, i nigdy nie będzie moją dziewczyną! - huknął Okumura, u granic wydolności nerwowej.
- Nie wiem, co cię obchodzi życie uczuciowe Mury, Sukanku-kun, ale powinieneś raczej martwić się o siebie, bo z taką mordą, resztkę marnego żywota, jaka ci pozostała, spędzisz sam - oświadczyła chłodno Harumi. Wkroczyła w krąg światła z pokerową twarzą, a kiedy Suguro zdecydował się kontratakować, machnęła nogą, a jej rozwiązany but poszybował, by uderzyć chłopaka w nos.
- Wy i to wasze kółko różańcowe powinniście zostać na swoim podwórku, zamiast wpychać nosy w nie swoje sprawy - powiedziała, wreszcie wiążąc tenisówkę na stopie.
Następnie minęła oniemiałego chłopaka, przez przypadek muskając swoim ramieniem o jego.
Zaraz po niej odeszła Trójca, ale Ryuuji nie był już tak pewny siebie, jak wcześniej. Rin także zdecydował się wrócić, odwrócił się, by zagadać do Shiemi, ale nie było jej tam... To go nieco zdezorientowało. Dlatego pierwsze dziesięć minut lekcji historii spędził szukając jej. A kiedy już wrócił do klasy, była tam, ale nawet na niego nie spojrzała.
I jak zawsze, będzie trudno to odkręcić.
Kiedy w ławce zobaczyła Takarę, z całej siły powstrzymywała się, żeby nie jęknąć męczeńsko. Nie da temu dupkowi satysfakcji z denerwowania jej. Chłód panujący się w podziemnej części akademii był zaskakujący. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła. Może po prostu nie wytarła się odpowiednio? I tak musiała wysyłać Amano po swoją bieliznę... W myślach zaklinała się, dlaczego jej chowańcem nie mogła być samica.
- O! Kadet wrócił, czyżby doszło do sądu wojennego? - Yaro poruszał się, jakby w tej chwili oglądał ją ze wszystkich stron.
- Nie mam na ciebie siły, Kutsushita temee... - westchnęła Harumi i padła głową na blat ławki. - Naprawdę, dzisiaj na kłótnie zużyłam za dużo energii... - i mimo, że Takara, a właściwie pacynka, szarpał ją za cienki biały podkoszulek, zasnęła, jak kamień.
Jej sny zawsze były dziwne. Szczerze mówiąc, zazwyczaj widziała się w Tartarze, oplątaną łańcuchami... Od wielu lat, nie... nie tak wielu, może od trzech lat w jej sennych marach nie pojawiał się Inugami... Nie wiedziała, co się z nim stało, ale podejrzewała, że nic dobrego.
Jeszcze przez pierwsze piętnaście minut lekcji słyszała, co się działo w klasie, ale potem stało się coś dziwnego. Otoczenie w projekcji jej sennych majak zaczęło się zmieniać...
I nagle, zamiast ciemności, miała przed sobą nocne niebo, gęsto usiane gwiazdami. Srebrzyste oko księżyca oświetlało swym blaskiem dziwne miejsce, które już chyba gdzieś widziała... No jasne, Kioto! A właściwie, coś podobnego do Kioto. Niby układ ulic i niektóre budynki wydawały się znajome, ale te posągi psich bóstw poustawiane w niektórych zakątkach? To przypominało labirynt i ona znajdowała się akurat przy wejściu.
- Wow, ciekawe czyje to? - mruknęła do siebie.
Ten sen nie mógł należeć do niej, jej sny zazwyczaj nie miały większego sensu, był to po prostu czas, w którym odpoczywała, więc nie potrzeba jej było żadnych obrazów. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że nikogo nie widzi. Zeskoczyła z dachu budynku i znalazła się pod bramą tajemniczego miasta. Kogokolwiek sen to był, zaraz powinien się pojawić. Ukryła się w cieniu. Nie musiała czekać długo. Przez bramę wpadła Moriyama Shiemi, gorączkowo oglądając się z za siebie. Była bliska płaczu. Uciekała przed kimś, albo przed czymś... Harumi próbowała ją zaczepić, ale była tak roztrzęsiona, że ją odepchnęła. Dlatego Karamorita pobiegła za nią.
- Hej! Shiemi, czekajże no! - wołała za nią, lecz na próżno.
- Iyaaa! - krzyczała blondynka.
Harumi westchnęła. To raczej nie był jej sen. Shiemi nie była na tyle głupia, żeby zasypiać w trakcie lekcji, poza tym, była dość podekscytowana możliwością nauki w akademii. Harumi zbiegła nieco z toru, żeby zatrzymać się przy jednym z posągów Inugami'ego - psiego bóstwa. Oparła się o ścianę. Lepiej poczekać na prawdziwego właściciela snu i go obudzić... Chociaż, to nie było takie złe... W sumie, projekcja snów była ciekawa. Popatrzyła na swoją dłoń i poruszyła nią.
I wtedy ziemia się zatrzęsła. Harumi aż podskoczyła i rozejrzała się na boki. Cokolwiek to było, było wielkie. Przy każdym kroku dał się słyszeć huk, a ziemia trzęsła się niepokojąco. Jednak najgorsze nadeszło, kiedy do jej uszu dotarło wycie... psie, wilcze wycie... Przełknęła ślinę i uniosła głowę.
- I-I-Inu-nii... - wydukała.
Inugami spuścił swój wielki łeb i popatrzył na nią. Zastygła w bezruchu, wstrzymała oddech. Psie bóstwo wypuściło nosem kłąb pary, który zaraz zniknął, po czym podążyło za krzyczącą Shiemi... A Harumi dalej stała w miejscu, wodząc za nim wzrokiem. Kiedy oddalił się tak, że widziała tylko jego skupisko ogonów, popędziła za nim, próbowała chwycić go za jeden z nich, lub uczepić się nogi, ale był za szybki. Krzyczała, ale nie odpowiadał.
A kiedy dzieliło ją od niego ledwie pół metra, coś zleciało z nieba... Może nie z nieba, lecz z któregoś z dachów, ale... To był Rin, Rin Okumura, syn Szatana, płonął. Jego ciało pokryło się błękitnymi płomieniami, podobnie, jak miecz pogromcy demonów, Kurikara, którą dzierżył. Wystarczyło parę machnięć, a ogniste cięcia, nieco przypominające piękne, lśniące ptaki, napadły na Inugami'ego.
Płomień Gehenny był czymś innym. To ogień, którym karano grzeszników, cierpieli przez niego w czyśćcu, to płomień najcięższej kary.
Inugami zawył przeraźliwie i machnął łapą w kierunku Rin'a. Ten jednak wbił w nią ostrze Kurikary. Psie bóstwo trzęsło się i wierzgało, ale nic to nie pomogło. Spłonął.
A Harumi stała za nim i patrzyła na to, z szokiem wymalowanym na twarzy. Znowu zniknął. Wycofała się powoli do tyłu, ale Rin zdążył ją zauważyć, chyba chciał coś zawołać, ale zaprzestał prób, gdy Shiemi rzuciła mu się na szyję, a Konekomaru, Renzou, Izumo i Noriko zaczęli mu gratulować.
Szła tak tyłem, aż napotkała jakąś przeszkodę, odbiła się od niej i szybko się odwróciła. Stał za nią Suguro. Odsunęła się szybko, patrząc na niego niepewnie. Tylko co on tu robił? Dlaczego tu był? Znów zaczęła iść i po raz kolejny natrafiła na przeszkodę, aż krzyknęła. To był Takara i miał otwarte oczy...
Podniosła się z wrzaskiem, bo to co zobaczyła przed sobą... No cóż, Kutsushita nie należał do rzeczy, które chciała ujrzeć po przebudzeniu. Niemal spadła z krzesła, na szczęście Shima siedzący za nią przytrzymał oparcie.
- Boże, jestem bliska zawału - wydusiła Harumi.
- Boga do tego nie wzywaj, Karamorita-san... - odezwał się nauczyciel. Jak się okazało, stał nad nią od dłuższego czasu. - Ty i Okumura macie naprawdę wiele wspólnego... Oboje lubicie spać na lekcjach, spóźniać się, bić, kłócić... Hm? Mamy tu dobrany duecik komediowy, doprawdy All Hanshin Kyojin [Japoński odpowiednik Flipa i Flapa] - historyk zaśmiał się cierpko.
- Mam jakąś karę, czy nie? - spytała zrezygnowana.
Subaru Iriya, nauczyciel starej daty miał swoje zasady i specyficzne poczucie humoru. Jednakże, jak sam twierdził - kochał młodzież, więc Harumi liczyła na dosyć łagodny wymiar kary.
- Już sprzątasz z Takarą salę gimnastyczną po wuefie... - zastanawiał się na głos Iriya. - Na razie nie mam pomysłu - dziewczyna odetchnęła głośno. - Ale nie ciesz się tak od razu - zaśmiał się na ten swój dziwny sposób. - Skoro ty i Okumura jesteście tak kompatybilni, to na za dwa tygodnie od teraz macie mi przygotować projekt dotyczący... mm... zobaczmy co będziemy wtedy brać... Ah, metody egzorcyzmów, od starożytności, aż po dziś, jasne? - popatrzył na nią zza okularów i wiedziała, że nie może zgłosić sprzeciwu.
Padła twarzą na ławkę.
- Super... - mruknęła, a gdy podniosła wzrok, ujrzała nad sobą Yaro. - A ty co się gapisz? Do śmiechu ci?... Boże, gadam ze skarpetą...
I pierwszy raz pacynka nie protestowała. Coś było nie tak i Harumi nie wiedziała, co... Myślała, że ma to związek z tą dziwną wizją Takary... Widziała jego... oczy? Ale jakimś dziwnym trafem nie mogła ich zapamiętać.
Przez resztę lekcji leżała z głową na ławce. Iriya-sensei zdecydował się jej już nie gnębić, zauważył chyba, jak bezsensowne to jest. I w miarę, jak mijała lekcja, zbliżał się ukochany wuef. Jakimś dziwnym trafem większość Page czekała na możliwość wykorzystania swoich umiejętności w praktyce.
I tak, po jakimś czasie znajdowali się w pomieszczeniu, które miało służyć za salę gimnastyczną. Jednak gdy popatrzeć na nie z perspektywy przyszłych egzorcystów, usadowionych na balkonie ponad właściwą halą...
Sala była wielka, to jedno słowo, którym można ją określić. Pod balkonem, z tego co wiedzieli, znajdowały się magazyny sprzętu. Podobno czasami trzeba wysyłać tam egzorcystów, bo gnieżdżą się tam gobliny i desmobiusy. Nieco dalej na gładkiej powierzchni sali znajdowały się linie wytyczające różne boiska, ale wiadomo, że oni raczej nie będą grać w koszykówkę. Ponad posadzką wisiało dziesięć klatek. A w każdej z nich spoczywał Leaper, dość spokojny demon-żaba. Jednakże, gdyby takiego rozzłościć, lepiej uciekać do sąsiedniej prefektury. Leapery jako dosyć ociężałe stwory wydawają się nie mieć specjalizacji, a jednak, skakały wysoko i przeraźliwie daleko, należy dodać do tego, że większość z nich potrafiła tworzyć tzw. 'Sferę'. Chodzi tu o typową demoniczną umiejętność przyswojoną stworom na poziomie pierwszym. Sfera Leaper'a ma dwie powłoki, zimną i ciepłą, a jej jądro jest stałe. By powstało, Leaper musi najeść się odpowiednio i bynajmniej nie chodzi tu o muchy. Leapery pożerają ptaki i inne małe zwierzęta, łapią je swym lepkim, długim jęzorem i połykają w całości, by zostały rozłożone na czynniki pierwsze przez kwasy żołądkowe.
Harumi miała dość miłe doświadczenia w związku z Leaper'ami. Należały do tych milszych demonów, które czasami ofiarowywały jej azyl. Dlatego nie spodobała się jej idea ćwiczeń na nich.
Tsubaki Kaoru ich nauczyciel stanął na podwyższeniu oddalonym od nich, przy klatce. Nakazał by wszyscy zbliżyli się do barierki. Odchrząknął i już miał zacząć mówić, kiedy Amano ze skrzekiem wleciał do sali, zakręcił się w powietrzu, a gdy ujrzał Harumi, zaświeciły mu się oczy.
- Haaaruuu! Łaa! - zawołał rozradowany i rzucił się na nią, aż niemal powalając. Dziewczyna chwyciła go za skrzydła i cisnęła na pobliską ścianę. Wypluła parę brązowych piór i poprawiła włosy.
- Fuj... Ama, czy ja cię nie odesłałam?! - ryknęła zirytowana.
- Nie zniszczyłaś kręgu! Łaa! - zakrzyknął tryumfalnie orzeł.
- Ale zaraz zniszczę co innego - mruknęła wstając.
- Karamorita! - krzyk Tsubaki'ego przywrócił ją do rzeczywistości, że stanęła na baczność, znalazła się w centrum niechcianego zainteresowania. - To twój chowaniec, tak?
- Nie... - powiedziała ostrożnie.
- A właśnie, że tak, łaaa, Haruu! - zaprotestował Ama, latając wokół jej głowy.
- No dobra mój, ale pojawia się zawsze, gdy nie trzeba - westchnęła.
- Odeślij go - rozkazał nauczyciel.
- Dobra... - prychnęła Harumi i była gotowa do podarcia kręgu, gdyby nie mały problem, nie miała go przy sobie. - Gdzie to cholerstwo wcięło?! - huknęła, grzebiąc po kieszeniach czarnych dresów z coraz większym niepokojem.
- Łaaahahahaha! - zaskrzeczał rozbawiony chowaniec.
- Doprawdy żałosna scena - parsknął Ryuuji.
Izumo prychnęła, przewróciła oczami i odwróciła się. Suguro jednak nie pozwolił sobie przegapić kolejnego upokorzenia Karamority. Rin nie zwracał na to uwagi, był zajęty próbą konwersacji z Shiemi. A reszta obserwowała Harumi w skupieniu.
- Szlag by to... - fuknęła Harumi i po namyśle skrzyżowała palce i wycelowała nimi w Amano, ptak pisnął ciche "O-o, łaa!" i po wypowiedzeniu kilku słów w nieznanym języku, Harumi sprawiła, że orzeł objawił się jako 'Amano Hatoyama", książę Murakami Miki, jednakże związany. Haru podeszła do niego szybko i zasadziła mu kopniaka między nogi, skulił się z bólu, a ona pociągnęła go za koszulę i usadziła w kącie. Otrzepała ręce. - Sprawa załatwiona.
Kiedy się odwróciła napotkała, nieco nieciekawą reakcję ze strony innych Page. Wiecie, niemal białe, okrągłe, jak filiżanki oczu i szczeny przy samej ziemi.
- Może pan zaczynać psorze! - krzyknęła do Tsubaki'ego Harumi.
- Ekhem, dobrze... A więc, na dzisiejszym treningu, jak się pewnie domyślacie, będziemy pracować z Leaper'ami. Są to niegroźne demony, lecz mimo wszystko trzeba uważać - przerwał na chwilę. - Waszym zadaniem będzie przebiec wyznaczony dystans, w tym wypadku, dwa okrążenia wokół sali, ale... Dla każdego z was mam jednego Leaper'a. Będziecie biegać parami, więc dla każdej pary wypuszczam po dwa Leaper'y - ogarnął chmurnym spojrzeniem, już łyskających groźnie Suguro i Okumurę. - Ostrzegam, to nie jest wyścig, ale ćwiczenia. Na tych ćwiczeniach zajmujemy się przede wszystkim określaniem szybkości demona. Biegnąc będziecie mieli za zadanie regulować swoją prędkość i dystans pomiędzy sobą a demonem... Dlaczego jest to ważne? - spytał.
Izumo podniosła rękę jako jedyna, co nieco zirytowało Tsubaki'ego.
- Okumura, odpowiadaj! - wezwał.
Rin aż podskoczył, rozejrzał się na boki.
- Tak ty! Odpowiadaj, dlaczego regulowanie prędkości i dystansu pomiędzy sobą a demonem jest ważne? - powtórzył Kaoru.
- Eee... żeby nas nie zeżarł? - wypalił Okumura.
Suguro zaśmiał się złośliwie, czym złapał uwagę nauczyciela i zaraz został wyzwany do odpowiedzi i niestety, zmiażdżył Rin'a w przedbiegach.
- Regulowanie prędkości i dystansu jest ważne. My egzorcyści, przynajmniej w większości, nie mamy zdolności nadnaturalnych, jak choćby 'super-szybkość', dlatego musimy odpowiednio rozłożyć siły. Jeżeli znamy specyfikację demona, wiemy w jakiej odległości od niego powinniśmy się znajdować, żeby nie zrobił nam krzywdy - objaśnił Ryuuji.
- Bardzo dobrze, Suguro-kun - pochwalił go Tsubaki i zaraz usłyszał ciche prychnięcie ze strony Kamiki. - Jeżeli to dla was zrozumiałe, to proszę was, byście postarali się o jak najlepsze wyniki obserwacji, ponieważ na jutro macie mi oddać sprawozdanie z zajęć, więc... Zamiast się ścigać, obserwujcie - powtórzył po raz kolejny.
Page pokiwali ze zrozumieniem, choć Tsubaki mógł przysiąc, że jego ostrzeżenia dotarły jedynie do części, no cóż, będą mieli problemy później.
- Dobrze, a teraz dobiorę was w pary - nie przeszkadzał mu jęk niezadowolenia ze strony uczniów. - Zacznijmy od moich ulubionych uczniów... Hmm, pierwsza para, Suguro i Okumura - i tutaj nie było najciekawiej, ale Kaoru tylko się uśmiechnął. - Para druga, Kamiki i Moriyama... - Izumo jęknęła zirytowana. - Dalej Miwa i Takara... Shima i Yamada i ostatnia para, Paku i Karamorita - zakończył i zapisał coś na kartce, po czym odłożył podkładkę na barierkę balkoniku.
Wybór Tsubaki'ego-sensei nieco zdziwił Harumi, ale stwierdziła, że chciał po prostu wyrównać szanse i dlatego nie zrobił par mieszanych - chłopak/dziewczyna. Bycie w jednym zespole z Paku nie wydawało się złe. Dziewczyna była spokojna i sympatyczna, bezproblemowa. Harumi odwróciła się do niej, a ta uśmiechnęła się delikatnie. Mieli zejść na dół, więc podążyła za swoją partnerką i następna po niej znalazła się na boisku.
Rozejrzała się po sali. Stąd wydawała się jeszcze większa.
Rin musiał iść za Bon'em i zbytnio mu się to nie podobało, ale z drugiej strony, wiedział, że na pewno pobije tego idiotę w wyścigu. No oczywista rzecz, że nie zamierzał słuchać tego głupiego ostrzeżenia. Suguro zresztą też nie wyglądał na osobę, która by to zrobiła. Kiedy znaleźli się na dole, Bon pomaszerował gdzieś w kąt, a Rin zdecydował się nieco rozglądnąć. I tak trafił pod klatkę jednego z Leaper'ów, które przyglądały mu się nieruchomo. Nagle ktoś go puknął w ramię.
- He?
- Okumura! - tym kimś okazał się różowowłosy Renzou. - Słyszeliśmy, że będziesz biegł z Bon'em, cóż, powodzenia życzymy - 'my', zostało zrozumiane, gdy zza niego wyszedł Konekomaru, poprawiając okulary.
- Według mnie oboje mają równe szanse - stwierdził okularnik, przekrzywiając głowę. - Okumura-kun, co się stało wcześniej?
- Co masz na myśli wcześniej? - zdziwił się Rin.
- Chodzi mu o to, że Tsuba-sen nigdy nie pyta nikogo bez powodu, tylko jeżeli go zdenerwuje - wyjaśnił Renzou. - Więc albo miał zły dzień, albo naprawdę go wkurzyłeś...
- To chyba ma zły dzień, bo ja nic nie zrobiłem - wzruszył ramionami. - W dodatku sparował mnie z Bon'em - skrzywił się. - Ale to nic, tylko przygotujcie szufelki, bo będziecie go potem zbierać z podłogi - zaśmiał się i podkasał rękawy.
- Ja jestem bezstronny - Shima wystawił przed siebie ręce w obronnym geście. - Może i Bon startuje na Arię, ale wybiera też Dragon'a, wbrew temu, co się wydaje, jest silny i trenował od dziecka, by udać się do akademii - powiedział i wzniósł oczy do nieba, jakby sobie coś przypominał.
- Wow, serio? - zdumiał się Okumura i lekko zakłopotał. - Ja postanowiłem zostać egzorcystą jakieś trzy tygodnie temu - skrzywił się na własną głupotę. Jednak na Konekomaru i Renzou zrobiło to dosyć dziwne wrażenie.
- Czekaj, 'postanowiłeś'? - teraz to Shima był zdziwiony.
- A co, wy nie?
- Okumura-kun, posłuchaj - zaczął niepewnie Konekomaru. - My troje wychowaliśmy się w świątyni w Kioto, w przeklętej świątyni, która została zniszczona podczas Błękitnej Nocy piętnaście lat temu... Nasi rodzicie opiekowali się tym sanktuarium, nasi dziadkowie i pradziadkowie, wszystko zostało zniszczone w jedną noc... - Miwa spuścił głowę, Shima też wyglądał na smutnego. - Bon bardzo się tym przejął i... dlatego zdecydował się, że pokona Szatana i przywróci chwałę świątyni... My poszliśmy za nim, zresztą, nie mieliśmy wyboru, wszyscy mnisi w naszej świątyni muszą przechodzić szkolenie, jedynie Bon zgodził się na nie dobrowolnie... - i nagle przerwał mu zaskoczony jęk Okumury.
- Bon chce zabić Szatana? - wydusił.
Renzou uderzył się z otwartej dłoni w twarz.
- Nie powinniśmy o tym mówić, Bon nas zabije - jęknął. - Ale raz się żyje - uśmiechnął się szeroko. - Tak, to jego główny cel, dlatego chce zostać jak najszybciej najsilniejszym Paladynem, wśród egzorcystów.
Okumura zaczął mamrotać coś pod nosem, niemal wydawało się, że para idzie od jego głowy.
- Ten dupek miał jeszcze czelność ukraść moje marzenie - wysyczał przez zęby Rin.
Renzou wzruszył ramionami i popatrzył porozumiewawczo na Konekomaru, wycofali się szybko do boksu, w którym siedzieli wszyscy Page, czekając na wywołanie, a za nimi podążył Okumura.
- Pierwszą parą będą, Shima i Yamada - oznajmił Tsubaki.
Różowowłosy przeciągnął się, aż strzeliły mu kości i wyszedł z boksu, by stanąć na starcie. Yamada niechętnie odłożył swoje PSP i podszedł do linii startowej z rękami w kieszeniach, podczas gdy Renzou się rozciągał. Kaoru westchnął i gwizdnął. Klatki się otworzyły i wyskoczyły z nich Leapery, rycząc przeraźliwie. Shima aż podskoczył.
- Spokojnie, nic wam nie zrobią! - uspokajał Tsubaki. - Poczekajcie na drugi sygnał i macie ruszyć, ale tak jak wam mówiłem! Obserwujcie! - krzyknął i ponownie włożył gwizdek do ust. Minęła chwila... - Już! - huknął i gwizdnął ile sił miał w płucach.
Renzou wyskoczył z linii startowej i jak strzała popędził przed siebie, nerwowo oglądając się na Leaper'a, który nawet się nie ruszył. Odetchnął głośno i zwolnił nieco do truchtu, będąc w połowie sali. Yamada przebiegł może ze dwa metry. Shima popatrzył na niego jak na idiotę i nagle Leaper ryknął. Renzou nie przejął się tym teraz, lecz przeraził go moment, w którym olbrzymia żaba wyskoczyła z miejsca, a jej cień wskazujący lądowanie, spoczął na nim. Wtedy wytrzeszczył oczy i ruszył przed siebie. Yamada rzucił się do sprintu i szybko go prześcignął, po czym zatrzymał się nieco dalej, gdy Shima wciąż biegł. Nie rozumiał tego. Leaper znów się zatrzymał. Renzou popatrzył na niego zdenerwowany.
- Co tłusta żabo?! Będziesz mnie gonić, czy nie? - indyczył się. Jednak zaraz pożałował swoich słów, bo stwór ryknął i otworzył paszczę, Renzou nie zauważył nawet, gdy został odrzucony do tyłu przez jego wielki jęzor. Krzyknął z bólu i przyłożył rękę do bolącego miejsca. Adrenalina, ha? W gruncie rzeczy tak, bo podniósł się z miejsca i pobiegł przed siebie. Na początek przetestował dystans dziesięciu metrów. Jednak gdy cień żaby zasłonił go, wycofał się o kolejne dziesięć. Jęzor machnął w powietrzu, lecz chybił o ledwie pięć centymetrów.
Harumi obserwowała poczynania dwóch Page i nie mogła wyjść z podziwu dla Yamady. Ten chłopak wydawał się być leniem, którego nic nie obchodziło, całe lekcje spędzał na graniu na PSP. Jednak patrząc na to teraz, widziała w jego ruchach coś profesjonalnego, jakby przechodził kiedyś to szkolenie. Zresztą, czemu miała się dziwić? Wiele dzieciaków od malucha przygotowywano do zawodu egzorcysty, niektóre po przyjściu do szkoły były już zawodowcami. Ale w tym Yamadzie coś jej nie pasowało i nie wiedziała, co...
- Barbie nieźle sobie radzi - mruknęła. Powiedziała to specjalnie, bowiem Suguro znajdował się nieopodal, niepodległy nikomu opierał się o ścianę, jego pozycja była dość buntownicza. Konekomaru stał obok po jego lewej. A zaraz obok przerażający Takara, przez którego Harumi miała dreszcze.
- Jeżeli masz na myśli Shimę, to radzę ci, niech to będzie ostatni raz, bo umrzesz, yaban [yaban-dzikus, jap.] - prychnął. - A poza tym, nie wątp w jego możliwości, może i wydaje się niezdarny, ale twardy z niego zawodnik...
- Nie prosiłam o odpowiedź - westchnęła Harumi. - Pospieszyłeś się Sukanku-kun - uśmiechnęła się jadowicie.
Suguro aż się wzdrygnął, prychnął coś niepochlebnego pod jej adresem i odwrócił wzrok, rumieniąc się delikatnie. Harumi zaśmiała się złośliwie i dalej obserwowała zmagania Yamady i Shimy. Poradzili sobie nieźle, choć gdyby ich porównywać... Renzou wyciskał z siebie siódme poty przy pierwszym okrążeniu, a ten drugi nawet się nie spocił.
Ale koniec końców Renzou dotarł na metę wykończony, lecz szczęśliwy... Kaoru odesłał ich z wielką pochwałą.
- Następna para, Suguro i Okumura! - wykrzyknął Tsubaki, patrząc na zegarek.
Harumi obróciła się na pięcie i zanim Ryuuji zdążył odejść, położyła mu rękę na ramieniu. Kiedy się odwrócił, błysnęła czerwonymi oczami, aż się zachłysnął.
- Ganbare - parsknęła.
Odszedł szybko oszołomiony. Podobna była zresztą reakcja Okumury, który w dalszym ciągu próbował przeprosić Shiemi. Widok tej wiedźmy rozmawiającej tak spokojnie z Bon'em go zaniepokoił. Miał coraz gorsze przeczucia w związku z tym biegiem.
- Phh, niepotrzebne - Suguro przerwał jego myśli. - Wykończę cię Okumura - wyszeptał przechodząc obok niego i zaraz ustawił się na starcie, czekając aż Tsubaki uwolni kolejne dwa Leaper'y z numerami 3 i 4. Zaraz jego śladem podążył Rin. Leapery 1 i 2 usadowiły się w klatkach popędzane przez jakichś dwóch nieznanych gości.
- Nie tak prędko - rzucił wojowniczo Rin. - Nie pozwolę ci ukraść mojego marzenia.
- Czego?! - zdziwił się Suguro.
Ale przerwał im gwizdek Kaoru. Leapery wyskoczyły z klatek i stanęły za nimi.
- Słuchaj Okumura, nie wiem, co sobie uroił... - próbował dokończyć Bon, lecz ponownie rozbrzmiał gwizd i Rin puścił się biegiem przed siebie. - Czek... Ugh... - syknął, po czym rzucił się za nim, całkowicie zapominając o przemyślanym wcześniej planie. Teraz, jak oszalały pędził za Okumurą, podczas gdy Leapery nawet się nie ruszały.
- Chłopaki zwolnijcie, to nie jest wyścig! - ostrzegł ich Kaoru.
Tak jakby ich to obchodziło... Liczyła się rywalizacja i tylko to. Rin wyprzedził Ryuuji'ego tak, że zaczął już powoli truchtać, ale niespodziewanie Bon wysunął się na prowadzenie i to w końcowym odcinku. Rin przyspieszył, ale ku swemu zdziwieniu, zauważył, iż przeciwnik był szybszy.
- Nara, Okumura - parsknął Bon.
- Nie tak prędko! - krzyknął za nim Rin i odbiwszy się od ziemi rzucił się na niego z pięściami. I jedna chwila wystarczyła, żeby pomiędzy tą dwójką wywiązała się bójka i to na serio. Była dosyć wyrównana, raz Bon był górą, a potem znowu Rin kontratakował. Fajnie by tak patrzeć, ale Leapery wreszcie zareagowały. Jeden z nich złapał jęzorem Suguro w pasie i wciągnąłby go do swoich ust...
Drzwi do sali nagle otwarły się z głośnym hukiem i nim ktokolwiek zareagował, na balkonie pojawili się: Akihito, Yuzuru i Kyouta. Krzyczeli coś o demonie, a wtem z góry na sam dół padł dziwny cień. Kiedy wreszcie rozwiała się tajemnicza mgła wokół niego, efekt okazał się zadziwiający...
- Sh-Sh-Shinjirou?! - wykrzyknęła zaskoczona, nie, zszokowana Harumi.
Na sali gimnastycznej, a dokładnie na języku Leaper'a wylądowała broń. I to nie byle jaka broń. Oto przed nimi, długa rączka, mająca może 2 m, poprzecinana przez srebrne pierścienie. Kij był dodatkowo oplątany przez czarną wstążkę, która miała tak intensywny kolor, że od patrzenia miało się nieco kłopoty z wizją. Jej ostrze miało długość 1,5m, łyskało żywym srebrem, drugie krótsze może metr. W obu widniały kamienie, jeden czerwony, drugi błękitny, przypominające ludzkie oczy.
- Tsubaki-san! - krzyknęła Yuzuru, lecz ten rozmawiał przez telefon, najwyraźniej z babą, bo powtarzał tylko "Spokojnie koteczku", machnął na Nakajimę ręką i odszedł w głąb korytarza za sobą. - Szlag by to! - syknęła. - Harumi, bierz ty tego Jirou, czy jak mu tam i przywlecz go na górę, bo się z tobą policzę! - huknęła stanowczo.
- Haru, nawet nie próbuj podchodzić, zaraz tam zejdziemy! - przekrzykiwał ją Akihito.
Harumi nie słuchała żadnego z nich, po prostu wpatrywała się w swoją kosę, jak ciele w malowane wrota. Nie tylko dlatego, że miała w sobie Duszę, co zdumiało ją niesamowicie, ale dlatego, że w ogóle ją zobaczyła.
Nie patrzyła na to, co się działo, a jej kosa właśnie odcięła język Leaper'owi i stukając o posadzkę okrążyła Rin'a i Ryuuji'ego, po czym stanęła między nimi. Parę iskier poszło od księżycowego ostrza i w mgnieniu oka porażeni chłopcy wylądowali na przeciwległych ścianach sali.
- Cokolwiek to jest, jest twoje i powinnaś to zatrzymać! - krzyknęła zirytowana Izumo, odsuwając się nieco do tyłu.
- A skąd wiesz, czy to jest moje, czy nie? - prychnęła Harumi, udając znudzoną.
- Nazwałaś to i wyrwałaś się z krzykiem - przypomniał jej Shima, pojawiając się nie wiadomo skąd. - Kamiki-san jest naprawdę inteligentną dziewczyną - pochwalił.
- Nawet ślepy sokół by się domyślił - westchnęła Karamorita. - Akihito kazał mi się nie ruszać, to się nie ruszam, zresztą, ja nawet Shinjirou nie prowokowałam, to wina tamtych dwóch pacanów - wskazała na nieprzytomnych Suguro i Okumurę. - Ja się nie będę wtrącać, lepiej, jak to odkręcą, bo nie będzie za ciekawie...
- I nie zamierzasz nawet kiwnąć palcem?! - krzyknęła zbulwersowana Kamiki.
- A co to da? - mruknęła. - Zrozumcie jedno, jeżeli w tej kosie - wskazała na tańcującą broń - została umieszczona na powrót 'Dusza', to znaczy, że oddano jej wolną wolę... Powinna słuchać tego, w kogo ręce została złożona przed umieszczeniem Duszy, a ja nie wiem, kim jest ta osoba - wzruszyła ramionami. - Jeżeli ta osoba nie przybędzie, to Leapery rozjuszą się jeszcze bardziej niż teraz... Mendokusai...[upierdliwe]
- Ale Karamorita-san... - teraz Konekomaru próbował ją przebłagać.
Zirytowana do granic możliwości, przeskoczyła przez barierkę.
- Yamada, chodźże, ja wezmę Okumurę, a ty przytargasz tu Suguro - zakomenderowała i o dziwo, chłopak odłożył ponownie swoje PSP i złorzecząc pod nosem powlókł się w stronę Ryuuji'ego. Harumi wybrała go przede wszystkim z powodu umiejętności, ale miała świadomość, że Shinjirou i tak będzie bardziej zainteresowany nią i Okumurą.
- Ta cholerna dziewczyna - syknęła Yuzuru. - Akihito, otwieraj te drzwi szybko! - odwróciła się na chwilę w stronę Tadamasy, który od kilku minut mocował się z zamkiem do włazu. Zejście na salę oznaczało zejście schodami za zamkniętą klapą.
- Szlag... Nie otworzą się, coś zablokowało zamek z drugiej strony! - odkrzyknął chłopak.
Yuzuru zacisnęła pięści.
- Niech któreś z was wejdzie na górę i odblokuje tą cholerną klapę! - wrzasnęła, znaczyło to, że nie zniesie żadnego słowa sprzeciwu. - Cholera, gdyby nie były z Paellum...
Yuzuru przeniknęłaby ją, gdyby wykonano ją z innego materiału, ale Paellum...
Harumi przewiesiła sobie rękę Rin'a przez ramiona, był półprzytomny i mało rozumiał z zaistniałej sytuacji. Powinien szybko się zregenerować. Niemal nie czuła jego ciężaru. Jednak Shinjirou cały czas śledził ich wzrokiem czerwonego kamienia, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Oho... - szepnęła Harumi i o to jedno słowo za dużo, bo kij z ostrzem zaczął kręcić się wokół własnej osi z niesamowitą szybkością i począł zbliżać się do nich. Rzuciła się w stronę bezpiecznego boksu, ale nogi Rin'a splątały się z jej kończynami i w rezultacie padła na ziemię. Nie miała już czasu się podnieść, więc zrzuciła z siebie chłopaka i osłoniła go swoim ciałem, nie wiedząc dlaczego.
I nagle, tuż przed nią pojawił się cień. Cień owy posiadał tradycyjną japońską katanę, której ostrze starło się z srebrzystym sierpem kosy.
- Haru! Bierz chłopaka i schowajcie się do boksu, ja odciągnę uwagę Inazumy! - wykrzyknął Amano, o dziwo, bez tego swojego charakterystycznego skrzeku, brzmiał inaczej. Zarzuciła Rin'a na plecy i dociągnęła go do środka.
Shiemi z okrzykiem zarejestrowała niewielkie zadrapania i otarcia na ciele Harumi, jakby zapomniała o porażonych błyskawicami Suguro i Okumurze. Karamorita próbowała zbagatelizować sprawę, ale Moriyama na to nie pozwoliła i już za chwilę noga szatynki została obwiązana fragmentem z rękawa jej kimona.
- Dzięki... Ale, Ama! - poderwała się z miejsca i rzuciła do barierki.
- Dobrze mu idzie, jest jak rasowy samuraj - powiedział Miwa, z zachwytem wymalowanym na twarzy obserwując zmagania orlego chowańca z tajemniczą bronią. - Problem tylko z Leaper'ami...
- Mogą zaatakować, jeżeli ich nie uspokoimy - Moriyama złożyła ręce razem i spuściła głowę.
- To bezsensowne - westchnęła Kamiki. - Wyjdziemy, a wtedy albo Leapery na nas uderzą, albo ta cała kosa kopnie nas prądem, co wybieracie? Śmierć w żołądku żaby, czy upieczenie żywcem? - mruknęła ponuro.
- Ani to, a ni to - odezwał się ni stąd, ni zowąd Ryuuji. Wszyscy popatrzyli na jego i Rin'a. - Jeżeli dam się poturbować jakiejś magicznej kosie, czy przerośniętemu żabsku, to znaczy, że powinienem poddać się już teraz... - powiedział do siebie. - A ja nie porzucam raz napoczętego zadania...
- Ja też nie - zgodził się Rin. - Pokonam te żabska, a potem kosę... - zarzekł się. - I skopię Szatanowi dupsko... - dodał ciszej, lecz nie na tyle cicho, bo usłyszeli go dokładnie Suguro i Karamorita.
Wstał. Chciał odejść... Wstał. Zatrzymał go. Zdziwił się, próbował zrozumieć... Chwycił go za szyję i huknął na niego ze złością. Ukradł jego marzenie, zawłaszczył sobie pragnienie, które pielęgnował przez lata.
- Nie ukradłem go! To moje marzenie! - odparł na to Rin, próbując rozłożyć zaciśnięte palce ręki Ryuuji'ego.
Suguro wypuścił go z rąk i popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Czy ty wiesz, co mówisz, głupku? - spytał tonem, który wywoływał dreszcze, po czym wyminął Okumurę i przeskoczył przez barierkę, wkraczając do niebezpiecznej strefy pomimo wrzasków Yuzuru i nawoływań Miwy i Shimy. Jego odwaga topniała z każdym krokiem.
- Nie da rady... - mruknęła Harumi, złożyła ręce i wyprostowała palce, aż strzeliły paliczki. - Jeżeli nie wejdzie nowy właściciel Shinjirou no Inazuma, to jestem pewna, że Sukanku-kun zostanie posiekany na plasterki - westchnęła. - Mendokusai...
- Mendokusai, mendokusai, a może byś wreszcie coś zrobiła?! - warknęła Izumo.
- A może byś wreszcie coś zrobiła, nia nia nia nia, nia nia nia... - papugowała ją Harumi, wykrzywiając się, jakby poczuła wyjątkowo okropny fetor. - W związku z Inazumą jestem bezradna, ale jeżeli idzie o Leapery... Fakt, oszalały, ale one reagują na strach, jak większość demonów... Jeżeli wyczują, że się ich boicie, to z pewnością zaatakują, więc nasz drogi Skunks ma jedną szansę na milion... Jeśli jest odważny, to nie mamy czego się obawiać...
Jednocześnie popatrzyła na Amę, który wciąż odpierał ataki ze strony Shinjirou. Inazuma mógł używać magii dzięki Animie i latach oglądania jej walk, co jedynie komplikowało sprawę. Nagle przed oczami mignął jej Okumura. Biegł w stronę Suguro. Nagle poczuła palący ból w ramieniu... zagrożenie. Przeskoczyła przez barierkę i popędziła za nim. I właśnie wtedy złamał się kontakt pomiędzy kataną Hatoyamy, a ostrzem kosy. Inazuma podskakując znalazł się przed Harumi.
- Co do...? A, ty... Sporo się nie widzieliśmy, ha?
Kosa pokiwała jej na to.
- Dobra, wiem, że mnie rozumiesz, to już jeden plus, co nie? - kolejne kiwnięcia ze strony Harumi i Shinjirou. - Okay, może przejdźmy do puenty... Ty - wskazała Inazumę - oddasz się w ich - pokazała Yuzuru i Kyoutę na balkonie - ręce, a oni nie zrobię ci krzywdy, tylko zwrócą cię właścicielowi, rozumiesz?
Teraz go/ją/to rozzłościła. Karmazynowy kamień osadzony na mniejszym ostrzu zabłysnął i wydawało się, poruszył nienaturalnie. Po chwili na srebrzystym sierpie zajaśniało białko i szkarłatna tęczówka o pionowej źrenicy. Wstęga oplatająca długi kij zabarwiła się na biało od błyskawic przemykających po niej.
- Czyli Raijin [bóg błyskawic występujący w shintou i japońskich wierzeniach ludowych] dzisiaj mi nie sprzyja... - wysunęła wniosek Karamorita. I wykrakała... U dołu Inazumy wyrosło takie samo ostrze, tyle, że z przeciwnej strony, a oko klejnotu miało błękitną barwę. Kosa w magiczny sposób wzniosła się w powietrze i stworzyła potężne tornado. - Chyba mam kłopoty...
- Haru odejdź stamtąd! - Akihito rzucił się do balustrady, ale jedyne, co mógł zobaczyć do blask pioruna, jaki rozszedł się po całej sali, tworząc olbrzymią salę uderzeniową. Każdy, kto stał został wgnieciony w podłogę, lub ścianę za sobą. No, prawie... Jedyną osobą, która stała, byłą Harumi. Nie wiadomo, czy dlatego, że kosa kopiowała jej moce, czy z innych nieznanych przyczyn. Kątem oka zauważyła coś niepokojącego. Rin i Leapery wciąż trzymały się na nogach. Wedle jego pozycji jako jednego z książąt, powinien być bezpieczny, ale... Z jakiegoś powodu Leapery wyglądały na bardziej rozjuszone niż wcześniej... No jasne. Popatrzyła na kosę emitującą wibracje. To był krzyk bólu, samotności i żądzy krwi. Kosa musiała oddziaływać na wszystkie demony. Jej i Rin'owi nie powinno to grozić, z uwagi na ich pół-ludzkie korzenie. Ale co robić, co robić? Przestąpiła o krok do przodu. Atak się nasilił, poczuła swąd palonej skóry.
- Ła-a-a...
- Ama, możesz wstać?
- Głowa... mnie boli... - wymamrotał Amano.
- To lepiej nie wstawaj - westchnęła. - Gdybym tylko miała dostęp do kogoś o zdolnościach spirytysty... - mruknęła i nagle coś przyszło jej do głowy. Otworzyła dłonie i poczuła, jak ją palą. Widziała w nich pokłady srebrzysto-czarnej, nieco glutowatej substancji. Znów zbliżyła się do kosy. Była pewna, że słyszała ich głosy. Jednak to nie przeszkodziło jej w chwyceniu czarnego kija bez obawy o urwanie, bądź spalenie na węgiel rąk. Elektryczność wciąż buchała od kosy nowymi strumieniami. Zatrzymała jej obroty i ustawiła oboje oczu w stronę innych Page. - TA-KA-RA! - krzyknęła ile sił miała w płucach. - TA-KA-RA NE-MU! - wrzeszczała, niemal tracąc przy tym głos. - TA-KA-RA NE-MU KU-TSU-SHI-TA! Otwórz oczy! - wykrzyczała błagalnie, jej własne narządy wzroku łzawiły i mogła przysiąc, że kapała z nich krew.
Siła nacisku była ogromna, niemal wciskała kandydatów na kandydatów na egzorcystów [tak, Exwire to kandydaci na egzorcystów, więc Page do kandydaci na kandydatów? O_O], ale zdobyli się na to, przez mordercze poczucie ciekawości, by spojrzeć na wywoływanego Takarę. Chłopak opuścił dłoń z pacynką i mimo, że się wahał, otworzył oczy. Ale nie ujrzeli tego cudu, bo tym razem zielony blask rozbłysł w bezkresnej bieli.
Nie wiedzieli co się stało, ale wszyscy nagle zrobili się senni i chcąc nie chcąc, padli tam gdzie leżeli, zasypiając kamiennym snem.
Światło rozproszyło się i zapanowała cisza. Kosa stała się niesamowicie lekka w porównania do siły, z jaką wcześniej niemal wgniatała ją w podłogę.
Harumi odetchnęła głośno, pełna ulgi. Cisnęła Inazumę na podłogę i przydeptała ją butem. Spojrzała na Amano, który leżał na podłodze, ciężko zipiąc. Następnie sama potruchtała w stronę Suguro i Okumury. Bon leżał na ziemi z zbolałą miną, a Rin klepał po głowie powoli zapadającą w sen żabę.
- Przepraszam mistrzu, naprawdę nie mogłem cię zauważyć i...
- Spoko, spoko, nic się nie stało - uspokajał go Okumura.
- Czy można to nazwać 'niczym', to ja nie wiem - parsknęła Harumi i poczęła dźgać Suguro czubkiem buta. - On żyje? - spytała przyglądając się bacznie skunksikowi.
- Chyba śpi - domyślił się Rin.
- Z otwartymi oczami? - prychnęła Karamorita. I nagle coś sobie przypomniała. - A tak, Takara... Uśpił wszystkich wokoło, prócz nas, Amy i tych z góry - powiedziała, obserwując, jak Akihito wreszcie wywarza właz i zbiega szybko po schodach. Westchnęła męczeńsko i pociągnęła Suguro za nogi. Jednak zaraz tego pożałowała, poczuła natłok wspomnień, których nie chciała...
Widziała ulice Kioto, tak, to na pewno było Kioto, nie dało się go pomylić z żadnym innym miastem. Ale wyglądało jakoś tak marnie... Stała z boku, drobne płatki szarego, wodnistego i brzydkiego śniegu spadały na jej ramiona, przykrywały i ozdabiały misternie jej brązowe włosy i ciemne, gęste rzęsy. Przymknęła oczy. Było spokojnie, ale czuła też inne uczucia, dziwny strach i niepewność. Nagle usłyszała trzask. Obróciła się i ujrzała skromnie ubranego, odrobinę zziębniętego mnicha, który pocierał o siebie fioletowe z zimna dłonie. Powiedział coś do siebie i odszedł.
Ale potem dotarł do niej krzyk, lecz bez słów. Zobaczyła chłopca... Był brunetem, dosyć niskim, wyglądał najwyżej na osiem lat. Rysy twarzy wydawały się znajome... Krzyczał coś do mnicha, a w jego oczach błyszczały łzy. Mnich odwrócił się i podszedł do niego. Zmierzwił jego czarne włosy i powiedział coś, uśmiechając się, uśmiech wydawał się fałszywy, ale Harumi czuła jego gorzką prawdę. Mnich zaczął odchodzić. Chłopiec znów coś krzyknął.
Tym razem usłyszała...
- Ja... Zabiję Szatana i przywrócę świetność naszej świątyni! Nikt nigdy więcej nie będzie się z nas śmiał!
A mnich tylko się roześmiał. Harumi nie wiedziała, co tu robi, ani co to za scena, ale nagle poczuła to przeszywające zimno otoczenia, gorycz, smutek i rozżalenie zmieszały się ze zdziwieniem i niepewnością...
- Sukanku... -kun? - powiedziała powoli i niepewnie.
Nagle chłopiec odwrócił się do niej i wytrzeszczył oczy.
- Ty...
Ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo już jej tam nie było, wróciła do siebie, jeszcze bardziej zmęczona i z mocniej pogmatwanymi myślami, niż wcześniej.
- Mori? Bierzesz go stąd w końcu, czy nie? - Okumura stał obok niej, położył jej rękę na ramieniu, na oznaczonym ramieniu. Pod jej skórą rozeszło się dziwne ciepło. Gwałtownie strzepnęła jego dłoń ze swojego barku i szybkim, zamaszystym krokiem odeszła, ciągnąc za sobą Ryuuji'ego. - Mo... Ri?
Dziwne gorąco rozpaliło jego dłoń, tą, którą odrzuciła. Kiedy tylko to zrobiła, ogarnął go chłód, jakiego wcześniej nie czuł. I nagle miał dziwne wrażenie, że był jakoś połączony z tą dziewczyną... Jakaś część nici przeznaczenia łączyła ich ze sobą... To nie było wrażenie... nagle, to była pewność.
Całą sprawę należało wyjaśniać. Ostatecznie Akihito wyjaśnił, że Shinjirou został u Mephisto na dodatkowe badania. Potem dzięki Kluczowi Przestrzeni odesłali ją do Watykanu, gdzie rozpętała małe piekiełko i wróciła z powrotem do Japonii. Problem w tym, że kosa uciekła z kwatery głównej i wdarła się do podziemia szkoły. Stąd te dziwne hałasy i dyżury na korytarzach. Oficjalnie nikt nie wie, w czyje ręce Mephisto złożył Shinjirou no Inazumę
Pytanie, kto to? - Było zadawane Phelesowi na każdym kroku, ale on milczał i uśmiechał się zagadkowo. Zresztą, wydawał się bawić, gdy inni głowili się nad tajemnicą posiadacza Inazumy.
Było już późno, bo przed północą, a mozolne wyjaśnienia dzisiejszych zdarzeń zajęły do jedenastej. Potem Harumi musiała meldować się na obowiązkowej kolacji w stołówce ich akademika. Nie usiedziała tam długo, bo została zmuszona wysłuchiwać monologu Akihito. Opierał się on głównie na wytykaniu jej błędów. W końcu, uczęszczała do akademii niedługo, a przy każdej lepszej okazji lądowała na dywaniku. Harumi zaprzeczała słabo, twierdząc, że po prostu bywa w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Gdy nadeszły pytania Rin'a, zrezygnowała z posiłku i w duchu dziękując milczącemu Yukio, oddaliła się na korytarz. Stamtąd wzięła losowy płaszcz pozostawiony przez brata i wyszła z akademika. Kampus był już zamknięty z powodu ciszy nocnej, ale właśnie teraz egzorcyści i demony budziły się do życia. Harumi miała za zadanie sprzątnąć salę gimnastyczną - wprawdzie "Masa-sen" odpuścił im to na dziś, ale poczucie obowiązku zaciągnęło ją tam wbrew woli. Akihito też się z tym zgodził. Nie zamierzała o tym wspominać Takarze, który zapewne siedział już w swoim akademiku, bo z drugiej strony chciała mu się odwdzięczyć. Ostatecznie - poprosiła go o pomoc.
Zeszła szybko pod most i zaczęła szperać po płaszczu, własnego klucza nie miała. I jak zawsze Akihito okazał się beznadziejnie przewidywalny. W pasku prochowca znajdowała się luźna nitka, wystarczyło ją wyciągnąć a klucz wypadał ze środka. Noszenie zapasowych rzeczy było jego przekleństwem, ale z drugiej strony zaletą. Otworzyła drzwi, weszła do środka i po omacku skierowała się w kierunku sali gimnastycznej. Było ciemno jak cholera, aż nie widziała czubka swojego nosa. Zaklęła w myślach. Nie mogła zapalić swojej dłoni, po pierwsze - nie chciała spalić bandaża, a po drugie - i tak była strasznie poparzona. Skutki przyzwania Kuroi Ame odznaczały się wyraźnie na każdym spirytyście. Dlatego dalej najciszej jak mogła sunęła korytarzem w poszukiwaniu ogromnej hali. W końcu napotkała jej drzwi. Szlag... były zamknięte. Wtedy zaczęła sprawdzać futrynę, przestrzeń między drzwiami a nią, a także rzeźby, parapety... W końcu zrezygnowana stanęła przed wejściem i jęknęła.
- Tego szukasz? - w ciemności zabłysł czerwony ogień, a przed jej oczami zamajaczył pęk kluczy.
- A tak, dzięki - powiedziała nie kryjąc zaskoczenia i sięgnęła po nie, lecz nagle ją olśniło. - Ktoś t... Mephisto? - wydusiła odskakując na bezpieczną odległość.
- Dla ciebie dyrektor Johann Faust V - zaśmiał się złowieszczo. - To był oczywiście żart Pandoro, honorem dla mnie jest słyszeć me pospolite imię z twych ust... - po raz kolejny pozwolił sobie z niej zażartować.
- Ciebie też odwiedził Azazel, że nagle cię taka gadka nawiedziła? - spytała sarkastycznie.
- Ah, ah, moi braciszkowie składają ci niezapowiedziane wizyty? - zdziwił się, lecz Harumi zaraz wyczuła ironię. W końcu wiedział o Azazelu. - Sama ich przyciągasz, Pandoro... Taki z ciebie uparty chowaniec... Przestań wreszcie trzymać gardę. Zabaw się! - zawołał i z płomienia wyleciało parę małych ogników, które okrążyły głowę Harumi i zatańczyły wesoło przed jej oczami. - Korzystaj z ostatnich podrygów samoświadomości - dorzucił mrocznie, aż dostała dreszczy.
- Nie wiem, o czym mówisz - mruknęła, próbując sięgnąć po klucze.
- Dobrze wiesz, tylko nie chcesz tego dopuścić do świadomości, czyż nie? - zbliżył się do niej, przekraczając bezpieczną granicę. - Jesteś naprawdę głupiutka... Nieważne, co zrobisz, nie masz wyjścia, bo wszystko zostało zapisane w gwiazdach... - parsknął śmiechem, zauważając strach w jej oczach. - Przypominasz mi GO trochę... Wiesz, kogo mam na myśli? - spytał, uśmiechając się złośliwie.
Nagle zapaliło się światło w korytarzu, potem znów zgasło, znów się zapaliło i zgasło. Jedna z żarówek pękła, sypiąc iskrami.
- Phy... Ten sam upór, dokładnie ten sam... Nie wygrasz ze strachem - wyszeptał przerażającym tonem - więc dlaczego walczysz? Poddaj się wreszcie, pójdź za przykładem Ziz'a i po prostu złóż broń...
Przełknęła ślinę Na skraju świadomości zamajaczyła jej sylwetka chłopca, który wyciągał do niej rękę krzycząc o pomoc, ale już odchodziła. Rodzina Tadamasa zabrała ją i Fuyuki'ego ze sobą, a on został sam.
- Czyżbym trafił? - zaśmiał się chytrze. - Poddaj się, a jeśli nie, to ja i moi bracia zrobimy wszystko, byś oszalała do reszty... Nic ci nie zostanie... - i zniknął wraz z czerwonym płomieniem, pozostawiając pęk kluczy w jej dłoni.
Miała dość... Przez cały dzień się z nią bawił. Pysznie uśmiał się, zapewne. Zacisnęła dłonie w pięści. Jak zawsze wplątała się w te gierki i skończyła, niczym popychadło cholernych diabłów...
Stała tak jeszcze przez chwilę wpatrując się w ciemność, jakby liczyła, że zamiast ciemnych sylwetek zakrytych płachtami mebli, zobaczy szafę i biurko w swoim pokoju. Ale nic z tego. Nogi się pod nią uginały, kiedy drżącymi dłońmi otwierała salę gimnastyczną. Zapaliła w środku lampy i spojrzała w oczy zamkniętemu w klatce, uśpionemu Leaper'owi. Zastygła, lecz na chwilę. Zaraz odwróciła się na pięcie i wróciła na korytarz, by dostać się do schowka ze środkami czystości. Niedługo potem wróciła i zaczęła od zamiatania i czyszczenia balkonu. Po dwudziestu minutach wypełnionych intensywną i nienaturalnie przyspieszoną pracą zdecydowała się zejść na dół. Wepchnęła palce pomiędzy klapę a podłoże i zaczęła ją podnosić. W tej chwili dałaby wszystko, za nadnaturalną siłę, ale podnoszenie klap z Paellum nie było w jej zakresie. Akihito musiał mieć mnóstwo adrenaliny, żeby odrzucić ją za jednym zamachem. Westchnęła i zabrała się za to znowu. Najpierw zacisnęła palce jednej dłoni, potem drugiej, trzeciej... Zaraz, trzeciej?! Odskoczyła tłumiąc pisk, cisnący się jej na usta. Ujrzała bowiem najmniej spodziewaną osobę tej nocy.
- Takara... Hyakume* - powiedziała patrząc na niby to niewinnego chłopaka z pacynką.
~~
Niooo, wspomniało się nazwy paru youkai i demonów... Desu miała ostatnio dużo do czytania o nich, więc Desu je wrzuciła... Jak się pisze opowiadanie o egzorcystach, to trzeba wiedzieć, co nieco.
Raijin - jak napisałam, to bóg błyskawic, wedle wierzeń Shintou. Znany też jako Kaminari-sama, Raiden-sama, Raikou i Narukami. Często nazywają tak Harumi ze względu na jej zdolności.
Spirytysta - to najlepszy kandydat na Tamera lub Doktora, osoba o nadnaturalnych umiejętnościach. Wielu spirytystów miało w rodzinach korzenie demoniczne. Co mam na myśli? Pamiętacie, że Haru skojarzyła brwi Izumo z lisem? A Yuzuru w odpowiednich warunkach umie przechodzić przez ściany? Harumi też posiada moce spirytystyczne, jak ten moment, w którym przemieniła Amano w człowieka i uwięziła w więzach.
Kuroi Ame - czarny deszcz, zdolność występująca pospolicie u spirytystów, czarodziej - jak go tam nazywacie, wytwarza w swoich dłoniach gorącą substancję przypominającą nieco płynną rtęć. Gorąco to problem, skoro Kuroi Ame działa na demony i pochłania energię, to znaczy, że szkodzi samemu użytkownikowi.
Ziz - legendarny ptak - bestia, wspominany też w Starym Testamencie, występował też w mitologii hebrajskiej razem z dwoma innymi bestiami - Behemotem i Lewiatanem. Wedle wierzeń judaistycznych on i pozostałe dwie bestie mają być zabite przez Mesjasza i podane na ucztę sprawiedliwym na Końcu Świata. Mogę wam zaspoilerować, że wspominając o nim, Mephisto miał na myśli jego, jako swojego chowańca. O co chodzi? Jako że czytając nieco demonologii, według której Amaymon ma pełnomocnika zwanego Asmodeusz, w mym opowiadaniu będzie on jego chowańcem i strażnikiem. Tak jak Rin ma Haru, tak Amaimon ma Asmodeusza, a Behemot to pojedyncza bestyjka. Z kolei Mephy będzie miał za chowańca Ziz'a... Ktoś się domyśla, kim on będzie? Ostrzegam, postać już wystąpiła. H: Pytanie podchwytliwe, postać miała jedną kwestię w poprzednim rozdziale, a kolor jej włosów zaprzecza użytemu określeniu.
Hades, mou!
Hyakume - w japońskiej tradycji, dosyć dziwne youkai, posiada ono bowiem pięćdziesiąt par oczu, czyli sto pojedynczych gałek ocznych porozmieszczanych po całym ciele. Sama nazwa wskazuje - "Hyaku" - znaczy po japońsku "100", a "me" - oko.
Shinjirou no Inazuma - po jap. Błyskawica Shinjirou. Kosa wcześniej należąca do Harumi, teraz znajduje się w rękach...? To pozostawiam wam XD
---------------------------------------------------------------------------------------------
Desu zdycha... Trochę się namęczyłam nad tym rozdziałem i jest dłuuuugi, jak cholera... Mam nadzieję, że się wam spodoba. Wiem, że pozmieniałam bohatera, choćby Takarę, ale chcę gościa jakoś ubarwić, bo nie wiedzieć czemu, lubię go XD
Taki sweet *.* I strasznie mi na tym obrazku przypomina Honey'a z Ourana OuO, zwłaszcza ze Skarpetą~! ^^
Ammm, miały być foty Rin'a i są XD Zerochan i dev są niezawodne ^^ Powiększasz po kliknięciu dude :D W następnej kolejności pewnie wprowadzę 'demotywacyjne plakaty', które pewnie przyjdzie mi tłumaczyć z anglikańskiego na polski ;_;
A z kim byście chcieli następne? Odpowiedzi w komentach :D O ile chcecie ;_;
Liczę na wasze szczere opinie ^.^
Sayoooł~!
'Miotłowłosy', jak go określała Harumi, podniósł głowę wyżej, ukazując nauczycielowi najmniej inteligentny wyraz, jaki mogła wyprodukować MI-MIKA (Hue, gra słów). Mimo, że oczu nie miał otwartych, to mięśnie jego gęby poruszały się idealnie. Rozdziawił usta, albo zdziwiony, albo po prostu nie rozumiał. Wystawił pacynkę przed siebie.
- Od kiedy to zwykły kadet krytykuje generała?! - zdenerwował się płócienny stworek, a Takara poruszył nim tak, by wyglądał na zbulwersowanego i jeszcze ułożył mu łapki, na etto, biodrach...[H: Pacynka ma biodra =.= D: Oj cicho tam!]
- Powiedziała skarpeta - prychnęła Harumi, na co Shima siedzący za nią, zarechotał rozbawiony.
Suguro skarcił go, uznając, że schodzi do poziomu dzikusów, lecz różowowłosy machnął na to ręką odpowiadając, 'Śmieszne jest śmieszne' i podparł głowę ręką, nieciekawym - dla Harumi - wzrokiem obejmując swoją sąsiadkę z przodu.
Teraz to kochana 'Skarpeta' nie wytrzymała i zaczęła się naparzać z Karamoritą. Bitwa na wyzwiska trwałaby dalej, ku uciesze Shimy i co ciekawe, Okumury, gdyby w końcu zirytowana dziewczyna nie chwyciła pacynki w obie ręce i nie zaczęła dusić. Wtedy profesor Masamune zawołał Suguro do pomocy, jako jedynego 'mądrego', na co z kolei zdenerwowała się Kamiki. Bon w miarę sił, a strongman'em nie był, rozdzielił Harumi i Skarpetę i dysząc przytrzymywał ją na krześle, założywszy jej zapaśniczy uścisk na szyi.
- Jeszcze z tobą nie skończyłam, Kutsushita![Skarpeto!] - wykrzyknęła bojowo szatynka, rwąc się ile sił.
I teraz pan Masamune Kyouta dostał lekcję życia. Brzmiała ona tak: "Z kimkolwiek Karamority nie usadzisz, zawsze znajdzie powód do kłótni" i owa lekcja byłaby już ustanowiona na amen, jak przykazania na kamiennych tablicach, gdyby nagle nie dostał olśnienia, kątem oka zauważając Moriyamę. Ta delikatna blondynka z pewnością poskromiłaby napady złości trudnej uczennicy. I usadziłby je razem, gdyby nie słowa Karamority:
- Co panie pedagogo numero uno? Udało się? - parsknęła.
Ta nastolatka była niczym demon. Budziła w człowieku gniew - ale nie taki zwyczajny, furię. Poczuł, że się poci, okulary zjechały mu z nosa, ale zaraz je poprawił. Był obiektem uwagi i od jego decyzji zależała jego pozycja w tej klasie. Czy zmieni jej miejsce? Gdyby to zrobił, byłaby jeszcze nadzieja na zmianę jej postępowania. Ale z drugiej strony przyznałby się do swojego błędu, a to oznaczałoby klęskę. Odetchnął głośno.
- Udało, udało - zapewnił jadowicie. - Macie nie drzeć kotów z Takarą, przekażę innym nauczycielom, żeby na was uważali - ostrzegł.
- Jaasne... - prychnęła Harumi, wywracając oczami.
- I za to, Karamorita, nagrabiłaś sobie, wraz z Takarą będziecie sprzątać salę gimnastyczną po dzisiejszym treningu z Tsubakim-sensei - oznajmił Masamune klaskając w ręce. - Ach, genialny jestem, czyż nie? - i spojrzał na nią wzrokiem jednoznacznie mówiącym "Potwierdź, bo czeka cię coś gorszego", więc mruknęła ciche 'tak' pod nosem i odwróciła wzrok, zdenerwowana do granic możliwości. - Dobrze więc, wracamy do omawiania... Na czym to ja skończyłem? Ach tak, na demony niższej kategorii z rodziny Króla Iblisa...
"Bla, bla, bla i ple, ple, ple... Na cholerę mi to..." - westchnęła i niechętnie wróciła do notatek, ale teraz czuła na sobie jeszcze mocniej, spojrzenie tego gostka, Takary. Aurę produkował na miarę demonów. Czyżby w jego rodzinie byli przodkowie youkai? Nie wiedziała tego na pewno, ale hipoteza wydała się aż zbyt słuszna. Smagając długopisem po kartkach notesu starała się już nie wybuchać, nie zamierzała potem w oczach egzorcystów, wyglądać jako nieokrzesana dzikuska, a w razie gdyby wszystko wyszło na raz, nieobliczalny cel... Potrząsnęła głową. Nie, nawet nie można było jej tak myśleć. Nie ma 'w razie gdyby wszystko wyszło na jaw', a jest 'nic nigdy nie wyjdzie na jaw'.
Nagle usłyszała dziwne stukanie. Podniosła głowę, nie odrywając rysika ołówka od papieru. Rozejrzała się po klasie. Nauczyciel nadal dyktował, więc raczej nic nie usłyszał, a z pozostałych uczniów tylko Okumura zareagował. Jego spiczaste uszy drgały.
Stukanie nie ustawało, jakby ktoś młotkiem uderzał o kamienną posadzkę. Jednak oddalało się z każdą chwilą.
- No już! Zaraz cię złapię!... ... Ło kur** pie*** ty! - to był jak nic głos Yuzuru... Może złapała jakiegoś wagarowicza z wyższej klasy? Wzruszyła ramionami i odetchnęła z ulgą. Okumura nie przejmował się tym za bardzo, więc i ona się na to zdecydowała. Nie to, że się z nim zgadzała, po prostu jakoś miała szacunek do jego przeczuć.
Nawet nie zauważyła, kiedy minęła jedna lekcja, a potem druga, do wychowania fizycznego pozostały jeszcze dwie, znienawidzone przez Harumi lekcje, chemia, choć można ją było określić mianem 'alchemii'. Wprawdzie nie dokonywali wskrzeszeń, ani nie wywoływali dusz z zaświatów za pomocą mieszanek fosforu i siarki, czy czego tam, ale tworzyli napoje, eliksiry, albo mikstury, jak kto woli, o niesamowitych właściwościach. Wedle słów nauczyciela, pana Iwahary Makoto, do podobnych zajęć nadawali się najbardziej Doktorzy i Tamerzy... Jednakże - tu przytoczył oczywiście "ciekawe" opowieści - o wspaniałym Rycerzu prosto z Włoch Marco d'Blange, który to posiadł najwyższy poziom wiedzy alchemicznej, któremu zawdzięczamy większość dotychczasowych odkryć. Drugim piekłem była historia... Fakt, można dowiedzieć się z niej ciekawych rzeczy, ale nie w takiej formie, jaką pokazywał im pan Iriya Subaru.
Jednak zanim nadeszła lekcja alchemii, nastała przerwa. W czasie jej mijania, po korytarzach chodzili nauczyciele. Dziwne, gdyż większość czasu po lekcjach spędzali na misjach, lub zwiadach. A teraz, Yuzuru, Akihito, Tsubaki Kaoru, Kyouta i kogo tam jeszcze znaleźli, spokojnym krokiem przechadzali się po niemal pustej szkole.
Harumi zerknęła na brata kątem oka, dostrzegła, że i on spojrzał na nią, lecz nie powiedział nic, tylko dalej robił swoje. Nie ma potrzeby go wypytywać, bo gdy przychodziło do rozkazów Mephisto, to zawsze robił swoje. ZAWSZE.
Westchnęła i poszła dalej, lecz nagle poczuła, że na coś wpada i gdyby się nie podparła nogą, to z pewnością wylądowałaby na ziemi, a nie chciała rozpłaszczyć się na podłodze, jak cholerna idiotka, zwłaszcza na oczach 'Świętej Trójcy', ich klasy.
- Uważaj, jak... Ła! - aż pisnęła, kiedy napotkała przed swoją twarzą różową pacynkę.
- Jak ty chodzisz kadecie?! Co? Pyskować się zachciało do generała?! Na glebę i dwadzieścia pompek! I to już! - wykrzyczała zaparzona do boju pacynka, kręcąc głową na boki. - Co się tak gapisz, jak sroka w gnat?! Na glebę i... pięćdziesiąt teraz! - huknął.
- Ani mi się śni, ty cholerna Kutsushita! - i już miała rzucić się na tą, wydawałoby się z pozoru, dziecięcą zabawkę, między nimi stanęła 'brewka', jak ją teraz określiła Harumi. Izumo Kamiki, miała bowiem na czole dwie imponujące brwi, przypominających jej nieco kostki od gitary, jaką posiadał w swoich rzeczach Akihito.
- Możecie wreszcie przestać?! - warknęła Kamiki. - Waszych dziecięcych awantur wszyscy mają po dziurki w nosie... Co lekcję tylko 'Kutsushita, kutsushita', albo 'kadet, kadet' - niemal wypluła te słowa. - Naprawdę nie możecie dorosnąć i zachować resztki przyzwoitości?!
- Eee, nie? - odparli naraz Skarpeta i Harumi.
Izumo zazgrzytała zębami, a Karamorita mogła przysiąc, że zobaczyła w jej oczach niebezpieczny błysk. Potomkini youkai, jak nic. Otaczała ją specyficzna aura.
- Ooo! Kogoś tu nerwy ponoszą, kadecie no.2? Czyżby bunt przeciwko generałowi?! Już ja ukarzę buntowników odpowiednio - wykrzyknęła pacynka, zakładając łapki, ręce, czy co to, na krzyż. - Też na glebę i czterdzieści!
- Chyba śnisz, pacynko - syknęła Izumo.
- I-Izumo-chan... - Paku podbiegła do nich, próbowała jakoś załagodzić spór. - Izumo-chan, nie denerwuj się, to wszystko można wyjaśnić... Panie Handopapetto - próbowała, próbowała i ostatecznie na nic się zdała, bo Skarpeta rozzłościł się jeszcze bardziej.
- Nie jestem jakąś pacynką! Jestem generałem, a za obrazę generała, na glebę i czterdzieści! - zdenerwował się jeszcze bardziej, aż wydawało się, że poczerwieniał, natomiast Takara, jak stał, tak stał.
Rin siedział w pewnym oddaleniu, wcześniej gawędził z Shiemi na temat poprzedniej lekcji i zbliżającej się alchemii.
Kiedy Shiemi wyznała, że chciałaby znaleźć przyjaciół, nie wiedział co powiedzieć, dodała szybko, oczywiście to nie tak, że jego przyjaźń jej nie wystarcza, ale... No właśnie... przyjaźń. I tu był pewien problem. Prawda, Shiemi bardzo mu się podobała. Była ładna, bez wątpienia. Imponowała mu wytrwałością i siłą ducha, z jaką opowiadała o swoich ostatnich postępach. Cieszyło go też, że wreszcie poznał dziewczynę, która: nie zachowywała się brutalnie i nie była wredna - jak Harumi, nie okazywała się psychiczną stalkerką - jak Mika, nie upijała się i nie miała skłonności sadystycznych - jak Yuzuru. Co by się nie działo, zakochanie, czy zauroczenie, nie mogło zepsuć mu życia, a jedynie polepszyć.
Cały czas uśmiechał się jak głupek.
- Ah! Harumi-san? - i czar prysł.
Moriyama zeskoczyła z parapetu, poprawiła kimono. Następnie podbiegła dosyć niezdarnie do zbiorowiska, w którym trwała awantura. Widząc, jak Harumi znów kłóci się z 'Kutsushitą', nieco go rozbawiło i zarechotał.
Shiemi uprzejmie, podobnym sposobem do Paku, spróbowała dogadać się z pacynką. Z tym, że jej metoda była bardziej wyszukana. Przez kilka chwil blondynka usilnie chwaliła Skarpetę, a ten, wydawało się, uśmiechał się na jej słowa. Rin zachichotał. I zepsuł wszystko.
- Hm?! Czyżby nowy rekrut próbował mi się podlizać?! - huknął, no właściwie nikt nie wie, jak on/ono ma na imię. - Teraz to przesadziliście! A ten tam?! Ha?! No kochany, to nie jest czas na zabawy! Komedyjka? Komedyjka się podoba?! Dobra, mam was dość kadeci!
Harumi przez chwilę próbowała jakoś zrozumieć sens jego słów, gdy nagle usta pacynki otwarły się szeroko, a z jej wnętrza buchnęło tajemnicze, złote światło. Nie rozumiała, co to znaczy, do momentu, w którym wylądowała na podłodze i zaczęła wykonywać swój przydział, czyli pięćdziesiąt pompek. Zauważyła, że czy chcą, czy nie, wszyscy, którzy znajdowali się na tym korytarzu i podpadli pacynce, właśnie robili pompki.
- Co do cholery...?! - wykrztusił Rin, nieco ogłupiały od tych dziwnych zdarzeń.
- Dlaczego robię pompki? - wydukała Izumo, zaczęła mocować się ramionami, ale jej stawy robiły co chciały. - Takara-kun, to nie są żarty, masz przestać!
Takara zwrócił się do niej i przekrzywił głowę zdziwiony.
- Taka jest kara za niewypełnianie poleceń, rekruci, adieu! - zawołała pacynka.
Harumi westchnęła.
- Nie wiem, co się dzieje, ale już mam dla niego imię, Yarou [dupek] - powiedziała, z dziwnym, jak na tę sytuację, stoickim spokojem. I nieważne, czy ją lubili, czy nie, w tej chwili każdy, (nawet Shiemi i Paku, co prawda z lekkim wahaniem) się zgodził.
Jeden z nauczycieli, Tsubaki Kaoru, przechodził właśnie korytarzem i zauważył ich, aż stanął, jak wryty.
- Dzieciaki, czemu w pompki robicie?! - wydusił, przecierając oczy. W całym swoim życiu nie widział, by nastolatkowie dobrowolnie poddawali się ćwiczeniom fizycznym. - Coś się stało?! Demon napadł na szkołę?!... Znaczy, phh... - prychnął sztucznie. - Wcale, nie napadł, wcale nie napadł, a wy wcale nie robicie pompek przez niego... Właściwie czemu je robicie? - w tej nerwowej plątaninie słów, wyraźne było to pytanie.
Ahaa, a więc demon napadł na szkołę, to stąd te odgłosy. Dla Harumi wszystko już było jasne.
- Bo nam kazano - odparła Paku.
- A kto wam kazał?! Chcę poznać tego bohatera! Będzie moim nowym idolem! - Tsubakiemu gwiazdki zaświeciły się w ciemnych oczach, aż odruchowo zacisnął dłoń w pięść.
- Yarou-k-kun... - odparła niepewnie Shiemi.
Kaoru popatrzył na nią surowo i pogroził palcem.
- Wyrażaj się Moriyama-san, jesteś w miejscu publicznym, a tu nie toleruje się wulgaryzmów... - westchnął. - Ale tym razem wam odpuszczę. Nie wiem, kto was do tego zmusił, ale muszę kiedyś spotkać tego człowieka...
I odszedł, a za rogiem już wołał Akihito, zapewne chcąc opowiedzieć mu o tym ewenemencie. A gdy minęło kilka minut i przerwa się skończyła. Powróciło kółko różańcowe i Takara. Trójca miała okazję pośmiać się i popodziwiać Harumi, która kończyła ostatnią dziesiątkę.
Zirytowana i zmęczona udała się do klasy, złorzecząc pod nosem i ciskając gromy w stronę dumnego z siebie Skarpety, a co więcej w kierunku niby to niewinnego Takary. Kiedy już usiadła na krzesło, czuła, że zbliża się sen, ale wytrzymała całą alchemię. Ta wiedza mogła jej się przydać, jako Tamerowi.
Wytrzymała całą lekcję, okazjonalnie odwarkując coś Yarou. Kiedy w końcu nastąpiła przerwa, z westchnieniem ulgi, wyleciała z klasy, jak z procy i ani myślała pozostać na korytarzu. Przebiegła przez hol, niemal bezdźwięcznie i kryjąc się w cieniu kolumn okrążyła fontannę, a nie dostrzegając nikogo, odetchnęła i zbliżyła się do niej.
Kilka dni temu siedziała tu, płacząc i myjąc twarz... Miała wrażenie, jakby od tamtego czasu minęły wieki.
Nie ukryje faktu, że straciła trochę na godności. Ale były i plusy, pobiła Suguro i trochę się wyżyła.
Wspięła się na fontannę i zanurzyła w niej ręce. Woda była chłodna i przyjemna. Swoją tajemną mocą zmyła jadowity uśmiech z jej twarzy i pozostawiła spokój.
- Szukasz wyjścia, Pandoro-chan...?
Ani drgnęła. Ale znała ten głos, należał do Belzebub'a. Kątem oka zauważyła cykadę fruwającą w pobliżu jej ucha. Znowu się odezwał? Naprawdę musiało mu się nudzić w Hanshy.
- A nawet jeśli? - podchwyciła jego grę. - Wszystkie chwyty dozwolone Belzi, równie dobrze mogę teraz utopić się w tej fontannie i nic mi za to nie zrobią, prawda? - odparła spokojnym tonem.
- Ale odrodzisz się na nowo i będziesz się odradzać za każdym razem, byle tylko spełnić swoje przeznaczenie, Pandoro-chan. Poza tym pamiętaj, że On ma jeszcze wiele asów w rękawie.
Harumi poczuła dziwne ukłucie w sercu, a zaraz potem pulsujący ból w skroni, który rozchodził się z jednego punktu na całą głowę, jakby ktoś wbił jej sztylet w czaszkę. Woda otaczająca dłonie stała się przerażająco mroźna i niemal wciągała ją w swe czeluście. Harumi przestała oddychać. Kłucie rozpoczęło się w płucach, czuła w nich wodę... Chciała chwycić się za szyję, ale jakby ją sparaliżowało w tej pozycji.
- Nie jestem twoim wrogiem, Pandoro, wręcz przeciwnie, sprzymierzeńcem, ale tacy jak Iblis, Egyn, czy Amaimon wiele by dali, żeby mieć twoją głowę w swej kolekcji... Och, i wiesz, z tego, co mi wiadomo, Egyn otrzymał swój klucz do wieczności...
Zaczęła się ostro krztusić. Nagle w wodnej toni coś jej mignęło, kształt twarzy... twarzy, której nigdy nie chciała widzieć. Czarne plamki zamigotały jej przed oczami. Wróciło wspomnienie, jak czeluść wody zamknęła ją w swych objęciach i poczuła błogość, zupełnie, jak teraz...
- Mori? Co ty tu robisz?
Że też teraz musiało go tu przywiać. Warknęła coś pod nosem i spróbowała uwolnić dłonie, na próżno. Co ma im na to odpowiedzieć? Król Wszechoceanu, Egyn i twój brat Okumura, chce mnie zabić, żebym nie mogła cię strzec? No dajcie spokój... Nie myślała nad tym długo. Jeżeli Egyn chce ją w wodzie, to ją psiakrew, w wodzie dostanie. Odbiła się stopami od krawędzi fontanny i dała nura na metrową głębokość tego zbiornika. Szanse na przeżycie? Minimalne, ale kogo by to obchodziło, kiedy staje się oko w oko z Królem Wody. Jego sylwetka zamajaczyła gdzieś na tle złotej ściany basenu, lecz Harumi nie miała za wiele czasu, żeby się przyjrzeć. Wystawiła mu język. Mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął.
Jak chcesz, to mnie zabij, ostatecznie i tak pójdę do piekła! - krzyknęła w myślach, a wtedy sylwetka Egyn'a zaczęła się rozmazywać, aż w końcu zniknęła całkowicie. Zaklęła w duchu. Ale taka już jego natura.
Przeklęła go z całych sił, gdy poczuła, jak coś ją łapie w pasie i wyciąga ponad taflę wody. Kiedy tylko wynurzyła głowę z czeluści, zaczęła łapczywie wdychać tlen i wypluwać zgromadzony w płucach płyn, pokasłując jeszcze.
- Czy ty jesteś szalona?! - to głos Rin'a, wiedziała to, pomimo, że miała zatkane wodą uszy.
- No na pewno myślę trzeźwiej od ciebie - rzuciła, pomiędzy kolejnymi napadami kaszlu.
- Dzięki Bogu...
Ha? Odwróciła głowę i ku swojemu zdziwieniu ujrzała Moriyamę. Blondynka wróciła zdyszana z ręcznikami, a za nią stał Akihito z wyjątkowo nietęgą miną. Oho, jak zawsze nikt nie rozumie geniuszu mojej misji. Tym razem pewnie wyląduję w kajdankach z Takarą.
- Harumi-san, jak się czujesz? Czemu wskoczyłaś do tej fontanny? Zawstydziłaś się? A może ktoś cię wcześniej gonił? Czy przestraszyłaś się mnie i Rin'a, jeżeli tak, to przepraszam! Naprawdę nie powinnaś była tego robić, ostatnio temperatury nieco spadły i wieje wiatr, jeżeli by cię przewiało, mogłabyś się przeziębić, a wtedy opuszczałabyś lekcje, a to się nie może stać, bo zrobiłabyś sobie zaległości i trudno by je było nadrabiać. A jeśli wyszłoby z tego coś poważniejszego, to przez nieobecności mogłabyś zawalić rok! - słowotok Shiemi trwał nieprzerwanie, kiedy ona sama zakryła ramiona szatynki jednym z ręczników, a drugim zaczęła suszyć jej włosy.
- Mógłbym zatrudnić Moriyamę całodobowo - wyszeptał Akihito pod wrażeniem. - Ktoś taki by się przydał... - udał, że ociera łezkę wzruszenia.
- Biedna Shiemi... - westchnął Rin. Suszył na słońcu swoje przedramiona, które zmoczył łapiąc Karamoritę. Na szczęście myślał trzeźwo i zdążył zrzucić marynarkę. Rękawy koszuli wycisnął i podkasał.
- Ja wiem, czy taka biedna?
Oboje obserwowali Harumi, która patrzyła na blondynkę, jak sroka w gnat. Kiwała głową w milczeniu, z lekko otwartymi ustami. Czegoś takiego, takiej bezinteresownej troski, od przybycia do akademii nie doświadczyła, więc było to dla niej dosyć dziwne przeżycie. Shiemi beształa ją jak matka, której nigdy nie miała. Na koniec odetchnęła z ulgą i ją przytuliła, ciesząc się, że wszystko w porządku. I to przelało czarę. Przed oczami Harumi zamajaczył niewyraźny obraz kobiety, na oko osiemnastoletniej... Ona...
- A-arigato, Moriyama - mruknęła Harumi odsuwając ją od siebie. - Pójdę się przebrać w strój do ćwiczeń, ostatecznie i tak mamy wuef po historii - oznajmiła i odeszła, lekko chwiejąc się na nogach.
- H-Harumi-san? - zdziwiła się blondynka pozostawiona na brzegu fontanny.
- Nie przejmuj się nią, to wiedźma - prychnął Rin i usadowił się obok niej. Czuł na sobie nieprzychylny wzrok Akihito, lecz nie zamierzał na niego reagować, sam powinien się przekonać, że jego siostra jest straszna.
Nagle poczuł z pozoru lekkie pacnięcie w głowę.
- Ri-Rin-kun ni-nie powinieneś tak mówić o Ha-Harumi-san! - krzyknęła Shiemi, wydymając policzki ze złości. - Harumi-san jest bardzo miła i nie zasługuje, by nazywać ją 'wiedźmą' - irytowała się blondynka, założyła ręce na krzyż i odwróciła się, zadarła nos do góry, teatralnie się 'fochając'.
Boże, żebym przez tą... ugch! Idiotkę miał stracić Shiemi?! - Rin czuł, że gotuje się od wewnątrz i lada chwila wybuchnie.
- Shi-Shiemi, to nie tak, ona... - próbował się tłumaczyć, lecz drastycznie mu przerwano.
- No, no, no, czyżby kłótnia kochanków? - prychnął Ryuuji, ukazując się w słonecznym blasku. Srebrne kolczyki w jego uszach zabłysły, niemal oślepiając Okumurę. Za nim krok w krok podążali Renzou i Konekomaru.
Nie musiał chyba tłumaczyć, że obecność super-świetnego Bon'a nie było mu na rękę. Kiedy Harumi darła koty z Nemu, on miał własne problemy, takie jak, cóż, mało imponujący stopień, który otrzymał z odpowiedzi u Akihito. I mimo, że Tadamasa rzucał mu wszelkie koła ratunkowe, Rin nie znał odpowiedzi. Tyle się ostatnio działo... Nie miał czasu nawet zajrzeć do książki. A zresztą na co mu ta wiedza? Ze swoim mieczem i umiejętnościami nie potrzebował znać specyfikacji demonów.
Ale wracając do puenty... Ryuuji przezwał go idiotą i wywiązałaby się z tego bójka, gdyby Takara i Karamorita ich nie wyprzedzili. Natomiast Suguro za karę został wezwany do odpowiedzi i dostał najwyższy stopień. A na jednej z pierwszych przerw, przez przypadek wylał sok na jego koszulę i tylko trzeźwe usprawiedliwienia Konekomaru i pomoc Shiemi sprawiła, że nie skończyli na ringu bokserskim. W każdym razie, Bon nie cierpiał go, i z wzajemnością. Mimo to, jego kumple z 'Kółka Różańcowego' byli w porządku. A wracając...
Shiemi zarumieniła się, składając ręce w zakłopotaniu. Rin zdecydował się zadziałać, w końcu nie chciał, żeby ich potem prześladowali.
- Wcale że nie! Shiemi i ja nie jesteśmy parą! - wyszło coś takiego... A jak bardzo chciał powiedzieć "A nawet jeśli, to co?", cóż, jeszcze wiele musiał się nauczyć. Sztuka ciętych ripost należała chyba do Harumi.
- Och... - chyba jednak się udało. - Czyli co? To twoja przyjaciółka? - spytał niezrażony Suguro.
Jeśli chodzi o zainteresowanie tą sprawą Ryuuji'ego, to mamy dwie opcje: 1. Podoba mu się Shiemi. - Na samą myśl Rin dostawał dreszczy i świerzbiły go ręce, by sięgnąć po Kurikarę. A opcja druga - Jest gejem - to coś, co wykraczało poza Rinowe możliwości, więc postanowił sięgnąć po opcję trzecią - 'Po prostu chce mi dopiec'. O, nie, co to, to nie. Rin nie da sobą pomiatać.
- Nie! - zaprzeczył stanowczo, lecz dopiero po chwili dotarło do niego, co naprawdę powiedział, zaskoczony odwrócił się do Shiemi. Oczy dziewczyny rozszerzyły się i zaszkliły.
- A więc to tak... - zaśmiał się Ryuuji. - No tak, ty przecież masz tę dzikuskę, Karamoritę, czyż nie? - i tu jego śmiech nie ustawał. - Naprawdę tworzycie zgraną parę...
- Ona, nie jest, nie była, i nigdy nie będzie moją dziewczyną! - huknął Okumura, u granic wydolności nerwowej.
- Nie wiem, co cię obchodzi życie uczuciowe Mury, Sukanku-kun, ale powinieneś raczej martwić się o siebie, bo z taką mordą, resztkę marnego żywota, jaka ci pozostała, spędzisz sam - oświadczyła chłodno Harumi. Wkroczyła w krąg światła z pokerową twarzą, a kiedy Suguro zdecydował się kontratakować, machnęła nogą, a jej rozwiązany but poszybował, by uderzyć chłopaka w nos.
- Wy i to wasze kółko różańcowe powinniście zostać na swoim podwórku, zamiast wpychać nosy w nie swoje sprawy - powiedziała, wreszcie wiążąc tenisówkę na stopie.
Następnie minęła oniemiałego chłopaka, przez przypadek muskając swoim ramieniem o jego.
Zaraz po niej odeszła Trójca, ale Ryuuji nie był już tak pewny siebie, jak wcześniej. Rin także zdecydował się wrócić, odwrócił się, by zagadać do Shiemi, ale nie było jej tam... To go nieco zdezorientowało. Dlatego pierwsze dziesięć minut lekcji historii spędził szukając jej. A kiedy już wrócił do klasy, była tam, ale nawet na niego nie spojrzała.
I jak zawsze, będzie trudno to odkręcić.
Kiedy w ławce zobaczyła Takarę, z całej siły powstrzymywała się, żeby nie jęknąć męczeńsko. Nie da temu dupkowi satysfakcji z denerwowania jej. Chłód panujący się w podziemnej części akademii był zaskakujący. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła. Może po prostu nie wytarła się odpowiednio? I tak musiała wysyłać Amano po swoją bieliznę... W myślach zaklinała się, dlaczego jej chowańcem nie mogła być samica.
- O! Kadet wrócił, czyżby doszło do sądu wojennego? - Yaro poruszał się, jakby w tej chwili oglądał ją ze wszystkich stron.
- Nie mam na ciebie siły, Kutsushita temee... - westchnęła Harumi i padła głową na blat ławki. - Naprawdę, dzisiaj na kłótnie zużyłam za dużo energii... - i mimo, że Takara, a właściwie pacynka, szarpał ją za cienki biały podkoszulek, zasnęła, jak kamień.
Jej sny zawsze były dziwne. Szczerze mówiąc, zazwyczaj widziała się w Tartarze, oplątaną łańcuchami... Od wielu lat, nie... nie tak wielu, może od trzech lat w jej sennych marach nie pojawiał się Inugami... Nie wiedziała, co się z nim stało, ale podejrzewała, że nic dobrego.
Jeszcze przez pierwsze piętnaście minut lekcji słyszała, co się działo w klasie, ale potem stało się coś dziwnego. Otoczenie w projekcji jej sennych majak zaczęło się zmieniać...
I nagle, zamiast ciemności, miała przed sobą nocne niebo, gęsto usiane gwiazdami. Srebrzyste oko księżyca oświetlało swym blaskiem dziwne miejsce, które już chyba gdzieś widziała... No jasne, Kioto! A właściwie, coś podobnego do Kioto. Niby układ ulic i niektóre budynki wydawały się znajome, ale te posągi psich bóstw poustawiane w niektórych zakątkach? To przypominało labirynt i ona znajdowała się akurat przy wejściu.
- Wow, ciekawe czyje to? - mruknęła do siebie.
Ten sen nie mógł należeć do niej, jej sny zazwyczaj nie miały większego sensu, był to po prostu czas, w którym odpoczywała, więc nie potrzeba jej było żadnych obrazów. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że nikogo nie widzi. Zeskoczyła z dachu budynku i znalazła się pod bramą tajemniczego miasta. Kogokolwiek sen to był, zaraz powinien się pojawić. Ukryła się w cieniu. Nie musiała czekać długo. Przez bramę wpadła Moriyama Shiemi, gorączkowo oglądając się z za siebie. Była bliska płaczu. Uciekała przed kimś, albo przed czymś... Harumi próbowała ją zaczepić, ale była tak roztrzęsiona, że ją odepchnęła. Dlatego Karamorita pobiegła za nią.
- Hej! Shiemi, czekajże no! - wołała za nią, lecz na próżno.
- Iyaaa! - krzyczała blondynka.
Harumi westchnęła. To raczej nie był jej sen. Shiemi nie była na tyle głupia, żeby zasypiać w trakcie lekcji, poza tym, była dość podekscytowana możliwością nauki w akademii. Harumi zbiegła nieco z toru, żeby zatrzymać się przy jednym z posągów Inugami'ego - psiego bóstwa. Oparła się o ścianę. Lepiej poczekać na prawdziwego właściciela snu i go obudzić... Chociaż, to nie było takie złe... W sumie, projekcja snów była ciekawa. Popatrzyła na swoją dłoń i poruszyła nią.
I wtedy ziemia się zatrzęsła. Harumi aż podskoczyła i rozejrzała się na boki. Cokolwiek to było, było wielkie. Przy każdym kroku dał się słyszeć huk, a ziemia trzęsła się niepokojąco. Jednak najgorsze nadeszło, kiedy do jej uszu dotarło wycie... psie, wilcze wycie... Przełknęła ślinę i uniosła głowę.
- I-I-Inu-nii... - wydukała.
Inugami spuścił swój wielki łeb i popatrzył na nią. Zastygła w bezruchu, wstrzymała oddech. Psie bóstwo wypuściło nosem kłąb pary, który zaraz zniknął, po czym podążyło za krzyczącą Shiemi... A Harumi dalej stała w miejscu, wodząc za nim wzrokiem. Kiedy oddalił się tak, że widziała tylko jego skupisko ogonów, popędziła za nim, próbowała chwycić go za jeden z nich, lub uczepić się nogi, ale był za szybki. Krzyczała, ale nie odpowiadał.
A kiedy dzieliło ją od niego ledwie pół metra, coś zleciało z nieba... Może nie z nieba, lecz z któregoś z dachów, ale... To był Rin, Rin Okumura, syn Szatana, płonął. Jego ciało pokryło się błękitnymi płomieniami, podobnie, jak miecz pogromcy demonów, Kurikara, którą dzierżył. Wystarczyło parę machnięć, a ogniste cięcia, nieco przypominające piękne, lśniące ptaki, napadły na Inugami'ego.
Płomień Gehenny był czymś innym. To ogień, którym karano grzeszników, cierpieli przez niego w czyśćcu, to płomień najcięższej kary.
Inugami zawył przeraźliwie i machnął łapą w kierunku Rin'a. Ten jednak wbił w nią ostrze Kurikary. Psie bóstwo trzęsło się i wierzgało, ale nic to nie pomogło. Spłonął.
A Harumi stała za nim i patrzyła na to, z szokiem wymalowanym na twarzy. Znowu zniknął. Wycofała się powoli do tyłu, ale Rin zdążył ją zauważyć, chyba chciał coś zawołać, ale zaprzestał prób, gdy Shiemi rzuciła mu się na szyję, a Konekomaru, Renzou, Izumo i Noriko zaczęli mu gratulować.
Szła tak tyłem, aż napotkała jakąś przeszkodę, odbiła się od niej i szybko się odwróciła. Stał za nią Suguro. Odsunęła się szybko, patrząc na niego niepewnie. Tylko co on tu robił? Dlaczego tu był? Znów zaczęła iść i po raz kolejny natrafiła na przeszkodę, aż krzyknęła. To był Takara i miał otwarte oczy...
Podniosła się z wrzaskiem, bo to co zobaczyła przed sobą... No cóż, Kutsushita nie należał do rzeczy, które chciała ujrzeć po przebudzeniu. Niemal spadła z krzesła, na szczęście Shima siedzący za nią przytrzymał oparcie.
- Boże, jestem bliska zawału - wydusiła Harumi.
- Boga do tego nie wzywaj, Karamorita-san... - odezwał się nauczyciel. Jak się okazało, stał nad nią od dłuższego czasu. - Ty i Okumura macie naprawdę wiele wspólnego... Oboje lubicie spać na lekcjach, spóźniać się, bić, kłócić... Hm? Mamy tu dobrany duecik komediowy, doprawdy All Hanshin Kyojin [Japoński odpowiednik Flipa i Flapa] - historyk zaśmiał się cierpko.
- Mam jakąś karę, czy nie? - spytała zrezygnowana.
Subaru Iriya, nauczyciel starej daty miał swoje zasady i specyficzne poczucie humoru. Jednakże, jak sam twierdził - kochał młodzież, więc Harumi liczyła na dosyć łagodny wymiar kary.
- Już sprzątasz z Takarą salę gimnastyczną po wuefie... - zastanawiał się na głos Iriya. - Na razie nie mam pomysłu - dziewczyna odetchnęła głośno. - Ale nie ciesz się tak od razu - zaśmiał się na ten swój dziwny sposób. - Skoro ty i Okumura jesteście tak kompatybilni, to na za dwa tygodnie od teraz macie mi przygotować projekt dotyczący... mm... zobaczmy co będziemy wtedy brać... Ah, metody egzorcyzmów, od starożytności, aż po dziś, jasne? - popatrzył na nią zza okularów i wiedziała, że nie może zgłosić sprzeciwu.
Padła twarzą na ławkę.
- Super... - mruknęła, a gdy podniosła wzrok, ujrzała nad sobą Yaro. - A ty co się gapisz? Do śmiechu ci?... Boże, gadam ze skarpetą...
I pierwszy raz pacynka nie protestowała. Coś było nie tak i Harumi nie wiedziała, co... Myślała, że ma to związek z tą dziwną wizją Takary... Widziała jego... oczy? Ale jakimś dziwnym trafem nie mogła ich zapamiętać.
Przez resztę lekcji leżała z głową na ławce. Iriya-sensei zdecydował się jej już nie gnębić, zauważył chyba, jak bezsensowne to jest. I w miarę, jak mijała lekcja, zbliżał się ukochany wuef. Jakimś dziwnym trafem większość Page czekała na możliwość wykorzystania swoich umiejętności w praktyce.
I tak, po jakimś czasie znajdowali się w pomieszczeniu, które miało służyć za salę gimnastyczną. Jednak gdy popatrzeć na nie z perspektywy przyszłych egzorcystów, usadowionych na balkonie ponad właściwą halą...
Sala była wielka, to jedno słowo, którym można ją określić. Pod balkonem, z tego co wiedzieli, znajdowały się magazyny sprzętu. Podobno czasami trzeba wysyłać tam egzorcystów, bo gnieżdżą się tam gobliny i desmobiusy. Nieco dalej na gładkiej powierzchni sali znajdowały się linie wytyczające różne boiska, ale wiadomo, że oni raczej nie będą grać w koszykówkę. Ponad posadzką wisiało dziesięć klatek. A w każdej z nich spoczywał Leaper, dość spokojny demon-żaba. Jednakże, gdyby takiego rozzłościć, lepiej uciekać do sąsiedniej prefektury. Leapery jako dosyć ociężałe stwory wydawają się nie mieć specjalizacji, a jednak, skakały wysoko i przeraźliwie daleko, należy dodać do tego, że większość z nich potrafiła tworzyć tzw. 'Sferę'. Chodzi tu o typową demoniczną umiejętność przyswojoną stworom na poziomie pierwszym. Sfera Leaper'a ma dwie powłoki, zimną i ciepłą, a jej jądro jest stałe. By powstało, Leaper musi najeść się odpowiednio i bynajmniej nie chodzi tu o muchy. Leapery pożerają ptaki i inne małe zwierzęta, łapią je swym lepkim, długim jęzorem i połykają w całości, by zostały rozłożone na czynniki pierwsze przez kwasy żołądkowe.
Harumi miała dość miłe doświadczenia w związku z Leaper'ami. Należały do tych milszych demonów, które czasami ofiarowywały jej azyl. Dlatego nie spodobała się jej idea ćwiczeń na nich.
Tsubaki Kaoru ich nauczyciel stanął na podwyższeniu oddalonym od nich, przy klatce. Nakazał by wszyscy zbliżyli się do barierki. Odchrząknął i już miał zacząć mówić, kiedy Amano ze skrzekiem wleciał do sali, zakręcił się w powietrzu, a gdy ujrzał Harumi, zaświeciły mu się oczy.
- Haaaruuu! Łaa! - zawołał rozradowany i rzucił się na nią, aż niemal powalając. Dziewczyna chwyciła go za skrzydła i cisnęła na pobliską ścianę. Wypluła parę brązowych piór i poprawiła włosy.
- Fuj... Ama, czy ja cię nie odesłałam?! - ryknęła zirytowana.
- Nie zniszczyłaś kręgu! Łaa! - zakrzyknął tryumfalnie orzeł.
- Ale zaraz zniszczę co innego - mruknęła wstając.
- Karamorita! - krzyk Tsubaki'ego przywrócił ją do rzeczywistości, że stanęła na baczność, znalazła się w centrum niechcianego zainteresowania. - To twój chowaniec, tak?
- Nie... - powiedziała ostrożnie.
- A właśnie, że tak, łaaa, Haruu! - zaprotestował Ama, latając wokół jej głowy.
- No dobra mój, ale pojawia się zawsze, gdy nie trzeba - westchnęła.
- Odeślij go - rozkazał nauczyciel.
- Dobra... - prychnęła Harumi i była gotowa do podarcia kręgu, gdyby nie mały problem, nie miała go przy sobie. - Gdzie to cholerstwo wcięło?! - huknęła, grzebiąc po kieszeniach czarnych dresów z coraz większym niepokojem.
- Łaaahahahaha! - zaskrzeczał rozbawiony chowaniec.
- Doprawdy żałosna scena - parsknął Ryuuji.
Izumo prychnęła, przewróciła oczami i odwróciła się. Suguro jednak nie pozwolił sobie przegapić kolejnego upokorzenia Karamority. Rin nie zwracał na to uwagi, był zajęty próbą konwersacji z Shiemi. A reszta obserwowała Harumi w skupieniu.
- Szlag by to... - fuknęła Harumi i po namyśle skrzyżowała palce i wycelowała nimi w Amano, ptak pisnął ciche "O-o, łaa!" i po wypowiedzeniu kilku słów w nieznanym języku, Harumi sprawiła, że orzeł objawił się jako 'Amano Hatoyama", książę Murakami Miki, jednakże związany. Haru podeszła do niego szybko i zasadziła mu kopniaka między nogi, skulił się z bólu, a ona pociągnęła go za koszulę i usadziła w kącie. Otrzepała ręce. - Sprawa załatwiona.
Kiedy się odwróciła napotkała, nieco nieciekawą reakcję ze strony innych Page. Wiecie, niemal białe, okrągłe, jak filiżanki oczu i szczeny przy samej ziemi.
- Może pan zaczynać psorze! - krzyknęła do Tsubaki'ego Harumi.
- Ekhem, dobrze... A więc, na dzisiejszym treningu, jak się pewnie domyślacie, będziemy pracować z Leaper'ami. Są to niegroźne demony, lecz mimo wszystko trzeba uważać - przerwał na chwilę. - Waszym zadaniem będzie przebiec wyznaczony dystans, w tym wypadku, dwa okrążenia wokół sali, ale... Dla każdego z was mam jednego Leaper'a. Będziecie biegać parami, więc dla każdej pary wypuszczam po dwa Leaper'y - ogarnął chmurnym spojrzeniem, już łyskających groźnie Suguro i Okumurę. - Ostrzegam, to nie jest wyścig, ale ćwiczenia. Na tych ćwiczeniach zajmujemy się przede wszystkim określaniem szybkości demona. Biegnąc będziecie mieli za zadanie regulować swoją prędkość i dystans pomiędzy sobą a demonem... Dlaczego jest to ważne? - spytał.
Izumo podniosła rękę jako jedyna, co nieco zirytowało Tsubaki'ego.
- Okumura, odpowiadaj! - wezwał.
Rin aż podskoczył, rozejrzał się na boki.
- Tak ty! Odpowiadaj, dlaczego regulowanie prędkości i dystansu pomiędzy sobą a demonem jest ważne? - powtórzył Kaoru.
- Eee... żeby nas nie zeżarł? - wypalił Okumura.
Suguro zaśmiał się złośliwie, czym złapał uwagę nauczyciela i zaraz został wyzwany do odpowiedzi i niestety, zmiażdżył Rin'a w przedbiegach.
- Regulowanie prędkości i dystansu jest ważne. My egzorcyści, przynajmniej w większości, nie mamy zdolności nadnaturalnych, jak choćby 'super-szybkość', dlatego musimy odpowiednio rozłożyć siły. Jeżeli znamy specyfikację demona, wiemy w jakiej odległości od niego powinniśmy się znajdować, żeby nie zrobił nam krzywdy - objaśnił Ryuuji.
- Bardzo dobrze, Suguro-kun - pochwalił go Tsubaki i zaraz usłyszał ciche prychnięcie ze strony Kamiki. - Jeżeli to dla was zrozumiałe, to proszę was, byście postarali się o jak najlepsze wyniki obserwacji, ponieważ na jutro macie mi oddać sprawozdanie z zajęć, więc... Zamiast się ścigać, obserwujcie - powtórzył po raz kolejny.
Page pokiwali ze zrozumieniem, choć Tsubaki mógł przysiąc, że jego ostrzeżenia dotarły jedynie do części, no cóż, będą mieli problemy później.
- Dobrze, a teraz dobiorę was w pary - nie przeszkadzał mu jęk niezadowolenia ze strony uczniów. - Zacznijmy od moich ulubionych uczniów... Hmm, pierwsza para, Suguro i Okumura - i tutaj nie było najciekawiej, ale Kaoru tylko się uśmiechnął. - Para druga, Kamiki i Moriyama... - Izumo jęknęła zirytowana. - Dalej Miwa i Takara... Shima i Yamada i ostatnia para, Paku i Karamorita - zakończył i zapisał coś na kartce, po czym odłożył podkładkę na barierkę balkoniku.
Wybór Tsubaki'ego-sensei nieco zdziwił Harumi, ale stwierdziła, że chciał po prostu wyrównać szanse i dlatego nie zrobił par mieszanych - chłopak/dziewczyna. Bycie w jednym zespole z Paku nie wydawało się złe. Dziewczyna była spokojna i sympatyczna, bezproblemowa. Harumi odwróciła się do niej, a ta uśmiechnęła się delikatnie. Mieli zejść na dół, więc podążyła za swoją partnerką i następna po niej znalazła się na boisku.
Rozejrzała się po sali. Stąd wydawała się jeszcze większa.
Rin musiał iść za Bon'em i zbytnio mu się to nie podobało, ale z drugiej strony, wiedział, że na pewno pobije tego idiotę w wyścigu. No oczywista rzecz, że nie zamierzał słuchać tego głupiego ostrzeżenia. Suguro zresztą też nie wyglądał na osobę, która by to zrobiła. Kiedy znaleźli się na dole, Bon pomaszerował gdzieś w kąt, a Rin zdecydował się nieco rozglądnąć. I tak trafił pod klatkę jednego z Leaper'ów, które przyglądały mu się nieruchomo. Nagle ktoś go puknął w ramię.
- He?
- Okumura! - tym kimś okazał się różowowłosy Renzou. - Słyszeliśmy, że będziesz biegł z Bon'em, cóż, powodzenia życzymy - 'my', zostało zrozumiane, gdy zza niego wyszedł Konekomaru, poprawiając okulary.
- Według mnie oboje mają równe szanse - stwierdził okularnik, przekrzywiając głowę. - Okumura-kun, co się stało wcześniej?
- Co masz na myśli wcześniej? - zdziwił się Rin.
- Chodzi mu o to, że Tsuba-sen nigdy nie pyta nikogo bez powodu, tylko jeżeli go zdenerwuje - wyjaśnił Renzou. - Więc albo miał zły dzień, albo naprawdę go wkurzyłeś...
- To chyba ma zły dzień, bo ja nic nie zrobiłem - wzruszył ramionami. - W dodatku sparował mnie z Bon'em - skrzywił się. - Ale to nic, tylko przygotujcie szufelki, bo będziecie go potem zbierać z podłogi - zaśmiał się i podkasał rękawy.
- Ja jestem bezstronny - Shima wystawił przed siebie ręce w obronnym geście. - Może i Bon startuje na Arię, ale wybiera też Dragon'a, wbrew temu, co się wydaje, jest silny i trenował od dziecka, by udać się do akademii - powiedział i wzniósł oczy do nieba, jakby sobie coś przypominał.
- Wow, serio? - zdumiał się Okumura i lekko zakłopotał. - Ja postanowiłem zostać egzorcystą jakieś trzy tygodnie temu - skrzywił się na własną głupotę. Jednak na Konekomaru i Renzou zrobiło to dosyć dziwne wrażenie.
- Czekaj, 'postanowiłeś'? - teraz to Shima był zdziwiony.
- A co, wy nie?
- Okumura-kun, posłuchaj - zaczął niepewnie Konekomaru. - My troje wychowaliśmy się w świątyni w Kioto, w przeklętej świątyni, która została zniszczona podczas Błękitnej Nocy piętnaście lat temu... Nasi rodzicie opiekowali się tym sanktuarium, nasi dziadkowie i pradziadkowie, wszystko zostało zniszczone w jedną noc... - Miwa spuścił głowę, Shima też wyglądał na smutnego. - Bon bardzo się tym przejął i... dlatego zdecydował się, że pokona Szatana i przywróci chwałę świątyni... My poszliśmy za nim, zresztą, nie mieliśmy wyboru, wszyscy mnisi w naszej świątyni muszą przechodzić szkolenie, jedynie Bon zgodził się na nie dobrowolnie... - i nagle przerwał mu zaskoczony jęk Okumury.
- Bon chce zabić Szatana? - wydusił.
Renzou uderzył się z otwartej dłoni w twarz.
- Nie powinniśmy o tym mówić, Bon nas zabije - jęknął. - Ale raz się żyje - uśmiechnął się szeroko. - Tak, to jego główny cel, dlatego chce zostać jak najszybciej najsilniejszym Paladynem, wśród egzorcystów.
Okumura zaczął mamrotać coś pod nosem, niemal wydawało się, że para idzie od jego głowy.
- Ten dupek miał jeszcze czelność ukraść moje marzenie - wysyczał przez zęby Rin.
Renzou wzruszył ramionami i popatrzył porozumiewawczo na Konekomaru, wycofali się szybko do boksu, w którym siedzieli wszyscy Page, czekając na wywołanie, a za nimi podążył Okumura.
- Pierwszą parą będą, Shima i Yamada - oznajmił Tsubaki.
Różowowłosy przeciągnął się, aż strzeliły mu kości i wyszedł z boksu, by stanąć na starcie. Yamada niechętnie odłożył swoje PSP i podszedł do linii startowej z rękami w kieszeniach, podczas gdy Renzou się rozciągał. Kaoru westchnął i gwizdnął. Klatki się otworzyły i wyskoczyły z nich Leapery, rycząc przeraźliwie. Shima aż podskoczył.
- Spokojnie, nic wam nie zrobią! - uspokajał Tsubaki. - Poczekajcie na drugi sygnał i macie ruszyć, ale tak jak wam mówiłem! Obserwujcie! - krzyknął i ponownie włożył gwizdek do ust. Minęła chwila... - Już! - huknął i gwizdnął ile sił miał w płucach.
Renzou wyskoczył z linii startowej i jak strzała popędził przed siebie, nerwowo oglądając się na Leaper'a, który nawet się nie ruszył. Odetchnął głośno i zwolnił nieco do truchtu, będąc w połowie sali. Yamada przebiegł może ze dwa metry. Shima popatrzył na niego jak na idiotę i nagle Leaper ryknął. Renzou nie przejął się tym teraz, lecz przeraził go moment, w którym olbrzymia żaba wyskoczyła z miejsca, a jej cień wskazujący lądowanie, spoczął na nim. Wtedy wytrzeszczył oczy i ruszył przed siebie. Yamada rzucił się do sprintu i szybko go prześcignął, po czym zatrzymał się nieco dalej, gdy Shima wciąż biegł. Nie rozumiał tego. Leaper znów się zatrzymał. Renzou popatrzył na niego zdenerwowany.
- Co tłusta żabo?! Będziesz mnie gonić, czy nie? - indyczył się. Jednak zaraz pożałował swoich słów, bo stwór ryknął i otworzył paszczę, Renzou nie zauważył nawet, gdy został odrzucony do tyłu przez jego wielki jęzor. Krzyknął z bólu i przyłożył rękę do bolącego miejsca. Adrenalina, ha? W gruncie rzeczy tak, bo podniósł się z miejsca i pobiegł przed siebie. Na początek przetestował dystans dziesięciu metrów. Jednak gdy cień żaby zasłonił go, wycofał się o kolejne dziesięć. Jęzor machnął w powietrzu, lecz chybił o ledwie pięć centymetrów.
Harumi obserwowała poczynania dwóch Page i nie mogła wyjść z podziwu dla Yamady. Ten chłopak wydawał się być leniem, którego nic nie obchodziło, całe lekcje spędzał na graniu na PSP. Jednak patrząc na to teraz, widziała w jego ruchach coś profesjonalnego, jakby przechodził kiedyś to szkolenie. Zresztą, czemu miała się dziwić? Wiele dzieciaków od malucha przygotowywano do zawodu egzorcysty, niektóre po przyjściu do szkoły były już zawodowcami. Ale w tym Yamadzie coś jej nie pasowało i nie wiedziała, co...
- Barbie nieźle sobie radzi - mruknęła. Powiedziała to specjalnie, bowiem Suguro znajdował się nieopodal, niepodległy nikomu opierał się o ścianę, jego pozycja była dość buntownicza. Konekomaru stał obok po jego lewej. A zaraz obok przerażający Takara, przez którego Harumi miała dreszcze.
- Jeżeli masz na myśli Shimę, to radzę ci, niech to będzie ostatni raz, bo umrzesz, yaban [yaban-dzikus, jap.] - prychnął. - A poza tym, nie wątp w jego możliwości, może i wydaje się niezdarny, ale twardy z niego zawodnik...
- Nie prosiłam o odpowiedź - westchnęła Harumi. - Pospieszyłeś się Sukanku-kun - uśmiechnęła się jadowicie.
Suguro aż się wzdrygnął, prychnął coś niepochlebnego pod jej adresem i odwrócił wzrok, rumieniąc się delikatnie. Harumi zaśmiała się złośliwie i dalej obserwowała zmagania Yamady i Shimy. Poradzili sobie nieźle, choć gdyby ich porównywać... Renzou wyciskał z siebie siódme poty przy pierwszym okrążeniu, a ten drugi nawet się nie spocił.
Ale koniec końców Renzou dotarł na metę wykończony, lecz szczęśliwy... Kaoru odesłał ich z wielką pochwałą.
- Następna para, Suguro i Okumura! - wykrzyknął Tsubaki, patrząc na zegarek.
Harumi obróciła się na pięcie i zanim Ryuuji zdążył odejść, położyła mu rękę na ramieniu. Kiedy się odwrócił, błysnęła czerwonymi oczami, aż się zachłysnął.
- Ganbare - parsknęła.
Odszedł szybko oszołomiony. Podobna była zresztą reakcja Okumury, który w dalszym ciągu próbował przeprosić Shiemi. Widok tej wiedźmy rozmawiającej tak spokojnie z Bon'em go zaniepokoił. Miał coraz gorsze przeczucia w związku z tym biegiem.
- Phh, niepotrzebne - Suguro przerwał jego myśli. - Wykończę cię Okumura - wyszeptał przechodząc obok niego i zaraz ustawił się na starcie, czekając aż Tsubaki uwolni kolejne dwa Leaper'y z numerami 3 i 4. Zaraz jego śladem podążył Rin. Leapery 1 i 2 usadowiły się w klatkach popędzane przez jakichś dwóch nieznanych gości.
- Nie tak prędko - rzucił wojowniczo Rin. - Nie pozwolę ci ukraść mojego marzenia.
- Czego?! - zdziwił się Suguro.
Ale przerwał im gwizdek Kaoru. Leapery wyskoczyły z klatek i stanęły za nimi.
- Słuchaj Okumura, nie wiem, co sobie uroił... - próbował dokończyć Bon, lecz ponownie rozbrzmiał gwizd i Rin puścił się biegiem przed siebie. - Czek... Ugh... - syknął, po czym rzucił się za nim, całkowicie zapominając o przemyślanym wcześniej planie. Teraz, jak oszalały pędził za Okumurą, podczas gdy Leapery nawet się nie ruszały.
- Chłopaki zwolnijcie, to nie jest wyścig! - ostrzegł ich Kaoru.
Tak jakby ich to obchodziło... Liczyła się rywalizacja i tylko to. Rin wyprzedził Ryuuji'ego tak, że zaczął już powoli truchtać, ale niespodziewanie Bon wysunął się na prowadzenie i to w końcowym odcinku. Rin przyspieszył, ale ku swemu zdziwieniu, zauważył, iż przeciwnik był szybszy.
- Nara, Okumura - parsknął Bon.
- Nie tak prędko! - krzyknął za nim Rin i odbiwszy się od ziemi rzucił się na niego z pięściami. I jedna chwila wystarczyła, żeby pomiędzy tą dwójką wywiązała się bójka i to na serio. Była dosyć wyrównana, raz Bon był górą, a potem znowu Rin kontratakował. Fajnie by tak patrzeć, ale Leapery wreszcie zareagowały. Jeden z nich złapał jęzorem Suguro w pasie i wciągnąłby go do swoich ust...
Drzwi do sali nagle otwarły się z głośnym hukiem i nim ktokolwiek zareagował, na balkonie pojawili się: Akihito, Yuzuru i Kyouta. Krzyczeli coś o demonie, a wtem z góry na sam dół padł dziwny cień. Kiedy wreszcie rozwiała się tajemnicza mgła wokół niego, efekt okazał się zadziwiający...
- Sh-Sh-Shinjirou?! - wykrzyknęła zaskoczona, nie, zszokowana Harumi.
Na sali gimnastycznej, a dokładnie na języku Leaper'a wylądowała broń. I to nie byle jaka broń. Oto przed nimi, długa rączka, mająca może 2 m, poprzecinana przez srebrne pierścienie. Kij był dodatkowo oplątany przez czarną wstążkę, która miała tak intensywny kolor, że od patrzenia miało się nieco kłopoty z wizją. Jej ostrze miało długość 1,5m, łyskało żywym srebrem, drugie krótsze może metr. W obu widniały kamienie, jeden czerwony, drugi błękitny, przypominające ludzkie oczy.
- Tsubaki-san! - krzyknęła Yuzuru, lecz ten rozmawiał przez telefon, najwyraźniej z babą, bo powtarzał tylko "Spokojnie koteczku", machnął na Nakajimę ręką i odszedł w głąb korytarza za sobą. - Szlag by to! - syknęła. - Harumi, bierz ty tego Jirou, czy jak mu tam i przywlecz go na górę, bo się z tobą policzę! - huknęła stanowczo.
- Haru, nawet nie próbuj podchodzić, zaraz tam zejdziemy! - przekrzykiwał ją Akihito.
Harumi nie słuchała żadnego z nich, po prostu wpatrywała się w swoją kosę, jak ciele w malowane wrota. Nie tylko dlatego, że miała w sobie Duszę, co zdumiało ją niesamowicie, ale dlatego, że w ogóle ją zobaczyła.
Nie patrzyła na to, co się działo, a jej kosa właśnie odcięła język Leaper'owi i stukając o posadzkę okrążyła Rin'a i Ryuuji'ego, po czym stanęła między nimi. Parę iskier poszło od księżycowego ostrza i w mgnieniu oka porażeni chłopcy wylądowali na przeciwległych ścianach sali.
- Cokolwiek to jest, jest twoje i powinnaś to zatrzymać! - krzyknęła zirytowana Izumo, odsuwając się nieco do tyłu.
- A skąd wiesz, czy to jest moje, czy nie? - prychnęła Harumi, udając znudzoną.
- Nazwałaś to i wyrwałaś się z krzykiem - przypomniał jej Shima, pojawiając się nie wiadomo skąd. - Kamiki-san jest naprawdę inteligentną dziewczyną - pochwalił.
- Nawet ślepy sokół by się domyślił - westchnęła Karamorita. - Akihito kazał mi się nie ruszać, to się nie ruszam, zresztą, ja nawet Shinjirou nie prowokowałam, to wina tamtych dwóch pacanów - wskazała na nieprzytomnych Suguro i Okumurę. - Ja się nie będę wtrącać, lepiej, jak to odkręcą, bo nie będzie za ciekawie...
- I nie zamierzasz nawet kiwnąć palcem?! - krzyknęła zbulwersowana Kamiki.
- A co to da? - mruknęła. - Zrozumcie jedno, jeżeli w tej kosie - wskazała na tańcującą broń - została umieszczona na powrót 'Dusza', to znaczy, że oddano jej wolną wolę... Powinna słuchać tego, w kogo ręce została złożona przed umieszczeniem Duszy, a ja nie wiem, kim jest ta osoba - wzruszyła ramionami. - Jeżeli ta osoba nie przybędzie, to Leapery rozjuszą się jeszcze bardziej niż teraz... Mendokusai...[upierdliwe]
- Ale Karamorita-san... - teraz Konekomaru próbował ją przebłagać.
Zirytowana do granic możliwości, przeskoczyła przez barierkę.
- Yamada, chodźże, ja wezmę Okumurę, a ty przytargasz tu Suguro - zakomenderowała i o dziwo, chłopak odłożył ponownie swoje PSP i złorzecząc pod nosem powlókł się w stronę Ryuuji'ego. Harumi wybrała go przede wszystkim z powodu umiejętności, ale miała świadomość, że Shinjirou i tak będzie bardziej zainteresowany nią i Okumurą.
- Ta cholerna dziewczyna - syknęła Yuzuru. - Akihito, otwieraj te drzwi szybko! - odwróciła się na chwilę w stronę Tadamasy, który od kilku minut mocował się z zamkiem do włazu. Zejście na salę oznaczało zejście schodami za zamkniętą klapą.
- Szlag... Nie otworzą się, coś zablokowało zamek z drugiej strony! - odkrzyknął chłopak.
Yuzuru zacisnęła pięści.
- Niech któreś z was wejdzie na górę i odblokuje tą cholerną klapę! - wrzasnęła, znaczyło to, że nie zniesie żadnego słowa sprzeciwu. - Cholera, gdyby nie były z Paellum...
Yuzuru przeniknęłaby ją, gdyby wykonano ją z innego materiału, ale Paellum...
Harumi przewiesiła sobie rękę Rin'a przez ramiona, był półprzytomny i mało rozumiał z zaistniałej sytuacji. Powinien szybko się zregenerować. Niemal nie czuła jego ciężaru. Jednak Shinjirou cały czas śledził ich wzrokiem czerwonego kamienia, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Oho... - szepnęła Harumi i o to jedno słowo za dużo, bo kij z ostrzem zaczął kręcić się wokół własnej osi z niesamowitą szybkością i począł zbliżać się do nich. Rzuciła się w stronę bezpiecznego boksu, ale nogi Rin'a splątały się z jej kończynami i w rezultacie padła na ziemię. Nie miała już czasu się podnieść, więc zrzuciła z siebie chłopaka i osłoniła go swoim ciałem, nie wiedząc dlaczego.
I nagle, tuż przed nią pojawił się cień. Cień owy posiadał tradycyjną japońską katanę, której ostrze starło się z srebrzystym sierpem kosy.
- Haru! Bierz chłopaka i schowajcie się do boksu, ja odciągnę uwagę Inazumy! - wykrzyknął Amano, o dziwo, bez tego swojego charakterystycznego skrzeku, brzmiał inaczej. Zarzuciła Rin'a na plecy i dociągnęła go do środka.
Shiemi z okrzykiem zarejestrowała niewielkie zadrapania i otarcia na ciele Harumi, jakby zapomniała o porażonych błyskawicami Suguro i Okumurze. Karamorita próbowała zbagatelizować sprawę, ale Moriyama na to nie pozwoliła i już za chwilę noga szatynki została obwiązana fragmentem z rękawa jej kimona.
- Dzięki... Ale, Ama! - poderwała się z miejsca i rzuciła do barierki.
- Dobrze mu idzie, jest jak rasowy samuraj - powiedział Miwa, z zachwytem wymalowanym na twarzy obserwując zmagania orlego chowańca z tajemniczą bronią. - Problem tylko z Leaper'ami...
- Mogą zaatakować, jeżeli ich nie uspokoimy - Moriyama złożyła ręce razem i spuściła głowę.
- To bezsensowne - westchnęła Kamiki. - Wyjdziemy, a wtedy albo Leapery na nas uderzą, albo ta cała kosa kopnie nas prądem, co wybieracie? Śmierć w żołądku żaby, czy upieczenie żywcem? - mruknęła ponuro.
- Ani to, a ni to - odezwał się ni stąd, ni zowąd Ryuuji. Wszyscy popatrzyli na jego i Rin'a. - Jeżeli dam się poturbować jakiejś magicznej kosie, czy przerośniętemu żabsku, to znaczy, że powinienem poddać się już teraz... - powiedział do siebie. - A ja nie porzucam raz napoczętego zadania...
- Ja też nie - zgodził się Rin. - Pokonam te żabska, a potem kosę... - zarzekł się. - I skopię Szatanowi dupsko... - dodał ciszej, lecz nie na tyle cicho, bo usłyszeli go dokładnie Suguro i Karamorita.
Wstał. Chciał odejść... Wstał. Zatrzymał go. Zdziwił się, próbował zrozumieć... Chwycił go za szyję i huknął na niego ze złością. Ukradł jego marzenie, zawłaszczył sobie pragnienie, które pielęgnował przez lata.
- Nie ukradłem go! To moje marzenie! - odparł na to Rin, próbując rozłożyć zaciśnięte palce ręki Ryuuji'ego.
Suguro wypuścił go z rąk i popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Czy ty wiesz, co mówisz, głupku? - spytał tonem, który wywoływał dreszcze, po czym wyminął Okumurę i przeskoczył przez barierkę, wkraczając do niebezpiecznej strefy pomimo wrzasków Yuzuru i nawoływań Miwy i Shimy. Jego odwaga topniała z każdym krokiem.
- Nie da rady... - mruknęła Harumi, złożyła ręce i wyprostowała palce, aż strzeliły paliczki. - Jeżeli nie wejdzie nowy właściciel Shinjirou no Inazuma, to jestem pewna, że Sukanku-kun zostanie posiekany na plasterki - westchnęła. - Mendokusai...
- Mendokusai, mendokusai, a może byś wreszcie coś zrobiła?! - warknęła Izumo.
- A może byś wreszcie coś zrobiła, nia nia nia nia, nia nia nia... - papugowała ją Harumi, wykrzywiając się, jakby poczuła wyjątkowo okropny fetor. - W związku z Inazumą jestem bezradna, ale jeżeli idzie o Leapery... Fakt, oszalały, ale one reagują na strach, jak większość demonów... Jeżeli wyczują, że się ich boicie, to z pewnością zaatakują, więc nasz drogi Skunks ma jedną szansę na milion... Jeśli jest odważny, to nie mamy czego się obawiać...
Jednocześnie popatrzyła na Amę, który wciąż odpierał ataki ze strony Shinjirou. Inazuma mógł używać magii dzięki Animie i latach oglądania jej walk, co jedynie komplikowało sprawę. Nagle przed oczami mignął jej Okumura. Biegł w stronę Suguro. Nagle poczuła palący ból w ramieniu... zagrożenie. Przeskoczyła przez barierkę i popędziła za nim. I właśnie wtedy złamał się kontakt pomiędzy kataną Hatoyamy, a ostrzem kosy. Inazuma podskakując znalazł się przed Harumi.
- Co do...? A, ty... Sporo się nie widzieliśmy, ha?
Kosa pokiwała jej na to.
- Dobra, wiem, że mnie rozumiesz, to już jeden plus, co nie? - kolejne kiwnięcia ze strony Harumi i Shinjirou. - Okay, może przejdźmy do puenty... Ty - wskazała Inazumę - oddasz się w ich - pokazała Yuzuru i Kyoutę na balkonie - ręce, a oni nie zrobię ci krzywdy, tylko zwrócą cię właścicielowi, rozumiesz?
Teraz go/ją/to rozzłościła. Karmazynowy kamień osadzony na mniejszym ostrzu zabłysnął i wydawało się, poruszył nienaturalnie. Po chwili na srebrzystym sierpie zajaśniało białko i szkarłatna tęczówka o pionowej źrenicy. Wstęga oplatająca długi kij zabarwiła się na biało od błyskawic przemykających po niej.
- Czyli Raijin [bóg błyskawic występujący w shintou i japońskich wierzeniach ludowych] dzisiaj mi nie sprzyja... - wysunęła wniosek Karamorita. I wykrakała... U dołu Inazumy wyrosło takie samo ostrze, tyle, że z przeciwnej strony, a oko klejnotu miało błękitną barwę. Kosa w magiczny sposób wzniosła się w powietrze i stworzyła potężne tornado. - Chyba mam kłopoty...
- Haru odejdź stamtąd! - Akihito rzucił się do balustrady, ale jedyne, co mógł zobaczyć do blask pioruna, jaki rozszedł się po całej sali, tworząc olbrzymią salę uderzeniową. Każdy, kto stał został wgnieciony w podłogę, lub ścianę za sobą. No, prawie... Jedyną osobą, która stała, byłą Harumi. Nie wiadomo, czy dlatego, że kosa kopiowała jej moce, czy z innych nieznanych przyczyn. Kątem oka zauważyła coś niepokojącego. Rin i Leapery wciąż trzymały się na nogach. Wedle jego pozycji jako jednego z książąt, powinien być bezpieczny, ale... Z jakiegoś powodu Leapery wyglądały na bardziej rozjuszone niż wcześniej... No jasne. Popatrzyła na kosę emitującą wibracje. To był krzyk bólu, samotności i żądzy krwi. Kosa musiała oddziaływać na wszystkie demony. Jej i Rin'owi nie powinno to grozić, z uwagi na ich pół-ludzkie korzenie. Ale co robić, co robić? Przestąpiła o krok do przodu. Atak się nasilił, poczuła swąd palonej skóry.
- Ła-a-a...
- Ama, możesz wstać?
- Głowa... mnie boli... - wymamrotał Amano.
- To lepiej nie wstawaj - westchnęła. - Gdybym tylko miała dostęp do kogoś o zdolnościach spirytysty... - mruknęła i nagle coś przyszło jej do głowy. Otworzyła dłonie i poczuła, jak ją palą. Widziała w nich pokłady srebrzysto-czarnej, nieco glutowatej substancji. Znów zbliżyła się do kosy. Była pewna, że słyszała ich głosy. Jednak to nie przeszkodziło jej w chwyceniu czarnego kija bez obawy o urwanie, bądź spalenie na węgiel rąk. Elektryczność wciąż buchała od kosy nowymi strumieniami. Zatrzymała jej obroty i ustawiła oboje oczu w stronę innych Page. - TA-KA-RA! - krzyknęła ile sił miała w płucach. - TA-KA-RA NE-MU! - wrzeszczała, niemal tracąc przy tym głos. - TA-KA-RA NE-MU KU-TSU-SHI-TA! Otwórz oczy! - wykrzyczała błagalnie, jej własne narządy wzroku łzawiły i mogła przysiąc, że kapała z nich krew.
Siła nacisku była ogromna, niemal wciskała kandydatów na kandydatów na egzorcystów [tak, Exwire to kandydaci na egzorcystów, więc Page do kandydaci na kandydatów? O_O], ale zdobyli się na to, przez mordercze poczucie ciekawości, by spojrzeć na wywoływanego Takarę. Chłopak opuścił dłoń z pacynką i mimo, że się wahał, otworzył oczy. Ale nie ujrzeli tego cudu, bo tym razem zielony blask rozbłysł w bezkresnej bieli.
Nie wiedzieli co się stało, ale wszyscy nagle zrobili się senni i chcąc nie chcąc, padli tam gdzie leżeli, zasypiając kamiennym snem.
Światło rozproszyło się i zapanowała cisza. Kosa stała się niesamowicie lekka w porównania do siły, z jaką wcześniej niemal wgniatała ją w podłogę.
Harumi odetchnęła głośno, pełna ulgi. Cisnęła Inazumę na podłogę i przydeptała ją butem. Spojrzała na Amano, który leżał na podłodze, ciężko zipiąc. Następnie sama potruchtała w stronę Suguro i Okumury. Bon leżał na ziemi z zbolałą miną, a Rin klepał po głowie powoli zapadającą w sen żabę.
- Przepraszam mistrzu, naprawdę nie mogłem cię zauważyć i...
- Spoko, spoko, nic się nie stało - uspokajał go Okumura.
- Czy można to nazwać 'niczym', to ja nie wiem - parsknęła Harumi i poczęła dźgać Suguro czubkiem buta. - On żyje? - spytała przyglądając się bacznie skunksikowi.
- Chyba śpi - domyślił się Rin.
- Z otwartymi oczami? - prychnęła Karamorita. I nagle coś sobie przypomniała. - A tak, Takara... Uśpił wszystkich wokoło, prócz nas, Amy i tych z góry - powiedziała, obserwując, jak Akihito wreszcie wywarza właz i zbiega szybko po schodach. Westchnęła męczeńsko i pociągnęła Suguro za nogi. Jednak zaraz tego pożałowała, poczuła natłok wspomnień, których nie chciała...
Widziała ulice Kioto, tak, to na pewno było Kioto, nie dało się go pomylić z żadnym innym miastem. Ale wyglądało jakoś tak marnie... Stała z boku, drobne płatki szarego, wodnistego i brzydkiego śniegu spadały na jej ramiona, przykrywały i ozdabiały misternie jej brązowe włosy i ciemne, gęste rzęsy. Przymknęła oczy. Było spokojnie, ale czuła też inne uczucia, dziwny strach i niepewność. Nagle usłyszała trzask. Obróciła się i ujrzała skromnie ubranego, odrobinę zziębniętego mnicha, który pocierał o siebie fioletowe z zimna dłonie. Powiedział coś do siebie i odszedł.
Ale potem dotarł do niej krzyk, lecz bez słów. Zobaczyła chłopca... Był brunetem, dosyć niskim, wyglądał najwyżej na osiem lat. Rysy twarzy wydawały się znajome... Krzyczał coś do mnicha, a w jego oczach błyszczały łzy. Mnich odwrócił się i podszedł do niego. Zmierzwił jego czarne włosy i powiedział coś, uśmiechając się, uśmiech wydawał się fałszywy, ale Harumi czuła jego gorzką prawdę. Mnich zaczął odchodzić. Chłopiec znów coś krzyknął.
Tym razem usłyszała...
- Ja... Zabiję Szatana i przywrócę świetność naszej świątyni! Nikt nigdy więcej nie będzie się z nas śmiał!
A mnich tylko się roześmiał. Harumi nie wiedziała, co tu robi, ani co to za scena, ale nagle poczuła to przeszywające zimno otoczenia, gorycz, smutek i rozżalenie zmieszały się ze zdziwieniem i niepewnością...
- Sukanku... -kun? - powiedziała powoli i niepewnie.
Nagle chłopiec odwrócił się do niej i wytrzeszczył oczy.
- Ty...
Ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo już jej tam nie było, wróciła do siebie, jeszcze bardziej zmęczona i z mocniej pogmatwanymi myślami, niż wcześniej.
- Mori? Bierzesz go stąd w końcu, czy nie? - Okumura stał obok niej, położył jej rękę na ramieniu, na oznaczonym ramieniu. Pod jej skórą rozeszło się dziwne ciepło. Gwałtownie strzepnęła jego dłoń ze swojego barku i szybkim, zamaszystym krokiem odeszła, ciągnąc za sobą Ryuuji'ego. - Mo... Ri?
Dziwne gorąco rozpaliło jego dłoń, tą, którą odrzuciła. Kiedy tylko to zrobiła, ogarnął go chłód, jakiego wcześniej nie czuł. I nagle miał dziwne wrażenie, że był jakoś połączony z tą dziewczyną... Jakaś część nici przeznaczenia łączyła ich ze sobą... To nie było wrażenie... nagle, to była pewność.
Całą sprawę należało wyjaśniać. Ostatecznie Akihito wyjaśnił, że Shinjirou został u Mephisto na dodatkowe badania. Potem dzięki Kluczowi Przestrzeni odesłali ją do Watykanu, gdzie rozpętała małe piekiełko i wróciła z powrotem do Japonii. Problem w tym, że kosa uciekła z kwatery głównej i wdarła się do podziemia szkoły. Stąd te dziwne hałasy i dyżury na korytarzach. Oficjalnie nikt nie wie, w czyje ręce Mephisto złożył Shinjirou no Inazumę
Pytanie, kto to? - Było zadawane Phelesowi na każdym kroku, ale on milczał i uśmiechał się zagadkowo. Zresztą, wydawał się bawić, gdy inni głowili się nad tajemnicą posiadacza Inazumy.
Było już późno, bo przed północą, a mozolne wyjaśnienia dzisiejszych zdarzeń zajęły do jedenastej. Potem Harumi musiała meldować się na obowiązkowej kolacji w stołówce ich akademika. Nie usiedziała tam długo, bo została zmuszona wysłuchiwać monologu Akihito. Opierał się on głównie na wytykaniu jej błędów. W końcu, uczęszczała do akademii niedługo, a przy każdej lepszej okazji lądowała na dywaniku. Harumi zaprzeczała słabo, twierdząc, że po prostu bywa w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Gdy nadeszły pytania Rin'a, zrezygnowała z posiłku i w duchu dziękując milczącemu Yukio, oddaliła się na korytarz. Stamtąd wzięła losowy płaszcz pozostawiony przez brata i wyszła z akademika. Kampus był już zamknięty z powodu ciszy nocnej, ale właśnie teraz egzorcyści i demony budziły się do życia. Harumi miała za zadanie sprzątnąć salę gimnastyczną - wprawdzie "Masa-sen" odpuścił im to na dziś, ale poczucie obowiązku zaciągnęło ją tam wbrew woli. Akihito też się z tym zgodził. Nie zamierzała o tym wspominać Takarze, który zapewne siedział już w swoim akademiku, bo z drugiej strony chciała mu się odwdzięczyć. Ostatecznie - poprosiła go o pomoc.
Zeszła szybko pod most i zaczęła szperać po płaszczu, własnego klucza nie miała. I jak zawsze Akihito okazał się beznadziejnie przewidywalny. W pasku prochowca znajdowała się luźna nitka, wystarczyło ją wyciągnąć a klucz wypadał ze środka. Noszenie zapasowych rzeczy było jego przekleństwem, ale z drugiej strony zaletą. Otworzyła drzwi, weszła do środka i po omacku skierowała się w kierunku sali gimnastycznej. Było ciemno jak cholera, aż nie widziała czubka swojego nosa. Zaklęła w myślach. Nie mogła zapalić swojej dłoni, po pierwsze - nie chciała spalić bandaża, a po drugie - i tak była strasznie poparzona. Skutki przyzwania Kuroi Ame odznaczały się wyraźnie na każdym spirytyście. Dlatego dalej najciszej jak mogła sunęła korytarzem w poszukiwaniu ogromnej hali. W końcu napotkała jej drzwi. Szlag... były zamknięte. Wtedy zaczęła sprawdzać futrynę, przestrzeń między drzwiami a nią, a także rzeźby, parapety... W końcu zrezygnowana stanęła przed wejściem i jęknęła.
- Tego szukasz? - w ciemności zabłysł czerwony ogień, a przed jej oczami zamajaczył pęk kluczy.
- A tak, dzięki - powiedziała nie kryjąc zaskoczenia i sięgnęła po nie, lecz nagle ją olśniło. - Ktoś t... Mephisto? - wydusiła odskakując na bezpieczną odległość.
- Dla ciebie dyrektor Johann Faust V - zaśmiał się złowieszczo. - To był oczywiście żart Pandoro, honorem dla mnie jest słyszeć me pospolite imię z twych ust... - po raz kolejny pozwolił sobie z niej zażartować.
- Ciebie też odwiedził Azazel, że nagle cię taka gadka nawiedziła? - spytała sarkastycznie.
- Ah, ah, moi braciszkowie składają ci niezapowiedziane wizyty? - zdziwił się, lecz Harumi zaraz wyczuła ironię. W końcu wiedział o Azazelu. - Sama ich przyciągasz, Pandoro... Taki z ciebie uparty chowaniec... Przestań wreszcie trzymać gardę. Zabaw się! - zawołał i z płomienia wyleciało parę małych ogników, które okrążyły głowę Harumi i zatańczyły wesoło przed jej oczami. - Korzystaj z ostatnich podrygów samoświadomości - dorzucił mrocznie, aż dostała dreszczy.
- Nie wiem, o czym mówisz - mruknęła, próbując sięgnąć po klucze.
- Dobrze wiesz, tylko nie chcesz tego dopuścić do świadomości, czyż nie? - zbliżył się do niej, przekraczając bezpieczną granicę. - Jesteś naprawdę głupiutka... Nieważne, co zrobisz, nie masz wyjścia, bo wszystko zostało zapisane w gwiazdach... - parsknął śmiechem, zauważając strach w jej oczach. - Przypominasz mi GO trochę... Wiesz, kogo mam na myśli? - spytał, uśmiechając się złośliwie.
Nagle zapaliło się światło w korytarzu, potem znów zgasło, znów się zapaliło i zgasło. Jedna z żarówek pękła, sypiąc iskrami.
- Phy... Ten sam upór, dokładnie ten sam... Nie wygrasz ze strachem - wyszeptał przerażającym tonem - więc dlaczego walczysz? Poddaj się wreszcie, pójdź za przykładem Ziz'a i po prostu złóż broń...
Przełknęła ślinę Na skraju świadomości zamajaczyła jej sylwetka chłopca, który wyciągał do niej rękę krzycząc o pomoc, ale już odchodziła. Rodzina Tadamasa zabrała ją i Fuyuki'ego ze sobą, a on został sam.
- Czyżbym trafił? - zaśmiał się chytrze. - Poddaj się, a jeśli nie, to ja i moi bracia zrobimy wszystko, byś oszalała do reszty... Nic ci nie zostanie... - i zniknął wraz z czerwonym płomieniem, pozostawiając pęk kluczy w jej dłoni.
Miała dość... Przez cały dzień się z nią bawił. Pysznie uśmiał się, zapewne. Zacisnęła dłonie w pięści. Jak zawsze wplątała się w te gierki i skończyła, niczym popychadło cholernych diabłów...
Stała tak jeszcze przez chwilę wpatrując się w ciemność, jakby liczyła, że zamiast ciemnych sylwetek zakrytych płachtami mebli, zobaczy szafę i biurko w swoim pokoju. Ale nic z tego. Nogi się pod nią uginały, kiedy drżącymi dłońmi otwierała salę gimnastyczną. Zapaliła w środku lampy i spojrzała w oczy zamkniętemu w klatce, uśpionemu Leaper'owi. Zastygła, lecz na chwilę. Zaraz odwróciła się na pięcie i wróciła na korytarz, by dostać się do schowka ze środkami czystości. Niedługo potem wróciła i zaczęła od zamiatania i czyszczenia balkonu. Po dwudziestu minutach wypełnionych intensywną i nienaturalnie przyspieszoną pracą zdecydowała się zejść na dół. Wepchnęła palce pomiędzy klapę a podłoże i zaczęła ją podnosić. W tej chwili dałaby wszystko, za nadnaturalną siłę, ale podnoszenie klap z Paellum nie było w jej zakresie. Akihito musiał mieć mnóstwo adrenaliny, żeby odrzucić ją za jednym zamachem. Westchnęła i zabrała się za to znowu. Najpierw zacisnęła palce jednej dłoni, potem drugiej, trzeciej... Zaraz, trzeciej?! Odskoczyła tłumiąc pisk, cisnący się jej na usta. Ujrzała bowiem najmniej spodziewaną osobę tej nocy.
- Takara... Hyakume* - powiedziała patrząc na niby to niewinnego chłopaka z pacynką.
~~
Niooo, wspomniało się nazwy paru youkai i demonów... Desu miała ostatnio dużo do czytania o nich, więc Desu je wrzuciła... Jak się pisze opowiadanie o egzorcystach, to trzeba wiedzieć, co nieco.
Raijin - jak napisałam, to bóg błyskawic, wedle wierzeń Shintou. Znany też jako Kaminari-sama, Raiden-sama, Raikou i Narukami. Często nazywają tak Harumi ze względu na jej zdolności.
Spirytysta - to najlepszy kandydat na Tamera lub Doktora, osoba o nadnaturalnych umiejętnościach. Wielu spirytystów miało w rodzinach korzenie demoniczne. Co mam na myśli? Pamiętacie, że Haru skojarzyła brwi Izumo z lisem? A Yuzuru w odpowiednich warunkach umie przechodzić przez ściany? Harumi też posiada moce spirytystyczne, jak ten moment, w którym przemieniła Amano w człowieka i uwięziła w więzach.
Kuroi Ame - czarny deszcz, zdolność występująca pospolicie u spirytystów, czarodziej - jak go tam nazywacie, wytwarza w swoich dłoniach gorącą substancję przypominającą nieco płynną rtęć. Gorąco to problem, skoro Kuroi Ame działa na demony i pochłania energię, to znaczy, że szkodzi samemu użytkownikowi.
Ziz - legendarny ptak - bestia, wspominany też w Starym Testamencie, występował też w mitologii hebrajskiej razem z dwoma innymi bestiami - Behemotem i Lewiatanem. Wedle wierzeń judaistycznych on i pozostałe dwie bestie mają być zabite przez Mesjasza i podane na ucztę sprawiedliwym na Końcu Świata. Mogę wam zaspoilerować, że wspominając o nim, Mephisto miał na myśli jego, jako swojego chowańca. O co chodzi? Jako że czytając nieco demonologii, według której Amaymon ma pełnomocnika zwanego Asmodeusz, w mym opowiadaniu będzie on jego chowańcem i strażnikiem. Tak jak Rin ma Haru, tak Amaimon ma Asmodeusza, a Behemot to pojedyncza bestyjka. Z kolei Mephy będzie miał za chowańca Ziz'a... Ktoś się domyśla, kim on będzie? Ostrzegam, postać już wystąpiła. H: Pytanie podchwytliwe, postać miała jedną kwestię w poprzednim rozdziale, a kolor jej włosów zaprzecza użytemu określeniu.
Hades, mou!
Hyakume - w japońskiej tradycji, dosyć dziwne youkai, posiada ono bowiem pięćdziesiąt par oczu, czyli sto pojedynczych gałek ocznych porozmieszczanych po całym ciele. Sama nazwa wskazuje - "Hyaku" - znaczy po japońsku "100", a "me" - oko.
Shinjirou no Inazuma - po jap. Błyskawica Shinjirou. Kosa wcześniej należąca do Harumi, teraz znajduje się w rękach...? To pozostawiam wam XD
---------------------------------------------------------------------------------------------
Desu zdycha... Trochę się namęczyłam nad tym rozdziałem i jest dłuuuugi, jak cholera... Mam nadzieję, że się wam spodoba. Wiem, że pozmieniałam bohatera, choćby Takarę, ale chcę gościa jakoś ubarwić, bo nie wiedzieć czemu, lubię go XD
Taki sweet *.* I strasznie mi na tym obrazku przypomina Honey'a z Ourana OuO, zwłaszcza ze Skarpetą~! ^^
Ammm, miały być foty Rin'a i są XD Zerochan i dev są niezawodne ^^ Powiększasz po kliknięciu dude :D W następnej kolejności pewnie wprowadzę 'demotywacyjne plakaty', które pewnie przyjdzie mi tłumaczyć z anglikańskiego na polski ;_;
Boże... *.* Dwa anime, które ja kocham!!! |
Liczę na wasze szczere opinie ^.^
Sayoooł~!
Hej, dopiero niedawno znalazłam tego bloga podobnie jak niedawno zainteresowałam się anime Ao no Exorcist więc nie przeczytałam jeszcze całości (jestem na etapie czerwca 2012 xD) ale twoja produkcja już zainspirowała mnie do tego, że sama też zaczęłam pisać. Zapraszam na mojego bloga (może podchwycisz jakiś pomysł a nawet wpleciesz moją bohaterkę w swoją historię? Śmiało. :]) Zaczęłam pisać dzisiaj, są już 2 rozdziały. http://dzieckosmierci-aonoexorcist.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńStrrrrrrrasznie się ucieszyłam z tego, rozdziału !!! Rozdział bardzo fajny mam nadzieję, że Kosa wróci no naszej bohaterki !!!
OdpowiedzUsuń