piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział XVI-"Przyjaciele i koszmary"

Z dedykacją dla wszystkich moich użytkowników i specjalne życzenia dla Any-san. Cieszę się, że spodobał ci się mój blog i nawet nie wiesz, jak mi podniosłaś samoocenę, mówiąc, iż cię zainspirowałam XD
Przedstawienie czas zacząć~!
---------------------------------------------------------------------------------------------

- Hyakume? Od kiedy to kadeci zwracają się bezpośrednio do generała! - zaperzyła się pacynka Takary, układając rączki na biodrach. Pogroziła jej i znów wykrzyknęła: - Na glebę i dwie serie po pięćdziesiąt! No już! Nie będę powtarzał dwa razy!
Harumi prychnęła. Podeszła do Takary i chwyciła go za krawat. Podciągnęła go do góry i przywaliła do ściany.
- Bo co? Spojrzysz mi w oczy? - wycedziła przez zęby. - Nie owijaj w bawełnę Takara. W ślepotę nie uwierzę, a ta pacynka i dzisiejsze zdarzenia utwierdzają mnie w moim przekonaniu. Jesteś hanyou - powiedziała bez ogródek.
Kutsushita, jeszcze przed chwilą bojowo nastawiona opadła, jak ręka Takary. Wydawało jej się, że jego ciało lekko się zatrzęsło. Poruszył powiekami. Zacisnęła zęby. O nie, na to nie pozwoli. Szybkim i gwałtownym gestem zakryła mu oczy ręką, a potem nacisnęła je dwoma pierwszymi palcami.
- Spróbuj hyakume, próbuj... Jeden ruch, a usmażę nie tylko tą piękną parę, ale także pozostałe pięćdziesiąt, jeżeli tylko spróbujesz mnie zaatakować - na zawołanie od jej ciała strzeliło parę iskier. Uśmiechnęła się chytrze. - Jak będzie?
Takara przez chwilę pozostawał cichy. Ani on, ani jego pacynka nie przemówili. Harumi odebrała to jako dobry znak, odsunęła się od niego, po czym wróciła do podnoszenia tytanowej klapy.
- Nie zrobisz tego?
Zastygła w bezruchu. Tylko do niego mógł należeć ten głos. Odezwał się. Odezwał się. Takara Nemu, ten cholerny lalkarz się odezwał. Nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. Przewróciła oczami, udając niewzruszoną, choć naprawdę, nigdy nie spodziewałaby się, że wypowie choć jedno słowo swoimi własnymi ustami.
- Nie, jeśli ty też nie - odparła. - Spirytyści powinni trzymać się razem - po wypowiedzeniu tych słów najchętniej zakryłaby sobie usta, ale dłonie miała zajęte czym innym, tak więc tylko odchrząknęła. - Mam na myśli... 
- Będziemy przyjaciółmi - przerwał jej i wtedy szok wstrząsnął nią do tego stopnia, że klapa przytrzasnęła palce. Zawyła z bólu i zdenerwowana odrzuciła żelastwo jednym ruchem. Palce bolały ją niemiłosiernie, ból rozchodził się po nich, w podobnym tempie, jak mieszała się woda z sokiem. Żaden z nich na szczęście nie był złamany, ale zaczęła bać się o swoje paznokcie. 
- Nie o to mi chodziło - fuknęła do Takary.
Normalnie powinna rozgnieść go, choćby słownie, jak robaka.
Wzięła miotłę i szufelkę, po czym zeszła na dół, nie oglądając się na niego. Rozpoczęła sprzątanie, choć zginając palce czuła coraz większe i boleśniejsze ciepło. Za zamiatanie wzięła się dość poważnie. Miotła pracowała z zawrotną prędkością, aż się kurzyło. Wkrótce, bo już po połowie godziny na środku sali piętrzyła się pokaźna kupa kurzu, paprochów i czego jeszcze dało się znaleźć w tej ogromnej hali. Jednak szufelka była dziesięć razy za mała, żeby przenieść to wszystko.
- Co się lenisz kadecie?! Ładuj śmiecie do kontenera i wio na górę wynieść! - wykrzyknęła Skarpeta i Harumi myślała, że zaraz odrąbie temu cholernemu Takarze łeb. Myślała, że nastąpił jakiś postęp i ten idiota zacznie  odzywać się normalnie, ale niee... gdzieżby, to by było zbyt proste. Definitywnie.
- Jakbyś nie zauważył, Yaro, nie mam żadnego kontener... - nie dokończyła bo w drugiej ręce Takary spostrzegła beczkę sięgającą mu do ramion. Wyglądała jak typowy pojemnik na jakieś chemikalia. Ze zgrozą odkryła powszechnie znany znak mówiący o promieniowaniu radioaktywnym. Aż strach było pytać, skąd to miał.
- Czego to kadet nie ma?!
- Już nie ważne - westchnęła i pacnęła się z otwartej dłoni w twarz. Po chwili oglądania wnętrza beczki nie odkryła niczego niebezpiecznego, więc stwierdziła, że użycie jej jako pojemnika to nie taki zły pomysł. 
Stopniowo kupa pyłu i śmieci leżąca na środku sali zmieniła swoje miejsce pobytu.
Harumi rozejrzała się po sali. Przez chwilę zastanawiała się, czy dla świętego spokoju - żeby nikt jej potem nie suszył głowy, że zrobiła coś źle - nie należy umyć tej podłogi. Zmysł perfekcjonistki zdecydowanie skłaniał ją ku temu, a z drugiej strony lenistwo kazało wracać do domu, z kolei jeszcze inne przeczucie rozkazywało jej jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa Takary.
- Na co się kadet patrzy? Wio na górę z kontenerem i po wiadra i gąbki! No! Ruszać się! Raz-dwa, raz-dwa! - wrzeszczała Skarpeta, irytując ją niesamowicie. Miała teraz niesamowitą chęć na jedną rzecz...  
Dłoń sama złożyła się w pięść, ramię wychyliło się do tyłu i wyprowadziło cios. Różowa pacynka nie miała kiedy znów krzyknąć. Po chwili pieść Harumi starła się z jej denerwującą mordką. Przedramię Takary wychyliło się pod niebezpiecznym kątem, strzeliły kości. Pacynka zsunęła się z dłoni Nemu. Chłopak upadł na podłogę tuż przed nią i wyglądał na zaskoczonego. Skierował głowę w stronę swojej ręki. Harumi ze zgrozą spostrzegła, że wystaje z niej kawałek białej kości, a krew sączy się i barwi na czerwono koszulę.
- Cholera - syknęła i szybko do niego doskoczyła. - Cholera, cholera, cholera! 
Wyprostowała rękę, zadrżał, nic dziwnego, nie wiadomo ile mięśni musiała przebić. 
Złamanie ręki oznaczało - możliwe wydalenie ze szkoły, zapłata odszkodowania, prawdopodobny pozew sądowy, a może nawet prześladowania ze strony tego powalonego hanyou! Wyprostowała jego połamaną kość i usunęła z niej przykrywający rękaw. Wcale się nie zdziwiła widząc oczy porozmieszczane w różnych miejscach odsłoniętej skóry. Widok tak rozległej rany, przebitych mięśni i dwóch części kości nie pasujących do siebie nie przeraził jej. 
Wspomnienie własnej rozszarpanej nogi zdawało się ciągnąć ją za nos.
- Kurna, za cholerę nie rozumiem, dlaczego hanyou nie mogą leczyć się same - szepnęła do siebie, nadal wpatrując się w strumienie karmazynowej krwi. Zagryzła dolną wargę i rozejrzała się po sali. - W magazynie powinna być apteczka pierwszej pomocy... - zasugerowała powoli. - Naah... Nie wykrwaw się tutaj - zastrzegła, krzesząc iskry palcami. 
Ku jej zdumieniu, parę z nich padło na rękę Takary. Wokół złamania utworzył się biały pierścień, a gdy światło wreszcie wyblakło nie było śladu po urazie. Nawet krew z podłogi i ubrań wyparowała. 

Wkrótce, Harumi odkryła, że jak wcześniej stała naprzeciwko Takary, a jego pacynka znów się odzywa.
- Na co kadet patrzy? Wio na górę z konetener... - zirytowana zatkała mu usta, że już tylko niewyraźny mamrot wydostawał się spod jej dłoni.
- Wystarczy - warknęła i przeniosła wzrok na balkon. Mogłaby przysiąc, że w ciemności obejmującej go, zauważyła śnieżnobiałe kły Mephisto i ten rozbawiony błysk w jego zielonych oczach. - Sądzę, że mimo wszystko tyle wystarczy - objęła beczkę rękami. - Chodźmy już na górę, późno się robi...
Wydawało się, że gdyby Takara mógł używać swoich oczu, jak każdy normalny człowiek, lub większość hanyou, z pewnością teraz patrzałby na nią ze zdziwieniem. Ale nie mógł, więc tylko domyślała się, iż jego gałki oczne przewracają się pod powiekami, niczym jej własne.

Po tym incydencie na sali gimnastycznej minęło kilka dni. Z powodu zajęcia egzorcystów tajemnicą Inazumy, lekcji dodatkowych nie było dwa razy. Uczniowie nie posiadali się ze szczęścia, mogąc odetchnąć. Jednakże z uwagi na wydarzenia tamtego dnia, zapowiedziano im ostre ćwiczenia na przyszłych zajęciach. Tak więc złość Page koncentrowała się przede wszystkim na Harumi.
Dla niej z kolei przyszedł czas dosyć ciekawych zmian... 
Rin, choć w ostatnim czasie zajmował się wyłącznie próbami przeproszenia Shiemi, za incydent przy fontannie, także musiał je zaobserwować. Dlaczego? Cóż, zacznijmy od tego, że wszystkie podejścia do Moriyamy kończyły się klapą, a owa zielonooka piękność dziwnie przywiązała się do Karamority. I to go niepokoiło. 
Ludzi robiących takie rzeczy nazywa się stalkerami, więc i tak określmy jego osobę. Jak wnioskujemy z nazwy - drogi Rin Okumura stał się desperatem szpiegującym najgorszego wroga i obiekt westchnień.
O, właśnie teraz stał za drzewem w pewnej odległości od nich i przyglądał się jak rozmawiają. Siedziały na ławce w parku niedaleko akademii. O tej porze, gdy nie było lekcji, na łonie natury odpoczywali uczniowie. Organizując grupowe pikniki, lub przesiadsując na skwerku przy fontannie, popijając wytryskującą z niej źródlaną wodę, albo bawiąc się, jak dzieciaki. Inni, ci bardziej miastowi, bywali pewnie w barach, czy wychodzili na karaoke. Bogate dzieciaki szwędały się po lepszych miejscach, a te ze stypendiami, jak Rin, czy inni Page, korzystały z tańszych rozrywek. Grunt, że w taką piękną pogodę, rzadko można było spotkać kogoś wewnątrz akademików.
Rin także nie zamierzał się w nim kisić, więc po nieudanej namowie Yukio na zabranie go na misję, zdecydował się przypilnować Shiemi i Harumi - kto wie, co ta cholerna wiedźma może zrobić niewinnej blondynce?
- Ooo, patrzcie, czyż to nie Okumura?
Podskoczył na brzmienie tego głosu. Niestety nie wiedział, do kogo on należał, ale wydawał się dziwnie znajomy. Jednak - znajomy w nie najmilszym sensie. Odwrócił się szybko, kryjąc za szerokim pniem sakury, unikając wzroku czujnej Harumi - która dodatkowo utrudniała jego obserwacje.
- Ci, ciicho - syknął i nakazał to samo gestem.
- Jasne, jasne, w końcu pierwszą i najważniejszą zasadą podglądania jest: "Nie daj się złapać", hm? - przytaknęła dziewczyna i ułożyła ręce na biodrach. - Swoją drogą, za prześladowania można pójść siedzieć - uśmiechnęła się chytrze.
Rin skrzywił się lekko na jej słowa.
- Spokojnie, nie wsypię cię, jeżeli... dołączysz do nas na pikniku - jej słowa ociekały jadem gotowej do ataku kobry. Dopiero teraz zauważył, dlaczego używała liczby mnogiej. Po jej lewej i prawej stronie stali nastolatkowie przypuszczalnie z ich rocznika. Jeden z nich miał niesforne kasztanowe włosy wystające mu zza i spod białej, grubej opaski, w oczach wymalowaną beztroskę, a na twarzy szczery uśmiech, pod pachą ściskał zwinięty koc w kratę. Aura, która go otaczała zdawała się być przeciwieństwem drugiego towarzysza dziwnej dziewczyny. Jego włosy koloru złota z cytrynowymi pasemkami i sięgały ramion, oczy o podobnej barwie emanowały inteligencją i zdystansowaniem.
- Ee, dobra? - zgodził się niepewnie Okumura.
- To pomóż mi rozłożyć koc koleś - zwrócił się do niego szatyn. - A tak btw. jestem Tsuda Souji, bo sądząc po sposobie w jaki na mnie patrzysz, chyba nie kojarzysz żadnego z nas - puścił mu oczko i rzucił w jego stronę dwa przeciwne końce materiału.
- Tak jak sądziłem - westchnął drugi chłopak. - Jego inteligencja i zdolność kojarzenia faktów równają się - oparł brodę na dłoni i przeszył Okumurę wzrokiem - 2,34 na 10, w nowo opracowanej skali.
- Oooi! - fuknął Rin i zamyślił się na chwilę, przez przypadek wypuszczając końce koca. - A to dobrze, czy źle?
- Teraz ty 'oooi', koleś, trzymajże ten koc, jak mężczyzna - parsknął Tsuda i wystawił mu język.
Blondyn pacnął się z otwartej dłoni w twarz i westchnął głośno, kręcąc głową.
- To wręcz okropne, twój mózg ma zapewne opóźniony proces ewolucji, spadłeś pod przeciętną - wymamrotał. - A ponieważ bliźnim należy pomagać... Jestem Kamizuki Keisuke - zaprezentował się, po czym ułożył kosz z żywnością na rozłożonym kocu w kratę. Usiadł na nim bokiem.
- Gościu, obrażając mnie, nie wiesz, na co się szykujesz - warknął Okumura, zbliżając swoją twarz do jego i zaciskając pięści ze złości.
- Ach tak? Ciekawie się składa, gdyż z całą pewnością wiem, co się szykuje. Nawet jeżeli skończę pobity, będę miał świadomość, że to ja wygrałem walkę mentalną, bowiem twoje zdolności umysłowe nie przekraczają przeciętnego kundla - odgryzł się Kamizuki.
- Coś ty powiedział?! - zdenerwował się Rin i już miał wyprowadzić cios, gdy upomniał się mózg. Przecież jeżeli to zrobi, to tak, jakby przyznał mu rację! Odetchnął głośno i odsunął się, po czym opadł na koc.
- I wszystko w jak najlepszym porządku - podsumowała dalej nieznana Okumurze dziewczyna, otwierając koszyk. 
- Eee, a ty jesteś? - odważył się spytać Rin.
- O stary, no to dowaliłeś - zaśmiał się Tsuda. - Radzę Rinnie, uciekaj - teraz pokładał się ze śmiechu i turlał na kocu.
- Zaiste wpakowałeś grabę do paszczy lwa - westchnął Kamizuki i wydobył z torby iPada.
Nieznana dziewczyna otoczyła się aurą mroczniejszą, niż potrafiła Karamorita z tymi swoimi zdolnościami spiratystatotyczn... jakimiś tam zdolnościami. Jej oczy zaświeciły groźnie, a ona zaśmiała się przerażająco. Rin przełknął ślinę i na czworaka cofnął się do tyłu. Zbliżyła się i oblizała zęby, z których każdy przypominał piłę. Okumura poderwał się z miejsca i zwiał z krzykiem, ale dziewczyna popędziła za nim. Minął ławkę z Karamoritą i Moriyamą z prędkością światła, sprawiając, że płatki kwiatów wiśni zawirowały, tworząc różową burzę dookoła zaskoczonych dziewczyn. Zaraz po nim przybiegła wściekła nieznajoma, swoją aurą wydawałoby się, zabijająca wszystko, co żywe.
- Jak możesz mnie nie znać?! - krzyczała. - Jestem najpopularniejszą dziewczyną w szkole, wygłaszałam przemówienie po twoim cholernym bracie! - była coraz bliżej.
- No sorki, jakoś na to nie zwróciłem uwaaagii! - odpowiedział jej Rin, omal nie ślizgając się na trawie.
- Nie zwróciłeś UWAGI?! To nawet gorzej!
Kamizuki miał rację - o zgroza - literalnie, wpakował łapę do paszczy wkurzonego lwa. Ale cóż, gniew gniewem, kiedyś energia się kończy i pościg także, w tym wypadku skończył się szybciej niż siła do niego. Dlatego, że nasz dzielny, niedzielny bohater zdecydował się na ryzykowny skok nad fontanną, wykonał go, kij, że lądowanie zakończył w wodzie, lecz ścigającej się nie poszczęściło i wylądowała w niej od razu.
- Oho... - Rin odwrócił się szybko, by sprawdzić czy niebezpieczeństwo minęło, ale nieznajomą zakrywał strumień wody. - Nic ci nie jest? - spytał zaniepokojony.
- Shinohara...
- Co? - zamrugał kilkakrotnie.
Shinohara Ayano, to moje imię wiesz? - prychnęła. - I tak, coś mi jest. To coś jest cieczą, cząsteczka tej substancji jest dipolem i łatwo rozpuszczają się w niej inne o takiej samej budowie, składa się z dwóch atomów wodoru i jednego atomu tlenem, jej wzór sumaryczny to H2O, atomy wytwarzają wiązania atomowe spolaryzowane... 
Rin zamilkł. Wprawdzie między innymi kojarzył, co to jest H2O, ale nie rozumiał dlaczego w tej chwili nadszedł czas na wykład z chemii, skoro oboje są mokrzy. Ayano westchnęła.
- Jestem po prostu cała mokra, skumałeś?
- Ta-ak... - przytaknął niepewnie. 
- To wstawaj, nie chcesz się chyba przeziębić, idioto - prychnęła. - Idziemy, bo Tsuda i Kamizuki zjedzą wszystko, co przygotowałam - zakomenderowała i wygramoliła się z fontanny. Wycisnęła prowizorycznie spódnicę i odeszła z wysoko podniesioną głową, nie zważając na śmiechy obserwatorów. Rin obserwował ją z zaciekawieniem. Po takim wybuchu oczekiwał, że na każdy żart będzie zmieniać się w potwora. 
Nagle patrząc na nią, coś mu się przywidziało... Przez kilka sekund, niewiele znaczących sekund, wydawało mu się, że widzi Harumi. To ona szła przemoczona, ale dumna i silna. Nie wiedzieć czemu, kiedy na wizję powróciła Ayano, poczuł dziwne rozczarowanie. Ale też wyszedł z wody i chlupocząc skierował się na wzgórek ze starą sakurą, po drodze wylewając ciecz z butów. Gdy był już u stóp pagórka zerknął raz na Moriyamę i Karamoritę. Ta pierwsza patrzyła na niego ze zmartwieniem, które usilnie próbowała zamaskować, lecz kiepsko jej szło. Była urocza. Z kolei ta druga wdziała kpiarski uśmieszek i patrzyła przed siebie, obserwując niby to ciekawe gołębie wędrujące pod nogami w poszukiwaniu jedzenia.
- Tch... - prychnął Okumura i już miał pójść dalej, gdy przed jego twarzą zamajaczyła biała iskra. Uniósł głowę i sięgnął ku niej dłonią, lecz nagle zastygła i zaczęła się powiększać. Poczuł, jakby tracił grunt pod nogami i zaraz zarył twarzą w trawę. - Nanika...? - wydukał.
- Oi, stary wszystko w porządku? Shino cię nie wykastrowała, co nie? - odezwał się Tsuda.
Teraz spostrzegł, że znajdował się na kocu, choć przecież wcześniej leżał na trawie, bo się wywalił. Przetarł oczy i rozejrzał się dookoła. Kamizuki pokazywał coś Shinoharze na iPadzie, podczas gdy ona wyjmowała pojemniki z koszyka.
- Ee, nie... Ale, przenieśliście mnie stamtąd? - spytał drapiąc się za uchem.
- Kolo? O co kaman? Może za długo na słońcu siedziałeś? - Tsuda klepnął go po ramieniu i zmarszczył czoło. - Ha? To aż tak grzeje? - spojrzał na niebo, robiąc z dłoni daszek. - Wysuszyło cię w pięć minut, wooow... Gorący z ciebie facet - parsknął.
Rin spojrzał na niego dziwnie.
- Nie! Nie o to mi chodzi kolo! Ja lubię laski - uspokoił go Souji i sam odetchnął. - Raany, Kamisuke, podrzuć mi tu coś zimnego, bo mnie chyba też przygrzało...
Kamizuki spojrzał na niego i zmrużył oczy przenosząc wzrok na Okumurę, po czym westchnął i w mgnieniu oka, kilkudziestoma kliknięciami zapisał coś na iPadzie. Zaraz też rzucił Tsudzie jego upragniony napój.
- Przebywając z Okumurą Rin'em - obiektem X, przez około dziesięć minut, Tsuda Souji, obiekt A, został zainfekowany skomplikowanym wirusem 0, który zaatakował jego mózg - zacytował zapisaną właśnie myśl Keisuke.
- Powiedz mi jedno, Kamizuki-gościu... - powiedział Rin, czerwieniąc się ze złości.
- Tak, półmózgu? - odparł Keisuke.
- Nienawidzisz mnie? 
Blondyn zamilkł i wpatrywał się w Rin'a z uwagą, oczekując, że powie coś więcej. On sam nawet nie drgnął. Jego oczy zdawały się analizować każdy detal Okumury. Aż w końcu po chwili przewrócił gałkami ocznymi i prychnął, czerwieniąc się i wystukując coś znów na iPadzie.
Tsuda nie wiedzieć czemu wybuchnął niepohamowanym śmiechem, krztusząc się przy tym takoyaki.
- Nie zadawaj Kamizuce tak trudnych pytań, Okumura - westchnęła Shinohara. - Nie powie ci niczego, czego nie można potwierdzić za pomocą naukowych tez. A poza tym...
- Kamisuke traktuje tak ludzi, których lubi~! - oznajmił wesoło Tsuda, zasłaniając sobie usta.
- To ja się boję, jak traktuje tych, których nienawidzi - westchnął Okumura i sięgnął po dango ułożone na plastikowym talerzyku. - Szwoją drogą, szemu mnie żu żaproszyłasz, Ayano? - spytał z pełnymi ustami. Zaraz jednak tego pożałował, bo poczuł mocne uderzenie w głowę, aż wypluł zawartość jamy ustnej. - Za co? - wykrztusił chwytając się za gardło.
- Tylko świnie gadają z pełną buzią - syknęła dziewczyna i strzepała ręce.
- Tru sztory - wtrącił Tsuda w najlepsze zajadający się onigiri. Sam też dostał w głowę. - Hej!
- O wilku mowa - westchnął Kamizuka i wystukał coś na ekranie iPad'a.
- Eeej no, ludzie, ja wiem, że jestem osobą zabawną, ale nie musicie mi tak schlebiać - wydął policzki i wystawił Ayano język, za co ponownie dostał w głowę. - Ała, noo! Shino-chan, czemu wszędzie nosisz tą gazetę? - obruszył się.
- Bo przez kij baseballowy zniszczyłabym swoją opinię wśród ogółu. A i tak ją naruszam, przebywając z tobą, Tsuda - fuknęła Shinohara i nałożyła sobie trochę ryżu z warzywami na plastikowy talerzyk. - A wracając do ciebie Okumura, bo Tsuda i Kamizuka, jak zawsze dorzucają trzy jeny od siebie - rzuciła przerażającym spojrzeniem w stronę obu chłopaków. - Jakbyś nie zauważył, to z daleka obserwuje nas Ninomiya-sensei, a niezłe baty już mieliśmy za akcję z Karamoritą...
- Jaką akcję z Mori? - zdziwił się Rin i wytrzeszczył na nich oczy.
Kamizuki i Shinohara wymienili porozumiewawcze spojrzenia, podczas gdy Tsuda próbował jakoś się z nimi zrównać i też szukał zrozumienia, ale mu na to nie pozwolili. 
- Okumura, mam trzy hipotezy - zaczął Keisuke. - Albo jesteś jakimś fenomenem i dostałeś alzheimera w wieku lat piętnastu, albo śnisz na jawie i lunatykujesz, albo ewentualnie, głupota doprowadziła do zaniknięcia pewnym obszarów mózgu i coraz częstszych zaćmień pamięci - wyliczył na palcach.
- Nie, no z tą trzecią opcją do przesadziłeś kujonie! - warknął Rin i rzucił się na chłopaka z pięściami, w kąt serca i umysłu porzucając swoją dumę. Nim jednak Tsuda i Shihara go powstrzymali, udało mu się skolidować swoją pieść z jego twarzą. - Ty cholerny...! Serio gościu, jaki masz problem?! - krzyczał Okumura, przytrzymywany przez Souji'ego. - Naprawdę myślisz, że jesteś w czymś ode mnie lepszy?! Tak?! Naprawdę? Jeżeli jest coś takiego to stań przede mną i prosto w twarz mi powiedz! Już ja cię zapewnię, że cokolwiek by to nie było, pokonam cię! 
Kamizuki skrzywił się na to, po czym pochylił się nad Rin'em i spojrzał mu prosto w oczy. Drgnął lekko, bowiem tęczówki Okumury lśniły błękitem tak oszałamiającym, że aż palącym, źrenice zwęziły się i zmieniły barwę na czerwone. A mimo to, zdołał wydusić:
- Czy ty naprawdę sądzisz, że możesz mi dorównać? - wysyczał jadowicie. - Mam drugie miejsce  w rankingu pierwszoklasistów, na egzaminach wstępnych, biorę udział w wyborach do rady uczniowskiej, byłem na międzynarodowych konkursach logicznych i jestem wicemistrzem shogi w Japonii, w licealnym przedziale wiekowym. Ludzie w szkole mnie podziwiają. Moja rodzina zarządza wielką organizacją Kamizuki, jedną z większych korporacji światowych - zakończył swą wypowiedź odkaszlując. - I jak?
Rin wpatrywał się w niego, jak ciele w malowane wrota. Naraz cała złość, jakby wyparowała i ustąpiła pustemu uczuciu sromotnej klęski. Spodziewał się odzewu ze strony Keisuke, ale nie takiego. Nie takiego, który odebrał by mu mowę.
- Tch... Tego się w sumie spodziewałem - prychnął Kamizuki. - Ale... - dodał. - Masz gadane i upór - przyznał niechętnie. 
- Eee, tak? - przytaknął bez przekonania Rin, po czym zbliżył się do Tsudy. - To dobrze, czy źle?
- Raczej dobrze - odszepnął mu Souji. - Tylko z tego powodu jeszcze ze mną gada - dodał uspokajająco.
Nagle Kamizuka zrobił coś niespodziewanego. Wyciągnął do Rin'a rękę. A on, jeszcze bardziej niespodziewanie, uścisnął ją. I tak powstało coś nowego. Jeżeli wcześniej myśli Rin'a koncentrowały się na najszybszym staniu się Paladynem i zabiciu Szatana, to teraz coś odkrył.
Może ta więź była specyficzna, ale w jakiś sposób... zdobył przyjaciół. Przyjaciół... PRZYJACIÓŁ! P-R-Z-Y-J-A-C-I-Ó-Ł! To coś, czego Rin Okumura w ciągu piętnastu lat swego życia, nie doświadczył. Jasne, zakonnicy z jego parafii, Yukio i Shirou byli jego rodziną. Ale teraz... Ayano, Keisuke i Souji... Spojrzał na swoje życie przez pryzmat ostatnich dni. Nagle Wiedźma Mori stała się wyjątkowa. Ona, zajęcia dodatkowe, nowi wrogowie, nowe znajomości... To wszystko było takie nowe i ekscytujące.
- No Murin~! Teraz skoro już jesteśmy przyjaciółmi - zaczął Tsuda, z wielkim uśmiechem. - To może powiesz nam, kogo śledziłeś za krzaczkami?!
Murin? Nie Mura? Nie imbecyl? Nie debil? Nie głupek? Nie syn Szatana? Nawet jeśli pytanie Souji'ego było żenujące i na pewno skończy ośmieszając się, to jakby dodało mu otuchy. Rin uśmiechnął się do siebie. Życie stawało się piękniejsze.
I jego myśli o nim stały się jakby jaśniejsze, bardziej pozytywne i optymistyczne. Ale potem przez jego umysł przeleciało coś takiego, że on sam później się tego wstydził. Nagle poczuł dziwną wyższość nad odpychającą wszystkich Karamoritą. Przez chwilę miał ochotę, by zaśmiać się jej prosto w twarz. 
Ale następnego dnia, widząc ją na ławce, samą, bez Shiemi, Miki, czy Miny, było mu jej szkoda. On włóczył się po mieście pierwszy raz, ze znajomymi. A ona siedziała na ławce i pochylała się nad arkuszem papieru, z ołówkiem w ręce. Sama i opuszczona.
Wtedy zobaczył, jak wielka przepaść ich dzieliła. I nie wiedzieć czemu, czuł smutek z tego powodu. To dziwne, ale jej współczuł.
Skończyło się jednak na myślach, bo minął ją i więcej tego dnia nie pozwolił wejść do głowy.

Następnego dnia rano, Harumi była już na nogach. Zapowiedziano test z biologii, więc zmuszona była przekartkować cały rozdział. Jej z fotograficzną pamięcią wystarczyło to zrobić raz, ale z nerwów powtarzała to przez całą noc i zapamiętała każdą kropkę i przecinek. Co ją tak denerwowało, że nie dawało spać?
Urządzenie zwane przez Akihito - telefonem. Harumi słyszała o różnych środkach komunikacji ze światem zewnętrznym, od telewizorów, po komputery, ale czegoś takiego, nie widziała. Urządzenie było szare - jej ulubiony kolor - lecz oklejone różnymi, barwnymi naklejkami. Były to przede wszystkim psy - ukochane zwierzęta - oraz wiśnie - wspaniałe owoce. A tak poza tym inne improwizacje w stylu Akihito, jak zawieszka z "przesłodkimi" buźkami aniołka i diabełka. Harumi patrząc na te wszystkie ozdoby dostawała niemal oczopląsu, jednak dziwne przywiązanie do brata nie pozwalało jej ściągnąć żadnej. Braciszek spędził dobre dwie godziny, wyjaśniając, jak działa ta nowinka techniczna. Przede wszystkim to, co ważniejsze - wysyłanie e-maili [dop. aut. Japończycy są dziwni ==" Nie mają sms'ów, ale 'e-mail'e', więc tak się je wysyła... Of kors mogą dzwonić też], oraz dzwonienie. Zapisał jej w tym cholerstwie parę numerów, do niego, Yuzuru, Mephisto, kwatery głównej Japońskiej Filii  Zakonu Prawdziwego Krzyża, oraz klasyczne alarmowe, pogotowie, policja i straż pożarna, choć sądziła, że te są jej najmniej potrzebne. Tak i wszystko byłoby super, gdyby nie to, co stało się później... Łażąc po parku ze szkicownikiem natknęła się na Shiemi. Beztroska blondynka oświadczyła jej, że nie znalazła nikogo w Akademiku, więc wyszła ich poszukać i się zgubiła. Harumi, jako iż miała małą słabość do Moriyamy, zdecydowała się jej jakoś pomóc, ale źle na tym wyszła. Shiemi wcale nie kwapiła się do powrotu do domu. Zalewała Harumi potokiem słów i miliardem pytań. Co do telefonu, Karamorita pokochała go w chwili, gdy zadzwonił Akihito informując o obiedzie. Jednak znielubiła, bo Moriyama oświadczyła, iż niedawno mama kupiła jej jeden i poprosiła o numer. Zrobiła przy tym takie oczy, że Harumi rozpłynęła się pod naporem 'moewatości' i zapisała go na ręce blondynki - ta zrobiła to samo. Wtedy nie lubiła telefonu. Ale tylko 'nie lubiła', bo Moriyamie pisanie maili zajmowało ze dwie godziny na jednego. 
Potem znienawidziła nowe urządzenie, bo napotkała swój największy koszmar... siostry Murakami. Próbowała je zbywać, jak to robiła zawsze i unikała rozmów o Amano, bo w końcu nie mogła wydać demona w ręce niewyżytych nastolatek. Prawdziwe problemy zaczęły się, gdy telefon wypadł jej z kieszeni...
I tak przez całą noc odpisywała na maile. Z początku chciała je zignorować, ale dostawała ich sto-pięćdziesiąt w ciągu pięciu minut, z milionem skrótów i 'słitaśnych' emotikonów. Przez całą noc siedziała na swoim łóżku i z niepokojem, a może nawet strachem, wpatrywała się w wibrujący telefon z błyszczącym ekranem, wyświetlającym zapisaną nazwę 'Koszmar'. Akihito wpadł do pokoju koło trzeciej i padł na swoje posłanie, jak martwy. Dwie godziny później to ona podniosła się ze swojego i niczym duch posunęła na dół. Zgarnęła jeszcze magiczny krąg Amano. Miała nadzieję zwalić na niego obie rude i odespać na lekcjach.
Gdy dotarła do stołówki z niemałym zdziwieniem odnotowała obecność Yukio. Ale z nim nie chciało jej się gadać. Grzeczniejszy bliźniak Okumura tonął w jakiejś lekturze, przy stole najbliższym do kuchni. A tam udała się ona.
- Ohayo, Ukobach - przywitała chochlika i ziewnęła przeciągle. 
- Ahahajahakahaja [Dzień dobry Haru] - odparł jej na to demon i wrócił do mieszania w dużym garnku.
- Co dzisiaj dobrego na śniadanie? - spytała, padając na krzesło przy blacie.
- Agajhsahdjskahaa! [zupa miso, tamagoyaki, ikango, zielona herbata] - odpowiedział nieco zirytowany jej obecnością, po czym prychnął i odwrócił się.
- Ahaa... Czyli dzisiaj coś bardziej domowego? Mnie tam wystarczą płatki z mlekiem - wymamrotała, kładąc głowę na stole i zamykając oczy. Twarzy ukryła w burzy nierówno przyciętych i sterczących na wszystkie strony, brązowych włosów. - Ukuuuś, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Ahaugahaskahajksa? [Jakiego rodzaju prośbę?] - zainteresował się Ukobach.
- Zrobiłbyś mi onigiri na drugie śniadanie? Zazwyczaj nie jem w szkole, ale dziś padam... - westchnęła głośno. Jej ciało zatrzęsło się, gdy twarz dotknęła zimnego blatu.
- Ahagjsghkahaka? [Coś ty taka uprzejma dzisiaj?] - parsknął chochlik i przeniósł się obok niej, by sięgnąć do lodówki po paczkę ryżu. 
- Zarwałam nockę, a poza tym, wkurzający ludzie pozbawiają mnie całkowicie życiowej energii... Ja tak nie mogę... Nieee... - jęknęła żałośnie i pokręciła głową. W tej samej chwili telefon w kieszeni jej spódniczki zawibrował. Starła pot z czoła i odgarnęła włosy, patrząc na Ukobacha błagalnie.
- Agahajhsaka [Cokolwiek to jest, lepiej, żeby się skończyło. Nie lubię, jak nie jesteś w formie.] AGhjahsjahajajkha! [Bo, rzecz jasna, wtedy nie mogę się z ciebie ponabijać] Ajhagajakaha [Nie kopie się leżącego] - dodał szybko i zajął się przygotowywaniem upragnionego onigiri.
Harumi sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej telefon. Ku swojemu zdziwieniu, zamiast 'Akumu' [koszmar], na wyświetlaczu, pojawił się jakiś nieznany numer. Nie odebrała wcześniej, więc to chyba nic nie znaczyło. Ktokolwiek to był, jeżeli serio miał jakąś sprawę, zadzwoni znów.
I o wilku mowa. Stało się to szybciej, niż się spodziewała. Szybko podniosła klapkę i przyłożyła słuchawkę do ucha. Nie zamierzała być uprzejma, o nieee!
- Czego znowu?! - warknęła.
Po drugiej stronie trwała cisza. To tylko zirytowało ją bardziej.
- A więc to twój numer... - odezwał się rozbawiony głos młodszego Okumury, zarówno w słuchawce telefonu, jak i w pomieszczeniu. Harumi odwróciła się na stołku, mierząc go od stóp do głów wściekłym spojrzeniem czerwonych oczu. Zacisnęła dłonie w pięści. Teraz to mu chyba przyłoży.
- Skąd go masz? - wysyczała, ale nie otrzymała odpowiedzi w czasie, jakim chciała. - Skąd do jasnej cholery masz mój numer, Okumura? - powiedziała przez zęby. Jej twarz nadal częściowo była zakryta przez włosy.
- Hm? Twój brat, Akihito-san zostawił go na tablicy ogłoszeń przy wejściu do akademika. Zastanawiałem się, czyj to, bo podpis był zamazany - wzruszył ramionami. - Teraz już wiem...
- Dobrze, skoro już wiesz, to won z kuchni - fuknęła, po czym odwróciła się i znów położyła na blacie, z większym hukiem. 
- Zastanawiam się, dlaczego miałbym to zrobić - westchnął Okumura. - Ale nie mam powodu, to pomieszczenie jest wspólne, dla wszystkich mieszkańców akademika. Zazwyczaj jednak używają go tylko Rin i Ukobach - dodał.
- Super, więc z łaski swojej wyjdź i zrób Ukobachowi tą przyjemność, że nie będziesz mu przeszkadzał przy pracy - odgryzła się zirytowana Harumi, wyciągając ręce spod brody.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie - odparł i Karamorita usłyszała, jak chłopak odsuwa drugi stołek przy blacie i siada obok niej. Gdyby miała kosę, posiekałaby go na drobne kawałeczki, ale nie miała. - A nawet więcej...
- Że co? Bo dokładam mu roboty? - prychnęła Harumi. - No przykro mi, ale nie każdy rodzi się z talentem kulinarnym, jak twój głupi brat... Akihito niestety też talentem nie grzeszy, więc przychodzi mi głodować. Ukobacha dwie, czy trzy kulki ryżowe nie zbawią... - odwróciła głowę do chochlika i spróbowała złowić jego spojrzenie.
- Nic nie mówiłem - wyparł się Yukio. - To ty rozgadałaś się, jak katarynka - w jego głosie dało się słyszeć rozbawienie.
- Świetnie - westchnęła Karamorita. - Po prostu świetnie... - odsunęła się od niego nieco, bo smród wody święconej wyczuła z daleka. Rozmowy z Yukio nie należały do najprzyjemniejszych i najbardziej komfortowych. Może z uwagi na jego dociekliwość, sposób prowadzenia się i aura jaką wokół siebie roztaczał, jako najmłodszy egzorcysta na świecie, z licznymi talentami. Odczuwała w stosunku do niego pewien rodzaj respektu, ale nic poza tym. Można powiedzieć, że go nie lubiła i nawet trochę bała.
- Wiem, że coraz częściej widujesz się z Shiemi - powiedział, lecz zaraz się poprawił - to znaczy, Moriyamą-san... - odkaszlnął.
- A więc tutaj naszego geniusza boli - mruknęła do siebie Harumi. - No fakt, ostatnio coś się do mnie przyczepiła... - westchnęła męczeńsko. - Jakiś problem?
Yukio milczał przez chwilę, po czym położył jej rękę na ramieniu.
- Nie wybiorę przyjaciół, dla Shiemi - przyznał z żalem - ale mogę cię tylko poprosić o jedno. Bądź dla niej miła, ona potrzebuje... przyjaciółki, a nie bardzo rozumie, że świat wcale nie jest kolorowy. Dopiero, co wyszła ze skorupy...
- I właśnie dlatego powinna przeżyć szok termiczny, jak po wskoku do basenu - wymamrotała. - Lepiej szybko i gwałtownie, to łatwiej się zaaklimatyzuje... Zresztą, co ja gadam? Dyskutowanie z tobą o ludzkim umyśle, i to w dodatku pewnej naiwnej blondynki, to jedynie strata czasu... - wstała z miejsca i skierowała się do wyjścia. - Ukuś, po onigiri wrócę później, pójdę się jeszcze przespać ze z dwie godziny...
Posłała ostatnie spojrzenie Yukio, zimne, jak sople lodu i ostre, jak sztylet, i odeszła. Okumura odpowiedział drobnym uśmieszkiem, od którego przeszły ją dreszcze. Udała się jeszcze na korytarz i zerwała z tablicy kartkę z numerem. Miała odejść, gdy przez otwór na listy w drzwiach, wleciał dość osobliwy kawałek papieru. Był to bowiem dość duży, biały samolocik, niosący w sobie żółtą kopertę. Sztuczny pojazd uderzył Harumi w głowę, gdy się odwracała i wpadł jej w ręce. Wzięła w ręce kopertę. Była żółta, prostokątna i miała ponaklejane kolorowe kwiaty i zielone liście z papieru samoprzylepnego. Na przodzie wypisano odręcznie, równym i ozdobnym pismem "Do Harumi i Akihito Tadamasów". Karamorita uniosła jedną brew do góry. 
Przełknęła ślinę, bo chyba wiedziała, od kogo to mogło być. 
Szybko pobiegła na górę. Wspinała się po schodach najszybciej, jak mogła. Po drodze ugryzła się w palec i wylała kroplę krwi na krąg Amy. Wypowiedziała potrzebne słowa i gdy wpadła do dzielonego z bratem pokoju, w złotym dymie pojawił się orzeł.
- Łaa! Haruu~! - ptak rzucił się, by ją tulić, ale odepchnęła go machnięciem ręki. - Oooi! Haru-chan, dlaczeeegoo? Łaaa! Łaa! Tyle się nie widzieliśmy - naburmuszył się chowaniec i udał obrażonego.
- Cicho bądź nieopierzony kurczaku - warknęła. - Poważna sprawa... - westchnęła.
- Łaa! Nie widziałem cię takiej, od kiedy wybuchł bunt przeciwko siogunatowi - zdziwił się Amano.
- Dobra, powiem ci, tylko się ucisz... - powiedziała cicho, zjeżdżając plecami po drzwiach.
Przez chwilę trwała grobowa cisza. Harumi uspokajała oddech, podczas gdy Amano wpatrywał się w nią w bezruchu. Akihito leżał na łóżku, jakby też przestał oddychać. Wszystko oczekiwało, aż się odezwie...
- Natsu-nee, jak sądzę... - rzekła i podniosła na wysokość swoich oczu żółtą, pachnącą latem kopertę.

---------------------------------------------------------------------------------------------
No, już po rozdziale ;) Mało się działo, ale cóż, taki już jego urok :D Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wiecie, ostatnio mi się coś porobiło z blogspotem i nie pokazują się rozdziały w obserwowanych. 
Zresztą, nieważne. Ja tam już nie mam do tego siły. Ostatnio cierpię na krótkie zaniki weny. Muszę się postarać i napisać coś na FT ^^
Nie wiem, czy miałam coś do powiedzenia więcej, ale cóż... Niestety zapominam, a potem nie piszę.
Leave comment please~! Dzisiaj obrazki... Akihito :D







Nah, zbyt wielu nie było odpowiednich, ale to i tak coś ;)
Bayoł~!

2 komentarze:

  1. Następny rozdział !!! Extra !!! Ciekawe co co się stało, że Pandora stała się tak poważna. Mam nadzieje, że Okumura nie będzie się zadawać tymi trzema idiotami !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam, że przeczytam! Ha!
    Jak zawsze świetny. Też bym zwariowała gdyby mój telefon tak wydzwaniał po nocy, ale całe szczęście prawie wgl się nie odzywa nawet za dnia ^_^
    Weny i czekam na rozdział ♥
    P.S. Może przy następnym rozdziale dodasz zdjęcia Kamiki i Shimy?
    I: Mi pasuje ♥
    S: *tuli się do Kamiki-chan*

    OdpowiedzUsuń