piątek, 28 listopada 2014

Rozdział XXX - "Attero dominatus"

Chciałbym tę prawdę skryć,
I wciąż móc cię chronić,
Ale z tą bestią w środku wiem, 
Że...
Nigdy i nigdzie już nie ukryję się,

Nieważne, jak nas wychowano,
Grzechy - te przymioty nam nadano,
Oto powraca moje królestwo,
Nadchodzi moje królestwo,
Przeciw Bogu wieczne oszczerstwo. 

Suki wstrzymywała oddech, w duchu licząc kolejne sekundy. W tej chwili żałowała, że nie była jak Miranda z Fornicari Astaroth, wiecznie skwaszona barmanka o aparycji Baby-Jagi, która nie posiadała płuc, a wymiana gazowa zachodziła u niej całą powierzchnią ciała. 
W tym momencie, kiedy pragnęła podzielić los kaszlącej i schorowanej Mirandy, każdy zbędny odgłos mógł przesądzić o jej zgubie. Teraz zamiast przed zabójczym Huraganem, włosy stawały jej dęba na myśl o Aniołach Rozpaczy.
Wreszcie usłyszała zbawczy dźwięk dzwoneczków i odetchnęła głośno. Jej biała jak mleko cera stała się lekko sina z wysiłku, a sama Suki pociła się niemiłosiernie. W ukryciu miała wrażenie, że Anioł mógłby usłyszeć nawet zbłąkaną kroplę potu spływającą jej po czole.
Ukryła twarz w dłoniach, głośno wydychając powietrze, które zdawało się już gnić w płucach. Nie mogła uwierzyć, że to robi.
Nie mogła uwierzyć, że naraża się Iwao, za którym podążała przez tyle lat, przez którego znienawidziła i opuściła swoich rodziców, któremu oddała swoje prawdziwe oczy, w zamian za przeklęte alabastrowe kule. Ale jeszcze mocniej nie chciała uwierzyć w to, co stało się z jej dawnym przyjacielem, kompanem, powiernikiem...
Potrząsnęła głową.
Nie mogła teraz myśleć o tych sprawach. Obiecała coś Kimiko i na pewno dotrzyma słowa. Musiała tylko wziąć się w garść i powoli wypełznąć ze swojej kryjówki. Powoli.
Przesunęła się, prawie bezszelestnie, delikatnie ocierając się o plątaninę rur, przez które przepływała ciepła woda. Nie interesowało ją nic więcej poza ciepłem. Łaknęła go. Tyle dni zimna, chowania się i spania pod gołym niebem odzwyczaiło ją od przyjemnego ciepła, ale do starych nawyków wraca się łatwo. Tak samo łatwo powracały wspomnienia...
Małej chatki pod lasem i miłych w dotyku rąk, które zawsze powstrzymywały ją przed upadkiem. Może dlatego, przez brak doświadczenia i ciągłą ochronę, ten pierwszy upadek bolał tak bardzo?
Wychyliła głowę zza ściany i wyczołgała się z ciasnej wnęki do nieco większego pomieszczenia. O ile podobne miejsca w kanałach Shizume City można było nazwać 'pomieszczeniami'. Były to po prostu sklecone razem ściany poprzecinane rzędami rur, zazwyczaj okazywały się zaułkami z drabinami prowadzącymi na powierzchnię. W Shizume City stanowiły jednak azyl dla nowych imigrantów.
Wstała. Sufit był już wystarczająco wysoko, żeby mogła się wyprostować.
Uczucie ulgi po zniknięciu Anioła zastąpiły wątpliwości. Tak po prawdzie, sama siebie zagoniła w kozi róg. Pomyliła drogę i skręciła za wcześnie, dlatego wylądowała tu, gdzie zwykle zimą grzeją się pomniejsze youkai.
Zerknęła na swój nadgarstek z westchnieniem kwitując po raz kolejny tego dnia brak zegarka. Przywykła już do myśli, że ta ofiara była konieczna i oddała rodzinną pamiątkę dla wyższych celów, ale stare przyzwyczajenia połączone z żalem brały górę. W dodatku bez cennego zegarka nie miała pewności, o której powinna zacząć przygotowywać plan ewakuacji. Iwao przemawiał do "ludu" zawsze o tej samej godzinie, punkt dwunasta w nocy.
Obiecała sobie, że odwdzięczy się jakoś Aine i Inami za pomoc.
Nie mogła znieść przebywania w towarzystwie Iwao ani chwili dłużej.
Zacisnęła palce na pasku torby przewieszonej przez ramię. To wszystko co miała.
Dzyń-dzyń...

To boli... wszystko mnie boli... wszystko... boli...
Inami poderwała się z krzykiem na ustach, ale siostra w samą porę uciszyła ją swoją chłodną dłonią, ze skórą usianą ciemnymi liniami, przypominającymi rozgałęzienia kolejnych korzeni. Zresztą całe jej ciało było nimi pokryte. Inami nieraz korciło, żeby zapytać - skąd się wzięły? W końcu są siostrami, a ona ich nie ma.
Gdy pytanie wreszcie gładko spłynęło jej z języka, Aine zwyczajnie poklepała ją po głowie i powiedziała, że powinna się cieszyć życiem i nie przejmować takimi głupstwami.
- Csiii - syknęła starsza z sióstr, popychając młodszą z powrotem na materac.
- Wiem, że tam jesteś Aine.
Inami zadrżała na dźwięk tego głosu. Nacisk Aine na jej obojczyku przybrał siły i dziewczyna praktycznie wgniotła ją w podłogę. Inami czasami zastanawiała się nad tą ironią losu. Ona potrafiła niszczyć naprawiając, a Aine naprawiać niszcząc.
- Tego można było się po tobie spodziewać, Iwao Kagamiya - odparła chłodnym jak śniegi himalajskie, starsza siostra Yamaguchi. - Jest coś, czego potrzebujesz od istoty o tak małej wartości, jak ja, że uraczyłeś mnie boskim brzmieniem swego głosu?
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tuż przed Aine pojawiła się postać. W ciemności trudno było rozróżnić rysy twarzy Anioła. Dwa dźwięki zlały się ze sobą w uszach Inami. Pstryk palców i dźwięk dzwoneczków. Nim dziewczyna zdążyła zareagować, jej siostra została przygwożdżona do ściany przez Anioła, jego wąskie palce, których biel mieniła się w mroku, zaciskały się wokół smukłej szyi nastolatki.
- Nee-san! - krzyknęła Inami.
- A więc tutaj ukrywa się nasza mała Inami... - odezwał się Iwao, z głosem przepełnionym jadowitym entuzjazmem, który przyprawiał ją o gęsią skórkę. - Denerwujesz mnie Aine, a wiesz, że dobrze na tym nie skończysz, hmm? 
Yamaguchi próbowała coś mu odpowiedzieć, ale z jej gardła wydobył się tylko niezrozumiały warkot. Dłoń Anioła trzęsła się od siły, jaką wkład w uścisk. Inami nie mogła na to patrzeć. Oczy szkliły jej się i obraz stawał się zamazany, ale wiedząc co jest za niewyraźną powłoką, nie mogła powstrzymać szlochów.
- Przestań! - płakała. - Proszę, przestań, zostaw ją!
- Słyszałeś, Doruna? Zostaw ją - parsknął Iwao. - Zostaw ją! Przestań, czyż nie powiedziała ci?
Inami wytrzeszczyła oczy i cofnęła się pod samą ścianę, ciągnąc za sobą stary, cuchnący, połatany koc. Nie mogła uwierzyć słowom Iwao, nie mogła uwierzyć swoim uszom, ani mózgowi, który przetwarzał tą informację.
- A może raczej... Accuse, nowy Anioł Rozpaczy?
Potrząsała głową.
Dźwięk kroków roznosił się echem, odbijając rykoszetem od wszystkich ścian. 
Doruna, Accuse wypuścił Aine z uścisku. Dziewczyna padła na podłogę, próbując złapać oddech. Charczała i rzucała się. Inami chciała podbiec do niej i pomóc jej, jakkolwiek, byle nie czuć tej obrzydliwej bezradności. 
Iwao.
- A teraz... Grzecznie wyspowiadasz się z całego zła, które wyrządziłyście własną lekkomyślnością - oznajmił, z każdą chwilą zmniejszając bezpieczną odległość między nimi. - Może i nie jestem specjalnie święty, ale równie łatwo mogę ukarać cię za grzechy - wysyczał, łapiąc podbródek Inami między palce, pomimo jej oporu.
Oddychała ciężko, chociaż próbowała się opanować, próbowała stać się taka jak siostra, twarda i chłodna, nie mogła pozwolić, żeby dowiedział się, jak bardzo się go boi. Wtedy przegrałaby na samym starcie. Musiała to przeciągać. 
Poruszyła palcami prawej dłoni, starając się je rozgrzać. 
- Wiem, że pozwoliłyście uciec Hebi, ale nie martwcie się, nie ukarzę was za to, o nie - potrząsnął głową, a okulary lekko zsunęły mu się z nosa. - Hebi jest tylko pionkiem, którego potrzebowałem, żeby dotrzeć do swojego celu, a który zużył się już dawno i można go śmiało... - zbliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko Inami. Dziewczyna zacisnęła powieki. - Wyrzucić...
- Nie dotykaj Inami! - huknęła Aine.
Oczy młodszej Yamaguchi otwarły się szeroko, a usta zastygły w jednym słowie, słowie zaprzeczenia. Zaprzeczała tej akcji, zaprzeczała jej istnieniu. To nigdy nie miało miejsca. Nie mogło mieć.
Aine rzuciła się na Iwao, wbijając ostre i długie, niczym sztylety zęby, w jego ramię. Z ust Kagamiyi wydobył się ryk bólu, który zmroził krew w żyłach Inami. Czy to był koniec? Czy Aine mogła go zabić? Mogła je uwolnić?
- Inami uciekaj! - krzyknęła na nią siostra, starając się utrzymać przy ziemi powalonego nagłym ciosem Iwao. Jego ciało trzęsło się i sztywniało. Inami wpatrywała się w to z fascynacją pomieszaną ze strachem, nie wiedzieć czemu, nie potrafiła odwrócić wzroku. - Uciekaj!
Śliska, pokryta łuskami dłoń Aine prześlizgnęła się po jej nagim ramieniu, wywołując dreszcze. Inami wytrzeszczyła oczy, patrząc na siostrę z przerażeniem i odsuwając się od jej dotyku, który wywołał u niej dziwne obrzydzenie.
Przez twarz Aine przemknął zbolały wyraz, ale nie miała czasu, żeby poczuć żal do siostry. Iwao zrzucił ją z siebie. Padła na podłogę, koziołkując i lądując po nogami Accuse, chwiejącego się na nogach i trzymającego się za ramię w miejscu, w którym go ugryzła. 
Gdy upadła, dał się słyszeć wyraźny trzask kości, delikatnych kości skrzydeł, które wyrosły z jej pleców, skoro przez chwilę znalazła się w powietrzu. Twarz blondynki wykrzywiła się w agonalnym bólu, zupełnie jakby ktoś wyrywał jej serce.
Jej wrzask zagłuszył nawet śmiech Iwao.
- Myślałem, że wasz rozum wykracza dalece poza przyziemny tok myślenia ludzi, ale najwyraźniej się myliłem - westchnął, podnosząc się z ziemi. Jego okulary leżały kilka metrów dalej z popękanymi szkłami. W ciemności oczy w kolorze jadowitej zieleni błyszczały złowrogo. - Nic dziwnego, że wypuściłyście tą małą kurwę, która zdecydowała się zbuntować, ale... Ale. Własnie ale. Sądziłem, że macie wystarczająco rozumu, żeby nie ukrywać moich zabawek.
Inami zasłaniając oczy, najciszej jak potrafiła, wstała, podpierając się o ścianę. Korzystała z faktu, że Iwao odwrócił się do niej tyłem. Jej prawa dłoń stawała się cieplejsza z każdą sekundą. Mogła go zaatakować. Mogła go wykończyć.
Aine zawisła w powietrzu, wierzgając, duszona przez silny uścisk Accuse, dawnego przyjaciela. Jej ciało mieniło się czystym srebrem łusek, które je pokryły. Połamane skrzydła połączone błoną wyginały się pod bolesnymi kątami, próbując wyrwać ich właścicielkę z kleszczy śmierci.  Długie kły wystawały spod górnej wargi, a z ich koniuszków spływały krople jadu.
- Obrzydlistwo, nie sądzisz, Accuse?
Doruna, czy raczej to czym się stał, nic nie odpowiedział. Wzrok pomarańczowych oczu wbijał w twarz Aine, wykrzywioną bólem, czerwoną od wysiłku i siniejącą od braku tlenu.
- Dziecko Lamii i elfa... - parsknął. - Jesteś obrazą dla gatunku węży, nigdy nie powinnaś była ujrzeć światła dziennego!
Inami zastygła. Czuła, że całe jej ciało ogarnia nieprzyjemny chłód.
Dziecko Lamii i elfa.
To niemożliwe.
Przecież były siostrami, elficzkami, wiedziały o tym obie, Aine lubiła opowiadać o ich brytyjskim pochodzeniu, o wędrówce ich rodziny na daleki wschód i o tym jak osiedli w kraju kwitnącej wiśni, kraju wschodzącego słońca... 
Kłamstwo.
Twoja siostra karmiła się kłamstwami, Inami.
Przycisnęła palce do skroni i potrząsnęła głową. Nie mogła mu pozwolić dostać się do środka. Roztarła palce. Elf czy nie, musiała ją uratować. Musiała uratować siostrę, która pieczołowicie opiekowała się nią przez tyle lat, która ją chroniła, która ją kochała.
- Gdzie jest Harumi Karamorita? Odpowiadaj.
Co? Przecież ona... Nie...
Harumi powinna leżeć na hali, którą zajmował Iwao z Suki. Powinna tam być. Powinna leżeć, zwinięta w bólu, ranami, których nie mogła wyleczyć słaba wciąż, magia Inami. Chyba, że...
Pomocy.
Oni znów tu są.
Niech to się już skończy.
Ściany... Zbliżają się.
Boli.
To tak strasznie boli.
Ten głos.
Ten głos, który wcześniej słyszała, musiał być jej głosem. Tylko dlaczego...
Nagle świadomość własnej głupoty uderzyła ją w twarz z plaskacza. Dobrze pamiętała wzrok Aine, emocje, które ta starała się opanować, współczucie, żal. Jak mogła być taka głupia i tego nie zauważyć? Jej siostra nie była z kamienia.
- Odpowiadaj, Inami, albo twoja siostra nigdy więcej nie ujrzy światła dziennego.
Była przyparta do muru.
Przeczesywała umysł w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Poszukiwała czegoś, co mogłoby uratować zarówno ją jak i Aine, ale wszystko co miała, to tylko pustka. Śliski dotyk Aine, żal ściskający jej serce, gdy ją odrzuciła. Współczucie dla Harumi, które zakończyło się w ten sposób.
- J-ja... Nie wiem, gdzie jest Harumi... Ale... Ale jestem pewna, że nee-san wam powie! A-a jak nie, t-to ja ją znajdę, t-tylko... prosz-ę... wypuść ją...
- Skoro tak...
Uścisk Accuse początkowo zdawał się poluźnić i opuścił Ainę tak, że mogła postawić stopy na chłodnej posadzce. Inami zauważyła gest dłoni Iwao. Palce ściśnięte w pięść, wysunięty kciuk wędrował w dół.
- Więc płoń.
Aine stanęła w płomieniach. Języki ognia skoczyły pod sam wysoki na kilkanaście metrów sufit, iskry strzelały na wszystkie strony. Światło płomienia rozjaśniło mroki pomieszczeniach. Inami jak w zwolnionym tempie widziała wykrzywioną bólem twarz siostry, skórę pokrywającą się czerwienią, czerniejące łuski. Klatka po klatce pojawiały się ujęcia. 
Pierwszy krok.
Twarz Accuse, ściskana przez żal.
Drugi krok.
Ręka zamachująca się do tyłu, okryta fioletową poświatą.
Trzeci krok.
Szeroko otwarte oczy Aine.
Czwarty krok.
Okrzyk Inami.
Piąty krok.
Iwao się odsuwa.
Szósty krok.
Inami uderza w Aine.

Suki zadrżała. Krzyk, który słyszała był rozdzierający, sprawiał, że dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa, ciało zatrzęsło się niekontrolowanie i omal nie spadła z drabiny. Musiała się spieszyć. Ciało Anioła niemiłosiernie ciężyło jej, ale wiedziała, że gra na czas. Mógł się obudzić w każdej chwili i zamienić ją w roastbeef. 
Wystarczająco już ryzykowała.
Kiedy Anioł pojawił się przed nią, myślała, że dostanie zawału. Przysięgłaby, że była sama, a jednak. Obserwował ją cały czas. Dała się zwieść głupiemu zmysłowi. Nie tego uczył jej Iwao, choć w tej chwili każde jego wspomnienie było ciosem.
Uczył, że demony są istotami nie z tego świata, czymś, czego ludzie nie mogą ogarnąć rozumem, ani zmysłami. Nie wiedziała, czym tak naprawdę są Anioły. Nazwa choć sugerująca, była zwodnicza. Na pewno nie należały do Assiah. Dlatego walcząc przeciw nim, nie można polegać na zmysłach.
W ostatniej chwili udało jej się zamknąć go w Klatce Umysłu, tak jak uczył ją Iwao. W końcu to jemu zawdzięczała swoje obecne zdolności. Jemu i Alabastrowym Oczom, w których posiadanie weszła także za jego pośrednictwem.
Ten krzyk ją zaniepokoił.
Kojarzyła głos, ale mógł zostać zniekształcony przez echo. W dodatku nawet gdyby to była prawda, zaszła za daleko, żeby wrócić. Spaliła za sobą wszystkie mosty, w tym drogi powrotne.
Umieściła ciało Anioła we wgłębieniu pod samym sufitem. Klitka idealna do ukrywania się przed Białym Huraganem i wszelkimi zagrożeniami. Gdyby była stałą mieszkanką podziemi Shizume City z pewnością korzystałaby z takiej wiedzy. Zdjęła torbę z ramienia i popchnęła właz. Musiała przy tym uważać, żeby nie spaść ze szczebla drabinki. Palce zahaczone o metalowy pręt trzęsły się i drętwiały. Mimo to, tylko w ten sposób mogła podważyć klapę. By to zrobić, musiała znaleźć się centralnie pod nią, najlepiej częściowo wyprostowana. Gdyby skorzystała z wygody półki, wówczas prędzej zleciałaby na złamanie karku.
Klapa posunęła do góry i z trzaskiem uderzyła o powierzchnię, wirując jak zwykła moneta, która wyleciała z kieszeni niepełnosprytnej osoby. Suki z niepokojem zerknęła na Anioła. Odetchnęła z ulgą, widząc, że wciąż jest nieprzytomny.
- Spokojnie Akantho - szepnęła do wężycy, która zaniepokojona hałasem, wysunęła głowę z rękawa koszuli dziewczyny. -Możesz spać dalej, ale miej kły w gotowości, na wszelki wypadek - poleciła jej i wyrzuciła torbę przez otwór.
- Suki, to ty?! - dobiegł ją dziewczęcy głos o wyjątkowo słodkim brzmieniu. Ale jego właścicielka Iulianna Albescu nie należała do istot tego pokroju. Kolejny przykład tego, że nie należy polegać na zmysłach.
- Tak, to ja! Mam mały nadbagaż, myślisz, że znajdziesz szybko kogoś do pomocy?! - krzyknęła w odpowiedzi.
- Nie musi szukać, już ma - poinformował przyjemny dla ucha baryton.
- Jak zawsze miło cię słyszeć, Amiran! Przygotuj się na szok, dobra?
- Z tobą? Nic nowego - parsknął Gruzin. - Tylko żeby nie było to gniazdo jadowitych pająków, albo jakieś inne gówno z FA, które przyniósł Doruna z przeszpiegów.
Doruna. Nie wiedzieć czemu, Suki poczuła dziwne ukłucie na brzmienie jego imienia. Miała złe przeczucia. Spojrzała w dół, na oświetlony częściowo tunel prowadzący do ciasnego pomieszczenia pełnego rur ciepłowniczych, między którymi się ukrywała.
- Nie, ale jest równie straszne.
- Mam nadzieję, że nie równie obrzydliwe~! - wzdrygnęła się Iulianna.
Obrzydlistwo. Cóż, Suki nie spodziewała się po niej strachu. Gdy widziało się prawdziwą postać strzygi, nic nie jest tak straszne, a co dopiero być strzygą! Nieważne co miałoby ją czekać w tej postaci, nigdy nie zamieniłaby się miejscami z Iulą.
- No to idzie...
- No to czekamy.
Z westchnieniem pochyliła się i pociągnęła Anioła za kaptur swetra. Był cięższy, niż jej się to wcześniej wydawało. Musiała zejść kilka stopni niżej, żeby móc go podnieść, podpierając się o półkę, na której go umieściła. W końcu jego bezwładne ciało opadło na jej. Z trudem utrzymała równowagę.
Odetchnęła z ulgą, kiedy uczepiła się szczebli i zaczęła mozolną wspinaczkę z powrotem. Odzwyczajona, choć minęło ledwie kilka minut, z trudem wniosła go na odpowiednią wysokość. Co chwila wysuwał się z jej uścisku, a złośliwa grawitacja ściągała go w dół. Suki z każdą chwilą coraz bardziej obawiała się jego przebudzenia. Zwłaszcza, że stan jej umysłu pogarszał się wprost proporcjonalnie do narastającego stresu. Konstruowała Klatkę na chybcika, więc czasu miała tak samo mało.
- Leeeci Aniołek... - stęknęła, wyrzucając pokracznie ciało chłopaka przez otwór nad swoją głową.
"Bagaż" został powitany okrzykiem, ale bardziej zaskoczenia niż przerażenia.
- Co to jest do cholery?! - wykrzyknął Amiran.
Suki potrząsnęła głową i szybko wspięła się po szczeblach na powierzchnię. Ciemności Shizume City rozjaśniał tylko blask pixie, zamkniętej w starej, oliwnej lampie. Stworzenie dawało jasnozieloną poświatę o niedużym zasięgu, ale dobrze widoczną z daleka. Amiran i Iulianna dużo ryzykowali wychodząc o tej porze z kryjówki.
- Anioł Rozpaczy - odpowiedziała tak spokojnie, że zdziwiło to ją samą. - Napadł na mnie na dole - westchnęła. - Nawet nie wiecie, jak ciężko było mi go przetransportować - przeciągnęła się rozkosznie, z lubością wdychając chłodne powietrze Shizume City, które drażniło jej delikatną skórę, przywykłą do ciepła podziemi.
Nie usłyszawszy odpowiedzi, przejechała wzrokiem po nowych znajomych. Nowych to dobre określenie, poznała ich ledwie kilka dni temu, ale ich relacja przypominała kilkuletnią przyjaźń. Mimo to, Suki trudno było samej przed sobą nazwać ich "przyjaciółmi". Co jeśli oni nie myślą o niej w ten sposób? Jest przecież tylko wspólniczką, członkinią grupy Kolekcjonera Shigure'go.
- Czekaj, czekaj... Czy coś przeoczyłam? Na pewno jesteś tą przybłędą, której przy pierwszym spotkaniu pomagaliśmy szukać OCZU? - wydukała Iulia, patrząc na Suki spode łba, swoimi złotymi oczami o źrenicach w kształcie rombów. Spod górnej wargi wystawały jak zawsze nadnaturalnie długie kły, na które często się skarżyła.
- Tak, tak, to ja - Suki machnęła ręką. Czuła się lekko urażona, że Albescu nie wierzyła w jej siły, ale uznała to za raczej normalne. - Słuchajcie, on nie będzie tak długo leżał, w dodatku... która jest właściwie godzina?
- Shit, powinniśmy już ruszać, bo nie zdążymy przed pochodem, nie ma czasu - zacmokał Amiran i bez ostrzeżenia wsunął sobie Iuliannę pod pachę, podczas gdy na wolnym ramieniu wylądował Anioł. - Ty sobie poradzisz, mam nadzieję, Su?
- Ty głupku, przecież mogę polecieć! - fuknęła Iula.
- I narobić tyle hałasu, że usłyszą nas w całym Kazuma-Shin? Nigdy - uciął. - Czas iść. Su, mogłabyś ponieść Devin? Zna drogę, więc byłabyś naszą nawigatorką.
Suki niepewnie zerknęła na pixie, która robiła w jej kierunku przerażające miny, ale skinęła głową mimo wszystko. Amiranowi nie dało się odmówić, ten przyjazny Gruzin bez problemu zjednywał sobie każdego. Niewiele zdążyła się o nim dowiedzieć, ale z tego co wyłapała z paplaniny strzygi, miał niejakie pokrewieństwo z Enillem, bóstwem burzy. Dzisiaj wiedziała już, że wiele bóstw, jakie wyobrażali sobie ludzie na przestrzeni wieków istniały, ale w zdecydowanie innej formie. Nazywano je Dziećmi Assiah, ponieważ wiele z nich narodziło się właśnie z myśli ludzi.
Zacisnęła palce na rączce lampy, czując jak Devin ciągnie ją w bliżej nieokreślonym kierunku. W tej chwili bała się, że właduje ją gdzieś na manowce, albo dosłownie zmiesza z błotem. Liczyła przede wszystkim na Amirana. Jasne było, że Devin go ubóstwia i raczej nie zrobi mu na złość.

Ostatecznie udało im się dotrzeć do Graciarni Shigure Kennedy'ego, a raczej tego, co z niej zostało. Budynek cudem ocalał z pożaru wywołanego przez Anioły. Miał zabite deskami okna, zewsząd odpadał tynk i wypadały cegły. Jedna ze ścian była częściowo zniszczona, to właśnie przez ten otwór dostali się do środka.
- Przykro mi, Devin - szepnął Amiran, zanim podał Suki kolejne instrukcje. Miała przykryć lampę plandeką, którą Shigure wykradł ze zbiorów egzorcystów. Zatrzymywała każdego rodzaju światło o nadprzyrodzonym źródle. Nie przepuszczała go w najmniejszym procencie.
Pixie przyłożyła drobne dłonie do szybki i spojrzała na potomka Enilla ze smutkiem. Pomimo, że podczas drogi do Graciarni kilkakrotnie powlekła ją po piasku i ciągała po ścianach i latarniach, to w tym momencie Suki naprawdę było jej żal.
Uczucie minęło kiedy pixie splunęła na szybę, widząc Suki z plandeką w rękach.
- Ciebie też było miło widzieć, Devin - mruknęła pod nosem Hideyoshi.
I już bez żalu zasłoniła lampę. Kiedy Amiran i wciąż wierzgająca Iulianna odwrócili się, wykrzywiła się na kilka sposobów  w kierunku Devin. Odchodziła chichocząc cicho.
- Z czego rychaasz? Też chcę się pośmiać~! - Iula wydęła policzki. W jej wykonaniu zawsze wyglądało to komicznie.
- Nic takiego - machnęła ręką, wciąż się uśmiechając. Miło dla odmiany było wyrwać się ponurych podziemi. Atmosfera Shizume City zawsze wydawała jej się zupełnie inna od tej strony. - Kimiko-san już jest?
- A, tego nie wiemy. Wyszliśmy cię szukać, bo do północy zostało jakieś pół godziny, wtedy jeszcze jej nie było - wyjaśnił Amiran.
- Niedobrze, niedobrze~! - Iulianna pokręciła głową.
- Czemu? - zdziwiła się Suki.
- Kimi-chin mieszka blisko Fornicari Astaroth, a to dość blisko wschodniego krańca podziemi, dotarcie do centrum, czyli tu, gdzie jesteśmy, zajmuje dobrą godziną, przy zachowaniu środków ostrożności. Słyszałem, że już dwa Anioły wróciły z polowania, cóż, teraz już tylko jeden, ale...
- Jeden to i tak za dużo - podsumowała strzyga, kiwając z przekonaniem głową.
Suki przyznała jej rację. Przebywała z Aniołami na dziennej stopie i doświadczenia z nimi wystarczyły jej do wysunięcia podobnych wniosków. Spojrzała na nieprzytomnego chłopaka na ramieniu Amirana. Nie potrafiła rozpoznać, którego z nich złapała. Pamiętała tylko, że było ich sześciu.
- Dzisiaj na poddaszu, czy w piwnicy? - spytała po chwili Suki.
- Poddasze. Shigure chce obejrzeć pochód.
- Ale... jest nas przecież coraz więcej, nie...? Ostatnio ledwo mieściliśmy się w piwnicy, jak on zamierza...?
Amiran i Iulianna spojrzeli po sobie.
- Chwila... nie mówcie mi, że sytuacja się pogorszyła?
- Wszystkiego dowiesz się na spotkaniu, lepiej już chodź, ściany mają uszy - polecił Amiran, klepiąc ją po łopatce, wcześniej odstawiwszy Albescu na ziemię. Fioletowowłosa strzyga rozłożyła ręce i objęła ramieniem Suki, chcąc ją podnieść na duchu.
- Nie martw się Su, nie jesteśmy całkowicie bezsilni, w końcu... zawsze jest coś, co możemy zrobić, nie? - mrugnęła do niej.
Suki pokiwała głową, ale bez przekonania.
Próbowała przypomnieć sobie ile razy słyszała słowa "bezsilny", "bezradny", "bezczynny", tak do siebie podobne. Przewijały się głównie w rozmowach o egzorcystach i braku reakcji z ich strony. Fakt, według informacji Shigure, robili co mogli, żeby powstrzymać Anioły, ale ich działalność trzeba zdusić w zarodku, zamiast ciągle łatać nowe dziury.
Egzorcyści byli bezsilni i jasno się do tego przyznawali. To przynajmniej wynikało z plotek.
Z kolei oni... Graciarze od Shigure Kennedy'ego wciąż mieli wiarę. Śmieszne, że to przecież ludzie zawsze wspierali się na wierze, nadziei, miłości. Uważali ich za bezduszne istoty, bali się, brzydzili. A tymczasem było między nimi tyle podobieństw. Żyjąc w obu światach Suki potrafiła śmiało powiedzieć, że gdyby nie wyjątki (będące często wpływową mniejszością), stosunki pomiędzy Assiah a Podziemiem, mogłyby wyglądać całkiem dobrze.
- Gamarjoba [gruz. Cześć], wszystkim - przywitał się już na progu Amiran, górując nad dziewczynami dobre dwie głowy. Barczysty i muskularny Gruzin bez problemu wniósł na szczyt schodów Anioła, który zaczął się budzić. 
Suki zawsze dostrzegała wiele rzeczy łatwiej od innych. Zmiana w zachowaniu nieprzytomnego wroga się do nich zaliczała. Zesztywniał. Wcześniej był rozluźniony, a teraz większość mięśni jego zmodyfikowanego ciała zastygło. Jak u bestii przygotowującej się do ataku.
- Cokolwiek to znaczyło, wszyscy zdrowi - parsknął od wejścia Shigure, przybijając Amiranowi piątkę. - Witam piękną Iuliannę z powrotem i dzień dobry boskiej Suki~!
- Odpuść sobie Kennedy - wysyczała Albescu, łypiąc na niego groźnie swoimi złotymi oczami. W jej wykonaniu syk był gorszy nawet od prawdziwego węża. Ukryta druga para zębów i nadnaturalnie rozwinięty układ oddechowy dawał jej niezłe możliwości.
- Ciebie? Nigdy - wampir wyszczerzył się, z dumą ukazując długie kły. Aczkolwiek krótszych od tych w posiadaniu Iulianny.
Suki nigdy nie pomyślałaby, że wampiry to w rzeczywistości nieźli kleptomanie. Widziała ich tylko przez pryzmat krwiopijców, którzy albo świecą jak bożonarodzeniowa choinka w świetle słonecznym, albo wyrywają ludziom serca gołymi rękami.
- Ooo, co tam macie?!
Shigure łakomie wyciągnął dłonie z palcami zakończonymi pomalowanymi na czarno szponami. Zachowywał się jak rasowa sroka, z jednym wyjątkiem, dla niego wszystko było kuszącym skarbem, nie tylko błyskotki. Suki starała się go zrozumieć. Żył setki lat, ludzie, a nawet demony wokół niego umierały i przemijały, wszystko co mu zostało to rzeczy martwe. Nic dziwnego więc, że zaczął się nimi otaczać.
W tym momencie Anioł otworzył oczy. Para rubinowych kul wyjrzała spod powiek, obejmując wzrokiem widok przed sobą, nie do końca kojarząc jeszcze fakty.
- Budzi się! Trzeba go związać! - krzyknęła w panice Suki, rzucając się w kąt pomieszczenia, gdzie znajdowała się duża skrzynia. Potknęła się o nogi Amirana i uderzyła o nią brzuchem, krzywiąc się z bólu spowodowanego impaktem. - Amiran trzymaj go, zaraz się ocknie!
- Kto?! - doszły ją zniecierpliwione jęki.
Iulianna wydała z siebie nieprzyjazny warkot, skutecznie uciszając wszystkich zebranych, czyli jakieś sześć osób. Sakato Nanajimę, tengu który przybył do wielkiego miasta w poszukiwaniu kariery, Mafuyu Kisaragi, bakaneko liczącą, że wreszcie przeobrazi się w Nekomatę, Chinatsu Kubo, czarną owcę z rodziny Zashiki Warashi, Momoe Sanadę, z linii Raijina, Aoi Yasunagę, leśnego chochlika, Shinichi'ego Kominato, youkai przeobrażającego się w wilka. Brakowało tylko Kimiko. O dziwo,  Hideyoshi nie zauważyła wśród grupy Andre Ramireza, przybyłego do Japonii prosto z Ameryki Łacińskiej. Zazwyczaj siedział pomiędzy Mafuyu a Momoe, unikając wielbiącego spojrzenia Chinatsu.
- Nie grzeb mi tam! - pisnął dziewczęco Shigure gorączkowo wymachując rękami w powietrzu na widok Suki przerzucającej kolejno wszystkie klamoty ze skrzyni.
- Nie mamy wiele czasu, Kennedy, mógłbyś jej pomóc, to twoje graty! - fuknęła Iulianna.
Anioł zamrugał kilkakrotnie. Jego oczy rozszerzyły się, a źrenice zwęziły. Blada jak papier skóra wracała do mocniejszego odcienia, tempo pompowania krwi wróciło do normalnego toku. Serce przyspieszało z każdą sekundą. 
Amiran zastygł.
- No co się tak patrzysz?! Anioł to Anioł, na krzesło z nim! 
Iulianna nie czekała, aż się ruszy, chwyciła zakładnika za ramiona i swoją nadludzką siłą wbiła go w krzesło w kącie pokoju. Przygotowany na podobną ewentualność, zaczął się wierzgać i wyrywać. Strzyga skrzywiła się, kiedy jedna z jej rąk wystrzeliła do góry, chwycona w kleszcze Anioła.
- Iula uważaj! 
Jeden z ogonów Mafuyu chwycił ją za łydkę i odciągnął w odpowiednim momencie. Dokładnie wtedy, kiedy spod dłoni Anioła buchnął szkarłatny płomień. Sakato machnął skrzydłami, próbując ugasić ogień, ale iskry rozproszyły się dalej, padając na pajęczyny. Sieci pająków stanęły w płomieniach jak fajerwerki w noc sylwestrową.
- Co to, to nie! - krzyknęła Momoe, wypychając przed siebie Chinatsu. - Shigure otwieraj dach!
- Chyba nie chcesz...?! - wrzasnął przerażony wampir, chwytając się za głowę.
- Oczywiście, że chcę! - fuknęła Sanada. - Otwieraj, albo zaraz zjaram ci cały ten grajdołek!
Zalewając się łzami żalu, Shigure pociągnął za wajchę, otwierając okna dachowe. 
- Lepiej się odsuń Sakato! - ostrzegła go Momoe, rozcierając ręce.
- A co ze mną? - stęknęła Chinatsu.
- Ty będziesz piorunochronem! Amiran, trzymaj go jeszcze!
- Oczywiście, jakbym był odporny na pioruny - fuknął. - No jasne, że tak!
Amiran klął w duchu za swój wcześniejszy lęk. Był potomkiem boga burzy, nie mógł tak łatwo ulegać emocjom. Zwłaszcza w sytuacji takiej, jak ta. Całe szczęście, że w pobliżu była Iulianna, w innym wypadku pewnie by nie otrzeźwiał. Nikt nie mógł go winić. Ostatecznie niecodziennie łapie się Anioła na strychu restauracji. 
- Daaajemy czadu! - huknęła Momoe, klaskając w obie dłonie. Tuż ponad ich głowami pojawiła się chmura. - Sakato, twoim zdaniem jest wygłuszyć grzmot i błysk, chyba jesteś w stanie to zrobić?!
- Jasne!
- Trzymasz się Amiran?!
Gruzin kiwnął głową, zerkając porozumiewawczo na strzygę, która uśmiechnęła się zawadiacko. Kątem oka zauważył, że Shinichi przeobrażony w wilka warczy na Anioła, ale trzyma się na bezpieczną odległość, blisko drzwi. Prychnąłby, gdyby sam nie miał podobnych odczuć. Anioł był osłabiony, ale nadal niebezpiecznie silny. Wierzgał się w uścisku boskiego syna, a jego dłonie buchały niekontrolowanie płomieniami w jednej chwili i gasły w drugiej. 
Suki stała w pogotowiu ze stalową liną, a Shigure obgryzał paznokcie.
- Czas... 


- Dlaczego płaczesz?
Natsume zastygła na moment w całkowitym bezruchu. Umilkło jej serce, zniknął szum w uszach, ból głowy jak ręką odjął. Wszystko stało się szare, jak klatka starego filmu z początku kinematografii. 
- Dlaczego... płaczę...? - powtórzyła Natsume.
Czar prysł. Znów siedziała w stołówce akademickiej, obok niej równie zaskoczony Kuro, a w okienku kuchni Ukobach. W blacie stopniowo wypalały się dwie identyczne dziurki, a każda łza, która opadła na drewno z sykiem zmieniała się w parę.
- Uhum, dlaczego płaczesz? - ponowił głos.
Głos, który zbyt dobrze znała. Wiedziała, że to pewnie omamy słuchowe. Że w chwili najgorszej rozpaczy wmawia sobie coś zupełnie innego. Lub że to równie straszny, co ironiczny przypadek.
Zacisnęła powieki, czując zbierające się pod nimi, rozdzierające gorąco.
- To nie twoja sprawa, a teraz wyjdź - syknęła Natsume.
Nie chciała być niemiła, ale to, co przeżywała wyzuło ją z każdego grama dobroci i przyjaźni jaki miała zarezerwowany na dzień dzisiejszy.
- E? Dlaczego? Przecież Shizen dopiero przyszła! - oburzyła się właścicielka głosu, bezceremonialnie wskakując na blat stołu, centymetry dzieliły ją od miejsca, w którym wzrok Natsume wypalił dziurę. 
Najstarsza z rodzeństwa Tadamasów zazgrzytała zębami, czując jak przytłaczające uczucie wściekłości i bezradności zaciska się wokół jej głowy niczym imadło. Zupełnie jakby dopełniając ogarniającą dziewczynę rozpacz, włożyła na srebrną głowę hełm. Tłumiona furia wbijała się w powstałe szczeliny czaszki i próbowała rozsadzić ją z obu stron. Siły równoważyły się, dlatego do upragnionego wybuchu nie mogło dojść.
Wstała gwałtownie, uderzając rękami o blat i uniosła głowę.
- Nie jesteś tu mile widziana, kimkolwiek jesteś masz się w tej chwili...
Urwała, jak zaklęta wpatrując się w intruzkę.
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że już ją gdzieś widziała. Jedno lawendowe oko obserwowało ją bacznie i z wyraźnym zainteresowaniem. Drugie było ukryte pod białą opaską medyczną. Rozwichrzone jasne blond włosy okalały jej zarumienioną twarz w kształcie serca. Różowa gumka zwisała z luźnych kosmyków, gotowa by w każdej chwili upaść. Jej ubranie stanowił tradycyjny mundurek akademii z kilkoma różnicami - brakiem skarpet i butów, oraz rękawów marynarki - tam, gdzie powinny się znajdować sterczały luźne, zwęglone nieco nici. 
- Hmm? - dziewczyna przekrzywiła głowę i uniosła pytająco brwi. - O co chodzi?
Momentalnie otrzeźwiała, a to znaczy, że wrócił także ból. Syknęła, przyciskając palce do skroni.
- Idź stąd.
- Co?! Ale...
- Wyjdź!
- Nie! - fuknęła Shizen, podskakując na stole, zupełnie jak dziecko tupiące nóżką w supermarkecie przy stoisku z zabawkami.  - Shizen dopiero przyszła i Shizen nie znalazła jeszcze tego, czego szukała! Shizen nie wyjdzie, dopóki się nie rozejrzy!
Natsume czuła, że emocje ją przytłaczają. Próbowała wmawiać sobie po stokroć, że powinna je trzymać na wodzy, nie dać się przejąć gniewowi, że szkoda jej nerwów. Ale nie pomagało. Ręce zaczynały jej się trząść, na czoło wstąpił pot. Czuła gorąco pod powiekami, silniejsze niż zwykle. Miała wrażenie, że jednym spojrzeniem jest w stanie odłączyć ciało od szkieletu.
- Nie obchodzi mnie po co przyszłaś! Włamałaś się tutaj, to nie jest twój dom, nie możesz wchodzić do środka bez pozwolenia! Słyszałaś może o czymś takim, jak pukanie?! - krzyczała Natsume, raz po raz, z coraz większą siłą, walić pięścią o stół.
Kuro zjeżyła się sierść na grzbiecie. Czym prędzej czmychnął na blat innego stołu, a stamtąd na parapet obok Ukobacha. Chochlik przyglądał się obu przedstawicielkom płci pięknej z dezaprobatą, widocznie niezadowolony ich stosunkiem do JEGO mebli - ostatecznie traktował całą stołówkę jak swoją własność. Wiedział, że w tym wypadku to jemu przyjdzie zainterweniować, jeśli przejdą do rękoczynów. Kuro odczuwał pewną niechęć do przemiany w formę bojową po zniszczeniach do jakich doprowadził. W dodatku był za duży, prawdopodobnie rozwaliłby budynek.
- Ale ty też tutaj nie mieszkasz! - zauważyła Shizen, komicznie podskakując na stole i okręcając się wokół własnej osi.
Tym razem głowa Natsume poszybowała do góry, wraz z jej spojrzeniem, włosy zawisły w powietrzu na moment, jakby przybrały konsystencję drutów. Uraza, żal, rozpacz, gniew, te uczucia budowały furię młodej kobiety, która w tej chwili przybrała postać nieokiełznanego płomienia.
- Jak... Skąd ty... Jak możesz?! - huknęła Natsume.
Potem będzie żałowała, ale wbiła w nią najbardziej efektywne, śmiercionośne spojrzenie, którym można spalić człowieka do cna, razem z jego duszą i skazać go na wieczny niebyt. Zrobiła to z premedytacją, popchnięta przez własne, samolubne uczucia. Wiedziała, że ojciec nie byłby z niej dumny. Ale czy kiedykolwiek był?
- Shizen nie wyczuwa tutaj twojego zapachu - dziewczyna jakby nie zauważyła jej wybuchu, ba, wciąż stała w jednym kawałku, zamiast płonąć świętym ogniem. Drapała się po nosie. - Jest, ale słaby. Shizen wie, że ty tu nie mieszkasz - potrząsnęła głową.
Ból jak odjął, został szok. Natsume opuściła ręce wzdłuż ciała, poczuła nagłą falę paraliżującego chłodu. Jak to możliwe, że ktoś... ktoś przeżył natręctwo jej spojrzenia... Nie... Nigdy, nigdy nikomu się nie udało... nigdy...

Masami.
Ich opiekunka była miłą kobietą, zastępowała matkę, bojaźliwą kobietkę, idącą za ich ojcem krok w krok i wielbiła ziemię, po której stąpał. Akiko Tadamasa nigdy nie miała zbyt wiele czasu dla swoich dzieci. Przeznaczała go na bycie pięknym dodatkiem męża, Yukihito Tadamasy, ozdobną spinką do mankietu, nowym krawatem, pasem jego kimona. Za to opiekunka, Masami Schroder, pół Japonka - pół Niemka, sprawdzała się na pozycji Akiko bardziej niż wspaniale.
Dzieci ją kochały.
A zwłaszcza Natsume.
Natsume przede wszystkim dziwiła się jej zachowaniu, jej pochwałom, jej uśmiechowi. Nie pasowało to do matki. Nie takiej, jakiej obraz przechowywała w pamięci. Matka była spokojna, starała się nie okazywać uczuć, formalna. Największa pochwała, jaką Natsume od niej usłyszała to - "Zawsze mogło ci pójść lepiej". Dlatego była przyzwyczajona do ciężkich i mozolnych starań o jej względy.
Z kolei Masami, kiedy Natsume otrzymała czwórkę z testu wiadomości po długiej nieobecności w szkole, poklepała ją po głowie, obdarzyła swoim nieco żółtym uśmiechem i podarowała pudełko czekoladek jako nagrodę za wynik. 
Dziewczynka trzymała je przy swoim łóżku przez wiele dni, zastanawiając się, czy to nie jakiś test, czy rzeczywiście może zjeść czekoladki. Wmówiła sobie, że musi naprawdę na nie zasłużyć, że nie mogą być wyłącznie wynikiem dobrotliwości Masami.
Utwierdzała się w tym w miarę, jak geniusz jej młodszego brata, Akihito ujawniał się z każdym dniem coraz bardziej. Miharu zapewniała ją, że nie powinna się przejmować i być sobą. Ale łatwo było jej mówić, sama nigdy nie miała tego problemu. Trening na dziedziczkę rodu szedł jak po maśle, w dodatku otrzymała już Słuch.
A ona wciąż nie wiedziała, jakie zdolności przyjdzie jej dzierżyć. W duchu błagała, żeby klątwa Spojrzenia padła na Akihito. Nawet ten potężny dar nie byłby w stanie go przyćmić. Ona to zupełnie inna bajka. Nie potrafiła przecież nic zrobić dobrze.
Pewnego dnia, Akihito wparował do jej pokoju trzymając w rękach kartkę z czerwoną liczbą - '100' w rogu.
- Nee-san! Spójrz, nee-san! Dostałem max'a z testu! - krzyknął, podskakując z szerokim uśmiechem na swojej anielskiej twarzy.
Nikt nie potrafił się na niego gniewać, nikt nie potrafił podnieść na niego głosu, ani tym bardziej uderzyć. Ona, chociaż nieraz miała ochotę, musiała się hamować. Nigdy nie potrafiła znaleźć źródła swojej złości. Pojawiała się znikąd, wiecznie jej towarzyszyła.
- To... świetnie, Aki - odparła. Wodziła wzrokiem po ścianach, byleby tylko nie patrzeć na czerwoną stówkę na jego teście. W prawej dłoni schowała za plecami pudełko czekoladek. Dzisiaj jak nigdy, wyjątkowo korciło ją, żeby unieść wieczko i zjeść choć jedną.
- O, co tam masz?
- Nic takiego! - pisnęła, trzęsąc szybko głową. Nie wiedzieć czemu, szczypały ją oczy.
- Oj no pokaż, proszę! Obiecuję, że nie zniszczę!
Zrobił maślane oczka.
Tylko ona nigdy się na nie nie nabierała. Potrząsnęła głową, podsuwając się pod samą ścianę, ciągnąc za sobą pościel w motylki. Nie mogła pozwolić, żeby zobaczył czekoladki. To była jej nagroda. JEJ nagroda. On dostawał ich wystarczająco od rodziców, jako potencjalny dziedzic Spojrzenia, niesamowity uczeń, adept z krwi i kości.
- Nie, to nie twoja sprawa Aki! Idź się pobawić, albo zobacz co u Haru! - fuknęła Natsume, łypiąc spode łba.
Akihito wydął wargi i rzucając test w niepamięć zbliżył się do łóżka. Przez chwilę próbował przekonać starszą siostrę, żeby pokazała mu co chowa za plecami, ale pozostała nieugięta. Zaczęła się szarpanina. Zazwyczaj wyglądałoby to jak normalna bójka rodzeństwa, ale... na Akihito nikt nigdy nie podnosił ręki, zawsze był złotym dzieckiem, rodzinnym cherubinkiem, tylko Natsume potrafiła bić się z nim na serio. Ich dziecięca szarpanina przypominała walkę na śmierć i życie pomiędzy dwoma wygłodniałymi, białymi tygrysami bengalskimi.
W Natsume wzbierało się wiele emocji. W duchu nie zgadzała się z tą sytuacją, Akihito nie mógł wygrać, nie mógł tego zobaczyć, to ona miała rację, ona była starsza, silniejsza, miała wyjść na swoje, nie inaczej. Tak, tak powinno być. Wszystko w niej krzyczało. Świerzbiły ją palce, pod skórą płynęło dziwne mrowienie, a na głowę jakby ktoś założył za ciasny kask. Puściła, ale nim upadł pod wpływem siły odrzutu, zamachnęła się wolną ręką i z całej siły uderzyła go w twarz.
Pudełko rozerwało się.
Czekoladki rozsypały się po całej podłodze.
Akihito siedział w szoku na dywanie, wpatrując się w dłoń ściskającą kawałek kartonu. Kolor jego twarzy powoli zmieniał się, pasując do odcisku pozostawionego przez Natsume na lewym policzku chłopca. Usta wykrzywiły się w podkówkę, oczy zaszły łzami.
Natsume czuła, że zaraz go zabije. Dokładnie tak się czuła.
Wrzask.
Do pokoju wpadła Masami. Spostrzegła rozsypane czekoladki, Natsume czerwoną ze złości na łóżku i płaczącego Akihito na dywanie. Oczywiste, że najpierw podbiegła do młodszego z rodzeństwa. Otoczyła go ramionami i przycisnęła do piersi próbując uspokoić. Płacząc wykrzykiwał niezrozumiała wyrazy, ale nic nie mówił o Natsume, nie wskazywał na nią, jako winną, co robiło większość jego rówieśników. Po prostu płakał, z żalu, bólu i szoku.
Natsume czuła, że cała się gotuje. Jej głowa była ciężka, jakby ktoś zrzucił na nią kowadło. Zeskoczyła z łóżka, chciała uciec jak najdalej. Czuła mrowienie i gorąco pod powiekami. Już nadchodzą łzy, myślała.
- Natsume!
Masami podniosła się i rzucając się przez łóżko, złapała ją za ramię, próbując uniemożliwić ucieczkę. Dziewczynka wyrwała się i wybiegła z pokoju. Masami bez zastanowienia pobiegła za nią, zostawiając Akihito samego.
Wszyscy zawsze woleli jego ode mnie - myślała Natsume. Zawsze był lepszy, zawsze wszyscy mocniej go kochali, zawsze to ja musiałam być tą złą, więc dlaczego?! Dlaczego musiałam się urodzić?!
Wpadła na Miharu, ale minęła ją szybko. Starsza siostra krzyknęła za nią, ale Natsume nie słuchała. Chciała być jak najdalej od tamtego miejsca. Pożar trwał w jej głowie. Pożar tkwił w jej oczach, jak drzazga w palcu. To bolało.
I nagle poczuła, że jest chwytana za ramię. Obrót. Jej głowa wystrzeliła do góry, spojrzenie odruchowo skupiło się na oczach. Mówili, że jest zbyt śmiała, że ma za mało pokory, że nie powinna tak odważnie i zadziornie zerkać ludziom w oczy, jakby prześwietlała ich duszę.
Zrozumiała to dopiero, gdy Masami osunęła się na ziemię, a jej ciało zaczęło płonąć, zwęglać się, rozgrzewać, rozpływać, aż stało się plamą, mieszaniną wnętrzności, kości, mięśni i wszystkiego, co kiedyś tworzyło człowieka.
I choć nie mogła tego zauważyć, to wiedziała, że jej dusza również spłonęła.

- Hej, jak masz na imię? - spytała nagle Shizen, wyrywając Natsume ze wspomnień. Nie przyznałaby się do tego, ale była wdzięczna ekscentrycznej blondynce. Na chwilę opuściła gardę. Zresztą ostatnimi czasy, kiedy zagin... Harumi została porwana, dawała się coraz bardziej ponosić emocjom.
- Wciąż nie rozumiesz, że nie powinnaś była przekraczać progu akademika bez pozwolenia? -wysyczała Natsume.
- Aka-co? - wymamrotała Shizen. - To jakieś jedzenie? Zresztą nieeważne... Ten cały gostek w okularach powiedział, że Shizen może chodzić gdzie chceee, więc jest tuutaj! - oznajmiła, wskazując na siebie palcem. Uśmiechnęła się szeroko. - Zapach zaprowadził Shizen do aka-czegoś.
- Niby jaki zapach? - fuknęła Natsume, spuszczając wzrok. Utrzymywanie Spojrzenia było męczące, zwłaszcza w takiej intensywności. Wciąż nie mogła uwierzyć, że nie podziałało na Shizen. Czy to dlatego, że jedno oko ma zasłonięte? Niee, przecież działa na przedmioty, a nawet zwierzęta, które nie patrzą jej w oczy, po prostu spala... Ale... czy aby dotrzeć do duszy nie potrzeba pełnego wejścia? Czytaj - pary oczu?
- Jak masz na imięęę? - przeciągnęła Shizen. - Ty odpowiadasz Shizen, Shizen odpowiada tobie~!
Natsume uderzyła się z otwartej dłoni w twarz. No tak, gadając z osobą o nierównym suficie musisz przy okazji rozjebać swój. Szkoda, że w tej chwili nie miała na to najmniejszej ochoty. Ba, nie wiedziała, czy starczy jej siły i poczytalności.
- Natsume Tadamasa, główna kapłanka świątyni Daikoku w górach Ishikari na Hokkaido. Twoja kolej.
- Mooou, za dużo! Shizen nie zapamięta! Shizen może mówić Nat-chan?
- Twoja kolej - powtórzyła zniecierpliwiona Natsume.
Shizen wydęła wargi.
- Shizen to Shizen, Jean mówi, że Shizen jest Lafayette, ale Shizen nie wie co to jest Lafayette i czy można to zjeść, więc Shizen nie lubi Lafayette - stwierdziła, kiwając głową do swoich słów.
- O cokolwiek by nie chodziło nie obchodzi mnie, wynocha stąd.
- Shizen musi szukać - odparła nastolatka, uskakując przed wprawną ściną Natsume. Srebrnowłosa wskoczyła na stół i wylądowała tuż przed nią, dzieliło je może jakieś dziesięć centymetrów. - Shizen przyszła do Assiah bo Shizen czegoś szuka.
Pochodziła z Gehenny. To jedno krótkie zdanie z łatwością zarazem zaniepokoiło, jak i uspokoiło Natsume. Dwa sprzeczne uczucia były spowodowane różnymi czynnikami. Miała kolejną hipotezę, dlaczego nie zadziałało jej Spojrzenie, ale pojawienie się mieszkańca Gehenny w Assiah nigdy nie było czymś dobrym.
- Czego tutaj szukasz?
- Shizen nie wie.
Natsume poczuła, że znowu się gotuje.
- Jak to nie wiesz?! To co tu robisz u licha?!
- Shizen mówiła, że Shizen poczuła zapach.
Chciała już zadać kolejne pytanie, kiedy w oku blondynki pojawił się błysk olśnienia. Chwyciła Natsume za rękę i pociągnęła ją w stronę wyjścia.
- Chodź! Shizen ci pokaże, może Nat-chan pomoże Shizen? Wtedy Shizen szybciej się dowie, czego Shizen szuka i Nat-chan zostanie jej przyjaciółką!
- Skąd niby taki pomysł?! - warknęła Natsume, próbując wyrwać się z uścisku dłoni nastolatki. Dłonie niby takie małe, ale jak ze stali. Natsume nie była w stanie ruszyć choćby jej małego palca.
- Booo Shizen już lubi Nat-chan, chociaż Nat-chan jest baaardzo poważna, ale Shizen wie, że jak ludzie się lubią to zostają przyjaciółmi, prawdaaa? To Nat-chan będzie przyjaciółką Shizen, a Shizen będzie przyjaciółką Nat-chan!
Pokrętna logika i jeszcze bardziej pokrętne wnioski. Natsume nie mogła przestać myśleć o tym, jak bardzo głos Shizen nie pasował do jej słów, intonacji, wszystkiego, nawet do jej twarzy. Słysząc go, wciąż miała przed oczami Miharu. Czy to kolejny żart z Gehenny, żeby ją pognębić?

Yuzuru jak zawsze obudziła się z bólem głowy, ale była do niego tak przyzwyczajona, że stanowił dla tylko przykrą część jej codzienności, zamiast tortury, która trzymała ją przykutą do łóżka z miednicą i pięciolitrową butlą wody. Wręcz przeciwnie.
Nie przeciągając się zeskoczyła z łóżka, zakładając pospiesznie szlafrok. Czujnie rozejrzała się po pokoju, taksując każdy jego element z osobna kontrolnym spojrzeniem. Zawsze to robiła. Pewnych przyzwyczajeń nie da się zwyczajnie wykorzenić.
Zawsze uspokajała się w ten sposób, odpychając na dalszy plan wspomnienia. 
Zerknęła na zegarek postawiony na stoliku nocnym, tuż przy swoim łóżku piętrowym, od którego dostawała tylko bólów mięśni i kręgosłupa, ale nie była w stanie zastąpić go żadnym innym. Gwizdnęła na widok godziny.
- To sobie pofolgowałam - ziewnęła i wreszcie przeciągnęła się, aż strzeliły kości. 
Wyciągnęła komórkę z kieszeni szlafroka. 
- O i masz ci los, znowu Saburota - jęknęła.
Medyk i stary przyjaciel wystarczająco już mył jej głowę o akcję z Rin'em Okumurą i serum szaleństwa. Jakby nie wystarczyło jej, że została zawieszona na miesiąc w prawach wykonywania zawodu? 
- Termin minął chyba wczoraj - mruknęła do siebie, szukając wzrokiem kalendarza. Wisiał na drzwiach, przybity lotką w sam środek tarczy. Oczywiście wcisnęła ją tam z bliska. Mogła trafić w dziesiątkę tylko przy pomocy swoich mocy, nigdy nie miała celnego oka. - A kij. 
Wykręciła numer telefonu Inoue i opierając się o drabinkę łóżka czekała na odpowiedź. Na toaletce zauważyła talerz z zimną już zupą miso, ryżem i krewetkami. Westchnęła. Mówiła już przecież tym dziewczynom, żeby nie siliły się na uprzejmości i zachowały jedzenie dla siebie. Fakt, nie było ich wiele, ale jedzenia tym bardziej. 
W akademiku zostało kilkanaście uczennic, których rodzice nie byli w stanie - lub się nie pofatygowali żeby - załatwić im powrotu do domu, pomimo tragedii miasta. Akademia znowu przestała funkcjonować kilka dni temu, kiedy nastąpiła awaria wodociągów, spowodowana pewnie przez Biały Huragan. Dyrektor Mephisto przepadł jak kamień w wodę, to samo tyczy się wicedyrektora Vincenta D'Luci, którego znała tylko z opowieści. Ninomiya Sayumi została sama z finansami, skargami i zniszczeniami na głowie.
Czasami Yuzuru było jej żal, ale tylko wtedy, kiedy nie była takim wrzodem na dupie, co prawie się nie zdarzało.
- Inoue Saburota, przepraszam ale nie mogę obecnie rozmawiać, zadzwoń później lub zostaw wiadomość po usłyszeniu sygna---- - sekretarka gwałtownie urwała, kiedy Yuzuru odebrała jej głos.
- Chrzanisz, co nie? Najpierw sam wydzwaniasz po dwadzieścia razy, a potem jesteś niedostępny, zdecyduj ty się wreszcie - fuknęła do telefonu, wykręcając tym razem numer Katsuragiego. Znając życie, powinien być w pobliżu, żeby wkurzać Saburotę. - Wieeem, że masz okres, ale ogarnąłbyś się trochę - zmarszczyła brwi.
- Mówi Katsuragi Ranmaru, w czym mogę pomóc?
- Nie rób sobie ze mnie jaj Ran. Masz tam gdzieś pod ręką Saburotę?
- Obawiam się, że nie. Nasz drogi przyjaciel jest w tej chwili zajęty czymś innym, zresztą ja też-----
- Powiedziałam już, żebyś nie chrzanił, tylko dał mi Saburotę.
- A skąd pomysł, że miałbym go 'pod ręką'? - Jesteś z natury sadystą, a Saburota to twój ulubiony cel, lubisz go dręczyć, bo podobają ci się jego reakcje i chciałbyś zaciągnąć go do łóżka, miłego zarażania HIV-em tak poza tym. 
[Zwykła aluzja do nietypowych hobby Ranmaru, nie jest to kierowane obraźliwie pod kątem osób homoseksualnych, Yuzuru jest sarkastyczna, używa stereotypu wedle którego każdy gej ma HIV-a/choruje na AiDS - dod. inf. wzięło to się z tego, że duże epidemie wirusa/choroby zaczynały się w większości w środowiskach gejowskich - źródło - ciocia Wikipedia, rodzinna Wikipedia i Wikipedia ludu - innymi słowy, stereotypy i wierzenia ograniczonych mózgów. Aha, dla sprecyzowania - Ranmaru jest panseksualistą - wygooglujcie]
- Bardzo zabawne, Yuzuru, ale zdajesz sobie sprawę, że ty też jesteś dla mnie i mojego HIV-a wyjątkowo łakomym kąskiem?
- Uważaj, bo jeszcze uwierzę - prychnęła. - Serio go tam nie ma? Wydzwania po pięćdziesiąt razy a teraz nie odbiera.
- Interesujące, z chęcią porozmawiałbym jeszcze, ale jak mówiłem jestem bardzo zajęty i...
- Tere-fere, a ja jestem Elżbieta II. Wszystko jedno, pozdrów tam ode mnie Momen, a jak będziesz miał jakieś wieści, a wiem, że zawsze masz, to wbijaj do starej Yuzuru na ploty, ale jeden warunek...
- Jakiż to?
- Twój HIV zostaje w domu.
I tym pozytywnym akcentem zakończyła połączenie.
- Kurde, mogłam zapytać o numer do tego świra z Osaki - syknęła, klepiąc się po udzie. Przez chwilę stała z założonymi rękami, gapiąc się w ekran komórki. Zadzwonić jeszcze raz i ryzykować zepsucia swojego wielce kreatywnego wyjścia, czy zostawić to w spokoju?
- No nic - wzruszyła ramionami. Ziewnęła. - Najlepiej jak podejdę do szpitala... Za wiele się tam chyba nie zmieniło od wczorajszego południa... Południa...?
Miała pewne wątpliwości, już sama nie pamiętała, kiedy zaczęła chlać i kiedy urwał jej się film. Ba, żeby tylko, nie pamiętała nawet co popchnęło ją do czegoś takiego. Fakt - zawsze lubiła wypić, ale trzymała się ustalonej normy, nie zalewała się w trupa. I... jak w ogóle dostała się na górę, konkretniej - do swojego łóżka? Kiedy wracała w stanie niezdatnym do postawienia jednego prostego kroku dziewczyny prowadziły ją kanapę w świetlicy, a same zajmowały stołówkę. I co ważniejsze - z kim chlała?
Potrząsnęła głową i syknęła z bólu, który pofatygował się, żeby przypomnieć o sobie. 
- Przypomnę sobie później - zapewniła.
Zawsze na kacu lub zwyczajnie w samotności lubiła gadać sama do siebie. Sprecyzuj - sama do siebie, wiedziała, że często w okolicy krążą jakieś zbłąkane dusze, rozumiało się to samo przez pojęcie 'spadkobierca Azazela', dlatego rozmową - "do ściany" - starała się im ulżyć, odwrócić uwagę i uchronić przed pożarciem przez wrogie ayakashi.
Zebrała włosy w niezgrabny kucyk i rozpoczęła poszukiwania czystych ubrań. Coś jej podpowiadało, że dzisiaj musi odpuścić sobie szamanko zimnego śniadanka na rzecz działań. Kto wie ile budynków, ile ulic, ilu ludzi gang piromanów wziął sobie na cel kiedy ona spała?
Kilka minut później była już gotowa do drogi, choć nieco zatęchły zapach nieświeżych ubrań drażnił jej nozdrza. Dla świętego spokoju spryskała się od stóp do czubka głowy dezodorantem i zarzuciwszy sobie plecak na plecy, wyszła z pokoju. Rozejrzała się uważnie po korytarzu i wydobyła z kieszeni trochę srebrnego prochu. Jego drobinki opadły na dywan i część jej ubrania, po czym oba obiekty zaczęły znikać. Yuzuru rozrzuciła go wokół siebie, jak pelerynę niewidkę. Wystarczyła chwila, a stała się niewidoczna dla oczu wszystkich niewtajemniczonych. 
Choć zazwyczaj trzymała się tradycyjnych metod, musiała podziękować potem laboratorium Dragonów za podarowanie jej tego wynalazku. Był to wprawdzie prototyp, bo oryginalna wersja miała działać na wszystkich egzorcystów, nie tylko tych spokrewnionych z demonami. Zdecydowali bowiem wziąć przykład z Edenu i działać anonimowo, ale w trochę mniej radykalny sposób.
Działał idealnie, bez problemu przeszła obok świetlicy, w której panienki z bogatych i mniej bogatych domów szczebiotały, wymieniały się uwagami na temat ubrań, chłopaków, aktorów, piosenkarzy i wszystkiego co interesowały współczesne nastolatki. Yuzuru zazdrościła im trochę, że prawdopodobnie większość z nich nie będzie zalewać się w trupa w jej wieku, ani walczyć z demonami. 
Po kryjomu zgarnęła z kuchni butelkę wódki, którą przechowywała pod zlewem na szczególne wypadki. 
- Wybiera się pani gdzieś, Nakajima-sensei?
- Nie wasza sprawa, Kamiki, Paku - odparła spokojnie, z butelką w dłoni mijając dwie uczennice z zajęć dodatkowych.
- Jesteśmy Page, to jest nasza sprawa - zauważyła brewiasta, nie dając się zbyć pierwszą lepszą ripostą.
- Giermkami, dokładnie. Giermek był na każdy rozkaz rycerza, przynajmniej w średniowieczu, co oznacza, że jeżeli nie przydzielamy wam żadnego zadania, to macie siedzieć na dupie i czekać.
- A Karamorita?
Yuzuru zatrzymała się w progu stołówki. Uniosła brwi i wydała z siebie pytający pomruk.
- Czy jej wydaliście jakiś rozkaz? Przydzieliliście jej jakieś zadanie? - prychnęła. - Rycerze mieli swój honor, jeżeli mieli się kimś opiekować, robili to do końca, ratowali damy w opresji, nie zabijali jeńców, nie dawali się panoszyć na swoim terytorium, uznawali wyższość innych i okazywali im szacunek, byli prawdomówni. Co z wami?
Nakajima parsknęła krótkim, przeszytym żalem chichotem.
- Doprawdy, że też mówi to zwykły Giermek... Widzisz, Kamiki - zaczęła, odwracając się do Izumo ze zbolałym wyrazem twarzy. - Nasza struktura jest krucha, ten system jest kruchy, wiele trzeba byłoby zmienić, od wielu rzeczy odejść i zastąpić nowymi, wiele zlikwidować na zawsze. Ale tak się składa, że nie zależy to ode mnie. Siła wyższa. Rycerze byli wierni królowi, zawsze stawali w jego obronie i po jego stronie. Amen.
I wciskając stopy w buty, wychyliła głębszy łyk z butelki, rozlewając trochę alkoholu na piękne kwieciste koturny jakiejś damulki z Akademii. Machnęła do dziewczyn nie odwracając się i zniknęła za drzwiami.
- Praca wzywa - rzuciła po raz ostatni.

Natsume czuła, jak złość narasta w niej po raz kolejny, choć za wszelką cenę próbowała ją wyeliminować. Nerwicowych bóli głowy przeżyła aż nadto jak na jeden dzień. A teraz Shizen przetrząsała wszystko co znalazła na swojej drodze. Podrzucała, oglądała i obwąchiwała z każdej strony, a potem waliła gdzie popadnie.
- Możesz wreszcie przestać?!
- Shizen nie może! Shizen złapała trop, więc Shizen musi odnaleźć jego źródło - oznajmiła, kręcąc głową.
W jednej dłoni wciąż ściskała palce Natsume niemal odcinając kobiecie dopływ krwi do opuszek. Znosiła to najlepiej jak potrafiła, ale wiedziała, że nie potrwa to długo, aż ponownie puszczą jej nerwy i wybuchnie. Z kolei Shizen zachowywała się jakby nie zauważała jej zmian w nastroju. Była jak niewinne w swoich działaniach dziecko, które zwyczajnie poszukuje czegoś co zgubiło.
W tej chwili chodziła po pokoju, który Natsume dzieliła z Harumi, zanim ją porwano. Scena, która rozerwała się pomiędzy Tadamasą a Okumurą, nagle pojawiła się w jej pamięci. Przypomniała sobie o szkicowniku, który Rin wydobył spod poduszki Harumi. Wspomnienie uderzyło ją mocnym impaktem, kiedy Shizen zaczęła obwąchiwać pościel jej młodszej siostry.
Zrezygnowana jednooka awanturniczka chciała zajrzeć do szafy, gdy Natsume wyrwała jej się, żeby zajrzeć pod poduszkę.
Chciała zwyczajnie upewnić się, że cząstka umysłu jej siostry wciąż znajduje się w tym budynku.
Zamarła.
Pusto.
- A-Akihito?! - zawołała odruchowo w kierunku drzwi.
Nie dotarł do niej żaden głos.
Zastanawiała się... co ten Akihito może tak długo robić? Próbował zdaje się złapać zasięg, czy tam odebrać telefon, już nie pamiętała... Może to on zabrał szkicownik? Pewnie sam go nabył dla Harumi, dzielili pokój, musiał wiedzieć gdzie go chowa. Może zebrało mu się na sentymentalizm? 
Gdzie on poszedł?
- Shizen nie rozumie - stwierdziła nagle blondynka, siadając w pozycji kołyski na biurku Akihito. 
- Złaź.
- Bo Shizen czuła zapach idealnie z tego miejsca, z tego budynku i z tego pokoju. Shizen to wie.
Natsume przewróciła oczami. Shizen cały czas mamrotała tylko o jednym, o zapachu, o poszukiwaniach i tropie. Młodej kobiecie trudno było za nią nadążyć, zwłaszcza, że nie dawała jednoznacznych wyjaśnień, ba, jakichkolwiek. Zerknęła na nią kątem oka, ze swojej pozycji na łóżku Harumi i dostrzegła, że drży i pociera o siebie stopami, próbując je rozgrzać.
- Yare, yare - jęknęła Natsume, kręcąc głową. Nie mogła na to patrzeć.
Podeszła do komody, w której Harumi trzymała swoje ubrania. Nie dotykała jej od tygodnia, ostatnimi czasy wyrzucała wszystko z każdej z pięciu szuflad, przerzucała, oglądała i wyobrażała sobie, jak Harumi mogła w tych rzeczach wyglądać. Następnie układała, kolorami, rozmiarami, rankingiem seksowności, rankingiem słodkości, jakkolwiek. Byleby mieć zajęcie, byleby utrzymać kontakt z Harumi. Nie umarła. Żyje i będzie nosić te ubrania.
Wyjęła parę grubych kolorowych skarpetek i rzuciła nimi w Shizen.
- Ubierz, będzie ci cieplej.
Shizen przekrzywiła głowę.
- Dlaczego?
Zazgrzytała zębami.
- Widzę jak trzesz stopami, nie wiem czemu chodzisz na bosaka, ale możesz zachorować.
Poczuła niespodziewane uderzenie. Od jej głowy jak piłka odbiły się w kulkę zwinięte skarpetki.
- Shizen nie chce. Oni próbowali założyć Shizen takie dziwne rzeczy na stopy, ale Shizen nie chciała. W Assiah jest dziwnie zimno.
Natsume wykonała parę ostrożnych oddechów i zdecydowała, że musi się opanować. Podniosła skarpetki i podeszła do Shizen. Rozwinęła kulkę i nawinęła sobie materiał na palce.
- To nie boli, nie jest uciążliwe, a będzie ci cieplej - wyjaśniła, starając się zachować spokój. Pomimo sprzeciwów blondynki naciągnęła jej na lodowate stopy najpierw jedną, a potem drugą skarpetkę. - Nie zdejmuj ich, jeśli spróbujesz, to cię zdefenestruję.
- Co to znaczy? - zdziwiła się Shizen.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Brzmi groźnie.
- I takie jest.
- Hmm...
W zamyśleniu przyjrzała się swoim stopom. Usiadła po turecku i zaskakująco łatwo przyciągnęła sobie kończynę pod nos i obwąchała.
- Nie są chyba takie złe... Pachną trochę tym, czego Shizen szuka.
Natsume drgnęła.
- Szukasz przedmiotu...? - spytała ostrożnie.
- Właściwie to...
Urwała w pół zdania. W jednej chwili wyprostowała się. Jej jedyne widoczne oko rozszerzyło się w przerażeniu. Potrząsnęła głową i klepnęła się po twarzy. Sięgnęła do klamki okna znajdującego się tuż za nią i szybkim, gwałtownym ruchem podważyła ją, otwierając je na oścież.
- Hej! Co ty robisz?! - krzyknęła Natsume.
- Nat-chan i Shizen  muszą iść.
- Co?!
Shizen bez ostrzeżenia skoczyła ku niej i chwyciła jej dłonie w obie ręce, głową wskazując otwarte okno. Na niebie zaczynały zbierać się ciemne chmury, albo to wzrok płatał jej figle?
- Nat-chan i Shizen muszą iść - powtórzyła zdecydowanym tonem ekscentryczka. 
- Słuchaj, nigdzie z tobą nie idę, wlazłaś tu bez pozwolenia, a twoje poszukiwania obchodzą mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg, więc...
- Nie, nie - blondynka potrząsnęła głową. - Nat-chan i Shizen MUSZĄ iść.
Powiedziawszy to, pociągnęła ją w stronę biurka. Natsume próbowała się wyrwać, ale Shizen miała doprawdy piekielnie silny uścisk. Tadamasa zaczęła ryć już piętami dziury w wykładzinie. 
- Nie zamierzam ruszyć się z tego akademika ani na krok! To mój dom!
- To nie dom Nat-chan, Nat-chan...
- NIC O MNIE NIE WIESZ! - ryknęła Natsume.
W tym momencie budynkiem wstrząsnęło. Zewsząd dotarł do nich przeszywający ryk, a potem huk, zupełnie jak uderzenie pioruna, choć Natsume nie widziała żadnego błysku. Shizen skorzystała z momentu jej dezorientacji i jednym kopniakiem posłała biurko na ścianę. Stary i w dodatku tani materiał mebla roztrzaskał się na kawałki.
- Tyyy... - zaczęła Natsume, czując, że jej oczy znowu płoną.
Ale nie miała czasu, żeby obrzucić Shizen wiązanką, która powstała w jej głowie pod wpływem chwili. Nie zauważyła, kiedy obejmowana przez nastolatkę leciała w dół, a jej ciało obejmowało parne i duszne powietrze tego brzydkiego popołudnia. Natsume przeszła przez umysł głupio tragiczna historia shinjuu, romantycznego podwójnego samobójstwa. Kiedyś twierdziła, że popełni je ze swoim wybrankiem. Zaczęła tak mówić po tym, jak rodzice zdecydowali, że zostanie miko, choć wcale tego nie pragnęła. Potem dojrzała i zrozumiała własną głupotę.
Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek skończy w objęciach jednookiej ekscentryczki pędząc ku ziemi z zawrotną prędkością, szeroko otwartymi oczami obserwując, jak budynek, który przez ostatnich kilka tygodni uważała za dom, trzęsie się i powoli wypadają z niego cegły.
Nie umarły.
Ich upadek zamortyzowało coś śliskiego, drapiącego, ale mimo wszystko kojącego. Gałęzie przekwitającej sakury rosnącej obok akademika. Starego drzewa wymagającego gruntownej pielęgnacji.
Wydawało jej się, że kitsuri uśmiecha się do Shizen i klepie ją po głowie gałęzią, a tak kiwa na niego z szacunkiem, nim znów zaczyna gdzieś ciągnąć Natsume. Ona z kolei jak w transie, potykając się, w różowych kapciach króliczkach pędzi uliczką ze zniszczonej kostki, miejscami zarastanej przez niezłomne chwasty. Biegnie i obserwuje budynek.
Patrzy jak staje w płomieniach.
A przez głowę przechodzą jej tylko krótkie myśli:
Akihito.
Kuro.
Ukobach.
Haru, Rin, Yukio, to wszystko, co...
I
Znów utraciłam dom.


Gdy narasta napięcie,
Do punktu krytycznego dochodzi,
Nowa myśl w umysłach się rodzi,
Ludzie, demony, nie oddają się ucieczce,
Bo ta myśl siedzi w ich głowach natrętnie,
Attero Dominatus.

---------------------------------------------------
Attero dominatus, misie kolorowe, znaczy to z łaciny w przekładzie nie wolnym, lecz dowolnym - "Obalimy tyranię", co przynajmniej wywnioskowałam z kilku ciekawych tłumaczeń piosenki Sabatonu na polskim forum pancernych /) Nie planowałam tu wstawić tego tekstu, ale jakoś samo się nawinęło, zwłaszcza po akcji w Graciarni.


Oto jak wyglądają Amiran i Iulianna "Strzyga".
Jak potoczą się dalsze losy ruchu oporu?
Co się dzieje z Kimiko?
Gdzie Aine ukryła Harumi?
Co zrobi Inami?
Czy Rin wydobrzeje na czas, aby móc wreszcie zadziałać?
Gdzie podziewa się Ranmaru Katsuragi?
Co wyprawiają Mephisto Pheles i tajemniczy Vincent D'Luna, wicedyrektor akademii?
Czy Akihito przeżył wybuch?
Jak poradzi sobie Kageshina w martwym punkcie?
Co będzie kolejnym posunięciem Iwao,
I czy egzorcyści zdołają to powstrzymać?
Na te, i wiele więcej pytań odpowiedzi znajdziecie w następnych rozdziałach opowiadania: "The White Familiar"

4 komentarze:

  1. Uff nareszcie przeczytałam. Łatwiej by było gdyby rozdziały były kròtsze i pojawiały się częściej. Kurdee akademik wybuchł? Mam nadzieje że nikomu nic sie nie stało. I najważniejsze... co sie dzieje z Harumi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, zawsze są dwa wyjścia:
      1. Kilka "rozdziałów" w jednym i zauważ, że pojawiają się przynajmniej trzy razy na miesiąc, gdzie przez ostatni rok dodawałam 1, powtarzam JEDEN rozdział na cały długi miesiąc i często był średniej długości. W ciągu listopada na bloga trafiły trzy rozdziały i jedno ogłoszenie. Porównajmy go z grudniem 2013, kiedy na cały miesiąc był jeden rozdział.
      2. Ewentualnie serio mogę się zabrać za cięcie rozdziałów na kawałki, ale zawsze staram się, żeby rozdział był zamknięty w określonych ramach czasowych, np. żeby akcja z kilku godzin nie rozgrywała się przez pięć rozdziałów. Dodatkowo ostatnio dla klimatu staram się tłumaczyć piosenki, których słucham do pisania, jako puenty rozdziału, myśli bohaterów, czy związane z akcją i fabułą. Zanim dobiorę piosenkę lub utworzę pseudo artystyczną rymowankę mija chwila. Attero Dominatus w Shizume City kontrastuje się z tym co dzieje się/działo się na powierzchni, gdzie wychodzi ta 'tyrania'. Cały sens polega na ciągłości.
      W dodatku mam w tym roku egzaminy gimnazjalne i furę nauki, staram się co jakiś czas dodawać rozdział, minimalnie dwa na miesiąc, więc robię je najlepiej jak mogę, żeby były długie i treściwe.

      Usuń
  2. So, po pierwsze nie było mnie tutaj już tak długo, że nawet nie wiem kiedy. Aczkolwiek miałam właśnie trzy dni wolnego i chorobę, dzięki której siedziałam w domu i naszła mnie wielka ochota na przeczytanie Twojego bloga. Ale mało pamiętałam, więc zaczęłam wszystko od nowa i przeczytałam wszystkie rozdziały [nowego opowiadania jak i starego]. I teraz jedyne co mogę powiedzieć to ... WOW - really impressive. To jak piszesz teraz i wcześniej... I mean, I can see a big difference. And this is good for you and reader but when you read all at once this is a little bit confusing. Emm, and sorry for this English but i have a little problem with Polish, now. Okay, calm down. Opowiadanie jest bardzo dobrze napisane, właściwie myślę, że można by z niego zrobić anime lub mange. Eto... I'm really sorry for non-visited your blog but I don't have time. Mam w tym roku egzaminy gimnazjalne i muszę się do nich przygotowywać. Co do treści. Uważam, że jest amazing! Postacie i akcja oraz wszystkie inne elementy świetnie się dopełniają.
    Rozdział bardzo dobry i naprawdę mi się podobał. I naprawdę długi, hahaha... Jestem naprawdę ciekawa co dalej będzie z Rinem i Haru. And of course with the rest of the characters.
    I wish you a lot of luck!
    Long time no see,
    Księżniczka Mroku/Yuuki

    *Mój pierwszy komentarz całkowicie zniknął - są moderowane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nope, nie są moderowane. Ni mom zilonłego płojęcia cło się stało z poprzeednim.
      To był niezły ponglish moja droga przyjaciółko~!
      Nie martw się, Desu też przygotowuje się do egzaminów gimnazjalnych, w przyszłym tygodniu próbne, a ja za cholerę dalej nic nie umiem. Muszę wreszcie przestać się obijać i to ruszyć.
      Eeeeh...
      Dzięki za wszystkie komplementy, aż mi się tak ciepło zrobiło - DZIĘKI SERDECZNE, BO MI NIE POZWALAJĄ WŁĄCZYĆ KALORYFERA I MARZNĘ.
      Miło mi słyszeć, że podobają się bohaterowie, bo też ich lubię ^^ Przynajmniej w większości, bo po tylu zabiegach uplastycznienia potrafią się zrobić nieźle wkurzający.
      Wreszcie ktoś docenił długość rozdziału, lol.
      W poprzednim komentarzu wspominałam coś na ten temat, że nie chce mi się za cholerę tego przepisywać :D
      A co z nimi będzie, kiedy znajdziemy się na zakręcie?
      Muahahaha, zobaczymy.

      Usuń