poniedziałek, 6 stycznia 2014

Special I - "Tysiąc dróg"

Ostrzegam:
1. Moje speciale są długie
2. Zazwyczaj to 'tanie i niepraktyczne' wyciskacze łez.
Ale ponieważ parę osób, które znam prywatnie, bądź też nie, nalegało. Napisałam. Mam jeszcze w zamyśle koło dwóch speciali.
-----------------------------------------------------------------------------------
Dobre stopnie, nienaganne zachowanie i umiejętne przystosowanie się do otoczenia. To widzieli w nim dorośli, rówieśnicy - dostrzegali wprawdzie inne walory jego osoby, ale obie grupy posiadały to samo wrażenie. Nie narzekał, wręcz przeciwnie. Ba! Kto by się nie cieszył, będąc popularnym, mądrym i lubianym? Głupiec. Takich głupców widział wiele, ale nawet oni nie mogli wyprzeć faktu, iż nie lubią samotności.
Wszystko zawdzięczał sobie, swojej ciężkiej pracy, zarywania nocy na nauce, przystosowywaniu się do panujących zasad, zwalczaniu w sobie samolubstwa i nauczeniu się zachowania w towarzystwie. Widział, co zrażało ludzi, a co sprawiało, że lgnęli. Dlatego kłamał, kłamał jak z nut.
Kłamstwa bywają dobre i złe, nie zawsze można przekreślić kłamcy, trzeba najpierw spojrzeć na jego sytuację, powody do popełnienia tego grzechu, co go skłoniło i jaki był tego skutek. Wmawiał sobie wciąż i wciąż... ale gdy ktoś w jego otoczeniu kałamał, ganił go bez wahania, bo tak nakazywały: refleks, czytanie sytuacji i dobre wychowanie.
Były chwile, kiedy owszem, pragnął rzucić w trzy diabły grzecznego siebie i zrelaksować się, nie przejmować nikim, a jedynie sobą, wystawić środkowy palec niebu i odizolować się od obowiązków, problemów.
Jednak, jak wiadomo, nie zawsze mogą nas spotykać same dobre rzeczy, a ciężka praca odpłaca się z nadwiązką, dlatego dalej robił, jak trzeba, zbierając owoce.
I myślał, że tyle mu wystarczy.
Może miał rację, a może nie? Wiele rzeczy sprawia ludziom satysfakcję. Może bycie chodzącym ideałem było jego sposobem na zadowolenie swoich potrzeb duchowych? Jeśli tak, to dawał sobie radę.

Był chłodny, śnieżny dzień, lutego, powoli zbliżał się koniec trzeciego semestru. Prócz zwyczajnych zmartwień, Yukio musiał pełnić służbę, jako egzorcysta, a przy okazji obejmować stanowisko w Radzie Uczniowskiej. Powoli kończyła się pierwsza klasa. W drugiej zapewne trafi mu się jeszcze więcej obowiązków, słyszał nieraz, pochwały i okrzyki podziwu. Nie zdziwiłby się, gdyby w przyszłym roku wybrano go przewodniczącym samorządu uczniowskiego.
Poprawił szalik i wzniósł oczy do nieba, z którego sypał drobny, lekki, biały puszek, ledwo podobny do śniegu. Wiatr wiał delikatnie, ale przenikliwie, wbijając się pod poły płaszcza.
Akademia wyrosła, jakby spod ziemi. Wysoka wieża głównego budynku połyskiwała ostro zakończonym czubkiem. Wysokie, strzeliste okna w gotyckim stylu były ozdobione witrażami, a wielka, staroświecka brama pozostawała zamknięta.
Uniósł brwi i spojrzał na wielki zegar znajdujący się na wieży budynku szkolnego. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, ale zaraz uśmiechnął się do swojej pomyłki.
Wracając patrolu nie patrzył na zegarek, myślał jednak, że skończył nieco później. Widocznie się mylił. A to się rzadko zdarzało. Jeśli jednak, porażka była druzgocąca. W tym wypadku niesłychanie zimna. Musiał czekać pół godziny, aż otworzą bramy.
Wzdychając stanął tyłem do gmachu szkoły i oparł się o mur. Wzniósł oczy do nieba. Odruchowo mrugał co sekundę, kiedy lśniąca, wręcz oślepiająca biel uderzała zmysł wzroku. Strzepywał przy okazji drobne gwiazdki ze swoich długich - jak na faceta - rzęs.
I gdy opuścił wzrok, śladowe ilości światła słonecznego sprawiły, że wizja wzbogaciła się o jedną, mieniącą się wszelkimi kolorami, plamę. Przetarł oczy, ale nie zniknęła. Poczuł dziwne mrowienie i drgnął odwracając głowę. Usłyszał skrzypienie śniegu pod czyimiś stopami.
- O, ohayo gozaimasu, Kanzaki-san - przywitał się grzecznie, unosząc podbródek, by mogła zrozumieć go zza kraciastego szalika, który dostał od Shiemi na gwiazdkę.
Dziewczyna uniosła głowę i uśmiechnąwszy się, pomachała. Przez chwilę zastygł w bezruchu. Poczuł deja vu. Przeraźliwe deja vu. Zamrugał, chcąc upewnić się, że nie jest wywołane przez wcześniejsze gapienie się na niebo.
- Ohayo~! Yukio-san, mówiłam, żebyś mi mówił Nanase~! - upomniała go ciemnowłosa dziewczyna i stanęła obok. Wizja z wcześniejszej chwili rozmazała się i zniknęła wśród drobnych, białych płatków. - Zapewne też zapomniałeś o zegarku po obchodzie? - zaśmiała się. - Chyba tylko Hiro był na tyle mądry, żeby spojrzeć na swój cudowny zegareczek... Masz świadomość, co robił, żeby znaleźć dokładnie taki? - parsknęła. - Naczytał się za dużo Pandora Hearts.
Kanzaki Nanase była starsza o dwa lata, niedługo miała egzamin na egzorcystę pierwszej, średniej klasy, często wybierała się z nim i Kinoshitą Takahiro na obchodzi, znali się dosyć, właściwie nic specjalnego. Czasami udało im się spotkać przez przypadek i porozmawiać, ale ani ona, ani Kinoshita w głowie Yukio nie wychylali się poza jego znajomych z klasy, znajomych z samorządu, znajomych z całej szkoły, do której uczęszczało około tysiąca uczniów.
- Yukio-san, o czym myślisz?
Drgnął.
- A, erm, o niczym szczególnym, Kanzaki-san... Znaczy, Nanase-san. Po prostu... przyglądam się pogodzie - wyznał.
- Ah tak - przytaknęła z uśmiechem. - Często tęsknię za śniegiem i zimnem... Pomyśleć, że kiedyś miałam tego dość, tam na Hokkaido - podrapała się po głowie. - Przypomina mi się gimnazjum, zawsze siedziałam przy oknie i z nudów oglądałam śnieg.
Odwrócił na chwilę głowę i zajrzał w okno jednej z klas od frontowej strony. W tej szkole definitywnie trudno było przez nie zaglądać. Jeśli były, to pełne witraży, tylko te na parterze miały normalne, a czasami znajdowały się wysoko, tuż pod sufitem i nie dało się przez nie patrzeć.
- Yukio-san?
Ledwo powstrzymał się od podskoczenia.
- T-tak?
- Na pewno wszystko w porządku? - spytała Nanase. - Może jesteś śpiący? Kto by nie był, po nocy patrolowania... Jeśli źle się czujesz, może powinieneś wrócić do akademika? Poproszę Yuzuru-san, żeby cię zwolniła...
- Nie, nie, nie ma takiej potrzeby - zaprzeczył wystawiając przed siebie dłonie w geście obronnym. - Jestem trochę zmęczony, ale nie muszę wracać, dam radę.
- O, w takim razie... coś się stało?
- Nie, nic takiego... - potrząsnął głową. - Po prostu wspominam.
- A! Znam to uczucie, wtedy człowiek jest daleko myślami - przytaknęła. - Często sama wspominam swój dom i zastanawiam się, jak będzie wyglądał, kiedy tam wrócę... Czy będę tam długo, czy zaraz pojadę gdzieś studiować? - westchnęła ciężko. - Ne, ne, pozwól, że zadam ci zagadkę, dobrze?
Nie miał objekcji, choć nie czuł się na siłach, by rozwiązywać zagadki. Skinął głową, choć myślami odpływał, lawirując pomiędzy drobnym puchem spadającym z nieba coraz szybciej i gęściej. Czuł dziwne ciepło w opuszkach palców. Myślał, że jest to spowodowane brakiem rękawiczek. Mróz stawał się tak dotkliwy, że boleśnie gorący.
- Ne, ne, zamierzam ulepić bałwana, chcesz się przyłączyć? To byłby taki mały prezent z okazji urodzin... Oczywiście nie musisz, ale byłoby miiiło~!
- Oi, Yukio-san? Słuchasz mnie?
- Tak, tak...
- Eh... 'Czym jestem? Należę tylko do ciebie. Spotkasz mnie raz, a potem nigdy w ten sam sposób. Przeżyjesz ze mną życie, będziesz o mnie śnić, ale kiedy twój czas się skończy, mój również'.
Powoli opuścił głowę. Nie wiedzieć czemu, ale słowa wypowiedziane przez Nanase uciekały mu z głowy, a zupełnie inne zaczynały ją wypełniać. Nie słyszał nawet, jak dopytywała go o odpowiedź na zadaną zagadkę. Nie wiedzieć czemu, czuł zimno jeszcze dotkliwiej...
- Tatsu (wstać), yumi (ukłon), suwaru (siadać) - rzekł nauczyciel, człowiek w podeszłym wieku, z burzą brązowych loków i okularami w rogowych oprawkach, swoim tubalnym głosem sięgał nawet końca klasy, gdzie siedział Yukio. Ze swojego miejsca, mógł zobaczyć jedynie dwa wymienione charakterystyczne znaki nauczyciela, Suwabe Hokuto, dzięki którym mógł odróżnić go w tłumie innych belfrów.
Uczniowie posłusznie wykonali nakazane przez nauczyciela czynności i zaczęli przysłuchiwać się opowieści na temat ery Meiou (od 1492 do 1501). Yukio notował więc wszystko, co tylko dało się zanotować. Po pewnym czasie Suwabe polecił im przeczytać temat w podręczniku i odpowiedzieć na pytania pod tekstem w zeszytach. Yukio był gotowy to zrobić, gdy poczuł, jak ktoś szarpie go za ramię.
- Okumura Yukio-kun, ne? - upewniła się dziewczyna, siedząca po sąsiedzku. Uśmiechała się szeroko, z lekka nerwowo i obserwowała go bacznie, jakby przy każdym mrugnięciu rejestrowała jeden z małych detali.
- Erm, tak - przytaknął niepewnie. Mało kto go nie znał, przewodniczącego samorządu uczniowskiego.
- Ah, chodziłam z twoim bratem do klasy - oznajmiła. - Outani Chigusa jestem, miło mi cię poznać~!
- A... tak... yoroshiku onegaishimasu - skinął głową i był gotowy wrócić do ćwiczenia, bo Suwabe patrzył już w jego stronę.
- Ne, ne, Yukio-kun - powiedziała bez oporów - mogłabym przysunąć ławkę do twojej? Nie mam jeszcze podręczników, a są potrzebne i etto... - podrapała się po głowie.
Czyli to był jej powód. Yukio powstrzymał westchnienie i pokiwał głową ze zrozumieniem. Chigusa uśmiechnęła się szeroko i głośno przesunęła stolik złączając go z ławką Okumury.
Przysunął dłoń do rogu strony, aby ją odwrócić, lecz drobna, chłodne palce sąsiadki dotknęły ją lekko, jak skrzydła motyla. Szybko odsunął rękę i odwrócił głowę. Usłyszał cichy chichot Chigusy. Mruknęła coś o podobieństwach wśród braci. Nie próbował przewracać strony, więc udając zajętego, poprawiał użyte znaki, nadając im piękna. W końcu Chigusa ruszyła kartkę, a ta z delikatnym szelestem przewróciła się.
- Jesteś dobry w kaligrafii, Yukio-kun - przyznała. - Przepraszam, że przeze mnie musiałeś czekać, czytam dosyć wolno - potrząsnęła głową i uśmiechnęła się krzywo.
- A, nie szkodzi, mogłem poćwiczyć kanji w międzyczasie, to też jakaś korzyść - uniósł kciuk do góry, mając nadzieję, że to ją uspokoi.
- Naprawdę jesteście do siebie podobni - potrząsnęła głową, jakby próbowała zrzucić uśmiech.
Yukio nie chciał odpowiadać na to stwierdzenie. Chigusa była pierwszą osobą, która kiedykolwiek, po poznaniu ich obu, doszła do wniosku, że są podobni. Yukio osobiście, nigdy tak nie myślał. Rin miał reputację chłopaka, któremu na niczym nie zależało, chodził na wagary, łatwo dawał się prowokować i wdawał się w bójki, do jego osoby już podłączono metkę "Delikwent". A taka Chigusa, zamiast porównywać go z Rin'em, jego, przewodniczącego, po podwójnej kadencji gospodarza klasy, ulubieńca nauczycieli i ucznia o wzorowej frekwencji, stawiała ich na równi. Miał wrażenie, że wielki znak równości wchodzi mu pomiędzy żebra.
- Yukio-kun, chciałbyś zostać moim przyjacielem? - przekrzywiła głowę z uśmiechem tak szerokim, jak koryto Amazonki.


I ten uśmiech siedział mu w głowie. I ten uśmiech chciałby zapamiętać. Tylko ten. Momenty, kiedy chichotała nerwowo, całkowicie szczerze mówiła co myśli, nawet jeśli potem miałaby zaszyć sobie usta - jak nieraz powtarzała. Momenty, w których sprawiała, że już nic nie rozumiał i czuł się bliżej ludzi, niż zwykle.
- Yukio-san?! Yukio-san!?
Tylko dlaczego, gdy znów widział Nanase i słyszał jej głos, czuł jakby zimno zalewało go, jak wody Morza Barentsa? Nie widział uśmiechu szerokiego, jak Amazonka, ale dwa słone jeziora. Zamiast jednak skupić się na jej słowach, zastanawiał się, które z nich to Morze Martwe, a które Morze Kaspijskie.
- Proszę pana! Mój kolega zemdlał! Potrzebuję pomocy, szybko!
Kto zemdlał? Czyżby Kinoshita już przyszedł? Musiał być naprawdę wykończony po patrolu, skor zemdlał... Ale zaraz... Dlaczego ten mężczyzna przykłada mu rękę do czoła, dlaczego sprawdza puls?
- Cholera jasna, dziewczyno! Chłopak ma chyba ze czterdziestkę! Czy dzisiejsza młodzież jest naprawdę taka głupia, żeby wychodzić z gorączką na mróz!? Nie mówiąc o szkole!
- D-d-długa historia! Musimy go gdzieś przenieść...! Najlepiej d-do... do... jego akademika! Jestem pewna, że tam się nim zajmą! To niedaleko, stary męski akademik!
- Powinniśmy raczej wezwać pogotowie - sugerował mężczyzna.
- Nie trzeba! Tam się tym zajmiemy! P-proszę już nie zadawać pytań, tylko mi pomóc, bo on tutaj umrze! - wykrzyknęła z łzami, które dało się usłyszeć w każdym słowie.
- Nie dramatyzuj, doniesiemy go... - zapewniał. - No młody, wskakuj...
I w momencie, w którym wylądował na plecach nieznanego sobie mężczyzny, przedostatnim realnym, co zobaczył, był zatroskany wyraz twarzy Nanase. Miała policzki czerwone z nerwów i łez, które nadal wylewały się z jej oczu.
Nie rozumiał.
Czuł się dobrze. Dobrze... Jedyną różnicą, jaka pojawiła się w jego wizji świata, była ona... Chigusa tańczyła pośród śniegowych płatków, mając na sobie ten sam mundurek, co kiedyś. Uśmiechała się, szeroko, ale jakoś smutno. Zamknął oczy. Uśmiech majaczył na czarnym tle, jak wówczas barwna plama, gdy spojrzał na słońce. Poczuł, jakby coś odpływało z jego ciężkiego ciała.
- Jaki słodki długopis! Czy to Nyanmaru?! - krzyknęła szeptem Chigusa wskazując przedmiot w dłoni Yukio. W oczach błyszczały jej iskry, jak dziecku otwierającemu bożonarodzeniowy prezent.
- Erm... Nie wiem, nii-san... znaczy Rin go wybierał, tak dla żartu - wyznał Yukio, ponownie odwracając wzrok.
- Śliczny - pochyliła się i położyła głowę na ławce okularnika, żeby znajdować się jak najbliżej niego. - Dużo lepszy od mojego... Ten jest taki... mou, zwyczajny... A Nyanmaru jest świetny! Uwielbiam go oglądać z moim młodszym rodzeństwem.
- Ch-chcesz go? - spytał, nie patrząc na nią.
- Tak, tak, taak~!... Ale czy to w porządku? - wychyliła się tak, że jej ciało wykręciło się pod dziwnym kątem, ale patrzyła mu w oczy z zatroskanym wyrazem.
- O-oczywiście... W... erm, w zamian, jeśli ci to nie przeszkadza... m, mogłabyś dać mi swój, c-co ty na to? - zaproponował.
Uśmiechnęła się szeroko.
- A więc zamiana~! - przytaknęła i usiadłszy normalnie, sięgnęła go ku jego dłoni, która nie przestawała pisać. Zatrzymała ją jednym gestem i wykonała dziwny uścisk, po czym długopisy zmieniły miejsca. - Hihi, to taki mój trick~!
Yukio obserwował, jak Chigusa obraca wymarzony pisak w rękach i uśmiecha się do siebie, jakby trzyamała coś w rodzaju złotego pierścienia, albo magicznego ołówka. Nie mógł poradzić nic na to, że odpowiedział uśmiechem.
Wprawdzie była wolna godzina, na której powinni uczyć się sami, zawsze tym się zajmował... Ale zmieniło się w to w momencie, gdy Chigusa usiadła obok.
- Zdradzisz mi, jak to się robi? - spytał cicho.
- Ah... hmmm... nie~! - odpowiedziała rozbawiona. - Magik nigdy nie wyjawia swoich tajemnic, nie słyszałeś o tym? - parsknęła i pokazała mu język. - Tak czy siak, dziękuję za długopis, obiecuję, że będę się nim opiekować - oznajmiła. Podrzuciła przedmiot parę razy, okręciła pomiędzy palcami, a na końcu wetknęła w kok, w który spięte były jej włosy. - Co ty na to?
- B-bardzo twarzowy - przyznał Yukio.
- Tehee, ładnemu we wszystkim ładnie - zażartowała.
A najładniej w szerokim, jak Amazonka uśmiechu - zaśmiał się w myślach. Oczywiście nie mógłby powiedzieć tego głośno, nieważne, jak bardzo chciał to przyznać.

- To tutaj panienko?! - zawołał mężczyzna, starając się przekrzyczeć przybierający na sile wiatr. Przed nimi, za śnieżną zasłoną, niewyraźnie majaczył kształt starego prawie-opuszczonego, męskiego akademika.
- Tak, proszę pana! Musimy się pospieszyć, bo niedługo stracimy go z oczu!
- Pomyśleć, że była taka ładna pogoda jeszcze przed chwilą!
- Czekałam na ciebie dzisiaj...
Nanase zadarła głowę, słysząc nieznany sobie głos, gdzieś w oddali. Odwróciła się i zmrużyła oczy, próbując zaostrzyć obraz. Widziała wyraźnie. Ktoś tam stał.
- Panienko?!
Stała dalej, patrząc na sylwetkę, ledwie widoczną za kurtyną białego wichru. Nieruchoma. Z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Niestety obraz był zbyt mgły, by mogła dostrzec cokolwiek więcej.
- Proszę iść, zaraz pana dogonię, tylko coś sprawdzę! Proszę poprosić o pomoc Tadamasę Akihito! - krzyknęła jeszcze i pobiegła przed siebie, w stronę widma, które tylko ona mogła zobaczyć. Mężczyzna wypatrywał jej przez chwilę. Wytrzepał śnieg z butów i mrucząc coś niepochlebnego na temat młodzieży i kapryśnej pogody, podążył w stronę akademika.
- Ale nie przyszedłeś...
- He? Outani-san? - Yukio zatrzymał się wpół kroku zauważając stojącą na przystanku. Zawsze jechał tą samą trasą i korzystał z tego samego autobusu co ranek.
- Ah! Yukio-kun - Chigusa powoli odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła szeroko, jak zawsze. - Haha, w sumie to się nie dziwię, że cię widzę. Ostatecznie zawsze jeździsz tym autobusem.
Yukio otworzył szerzej oczy, starając się ze wszystkich sił, żeby ich nie wytrzeszczyć. Chigusa zrozumiała ten gest. Zdawało się, że czyta z niego, jak z otwartej kartki. Parsknęła śmiechem.
- Zdążyłam cię zauważyć, wiesz? Jeżdżę tym autobusem, kiedy nie mogę jechać rowerem... A sądzę, że raczej już nie pojeżdżę rowerem... - odwróciła wzrok i westchnęła. To chyba pierwszy raz, kiedy Yukio widział podobny wyraz u niej.
- Rozumiem... To um... Zrobiłaś zadanie domowe z matematyki?
Chciałby się walnąć w głowę z całej siły. W takiej sytuacji, rozmowa powinna urwać się na 'rozumiem', przez chwilę trwałaby niekomfortowa cisza, a potem Yukio wyciągnąłby książkę pod pretekstem powtórzenia materiału. Jeżeli jednak już miałby o czymś rozmawiać... Nie mógł znaleźć tematu do obgadania z Chigusą, po prostu nie mógł.
- Ha? Nanodayo... haha, sorry, nie mogłam się powstrzymać. Za dużo Kuroko no Basuke - uniosła kciuk do góry. - Ja i matematyka? Yukio-kun, za dużo wymagasz. Ale tak zrobiłam... Niekoniecznie dobrze - uśmiechnęła się krzywo mrużąc oczy. - Normalnie pewnie zapytałabym od razu "a ty nie?", albo powiedziała coś w stylu, że nie dam odpisać, ale to ty Yukio-kun, więc na pewno masz zadanie... - nabrała powietrza w płuca. - Jej, mam nadzieję, że nie przynudzam, chociaż ja po prostu lubię gadać. Ale możemy przestać gadać o zadaniu? Nie chcę nim sobie zatruwać życia przed dzwonkiem? Możemy? Możemy! Hm, hm, należysz do jakiegoś klubu Yukio-kun? Czy może nie masz czasu poza obowiązkami? - mówiła z taką prędkością, że Okumura nie mógł nadążać. Wyrzucała z siebie słowa, niczym z karabinu, śmiejąc się przy tym i doskonale zdając sobie sprawę, jak bardzo maltretuje jego zmysł rozumienia.
- Erm... Nie, nie należę do żadnego klubu... Jak sama powiedziałaś, poza obowiązkami przewodniczącego nie mam zbytnio czasu. Ostatnio staram się też uczyć najlepiej, jak mogę, ostatecznie to nasz ostatni rok. Um, a ty, Outani-san?
Uśmiechnęła się delikatnie, jakby nostalgicznie.
- Już nie - powiedziała szybko, ale pod naporem spojrzenia Yukio kontynuowała - ale należałam rok temu, przez chwilę, do klubu origami. Myślałam, że uda mi się znaleźć jakichś nowych przyjaciół - spojrzała na chmurne, jesienne niebo. - Ale są pozytywy, umiem robić żurawie... O! Daj mi zaraz kawałek kartki!
- He? Ale ja...
- No już, już!
Zdezorientowany, na chybił trafił wybrał zeszyt z matematyki. Chigusa niemal wyrwała mu go z rąk i wyrwała losową kartkę, po czym z taką pasją, że nawet nie zauważył kiedy, w jej dłoniach powstał papierowy żuraw.
- Voila~! - zaprezentowała z uśmiechem. - Liczę na pochwałę - dodała po chwili niezręcznej ciszy. - No i voila to jedne słowo, które znam z francuskiego, poza mua i deja vu - dodała dumnie.
- To jest... - zaczął, obracając złożony kawałek papieru - moje zadanie domowe! - wykrzyknął ze zgrozą, spostrzegłszy przykłady, nad którymi męczył się miniony wieczór.
- Uuups... - wypaliła Chigusa. - Ale wiesz, żurawia da się rozłożyć i zadanie będzie, to chyba nie problem, ne? - stanęła na palcach i zmierzwiła mu włosy, które ułożył przed wyjściem.
Był wściekły, wściekły jak nigdy. Ale był pewien, że nie wybuchnie. To mu się jeszcze nie zdarzyło, przed nikm, przed nikim ze szkoły. A więc dlaczego... Dlaczego Chigusa była pierwszą, oprócz Rin'a, osobą, która zobaczyła jego wściekłość? Nie wiedział.


Położyli go na łóżku, na łóżku Rin'a, bo było najbliżej, wiedział to na pewno. Nie mógł wprawdzie dokładnie zobaczyć wszystkich zebranych, a głosy dochodziły do niego niewyraźnie i odbijały się, niczym echo, wewnątrz czaszki, jakby chciały zniszczyć ją od środka.
- Nakahara-san ma rację, bez sprawdzania mogę stwierdzić, że termometr dobiłby czterdziestki - westchnął... chyba Akihito. - Mimo wszystko, Haru podaj mi go. Natsume, spręż się z tymi zimnymi okładami. Rin, zbierz tyle koców, kurtek, wszystkiego co grzeje i może być wykorzystane jako okrycie! Musi wypocić tą gorączkę.
- Jesteś pewien, że ci się uda? Doktor z ciebie kiepski, choć to niby twoja trzecia specjalizacja - westchnęła Harumi. - Może wezwać Shiemi-san, albo Masamune-sensei? Kogokolwiek z większym doświadczeniem! Nawet Yuzuru dałaby radę!
- Haru, wiem, że lubisz podcinać ludziom skrzydła, ale to nie jest chwila na kwestionowanie moich możliwości, jasne?
- Jasne, jasne... Spróbuję wezwać Ishi'ego, chociaż wiesz, jak to się zwykle kończy - mruknęła.
I wówczas do jego uszu dotarł dźwięk pikającego termometru. Skończył odmierzać temperaturę. Yukio nie czuł, gdy wyciągnęli go spod jego ramienia. To była dziwna niemoc.
- Powiedziałeś, żebym zawołała...
Harumi drgnęła i rozejrzała się po pomieszczeniu ze zgrozą obserwując Yukio, któremu Akihito aplikował lek. Próbował sprawić, żeby pacjent przełknął, lecz próby schodziły na niczym. Zdecydował się użyć strzykawki. Nic specjalnego. Harumi nie bała się igieł. A te głosy... Pewnie Azazel znów płata im figle.
- Potrzebowałam cię dzisiaj.
- Zazek, to nie jest śmieszne - wycedziła przez zęby.
- Hm? Mówiłaś coś Haru?
- Nie, tylko...
- Jestem! - wydyszał Rin, stając w progu pokoju pod stertą kołder i koców, oraz kurtek. Nie było go widać, za to wyraźnie odznaczał się fragment bokserek spod spodni z obniżonym stanem.
- Hello Kitty, naprawdę?
- C-co?! Przyniosłem co trzeba, więc nie narzekaj...
- Nie sądziłem, że potraktujesz to dosłownie, ale dobra... - westchnął Akihito i strzepując igłę, schował ją do apteczki. - Rzuć to tutaj, musimy go obłożyć. Zaraz przyjdzie Natsume z okładem.
- Piekielny kotek... - indyczyła Haru, aż Rin zerknął na pierwszą przychodzącą mu na myśl rzecz i spąsowiał. Zaraz podciągnął spodnie, aż sięgały mu połowy brzucha.
- Nie patrzyłem co ubieram, te gacie to prezent-żart od Shimy - żachnął się Rin, odwracając wzrok. - I nie wziąłem paska, bo się spieszyłem...
- Taa... - burknęła Harumi.
- Może nasza droga parka przestać flirtować chociaż raz?! To poważna sytuacja! W tej śnieżycy nie ma szans, żeby jakiś profesjonalista przybył nam na pomoc! Jedyne, na co możemy liczyć, to siebie, więc z łask swojej, róbcie to kiedy indziej i... - tu się skrzywił - gdzie indziej.
- JA I ONA/ON?! NIGDY!
Akihito przewrócił oczami.
- Wszystko jedno! Niech któreś z was poleci do Natsume i powie jej, żeby przygotowała też ciepły okład, tak na wszelki wypadek, gdyby mój medyczny zmysł się mylił, jasne?!
Spojrzeli po sobie.
- No co?! Ja już lazłem po koce!
- Ale jesteś facetem!... A zaraz, co ja mówię... - prychnęła. - Idę.
- JESTEM STUPROCENTOWYM FACETEM! - Huknął Rin. - I wiesz, jak nikt inny, że... ZARAZ, CO JA GADAM?! GAAAH... - z frustracji zaczął się okładać pięściami po głowie.
- Nie wnikam - rzuciła Harumi na odchodne.
Rin westchnął głośno i usiadł na przysuniętym krześle. Przez chwilę patrzył na Yukio w skupieniu i milczeniu, aż w końcu, niczym pociąg, wypuścił powietrze ustami.
- Serio, co... - zamilkł, wpatrując się w martwy punkt obok głowy brata.
- He? Rin? Zacząłeś coś mówić? - dopytywał Akihito i pomachał chłopakowi strzykawką przed twarzą, ale nawet to nie pomogło, choć Rin nie był fanem zastrzyków.
- Akihito-san... Mogę mieć jedno pytanie?
Tadamasa uniósł jedną brew do góry w pytającym geście.
- Wal śmiało.
- Ehm... Nie znam zbyt dobrze Kanzaki-san, ani połowy znajomych Yukio, ale... mogę wiedzieć, co tu robi gimnazjalistka? - wypalił wskazując na przestrzeń obok głowy brata.
Akihito wytrzeszczył oczy i rozejrzał się z niedowierzaniem. W tym pokoju nie było nikogo poza nim, chorym i Rin'em. Akihito jeszcze raz spokojnie nabrał powietrza i poprosił starszego Okumurę o wskazanie miejsca, w którym znajdowała się owa 'gimnazjalistka'. Rin ponownie pokazał na miejsce obok Yukio.
- Ale... Tam nic nie ma - wydukał Akihito.
- Jak to nic nie ma? Ładna, coś koło piętnastki, mundurek w stylu Sailor Moon, jasne włosy włosy, upięte w kok i złote oczy... Widzę ją dobrze, jeszcze nie oszalałem!
- Rin, nie chcę cię zmartwić, ale tam naprawdę nic nie ma...
- Może i nie widać, ale słychać dobrze - westchnęła Harumi, wchodząc z miedniącą w dłoniach. - Natsume przygotowuje jakieś ziółka, które doda do wody, podobno mają jakąś tam funkcję, nie znam się...
- Haru, czy ja dobrze usłyszałem?
- Ale co? - dziewczyna uniosła brew, by zaraz usłyszeć zadowolone mruknięcie Okumury "I kto tu jest głupi?". Na jego słowa machnęła nogą i chłopak dostał jej kapciem z wizerunkiem Happy'ego z Fairy Tail.
- Chcesz powiedzieć - kontynuował Akihito - że ty słyszysz to, co Rin widzi, ale nie widzisz tego, co on widzi, a on nie słyszy tego co ty słyszysz...
- A więc gdzie poszedłeś... Powiedziałeś, że tu będziesz, jeśli cię zawołam...
- Teraz, jak o tym mówisz, to... ona mi kogoś przypomina...
- Waaah! Yukio-kun, twoje bentou wygląda świetnie! Prawie tak samo smakowicie, jak to, które nosi Rin-kun! - wykrzyknęła Chigusa z dziwnym błyskiem w oku oglądając jego drugie śniadanie.
- Erm... To nii-san zazwyczaj robi moje obentou, może dlatego - wymamrotał Yukio, drapaiąc się po głowie. Zwracali na siebie zdecydowanie za dużo uwagi. Chigusa i on nie rozmawiali zazwyczaj poza klasą, chyba, że rano, na przystanku. W tej chwili dziewczyny piorunowały Outani wzrokiem i szeptały między sobą, a chłopcy obserwowali ją bacznie.
- Ooo - przysiągłby, że usłyszał 'wzzzzzit'. - Podzielisz się ze mną - bardziej stwierdziła, niż zaproponowała, zadowolona układając ręce na biodrach.
- A-am... Ano...
Yukio zauważył, że jedne z jego 'fanek', jak lubił je określać Rin, zbliżyły się niebezpiecznie do Chigusy. Dziewczyna jednak nie robiła sobie z tego nic, tylko opowiadała o tym, że starszy brat okularnika zawsze skąpił jej dobrego jedzenia, ale Yukio jest milszy.
- Słuchaj, Oubaka, czy jak ci tam - zaczęła wściekle, co dało się wyczuć w jej głosie, Yoshioka Maki.
- He? Outani jestem - Chigusa wyglądała na niezrażoną. - Ale możesz mi mówić Chigusa. Nie zaprzeczę, że zasługuję na miano idiotki, o czym mówi nawet moje drugie śniadanie - wyciągnęła zza pleców onigiri owinięte kartką z... poprawionym testem z matematyki, na którym nauczyciel nabazgrał czerwonym długopisem okrągłe '0' z dopiskiem 'AHO'.
- Outani... Gah, wszystko jedno - westchnęła Yoshioka. - Jeżeli sama przyznajesz, że jesteś idiotką, to radzę ci, nie zbliżaj się do Okumury-kun!
Brew Chigusy automatycznie posunęła w górę.
- Ale to będzie trudne, bo siedzimy obok siebie i jeździmy rano tym samym autobusem, a mi szkoda czasu i atłasu, żeby pędzić na inny przystanek, lub zmieniać miejsce - wzruszyła ramionami. - Wolę na lekcji robić inne rzeczy, bo może i jestem głupia, ale się staram.
- Czyżbyś nie dosłyszała?! Nie obchodzi mnie, czy siedzisz obok Okumury-kun, czy nie! Psujesz mu reputację, zawadzasz mu! Nie widzisz tego?! Masz okropny charakter, tak się uwieszasz na szyi, przyczepiasz, jak rzep do psiego ogona! Jeżeli pociągniesz Okumurę-kun w dół, to myślisz, że będzie się cieszył?! Nie powie ci tego w twarz, bo jest zbyt miły, ale jedyne, czym jesteś, to kolejną przeszkodą, którą ustawiono na jego drodze! I to tak upierdliwą, że nie da się ciebie ominąć, bez interwencji!
Chigusa patrzyła na nią, niby niewzruszona. Żaden mięsień jej twarzy nie drgnął, ale oczy miała puste. Smutne, pełne żalu, nie do Yoshioki, ale do niego, do Yukio. Okumura wiedział o tym. Czuł dziwne mrowienie pod skórą.
- Skończyłaś? - rzuciła oschle Chigusa.
- Nie! Bo dalej nie rozumiesz jednej rzeczy! Ludzie, tacy jak ty, nie zasługują choćby na sekundę uwagi od Okumury-kun! Okumura-kun to nasze światło, wszystkich, więc jeżeli chcesz choćby chwilę, to zasłuż sobie na nią...!
- Jakby mnie to... - nie dokończyła, choć głos jej się łamał, bo w tym momencie przed nią wyskoczył Yukio. Nawet tego nie zauważyła, gdyż właśnie wbijała wzrok w ziemię. I jakiekolwiek słowa, wyzwiska przerwał głośny dźwięk, przypominający chlupotanie wody w rynnach podczas deszczu. - Yukio... -kun? - wydukała.
Chłopak odwrócił się w jej stronę i nie patrząc w oczy, chwycił ją za rękę i pociągnął ze sobą. Nie odezwała się na tą nagłą akcję. Pozwoliła się prowadzić i razem uciekli z tego korytarza.

- Ne, Yukio-kun, skąd miałeś klucze na dach? - spytała beznamiętnie Chigusa, rozglądając się dookoła. Yukio był pewien, że nadal czuła niesmak po tamtej sytuacji, choć ona nie wyglądała na osobą, która długo trzymałaby urazę. Czuł się winny. Gdyby nie to, co stało się wcześniej, najprawdopodobniej biegałaby teraz po dachu od kąta do kąta, o ile ostatecznie skończyłaby na dachu. Nie mógł tego zagwarantować.
- Jestem przewodniczącym samorządu, woźny dał mi zapasowe klucze do większości ważnych pomieszczeń w szkole, są mi czasem potrzebne - wyjaśnił z delikatnym, acz pełnym żalu uśmiechem.
Stała w miejscu grzebiąc stopą w szparze pomiędzy płytami podłogi.
- Jeżeli mamy jeść... usiądźmy sobie gdzieś... - zaproponowała.
- Uhm... - przytaknął niepewnie.
Wybrał szybko jeden z rogów. Rozłożył swoją marynarkę na ziemi, zostając w koszuli i usiadł, opierając plecy o nierówną powierzchnię złożoną ze słupków ogrodzenia. Już miał otworzyć pudełko ze swoim drugim śniadaniem, gdy zauważył, że Chigusa z podwiniętymi kolanami siedzi po drugiej stronie, w naprzeciwległym rogu.
- Ano, Outani-san...
Nie podnosiła wzroku znad swoich kulek ryżowych zawiniętych w klasówkę.
- Outani-san...
Nic, dalej milczenie. Yukio zwinął swoją marynarkę i przeniósł się bliżej do niej, kładąc materiał na podłodze. Uśmiechnął się lekko, przepraszająco. Chigusa wstała i odsunęła się, najdalej jak mogła.
- Outani-san, zachorujesz w ten sposób, nie możesz...
- Kogo to obchodzi? - syknęła, lodowatym tonem. - Ostatecznie i tak jestem tylko kolejną, tylko, że bardziej upierdliwą, przeszkodą - przypomniała gorzko i opuściła głowę. Kosmyki długiej grzywki zakryły jej twarz. - Powinieneś mnie zostawić, wtedy na korytarzu... dałabym radę.
- Outani-san, nie miały prawa cię tak obrażać, powinienem zainterweniować wcześniej...
- Czy wiesz, jak beznadziejnie się teraz czuję?! Nie mogłam się nawet obronić, musiał to zrobić ktoś inny...! - wykrzyknęła łamiącym się głosem. - Jeżeli chcę się z tobą przyjaźnić, nie muszą mi dawać na to pozwolenia, nawet jeśli przyjaźń jest tylko z mojej strony...
- To nieprawda! - wtrącił niecierpliwie Yukio, czując, jak drżą mu ręce. Nie z powodu jesiennego wiatru, który wbjał się pod cienką koszulę. - Jesteś sympatyczną osobą Outani-san i chociaż nigdy tego nie mówiłem... Lubię cię.. i... erm... ch-chciałbym się z tobą przyjaźnić...
Automatycznie podniosła głowę, aż podskoczyła jej grzywka. Dopiero teraz zobaczył, że jej twarz jest czerwona od płaczu, a oczy pełne drobnych żyłek. Przy okazji zaobserwował coś, co wyleciału mu potem z głowy, długą bliznę biegnącą wzdłuż czoła.
- Na pewno?! Jesteś tego pewien?!
- Oi, erm, znaczy... Czy nii-san'a też tak pytałaś...?
Potrząsnęła głową.
- Dlaczego?
Uśmiechnęła się szeroko, tak jak lubił.
- Yukio-kun, nie bądź głupi! Może i jesteście podobni, ale Rin-kun i ty to dwie zupełnie inne osoby! Nie mogę was traktować tak samo, prawda?
I choć o tym nie wiedziała, to tymi słowami sprawiła mu wielką radość.
- Hehe, ale tak z innej beczki, nieźle ją zaskoczyłam, co nie? - zachichotała Chigusa wskazując na pakunek w swoich dłoniach.
Yukio odpowiedział uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać, po prostu wsunął mu się na usta bez jakiegokolwiek ostrzeżenia.
- Tak, to było naprawdę... Niesamowite posunięcie, to muszę przyznać.
- Teehee, w końcu to ja. Kto pomyślał, że złe oceny mogą się na coś człowiekowi przydać - westchnęła. - Ale z tym sensei to mam na pieńku już pewien czas. Dlatego czasami, gdy nic nie przychodzi mi do głowy, piszę coś zupełnie z innej beczki - podrapała się po głowie i zaczęła odpakowywać jedzenie.
- Hm, wolę nie wiedzieć, dlaczego napisał 'aho (idiotka)' na twoim teście.
- Szczerze to też nie wiem - wzniosła oczy do nieba. - Miałam dwa przypuszczenia. Jedno jest takie, że nie spodobał mu się kawał, który napisałam pod zadaniem tekstowym, a drugie, że taki efekt miło moje wielkie, okrągłe ziroł.
- Zabawne.
- Bardzo - parsknęła i biorąc ryż do ust, drugą ręką przerobiła kartkę na żurawia i podrzuciła go do góry, pozwalając, by wiatr zaniósł go ze sobą. - Zostało mi jeszcze około czterystu pięćdziesięciu trzech, a będzie pełny tysiak...
- Senbanzuru? - upewnił się Yukio.
- Aha... Będę miała szczęście, jeżeli ukończę gimnazjum, więc chciałabym temu szczęściu pomóc...
Yukio nigdy nie wierzył w coś takiego jak 'szczęście'. Jednak zdecydował, że nie powie o tym Chigusie. Zamiast tego, poprosił ją, żeby nauczyła go robić żurawie.

Nanase biegła dalej przed siebie, odgarniając włosy z twarzy. Lepiły się do niej, mokre od potu i śniegu, który niemiłosiernie uderzał przy każdym podmuchu wiatru. Nie widziała już nic wokół siebie. Żadnej sylwetki, żadnego cienia. Tylko ona i biała ściana. Czuła się, jak zamknięta w małym pomieszczeniu... tak klaustrofobicznie. Była przerażona, ale nie mogła przestać biec. Biała się, że białe ściany zacisną się wokół niej i przestanie czuć cokolwiek. Zimno zamknie ją w swoich objęciach.
- Nana?!
Nie przestawała biec, nawet gdy usłyszała jego głos, gdy usłyszała głos Takahiro. Wydawał się taki nierealny, że bała się, iż okaże się tylko mirażem. Nie mogła. Nie chciała na to pozwolić. Po prostu biegła.
- Nanase! Nanase! Czekaj, gdzie ty...!
Poczuła silny uścisk zaciskający się wokół jej nadgarstka i w pierwszym odruchu przygotowała pięść gotową do uderzenia, lecz i ta została zatrzymana przez dłoń Takahiro.
- Uspokój się! To ja! Debil Kinoshita! Hiro! Uspokój się! - wykrzyczał, potrząsając jej ramionami. Przestała się szarpać, oddychała płytko, starała się robić głębokie wdechy, ale albo jej płuca zmniejszyły objętość, albo zabrakło powietrza. Trzęsła się. - Spokojnie... Nanase, powiedz, co się stało? Co tu robisz w tą zawieję? Powinnaś być już w szkole!
Nanase przełknęła ślinę, starając się zebrać jakiekolwiek słowa i uformować je w stosowną wypowiedź. Powoli uniosła głowę, żeby spojrzeć Takahiro w oczy, lecz w tym samym momencie zobaczyła za jego plecami ten sam cień. Tym razem ponad nim roztaczał się wysoki łuk. Parasol. Otworzyła oczy szerzej, oddychając jeszcze szybciej.
- Nana... Nanase!
- Nie mogę tego znieść...
- Czego nie możesz znieść?! Pomogę ci, jeżeli potrzebujesz pomocy! Tylko powiedz!
Potrząsnęła głową z całej siły, tłumiąc łzy.
- Ona ciągle mnie woła... Słyszę jej głos, jest samotna, czeka na kogoś.. To boli, Hiro... To boli, ja czuję to wszystko... Widzę to wszystko... To boli... - szeptała, nie mogąc dobrać idealnych słów, żeby opisać to, co właśnie odczuwała.
W końcu wyrwała swoje ręce z uścisku Takahiro i popędziła dalej w śnieżycę. Chłopak wołał za nią jeszcze długo. Próbował biec, ale był za słaby. Zamieć zabrała ją ze sobą. Nie mógł jej znaleźć. Nie wiedzieć czemu, ale znalazł się tuż przed swoją szkołą, Akademią Prawdziwego Krzyża. Odpowiednie miejsce, odpowiedni czas. A jednak, Nanase zniknąła. Ktoś, lub coś zabrało ją ze sobą. Zacisnął zęby i złożył palce w pięści. Czuł, że jeśli dalej tak pójdzie, to wyłamie sobie kości. Jeżeli ktokolwiek wie, co się dzieje, to na pewno są to Okumurowie. Odwrócił się więc, z zamiarem udania się do starego męskiego akademika, ale nagle uderzył o niego szalenie mocny podmuch wiatru i wepchnął w obręb akademii. Takahiro podniósł się błyskawicznie, ale brama zamknęła się tuż przed jego nosem. Próbował ją otworzyć, potrząsał, wsłuchując się w szczęk metalu. Nic.
- Co do cholery...? - wysyczał wściekły.
- Czy wciąż tam jesteś?
- Że jak niby? - przetarł oczy wierzchem dłoni. Śnieg wciąż uderzał na niego niesiony przez wiatr, z taką siłą, że aż piekła go twarz. - Kim do cholery jesteś?! To ty gnębisz Nanase?!
- Krzyczałam, ale bez odpowiedzi... Już więcej nie poczułam cię obok mnie.
- Mówię coś do ciebie! - krzyknął dalej, kopiąc ze złością bramkę.
- Potrzebowałam cię dzisiaj... Mówiłeś, żebym zawołała, ale nie przyszedłeś... Dlaczego?
- Kimkolwiek jesteś...! Jeżeli zrobisz coś Nanase, to wiedz, że tego pożałujesz!
Przetarł oczy znowu. Zmrużył je, patrząc przed siebie, skąd dochodził dziwny głos. I... Zdawało się, że przez zasłonę śnieżycy, mógł ją zobaczyć. Stała tam, w mundurku w marynarskim stylu, miała długie, jasne włosy, zdawające się świecić na tle śniegu. Podobnie, jak oczy, których jednak nie mógł się dopatrzeć. Widział jedynie dwa, jasne światła. A ponad nimi coś ciemniejszego, czarny parasol z przywieszoną tam laleczką TeruTeru Bozu.
- Czekałam... nie pokazałeś się... - szepnęła postać, po czym odwróciła się i Takahiro widział jedynie ciemny kształt jej parasola.
- Czekaj...!

- Może... - zaczęła Natsume, niespodziewanie wchodząc do pokoju z miską i porcelanowym moździerzem w dłoni. - Macie coś wspólnego z duchem? Dlatego Rin go widzi, a Haru słyszy?
- Do kogo ona jest podobna Rin? Zastanów się! - nakazał Akihito.
- Braciszku, przy pracy stajesz się strasznie nerwowy - ziewnęła Harumi.
- Natomiast niesamowitym trafem, w poważnych sytuacjach zachowujesz spokój łatwiej, aniżeli choćby przy śniadaniu - stwierdził srebrnowłosy, nie patrząc na młodszą siostrę.
- Powiedzmy, że w takich sytuacjach wiem, że muszę współdziałać z tymi, z którymi na co dzień nie chcę mieć nic wspólnego - rzuciła, patrząc wymownie na Rin'a.
- Hej! A to niby co miało znaczyć, Haru... - zaczął urażony.
- Skup się! - huknął Akihito, prosto do ucha chłopaka, starając się ściągnąć jego uwagę na właściwą sprawę.
- SU-MI-MA-SEN! Uspokój swoją siostrę, bo nadal ma bulwersa za coś, za co przeprosiłem - warknął. - A co do tego... ugh... Wiesz, to było już jakiś czas temu, ale... Gah, ta... - rozejrzałs ię po pokoju zdezorientowany. - Gdzie ona jest?!
- Nie ma jej tu?! - Natsume z wrażenia wypuściła miskę, a ta z trzaskiem rozbiła się na ziemi. Zioła rozsypały się po podłodze, tworząc wraz z odłamkami naczynia kolorową mozaikę.
- Chwila... - Rin powstrzymał Akihito od panicznego krzyku. - Ja... już pamiętam... Ona... to ona... Pamiętam... Była... Chodziła ze mną do klasy w gimnazjum... - szeptał bez ładu i składu wplątując palce w swoje włosy w miarę jak postępowało zdenerwowanie. - Outani Chigusa... tak miała na imię.
I w tym momencie okno trzasnęło głośno wpuszczając do pomieszczenia powiew mroźnego wiatru z ostrym śniegiem, który przy każdym uderzeniu drażnił skórę boleśnie.
- Outani-san...
Akihito wytrzeszczył oczy. Natsume przeskoczyła szczątki naczynia i przepchnęła się bliżej. Harumi drgnęła i pomasowała skroń. Zdawało jej się, że znowu coś słyszała. Tym razem, to było inne. Czysty ból.
- Yukio! Yokatta! - wykrzyknął Rin, dopadając miejsce bliżej brata. - Hej! Yukio! Otwórz oczy! Hej! Wyjdziesz z tego, to tylko gorączka, dopadały cię gorsze rzeczy! Hej! Yukio...! - młodszy z Okumurów leżał nieruchomo na łóżku pod stertą kocy, jakby nigdy nie było w nim życia. Rin zaczął nim potrząsać z desperacją, jaka rzadko mu się zdarzała.
Harumi opuściła głowę i oparła ją na dłoni. Czuła ból wędrujący od skroni wgłąb jej głowy. Ten głos powracał. Ale teraz był przepełniony większym cierpieniem, niż wcześniej.
- Outani-san... Teru... teru bozu... nie... pomogą... - wymamrotał Yukio, sprawiając, że Rin podskoczył. - Deszcz i tak... przyjdzie... - oddychał szybko i płytko, jakby sprawiało mu to trudność, drżał z zimna.
- Niech ktoś zamknie... to okno - syknęła Harumi trąc sobie okolice zatok.
I z kolejnym trzaskiem wiatr zniknął na dworze.
- Czy ktoś... tu jest?
Padało. Pomimo tego ile wysiłku Chigusa włożyła w tworzenie lalek TeruTeru Bozu. Była widocznie rozczarowana, kiedy przyszła do szkoły pod swoim przezroczystym parasolem w różowe paski.
- Gah! Nie dość, że wyniki testu, to jeszcze musiało padać - westchnęła ciężko. - Dlaczego?! Przecież zrobiłam koło setki tych laleczek! Nawet moje rodzeństwo je robiło... Jestem pewna, że myślą teraz, że jestem kłamczuchą... - wymamrotała ze smutkiem.
- Masz młodsze rodzeństwo? - Yukio popatrzył na nią z ciekawością, składając swoje but w szafce i wyjmując parę pantofli na zmianę.
- Aha, brata i siostrę, Sentarou i Chizuru - powiedziała uśmiechając się delikatnie na wspomnienie o nich. - Sentarou chodzi do przedszkola a Chizuru do podstawówki. Jest taka dorosła... Czasami mam wrażenie, że poważniejsza ode mnie, tehee... Odprowadza nawet Sentarou do przedszkola, bo ja nie mam czasu... - tu znów westchnęła bezsilnie.
- Ja mam tylko starszego brata...
- Bliźniaka... Hmm, czasami byłoby zabawnie mieć brata lub siostrę bliźniaczkę - stwierdziła. - Szkoda, że z wyglądu nie jesteście podobni. Moglibyście się zamieniać. Ja prosiłabym mojego bliźniaka o pisanie za mnie sprawdzianów...
Zatuptała założywszy buty i rozłożyła ramiona.
- Outani-san, uderzyłaś się gdzieś? Może upadłaś? - spytał Yukio, uważnie przyglądając się ciemnej plamie na jej skórze w pobliżu nadgarstka.
- Aha... - przeciągnęła się rozkosznie. - Próbowałam wczoraj naprawić rower i kiedy wybrałam się na przejażdżkę... Cóż, nie wygląda to najlepiej, prawda? - powoli podsunęła rękaw, ukazując strupy i czerwone linie oraz siniaki na swojej skórze. - Miałam rację, żeby już nie jeździć rowerem.
- Jest prawie zima...
- Koniec semestru, brrr - pomasowała sobie ramiona.
- Hm, erm, Outani-san, jeżeli tak nie radzisz sobie z nauką, co powiesz na to, żebym ci pomógł? - zaproponował Yukio. - Tylko jeśli zechcesz oczywiście!
Wyglądała na niepewną. Przez chwilę patrzyła na niego, jakby prześwietlała go na wylot. Czasami miał wrażenie, że widzi wszystko. Coś zdawało się ją trapić.
- Z wielką chęcią~! U ciebie, dobrze? U mnie nie ma zbyt warunków~! Chizuru i Sentarou często hałasują. Z tego co słyszałam, mieszkacie przy kościele?
- Eh, tak.
- To się świetnie składa~! Przy okazji tam wstąpię... Eh, naprawdę, dawno nie byłam już w kościele... - powiedziała, ale bardziej do siebie, niż do niego. - Dobra chodźmy już, muszę się przygotować mentalnie na odbiór wyników~! Skrzyżuj za mnie palce~!
Uśmiechnął się pobłażliwie. Nic dziwnego, że dawno nie była w kościele, skoro wierzy we wszystkie przesądy i zabobony, jakie tylko istnieją.

Wyniki trafiły do ich rąk. Yukio nie musiał się martwić. Tak jak sądził, trzycyfrowy wynik wpisany zielonym markerem pysznił się w miejscu liczby punktów. Uśmiechnął się do siebie delikatnie. Shirou będzie z niego dumny. Ale pewnie bardziej niż o tej dumie, pamiętać będzie o porażce Rin'a. Ucieszy się, lecz ile potrwa radość, gdy Rin przyniesie kolejną naganę i oblany sprawdzian?
- Ne, Yukio-kun, co dostałeś? - spytała Chigusa, nieśmiało - tak, nieśmiało, zerkając na niego znad swojego sprawdzianu. Jeszcze nie przysunęła swojej ławki, choć nie miała podręcznika jak zawsze. To było pewne.
Nie wiedział, czy to w porządku pokazać jej swój wynik. Wiedział, że Chigusa nie uczy się najlepiej, więc nie chciał jej dobijać. Tak już po prostu było. Widziała jego wahanie. Jedna z jej brwi automatycznie podjechała do góry i Chigusa po prostu wyrwała mu sprawdzian z dłoni. Przejechała po tekście nieuważnie, zatrzymując się na zielonej stówce. Wypuściła powietrze z płuc i uśmiechnęła się smutno.
- A ty co... masz...? - powiedział cicho.
Uśmiechnęła się szeroko, choć widział, że ten uśmiech nie dosięgał jej oczu. One pozostawały smutne. To po nich wiedział, że czuła żal, rozczarowanie. I było mu przykro.
- Hehe, całe trzydzieści, jak widzisz~! - dziarsko uniosła swoją kartkę, której marginesy były pełne jej własnych dopisków i odpowiedzi nauczyciela. Podrapała się po głowie. Yukio przyglądał się temu z pewnym niepokojem. Od kiedy tylko pamiętał, Chigusa łapała same czerwone. - Nee, Yukio-kun, nie przejmuj się tym... Dam radę! W końcu to ja! - uniosła pięść i pokazała kciuk do góry. Posłała mu perskie oko. - Hm, potrzebujesz jeszcze tego? - spytała.
Popatrzył na sprawdzian i uśmiechnął się krzywo, po czym go jej podał. Z obu kartek zrobiła żurawie. Używając jednej machała nią przed twarzą Yukio, jakby ptak był żywy i parodiowała przy okazji nauczyciela wuefu, Agemaki Isao.

- Bardzo chciałaś tu przyjść? - spytał Yukio, obserwując, jak Chigusa biegnie z powrotem, kryjąc się pod pożyczoną od niego marynarką. Przeleciała przez plac na dachu z szerokim uśmiechem, mrugając raz po raz.
- Bardzo~! Ostatecznie to dwa kolejne żurawie za mną, tehee~! - przytaknęła i mokrą dłonią zmierzwiła mu włosy. - Uups~! Znowu to zrobiłam, przepraszam... Hehe, przypomina mi się tamten dzień...
- Przepraszam... - Yukio odwrócił wzrok, czując zakłopotanie.
- Ej no, niepotrzebnie! Pierwszy raz widziałam cię wkurzonego. To było na swój sposób interesujące - stwierdziła.
- Interesujące? - zamrugał i wytrzepał podane przez nią ubranie.
- Aha. Nigdy tak normalnie się nie wkurzasz, poza tą akcją z Yoshioką... Ciekawe, że jednak nikt tego nie zgłosił, tak by the way. Ale... Byłam szczęśliwa, wiem, że to brzmi nieco 'masochistycznie'? Ale, ale, byłam szczęśliwa, że jesteś szczery, ze sobą i ze mną - wyznała.
Wpatrywał się w nią, jak ciele w malowane wrota, aż parsknęła śmiechem. Nie mógł uwierzyć, że to dało się zainterpretować w inny sposób, niż osobistą obrazę. Wybuch złości? Szczerość? Prawda, nigdy nie potrafił nadążyć za tokiem myślenia Chigusy, ale teraz to już naprawdę.
- Ej no, przestań, bo się zarumienię~! Tehee, patrzysz się na mnie, jak ja na bentou roboty Rin'a - zachichotała i obróciwszy się zaczęła schodzić po schodach.
Szybko podążył za nią.
- Jeśli chcesz... Może mógłbym poprosić Rin'a, albo... sam zrobić ci bentou - zaproponował Yukio.
- Serio?! A więc kolejna cecha wspólna! Nie dziwię się, że macie tyle fanek, tehee, nie dość, że przystojni, to jeszcze gotują... Zaraz, zaraz, czy ja to powiedziałam głośno? Ojojoj~! Hehehehe~!
Nie umiał gotować. Tak naprawdę, nigdy nie dotykał kuchenki bez pozwolenia Rin'a. Był antytalentem w dziedzinie gotowania. Doszedł do wniosku, że chyba trafi się pierwszy raz, kiedy to będzie musiał poprosić o pomoc brata - od czasów dzieciństwa.

- He? Gdzie moja parasolka? - Chigusa przejechała dłonią po rączkach wszystkich pozostawionych 'daszków', ale nigdzie nie zauważyła swojej laleczki TeruTeru Bozu.
- Nie dotykaj - syknęła Yoshioka, zabierając swoją własną i prychając odeszła, żegnając się jeszcze z Yukio. Chigusa podrapała się po głowie i westchnęła głośno.
- Mooou, a to była pożyczona od Chizuru! Jakby sam deszcz nie był wystarczającą karą... Trudno, raz czy dwa można przemoknąć.
- Erm, mogę pożyczyć ci moją, Outani-san.
Chigusa zamrugała.
- A Rin-kun nie będzie jej potrzebował? Z tego co zauważyłam, przyszedł dziś bez parasola.
Yukio zdziwił się, że zauważyła taki detal, ale postanowił nie zwracać na to uwagi.
- Nie sądzę, by chciał... Zresztą, już poszedł, z tego co widzę. Możemy iść razem pod nią, jest wystarczająco duża - zaproponował Yukio, uśmiechając się zachęcająco.
- Hmm, no dobra, ale...! Czekaj! - zaczęła grzebać w swojej torbie, aż wypadła z niej malutka laleczka. Uśmiechnęła się szeroko i bez zastanowienia umocowała ją na rączce parasolki. - No, teraz śmiało możemy iść~!
Yukio przytaknął i kiedy tylko wyszli, otworzył swój duży, czarny parasol i razem wyszli w deszcz. Szli do przystanku, wsłuchując się w krople bębniące o tkaninę i rozmawiając. To o szkole, to o pogodzie, rodzinie, programach telewizyjnych. O wszystkim o czym Yukio nigdy z nikim nie rozmawiał. Kiedy wysiedli z autobusu na swoim przystanku, pozwolił jej zabrać parasol, choć się opierała. Coś go kusiło, żeby pójść z nią, odprowadzić ją pod sam dom. Zobaczyć, jak mieszka, może poznać jej rodzeństwo. Cokolwiek. Czuł dziwną potrzebę poznania jej lepiej. Dlatego w ostatnim momencie poprosił ją o numer telefonu. Nie miała komórki. Podała numer domowy, a on napisał jej na skrawku papieru rząd cyferek prowadzący do jego szarej komórki leżącej w domu na stoliku nocnym. Pożegnali się.
Nie wiedzieć czemu, czuł potem, że jednak powinien pójść za nią.


- Nanase zniknęła!
Jakby nie wystarczyło zmartwień, jakby nie wystarczyło tajemnic, nagle do akademika wkroczył Kinoshita Takahiro ze strasznymi wieściami. A z Yukio było coraz gorzej. Natsume robiła okłady, Harumi gorączkowo próbowała przeglądać książkę o medycynie domowej. Rin siedział w bezruchu przy bracie. Akihito był jedynym, który nie potrafił zachować względnego spokoju. Względnego.
- Co chcesz powiedzieć, przez 'zniknęła'?! - wykrzyknął Tadamasa.
- Po prostu... Wpadła na mnie, w śnieżycy, była roztrzęsiona... Mówiła coś o jakichś głosach, że nie może już tego wytrzymać... Nie wiedziałem, co mam robić... Próbowałem ją uspokoić, ale ciągle to powtarzała... A potem...
- Co potem?! Co potem?!
- Akihito, spokojnie.
- Potem... Potem uciekła dalej, chyba coś zobaczyła... Nie wiem... Nagle znalazłem się przed szkołą... Chciałem iść do was, ale coś wepchnęło mnie do szkoły... Potem widziałem ją.
- Niech zgadnę, gimnazjalistka, mundurek marynarski, jasne włosy, jasne oczy, imię Outani Chigusa...
- Nie wiem, jak się nazywa... Zaraz, skąd to wszystko wiesz?! Co wy knujecie?! Akihito!
- Sami nie wiemy, co się tutaj dzieje Takahiro! - zaznaczył Tadamasa. - Nie możemy nic zrobić, Yukio zemdlał przed szkołą i Nanase razem z jakimś Nakaharą przynieśli go tutaj, ale Nanase poszła coś, czegoś szukać, sam nie wiem! Yukio ma gorączkę, może w każdej chwili umrzeć! Jeżeli dojdzie do czterdziestu trzech stopni jego mózg zacznie się topić, rozumiesz to?!
- Rozumiem! - huknął Takahiro. - Ale co jego przeziębienie ma do zniknięcia Nanase i jakiejś gimnazjalistki, która cały czas gada, że ktoś ją opuścił, nie odpowiada i tak dalej... Wypisz wymaluj, co się do cholery dzieje?!
- Opuścił, ale... Opuszczona osoba wraca, nawiedza... Dotychczas się to nie zdarzało, a aktywność duchów i ich żal wzrasta z każdą obracaną rocznicą śmierci, czyż nie? - odezwała się Harumi, zamykając książkę z cichym hukiem. - Duchy myślą, że mogą uleczyć samotność zdobywając sobie towarzyszy w niedoli, dlatego wodzą ludzi, porywają, a ci kończą martwi... - westchnęła. - Rin ją znał, dlatego ją widzi, ja... mogłam czuć coś podobnego, dlatego ją słyszę. Słyszę każde słowo.
- Wchodzisz w teorię demonologii, ale...
- Jeżeli ten duch jest silnie związany z Yukio-san, oznacza to, że żywi się nim, to chyba proste? Żywiąc się, może go skazać choćby na chorobę - wskazała na zimny okład na czole chłopaka. - Wystarczająco silny duch może też spowodować zakłócenia pogodowe - skinęła głową w stronę okna.
- Ale to wszystko nie może być spowodowane przez jednego ducha! Nie ma jednego tak silnego stworzenia! Musiałby to być książę, albo nie daj Boże sam Azazel!
Harumi spojrzała na nią z wypisanym na twarzy pytaniem "Naprawdę?". Usta Natsume ułożyły się w kształt litery 'o', w miarę, jak przysowiła fakty.
- Co mamy robić, pani ekspertko? - fuknął Rin.
- Najprostszy sposób?
Wszyscy obecni poza Yukio przytaknęli.
- Wziąć tego tutaj na miejsce zdarzenia, mam na myśli śmierci tej całej Outani, bo skoro nawiedza Yukio-san, to znaczy, że musiała umrzeć, no nie? I... Odprawić egzorcyzm, żeby uspokoić jej duszę i odesłać do piekła, nieba, czy gdzie tam chcecie.
- Chcesz powiedzieć...
- Oj dajcie spokój z tym 'chcesz powiedzieć?', mam na myśli to, co powiedziałam i o cokolwiek zapytacie, moja odpowiedź jest twierdząca. I proszę tu o niezadawanie niemoralnych pytań - tu spojrzała znacząco na Rin'a.
- Na egzorcyzm trzeba zgody, potrzeba sprzętu i nie możemy wynieść go na mróz! - zauważył Akihito, okładając się pięściami po głowie. - Co musimy zrobić?!
- To, co powiedziałam. Na zgodę już nie mamy czasu. Robienie egzorcyzmu tutaj za wiele nam nie da - westchnęła. - A co do Yukio-san... Mogę się mylić, ale w jakimś starym źródle było napisane, że im bliżej opętana osoba jest samego demona, bądź związanej z nim rzeczy, tym lżejsze jest jej cierpienie.
- Czyli jest możliwość, że zyskamy nieco na czasie? - spytała Natsume.
- Pewna możliwość jest - przytaknęła niepewnie Harumi. - Lepiej się pospieszmy. Kanzaki-san może nie mieć tyle szczęścia... A ta Outani to dosyć gadatliwa osoba... - dodała.
Potem odwołała ich wspólną naukę. Yukio nie wiedział, dlaczego, ale nie chciała o tym rozmawiać. Przychodziły sprawdziany, walki o oceny. Chigusa zgłaszała się do wszystkiego, robiła, co mogła z wielkim zapałem. Yukio miał jednak wrażenie, że coś w niej gaśnie. Powoli, ale trwale, gasła w niej siła. Upadków na rowerze widocznie przybywało. Yukio przestał wierzyć w tą wersję. Siniaki pojawiały się na różnych częściach ciała. Do tego stopnia, że któregoś dnia Chigusa nie ćwiczyła na wuefie i spędziła go u pielęgniarki. Yukio był zwolniony z lekcji wychowania fizycznego. Byli razem w jednym pomieszczeniu. Ona kończyła projekt, który zaczęła na historię Europy. Nie pozwalała sobie pomóc.
Nie wiedział czemu, ale teraz, czuł, że gdyby poszedł z nią tamtego dnia, być może nie widziałby teraz, tej przezroczystej szyby, ściany, która stała pomiędzy nimi. I... co najśmieszniejsze, albo najdziwniejsze... to nie on ją zbudował. Ona po prostu... stała. Stała między nimi od początku. Yukio myślał, że to jego dystans. Ale to ona go zachowywała. Na pozór szczera i zawsze wesoła. Nazywała się głupią i z uśmiechem podchodziła do własnych błędów.
Ale znał ją tylko taką.
- Ne, ne, Yukio-kun, sądzisz, że któregoś dnia i ja będę mieć taką zieloną stówkę? - spytała nagle, kreśląc coś markerem na brystolu.
Oderwany od swoich zajęć drgnął i spojrzał na nią pytająco. Powtórzyła pytanie. Wzniósł oczy do nieba, obejrzał się po całym pokoju, byleby nie patrzeć na nią.
- Możliwe.
- Hehe, nie musisz kłamać~! - parsknęła Chigusa. - Wiem, że to niemożliwe... Hmm, ale kto wie, może uda mi się ukończyć gimnazjum... Może, może, może, jest szeroookie i głębokie, ah! To nie to morze... - mamrotała z delikatnym uśmiechem czytając coś na swojej pracy.
- Ja... nie kłamię.
- Oj przestań, widziałam to w twoich oczach - powiedziała. Spojrzał na nią zaskoczony, a ona znów parsknęła śmiechem. - Przede mną się nic nie ukryje, zapamiętaj.

- Może powinnam wam pomóc? - zaproponowała Harumi, widząc, jak Takahiro, Akihito i Rin niosą Yukio owiniętego we wszystkie koce i ubranego we wszystkie zbędne ubrania, jakie znalazły się w akademiku.
- Ty lepiej pomóż Natsume ze sprzętem - poradził jej Tadamasa.
Wzruszyła ramionami, ale spojrzała na nich nostalgicznie. Rzem z Natsume targała asortyment miko oraz sprzęty potrzebne chrześcijańskiemu egzorcyście. Miała wrażenie, że to wszystko jest zbędne. Uczucie, że do końca tego wszystkiego potrzebny jest tylko Yukio. Tylko on. Ten, który został ofiarą Chigusy. Nie wiedziała dokładnie dlaczego.
Mogła słuchać tylko jej głosu w swojej głowie. Między wierszami pieśni pełnej łez słyszała ciche podziękowania, słyszała prośby, słyszała błagania. Chigusa mówiła dużo, ale bez ładu i składu. Jedynie pojedyncze słowa miały sens. A może... Wszystko było jasne? Tylko ona nie była właściwym odbiorcą?
Sto... Czarny parasol... Onigiri... Chigusaho... Teru-Teru Bozu... Przezroczysty parasol... Senbanzuru... trzydzieści... Nyanmaru... długopis... dom... rower... autobus... Chizuru... Sentarou... Yoshioka... projekty... żurawie... kciuki... skrzyżowane palce... ławka... podręcznik... bentou...
Dziękuję.
Nie wiedziała, jak sprawy układały się pomiędzy Yukio, a Chigusą. Nie znała żadnej ze stron zbyt dobrze. Yukio był jednym z jej licznych znajomych. Wiedziała tyle ile potrzebowała. Ale co było w jego przeszłości, że te uczucia, które odczuwała kiedyś... wracały do niej wraz ze słowami i wspomnieniami Chigusy?

Nanase trzęsąc się cała powoli weszła na szkolne podwórze. Brama za nią zatrzasnęła się z hukiem. Przełykając ślinę rozejrzała się dookoła i zawołała:
- K-ktoś tu jest?
Nikt jej nie odpowiedział, tak, jak sądziła. Okna gimnazjum były zabite deskami. Podwórze całe ośnieżone. Mogła brodzić w zaspach po sam pas. Zdawało jej się, że życie uleciało z tego miejsca całkiem niedawno. Przestąpiła z nogi na nogę. Wiatr owiewał jej plecy i wdzierał się pod płaszcz. Zerwał jej czapję już dawno. Czuła niepokój.
I znów tam stała.
Z czarnym parasolem, w letnim mundurku. Miała długie, jasne włosy i lśniące, jak dwie gwiazdy oczy. Przypominała bardziej nimfę, aniżeli kogoś, kto wyprowadziłby ją w śnieżycę na pewną śmierć. Uśmiechała się delikatnie. Złożyła parasol i gestem przywołała Nanase do siebie, po czym wbiegła przez główne wejście do środka. Dosłownie. Przeszła przez zaryglowane drzwi. Nanase niepewnie weszła na schody i otrzepała nogi ze śniegu. Rozejrzała się po ganku. Nikogo nie było.
Opuszczona szkoła.
Przełknęła ślinę i zastukała w deski. Trzymały się dosyć dobrze. Już miała się odwrócić, kiedy poczuła śliski, zimny dotyk na swoim nadgarstku. Tak dziwny od tego, którym uraczył ją Takahiro. Tamten był silny, zdecydowany, żywy. I po chwili uderzyła plecami o drzwi. Pociemniało jej przed oczami i upadła na podłogę wewnątrz budynku. Wytrzeszczyła oczy i piszcząc ze strachu cofnęła się do tyłu, gdy zauważyła, że wciąż ma nogi po drugiej stronie.
- Co tu się dzieje... - wyszeptała opierając twarz na dłoni. Nie powstrzymywała łez strachu. - Kim ty jesteś?! Czego ode mnie chcesz?! - wykrzyknęła unosząc głowę i wpatrując się w sufit.
Poczuła chłodny dotyk na ramieniu, przeniknął przez kurtkę, która ledwo trzymała ją w cieple. Przełknęła ślinę i powoli odwróciła głowę. Dziewczyna nie miała już parasola. Uśmiechała się delikatnie.
- Nie mogę wyjaśnić, dlaczego, ale tak głęboki spokój i pewność umieściłeś w moim życiu... Dlaczego cię nie ma? Dlaczego nie przyszedłeś? Obiecałeś, że będziesz, jeśli cię zawołam...
- P-proszę... G-gdybyś cze-czegoś potrzebowała, m-możesz zadzwonić! Odbiorę i przybędę, najszybciej, jak będę mógł! Obiecuję!
Wytrzeszczyła oczy, słysząc odbijający się echem głos Yukio. Rozejrzała się gorączkowo, poszukując swojego kohai'a, ale nigdzie go nie było. A przecież... ktoś coś mówił! Jego głosem!
- Yukio-san?! Yukio-san?!
- Yukio... - kun...
- Huh?! - Nanase poderwała się na równe nogi, odsuwając jak najdalej od dziwnej dziewczyny. - Zn-znasz Yukio-san? - wydukała najszybciej jak potrafiła.
- Yukio-kun?
- Tak! Tak! Okumura Yukio! Lat szesnaście! Taki wysoki, nosi okulary, ciemne włosy, oczy morski błękit! Zwykle ma przy sobie dwa pistolety i jest cholernie mądry! Znasz go?!
Postać potrząsnęła głową i uśmiechnęła się szerzej. Wyciągnęła rękę.
- Chodź... Yukio-kun.
- Z-z-zaprowadzisz mnie do Y-Yukio?
Pokiwała głową, a Nanase bez zastanowienia wsunęła dłoń w chłodny, jakby nierealny uścisk.

- Rin, na pewno pamiętasz, gdzie było wasze gimnazjum? - westchnęła Harumi, zdejmując po raz kolejny włosy z twarzy. - Pamiętaj, że pogoda płata nam figle, więc trzeba iść na logikę...
- Chrzanić twoją logikę! Nie mamy na nią czasu!
- Ty serio chcesz mnie wkurzyć, no nie?!
- Wy dwoje...! - huknął Akihito. - Nie możecie współpracować, albo przynajmniej zamknąć się chociaż na parę minut?! Nie rozumiecie, że w tej chwili każda sekunda jest cenna i mamy na własnych barkach życie dwojga egzorcystów?! Naprawdę tego nie rozumiecie?!
Harumi odwróciła wzrok. Rin syknął bezradnie.
- Chyba coś widzę...! - wykrzyknęła Natsume.
Takahiro uniósł głowę i wychylił się, głos zamarł mu w krtani. Teraz wszyscy widzieli. Brama gimnazjum, które w dziwnych okolicznościach zamknięto niedługo po tym, jak rówieśnicy Rin'a i Yukio zakończyli w nim naukę. Stało, jak gdyby nigdy nic. Brama była szeroko otwarta, teren odśnieżony, główne wejście zapraszało ciepłem. Jakby nie bacząc na zimno, uczniowie przesiadywali na trawniku, schodach, obsiadali parapety i nie patrząc na nich, spędzali swój kolejny dzień szkolny. W letnich mundurka. O niemal przezroczystych sylwetkach.
- To nie jest już dzieło samej Outani - Harumi potrząsnęła głową.
- Azazel... maczał w tym palce, prawda? - wydukała Natsume.
- Nie możemy liczyć na zwykły egzorcyzm... Chyba, że, nie... - urwała i potarła skronie wolną ręką.
- Jak zaczęłaś, to dokończ! - nakazał Takahiro.
- Hiro... - syknął Akihito.
Wzniosła oczy do nieba. Znowu ją słyszała, Chigusę. Znowu. Doświadczała tych uczuć co ona, poczucia winy, samotności, żalu, smutku, złości, bezradności.
- Dalej już nie pójdę - powiedziała poważnym tonem, przypominającym w brzmieniu papier ścierny. Natsume spuściła głowę. Akihito nie zdejmował z niej ostrego spojrzenia. - I niech nikt nie pyta, co chcę przez to powiedzieć. Po prostu, nie pójdę... - pogrzebała w kieszeni i wyjęła z niej białą kartkę z magicznym kręgiem. - Ama poniesie za mnie sprzęt. Idźcie... Dogoni was, już tego dopilnuję.
- Nie zrób sobie krzywdy - polecił srebrnowłosy i poprawiając chwyt na Yukio oddalili się wgłąb szkoły pełnej duchów. Skoro tylko brama się zamknęła, zasłona zamieci okryła wizję i Harumi nie mogła ich już zobaczyć. Ugryzła się w palec, rozrywając na nim skórę, a ta opadłszy na kartkę syknęła i uniosła się z niej para.
- Genesis... - szepnęła i światło, które otoczyło krąg zaczęło formować się na jej oczach w kształt sylwetki człowieka. Człowieka w jasnofioletowym kimonie, ze spiczastymi uszami, długimi, brązowymi włosami i twarzą ukrytą pod maską ptaka. Za jego plecami, prócz przytwierdzonego miecza, pozostawały złożone, czarne skrzydła. - A może powinno to być Numeri? Leviticus? Deuteronomium? - westchnęła ciężko. - Cokolwiek, trzymaj Ama!
Chowaniec się nie odezwał. Wezwała go w formie początkowej. Nie wiedziała, o czym musiała myśleć, żeby pojawił się przed nią jako tengu, skoro był demonem-orłem-sokołopodobnym-przewodnikiem. Wcisnęła mu ciężki plecaki i dwa grube zwoje.
- Umiesz latać, no nie? - zaczęła machać rękami po bokach. - Więc... ty przelecieć powyżej ta ogrodzenie i ty nie zgubić się w zamieć... Ty rozwalić cokolwiek stać ci na przeszkoda i ty znaleźć taki brzydki pan, długa włosy, takie srebrne, trzymać taka duża kukła i taka wkurzająca pani, też taka długa włosy, takie srebrne, capisco?
Nic nie odpowiedział. Skinął jedynie głową, rozłożył skrzydła i wzleciał w powietrze. Po chwili i on zniknął z jej pola widzenia.
- Miałeś pójść z nimi. Nie czekać tutaj, zostawić mnie, wiesz?
Rin spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek i uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę wierzyłaś, że będę robić, co mi każesz?
Przewróciłam oczami.
- Rin, życie twojego brata wisi na włosku, a ty nie robisz nic, żeby go uratować - zauważyła.
- Ale ty robisz, więc... chcę ci pomóc.
Zjechała plecami po murze otaczającym opuszczone gimnazjum i usiadła na ziemi. Zadarłszy głowę, obserwowała, jak podchodzi i siada obok niej. Chłód atakował zewsząd, a pomimo to, czuli ciepło.
- Co zamierzasz zrobić?
- Szczerze? Nie wiem - przyznała.
- Myślałem, że jestem jedyny, dzięki, że mnie pocieszyłaś.
Odpowiedziała uśmiechem i splotła swoje palce, z jego palcami. Przymknęła oczy i oparła głowę o mur. Nie obchodziło jej, co zaraz się stanie. Czasami narzekała, że zawsze robi za medium. Ale nigdy to nie dotyczyło jej samej. Zawsze mieszała w wizjach i duszach innych, a teraz, skoro słyszała Chigusę, była w to zamieszana.
- Boisz się?
- Cokolwiek to jest... to nie sądzę, by było straszniejsze od tego, co działo się do te... - urwała nagle i osunęła się do tyłu.
- Haru...?
Potem były kolejne testy, kolejne żurawie. Jego wyniki pozostawały w nienaruszonym, dobrym stanie. Nie wierzył w swoją dobrą passę. Zawsze był dobrym uczniem, ale nigdy nie zdarzało mu się zbierać tyle full'ów pod rząd. Los lubił płatać figle. Tym razem przesadzał. Kiedy Yukio zbierał trzycyfrowe wyniki, z Chigusą było coraz gorzej. Stopnie wpisane czerwonym mazakiem były jak wyrok śmierci. Nie trzeba było być Einsteinem, żeby wiedzieć, skąd brały się siniaki na jej ciele. Yukio jednak zamierał na swoim miejscu, spędzając z nią przerwę śniadaniową na żartach, rozmawiając w autobusie, czasami przez telefon.
Aż pewnego dnia, skończył się drugi semestr. Przyszedł czas na ferie zimowe.
- Co zamierzasz w nie robić? - spytała go Chigusa ze swoim normalnym uśmiechem. Sprzątała ławkę. Jak co semestr, po feriach miał nadejść czas losowania nowych miejsc. Nie będą już więcej siedzieć obok siebie. Yukio czuł ucisk w żołądku.
- Eh, ojciec zapisał mnie na obóz specjalny... - podrapał się po głowie. - Naprawdę chciałbym zostać w domu i trochę odpocząć... ostatnio miałem dużo pracy w samorządzie uczniowskim i doszły jeszcze zajęcia pozaszkolne.
- Rozumiem - przytaknęła beznamiętnie i schowała ostatniego żurawia do torby. - Ja będę siedzieć w domu, lenić się i zajmować doświadczeniem na poprawę ocen z biologii - uniosła kciuk do góry i uśmiechnęła się krzywo.
- Ciekawe plany. Um, ano... Dzisiaj z okazji rozpoczęcia ferii zimowych Rin przyrządza nabe, chciałabyś wpaść? Jestem pewnien, że wystarczy dla ciebie i milej będzie iść w towarzystwie.
- Nabe...?! - na chwilę jej twarz rozjaśniła się po staremu, ale zaraz spoważniała. To nie było normalne. - Chciałabym... - mruknęła, odwracając wzrok. - Nie mogę, hehe, ktoś musi zajmować się Chizuru i Sentarou... Tata wraca dzisiaj z delegacji i... musimy być w domu, wiesz, rodzinna atmosfera, dosyć rzadko się zdarza - zachichotała i puściła mu oko. - Naprawdę za to przepraszam... Może innym razem, tehee...

Ale to był ostatni raz, kiedy rozmawiali normalnie. Podczas zimowej przerwy nie odezwała się ani razu. Yukio, choć nie przyznałby się do tego, czekał na jej telefon. W końcu sam zadzwonił. Nikt nie odebrał.
Kiedy wrócił, chciał się z nią jakoś skontaktować, ale w porę zrozumiał, że nie wiedział, gdzie mieszkała. Nie wiedział o niej wiele, o czym zaczął się przekonywać. Byli znajomymi, sąsiadami w klasie. Czasami nawet dwoma przeciwnymi sobie biegunami.
Przyszedł nowy semestr. Przywitali się z wychowawcą, Hirano Yuuto i rozpoczęło się losowanie. Yukio wiedział, jak małe są szanse, że znów usiądą obok siebie, a jednak nie mógł powstrzymać się od przeliczania ich i ciągłego krzyżowania palców, co było raczej w stylu Chigusy.
Znów ławka z tyłu. Tym razem, bez niej. Chigusa znalazła się niemal na środku klasy. Zostawiając swoją ławkę pod oknem, gdzie zawsze zasłaniała widok przez okno, nieważne, jak bardzo wychylała się do tyły, do przodu. Czasami żartowała, że swoją głupotą jest w stanie przyćmić słońce. Zazwyczaj mówiła to po odebraniu jednocyfrowego wyniku. Pierwsze, co zrobiła, to zagajenie z osobą po swojej prawej. Potem wciągnęła do rozmowy lewą stronę, przód i tył. Musiała czuć się, jak ryba w wodzie, śmiejąc się i żartując.
Potępiał zazdrość.
- Ohayo, Okumura-kun - zamiast Chigusy, po jego lewej usiadła jakaś drobna, niska dziewczyna o krótkich, czarnych włosach. - Matsuzaki Rika, yoroshiku onegaishimasu - ukłoniła się i uśmiechnęła nieśmiało.
- Ah, Okumura Yukio desu, yoroshiku.
Zazwyczaj to on był tym bardziej formalnym. Chigusa przy pierwszej okazji prosiła go o pożyczenie podręcznika, wymianę długopisu, czy podzielenie się drugim śniadaniem.

To już się potem nie zdarzyło. Gdy tylko próbował porozmawiać z Chigusą podczas przerwy śniadaniowej, zniknęła wraz z nowymi znajomymi gdzieś na korytarzu. Natomiast Yoshioka i reszta dziewczyn już ruszyła, by zaprosić go do wspólnego jedzenia, napominając coś o fałszywości Outani. Spędził przerwę sam.

- Outani-san, powiedz... Nie chcesz się już ze mną przyjaźnić? Dlatego się nie odzywasz? Zrobiłem coś źle? Ja... naprawdę cię lubię i chciałbym kontynuować naszą znajomość, dlaczego więc...?!
- Przepraszam - to jedyne co powiedziała, po czym przysunęła się i przytuliła go. - Ne, Yukio-kun, co ty na to? W przyszłym tygodniu, w sobotę, są moje urodziny. Może... ulepilibyśmy bałwana?


Nanase zdawała się znajdować pomiędzy jawą, a snem. Podążyła za tajemniczą dziewczyną przez korytarze. Ta uśmiechała się do niej zagadkowo, prowadząc nie wiadomo gdzie. Nie wiedzieć czemu, czyjeś wołania obijały się jej o uszy, ale nie docierały do mózgu, nie mogła ich przetworzyć, podążała za dziewczyną, będąc pewna, że to jest dla niej najlepsze. Nawet, kiedy potykała się o stopnie, wspinając się po schodach, powoli, do góry.
Dziewczyna wydobyła z kieszeni mundurka parę kluczy i otworzyła drzwi na dach. Fala chłodu ponownie uderzyła Nanase i lekko ją otrzeźwiła. Rozejrzała się dookoła.
- Hiro?! Ak... - nie zdążyła krzyknąć, bo znów poczuła uścisk dziewczyny na swoim przegubie i dała się wciągnąć na dach.
Dziewczyna zamknęła za nimi drzwi i wypuściła klucz, który z brzdękiem opadł na podłogę. Dźwięk echem odbijał się w jej głowie. Patrzyła, jak jasnowłosa okręca się na palcach i łapie śnieg do ust. Biega po tarasie dachowym, jakby nigdy nic. Przebiega z jednego końca na drugi. Nanase miała wrażenie, jakby oglądała sceny, co chwila zmieniające się. Innym razem jasnowłosa usiadła na parapecie i śmiała się, jakby do niej. Potem znowu kuliła się ze spuszczoną głową w rogu tarasu. Biegała, tańczyła... płakała? W pewnym momencie wyjeła komórkę, wpisała parę cyfr i uśmiechnęła się smutno do Nanase.
Usłyszała znajomy dźwięk swojego dzwonka swojego telefonu, Nevereverland, śpiewane przez Nano. Po chwili ustał, jakby się rozłączyła i odezwała się sekretarka, a potem, nagrane słowa...
- Ne, ne, zamierzam ulepić bałwana, chcesz się przyłączyć? To byłby taki mały prezent z okazji urodzin... Oczywiście nie musisz, ale byłoby miiiło~!... - minęła chwila, zanim zaczęła mówić. - Yukio-kun... przyjdź proszę... proszę... przyjdź... wiem, że cię skrzywdziłam, wiem, że byłam zła, wiem, że robiłam to wszystko, jakbym już cię nie lubiła... Ale to nieprawda... A więc... - wzięła głęboki wdech, głos jej drżał, powstrzymywała szloch. - Proszę... ostatni raz... Nie wiem, czy będę potrafiła to znieść... proszę...
Nanase popatrzyła z szeroko otwartymi oczami na jasnowłosą. Stała już po drugiej stronie barierki. Nanase w pierwszym odruchu chciała pobiec za nią. Nogi niosły ją tam samowolnie, lecz w pewnym momencie nieznajoma wyciągnęła dłoń i zatrzymała ją gestem. Uśmiechała się nadal. Obok stały jej buty. Rozłożyła ręce. Zdawało się, że jej usta układają się w kształt słowa:
Sayonara.
Nanase podniosła wrzask i rzuciła się do barierki, ale jedyne co złapała, to mroźny podmuch wiatru. Zdezorientowana rozglądała się na boki, nie hamując łez. Nie potrafiła zrozumieć powodów swojej rozpaczy. Po prostu krzyczała, szlochała, płakała, poszukiwała śladów jasnowłosej dziewczyny. Chciała nawet skoczyć za nią, ale ktoś pociągnął ją do tyłu. Wyrywała się.
- Spokojnie, spokojnie Nana... Zaraz będzie po wszystkim... - wyszeptał Takahiro, trzymając ją mocno i powoli odwracając od końca tarasu. Mimo to nadal się szarpała. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to ma służyć jej dobru, skoro tamta dziewczyna rzuciła się w przepaść?! Dlaczego ona ma żyć, skoro jasnowłosa umarła?! Dlaczego ona umarła?! Dlaczego ją tu doprowadziła i nie wzięła ze sobą?! - Nanase, błagam, uspkó... - nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie uderzyła go sobą z całej siły i tym samym wytrąciła z równowagi. Wycofał się. W tym samym momencie odwróciła się i ona. Oparł się o barierkę. O barierkę, która się trzęsła, która była zepsuta. Nanase nie zauważyła tego wcześniej.
Jedynie widok Takahiro spadającego w śnieżną przepaść sprawił, że wróciła jej świadomość. Opadła na kolana. Nie słuchała wrzasków Akhito, lamentów Natsume. Patrzyła, jak wir śnieżnych płatków zwalnia, a lśniące gwiazdki spadają powoli, leniwie. Tam na dole okrywały ciało Takahiro.
I nagle tuż przed nią, na krańcu tarasu ukazała się tajemnicza dziewczyna. Ta sama, która przed chwilą rzuciła się z dachu. Nanase była w stanie tylko poruszać ustami na kształt słów:
Nie... nie... nie...
I tak w nieskończoność.
Dziewczyna pokręciła głową. Po jej bladej, alabastrowej cerze spływały łzy.
- Chi... gu... sa... - Nanase mechanicznym ruchem odwróciła głowę w stronę Yukio. Chłopak leżał na śniegu, na tarasie, tuż za nią i powoli wyczołgiwał się spod sterty okryć. - P-powiedz... je... jeden raz... d... dlaczego...


Ze wszystkich tysiąca dróg, musiałaś wybrać tę jedną?

Odpowiedział mu jej uśmiech, uśmiech za tysiąc żurawii, za tysiąc życzeń, za tysiąc słów, uśmiech 'szeroki, jak Amazonka'.

A potem wracali. Zziębnięci, odmrożeni, odprowadzani głośnym wyciem syreny karetki. Temperatura Yukio unormowała się... Nanase została zabrana. Była w zbyt ciężkim szoku, żeby wrócić z nimi do domu. Harumi i Rin dołączyli do rodzeństwa Tadamasa i Yukio bez słowa. Chłopak pomagał jej iść, kiedy wydawała się być nieobecna duchem. Nikt nie pytał jej, co widziała, co zrobiła. Te same pytania, jak szpile kierowano do Yukio. Było oczywiste, że w stanie, w jakim się znajdował, sen, koszmar, były nieuniknione. Chłopak milczał. Od czasu do czasu mówił coś o ciemności i o echu. Nic więcej. Harumi zdaje się, wiedziała, co mógł zobaczyć.
Nikt potem o nic nie pytał. Akihito udał się do szkoły, jakby nigdy nic. Natsume zabrała się za dręczenie Ukobacha w kuchni, napomykając coś o przedłużeniu urlopu w świątyni. Rin siedział w swoim pokoju. Harumi zamknęła się u siebie. Oboje nie poszli do szkoły, jak widać. I oboje nie odezwali się słowem.
Każde z nich, tego zimowego dnia widziało coś, o czym na zawsze chciałoby zapomnieć, lub o czym nie chciałoby pamiętać. To zniknęło, odeszło. A więc czemu wraca?
O to samo, zapewne zapytałby Yukio, który w ciszy przesiadywał samotne chwile w piwnicy, pracując nad nowym rodzajem surowicy używanej do zwalczania jadu węża demona. Zajmował się tym projektem od dłuższego czasu.
I niby wszystko wróciło do normy.
Tak, niby...

 'Czym jestem? Należę tylko do ciebie. Spotkasz mnie raz, a potem nigdy w ten sam sposób. Przeżyjesz ze mną życie, będziesz o mnie śnić, ale kiedy twój czas się skończy, mój również'.

- To... Wspomnienie, prawda? - spytał siebie Yukio z drobnym uśmiechem patrząc na papierowego żurawia stojącego na stoliku. Na jego skrzydle czerwonym mazakiem nauczyciel nakreślił '100', a na drugim wprawna ręka Chigusy napisała "Great job"... Może nawet... za dobra.
 -------------------------------------------------------------------------------------------------------
Senbanzuru - zwyczaj składania tysiąca papierowych żurawii, które spełnią twoje życzenie.
TeruTeru Bozu - takie laleczki, które rzekomo odstraszają deszcz.
Jak jeszcze jakieś pytania na temat wymienionych przeze mnie rzeczy, to proszę pytać w komentarzach, albo przez gg, numer podany w zakładce 'o autorce'.
Nie pamiętam, co jeszcze tam trzasnęłam.
Opowiadanie było bazowane po pierwsze na: Toumei Answer (Kagerou Project) śpiewanej przez Ię, z vocaloidów. Dodać do tego 'Soundless voice', ale wolę wykonanie Valshe niż Len'a. 
Słuchałam paru innych piosenek... 
Między innymi:
<link>
<link>
<link>
<link>
<link>
<link>
I tak dolej i tak dooolej. Co do Chigusy... Początkowo miała mieć inaczej na imię, ale to imię podobno znaczy 'tysiąc dróg', dlatego je wybrałam. Jej rodzeństwo też ma w imionach cząstkę 'tysiąc', Chizuru - to jest bliskie Senbanzuru znaczy 'tysiąc papierowych żurawii'. Sentarou - 'sen' tysiąc, a tarou - to chyba znaczyło 'najstarszy syn, czy starszy syn'... Who knows.
Zagadka na początku i na końcu pochodzi ze świetnej gry otome - dla dziewczyn, no chyba, że panowie się skuszą. Gra otome, alias reverse harem - czyt. trzej faceci, dziewczyna, dużo scenek słodkich i fajnych dialogów. Gry tej twórczyni są naprawdę świetne i nie raz mają przesłania, czy coś w tym stylu XD Zwłaszcza seria 'Xolga i mr. Toko', także polecam, jak ktoś zna angielski ;) Bo po angielsku of kors... Tu jest link do konta Pacthesis na deviantartcie, gdzie są jej prace: <link>
Hmm, miałam coś jeszcze mówić?
Śmiało, jak komuś się udało przez to (special) przebrnąć, dajcie mi znać i powiedzcie, co wam przyszło do głowy, oka (jak to mówi moja nauczycielka od polskiego)?



Ps. Tak wygląda Chigusa ^^

2 komentarze:

  1. Nie przebrnęłam. (chichocze)
    Boże, to ma chyba ze 30 stron bitego tekstu. Odpadłam gdzieś w 1/3. Nie bez powodu ograniczam moje wypociny do jednorazowo 6 stron B5 (+/- 3 strony A4) - dłuższe teksty są dobre ale do czytania w wersji papierowej - pisane cięgiem na blogu przyprawiają jedynie o oczopląs. Przynajmniej mnie. Ale ja od zawsze miałam trudności z koncentracją więc whatever. xD.

    W każdym razie, chciałam ci dać znać, że znalazłam stronę Wiki Fanonu Ao no Exorcist. Wyglądała na nieco opuszczoną (ledwie kilka artykułów, na dodatek bez odnośników jakich opowiadań dotyczą) ale już się nią zajęłam. Zapraszam cię do współpracy - nasze opowiadania mają 1 i 2 miejsce pozycjonowania google "opowiadanie ao no exorcist" więc zajęcie się Wiki Fanonu to nasz obowiązek, droga Desu. ;) To my tworzymy podstawy polskiego Fanonu Ao no Exorcist! Nie chcemy chyba by ktoś inny pisał artykuły dotyczące NASZYCH opowiadań.

    http://pl.aonoexorcistfanon.wikia.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przebrnęła~! Nie przebrnęła~! Fujara~!
      H: Myślałam, że ja to powiem =="
      Aj tam Hades, ja też lubię być satanistyczna~! Niah, niah. Wiedziałam, że połowa osób nie przebrnie, tak samo jak połowa nigdy nie czyta moich opisów. Niestety pisanie długich rozdziałów leży w mojej naturze. A jak mam napisać jedną historię w jednym rozdziale to kończy się to tak~! Było 35 stron :D Byłaś blisko.
      Oczopląs to ja znam, książkę da się czytać, co innego blog~! Muszę sobie jeszcze szablon zmienić bo się źle czyta~!
      Ooo, Fanon o AnE, dawno już o tym nie słyszałam~! Ostatnio zajmowałam się normalną wiki o AnE, dokładniej to tłumaczeniem artykułów, bo niestety nie jestem kreatywna~!
      Kufufuuf~!
      H: Jest dumna, bo też to zauważyła.
      Nioh :P Może pomogę przy fanonie, może nie, leniwa jestem~! Hem, niedługo mam ferie, więc możliwe, że się tym zajmę, w końcu i tak oceny już wystawione, więc nie mam czym się martwić~!
      Miło mi widzieć komentarz od ciebie, kupupupu~! Właśnie, miałam się o coś zapytać.. Ale to później ;)
      Dziękuję za komentarz~! Go shinsetsu ni kanshashimasu~!

      Usuń