czwartek, 31 października 2013

Rozdział XX-"Czas - start"

Lekcje "Farmakologii Antydemonicznej" zawsze były nudne. 
Może dlatego, że leczenie słabo jej szło? Sama sobą nie umiała się zająć, a miała uczyć się, jak pomagać innym…? Doprawdy logiczne, nic dziwnego, że wymyślili to ludzie. 
Harumi potrząsnęła głową. 
Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Zwyczajne sprzeczki z pacynką Takary już ją męczyły i miała ochotę chwycić tą cholerną, różową świnię i cisnąć ją do śmietnika. Nie zrobiła tego. Uwagi starszej Murakami gryzły ją, jak wszy, lub pchły i pragnęła podpalić ją i oglądać, jak spala się do cna. Ryuuji, który tak wstydził się bliskiego kontaktu z Miną, doprowadzał ją do szewskiej pasji i chyba sam prosił się o złamanie nosa. Okumura, nagle zainteresowany lekcją zachęcał, by zacząć go dusić.
Całe pomieszczenie, długie na dziesięć metrów metrów i wysokie chyba na trzy, zdawało się zaciskać pętlę wokół szyi Harumi. Dusiło ją to wszystko. W głowie kłębiły się najmniej upragnione myśli. Coś sprawiało, że pragnęła przestrzelić sobie mózg pistoletem, które Yukio chował za paskiem. Całe jej ciało gotowało się, by coś zrobić, by zabić kogoś, coś… Dać upust myślom. 
Moment.
Dlaczego? Dlaczego u licha znów czuła się, jak kiedyś? Przyłożyła dłoń do czoła. Było rozpalone, jakby wewnątrz jej czaszki zapłonął prawdziwy ogień. Powiodła nieprzytomnym, ale pełnym furii wzrokiem po klasie, szukając goblina, wrzasku, czy desmobiusa, czegokolwiek, co mogłoby igrać z jej umysłem. Nie znalazła go. W końcu wzrokiem natknęła się na nowego. 
Patrzył w jej stronę, choć mogło się na to nie wydawać. Czuła jego wzrok. Patrzył, spod długiej, złotej grzywki przysłaniającej oczy i szarego kaptura. 
Len Kitamura? 
Tak go chyba przedstawił Yukio. Harumi nie przerywała tego wątpliwego kontaktu wzrokowego. 
- Ekhm, khm, nie przeszkadzam wam? Kitamura-kun, Karamorita-san? – spytał gromko Yukio, uderzając grubym tomiszczem w ławkę szatynki. – Może byście się tak skoncentrowali na lekcji? Romansować możecie na przerwie…
- Huehue~, Haru-chan, nie znałam cię od tej strony – zarechotała Mina. – Len-kun, dopiero się tutaj pojawił, a już wiedział, w kogo uderzać… Hmm, nowy paring nam się kroi~! – stwierdziła pewna swego i puściła Harumi perskie oko.
- O-o-nee-chan, m-może ni-nie powinnaś tak… - wymamrotała Mika, widząc jak z chwili na chwili oczy Karamority czerwienieją.
Spojrzała na Len’a jeszcze raz. Zmrużyła oczy i objęła wzrokiem jego całą sylwetkę. Powoli odwróciła się w stronę tablicy, przy której stał już zniecierpliwiony profesor Okumura. Czekał na przeprosiny, których Harumi nie zamierzała mu dać. Westchnął męczeńsko.
- Kitamura, Karamorita, zostać mi po lekcjach, jasne? Murakami też, obie – poinformował i wrócił do tłumaczenia czegoś, na co Harumi miała wyjebane do tego stopnia, że powoli ułożyła głowę na książce i oddała się w objęcia snu. 

Sen był nieco mglisty i zdecydowanie nie trwał zbyt długo. Widziała w nim to, co zwykle, czyli czym sen powinien być, mieszaniną wspomnień, sennych mar i marzeń. Widziała wśród nich Hinokatę i Akagami’ego, twarz Egyna. Czuła gorąco płomieni Iblisa, słyszała przerażający śmiech Mephisto, liczącego Beelzebub’a, Azazel ciągnął ją za rękę, choć była skuta łańcuchem, Kageki i Belial stali w oddali, stary demon trzymał jakąś księgę i namiętnie czytał na głos, znów pojawiły się cienie, a z nich powstali uczniowie, twarz każdego była wykrzywiona przeraźliwie. W końcu zobaczyła dwójkę umierających dzieci, potem leżących w kałuży krwi samurajów, aż wreszcie… Znów tańczyła na balu książąt piekielnych, Rin trzymał ją w pasie, jej dłoń spoczywała na jego ramieniu. I jakby cały koszmar wspomnień się skończył. Nic bardziej mylnego. Wtedy zobaczyła przed sobą szczęśliwy obrazek rodziny Tadamasów, powoli zmaterializował się na nim Fuyuki. Jej ręka nie leżała na barku Okumury. Gorączkowo przeplatała się z chudymi palcami chłopca. Jeżeli wcześniej nie czuła nic w związku ze wspomnieniami sennych mar, to teraz tętno jej podskoczyło, krew zaszumiała w uszach, oczy wyszły na wierzch, twarz wykrzywiła się w przerażonym grymasie. Miała dość siły, żeby przyciągnąć go do siebie, nie pozwolić go zabrać, ale ciało działało wbrew jej woli. Powoli poczuła, jak gładka skóra Fuyukiego ociera się o jej własną, a jego przestraszona twarzyczka oddala się, usta poruszają się, krzycząc jej imię, ale nie może go usłyszeć, jakby słowa straciły brzmienie. Zdaje sobie sprawę, że to już koniec snu, ale nie przestaje wyrywać się w kierunku chłopca. W końcu siła sennej rzeczywistości obraca ją o 180* stopni. 
Widzi samą siebie? Nie, to nie może być ona. Ona nigdy by się tak nie uśmiechała. Nigdy. Za bardzo przypomina ją z obrazka, za bardzo. To nie ona. To ONA, ta, którą zastępuje. Śmieje się rezolutnie i pokazuje na nią palcem.
- Nic już nie zrobisz… - szepcze złowieszczo. - Zapłacisz… - mówi i przekrzywia głowę tak, że wisi jej na ramieniu, w zupełnie nienaturalnym kształcie. - Haha! Tak! Zapłacisz… za zajęcie – mówi, drżącym od powstrzymywanego śmiechu głosem – mojego miejsca – dodaje, jej głos się załamuje i parska histerycznym śmiechem, podczas gdy łzy leją się z jej oczu strumieniami.
Harumi cofa się o krok, by znowu na kogoś wpaść. Odwraca głowę mimo woli, to Natsume i Akihito, uśmiechają się równie szaleńczo, co ONA, nagle się rozstępują i spoza nich w cieniu pojawia się jego sylwetka i jego czerwone oczy.
- Przyjmiesz moje wyzwanie?
I w tym samym momencie powietrze rozdarł świst ostrza, ostatnie, co zobaczyła to dwoje oczu, jedno srebrne, drugie czerwone, a zaraz po tym wszystko zanika w czerni, poczuła ostry ból z tyłu szyi, który chwilę potem rozerwał całą podstawę głowy, ale trwało to sekundę. I potem pustka.
Jej głowa potoczyła się po podłodze.
Poczuła zimno.

- To na nic, nie obudzi się – westchnął Rin. – Aki... Tadamasa-sensei mówił, że jak się uprze, to potrafi przespać kilka dni pod rząd i nawet wybuch bomby by jej nie obudził.
- W takim razie znajdź sposób, żeby ją obudzić, Rin-kun~! – zaświergotała Mina. – Wierzęęę w ciebięę~! – dodała przeciągając specjalnie ostatnie samogłoski.
- Woo, a więc ktoś taki istnieje? – zażartował Okumura, udając zdziwienie.
Mina i Mika parsknęły śmiechem.
- Jak chcesz, to potrafisz – stwierdziła starsza Murakami.
- Hoho, Okumura, ale z ciebie ogier, do dwóch naraz? – zaśmiał się spod drzwi Shima. – Nie znałem cię od tej strony, Okumura-sen’ mógłby się od ciebie wiele nauczyć… Bez urazy sensee~! – rzucił na swoją obronę różowowłosy i machnąwszy ręką dogonił prychającego Bon’a i niepewnie rozglądającego się na boki Konekomaru.
Mina przewróciła oczami.
- Ten Shima… - westchnęła. – Niby teraz się zmienił, ale pewność siebie pozostała mu na zawsze – stwierdziła, obserwując jak kropelka potu spływa po skroni Yukio Okumury, który zbierał właśnie ostatnie kartki.
- Znasz go?! – zdumiał się Rin.
- Yhy, niestety – mruknęła starsza Murakami. – Chii, będziesz taka miła i wytłumaczysz mu tym razem, bo ja naprawdę nie mam już na to siły… 
Mika pokiwała głową ze zrozumieniem. Siostry były zgrane, to im musiał przyznać. Zgadzały się niemal we wszystkim, w przeciwieństwie do niego i Yukio, pomimo, że nie były bliźniaczkami. Może to zasługa magicznej mocy płci pięknej?
- Nasi rodzice wzięli rozwód, kiedy byłyśmy jeszcze w podstawówce, tata zamieszkał się z Miną-nee w Kioto, a ja z mamą zostałyśmy w Tokio, Mina-nee chodziła do gimnazjum z Suguro-kun, Shimą-kun i Miwą-kun – wyjaśniła powoli, warząc dokładnie każde słowo, by nie powiedzieć ani za dużo, ani za mało.
- Nic dodać, nic ująć, nieciekawa historia – parsknęła Mina. – A teraz jesteśmy tutaj, w dodatku marnując czas, bo jak na razie Amano Hatoyamy-senpai-ouji-dono nie widać na horyzoncie! – żachnęła się, obserwując klasę z charakterystyczną sobie przenikliwością.
Rin odruchowo spojrzał na Harumi.
- Ama… To jest, Hatoyama-senpai jest od nas starszy, więc… tego… jest w innej klasie, na… nieco wyższym stopniu… - rzekł ostrożnie Rin.
- Chciałabym ci przypomnieć, że ja też jestem starsza – zaznaczyła Mina, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie.
- Może i tak, ale edukację zaczęłaś dopiero teraz, to jest na drugim roku liceum, z kolei Hatoyama-senpai, rok temu, dlatego ma wyższy stopień, aniżeli ty, Murakami-senpai – wtrącił Yukio, błyskając oczami zza grubych szkieł okularów.
- Phhh… Ale to ciekawe, że nie widziałam go nigdy w kampusie, jestem pewna, że takiego przystojniaka, jak on wyhaczyłabym z kilometra – podsunęła możliwość Mina, przenosząc uwagę na Yukio.
- Nie możesz znać wszystkich z kampusu – sprostował młodszy Okumura. – Zresztą, o ile dobrze mi wiadomo, Hatoyama-senpai to uczeń z wymiany, nie orientuję się, skąd się przeniósł, ale wiem kiedy – dodał, uśmiechając się lekko, pewien swojej słuszności okularnik.
Mina wydęła policzki zirytowana i prychnęła.
- Yuki-kouhai, nieładnie tak naigrywać się ze swojego senpai – fuknęła.
- O ile się nie orientuję, tutaj to ja jestem nauczycielem, a ty uczennicą – zauważył Yukio. – A więc proszę o zwracanie się do mnie w poprawnej formie.
Mina wydęła policzki i wystawiła mu język, chcąc pokazać, co sądzi o jego "wyższości". Rin przyglądał się temu chichocząc, podczas gdy Harumi powoli się dobudzała. Okumura opierał się o ławkę nieco nią kołysząc, Takara siedział jeszcze sztywno, jakby czekając aż Karamorita pójdzie.
Yukio skończył zbieranie materiału.
- Co teraz macie w planie? - spytał, zakładając torbę na ramię.
- Zajęcia praktyczne, władanie bronią białą, dla startujących na dragona, palną - odpowiedziała szybko Mika, jakby wykuła na pamięć cały rozkład. 
- Właśnie, Yuki-kouhai, powinieneś nas puścić, bo nie zdążymy się przebrać w stroje do ćwiczeń - zaznaczyła pretensjonalnie Mina. - Możesz wreszcie powiedzieć, o co chodzi?
- Okumura-kun, Takara-kun, czy wasza obecność tutaj naprawdę jest konieczna? - spytał sztywno Yukio, patrząc na nich z wysoka. - Przypuszczam, że wprowadzanie nowych uczniów w normy edukacji i nagany nie są najciekawszymi sprawami, zwłaszcza dla osób waszego pokroju...
- Czy ty coś sugerujesz, Yukio?! - zbulwersował się Rin.
- Oczywiście, że nie - sprostował okularnik, poprawiając swoje okularki. - Jednak prosiłbym waszą dwójkę o opuszczenie sali.
- Żartujesz sobie kapralu?! Jam jest generał i żaden niższy rangą kapral nie będzie mi rozkazywał! Co to, to nie! Na glebę i stówa za obrażanie mojej funkcji! - wykrzyknęła skarpeta, rzucając się na boki. - Niech no ja tylko się z nim rozprawię...! 
Takara przykrył ją drugą dłonią i powoli wstał z ławki, odwrócił głowę w stronę Karamority i w takiej pozycji odszedł, jakby widział Harumi przez opuszczone powieki. Rin z uniesioną brwią oglądał jego poczynania, po czym wzruszył ramionami i rzucił, że praktyka może być fajna, odszedł żegnając się z siostrami Murakami, Yukio i Kitamurą.
- Ekhm, może ją ktoś obudzić? - wtrącił w końcu okularnik, gestem wskazując Harumi.
- Nie trzeba - wymruczała, powoli podnosząc się z ławki. - Sama potrafię o siebie zadbać - rzuciła chłodno, miażdżąc Yukio wzrokiem. - O co ta cała heca?
Okumura westchnął, omijając jej spojrzeniem i założył ręce na krzyż.
- Wyjątkowo zacznę od ciebie i Kitamury - oznajmił. - Rzecz pierwsza, wiem, Karamorita-san, że jesteś osobą charakterystyczną, khem, znaną ze swojego zachowania, co zapewne zauważyli wszyscy, dosyć agresywnego... - przerwał na chwilę i poprawił okulary. Przy Harumi zawsze ważył słowa, irytujący nawyk. - Kitamura-kun, jesteś nowym uczniem - zwrócił się do blondyna, który w dalszym ciągu zdawał się nie zwracać uwagi na otoczenie. Jednak, gdy Yukio wypowiedział jego nazwisko jedna z jego powiek drgnęła. Harumi zauważyła to z niebywałą sobie spostrzegawczością. - Proszę cię o nieprowokowanie swoim zachowaniem innych uczniów - spojrzał wymownie na Karamoritę - i mam nadzieję, że z ich strony nie nastąpi coś podobnego, bo liczę, że w ciągu szkolenia nawiąże się między wami współpraca.
Przez chwilę trwała cisza. Yukio liczył, że jego słowa choć odrobinę przetarły barierę Kitamury i Karamority. Na swój sposób wydawali mu się podobni i dlatego obawiał się tzw. "Starcia tytanów".
- Możemy już iść? - odezwała się w końcu Harumi, unosząc brew z irytacją.
A jednak, nic to nie dało. Przynajmniej na razie. Wiedział, że kto jak kto, ale Karamorita Harumi choć trochę respektuje zasady akademii - oczywiście w unikalny sobie sposób.
- Tak - odetchnął głośno i powstrzymał się przed odruchowym zatkaniem ust. Kiedy Harumi odchodziła, zauważył kpiarski uśmiech czający się na jej twarzy. 
- A! Byłabym zapomniała, Okumura-sensei, moja kartka z podaniem się zgubiła, dostanę nową, prawda? - ten ton jeszcze bardziej zdenerwował Yukio. Nie dość, że opuścił przed nimi gardę, to jeszcze to.
- Tak - przytaknął znowu, starając się patrzeć jej dokładnie w oczy, żeby nie okazać porażki w tej mentalnej potyczce.
Wyjął z torby świstek, Harumi błyskawicznie go zabrała i odeszła machając. Kitamury już nie było. Zostały Murakami, które zaniemówiły pod wpływem atmosfery.
- A wy dwie…
I w ten oto sposób Yukio powtórzył nudny wykład na temat Akademii i niebezpieczeństwa, na jakie się naraziły, dołączając do zajęć dodatkowych. Powiedział też, że jeżeli chcą zrezygnować, najlepiej zrobić to przed egzaminem na Exwire, do którego notabene lepiej zaczną się przygotowywać, z powodu opóźnienia. Nakazał im również przybycie do opuszczonego akademika w sprawie „Piekielnej rany”. Był pewien, że tak jak przy poprzedniej przemowie, Mika słuchała, ale bez zrozumienia, a Mina siedziała z głową w chmurach, byle jak najdalej od nudnych zasad. 
Parskały śmiechem, mimo, że Okumura dawał im głośno do zrozumienia, jak ważne jest, by go wysłuchały. Wydawało się, iż gwizdają na reguły akademii. Jakby to była zwykła zabawa, najnowszy trend mody.
Yukio w duchu cały się gotował. Nienawidził, kiedy miał coś ważnego do powiedzenia, a inni go nie słuchali. Odruchowo pomyślał o Rinie. Taki sam. Nie słuchał, dostawał nauczkę i miał pretensje. Zazwyczaj nic mu to nie pomagało. Westchnął. Może siostry Murakami docenią lekcję, jaką da im akademia.
- Dobrze, lekcje już pewnie się zaczęły, idźcie – oznajmił Yukio zbierając się do wyjścia.
- Brawo Einsteinie – prychnęła Mina. – Po co ta cała gadka? – mruknęła bardziej do siebie i Miki. - W dodatku drugi raz, tego samego słuchałyśmy jakieś dwa dni temuu...
Okumura zignorował to pytanie. Produkowanie się dla kogoś, dla kogo całe życie to dylemat pomiędzy szkarłatnym, a karmazynowym lakierem do paznokci nie jest wiele warte. Poczeka, aż i je spotka kara za lekceważenie jego słów.
- Macie teraz zajęcia praktyczne, pamiętajcie, że chwilowo jesteście z nich zwolnione, bowiem nie macie doświadczenia w używaniu broni. Z tego też powodu dostajecie dodatkowe godziny w kwaterze głównej, punkt piąta rano w każdy poniedziałek, środę i czwartek – objaśnił jeszcze, po czym zniknął w głębokiej czerni korytarza. 
Dziewczyny wzruszyły ramionami i wyszły z jasnej poświaty. Ani jedna, ani druga nie rozumiała, ani nie pamiętała nic z tego, co powiedział. Mika była tym trochę zestresowana. W końcu, jeżeli się za coś wzięła, powinna brać to poważnie. Mina natomiast z pewnym siebie uśmieszkiem rozejrzała się dookoła.
- To miejsce serio jest dziwne… Ne, ne, Chii, co ty na to, żebyśmy się tutaj trochę rozejrzały? Może znajdziemy Hatoyamę-senpai-ouji-dono? Kto wie, może ma zajęcia o tej samej porze?
- Umm… Ale Mina-nee, nie sądzisz, że to trochę… mmm… - wymamrotała wbijając wzrok w podłogę.
- Aww, Chii, jak możesz przejmować się tą grupą czubów? – parsknęła starsza siostra, machając ręką niepoważnie. – Nie mów, że wzięłaś na serio tych całych „egzorcystów” – zaśmiała się i po chwili trzymała się za brzuch.
- Um, ano… ale Mina-nee, jak w takim razie wytłumaczysz to wszystko? – Mika ogarnęła dłońmi scenerię wokół. Ciemne okna z kolorowymi witrażami, podłoga we wzór szachownicy o zielonych i czerwonych polach. Ściany przystrojone obrazami i bronią. Pod sufitem wielkie żyrandole z lśniącymi kryształami, niknące w mroku. Kandelabry ze świecami, lecz żadna z nich się nie paliła. Wysokie na dziesiątki metrów ściany. Wszechobecna groza… 
Jeżeli kiedykolwiek uważały Akademię Prawdziwego Krzyża na powierzchni, za straszną, to teraz znajdowały wiele gorszych określeń do podziemnej. Szkoła na górze wyglądała, jak żywcem wyjęta z opowieści o starych opuszczonych dworach. Ta na dole wyobrażała średniowieczne zamki. Aż wydawało się, że zaraz korytarzem przejdzie rycerz w zbroi, chrzęszcząc metalem.
- To pewnie stary budynek Akademii, stawiam, że dyrekcja nie pozwoliła na prowadzenie w nim lekcji i tyle. Nie widzę powodu do strachu – wzruszyła ramionami. – Nie wiem, jak ty, ale ja nie mam ochoty marnować czasu na zajęciach, na których nawet nie mogę ćwiczyć, choodźmy się przejść~! – zarządziła i chwyciła siostrę za rękę, ciągnąc ją ku rozwidleniu. Stamtąd zazwyczaj przychodzili nauczyciele. Może jest tam pokój nauczycielski?!
- Ale Mina-nee! – zaprotestowała zielonooka, zapierając się nogami. – Przecież zgłosiłyśmy się na te zajęcia, musimy zachowywać się przyzwoicie, Okumura-sensei…
- Chrzanić Yuki-kouhai – prychnęła. – Jak znam życie, albo robi sobie z nas jaja z tymi egzorcystami, albo to jakaś sekta, nie zdziwiłabym się wcale, widziałaś, jakich gości tutaj mają, co nie? Dziewczynę z Heian (*Chodzi o Izumo), kółko różańcowe z przeklętej świątyni, upośledzonego dauna (Takara), sado-maso (Harumi), tsundere (Kitamura), kumpla Geniuszów, alias AntyGeniusza (Rin), Nolife’a (Yamada) i Paku-san, ale Paku-san jest normalna – wyliczyła po kolei, z chwili na chwilę zmieniając mimikę twarzy.
- Mina-nee nie mów tak o nowych przyjaciołach! – zaperzyła się Mika z drobną urazą jaśniejącą w zaszklonych oczach.
- Oooj tam, przecież wiesz, że jesteśmy tu tylko dla Hatoyamy-senpa… - nie dokończyła, bo młodsza siostra wyrwała się i odskoczyła.
- Mina-nee, co prawda kocham Hatoyamę-senpai-ouji-dono, ale to nie znaczy, że przez miłość, zaniedbam moje obowiązki i moich przyjaciół – tupnęła nogą. – Harumi-chan, Rin-chan i Okumura-sensei pewnie nam ufają, więc nie możemy ich zawieść. To, co tutaj robią, cokolwiek to jest, nie może być żartem, a my nie możemy sobie z tego bimbać… [czy ja właśnie użyłam tego słowa? ==”]
Mina wiedziała, że jak jej siostrzyczka się na coś uprze, to będzie do skutku obstawiać przy swoim. A ona w końcu się podda. W Mice był już taki upór, że ktokolwiek ją napotkał, nie mógł się przeciwstawić. Wyjątkiem chyba pozostawała ta cała Harumi. Mina podejrzewała, że Karamorita może przypadkiem zająć miejsce wyższe od niej, w rankingu młodszej Murakami, więc szybko uporządkowała wszystko w głowie.
- Dobra, Chii… - westchnęła starsza. – Pójdziemy na lekcję wuefu, aaale, najpierw gdzieś się przejdziemy – powiedziała i po krótkiej przerwie kontynuowała, zauważając, że siostra próbuje jej przerwać – ale – zaznaczyła – wrócimy szybko, za jakieś dziesięć minut. Obejrzymy trochę szkołę i tyle, dobra? W końcu kiedyś trzeba. I tak mamy zwolnienie.
- No nie wiem, Mina-nee… - zawahała się Mika.
- Ooj, no nie tchórz – fuknęła starsza Murakami i ponownie wzięła siostrę za rękę z uśmiechem prowadząc ją w ciemny korytarz.

W tym samym czasie, główna sala gimnastyczna.

W-f, czy inaczej wuef, był przedmiotem, na którym zwracali uwagę aspiranci na Dragona lub Rycerza, chociaż niektórzy Tamerzy bywali tym zainteresowani. Inni, tacy, jak Bon robili to wyłącznie dla przyjemności z wygrywania i oglądania pokonanej gęby Okumury. A jeszcze inni, choćby Rin lubili i starali się w konkurencjach fizycznych, bo w niczym nie byli dobrzy. Chemia? Na ostatniej musieli uciekać z klasy, bo przy przygotowaniu prostego eliksiru na zmianę koloru włosów, pomieszczenie zostało zaczadzone przez śmierdzący zgniłymi jajami produkt wysiłków Rin’a. Harumi nie była lepsza. Może nie sprawiała, że jej mikstura, zamiast farby do włosów produkowała kwas siarkowy, ale powodowała dosyć efektowne wybuchy. Demonologia? Składały się na nią: teoria, budowa ciała, zewnętrzna i wewnętrzna, typy, usposobienie. Praktyczna demonologia? Zachowania, upodobania, słabości i zalety. Rin nie był w tym najlepszy, wręcz może gorszy, niż się wydawało. Harumi radziła sobie świetnie, na równi z Takarą, Kamiki, Suguro i Konekomaru. Oprócz tego była jeszcze znajomość skryptów Biblii i ich zastosowań. Tu zaczynały się schody. Rin nie umiał nauczyć się inkantacji, ale wiedział, którą do czego stosować. Z Harumi było na odwrót, chociaż czasami w ogóle odmawiała udziału w lekcji.
A teraz nadszedł czas na przedmiot, w którym oboje mieli doświadczenie. Z jednej strony świetnie, z drugiej… Rin nie mógł używać Kurikary, a Shinjirou no Inazuma Harumi leżała w rękach kogoś innego.
Kaoru Tsubaki, nauczyciel, krzykacz, który zwykł brać wszystko zbyt poważnie już w sekundę po dzwonku wpadł do obu szatni i wydzierając się nakazał zbiórkę na sali gimnastycznej. 
Uczniowie zebrali się z lekkim ociąganiem, wówczas egzorcysta wrzaskiem przywołał ich do porządku i kazał ustawić się w szeregu i odliczyć. Brakowało trzech osób, wedle tego, co miał napisane na nowej liście obecności.
- Kogo brakuje? - spytał z długopisem gotowym do odkreślenia czegoś w swoim notatniku.
- Murakamidiotek - westchnęła Harumi, tonem którym mogłaby równie dobrze opisywać budowę przewodu pokarmowego dżdżownicy.
- Kogo? - zdziwił się Tsubaki, choć brzmiał, jakby po prostu niedosłyszał.
- Moriyamy Shiemi-san, oraz Murakami Miki-san i Murakami Miny-san, są nowymi uczennicami - zreportowała sztywno Izumo, prostując się, jakby była dumna, że przekazuje tak ważną informację.
- Czy udzieliłem ci głosu? - spytał Kaoru. Izumo próbowała odpowiedzieć, ale uciszył ją gestem. Pytania retoryczne, to pytania retoryczne. - Jeżeli nie udzielam komuś głosu, to oznacza, że ma być cicho, jasne?!
- Tak jest! - przytaknęli chórem.
- Dobra, a teraz, Okumura! Pytanie dnia, co się stało z Murakami-san ichiban i Murakami-san niiban - zakrzyknął Kaoru rozkazująco.
Rin aż podskoczył.
- Ale dlaczego jaa?! - jęknął.
- Kadet nie dyskutuje~! - odparł na to zirytowany Tsubaki. - Dziesięć okrążeń!
Wtedy właśnie Renzou odezwał się do Harumi. Normalnie by się to pewnie nie stało, ale akurat znalazła się tuż obok, a gadatliwy farbowany metro' nie mógł wytrzymać chwili w ciszy.
- Tsuba-sen ma chyba zły dzień. Obstawiam, że jego koteczek maczał w tym palce, huee~
- Cicho bądź Shima, to nie nasza sprawa - prychnął Suguro myśląc, że Shima zwraca się do niego. 
Harumi spojrzała na nich bez większego zainteresowania.
- Przyjął po prostu metody Kutsushity - mruknęła, kręcąc głową z dezaprobatą. - Lepiej bądźcie cich... - i wykrakała, bo to ona zwróciła na siebie uwagę Kaoru. Pomimo, że Renzou zaczął. W tej właśnie chwili obaj chłopcy stali prosto, zwróceni do Tsubaki'ego, który zdążył już zadać Rin'owi dziesięć okrążeń. 
- Oo! Kolejna panienka nie może wysiedzieć? Masz za dużo energii? Dołącz do kolegi i dziesięć... Nie, niech będzie dwadzieścia! - wycedził nauczyciel i palcem wskazał jej kierunek biegu.
Harumi wzruszyła ramionami i ruszyła truchtem. Nieupięte włosy podskakiwały z każdym krokiem, podobnie, jak co innego (=="), na czym najbardziej skupiała się uwaga farbowanego metrosa. 
- Cóż to za wzrok, drogi, przyszły mnichu Shima Renzou? Trzydzieści dla ciebie! - dołożył mu Kaoru.
I tak po kolei każdy z nich ruszył z wzrastającą nadal liczbą okrążeń do wykonania. Jedni dostawali za protesty, inni za niepotrzebne podnoszenie ręki. Takara, znaczy się, jego pacynka, kłóciła się z Tsubakim i za to skończył z setką. Najgłupsze przewinienie popełnił Kitamura... On...! Oddychał... Tak. Teraz już wszyscy wiedzieli, że albo Tsubaki pokłócił się ze swoim koteczkiem, albo przeżywa comiesięczny rozstrój nerwowy (okres, khem). Może nawet obie opcje. W każdym bądź razie, większość skończyła po dwudziestu minutach. Jedyny Takara zgarbiony posuwał się coraz wolniej z setką okrążeń do zrobienia. W końcu Tsubaki się zlitował.
- Dobra, Takara, to jest żałosne... - jęknął. - Do szeregu zbiórka! Wyjaśnię wam dzisiejsze zadanie.
Nemu szybko dołączył do reszty, ustawiając się obok Paku. Dziewczyna przyjęła to średnio, ale mimo wszystko Harumi, która to zauważyła, przyznała jej szacunek. Ludzie przy Takarze zazwyczaj otwarcie okazywali strach.
- Jak pewnie wszyscy wiecie... Wreszcie zaczęło się szkolenie praktyczne. Wcześniej nie mogliśmy się nim zająć, bowiem były pewne problemy... Konkretnie - zrobił pauzę, żeby brzmiało dramatyczniej - spod podłogi sali gimnastycznej, na której teraz stoicie, wydobywał się miazmat.
Ostatnie słowo uderzyło wszystkich Page, niczym piorun. Nawet ukryci pod kapturami (nosili je nawet na wuefie) Kitamura i Yamada drgnęli lekko. Każdy, tak, Rin też, wiedział, co oznacza miazmat. Obecność rozkładających się ciał, niespokojnych dusz, duchów, demonów.
- Nie będę teraz tłumaczył co, dlaczego i skąd, bowiem nawet tego nie wyjaśniono, ale... - przerwał, żeby zaczerpnąć powietrza. - Jeden z duchów, który zanieczyszczał tą salę...! Jest z nami do teraz! - wykrzyknął. - I ty możesz nim być...! - wrzasnął i pokazał palcem na Kitamurę Len'a. - I ty także! - wskazał Rin'a. - A może to ty...?! - padło na Harumi.
Czy on ma jakiś szósty zmysł? Mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę przypuszczalny iloraz inteligencji.
- Ale nie jestem, więc czy możemy skończyć z tą gadką i przejść do zadania? - spytała oschle Harumi.
Strącony z piedestału uwagi Kaoru zdenerwował się, ale pozwolił, aby jedynie żyłka pulsująca na jego skroni okazywała to niszczące uczucie.
- Jesteś tego aż tak pewna?!
- Jak niczego - westchnęła, wznosząc oczy do nieba.
- Dobrze, skoro tak twierdzisz - wzruszył ramionami i uśmiechnął się chytrze. - Dobrze uczniowie! Jakie jest wasze zadanie, pytacie? W naszej cudownej szkole czai się duch powstały z miazmatu, zwie się... Kusatta Momo!!! [Zgniła brzoskwinia - jap.] - wykrzyknął podniosłym tonem, a jego słowa odbijały się echem od ścian sali gimnastycznej.
Większość uczniów zaliczyła glebę.
- Kusatta Momo...? Serio? - wydukał Suguro uderzając się z otwartej dłoni w twarz.
- Nie zna pan lepszych żartów? - westchnęła Harumi.
Nawet Rin wiedział, że Kusattą Momo straszyło się małe dzieci, które były niejadkami. Wmawiano im, iż pewnego dnia przyjdzie do nich duch niezjedzonej brzoskwinii i zamieni ich w zgniłe owoce. 
- To nie jest żart, oj nie, nie. Muszę powiedzieć Masamune-sensei i Okumurze-sensei, żeby wspomnieli coś o istocie Kusatta Momo, bo wasz brak wiedzy wręcz mnie uwłaczaa~!
Wszyscy spojrzeli albo na Izumo, albo na Harumi. Bon'a pominięto. Poczuł się z tego powodu bardzo urażony, bo żeby przegrać w konkursie na mądrego z dziewczynami?! Obie wzruszyły ramionami.
- Okay, kompania~! Zasady gry są takie - zaczął i przerzucił kilka kartek w swoim zeszycie - że, każdy z was działa na własną rękę, najpierw musimy się przekonać, czego potraficie dokonać w pojedynkę. Na pracę zespołową czas przyjdzie. Każdy działa sam, jak już mówiłem, waszym zadaniem będzie schwytanie i obezwładnienie Kusatty Momo, nie róbcie nic ryzykownego. Jeżeli uda się wam go uziemić, skorzystacie z Sakebii, które zaraz rozdam. Kandydaci na Tamerów - tu zwrócił się do kilku Page - macie utrudnione zadanie, bowiem wam nie użyczę Sakebii, wasze chowańce będą musiały pokazać, co umieją i zwrócić naszą uwagę - objaśnił lekko przepraszającym tonem.
Izumo prychnęła. Takara przekręcił głowę i popatrzył na swoją pacynkę, poruszył jej "ustami", jakby coś do niego mówiła. Harumi nie ruszyła się z miejsca. Ich trójka była zdaje się jedynymi kandydatami na Tamerów, prócz nieobecnej Shiemi.
- Jesteście aż nazbyt pewni siebie - westchnął Tsubaki. - A gdyby ktoś napotkał te dwie nowe, niech mi to zamelduje, Sakebia zareaguje na sentencję: Zagubiona Owca - dodał jeszcze. - Okay młodzieży, jakieś pytania?! 
Shima przez chwilę chciał podnieść rękę, ale Suguro zgromił go wzrokiem, jakoby to nie przystoiło mnichowi z Kioto pytać w tak idiotycznie oczywistej sprawie.
Tsubaki udał się szybko w stronę schowka, gestem nakazując, aby uczniowie potrzebujący Sakendy poszli za nim. W ramach forów dla kandydatów na Tamerów, pozwolił im zacząć poszukiwania wcześniej, tym z podwójnymi specjalnościami pokazał też gdzie znajduje się broń. 
Izumo i Takara wyruszyli od razu, choć Kamiki gdzieś za rogiem oparła się o ścianę, czekając na Paku. Nie była fanką broni, a uważała, iż poradzi sobie ze swoimi zdolnościami. Jedyną Tamerką wybierającą cokolwiek do obrony została Harumi. Nie myśląc długo zabrała dwa wakizashi w pokrowcach z szelką i zarzuciła je sobie na plecy.
Harumi nie liczyła na znalezienie Kusatty Momo, wręcz przeciwnie, w duchu błagała, żeby go nie spotkać. Osobiście nie przepadała za domowymi legendami, w końcu nawet przynoszący szczęście Zashiki Warashi, alias 'duch z podciętymi włosami', stał się przyczyną problemu. Ostatnie starcie zbrojne z demonem przypadało na nieciekawą walkę z Amaimonem.
Łażenie po szkole to nie najfajniejsze zajęcie, ale zawsze można liczyć, że znajdzie się fajny kącik, zaszyć się tam i przysnąć. 
Przeszła długim korytarzem, minęła Izumo, która udawała przeszukiwanie przestrzeni pod stertą krzeseł i ławek. Harumi nie spojrzawszy na nią, poszła dalej. Korytarz ciągnął się w  nieskończoność, ale na końcu znalazła pęknięty witraż okienny o podłużnym kształcie zakończonym strzelistym łukiem. Jak wszystkie okna w podziemiu, prowadziło do nikąd. 
- Trolling - westchnęła głośno Karamorita. Okno, które dało się otworzyć symbolizowało coś w rodzaju wyjścia, nadziei, a to? Wszędzie wokoło ziemia. Jedyne, co da się zrobić po otwarciu tego, to puknąć się w głowę. W stylu Mephisto. Wskoczyła na szeroki parapet i rozejrzała się po nim. Jeżeli Kusatta Momo, to gnijący duch, powinien zostawiać ślady miazmatu. W tej ciemności cokolwiek trudno zobaczyć. 
Drgnęła. Przecież kiedy wchodziła do budynku światła były zapalone. Pamiętała odbijające blask, łezki przy żyrandolach. Uniosła głowę. Sufit przypominał ciemną plamę atramentu. Nie mogła nic dostrzec. Mephisto znów się z nimi bawił. Miała jednak nadzieję, że nie urządzi jakiejś chorej gry.

- Nie tchórz, nie tchórz, mówiłaś! - wykrzyknęła Mika kurczowo trzymając się ramienia starszej siostry. - A popatrz, zgubiłyśmy się w tej szkole! - dodała dobitnie.
Od dłuższego czasu z jej ust nie przestawały wydostawać się pretensje, cała emanowała nerwami, aż rwała swoje skołtunione, rude włosy. Z oczu ciekły rzeki łez. Mina nie wiedziała, co ma z tym zrobić. Rzeczywiście powinna była odpuścić, bo zgubiły się wśród ciemnych korytarzy. I znów ona przy winie. Zresztą, wszystko zaczęło się od kiedy mała, słodka Mika spotkała Amano Hatoyamę, więc też nie pozostawała bez winy.
- Wiem, wiem - powtórzyła któryś raz Mina i rozejrzała się nerwowo na boki. Brak światła wyjątkowo utrudniał poruszanie się po szkole. Chciały zajrzeć tylko do pokoju nauczycielskiego, a tymczasem trafiły w jeszcze straszniejszą część podziemi. Tutaj pod ścianami nie stało już praktycznie nic. W niektórych miejscach jakieś zakryte płachtami meble, porozrzucane i podniszczałe krzesła i ławki, połamana posadzka, popękana, albo ich brak. Witraże w oknach zasłaniały dziurawe, szkarłatne zasłony. Co rusz jakiś pisk docierał do ich uszu. Odłgłos własnych kroków przypominał przemarsz całego oddziału wojska, a zbyt głośny oddech niósł się chem. Na ścianach wisiały portrety ludzi nieznanych im.  Jedni wyglądali mniej, lub bardziej ludzko, a inni w ogóle nie przypominali homo sapiens. Mieli paskudne, a czasami okrutnie piękne, lub zdeformowane twarze. Niektóre obrazy zdawały się na nie patrzeć, ruszały się, szeptały między sobą.
To wszystko sprawiały, że z każdym skrętem i krokiem obie siostry pragnęły wrócić z krzykiem i błagać profesora Okumurę, aby je stąd wyciągnął.
- Pomocy, ktokolwiek...!
- Chii, zwariowałaś? Przecież sobie poradzimy - rzuciła niepewnie, choć jej zamierzeniem było podniesienie siostry na duchu. - Mina-nee-sama jest z tobą, więc nic ci nie będzie, co nie? - spytała unosząc drżący kciuk do góry.
- To ty zwariowałaś, Mina-nee - Mika pokręciła głową, ale choć chciała ją puścić, nie zrobiła tego, z Miną czuła się niejako odważniej.
- Oooi, Chii~! Trochę szacunku do swojej onee-sama! - zbulwersowała się starsza siostra i wydęła policzki. W końcu wypuściła powietrze z płuc i zaśmiała się cicho. To nawet rozładowało sytuację. - Dobra, Chii, znajdziemy drogę, nie ma co się martwić.
Kolejny zakręt i znowu ciem... Zaraz.
- Sala...?
- Otwarta?
Popatrzyły na siebie i rzuciły się ku uchylonym drzwiom, zza których wypływał snop nikłego światła. Otworzyły je na oścież i stanęły wewnątrz klasy biologicznej. Wewnątrz stał lekko zdeformowany szkielet ludzki. W zbitych gablotach ustawione były małe układy kostne demonów, a także słoiki, wewnątrz których jawiły się cienie.
- Hop, hop, jest tu ktoo?! - zawołała Mina.
- Mina-nee, jak dla mnie to najgorsze pytanie, jakie można zadać w takiej sytuacji... - wydukała Mika, kryjąc się za siostrą.
- Aj tam, gorzej już chyba być nie może, co nie? - rzuciła nieuważnie, machnęła ręką i weszła do środka. Nie zauważyły nawet, kiedy drzwi za nimi powoli zamknęły się z kliknięciem.  - Lampa naftowa? - zdumiała się różowooka podchodząc do biurka.
Znalazło się źródło światła. Staroświecka, złocona lampa naftowa z długim, zdobionym uchwytem. Wyglądała na drogą. Wewnętrzu klosza palił się żywy, świeży ogień. Mina powoli po nią sięgnęła, ale przez przypadek dotknęła metalu obudowy, zamiast rączki. Syknęła głośno, nogą uderzając w biurko. Gabloty naprzeciwko zatrząsły się. Obie siostry podskoczyły pod wpływem szoku. Strasza odruchowo schwyciłą lampę ponownie.
- Nagrzana, musi działać od dłuższego czasu - zauważyła Mina, rozglądając się po sali i przyświecając sobie. - Widzisz tu kogoś? Może jakiś nauczyciel ją zostawił?
- W-w-wątpię, M-Mina-nee... Mieliby raczej lat-latarkę... - wymamrotała Mika, trzęsąc się, jak osika.
- Ooi, nie mów, że się boisz Chii - parsknęła i światło rzucane przez lampę na ścianę zadrżało. - Nikogo tu nie ma, a lampę definitywnie zostawił jakiś nauczyciel, nie może być inaczej - wzruszyła ramionami i odetchnęła głośno. - Dobra, przynajmniej jest postęp. Z tym światełkiem szybciej odnajdziemy drogę...
- Mi-Mina-nee...
- Jeszcze będziesz dumna ze swojej onee-sama, już ja nas zaprowadzę na tą cholerną salę od wuefu...
- Mina-nee...!
- Wiem, że się niecierpliwisz, ale wszystko w swoim czasie, będziesz miała, co opowiadać Hatoyamie-senpai-ouji-dono... - westchnęła z dumą. - Dobra, Chii, o co chodzi? - spytała w końcu, powoli się odwracając zastygła. Lampa w jej ręce zatrzęsła się niekontrolowanie, podobnie, jak ona sama.
Wrzasnęła.

Harumi zmrużyła oczy w ciemności. Były srebrne, jak dwie okrągłe monety. Wciąż nie mogła zobaczyć symboli na kręgach, które trzymała w dłoniach. Zdecydowała się wreszcie wezwać chowańca, bo gdy przyjdzie co do czego nie ma Sakebii. 
Czasami żałowała, że niektóre zdolności nie objawiały się, gdy tego zachciała. W końcu fuknęła z irytacją i na chybił trafił ugryzła się w palec, aż krew popłynęła z niego na krąg.
- Kimkolwiek jesteś, pojaw się, pacanie! - huknęła i w tym samym momencie papier, jakby ożył, wyrwał się z jej dłoni, zatoczył kilka kół i salt w powietrzu. W końcu zaczął się rozpadać i pozostały z niego drobne, świecące na zielono skrawki, które po chwili uformowały się w sylwetkę demona.
Zeskoczyła z parapetu. Siedziała na nim nadal. Nie spieszyło jej się specjalnie. Poczekała, aż wszyscy Page przejdą korytarzem, żeby na spokojnie wezwać demona i ruszyć na poszukiwania.
- Jajajajajjajaja! - wykrzyknął stworek, skoro tylko stanął oko w oko z Harumi.
Dziewczyna zamrugał i spuściła raptem głowę, po czym uderzyła się w nią pięścią. Najpierw raz, potem drugi i trzeci, w końcu westchnęła głośno i spojrzała na papierowy kwadracik, który niewyraźnie wciąż lśnił bielą pomiędzy jej palcami.
- Serio? Bukimi Ishi? - warknęła.
Niskiego wzrostu, z aparycji podobny do Beliala, o zielonej skórze, pokryty drobnymi płytkami, zgarbiony z rogiem pośrodku czoła, w brązowej kapoce z kapturem. Pod ramieniem ściskał księgę i tubę papieru.
- Jak mogłam nie wziąć nic lepszego... - westchnęła, rwąc sobie włosy z głowy. - Czemu akurat pacan Ishi?! - pytała się ze złością.
Bukimi chyba poczuł się urażony, bo podszedł do Harumi, wykrzyknął coś po swojemu i machnąwszy rulonem papieru trzasnął dziewczynę po głowie kilka razy. Ta rozstawiła ręce, oddychała głęboko, a żyłka niebezpiecznie zapulsowała na jej skroni.
- Ty pacanie, już ja ci zrobię kuku, że się zdziwisz...! - wycedziła i już miała się rzucić na demona, kiedy zniknął w chmarze zielonych skrawków papieru. Zazgrzytała zębami. Czemu wzięła kręgi akurat tych demonów, które potrafiły samodzielnie wracać?!
Oparła się o ścianę i zgniotła papierek w dłoni. Rzuciła go za siebie i zbliżyła drugi do swoich oczu. Rozpozawała mały symbol skrzydeł i parę run. Ostatni krąg, jaki posiadała i chyba domyślała się, do kogo należał. Wiedziała, że będzie tego żałować, ale tylko on pozostał. Najchętniej wróciłaby się i wykradła Sakebię. Nacisnęła na rozdartą skórę palca i parę kropel krwi opadło na papier z cichym sykiem. Wypuściła krąg jaśniejący na złoto.
Wówczas z wiru światła wydostał się ptak, przypominał on orła, ale był większy kilkakrotnie. Jego skrzydła o znajomej i przyjemnej barwy karmelu, a oczy lśniły mądrością. Skoro tylko ptak zawisł na skrzydłach w powietrzu, zaraz wiedział, o co chodzi. I nie trzeba wspominać, że ledwie sekundę później Harumi pluła jego piórami.
- Harrrruuu~! - zawołał uradowany Amano, zaraz obejmując głowę swojej pani skrzydłami i odbierając jej cudowny widok na czarną, jak dupa scenerię.
Dziewczyna zaraz odepchnęła go - czyt. pierwalnęła o ścianę tak, że aż się kurz podniósł i poczęła wypluwać pierzę, które dostało się do jej ust. Wyczyściła swój język skrupulatnie nie przestając klnąć na czym to świat stoi.
- I tak wiem, że mnie kochasz, Harrru... - wyjąkał Amano, czołgając się po ziemi, po sukcesywnym odklejeniu od jakże cudownej ściany. - Bo mnie wezwałaaaś~!
- Zaczynam żałować - westchnęła, ale nie zaprzeczyła, pomimo, iż przecież nie miała wyboru, jak tylko wywołać Amano. - Musisz się zachowywać cicho, Ama, bo po pierwsze polujemy na demona, a po drugie Murakamidiotki są w pobliżu - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- He? - nieuważnie rozejrzał się dookoła. - Ja tam nikogo nie widzę~! Łaa~! Poza tym, ja zawsze jestem cicho~! Łaaaa~! Jak przystało na samuraja, ja... - nie dokończył, bo z jego dzioba wydobył się jęk bólu, po tym, jak Harumi z premedytacją nadepnęła mu na skrzydło. - Ła-ła-łaaaa... 
- Ups, pardonsik, w ciemności nic nie widać - rzuciła niewinnie Karamorita i podniosła go za tą samą kończynę. Trzepnęła raz i naprostowała. Co nie zmienia faktu, że trzask był nazbyt realistyczny.
- Łaa! Ale Haru, twoje ocz...
- Ama, czy ja ci coś mówiłam o odzywaniu się? Nie po to cię wzywałam, żebyś darł się na całą akademię! - wykrzyknęła szeptem. - Jeszcze raz skrzekniesz, a oskubię cię do naga i zrobię rosół... - wysyczała i podrzuciła go do góry.
- Łahahahaha! - zarechotało ptaszysko. - Ale ty przecież nie umiesz gotować~! - skrzeczał, rozbawiony własnym pomyślunkiem.
Żyłka niebezpiecznie zapulsowała na skroni szatynki, a jej dłonie zatrzęsły się. Gwałtownie podeszła do ptaka i chwyciła go za szyję.
- Poproszę Ukobacha, albo Natsu-nee, a jak i to się nie powiedzie, to wierz mi, że obaj Okumurowie z chęcią zobaczyliby cię bez głowy pływającego w wywarze warzywnym, więc jeszcze jedno słowo z twoich ust, a jutro będziemy tobą karmić egzorcystów, czy to jasne? - orzeł nie mógł złapać powietrza, bo Harumi specjalnie naciskała palcami na jego gardło, a więc tylko pokiwał głową. - Grzeczny - uśmiechnęła się diabelsko i wypuściła go z uścisku dłoni. - Idziemy - rzuciła w przelocie i zaczęła się oddalać, że po chwili jej sylwetka stała się niewidoczna w ciemności.
- S-s-straszna... łaa... - wychrypiał do siebie Ama, zanosząc się rzęsistym kaszlem.
- Mówiłeś coś? - spytała przesłodzonym tonem, łypiąc groźnie z ukosa.
Ptak wychylił do tyłu, pokręcił łebkiem i bez słowa pofrunął za nią. Wyraźnie była bez humoru. Nie wiedział, co ją tak zdenerwowało, ale cokolwiek lub ktokolwiek, miało delikatnie mówiąc, przesrane. Zdecydował się zachować bezpieczny dystans.
- Pospiesz się trochę, najlepiej jak znajdziemy punkt zaczepienia, żeby nie pozostać w tyle - rzuciła z irytacją. Po kilku minutach milczenia odezwała się ponownie: - Zastawimy pułapki, twoich piór użyjemy jako czujników - oznajmiła i z drobnym uśmieszkiem dodała: - Kto by lubił pióra w rosole?
Amano ponownie zachłysnął się i wybuchnął ponownie rzęsistym kaszlem. Harumi szła dalej, mrucząc cicho jakąś piosenkę pod nosem. Musiała przynajmniej udawać, że się stara, a krokiem do tego, było przekonanie chowańca.

- Shima, przypomnisz mi może, po kiego grzyba idziesz ze mną? - wymamrotał któryś raz z kolei Rin z lekka zakłopotany sytuacją. W końcu niecodziennie jeden z kumpli uwiesza ci się na ramieniu i trzęsąc się piszczy, jak dziewczyna. Znów nie odpowiedział. Okumura spojrzał na niego dziwnie i poświecił latarką w oczy. - Shima przyznaj się, czy jesteś...? - zapytał sugestywnym tonem, w każdej chwili gotowy uciec z wrzaskiem, albo kazać Sakebii wezwać nauczycieli.
- No chyba cię coś...! - huknął Renzou pospiesznie odskakując od kumpla, zatoczył się, stracił równowagę i wylądował na pustym regale. Ten omal nie zawalił się pod nim. - Uff... Okumura, stary, ziomek, przykro mi zawieść twoje nadzieje, ale moje serce bije tylko dla kobiet...! - zastrzegł.
- H-h-hej, ni-nie o to mi chodziło! - chłopak zamachał ostrzegawczo rękami. Zaraz usłyszał dziwny świst i powiew chłodnego powietrza w okolicy swojego ucha. Przeszedł go dreszcz. Odpędził Sakebię i podszedł do Shimy, wyciągając dłoń. Demon Posłaniec nic sobie z tego nie robił i nadal krążył wokół głowy Rin'a chuchając lodowato. Okumura miał mówiąc szczerze już dość tego.
- Dz-dzięki Okumura... - rzucił Renzou patrząc na niego z powątpiewaniem.
- Przecież mówiłem! - zdenerwował się Rin. - No i moja ręka cię nie ugryzie - warknął.
Wykrakał najwyraźniej, bo dokładnie dwie sekundy później na dłoń Okumury po nitce spuścił się pająk. Dokładnie o sekundę za późno, bo Renzou już wyciągał rękę do Rin'a. I wówczas to wrzasnął tak głośno, jakby go gwałcili, tudzież obdzierali ze skóry i z pewnością słyszano to w sąsiedniej prefekturze.
- Co tobie...? - zdumiał się Rin naprzemian patrząc na kumpla, to na krzyżaka wspinającego się po jego kciuku. - Boisz się robaków Shima? - zgadł coraz bardziej rozbawiony. - Nie mów, że przeraża cię taki malutki pajączek - parsknął i zbliżył stworzonko do różowołosego.
Ten, jakby go poraziło piorunem. Wyskoczył, niczym strzała, uderzając plecami o szafkę i zaraz rzucił się na ziemię, próbując uciec jak najdalej od pająka. Jego Sakebia przyglądała się temu ze skrzyżowanymi łapkami. 
Rin wręcz tarzał się ze śmiechu.
Szkoda tylko, że wypadki lubią nas zaskakiwać w momentach, w których najmniej się ich spodziewamy. Okumura rozbawiony słabością Shimy wypuścił latarkę, której snop światła oświetlił obraz na ścianie. Ścianie, o którą jeszcze przed chwilą opierała się szafka. Przed chwilą, bo teraz powoli zmierzała ku podłodze. Sakebia Rin'a pisnęła ostrzegawczo wypuszczając spod skrzydeł potoki chłodnego powietrza. Chłopak się tym nie przejął. Pożałował. I w tym samym momencie z innego skrzydła dobiegł ich głośny wrzask. Był to całkowicie dziewczęcy krzyk.
No i chwilę potem dał się słyszeć znany i kochany trzask łamanych kości.
- Itteee! - wysyczał Rin.
- No to się dorobiłeś gościu - skwitował Shima. - Ale tak to jest, jak się zaczyna z członkiem klanu Shima... - już miała się zacząć, jakże ciekawa przemowa...
- Możesz skończyć pieprzyć i wziąć ten cholerny regał? Byłbym wdzięczny, gdybyś swoje monologi zachował na za chwilę--- bądź lepiej, na NIGDY! - zawołał zirytowany Rin.
- Co ty byś zrobił beze mnie - westchnął napawając się się swoją "ważną" funkcją i "łaskawie", spróbował podnieść regał. - Raz dla pieniędzy... dwa dla draki... trzy gotowi... cztery - zaczepił palcami o krawędzie - start! - krzyknął zapalczywie i z głośnym stękiem spróbował się wyprostować.
... Regał nie drgnął nawet o centymetr. 
- Cholera jasnaaa... - wysyczał Renzou.
- Shima ruszaj się, to nie jest randka...! - wycedził Rin z lekka podirytowany tą swoją nieciekawą pozycją.
- Gdyby była, to by cię tu nie było - warknął w odpowiedzi różowowłosy. - Nie dam rady cholera... Ej, Okumura, co ty na to, ja cię tu zostawię, pójdę uratować panienkę w opałach, a jak będę wracał, to każę twojej Sakebii wezwać nauczyciela, co?
- NIE! - uciął zdecydowanie Rin.
- No dobra, to wracamy do punktu wyjścia - stwierdził Renzou. - Ja tego nie uniosę...
- To już wiemy, Einsteinie - westchnął Okumura. - Przydałby się ktoś, kto by to zrobił za ciebie... - zauważył. 
- Sakeb...
- One w tym wypadku są raczej ostatnimi osobami - stwierdził zerkając odruchowo na nadal, jak powaloną chuchającą Sakebię. Małego metalowego stworka w kształcie złotej kuli z pentagramem na środku. Posiadała dwa krótkie ramiona, oraz parę skrzydeł i ogon zakończony grotem.
- To wiesz co...? Ty sobie leż, ja poszukam jakichś silnych ładnych dziewczyn i po randce po ciebie przyjdę, dobra...?
- Pierwsza część planu 'okay', ale druga: NIE! - wtrącił stanowczo Rin. Shima westchnął rozczarowany. Nie zostawi kumpla - ostatecznie, więc zasalutował tylko i pobiegł na poszukiwania jakichś silnych dziewczyn.

- Bierzcie go! To Kusatta Momo! - huknęła Izumo wskazując palcem na cień o czerwonych oczach powoli zbliżający się do niej i Paku.
Noriko chowała się za jej plecami nerwowo patrząc do książeczki. Niestety nie mogła dojrzeć niczego w ciemności. Biblia dodawała jej odwagi. Nie czuła się dobrze w fachu egzorcystki. Nie przyszła tu z własnej woli, ale nie potrafiła odejść, choć chciała. Umiejętności Arii nie miała, ale wewnątrz płonęła nadzieja, że skrypty z Pisma Świętego odstraszną demony.
Byakko, które wezwała Izumo budziły zachwyt Paku. Z całej siły podziwiała swoją przyjaciółkę i z lekkim zawodem patrzała na Pismo Święte. Przecież tu nie pasowała, więc co sobie wmawiała.
Dwa lisy, Uke i Mike wychynęły zza swojej właścicielki i spiralnym ruchem popędziły w stronę demona, który zbliżał się dosyć ślimaczym tempem. Izumo tym bardziej podejrzewała podstęp, więc zdecydowała się zaatakować najprędzej i z największą siłą, aby po nokaucie z łatwością go dobić. Pierwszy raz w swojej karierze Page, Kamiki przeliczyła się. W jednym momencie oba lisie duchy zostały zatrzymane przez blade ręce, które wychynęły z ciemności i po chwili wylądowały na ziemi, przemieniając się w kałużę czarnej, błotnistej cieczy.
- Ama, weź je postrasz - rzucił ostentacyjnie czyjś dziewczęcy głos.
I zza ciemnej sylwetki wychynęła większa, trzepocząc złowrogo skrzydłami natarła na dziewczyny skrzecząc złowróżbnie. Jedno z piór wypadło ze skrzydeł i przeleciało tuż obok twarzy Izumo, tworząc niewielkie nacięcie. Cofnęła się szybko omal nie upadając, a z jej kieszeni wypadł telefon. Klapka podniosła się i światło padło na postać.
- I kto tu jest Kusatta Momo, hy? - parsknęła Harumi jawiąc się w błękitnym blasku emanującym od komórki Kamiki.
- KARAMORITA!!! - wrzasnęła z całej siły wściekła Izumo. Przestraszona też, ale by się do tego nie przyznała.
- What? - burknęła i podrapała się po głowie. Orzeł zawrócił i usiadł jej na głowie, na co zareagowała z tłumioną irytacją. - Ty pierwsza mnie zaatakowałaś, więc po prostu użyłam Kuroi Ame i zdegradowałam twoje demony do postaci smołopodobnej substancji - wzruszyła ramionami i pstryknęła palcami. W dłoni Izumo pojawiły się dwie świeże kartki z magicznymi kręgami.
Kamiki popatrzyła na nią zirytowana i podniosła swój telefon, świecąc Karamoricie po oczach. Westchnęła ciężko i schowała komórkę do kieszczeni, to samo zrobiła z kartkami.
- Proste - prychnęła. - Po prostu - dorzuciła i pokręciła głową. - Masz wysokie mniemanie o sobie, jak na kogoś, kto ma najgorsze stopnie w klasie i nieciekawą reputację - zauważyła gestem wskazując na Harumi. - Chodźmy Paku...
- A-ale I-Izumo-chan... - próbowała zaprotestować Noriko.
- Chodźmy, zanim stracimy jakiekolwiek szanse na złapanie Kusatty Momo z tym magnesem na nieszczęścia - poleciła i szybkim, zamaszystym krokiem się oddaliła.
Harumi również wzruszyła ramionami i wzniosła oczy do nieba... W tym wypadku do sufitu. Naprawdę nie lubiła wielu rzeczy, ale najbardziej ze wszystkiego: dentystów i przymusu. Przewróciła oczami i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś bocznego korytarza. Nic z tego. Do następnego rozwidlenia była zmuszona iść za Izumo i Noriko. Mówi się trudno, zwłaszcza, że Harumi z pewnym zacieszem przyjęła możliwość poirytowania Kamiki jeszcze chwilę. Czasami wpadała w taki nastrój, że pognębienie kogoś sprawiało jej przyejmność. Dziewczyny, a właściwie 'Brewka', przyspieszyły. Harumi przyjęła to jako znak postępu.
- Ama, słyszysz coś? - spytała szeptem.
Exodus popatrzał na nią swoimi świecącymi w ciemności oczyma. Jej zaś uśmiechały się chytrze. Pokręcił łbem, a ta poklepała go po skrzydle mówiąc "Dobre ptaszysko". Przez chwilę zastanawiał się, czy Harumi w ciemności nie ma tendencji zwyżkowej w związku ze swoją sadystyczną częścią osobowości.
- Shima, wracaj tu do jasnej cholery!
Głos Okumury poznałaby wszędzie, bo jej wyczulone, spiczaste ucho aż drgnęło i zgięło się na jego dźwięk. Jękliwy i piskliwy ton, jak nienastrojone skrzypce. Aż się skrzywiła.
- Aaah~! Izumo-chan~! Paku-chan~! I o... Kusatta Momo! - wrzasnął i zapiał niczym rasowa dziewica dorwana w lesie, podczas miłego spacerku, zbierająca kwiatki z umysłem i ciałem grzeszną myślą nieskalanymi... Dajmy na to, że jak osiem strażackich syren.
- Poprawka, Karamorita  - burknęła Harumi, drapiąc się po głowie.
- Ka-Ka-Ka-Karamorita-chyaaan! Ah tak! Od razu poznałem, oczywiście tylko tak żartowałem, oczywiście, oczywiście~! Po prostu twe piękne oczy w ciemności wyglądają wręcz diabelsko pięknie...~! - Po pierwsze, słaby bajer i masło maślane, błąd językowy ci się trafił. Po drugie, żałuję, że nie mogę usłyszeć tego znanego dobrze "badum tsss" - pomyślała Harumi, krzywiąc się. - Ano, ano... Dziewczyny moje drogie, wpadłyście może na trop Momośka? - spytał po chwili Shima.
- Czy to nie Okumura krzy... - próbowała zauważyć Izumo, wychylając się za różowowłosego. - Nikt?
- I-Izumo-chan... Co się stało? - spytała Paku widząc zdziwioną minę przyjaciółki.
- Nic tylko... Wydawało mi się, że jeszcze przed chwilą widziałam tam Okumurę - wyjaśniła i wskazała palcem powalony regał.
Renzou podskoczył na wspomnienie Rin'a i powoli odwrócił się do tyłu, by dostrzec jeszcze większego szoku. Chłopak zniknął! Coś było na rzeczy.
- Zawsze znika, ja bym się tym nie przejmowała - rzuciła Harumi i już chciała ich wyminąć, ale różowowłosy chwycił ją za rękaw koszuli. - Hejże..!
- Karamorita-chyan, nie powinnaś iść sama, przecież mimo wszystko jesteś dziewczyną~! Pozwól, że ja, Shima Renzou obronię was trzy, oddajcie się w moje ręce, Izumo-chyan, Paku-chyan?
- Wypraszam to sobie - wyrwało się Amie, który próbował o sobie przypomnieć.
- Wręcz wyjąłeś mi to z ust, bulionie - prychnęła Harumi. - W jedności siła, ka? Ciekawe kogo szybciej wybije Kusatta Momo? Większy pożytek będzie miał z grupki tchórzy, aniżeli z pojedynczej jednostki - fuknęła i otrzepała miejsce, w którym Shima ją złapał. - Spadam stąd, kamraci - splunęła.
Renzou przez chwilę obserwował, jak się oddala i złorzecząc kopie regał, by po chwili unieść go z jednym ruchem ramienia, co nieźle ukłuło jego męską dumę.
- Takiej tsundere, to ja jeszcze nie widziałem - zacmokał z niezadowoleniem. - Prawda, Izumo-chyan?
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła dziewczyna i wziąwszy przykład z Harumi, pociągnęła Paku, która machnęła do Shimy przepraszająco. 
- Maah... Mam szczęście do niedostępnych kobiet - westchnął różowowłosy. - Karamorita-chyan, masz tam coś? - spytał, na co dziewczyna rzuciła mu wściekłe spojrzenie. - Gomen, gomen... Po prostu wydajesz się być ekspertem w znajdowaniu Okumury-kun - stwierdził wzruszając ramionami.
Pokręciła głową i mruknęła coś pod nosem, przez chwilę kręciła się w jednym miejscu, aż w końcu westchnęła ciężko i oparła się o ścianę. 

W jednym momencie pojawił jej się błysk, a chwilę potem znowu stała w ciemnym korytarzu. Ale nie sama. 
Coś tu nie pasowało.
- Ten krzyk dobiegał chyba stamtąd - mruknął Rin, wskazując palcem kierunek. - Mogę się mylić, ale to zawsze coś - dodał i znów rozmasował sobie dolną część kręgosłupą (nie, nie ogonową, chyba lędźwiową, tak na tej wysokości, czyli dolna część pleców, wyżej od dupy, yep - dla ludzi nieznających jeszcze tego działu biologii).
Harumi przez chwilę zastanawiała się, o co może chodzić. Amano niespokojnie poruszył się na jej głowie. Możliwe, że on też zgubił się w natłoku akcji? Wtem w jej głowie pojawiła się dziwna retrospekcja. Zobaczyła siebie, ramię w ramię z Izumo i Paku, przetrząsały kąty korytarzy, aż w końcu napatoczyły się na Shimę, poprosił je o pomoc. Wyswobodziły Okumurę i zaczęli poszukiwać źródła krzyku.
Tylko... Dlaczego jeszcze przed chwilą Rin zniknął spod regału, a Shima próbował podwalać do Kamiki i Paku? Czy znowu sypie jej się pamięć? Jeśli tak, to powinna poszukać Hirukan. Jeśli nie, to oznacza, że ktoś majstruje w czasoprzestrzeni.
- Cholera, nie wiedziałem, że podziemia wyglądają aż tak strasznie - pisnął Renzou na widok kolejnej pajęczyny.
- Przypominają gotycki zamek - zgodziła się Noriko.
- Na mnie nie robią wrażenia - mruknęła Izumo.
- Ktokolwiek krzyczał, musiał mieć niezłe jaja, żeby zawędrować w takie miejsce. 
- Kto oprócz mnie obstawia Murakamidiotki? - westchnęła z irytacją Harumi, drapiąc się po skroni.
Wszyscy, choć niektórzy z oporem, podnieśli ręce do góry. Było jasne. Tylko one dwie wciąż nie wierzyły w to, co działo się w Akademii Prawdziwego Krzyża i nie przyjmowały do wiadomości istnienia świata demonów. W dodatku łatwe do przewidzenia było, że nie posłuchają Yukio. Jak dwie osoby spośród kilku tu obecnych, ale te 'osoby' wciąż wplątują się w tarapaty.
- Mam dziwne deja vu - burknęła Karamorita od niechcenia.
Rin przystanął, a za nim zrobili inni. Sakebie, które dotychczas w ciszy, wysoko ponad ich głowami, śledziły wydarzenia, brzęczały, poruszając swoimi małymi skrzydełkami.
- Ty też? - zdziwił się Okumura.
- Jak na osobę, która zniknęła, szybko trybisz - stwierdziła Harumi, kiwając głową.
- Dowaliła ci - parsknął Shima, a Paku zakryła usta dłonią. Kamiki odwróciła wzrok, ale na jej twarzy też widniał drobny uśmieszek.
- Nie skomentuję twojej riposty - westchnął Rin - to poniżej moich standardów.
- A ja nic nie dodam, bo ostatecznie nie kopie się leżącego - prychnęła szatynka i przewróciła oczami.
- Czy ty próbujesz mnie sprowokować?
- Jeżeli to działa, mogę stwierdzić, iż jesteś słabo wytrzymały nerwowo, kabotynie - odparowała dziewczyna, a chłopak już nabierał powietrza, żeby jej przygadać, lecz w rozmowę wtrąciła się Izumo:
- Nie wiem, jak to się stało, że zaczęliśmy współpracować i w ogóle jesteśmy tak daleko, ale miło z waszej strony będzie, jeżeli wreszcie się zamknięcie - wycedziła jadowicie. - Zachowujecie się, jak bachory, które nie rozumieją powagi sytuacji, moglibyście?
- Dobra - odburknęli jednocześnie i również w tym samym momencie posłali sobie wściekłe spojrzenia.
Kolejny wrzask rozdarł ciszę, przerywaną brzęczeniem skrzydeł Sakebii. 
- I mamy odpowiedź - stwierdziła Izumo, pierwsza rzucając się do biegu.
W ślad za nią udała się reszta składu "Drużyny pierścienia". Harumi z lekkim ociąganiem, bo wydanie na śmierć Murakamidiotek uznawała za fajny pomysł, ale ostatecznie... 
Rin biegł na czele, starając się rozłożyć całą sytuację na czynniki pierwsze.
W ramach treningu łapali demona niskiej rangi, ale te zmiany w czasie i brak światła wydawały się zbyt realne. Trzepot skrzydeł jego Sakebii rozbrzmiewał głośniej w uszach. Świat wyglądał, jakby widziany w staromodnym filmie. Klatki następowały jedna po drugiej, w zwolnionym tempie. Powoli oglądał zakręty, dziury w podłodze, obrazy na ścianach i okryte ciemnością kandelabry. 
Wreszcie znalazła się feralna sala. Trudno byłoby jej nie znaleźć. Przed wejściem na ziemi wzniecił się mały pożar spowodowany przez rozbitą lampą naftową. Shima zajął się gaszeniem go. Ratowanie dam w potrzebie przedkładał ponad czyste ubranie. 
Okumura z trzaskiem drzwi wpadł do pomieszczenia. Zaraz za nim wleciał Amano gotowy zadziobać Kusattę Momo. Ale... Powiedzmy sobie szczerze, niekoniecznie znalazł to, co chciał znaleźć.
Siostry Murakami, całe i zdrowe zagonione w kąt wpatrywały się tępym wzrokiem w Len'a Kitamurę. Stał ponad gorejącą ogniem sylwetką demona, a jego dłonie w ciemnych rękawicach z wysuniętymi pazurami płonęły szkarłatem. Ta sama czerwień powoli pochłaniała łapczywie klasę.
- Ziz - wyszeptała Harumi, a Ama na jej głowie nastroszył pióra.
W tym momencie chłopak drgnął, jak wybudzony z transu, po czym odwrócił głowę w ich stronę i objął ich wzrokiem pełnym czystego szaleństwa. I kto wie, co by zrobił, gdyby nagle w pokoju nie eksplodował różowy dym, przy akompaniamencie słów:
Herausforderung abgeschlossen!

- I jak uczniowie? Podobało wam się zadanie? - spytał Mephisto.
Rin drgnął. Zamrugał kilkakrotnie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Za cholerę nie rozumiał, co właśnie miało miejsce, ale słowa 'nie rozumiał' za często miewał już w użytku. Znajdował się w klasie. Tego był pewien. W tej samej klasie, w której wcześniej oglądał szkarłatne płomienie i Kitamurę. Notabene należy wspomnieć, że owy jegomość siedział obok niego ze słuchawkami na uszach, w ogóle nie zwracając uwagi na Phelesa.
- Mam nadzieję, że tak, bo od teraz zdecydowanie więcej praktyki na waszych zajęciach. Musicie się postarać trochę bardziej, w końcu niedługo egzamin na Exwire, nie znacie dnia, ani godziny, moi drodzy Page~! - ostrzegł dyrektor.
Rin podchwycił w jednej chwili wzrok Izumo i Noriko. Otworzył usta i zaraz je zamknął, wzruszył ramionami. Przyłożył dłoń do czoła i ze zdumieniem, pomieszanym ze strachem obserwował kartkę z wyborem meistera przed sobą. Zaznaczony został Rycerz i... Tamer, specjalizacja 'Spirytysta'? Rozejrzał się po klasie i zauważył, że wszyscy mają swoje oświadczenia. Zahaczył wzrokiem o Karamoritę. Na jej pulpicie nie było żadnej kartki, ściskała ją w dłoni. Grzywka zasłaniała jej oczy, nie patrzyła na nic, ani na nikogo. Blada ręka trzęsła się, bielały knykcie. 
Tajemnica, za tajemnicą, a rozwiązań brak. Rin spojrzał na Mephisto niezdolny do wykrzesania z siebie słowa. Zauważył przy okazji sunące pod sufitem Sakebie i Amano, próbującego je omijać.
- Masz coś do powiedzenia? O-ku-mu-ra-kun? - spytał Mephisto akcentując wyraźnie jego nazwisko.
- Tylko tyle, że skopię Szatanowi dupsko - rzucił z normalną sobie lekkością.
Normalną... Tak, dobre słowo. Nagle Rin poczuł przypływ energii. Normalną. Za dużo w tym wszystkim cieni, kłamstw, oszustw i tajemnic, żeby nadal obracać to w żart.
- I to jest postawa godna pochwały - parsknął dyrektor. - Ale ciężka droga przed tobą, O-ku-mu-ra-kun~! I wydaje się, że nie jesteś jedyny - Mephisto posłał perskie oko Bon'owi. - Dobrze, a więc czas na prawdziwy powód mojej wizyty, otóż organizujemy projekty na poprawę ocen... Nudne, wiem, ale czasem tak musi być, nawet w zawodzie egzorcysty~!


Dawno, dawno, dawno temu.
Pewien anioł chciał coś, czego nie mógł mieć,
I rozpoczął nigdy niekończącą się grę.
---------------------------------------------------------------------------------------------
A tak wygląda Sakebia "Krzyk", czyli Demon Posłaniec, model: Timcanpy z D.Gray-Man.

Czas na kolejną wymyślną przygodę, która przybyła Desu do głowy. W następnym rozdziale:
O jakich projektach mówił Mephisto?
Kim jest Kuro?
Kto będzie korepetytorem Rin'a?
Czy Murakamidiotki zrezygnują z zajęć?
Co zawierała kartka Harumi?
Kim naprawdę jest Len Kitamura?
Czy Kusatta Momo naprawdę został schwytany?
Czym są owe 'deja vu' i przeskoki czasowe?
Dlaczego z telefonami trzeba uważać?
A to wszystko już niedługo w 'Ao no Exorcist-moja wersja~"~!
Ta-daa~! Desu ma dwa zawieszone blogi, więc jest możliwość na szybciej pojawiające się rozdziały XD Dobra. Jako, że dzisiaj Halloween będzie mniej ględzenia, a więcej obrazków :D Candy, sorry, obrazki Kuro w przyszłym rozdziale, bo wtedy najprawdopodobniej kotek pojawi się znowu ;)
Zacznę od ilustracji z fajnego manga creatora, przedstawione są w nim postacie z opowiadania, kanoniczne i moje własne. Opiszę, opiszę, jakby co. No i na jednym jest też postać z bloga Candy, Suki Hideyoshi.
Od lewej: Rin, Harumi, Yukio, Suki.

Od lewej: Amano, Mina, Len, Mika.

Od lewej: Souji, Ayano, Keisuke, Mika.

Od lewej: Shima, Izumo, Akihito, Shiemi.

Od lewej: Akihito, Izumo, Shima, Shiemi.
Sorry za takie ciemne, no nie, ciemne, jak nie ciemne, po prostu u mnie wszyscy bohaterowie są bladzi XD Dałam takie, bo mi ostatnio jasność obrazu nawala i było po prostu do bani no i niestety tak wyszło i blah, blah, blah...


Moi tsundzi~! Haru i Len~!











Len  i Haru, oboje tsundere XD










2 komentarze:

  1. No cóż.... jakoś ci to wybaczę~!
    Rozdział suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper~! Jak zawsze. Ciekawy i deja-vu XD
    S: Męski Barbie?! Już wolę określenie Izu i Hades "różowy pustak"~!
    I: Morda Shima~!
    Dziękuję, że ujęłaś moją Suki~! Może dodasz ją w następnym rozdziale lub coś? *myśli*...
    I: Nigdy nie myślisz...=="
    Cicho...~!
    Ale za to trzymam za słowo tym razem z tym Kuro moim kochanym ♥
    I: Weny... XD
    S: Całuski... *w*
    Pozdrowienia~! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to się mogło stać, że skończyły mi się rozdziały? O-o Nieeeeee!!!!!!! Ja chce dalej! Opowiadanie genialne! Uwielbiam sceny z Haru i Rinem ^^ Życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń