niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział XXIb-"Czas - tajemnic?"


Dziękuję za twoje komentarze, Ariso Yoshikage-san. Rozumiem, że fabuła stoi w miejscu, ale to, o co mi chodzi, to kreacja postaci, nie robienia z nich kartonowych bohaterów z plastikową duszą. A poza tym, ja kiooocham tworzyć własne wątki ;) Fakt faktem, czasem mi szkoda, że wprowadzenie wszystkich pomysłów w życie zajmie mi długo, ale hej! Staruszek czas mi sprzyja. Im więcej czasu spędzam z bohaterami i blogiem, tym więcej emocji on we mnie wyzwala, rozumiem moje postacie coraz lepiej i bywa czasem, że lubię je. 
Miło mi wiedzieć, że jeszcze mnie wszyscy czytelnicy nie odpuścili. Postaram się pisać rozdziały szybciej, może uda mi się wprowadzać więcej akcji ;)

----------------------------------------------------------------------------------------

Rin cieszył się na zwykłą myśl, o spotkaniu z Shiemi. 
Dawno jej nie widział i czuł niesamowitą ekscytację. Prawdopodobnie wciąż była chora, ale... Cóż, podobnych uczuć nie da się wytłumaczyć. Dla zakochanego człowieka/demona, widok ukochanej osoby, nieważne w jakim stanie, to jak zastrzyk euforii. 
By zachować święty stan duszy... Rin starał się nie ponieść zboczonym fantazjom o blondynce, która prosi go, by został przy niej dłużej, potrzymał ją za rękę... oh, no proszę, czemu od razu nie wciągnęła pod kołdrę? Może poprosi o masaż? A kiedy on zachoruje, następnym razem, ona przybędzie przebrana za pielęgniarkę... Zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Nii-san, żyjesz?! - Yukio z przerażonym krzykiem przytknął mu chusteczkę podaną przez Natsume, pod krwawiący nos. - Nii-saan, odezwij się, mów do mnie, hej! - wołał, klepiąc go po policzku.
Rin zaśmiał się głupkowato nie mogąc oderwać się od świata fantazji. Yukio nie zaprzestawał niepokojenia się o jego stan, a Natsume z każdą chwilą coraz lepiej rozumiała sytuację.
- Pozwól, że ja się tym zajmę...
I głośne "aua" rozbrzmiało najpewniej w całym, tokijskim mieście akademickim. 

Jakiś czas później, w sklepie rodziny Shiemi, Rin mamrotał coś niezrozumiale, trzymając torbę z lodem na jednym z najcenniejszych (jak nie najcenniejszym) narządów zewnętrznych mężczyzny. Złorzeczył oczywiście na Natsume, która nie omieszkała potraktować go "Ognistym Kopniakiem Śmierci". Najstarsza z Tadamasów, jak szalona przemieszczała się od półki do półki z iskierkami w oczach oglądając produkty możliwego zakupu. Wszystko wprawiało ją w zachwyt, jakby nigdy nie odwiedzała podobnego miejsca. W sumie, Rin był tu drugi raz, ale niezbyt go to interesowało. W międzyczasie Yukio uciął sobie pogawędkę z właścicielką sklepu, a mamą Shiemi.
- Ah, um, Midori-san, przepraszam za zachowanie Natsume-san - mówił jak zawsze poważnym, sztywnym tonem, który przyprawiał Rin'a o ciarki. Patrzył przy tym rozmówcy w oczy, a jego twarz ani drgnęła. - Widocznie nigdy wcześniej nie odwiedzała sklepu z tak okazałym wyposażeniem - wyjaśnił. Ukryta pochwała, Yukio zarabiał sobie na zniżki nie tylko samym faktem, że uratował córkę właścicielki. "Uratował" - ostatecznie to on i Harumi odwalili czarną robotę.
- Widocznie? - zdziwiła się lekko Midori Moriyama, oglądając się za Natsume, która z namaszczeniem przesypywała pomiędzy palcami piach z przesuszonej "ektoplazmy".
- Właściwie to nigdy~! - sprostowała w miarę przytomna. - Nigdy wcześniej nie byłam w sklepie, dla egzorcystów - wyznała.
Yukio próbował nie okazać po sobie zdziwienia, ale ten fakt musiał nim lekko wstrząsnąć. Natsume posiadała wyższą klasę egzorcystki od niego i Akihito. Wprawdzie wykonywała swoją profesję, jako miko w nieoficjalnej świątyni Beliala, ale i tak...
- Oh, um, zatem, czy mogłabym ci jakoś pomóc? - zaproponowała pani Moriyama z  uśmiechem zrozumienia. Natsume przywiodła wspomnienia z jej dzieciństwa, kiedy zaczęła interesować się zielarstwem.
- Ah tak! - srebrnowłosa klasnęła radośnie. - Czy...
Rin wyłączył się, gdyż jego mózg nie był w stanie przetworzyć niesamowitej ilości skomplikowanych nazw przeróżnych ziół i innych takich. Pani Moriyama wydawała się podziwiać wiedzę Natsume i żywo prowadziła z nią dyskusję na temat zastosowań leczniczych szafranu.
- Ale nudy... - westchnął starszy Okumura. - Nee, Yukio, może byśmy tak złożyli wizytę Shiemi-chan??? - zaproponował z oczami znanego i kochanego Kota w Butach. Okularnik, jak to okularnik, westchnął i poprawił okulary. Zwrócił się do pani Moriyamy i zapytał o to. Kobieta zajęta rozmową skinęła głową, wypuszczając obłoki dymu z fajki. Przez chwilę wyglądała na zmartwioną.
- Możemy iść, ale tylko na chwilę, czuje się bardzo słabo - oznajmił Yukio i zaraz zniknął za drzwiami zaplecza.
Rin podniósł się z krzesła z cichym jękiem. Ziewnął przeciągle i zaraz ogarnął się, tj. przylizał grzywkę i wdział w jego mniemaniu "uwodzicielski" uśmiech. W mniemaniu autorki... wolicie nie wiedzieć co. Yukio pokręcił głową z politowaniem i zaraz oboje odnaleźli drzwi do pokoju dziewczyny. Okularnik wahał się, czy zapukać, toteż brat, jako śmielszy i bardziej skory, uderzył rytmicznie o wrota. Wystukał jakąś dziwną melodyjkę i stanął wyprostowany z rękami na biodrach i tryumfalnym uśmiechem.
Mija chwila.
Zawiedziony Rin zgiął się w pół. Yukio ZNÓW poprawił okulary i ZNÓW potrząsnął głową. Następnie rzucił donośnie "przepraszam za wtargnięcie" i nacisnął klamkę, nie słuchając uwagi brata dotyczących jego formalnego języka. Cóż, Rin niepotrzebnie strzępił swój proponując, żeby Yukio wreszcie "wyciągnął sobie kija z dupy". Bez skojarzeń - do fanek yaoi. 
- Ohayo... - powiedział, a jego intonacja powoli opadła, gdy przed nimi otworzył się pusty pokój. Wewnątrz znajdowało się duże, różowe łóżko ustawione pod parapetem zapełnionym dżunglą z zielonych rośline, dywan w kształcie kwiatu sakury, szafa i parę regałów z książkami, bądź kolejnymi doniczkami. - Um, Shiemi-san?... Jesteś tu?
- To chyba oczywiste, że jej nie ma - prychnął Rin. - Może znów pokłóciła się z mamą? - podsunął, przekrzywiając głowę, by zajrzeć na koniec korytarza, gdzie mieściły się szklane drzwi do ogrodu.
- Jeśli tak, to może być w dobudówce swojej babci - stwierdził Yukio i zdecydowanym ruchem przepchnął się obok starszego brata, zatrzaskując wrota do pokoju Shiemi. - Chociaż wątpię, Midori-san była w dobrym nastroju i z pewnością coś by powiedziała.
- Tak sądzisz...? - Rin zmarszczył brwi, tworząc z nich dwa znaki zapytania.
Nie odpowiedział, za to nacisnął ozdobną klamkę, wpuszczając do domu powiew ciepłego, pełnego słońca wiatru. Pomimo, że wcześniej widzieli zbierające się chmury, ogród Shiemi i jej babci wydawał się być odrębnym światem, gdzie panowała wieczna wiosna.
Wyszli na zewnątrz, a wymieszane aromaty kwiatowe sprawiły, że wręcz zakręciło im się w głowach. Yukio zaproponował, że to on pójdzie do dobudówki, poszukać Shiemi, a Rin w tym czasie rozejrzy się po ogrodzie. Może to czar tego miejsca, a może coś innego, ale zgodził się bez wahania.
Już dawno tu nie był. 
Właściwie od dnia feralnej wycieczki na bal piekielnych książąt. Zmarszczył brwi. Gdy przywoływał te wspomnienia, ogarniała go fala wątpliwości, podważająca nawet te prawdopodobne wyjaśnienia Harumi.
Potrząsnął głową.
- Shiemi! - zawołał odgarniając liście paproci, by sprawdzić, czy nie ukryła się wśród nich.
W skrócie: Udali się do Hanshy na poszukiwanie demona, który żywił się energią życiową Shiemi, ale wylądowali w dwóch różnych miejscach. Rin u tajemniczego rodzeństwa Raku, a Harumi na jakieś pustkowie, gdzie załatwiła Akagami'ego. Demon ten prawdopodobnie opętał Shiemi. Rin z kolei wykończył korzenie, którymi czerpał swoją moc, czy coś w tym stylu. Potem trafił na bal Belzebuba, czy "starszego brata", jak sam twierdził. Harumi pokonawszy Akagami'ego też wbiła do środka. Z Belzim i Azzie'm znała się z Hokkaido, bo jak twierdziła, demony chodzą tam spokojnie po ulicach.
- Shiemi! - wykrzyknął znów, schylając się pod gałęzią rozłożystego drzewa gdzieś na krańcach ogrodu.
Jeżeli spojrzeć na to od normalnej strony - Rin nigdy nie był na Hokkaido, więc nie może podważyć, ani potwierdzić jej wyjaśnień. Mógłby zapytać Akihito, ale ten zawsze bierze stronę siostry, podobnie jak Natsume. Nie wiedział też, czy mógł wierzyć w to, że Harumi sama wykończyła Akagami'ego. Z ciekawości szukał nieco potem o psach - demonach, ale te które mogły być pokroju TEGO psa, wykraczały poza skalę zagrożenia określoną przez Watykan. Harumi musiałaby mieć rangę Paladyna, żeby poradzić sobie z Akagami'm. A nie była nawet Exwire.
- Shiemi, odezwij się! Gdzie jesteś?! - wołał dalej.
Cisza.
Wrócił do rozmyślań. 
Wprawdzie potrafiła używać Czarnego Deszczu, jej kosa omal ich nie zabiła, a ona sama... yyy, ale... Właściwie nie znajdował 'ale'. Ona była po prostu idealna. Idealna. Zbyt idealna.
- Tu... tutaj... - odezwał się słaby, dziewczęcy głos.
- Shiemi! - zawołał zapalczywie i szybko podążył w stronę, skąd dobiegał dźwięk. Zostawił za sobą idealną Karamoritę. Harumi, której nie obchodzą inni, a jednak ona obchodzi innych, Harumi, która potrafi wszystko, ale tego nie wykorzystuje.
I kto tu był demonem?
Wypadł tuż przed taras z nadzieją poszukując Shiemi. Jednak wszystko, co ujrzał to osoba, której widzieć nie chciał. Harumi. Nie była sama. Stała przed nią Mika. Wytrzeszczył oczy. Już kiedyś widział tę scenę. Karamorita ustawiła kosę w pozycji gotowa dopaść Mikę. Padła zaraz potem od strzału. Tak, jak zapamiętał. Jednak, teraz ujrzał jeden szczegół. Cień, który uciekł zza pleców Miki. Nie mógł dostrzec, kim jest ta osoba, ale jednego był pewien, odegrała istotną rolę w tym wszystkim.
- Nii-san! Nie stój tak! - wykrzyknął Yukio.
Rin otrząsnął się z szoku i dopiero wtedy zobaczył Shiemi. Leżała na ziemi. W jej dłoniach spoczywał sekator. Po rękach i nogach spływała krew. Terror, jaki wywołała w jego umyśle ta scena nie mógł równać się z żadnym innym uczuciem. Rzucił się ku niej, lecz Yukio go odepchnął. Trzymał już apteczkę, skądkolwiek ją wziął. Próbował cucić Shiemi. Sprawdzał jej puls. Oglądał rany.
Rin po prostu stał. Martwym wzrokiem wpatrywał się w odstające żyły na jej nogach. Czuł piekący ból w miejscu, w którym dotknął go Yukio odpychając. Miał wrażenie, jakby wymierzył mu policzek.
Znów, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej, nienawidził jej. Karamority. Ta scena. Gdyby jej nie zobaczył. Gdyby tylko ten widok... ominął go. Mógłby pomóc Shiemi. Tej, która na to zasługiwała. A nie tej, która miała wszystko, ale tego nie widziała.

Jakiś czas później, stali nad jej łóżkiem. Rin znów wiedział, że już gdzieś widział tę scenę. Widział ją tamtego dnia. Tylko dlaczego znowu...?
- Biedaczka... - wyszeptała Natsume, zmieniając okład na jej rozgrzanym czole. - Przypominają mi się czasy, kiedy Aki był chory i się nim zajmowałam - westchnęła.
Rin czuł jad zbliżający się do jego ust. Miał wielką chętkę zapytać, co wtedy robiła Harumi, ale powstrzymał zajadły komentarz. Shiemi była ważniejsza niż głupia Mori.
- Yukio, co teraz będzie? - spytał. W końcu ktoś musiał zadać to pytanie.
- Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą, ale nie tak, jak jego brat by chciał. - Wszystko się powtarza, chociaż ty i Harumi-san wygoniliście demona, który nękał Shiemi.
- Może coś pominęliśmy?... Nie było mnie przy tym... Kto wie, co ta wiedźma zrobiła... - jego dłonie uformowały się w pięści. Zacisnął powieki wściekły. 
- Jedno jest pewne, musimy się rozejrzeć po ogrodzie, może wtedy coś znajdziemy. 
- Natsume-san... Popilnujesz Shiemi w tym czasie? - poprosił Rin.
- Z przyjemnością - przytaknęła.
Wyszli. Rin przodem, Yukio za nim, jakby zamienili się rolami. Starszy brat był starszym bratem, młodszy młodszym. Starszy wydzielił kierunki szukania, młodszy pusto przytaknął. Starszy zadręczał się pytaniami. Młodszy szukał odpowiedzi.
I w ten sposób Rin dotarł pod bramę, gdzie spotkał Shiemi po raz pierwszy i zemdlał... Poraził go prąd z magicznej bariery. Shiemi, niewinna i słodka, uwierzyła, że to zwykłe uchybienie, nie znała prawdy, nie mogła znać. Dotknął drutu palcem. Poczuł lekki impuls, odskoczył. Lepiej tego nie dotykać. I nagle coś poruszyło się w krzakach. Rin powoli podszedł i odgarnął paprocie. Nie znalazł niczego. Przerażeni Zielce schowali się gdzieś w głębi ogrodu. Westchnął.
- Pomóż mi... proszę...
Otworzył usta i zaraz je zamknął. Powoli się odwrócił i po raz kolejny tego dnia poczuł, jak dreszcz strachu przebiega wzdłuż jego kręgosłupa. Tym razem także, nie mógł zdobyć się na to, by zrobić cokolwiek. Widział Harumi. Nieraz wyobrażał sobie, jak ją zabija. Wtedy oczywiście były to niewinne myśli. Niewinne myśli. Tylko. Teraz widział ją. W połowie po stronie ogrodu, w połowie po stronie ulicy. 
Krew spływa jej z głowy na oczy. Nie ma czym oddychać. Elektryczność niszczy ją od środka. Krew zlepia jej włosy. Chrypi. Jest w agonii. 
Nie potrafi się ruszyć.
Za późno.
Dziewczyna pada martwa. 
On się nie rusza.
Chwila zdaje się trwać wieki. Wreszcie słyszy jej śmiech. Cichy, opętańczy, ochrypły, przerażający. Powoli, najwolniej, jak można, unosi głowę. Rin widzi jej szalony wyraz twarzy. Białą, jak kreda twarz, czerwone, niczym krew oczy, które otacza lśniąca poświata. Widzi również uśmiech, splamione krwią zęby, ostre kły.
- Ha... ha... ha... - śmieje się zmienionym głosem.
Wstaje. Pręty bramy rozszerzają się pod jej dotykiem. Topnieją. Jej ciało otaczają białe płomienie i wiązki błyskawic. Krew ścieka z każdej możliwej części ciała, zatrzymuje się na dłoniach, czarnych dłoniach, pełnych Czarnego Deszczu.
- Pomóż... proszę? - powtarza, a w głosie brzmi pytanie. Przekrzywia głowę. Szaleńczy uśmiech nie znika. Rin cofa się o kilka kroków. Nie potrafi zaakceptować tego, co widzi. To nierealne. Niemożliwe. Widzi powoli formujące się rogi, długi ogon, włosy ciągnące się po ziemi.
- Potwór... - szepcze.
- C... co? Potwór...? - Harumi powoli podnosi swoje zakrwawione dłonie i przygląda się im z uśmiechem. Unosi je do swojej twarzy oblizuje i dotyka nimi skóry. - Widzisz...? Jestem... jestem prawdziwym demonem?... Co teraz zrobisz?... No co? 
- Ja... - Rin nie wie co powiedzieć, w dalszym ciągu się cofa. W końcu potyka się o wystający korzeń i wpada w paprocie. Wytrzeszcza oczy. Potwór. Miał przed oczami prawdziwego potwora. Belial, Belzebub, Mephisto, Astaroth, Azazel... czy oni wszyscy umywali się do tego?
- Hmm? Nic? Pozwolisz mi zabrać kawałek siebie...? Choćby i serce? Ah, z pewnością, w końcu... jesteś za słaby, by zrobić cokolwiek... by obronić siebie, albo JĄ, kogokolwiek... Ty... samolubny potworze... - mówi i wyciąga dłoń w jego kierunku.
- To kłamstwo! - wykrzyknął Rin, gotowy wyciągnąć Kurikarę. Wydobył ją z pokrowca i już miał wyjąć z pochwy, gdy demon przed nim zaczął się rozmazywać i wystawiać przeciwko niemu swoje cieniste szpony. Wtedy poczuł jak jego stopy oblewa woda i ze zdziwieniem zauważył, że nogi stwora rozpływają się i po chwili pokrywa je kimono o wzorze kwiatów likorysu. - Czym ty... - wyszeptał niedowierzając. Wtedy poczuł silny uścisk na gardle. Nie mógł oddychać. Demon zaczął go dusić. Bezsilnie opuścił ręce. I wówczas, jakby ktoś zrobił nagle stopklatkę. Wszystko zatrzymało się na dźwięk strzału. Cielsko demona, z którego wylewało się coraz więcej czarnej krwi opadło na niego.
Wychylił się zza czarnej kurtyny włosów, by spojrzeć wybawiciela.
Znów stopklatka. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy za bramą do ogrodu zobaczył jego... ojca, Shirou Fujimoto. I wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Rin wyciągnął rękę, próbując dosięgnąć go, ale nic to nie dało. Zniknął za bramą, rozpłynął się w blasku popołudniowego słońca, jakby nigdy go tam nie było. Okumura czuł, jak oczy zachodzą mu łzami, a dłoń bezwolnie zaciska na rękojeści Kurikary.
I po chwili ciszę rozrywa jego wrzask "Tatoo!". Kruki, które nie wiadomo dlaczego, obsiadły pobliskie drzewo podniosły krzyk i jednym głosem zakrakały złowieszczo pikując w jego kierunku. On klęczał, oparty o miecz obok ciała potwora. Jednak dziwnym zdarzeniom nie koniec. 
- Nii-san! 
Yukio wybiegł zza buszu paproci odganiając od siebie kruki, które nie przestawały fruwać ponad miejscem wydarzeń. Gdy tylko dopadł brata odciągnął go stamtąd wbrew jego woli. Rin odepchnął jego rękę, skoro tylko znalazł się na trawie.
- Zostaw mnie - syknął.
- Nii-san, naprawdę chciałeś spłonąć w Czarnym Deszczu? - fuknął sarkastycznie Yukio pełen złości wskazując miejsce, w którym martwy stwór powoli wtapiał się w ziemię o barwie smoły. Rin przyglądał się temu pustym wzrokiem.
- Wszystko mi jedno - wzruszył ramionami.
- Co tu się stało?
Znów wzruszył ramionami. Yukio westchnął wściekle gotowy udusić brata za jego humory. Jak nie trzeba było, paplał, jak najęty, a gdy sytuacja tego wymagała... Wypuścił powietrze z płuc. Rin to Rin i nie zachowuje się tak bez powodu.
- Nii-san... - westchnął Yukio. - Co, tu, się, stało? - powtórzył wyraźnie akcentując każdy wyraz.
- Mori mnie zaatakowała - wskazał ciało w czerwonym kimonie powoli znikające pod pokrywą smolistej ziemi. - Ale to chyba nie Mori... Widziałem staruszka - wyznał.
- Staruszka...? - powtórzył znów Yukio. - Tatę?!
Rin pokiwał głową smętnie i złożył miecz na ziemi upewniając się, że tkwi w pochwie stabilnie i nie uwolni się przez przypadek. Pokrowiec utonął w Czarnym Deszczu, z tego, co zauważył. Swoją drogą, z lekka go to niepokoiło. Demony chyba nie mogły tworzyć Czarnego Deszczu... więc... co jeśli... to była Karamorita?... Nie, została przecież w akademiku... chyba... 
- Yuki... powiedz mi... o co tu właściwie chodzi...? - wyszeptał Rin. I w tej chwili poczuł, jak brat chwyta go za nadgarstek. Wyrwał go zaraz. - Mówiłem, zostaw mnie - syknął. - Odpowiedzi... najpierw chcę odpowiedzi...
- Nii-san, jeżeli skupiłbyś się chociaż na chwilę, zrozumiałbyś, co zauważyłem, w przeciwieństwie do ciebie - warknął zirytowany okularnik i podstawił mu pod nos jego własną dłoń ociekającą czarną wodą. Co dziwne, Rin nie czuł z tego powodu bólu.
Czarny Deszcz... - usłyszał cichy podszept w duchu. Niesamowite, zdobył umiejętność, która zabija demony przy zetknięciu z nimi. A... była to umiejętność spirytystów. Spirytystów. Spirytystów. Rin... nie wiedział kim jest. Pojawienie się tej zdolności sprawiło, że czuł jeszcze większą burzę w umyśle.
- Co to jest... - szepnął, choć wiedział doskonale.
Yukio westchnął i poprawił okulary.
- Sądzę, że najlepiej, jeżeli chwilowo przestaniemy się nad tym zastanawiać - rzekł. - W takim tempie, nic nie znajdziemy... Poprzednio, jak ty i Ka... Harumi-san rozwiązaliście sprawę z Shiemi? - spytał.
- Nie bardzo wiem - Rin nie mógł oderwać wzroku od dwóch punktów. Co rusz zerkał to na swoje dłonie, to na miejsce, w którym wcześniej leżał potwór... Kimono we wzory kwiatów likorysu, długie niemal do ziemi włosy... Te włosy... Znów podejrzewał Harumi. Znów ona przebiegła przez jego głowę, ale coś mu mówiło, że podejrzewa niewłaściwą osobą, nieważne, jak bardzo jej nienawidził. - Wtedy... Mori walczyła z czymś, co nazywało się Hinokata, nie bardzo pamiętam... I potem, jakby wyssało z niej energię, wtopiliśmy się w grunt... Wylądowałem w jakiejś chacie... a potem ten posąg i biały wąż - zacisnął dłoń w pięść i oparł na niej czoło.
- So ka - przytaknął Yukio. - Niewiele nam to daje, ale lepsze niż nic. Jeżeli w świecie, do którego się udaliście, udało się znaleźć lekarstwo na chorobę Shiemi, jestem pewien, że i tym razem się uda.
Ale zejście do Hanshy nie pojawiło się. Yukio i Rin szukali go przez najbliższe dwie godziny. Od czasu do czasu zaglądała do nich Natsume, żeby poinformować o stanie zdrowia Shiemi. Spadła jej gorączka, pojawiająca się nie wiadomo skąd. Ogród w tym czasie zmieniał się nie do poznania. Im bardziej się w niego zagłębiali, poszukiwali pomiędzy krzewami i labiryntami przerośniętych paproci, tym bardziej chmurzyło się niebo, wiał cichy wiatr, niby szepcząc swoje pozornie kojące słowa. Rin czuł ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa, ale mimo to wytrwale poszukiwał miejsca, w którym zniknął raz wraz z Harumi. Pamiętał paprocie i skażonego Zashiki Warashi, Hinokatę. Jednak obraz wspomnienia mglił się i ustępował miejsca temu sprzed paru godzin, opętanej Harumi i ratującego go Shirou. Yukio też wydawał się nie móc skupić.
- Jesteś pewien, że to tutaj? - spytał Yukio.
Krążyli wokół ścian domu od kilku minut. Rin czuł dziwne wibracje pochodzące z tego miejsca. Z jednej strony coś mu mówiło, że nie jest pewien, a wręcz wiedział, że to nie tu. Jednak coś mu podpowiadało, którą drogę wybrać.
- Nie do końca... - westchnął i przesunął dłonią po ceglanych ścianach. - Ale coś tu musi być, nie wiem, czy będzie pomocą dla Shiemi, ale... ale... - nabrał powietrza w płuca. 
Yukio uniósł brwi. Nie mógł zrozumieć, co brat ma mu do powiedzenia. Do póki przez przypadek nie popchnął jednej z cegieł. Ustąpiła, a za nią kilka innych.
- Ups, znów coś zepsułem...
- Nie sądzę - wtrącił Yukio i ukucnął z zainteresowaniem obserwując powstały otwór. W głąb fundamentów prowadził niewielki korytarz, na jego końcu było nieco jaśniej. - Może właśnie znalazłeś to, czego potrzebowaliśmy - stwierdził odgarniając kilka Zielców, próbujących wejść do środka i sam się tam wczołgał. - Idź do Natsume-san i sprawdź co z Shiemi, ja wejdę do środka...
- Nie ma mowy - odburknął Rin. - Ja to znalazłem, to ja tam wejdę - powiedział, a żeby zademonstrować swój sprzeciw również zanurkował do wąskiego korytarzyka. Nim zdążył zareagować otoczyły go drobne demony kurzowe, kilkunastookie pająki. Słyszał ich szepty. "Panicz przybył" mówiły, a jego znów przechodziły ciarki. - Yukio, czemu się zatrzymałeś... - spytał, a w odpowiedzi brat usunął się sprzed niego i wkroczył prosto w źródło jasności.  Rin posunął się za nim i aż rozdziawił usta na rozciągający się przed nim widok.
To nie miało sensu, szli ciągle prosto, więc jak...? Nagle rozciągał się przed nimi ogród o wielkości conajmniej dziesięciu arów, pełen roślin, których nigdy nie widział, rozrastały się pod sam wysoki sufit, do którego wiodły kręte schody w samym kącie pomieszczenia.
- Widocznie rezydują tu Kagamikai - stwierdził Yukio, dotykając jednej ze ścian i szybko odciągając rękę całą w srebrnej mazi. - Demony "lustra", które lubią żerować na ludzkiej psychice. - Te wydają się niegroźne... - mruknął, strzepując  wydzielinę.
- Sądzisz, że one mają pojęcie o tym ogrodzie? - spytał Rin z zainteresowaniem obserwując krzew o długich, podobnych do bluszczu gałęziach, na których rosły fosforyzujące, pomarańczowe owoce.
- To prawdopodobnie ten słynny Sekretny Ogród Moriyamów - Yukio błyskawicznie wydobył z kieszeni płaszcza latarkę i poświecił nią po ścianach. Blask sztucznego światła odbił się i zaczął razić po oczach. Spłoszył przy okazji kilka drobnych stworzonek przypominających małe, futerkowe zwierzątka. - Rozejrzymy się tutaj, ale trzeba to zrobić szybko i unikać demonów. Nie chodź pod ścianami - ostrzegł kładąc swoją dłoń na ramieniu brata.
Rin odsunął się urażony i odpowiedział, że potrafi zająć się sobą, po czym nie przyjmując latarkę od Yukio oddalił się z zaciekawionym spojrzeniem śledząc wydeptane przez lisopodobne stworzonka, ścieżki. 
- Jeżeli nie znajdziesz zejścia, spróbuj poszukać... - nie dosłyszał, bo potruchtał za czymś, co zauważył. Były to dwa, czerwone punkty. Chyba był głupi biegnąc za nimi, ale jednak. To oczy. Czerwone oczy mogły oznaczać tylko jedną osobę. Nie wiedział, czy miał rację, czy się mylił. Wyjaśnienie sprawy kryło się za nimi, za dwoma, krwawymi jeziorami. Jeżeli ona stala za Shirou i za tym potworem, to... Czuł, że ma wreszcie wystarczający powód, aby pozbawić ją życia.
- Nie... Nie podchodź... nie podchodź bliżej... - głos przypominał  zduszony, męski  szept, lecz po chwili Rin przestawał się zastanawiać. Ton był zdeformowany, brzmiał, jakby dochodził z oddali, zdawał się świdrować w jego uszach, niczym wiatr we włosach. Na przekór niemu wyciągnął rękę i wówczas je zobaczył, w wątłym świetle wydawanym przez roślinę zabłysły białe kły. Nie zdążył cofnąć ręki. Zawył z bólu. - To ona... To ona kazała mi to zrobić... to ona powiedział... to przez nią wszystko się dzieje...
 - Kim jest ona?! - wydusił Rin pomiędzy przerywanym jękami bólu, próbując wyszarpać swoją rękę spomiędzy jego białych kłów.
- Tam jest ona... Dusza... - stwór zawył głośno, jakby i jego to bolało, po czym wypuścił dłoń chłopaka, przyczaił się w ciemności, która zdawała się koncentrować, ciemnieć i gęstnieć, coś się szykowało. Rin czuł, jak pod jego stopami zapada się ziemia i coś ciepłego zalewa mu nogi. Gdy stwór wyskoczył na niego zasłonił się dłońmi. Usłyszał strzał, jeden, drugi, trzeci. Czerwone punkty rozpłynęły się w wątłym świetle rośliny.
- Tat... - zaczął odwracając się z nadzieją, z przerażeniem i strachem, gotowy niczym mały chłopczyk rzucić się w ramiona taty. Ale to nie był ojciec. Yukio przeładowywał pistolet. - Yukio... Nie mogłeś szybciej? - westchnął.
Młodszy brat zignorował pytanie.
- Nie jesteś zbyt inteligentny bracie - westchnął Yukio, na co Rin fuknął oburzony. - Ale chyba mamy to, czego potrzebujemy - podsunął. - Sądzę, że wiem już, co musimy zrobić, by przywrócić Shiemi zdrowie... - powiedział - przynajmniej na razie - dodał.
- Jak?
- Dziwi mnie, że nikt jeszcze nie zdecydował się na oględziny ogrodu - westchnął. - Ale jest w tym wszystkim metoda. Kagamikai są niczym pijawki, często używano ich by odwracać klątwy, jednak trzeba umieć je powstrzymać przed zasiedleniem ofiary, dlatego najlepiej użyć przy nim Czarnego Deszczu...
Rin pojął, że będzie miał w tej sprawie swój własny, zacny udział.

I nie mylił się. Natsume zareportowała, że Shiemi obudziła się na chwilę. Musiała wyprowadzić panią Moriyamę. Shiemi... po przebudzeniu chciała iść do ogrodu.
- Mówiła tylko, że "musi to zrobić" - westchnęła. - Naprawdę nie cierpię opętanych ludzi... Jestem ze świątyni Beliala, ja słucham ludzkich próśb i zawieram stosowne pakty, nie pracuję z opętanymi - zarzekała się pijąc na uspokojenie, zielonej herbaty.
- Dziękuję, że poświęciłaś nam swój czas, Natsume-san - podziękował po raz kolejny Yukio.
- Nie ma za co, Yuki~! - Natsume machnęła ręką. - Czysta przyjemność - skłamała, wzdrygnęła się lekko. Rin nie miał jej tego za złe. Widział wiele demonów, ale nie opętanych ludzi. Mógł sobie tylko wyobrażać, jak wyglądają. - Ale pójdę już, miałam telefon od Aki'ego, potrzebują mnie w kampusie.
- Dlaczego...? - zaciekawił się Rin.
Znów machnęła ręką.
- Sama nie wiem, ale lepiej pójdę... Pewnie jakiś dzieciak zszedł do podziemia i potrzebują pomocy Beliala w znalezieniu go - założyła ręce za głowę. - Meeh, podobno Haru nie ma w akademiku, dlatego wzywają mnie. Jak dotąd Haru jest jedyną, której udało się zorientować w tym labiryncie... - podrapała się po głowie i mruknęła coś pod nosem, że Rin zdołał wychwycić tylko jedno słow, a właściwie imię: "Fuyuki".
Słyszał je parę razy. To było imię brata Harumi, o którego śmierć się obwiniała, o ile się nie mylił. Gdy Belial zabrał ich na herbatkę, to pomylił go z Rin'em.
Nagle uchwycił spojrzenie brata. Ten gawędził z Midori Moriyamą, która porcelanowym moździerzem rozgniatała jakieś zioła. Yukio w tym samym czasie rozcierał sporządzony przez siebie balsam na nogach Shiemi, przynosząc jej ukojenie. Nie spała, ale Rin nie chciał jej przeszkadzać. Zauważał, jak ukradkowo, kiedy myślała, że nikt nie widzi, zerkała na niego spod przymkniętych powiek.
- Nii-san, wszystko z tobą w porządku? - spytał Yukio, dotykając opuszkami palców czoła brata. - W normie... - mruknął zdziwiony.
Rin znów zaczął skubać bandaż. Co mógł mu powiedzieć? Że wciąż podejrzewa Karamoritę? Że obwinia się o chorobę Shiemi? Że nie wie, jak bardzo mogą komplikować się sprawy? Że ugryzienie demona cholernie boli? Tyle możliwości, ale żadna nie jest godna rozważania.
- W porządku - odtrącił rękę okularnika i zacisnął dłoń na palcach Shiemi, które wsuwały się w nią. Uśmiechnął się do niej delikatnie, kiedy odwróciła ku niemu twarz. Bladozieloną. Midori Moriyama zmieniała jej okład na czole.
- Zaraz musimy wracać, dzisiaj moja kolej, na nocną wartę - westchnął młodszy brat.
- O, Aki wraca więc na noc? - zaciekawił się Rin i aż mu oczy pojaśniały. Wiedział, że z Akihito znajdzie się jakiś temat do rozmów. Tadamasa należał do takich osób, z którymi rozmawiało się o wszystkim.
Yukio odwrócił wzrok zirytowany tym, jak brat ucieszył się z powrotu Akihito.
- Najwyraźniej, ale będzie bardzo zmęczony, ostatnio Mephisto przydziela mu dużo zadań - zaznaczył.
- Huff... - Rin wydął policzki. - Yukio, jak zawsze świetnie podcinasz skrzydła - żachnął się.
- Tobie to chyba rogi - parsknął okularnik i wtarł kolejną warstwę maści podrzuconej przez panią Midori. Krzątała się po pokoju cicho, jak mysz i nie mówiąc żadnego słowa, robiła, co mogła wokół swojej córki, z trudem kryjąc troskę jawiącą się na jej twarzy.

Wychodząc z Futsuyamy, Rin czuł niepokój, nie dlatego, że schodząc po stopniach ogrodu czuł na sobie zmęczony wzrok Shiemi podtrzymywanej przez panią Midori. Nie dlatego, że widział sunące po niemal czarnym niebie Sakebie. Nie dlatego, że bandaż znów mu przeciekał. Nie dlatego, że otarł się o śmierć - znowu. 
Powrót do domu wydawał mu się czymś strasznym. Gdzie nie spojrzał, działy się złe rzeczy, czuł, jak otaczają go powoli zacieśniając straszne koło. Przypominał sobie wszystko, co w życiu widział, a co do teraz nie wydawało mu się przerażające. Lalki o sztucznych uśmiechach, którymi zachwycały się małe dziewczynki. Misie o pustych, guziczkowych oczach. Pokrzywy, bluszcz, który owija się wokół stóp, szyi i pozbawia tchnienia. Osy i szerszenie, bez skrupułów potrafiące zabić, jeśli zakłóci się ich spokój. Węże czające się w wysokiej trawie. Ludzie... ludzie, mogący wszystko.
Nie to go niepokoiło. Nie czuł tego dziwnego mrowienia, dlatego, że za zakrętem czaiło się niebezpieczeństwo, ono stało tuż przed nim. W głowie szumiała mu dziwna muzyka, muzyka składająca się z dźwięków ludzkiej mowy, śmiechu, a wszystkiemu temu rytmu nadawała pozytywka. Zawsze było ich pełno w horrorach, ale nigdy nie sądził, że i jemu przypadnie udział w ich przerażającej, lecz kojącej melodii. W Podziemnym Ogrodzie, kiedy leżał na ziemi, niezdolny się poruszyć, a Yukio zatrzymał się na chwilę. Czas im zawtórował. Zaczął się cofać. Yukio mógł tego nie widzieć. Ale on widział.
- Na pewno wszystko w porządku? - dopytywał okularnik, wybudzając go z dziwnego transu.
Rin przytaknął, choć czuł, że tak nie było. Nagle zamarł w nim cały zapał, jakby ktoś wyssał całą energię. Czuł, że wszystko spada na jego ramiona, jakiś wielki ciężar, którego nigdy więcej nie widział.
- Ile razy mam powtarzać, że tak? Gaah, Yukio, mógłbyś wyjąć sobie kij z dupy i wyluzować? - warknął zirtowany.
- Nii-san... - Yukio już zaczynał swoje kazanie, kiedy zatrzymał się, stając jak wryty.
Rin uniósł brwi i odwrócił głowę w tę samą stronę, by również wytrzeszczyć oczy. Rozdziawił usta. Dłonie mu drgały, spod bandaża wypłynęła kropla krwi, niczym szkarłatna łza.
Dwójka dzieci o ich twarzach, tylko, że odmłodzonych biegła uliczką. Yukio wyglądał na przestraszonego, widocznie Rin wziął go ze sobą z zaskoczenia. On zaś z uśmiechem i buzią obklejoną plastrami, wymachując wiaderkiem z łopatką biegł przed siebie.
- Czy ty widzisz to samo, co ja? - spytał w końcu Rin, przełykając ślinę.
- Jeżeli to jest to, co widzę, to tak.
- Wow, Yukio, pierwszy raz powiedziałeś coś bez jakiegokolwiek sensu - stwierdził Rin, ścierając wierzchem dłoni pot z czoła.
- Tu się dzieje coś dziwnego...
- Po raz kolejny "wow", dopiero teraz to zauważyłeś? - ironizował Rin, zdobywając groźne spojrzenie ze strony Yukio. - Nie martw się, nie tylko ty pojmujesz sytuację. 
- Obyśmy byli jedynymi, którym się to na razie przydarza, bo jeżeli to się rozejdzie na większą skalę, nic dobrego nie wyniknie - westchnął młodszy Okumura i poprawił okulary. - Choroba Shiemi powróciła, tamten skażony demon... to musiała być Hinokata, skażony Zashiki Warashi... ojciec, teraz my... 
- Nie tylko przeszłość wraca - mruknął Rin, przypominając coś sobie. - Czas się cofa i czas się zmienia. Przy polowaniu na Kusatta Momo... to się zdarzyło dwa razy, dwa razy. Wcześniej, podczas wolnych dni, także.
Yukio zamknął oczy i zrównali kroku. Głośno wciągnął powietrze i wypuścił, co miało znaczyć "dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej?". Rin wzruszył ramionami. Niepokój był, jak tykający zegarek, raz cichł, a chwilę potem powracał. Tik - przerwa - tak, tik - przerwa - tak.
- Chodźmy do domu...


Dzwonili z poczty, mówili, że masz dodatkowe zlecenie, bo ciężko u nich ostatnio, Rin-chan, nie wiem, o co chodzi, ale lepiej się pospiesz, rozmówca powinien się stanowczo wyczilować :-)
Natsume Joanna Tadamasa.

- Facet z poczty? - zdziwił się Yukio, gdy tylko postawiwszy stopę w korytarzu podbiegł do niego Ukobach trzymając właśnie tą karteczkę, o barwie dyni zapełnioną... brzydkim pismem.
- Jakie poczty? Jak królewskie, to ja na historii nie uważałem - Rin machnął ręką, kiedy tylko skończył odwijać swoją rękę z bandaża. Nie wiedząc, co z nią począć, lał na nią tyle zimnej wody, aż czuł, jak pod skórą eksploduje dziwne ciepło.
- Poczta, taka instytucja - westchnął młodszy brat. - Rin, to chodzi o ciebie... Jaka poczta? Nie mów, że znowu w coś się wpakowałeś... Zaraz przyjdę z apteczką - dodał po namyśle, kiedy zauważył, co Page robi ze swoją dłonią.
Rin jednak nie czekał. Wziął ciemnoniebieską bandanę, którą Natsume zostawiła na kaloryferze i owinął ją wokół ręki, po czym w pośpiechu zabrał swoją torbę, zarzucił na ramiona marynarkę. 
Jeżeli to dodatkowe zlecenie i mógł szybciej odrobić za zniszczenie telefonu Harumi, to warto robić takie rzeczy.
- Nara, Yukio~!
- Nii-san, co ty...?!
Mimo, że Yukio biegł na złamanie karku z powrotem po schodach, kiedy znalazł się na dole, Rin zostawił za sobą tylko otwarte drzwi. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać. Yukio znów miał przed oczami dzień, w którym dziwne rodzeństwo przekroczyło progi akademika. A co dziwniejsze, zdawało mu się, a może i nie, ale cienie o nieregularnych kształtach pełzły asfaltem, pnęły się też po ścianach korytarza, pod sufit, świecąc białymi oczami i śmiejąc się bezgłośnie.
A pistolet leżał daleko, zbyt daleko.

- Przepraszam za spóźnienie, oji-san! - wykrzyknął Rin, kłaniając się wpół. - Naprawdę starałem się przyjść, jak najszybciej, ale eeeh... - podrapał się po głowie zakrytą dłonią. - Widzi pan, miałem nieciekawą historię z pewnym psem - śmiejąc się nerwowo wskazał dłoń.
- Spokojnie, spokojnie, Rin-kun, obyś tylko nie zabrudził krwią listów - ostrzegł go. - Nie sądzę, żeby jakaś starsza pani ucieszyła się, dostając rachunek ubrudzony krwią - parsknął i pomachał swoją czapką. - Strasznie dziś duszno...
Mężczyzna był wysoki, chudy jak glizda i kudłaty. Rin jednak lubił jego aparycję. Uśmiechał się wesoło, przypominał trochę słonecznik. Zdawał się wnosić tyle samo światła.
- Dlatego wolę koty, prawda Kuro? - ukucnął i pogłaskał kota, który otarł się o jego nogi.
- Hej Rin, witaj znowu~! - zawołał kot.
- H-hej Kuro... - chłopak przywitał się z pewnym wahaniem.
- Eh, koty to są jednak najlepsze zwierzęta, przywiązują się, są lojalne, chociaż chodzą własnym ścieżkami - westchnął. - Niektóre koty są fałszywe, albo tak, jak Kuro znajdują swoją osobę, specjalną osobę.
- Kuro to twój kot? - Rin uniósł brwi i spojrzał na zawieszkę na szyi kota. Taką samą broszkę Mephisto nosił przy płaszczu, widział ją też u Yukio i w habicie Shirou.
- Nie, nie, nie mój. Należał do Shirou Fujimoto, ale od dłuższego czasu przebywa tutaj - westchnął. - Zastanawiam się, dlaczego... Może od czasu śmierci dobrego Fujimoto przestali się nim zajmować?
- Um, nie sądzę, by tak...
- Shirou, umarł... Shirou umarł? SHIROU UMARŁ?! - Kuro wzniósł na niego spojrzenie swoich przedziwnych, wielkich, zielonych oczu, których źrenice przypominały główki szpilek. Rin obserwował, jak kot rośnie, rośnie i rośnie.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Starałam się, jak mogłam przy tym rozdziale. To jest akcja, która działa się podczas gdy Haru i reszta byli na potrójnej randce. Później będzie z perspektyw obojga. Dowiemy się nieco o Suki i powodzie jej przybycia, oraz o Iwao. Podejrzymy tajniki oswajania chowańców i przypomnimy sobie, skąd właściwie wziął się Kuro.
Akcja - jako tako leci. Co do jej ciągu - nie jadę z fabułą, bo nie dawno udało mi się rozpracować, jak to wszystko będzie leciało. Wiem jedno... zabijecie mnie kiedyś za to wszystko XD
Robię z tego Modę na sukces, bwahahahaha. Sorry, że Rin trochę out of character, ale w tym rozdziale musiałam go zrobić nieco poważniejszego, zresztą really, kto by nie był nieco w takim momencie?
Dzisiaj hmm, zdjęcia kogo? Świąteczne ilustracje~!
Od lewej: Len, Mika, Harumi, Rin.

Od lewej: Len, Mina, Suki, Iwao.

Od lewej: Iwao, Harumi, Suki, Souji.

Od lewej: Keisuke, Harumi, Ayano, Souji.

Od lewej: Yukio, Izumo, Shiemi, Renzou.

Od lewej: Amano, Mina, Mika, Akihito.

Od lewej: Iwao, Mina, Suki, Souji.
Od lewej: Akihito, Harumi, Yuzuru, Rin.
Starałam się uwiecznić jak najwięcej bohaterów. Niestety na Bon'a, jak zwykle miejsca nie było, bo debil ma te swoje skunksowate włosy niech się wali. Co do Suki i Iwao, nie wiem, czy poza obecnymi epizodami będą mieli jakąś większą rolę. Iwao - może, Suki - nie wiem, bohaterka koleżanki, więc nie chcę nią rozporządzać na lewo i prawo.
Aha~! Ostatnio natchnęła mnie pewna manga - kiedyś się dowiecie jaka - do stworzenia pierwszego AnE speciala na tym blogu poza Wizjami Otchłani. I możliwe, że znajdzie się w tym rola Eriki z bloga Any Mert <link>, tylko najpierw musiałabym z nią to obgadać >.<
Eh, na dzisiaj to tyle robaczki, choć z pewnością zapomniałam coś powiedzieć.
*Kagamikai - od "kagami" - co znaczy lustro. Demony tworzące pułapki, żeby złapać swój cel. Często pojawiają się w specyficznych koszmarach, w których osoba zainfekowana widzi siebie i swoje odbicie lustrzane, w różnych natężeniach.
*Fluorescencyjne roślinki - for the win.
*Btw. "Sakenda" znaczy krzyk, to małe stworzonka, które pojawiły się nie wiadomo skąd w świecie egzorcystów i udały się opanować, wzięłam na nie pomysł z D.Gray-man, tam był taki blaszak, ale dawno już do tego nie wracałam, to nie wiem.
*(ciekawostka) Imię "Amano" pochodzi od słowa "amanogawa" oznaczającego Drogę Mleczną.
*Drugie imię Natsume - w rodzinie Tadamasa dzieciom daje się drugie imię święte przy chrzcie, to zjapońszczona wersja Joanny od św. Joanny D'Arc.
*Desu narysowała straszną Harusię:

Etto, to chyba na pewno tyle XDD Jak macie jakieś pytania, to śmiało pisać, na gg, na pocztę, w komentarzach, gdziekolwiek~! Kontakt podałam chyba w zakładce o autorce >.<
Pa pa~!

1 komentarz:

  1. Jak zawsze świetne ^_^ Jakbyście chcieli wiedzieć jak toczy się los Haru to zapraszam na mojego bloga
    Obrazki super~! Wreszcie jest KURO~! ♥ Nie będę się rozpisywać. Weny~!

    OdpowiedzUsuń