sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział XXXI - "Rev. vs. Reb."

Rewolucja kontra Rebelia 
czy
Rebelia przeciwko Rewolucji?

Włosy stają dęba,
Gdy cień się znikąd zjawia,
Cały świat się okręca,
Pokój zacieśnia ściany swoje,
O Boże, co to było?
Strach cię paraliżuje,
Zamyka w ciasnej klatce,
Twoja wola walki słabnie,
Umiera, to ty umierasz.

- Społeczności Shizume City, czas, żebyście wyszli z cienia!
Iwao stał na szczycie najwyższego budynku sekretnego miasta w dzielnicy Kazuma-Shin. Miasta, które powinno zakończyć swój byt wiele lat temu, ale jakimś cudem udało mu się przetrwać, w czeluściach Cichej Dzielnicy. W ten sposób stało się azylem dla wszelkiego rodzaju nieludzkich istot.
Amiran wychylił głowę za róg i zmrużył swoje czekoladowe oczy.
- Ci egzorcyści wystarczająco długo cieszyli się władzą - ponowił Iwao, swoim świszczącym głosem przemawiając nienaturalnie głośno. 
- Przeciągnął MurMur'a na swoją stronę - skwitował Gruzin, powstrzymując Iuliannę przed wyjściem z kryjówki. Posłał jej znaczące spojrzenie, na co strzyga prychnęła. - Na twoim miejscu nie pchałbym się pod nóż, motylku.
Dziewczyna próbowała się odgryźć, ale pióra Sakato w porę wylądowały w jej ustach. Zirytowana próbowała przegryźć mu skrzydło. Cofnął je i uśmiechnął się przepraszająco. Odwróciła wzrok.
Suki nie potrafiła śmiać się z ich sprzeczek o byle co. Jedyne na czym się koncentrowała, to głos Iwao. Ukryta pod płaszczem Shigure Kennedy'ego, skupiała się tylko na nim. Ten głos opowiadał jej kiedyś bajki, odpowiadał na najtrudniejsze, nurtujące ją pytania, był wszystkim, gdy na pewien czas utraciła wzrok. Przewodnik, opiekun, przyjaciel.
- Czy nie macie dość traktowania jak nierozumne istoty? - pytał Iwao. - Potwory bez uczuć i zahamowań. Spójrzcie na swoje dzieci, przecież je kochacie, opiekujecie się nimi. Czy chcecie, żeby jakiś oślizgły człowiek odebrał wam je? Lub zabrał im rodziców, będących jedyną podporą? Tylko dlatego, że przez kilka książek myśli, iż posiadł moc równą Bogu?! Nie ma prawa was osądzać!
Mogłaby go potępić. Już nienawidziła go za to co robił. Ale nie potrafiłaby nie przyznać mu racji. Kiedy odkryła... zwykłym przypadkiem, swoją 'inność', czuła się zagubiona. Pierwszymi osobami, do których zwróciła się o pomoc byli jej rodzice. Rodzice, którzy powinni ją wesprzeć, a tymczasem... potraktowali jak potwora.
- Dlatego musimy wyjść im naprzeciw - głos Iwao przybierał mroczny ton.
W towarzystwie Aniołów, na szczycie sterty gruzów dawnej Graciarni Shigure Kennedy'ego prezentował się niczym prawdziwy przywódca. Zgliszcza wciąż płonęły krwistą czerwienią, grającą nazbyt śmiało z kolorem włosów Iwao.
- Dlatego musimy im pokazać, do czego naprawdę jesteśmy zdolni. 
- Mamy działać tak jak to sobie wyobrażają, tak?! - krzyknął ktoś z tłumu.
Suki ze strachem zdała sobie sprawę, że rozpoznaje ten głos. Shinichi Kominato, wilczy youkai, niesamowicie porywczy, ale jednocześnie bardzo tchórzliwy. Ten wyskok mógł być dla niego zgubny.
- Mamy pokazać im, jakimi potworami jesteśmy, żeby tępili nas jeszcze bardziej?! - wykrzyknął zajadle. - Nie uważacie, że i tak mamy wystarczająco wolności?! To niemożliwe, żebyśmy kiedykolwiek mogli żyć tak jak ludzie!
- A nie żyjemy już?
Shinichi wytrzeszczył na niego oczy i zawarczał groźnie.
Część tłumu przejęła się jego słowami. Demony wyglądały na zagubione, nie wiedziały w którą stronę powinny iść, więc wystarczyło je tylko poprowadzić... Przecież nie były głupie, jak często uważali ludzie. Nie żywiły się wyłącznie ludzkimi nieszczęściami, a przynajmniej nie wszystkie.
- Powiedz mi, czy ludzie nie spotykają się w kawiarniach przy kubku gorącego napoju? Czy ludzie nie wychodzą do cuchnących spelun, by przetracić swoje oszczędności w ustawionej grze? A może ludzie nie mają potomstwa, które kochają i chcą wychować?
Matki i ojcowie kurczowo trzymali przy sobie dzieci. Młode demony mrużyły swoje różnobarwne i różnokształtne oczy, wyraźnie zgadzając się ze słowami Iwao. Zresztą nie tylko oni. Starcy, bezdzietni dorośli, wszyscy stali murem, wpatrując się w Shinichi'ego i oczekując jego odpowiedzi.
- To nie znaczy, że mamy ich terroryzować! - odparował, ale niepewność odbijała się na jego twarzy. Starał się jak najmocniej stać po stronie ideałów Graciarzy. - Wiem, że są nie sprawiedliwi i robią nam krzywdę, ale czy my musimy odwdzięczać się tym samym?!
Dziwnie brzmiały te słowa z ust wilka, który nocami polował na zbłąkanych turystów, rozrywał im gardła ostrymi zębami, a potem wybieram co lepsze kąski, pozostawiając resztę dla padlinożerców.
Nikt nie poparł jego słów.
- Zasłużyli na to! - krzyknął ktoś z tłumu. - Zasłużyli za te wszystkie lata pomiatania nami!
- Spychania nas do podziemia, straszenia nami dzieci!
- Straciłem przez nich dom, rodzinę, wszystko co miałem, tylko dlatego, że mam ogon i nadprzyrodzone zdolności! Nigdy nie zrobiłem czegokolwiek, co by ich skrzywdziło, a tymczasem...
- Byłam lekarką! Leczyłam ich dzieci, aż któregoś dnia zauważyli moje rogi i łuski, to wystarczyło, żeby nasłali na mnie egzorcystę!
- Żadnych pytań, żadnych negocjacji, oblali mnie wodą święconą!
- Podpalili mój dom!
- Zamordowali moje dzieci! - ryknęła starsza kobieta, chwytając się za głowę i opadając na kolana. Z jej piersi wydobył się przejmujący szloch. Nie była jedyna.
Śladami jej i innych śmiałków szły kolejne istoty, wykrzykując swoje żale, opłakując zło, jakie wyrządzili im egzorcyści, ubolewając nad niesprawiedliwością ich poczynań i zgnilizną wewnętrzną.
- Ale przecież... - próbował wciąż Shinichi, powoli się wycofując.
Amiran odepchnął Iuliannę i posłał znaczące spojrzenie do Sakato. Tengu od razu zrozumiał sygnał. Zabrał latarnię z Devin i ruszył na alarm. Obudził Chinatsu i przekazał ją Mafuyu, razem z instrukcjami wycofania się. 
- Mogę się na coś przydać - upierała się.
- Będziesz tylko kulą u nogi, Maffie, przykro mi - Sakato pogłaskał ją po głowie, starając się omijać wrażliwą parę uszu w kolorze magenta. Powstrzymał westchnienie i przeniósł wzrok na wampira, myszkującego w skrzyni ustawionej na samym czubku sterty w zaułku. - Shigure.
Kennedy jakby go nie dosłyszał.
- Shigure - powtórzył nieco głośniej tengu. - Musisz zabrać Mafuyu i Chinatsu na dół, teraz jest tam najbezpieczniej - polecił. - Spotykamy się w umówionym miejscu.
Wampir westchnął ciężko, wypuszczając z powrotem do skrzyni, co tylko miał w swych zachłannych rękach.
- Rany, nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek tam wrócę - wymamrotał, drapiąc się po bladej szyi z wyraźnymi śladami po kłach. - Fornicari Astaroth, ka? Wiecie, że będziecie musieli mi dopłacić?
- Ale my ci... nie płacimy? - zauważyła Momoe.
Shigure zaszczycił ich znudzoną miną, jedną z szerokiego arsenału. Machnął ręką i ustawił się, tak, żeby zabrać Chinatsu z rąk Mafuyu. Bakaneko niechętnie pozwoliła umieścić przyjaciółkę na plecach wampira.
- Jeśli nie pojawicie się przed drugą w nocy, uznam, że jesteście martwi...
- Niektórzy mają jeszcze jedno życie do dyspozycji - zauważyła żartobliwie Iulianna, wymachując w powietrzu palcem o czarnym, ostrym paznokciu. - Drugie życie, drugie serce i druga dusza, normalnie raj... czyż nie?
Kennedy uśmiechnął się do niej szeroko, dumnie prezentując swoje śnieżnobiałe uzębienie.
- Jesteś niczym miód na moje serce, Iulianno - wyznał, po czym teatralnie się ukłonił, omal nie upuszczając Chinatsu i oddalił się do najbliższego włazu, poganiany szeptem przez Mafuyu.
Amiranowi stojącemu na przodzie, nie było do śmiechu. Wściekły tłum podjudzany przez Iwao, otoczył Shinichiego. Nie wiedział, czy istniała jakakolwiek możliwość odbicia go, bez dokonania większych zniszczeń.
- Aoi, myślisz, że mógłbyś go stamtąd wyciągnąć? - spytał, zwracając się do chochlika, który jak gdyby nigdy nic, piłował sobie paznokcie, leżąc na jednej ze skrzyń. Okrył się ciepłą płachtą, którą udało się wygrzebać Shigure'mu.
- Ho? Ja nie myślę, ja to wiem - mruknął, prostując plecy na ścianie.
- Zrobisz to? - ton Gruzina przybrał naglący wydźwięk.
Aoi parsknął.
- Żartujesz sobie? Ja? Po kiego grzyba?
Chochlik był aż nazbyt rozbawiony. Nic więc dziwnego, że nawet zwykle spokojny Amiran zaczął się irytować. 
- Shinichi to twój przyjaciel - wycedził.
Aoi zatkał sobie usta, żeby nie roześmiać się głośno. 
- Doprawdy, takie odniosłeś wrażenie? Błędna konkluzja - Yasunaga wzruszył ramionami. - Był mi potrzebny tylko po to, aby dotrzeć do Shizume City, tam, gdzie mieszkałem, taki przygłup jak on to czysta żyła złota - pstryknął palcami i pojawił się na najwyższym pudle, nim Amiran zdążył go dosięgnąć. - Teraz gdy źródełko wyschło, właściwie nie wiem, dlaczego się z wami trzymam...
Nie zdołał nic dodać. Suki wyskoczyła na niego z drugiej strony sterty i chwyciła za fraki. Przestraszony chochlik wykonał kolejne pstryknięcie, chcąc się przenieść, ale przez przypadek popatrzył dziewczynie w oczy. 
- Uciekajcie! - wykrzyknęła Hideyoshi, nim zniknęli, pozostawiając za sobą złoty pył.
Wylądowali dokładnie tam, gdzie tego zapragnęła.
Wśród zgliszczy, obok Iwao.
Wypuściła Aoi'ego i rzuciła się w kierunku swojego dawnego opiekuna. To był akt desperacji, bo nie miała w głowie choćby skrawka planu. Robiła wszystko impulsywnie. Kątem oka dostrzegła wyraz zaskoczenia na twarzy chochlika. O to jej chodziło. Teraz patrzyła już tylko na Iwao. Czekała, aż się odwróci, aż na nią spojrzy. Chciała ujrzeć zdumienie, przerażenie w jego oczach. Oczach, w które tylko ona mogła bez strachu spojrzeć.
I nagle poczuła ucisk w klatce piersiowej. Znajdowała się ledwie o krok od celu. Dotyk był lekki, ale impakt ogromny. Zupełnie jak trzepot motylich skrzydeł, tylko ją musnął, ale poczuła jak unosi się i pada, a z jej płuc znika powietrze. Na chwile wszystko okrył mrok.
- Bardzo dobrze, Inami - pochwalił Iwao.
Inami...?
Inami Yamaguchi.
Suki odruchowo wytrzeszczyła oczy i zaraz tego pożałowała. Z cichym pop, jedna z gałek wypadła z dołka i poturlała się gdzieś między fragmenty muru, popiół i przedmioty przetrwałe z Graciarni Shigure Kennedy'ego.
- Spodziewałem się twojego przybycia nieco wcześniej, Suki Hideyoshi, czy może raczej... Hebi? - oznajmił Iwao, nawet nie odwracając się by na nią spojrzeć. I dobrze.
Jej umysł nie potrafiłby tego objąć. Tak samo, jak nie pojmował sceny z nią w jednej z ról głównych. Jednym alabastrowym okiem patrzyła na Inami Yamaguchi. Elfkę, młodszą siostrę Aine, jedną z dziewczyn, które zajmowały się leczeniem Harumi i pomagały jej w ucieczkach przed tyranią Iwao. Co się stało? Jak? I dlaczego?
- Przyprowadźcie go tutaj, tak, tu, blisko - instruował Iwao. - Będzie pierwszą ofiarą.
- Puszczajcie mnie!
Shinichi. Jak mogła o nim zapomnieć? Przecież to dla niego, nie dla Iwao, teleportowała się tu z Aoi'm! W duchu śmiała się histerycznie, bo Yasunaga zniknął tak szybko jak się pojawił. Iwao chyba nic sobie z tego nie robił, bo i po co? Aoi wykazał, że nie stoi po żadnej ze stron. Jeżeli jego istota przeszkodzi Iwao w realizowaniu planów, nie zawaha się go usunąć.
Ktoś wyciągnął ją w górę za kołnierz długiego, czarnego płaszcza Shigure i popchnął ją do przodu. Anioły złapały ją z dwóch stron, Inami stanęła z boku. Suki miała idealny widok na to, co działo się przed nią.
- Shinichi Kominato - zaczął Iwao, wprawiając zarówno samego youkai, jak i Suki w osłupienie. - Spiskowałeś przeciwko mnie, moim poglądom i próbom zmiany twojego świata na dobre, spiskowałeś przeciwko Aniołom, przeciwko swoim współbraciom i wszystkim obywatelom Kazuma-Shin. Targnąłeś się na dobro Shizume City. - wyliczał Iwao, a każde przewinienie było jak nowo rozpalone ognisko, każda sylaba spływająca z języka niczym płomyk, a litera jak iskra.
Przywódca rewolucji zbliżył się do Shinichi'ego, tłum rozstępywał się z każdym jego kolejnym krokiem. Liczebność demonów wciąż wzrastała, zainteresowani schodzili się z całego Shizume City, a nawet z zakamarków Kazuma-Shin.
- Uważasz, że demony są gorsze od ludzi, dlatego nie mamy prawa żyć?
- Nie, ja...! - bronił się nieudolnie, wyrywał, ale dwa silne youkai trzymały go mocno. Ich uścisk na jego ramionach trwał, miny pozostawały nieugięte. Wierzyli w Iwao. - Ja naprawdę nie chciałem...! - zawołał rozpaczliwie. - O-oni mi kaza... Nie, ja... My... Wy, oni... Wcale tego nie chcieliśmy! - wyrzucał z siebie kolejne słowa bez ładu i składu. - Tam na powierzchni, ja... mam kogoś i nie chcę, proszę... oszczędźcie ją! - błagał.
Iwao stał tuż przy nim.
- Oszczędźcie ją? Tam na powierzchni?... Pójdzie pierwsza pod ostrzał - wysyczał Iwao. - Czy oni nas oszczędzali?!
Tłum stanowczo zaprzeczył.
- Czy kiedykolwiek pozwalali nam się bronić? Czy dawali nam szansę?!
Po raz kolejny nadeszła odpowiedź przecząca.
- Nigdy, nigdy nie mieliśmy równych szans, równego startu... zawsze byli o krok przed nami. Nawet teraz, gdy umrzesz, jesteś z góry skazany na piekło - powiedział, ujmując policzek Shinichi'ego. - A wiesz dlaczego? - spytał tuż przy jego uchu. - Bo jesteś demonem.
Agonalny krzyk wilka przeciął powietrze, razem z trzaskiem łamanych kości i chlupotem krwi. Iwao tryumfalnie uniósł rękę ze zdobyczą, zupełnie jakby odniósł ostateczne zwycięstwo. Suki wiedziała, że to jedynie początek, że serce Shinichi'ego w jego ręce, to pierwsze z wielu, które nadejdą.
- Oto masz swoją sprawiedliwość, Hebi! - zawołał do niej, dawny przyjaciel.
Pierwszy raz miała wrażenie, że słyszy w jego głosie ledwo dostrzegalną pretensję. Szybko wyleciało to z jej głowy. Próbowała się cofnąć, zaciskając bezoczną powiekę, ale Anioły mocno trzymały ją w swych kleszczach.
- Spróbuj się ruszyć, a odbiorę ci całą pozostałą energię życiową - ostrzegła Inami, występując przed nią z wymuszonym uśmiechem. Suki za wszelką cenę chciała spojrzeć jej w oczy, ale przysłaniała je grzywka. Inami garbiąc się podeszła bliżej Iwao.
Przejechał brudną od krwi dłonią po jej twarzy i chwycił za delikatną, białą dłoń.
- Obywatele Shizume City - ponowił Iwao.
Zupełnie, jakby u jego stóp nie leżały zwłoki jeszcze przed chwilą żywego chłopaka.
- Oto nadszedł dzień, kiedy możemy odpowiedzieć ogniem na ogień! To nasza chwila, nasz moment odwetu! Ludzie to przeraźliwe kreatury, silne i bezlitosne, ale jest nas tutaj tysiące... Tysiące zaciekłych dusz żądnych zemsty! Wykorzystajmy to! Niech ten gniew stanie się bronią - mówił do utraty tchu. - Są osłabieni, dzięki nam - Aniołom. Możemy ich pokonać. To już nie jest nieosiągalne!
- Nie róbcie tego! Nie słuchajcie go! - krzyknęła Suki.
Jej głos nie przebił się do uszu tłumu.
- To czyste szaleństwo, nie możemy wyjść na powierzchnię i walczyć z ludźmi! - próbowała dalej, ale podobnie jak Shinichi, mówiła do ściany. Demony pozostawały zasłuchane w piękne ideały Iwao.
- Musimy zniszczyć ich w zarodku, w siedzibie filii. Wiem, jak się tam dostać, wszystko czego potrzebuję, to rewolucji, takiej, która pozwoli odwrócenie uwagi, która pochłonie jak najwięcej istnień... Odwdzięczymy im się za wieki w ukryciu! Za strach przed kolejnym wschodem słońca!
- Błagam! - wrzasnęła Suki, wkładając w ten okrzyk ile miała sił. - Błagam, nie słuchajcie go! Iwao pragnie destrukcji, to zniszczy was wszystkich! Pomyślcie o swoich dzieciach! Egzorcyści też są w trudnej sytuacji, gotowi negocjować, wszystko możemy jeszcze załatwić!
- A przede wszystkim, zniszczymy tych, którzy się z nimi sprzymierzyli - drążył Bazyliszek. - Takich jak Harumi Karamorita, najpaskudniejsza z nich wszystkich, bo choć w jej żyłach płynie piekielna krew, stoi po stronie naszych ciemiężców!
To wystarczyło. Tłum wybuchł wiwatami na cześć Iwao, na cześć rewolucji, pogromu ludzkości. Deptali ciało Shinichi'ego, jakby zapomnieli co go spotkało. Każdy chciał znaleźć się jak najbliżej, zapytać o coś, poprosić, upewnić się, a nawet dotknąć przywódcy. Suki czuła deja vu. Czemu wyglądało to tak jakby Iwao był jakąś gwiazdą? Podziemnym Justinem Bieberem.
Był mordercą, a oni go czcili.
Usłyszała grzmot.

- Start! 
Amiran zacisnął powieki, kiedy z przywołanej chmury wystrzelił piorun, uderzając w Chinatsu. Dziewczyna wyskoczyła niczym korek z sylwestrowego szampana, ale błyskawica skutecznie się od niej odbiła i powędrowała w kierunku Anioła. Wierzgający potwór, pokrywający się raz po raz krwistymi płomieniami, taki był przed chwilą. Teraz wisiał w rękach Amirana, wciąż przytomny, wciąż płonąc, ale coraz bardziej dymiąc, bez czucia w członkach.
To był moment dla Suki i Sakato. Dziewczyna rzuciła mu drugi koniec liny.
- Na trzy, puszczasz go! - poleciła boskiemu synowi. - Odliczam, raz...
- Ale że na raz, dwa, trzy czy trzy-czte-ry?
- Na trzy, czyli raz, dwa, trzy, niedorozwoju! - huknęła wściekła Iulianna, wciąż odgrodzona od zdarzenia ramionami i ogonami Mafuyu. - Przepuść mnie pchlarzu! - zaskrzeczała.
- Raz... - zaczęła Suki.
Cisza.
- Że ja? - zdziwił się Sakato.
Shigure zarechotał w kącie pokoju, był to histeryczny śmiech, jak u narkomana na głodzie, w tym wypadku wampira bojącego się o utratę cennego mienia, na co nie mógł już sobie pozwolić.
- Dwa! Trzy! - odliczyła szybko Suki.
Amiran odskoczył gwałtownie, pozwalając Hideyoshi i Nanajimie obwiązać anioła metalowym przewodem. Suki przeklinała siebie za ten pomysł. Czuła, że elektryczność pnie się po przewodniku i dociera do jej rąk, tworząc nieprzyjemne mrowienie. Sakato zjeżyły się pióra. Pewnie nie wyglądała lepiej. Wyrwała mu przewód z rąk i szybko zacisnęła go wokół bezwładnego ciała Anioła.
W końcu otarła ręce, czując dreszcze. Elektryczność wciąż płynęła po jej ciele. Nigdy więcej drutów wobec porażonych prądem - zapisała sobie w pamięci. Cieszyła się, że jej ciało nie jest do końca normalne, w przeciwnym wypadku nie skończyłoby się to dobrze. Zresztą nie tylko dla niej.
Nie igraj z piorunem.
- To... mamy aniołka usmażonego na ruszcie i jeszcze kupę czasu, to co robimy?
Strzyga posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Cóż ci złego uczyniłem Iuleczko?
- Pytasz głupio - syknęła. - Musimy go przede wszystkim ocucić i wypytać o parę rzeczy, to przecież nasza szansa!
- Ach, no tak, rzeczywiście, jak mógłbym o tym zapomnieć - Kennedy udał przejętego, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie uważacie, że to trochę nieetyczne? - spytał Shinichi. - Właśnie poraziliśmy go prądem i zaraz chcemy budzić? Niech się chłop porządnie wyśpi, noc jeszcze młoda.
- Rzecz w tym, że młoda - zauważył kąśliwie Aoi.
- Niedługo Iwao zauważy jego nieobecność - przypomniała Mafuyu, próbując ocucić Chinatsu. - Zresztą nie tylko Anioł został poszkodowany, może ktoś zauważył, że Chinatsu robiła za przekaźnik?
- I tylko dzięki niej ta chałupa jeszcze stoi - dodała Momoe. - Przykro mi Mafu, nie chciałam tak mocno...
- Jeśli chodzi o mnie, to mogłaś nie walić w ogóle, poradziłbym sobie z nim - prychnął Shinichi. - Musiałem się tylko rozgrzać i tyle~! - stwierdził, wzruszając ramionami i z dumą prezentując kilka ciosów. - Ot tak, rutynowe ćwiczenia, podstawa dla każdego wojownika.
Suki pokręciła głową, ale komentarz pozostawiła innym. Sama pomogła Amiranowi usadzić Anioła na krześle. Wykorzystując co znaleźli pod ręką i pozostałości drutu, przywiązali go do mebla. Amiran oczywiście zajął się naelektryzowanym metalem. Suki doskonale widziała, że i jemu nie jest lekko. Podskakiwał, kiedy prąd przechodził przez skórę i poruszał się wzdłuż żył. Syn Burzy. Trudno w to uwierzyć.
- Coś czuję, że nie będziemy musieli na niego długo czekać - stwierdził Shigure, zbliżając się do nich z rękami założonymi na piersi.
- Skąd ten wniosek? - prychnęła Iulianna, jak na zawołanie stając przy nim.
- Spójrz - skinął na Anioła. Strzyga powędrowała śladem jego wzroku i skupiła się na drżących dłoniach chłopaka umocowanych tuż przy jego ciele, za pomocą sznura. - Jego palce drżą.
- Został pierdolnięty ładunkiem kurdyliona ampero-śmero-wolto-czegoś-sregoś!
- To był wyjątkowo głęboki wywód, Iulianno - Shigure poklepał ją po ramieniu. - Ale znam się na tym nieco lepiej - puścił jej oczko. - Piorun nie uszkodził go wewnętrznie z prostego powodu - nie jest człowiekiem.
- Powiedz nam coś, czego nie wiemy - parsknęła Momoe. - Wszystko czego chciałam, to go ogłuszyć, w końcu może się nam jeszcze przydać, nie?
- I dlatego musimy go obudzić - dodał Sakato.
- Właśnie, właśnie! - przytaknął żywo Shinichi, wciąż trzymając się nieco z tyłu.
Shigure zerknął na tarczę zegarka umieszczonego na nadgarstku i z westchnieniem ukucnął przed zakładnikiem. Złapał jego równie blade dłonie i zaśmiał się cicho pod nosem. Pozostali spojrzeli po sobie. To nie wróżyło nic dobrego.
- Niesamowite, niesamowite - przyznał Shigure, wciąż nie wyjaśniając niczego. Umieścił swoją dłoń pod brodą Anioła w miejscu pulsu. Uniósł brew. - Interesujące - uśmiechnął się.  Pociągnął chłopaka za policzki, ale jak się spodziewał, nie wykrzesał z niego żadnej reakcji. - Tak? - mruczał.
- Co on robi? - spytał szeptem Amiran.
Suki wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale chyba zna się na rzeczy - stwierdziła, unikając morderczego wzroku pewnej strzygi.
Shigure przejechał dłonią po parującym czole Anioła i zatrzymał długi, smukły palec w jednym punkcie, dokładnie pomiędzy jego brwiami. Na jego ustach wykwitł uśmiech satysfakcji.
- Tu się ukryłeś... - szepnął. - Wiem, że tam jesteś - rzekł głośniej. - Wyjdź i pokaż się.
Cisza. W kącie Aoi zarechotał kpiarsko, a z gardła Shinichi'ego wydobył się głuchy pomruk.
I wtedy to się stało.
Oczy Anioła rozwarły się szeroko, zupełnie jakby wybudził się właśnie z przeraźliwego koszmaru. Ale to Graciarze bardziej się przestraszyli, gdy ukazał światu swoje oczy. Jedno z nich, o czarnym białku, łypało groźnie rażącym błękitem bez źrenicy, drugie natomiast kocie, w kolorze siarki. Widok szwów na całym ciele zwyczajnie dopełniał całości.
- Kto będzie się dziś smażyć? - spytał, głosem tak wysokim, że wręcz bolesnym. - Kto dziś spłonie? Jedno z was musi się odważyć... - dodał zniżając ton do mrożącego krew w żyłach szeptu. - Inaczej sam wybiorę, kto w morzu ognia utonie.
Rymowanka zawisła w powietrzu jak groźba.
- Wiedziałem - stwierdził grobowo Shigure.
Anioł odrzucił głowę do tyłu i parsknął śmiechem tak perlistym, że aż nienaturalnym. Trząsł się na krześle. Amiran musiał złapać mebel, żeby przypadkiem się nie wywalił.
- No, no, no... - zaczął Anioł, pochylając się z powrotem i wykrzywiając głowę pod bolesnym kątem. - Czyż to nie Graciarze? Cóż powiecie mnie, sennej marze? Jakież wasze pytania? 
Mafuyu z kąta pokoju pisnęła i wycofała się głębiej pod strop razem z nieprzytomną Chinatsu. Shinichi warknął, a Aoi nawet nie drgnął, w dalszym ciągu próbował czytać książkę przy pomocy magicznego światła. Zupełnie jakby scena rozgrywająca się na poddaszu go nie dotyczyła.
- To oczywiste, że znasz nasze zamiary - mruknął Shigure. - Nietrudno zgadnąć, czyż nie?
Jego stwierdzenie nieco uspokoiło Graciarzy, ale nadal pozostali w stanie gotowości do natychmiastowej reakcji. Suki pilnowała, aby znaleźć się na właściwej pozycji i w razie potrzeby zamknąć Anioła w Klatce.
- Jak brzmi twoje imię?
- Mam ich mnóstwo, jako niejedno pogańskie bóstwo, czyż nie, Amiranie?
Gruzin zesztywniał, ale starał się nie okazać po sobie cienia strachu. Mięśnie pod koszulą napięły się nieznacznie, a twarz przybrała kamienny wyraz, próbował zabutelkować to w sobie.
- Imię - powtórzył Shigure.
Anioł uśmiechnął się szyderczo.
- Zgadnij - zakpił, wystawiając długi, ostro zakończony język, zupełnie jak u gada. - Co najbardziej lubię w ludziach wywoływać? Co każdy z was w tym pokoju może skrywać? - zaśmiał się i pokręcił na krześle.
Kennedy zmierzył go wzrokiem i cofnął się na dwa kroki.
- Itami.
Uśmiechnął się szeroko.
- Brawo, widzę, że mam godnego przeciwnika - wysyczał Anioł. - Jakże mam zasłużyć, aby zapewnić sobie prawnika? Skąd wiesz, że przeciwko swojemu panu chcę zgrzeszyć? Prędzej wolę się POWIESIĆ! - wykrzyknął i znów odrzucił głowę, zanosząc się chorym rechotem.
- Co planujecie?
- Ciebie zniszczyć, nocne dziecię - odparł znów ze spokojem Itami. - Ciebie i cały grajdoł twój, piękny sobie wybrałeś, doprawdy ziemski padół. Szukajcie w nim odruchów człowieczeństwa, a wśród gruzów kości maleństwa...
Shigure nie wytrzymał, z całej siły kopnął krzesło, wyrzucając je na ścianę. Przy impakcie od mebla odpadły nogi i Anioł znalazł się na podłodze, śmiejąc się równie głośno, jak wcześniej, wcale nieporuszony.
- Gdzie się ukrywacie? Gdzie jest twój pan? Kiedy planujecie przeprowadzić inwazję? Jakie są wasze główne cele? Jak chcecie przejąć filię?... I co potem?! - wyliczał Kennedy, bez strachu zbliżając się do Itami'ego.
- Shigure...! - krzyknęła za nim Iulianna. - Nie daj się ponieść emocjom, on z tobą pogr...
- Schowaj swoje zęby, strzygo - fuknął wampir, wręcz wypluwając ostatnie ze słów.
Albescu cofnęła się z wyrazem czystego szoku widocznym na twarzy.
Amiran podszedł do wampira i chwycił go za ramiona, zatrzymując przed wymierzeniem Itami'emu kolejnego kopa. Ale i bez tego, śmiech Anioła roznosił się po całym budynku, niewykluczone, że słychać go było w całym Shizume City.
- Shigure, uspokój się, on jest...
- Demonem? - podsunął rozbawiony Aoi. - To chciałeś powiedzieć, Ami? - spytał z przekąsem. - Jeśli tak, to nie różnisz się niczym od tych obślizgłych ludzi, którzy zwalają całe zło tego świata na nas i każdego osądzają jego pochodzeniem - wycedził, nie odwracając wzroku ani na chwilę od książki. Zaciskał palce na obu tomiszczu zupełnie jakby chciał je zmiażdżyć w dłoniach.
- Nie o to mi chodziło, Ao - odparował Amiran. - Ten gość jest... niepoczytalny, nie wiem co ma nie tak z głową, ale...
- Demon - powtórzyła cicho Mafuyu, zaciskając powieki i kręcąc głową.
Śmiech Itami'ego przebijał się przez wszystko. Czołgał się, a raczej przesuwał w kierunku wyjścia. W innym wypadku wyglądałoby to komicznie, ale teraz... przypominał oślizgłą larwę pasożyta wypełzającą z mrocznego gniazda, samego jądra ciemności.
- O nie, nigdzie nie idziesz! - warknął Sakato i w tym samym czasie co Suki, zastąpił Aniołowi drogę.
Parsknął jeszcze głośniej. 
- Gdziekolwiek idzie mój pan, tam ja pójdę, a gdziekolwiek pójdę ja, tam idzie mój pan - wyszeptał Itami, unosząc bez problemu głowę i patrząc mu prosto w oczy. Ten pojedynek trwał chwilę. Sakato odwrócił wzrok. Uśmiech Itami'ego powoli opadał, aż wreszcie zmienił się w histeryczny chichot.
- Niczego się od niego nie dowiemy - skwitowała Suki.
- Cierpliwości - syknął Shigure. - Zajmę się nim - oświadczył, mierząc się wzrokiem z Amiranem.
- Nie mamy na to czasu, musimy się go pozbyć - wycedził boski syn.
- Nie możemy go razić prądem w nieskończoność, ani ogłuszać w jakikolwiek inny sposób, kiedyś w końcu go namierzą! - huknął Kennedy. 
- Pozbędziemy się go, na dobre - poparła Amirana strzyga. 
- To niemożliwe - uciął Shigure.
Odepchnął od siebie Gruzina i schylił się, stawiając Anioła do pionu za włosy. Ten nawet się nie skrzywił, jego uśmiech wciąż pozostawał równie szeroki jak wcześniej.
- Widzisz? - spytał, wskazując na Itami'ego.
- Świetna dedukcja, ale jak dla mnie, to należy ci się obdukcja - zrymował po raz kolejny chłopak i zarechotał z własnego żartu.
- Jak to, 'niemożliwe'? - zdumiała się Iulianna. - Przecież jest taki jak my, musi istnieć sposób na wykończenie go, tak jak wampira zabija się osinowym kołkiem, tak jak strzygę spalić i zabić gwoździami, tak jak półboga strącić do Otchłani, a ducha wypędzić egzorcyzmem!
- On nie czuje bólu - westchnął Shigure. - Nieważne czego nie zrobisz, on tego nie poczuje... Kiedy Momoe uderzyła w niego piorunem, jego dusza skoncentrowała się w punkcie między brwiami, tam przynajmniej go wyczułem. W jego żyłach nie płynie krew, nie pompują jej tętnice, wątpię, czy w ogóle ma serce.
Szok jaki wymalował się na twarzach wszystkich obecnych prócz samego delikwenta i wyjaśniającego, był nie do opisania.
- Słyszałem już kiedyś o czymś takim, ale nigdy nie spotkałem się na żywo...
- Na martwo - bąknął Shinichi, uśmiechając się głupkowato.
Nie zdążyli go uciszyć, bo Anioł wyrwał się z uścisku Shigure i padł na plecy pokładając się ze śmiechu. Najwyraźniej miał go w sobie nieograniczone pokłady, bo było to tak, jakby na nowo gasł i płonął.
- Musimy utrzymać go w stanie hibernacji, a może uda się go przesłuchać, ale na pewno nie teraz - stwierdził po chwili namysłu, Amiran.
- Musimy go wypuścić - odbił piłeczkę Shigure. - Jeśli z nami zostanie, to tak jakbyśmy wystawili się pod ostrzał.
- Jeżeli go wypuścimy, powie o wszystkim co widział - zauważyła Momoe. - Znajdą nas i... - przełknęła ślinę, nie mogąc dopuścić do myśli wizji przyszłości.
Mafuyu zaszlochała w kącie.
- Nie ma czego opowiadać - wtrącił Sakato z wyrazem olśnienia na twarzy. - Nie stanowimy dla nich żadnego zagrożenia, już nie.
- Nie wolno ci nawet tak myśleć! - syknęła Iulianna.
- Ale... to prawda - przytaknęła niechętnie Suki.
Kłótnia trwała w najlepsze. Anioł leżał na podłodze, zupełnie zapomniany, ale nie interesowali go Graciarze debatujący o tym, co powinni z nim zrobić. O, nie. Jego świdrujące spojrzenie wkręcało się w czaszkę Aoi'ego, który próbował udawać obojętnego. Przestał już nawet dorzucać złośliwe uwagi.
Nagle Suki poczuła wibracje w kieszeni. Już dawno nie było tego uczucia.
Sięgnęła po telefon i odblokowała go. Przybyła jej wiadomość... od Kimiko?! Poczuła nagły przypływ radości, tak się bała, że jej przyjaciółce coś się stało...
Uciekaj.
Pułapka.
Idą po was.
Jestem w FA, czysto.
Ta wiadomość o szczątkowej treści wprawiła ją w zdezorientowanie. Minęła chwila. Potrzebowała kilku sekund, żeby odszyfrować jej treść. Poczuła, że słabną jej kolana i zaraz upadnie. Iulianna chyba do zauważyła, bo otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale...
Dźwięk jej słów zagłuszył wybuch.
Jego siła rozbiła szyby i całe szkło padło na nich. Grzmot tak przeraźliwy, że zdający się łamać kości, rozległ się w Shizume City, ale była jedna rzecz, która mogła ten głos przewyższyć...
- Nareszcie coś zabawnego - rzekł z uśmiechem Itami, a metalowa lina swobodnie spłynęła po jego ciele, zmieniona w ciecz, przeżerała podłogę. - Nudziło mi się zgrywać tego zniewolonego... Berek, ty łapiesz, ja jestem kotem, a ty myszą - szepnął i rozłożył ręce.
- UCIEKA----
Suki nie zdążyła dokończyć.
Itami rozłożył ręce, a spod jego palców poszły snopy iskier, a za nimi, fale krwistoczerwonego ognia pożerającego wszystko na swojej drodze.
Kolejny wybuch sprawił, że podłoga pod ich stopami przechyliła się pod niebezpiecznym kątem.

- Nie bój się, to tylko ja, Harumi-san - szepnęła w myślach dziewczyny, Kimiko.
Zostawiła uchylone drzwi, tak, żeby do pomieszczenia wpadały drobiny wątłego światła zza baru. Powietrze było przesycone smrodem alkoholu, dymu z ifrytów, potem i seksem. Nawet w ciemnym schowku na zapleczu nie mogło zabraknąć woni tak charakterystycznej dla wylęgarni zła i nieczystości, Fornicari Astaroth, w tej chwili najbezpieczniejszego miejsca w całych podziemiach.
Mimo zapewnienia, dziewczyna wycofała się w kąt, głośno uderzając plecami o ścianę. Jej świszczący oddech znacząco przyspieszył, do tego stopnia, że zaczęła się krztusić. Palcami, których paznokcie zostały albo połamane, albo wyrwane, zdrapywała resztki tynku, próbując utorować sobie drogę ucieczki.
- To ja, Kimiko - próbowała znów uzdrowicielka.
Na chwilę błyszczące oczy Harumi znieruchomiały, ale zaraz znów wywróciły się w panice. Odgłos skrobania przeciął ciszę, razem z tłumionymi szlochami, pomrukami i jękami.
- Harumi-san, jesteś tutaj bezpieczna, nie musisz się bać - ponowiła Kimiko. Powoli, już nie zważając na przerażenie, jakie budziła w ofiarze Iwao, podeszła do niej. Harumi rzuciła się gwałtownie i na czworaka, po omacku, próbowała znaleźć drogę ucieczki. Kiedy jednak spostrzegła światło wyzierające zza drzwi, krzyknęła i skuliła się na podłodze, obejmując dłońmi kolana.
Kimiko westchnęła cicho, kucnęła i przysunęła się do Harumi. Wyciągnęła rękę. Dziewczyna zastygła w bezruchu, jej wzrok nieruchomo wlepiony w przestrzeń, wszystkie mięśnie w ciele napięły się. Mimo tego, Kimiko przejechała palcami po zmatowiałych, brązowych włosach i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wyciągnę cię z tego, nie martw się, nie łamię obietnic... i spłacam dług wdzięczności - zapewniła. - Niedługo znów będziesz wolna.
Wolna? Dlaczego to słowo wydało się Harumi kłamstwem? Wbrew pozorom, to nie Iwao pozbawił ją wolności. Nie potrafiła jednak skupić myśli, aby dotrzeć przez kurtynę mgły. Liczył się tylko lęk, napędzający w niej instynkt przetrwania. Nie wiedziała już, gdzie chce iść. Nie wiedziała, czy chce wrócić. Świat na powierzchni, skąpany w blasku słońca, wydawał się koszmarem pełnym niewiadomych.
- Wrócę po ciebie - powiedziała jeszcze Kimiko, nim odsunęła się od Harumi.
Dziewczyna trzęsła się jak w delirium, miała rozbiegany wzrok i brała głębokie, szybkie oddechy. Kimiko uznała, że najlepiej będzie zostawić ją w samotności, bo w tej chwili nic nie zdziała.
Stojąc przy drzwiach zerknęła jeszcze raz na Harumi, nadal w jednej pozycji. Wyraz współczucia przemknął po jej twarzy i wyszła. W duchu pogratulowała sobie planu i miała nadzieję, że Aine udało się uciec, bo to w gruncie dzięki niej udało się odbić Harumi. Fakt, czuła się winna, gdyż o niczym nie poinformowała Suki, ani Graciarzy, ale 'cel uświęca środki'.
- I jak mała? Trzyma się? - zagadnęła ją barmanka, Miranda, kiedy Kimiko wyszła z zaplecza przez drzwi osłonięte sznurami czarnych korali.
- Nie powiedziałabym, że jest dobrze, ale... tak, chyba tak - wydukała Fuwa, drapiąc się po szyi. 
Miranda zakaszlała głośno, z różnych miejsc na ciele wydobywał się ifrytowy dym. Kobiecina oparła się o kontuar i próbowała powstrzymać falę spazmów, wstrząsających jej chorym ciałem. 
Kimiko natychmiast do niej podeszła i objęła ramieniem.
- Tak jak panią uczyłam, proszę się rozluźnić, spokojnie - instruowała. - Dobrze, powoli, spokojnie, nic pani nie grozi, to zaraz minie... - uspokajała. - A teraz, proszę napiąć mięśnie i wyrzucić to z siebie.
Odsunęła się ostrożnie i zakryła nos i usta niebieskim szalikiem.
- Raz, dwa... Już.
Na ten znak Miranda wykonała polecenie, a wokół jej ciała zebrała się pokaźna chmura ifrytowego dymu.
- Wspaniale, a teraz proszę utrzymać się tak przez chwilę! - zaleciła Kimiko i chwyciła pierwszą rzecz, którą miała pod ręką. W tym wypadku było to ludzkie pismo pornograficzne pozostawione luzem na blacie. Zaczęła wachlować nim z całej siły, rozdmuchując tym samym szkodliwy dym.
Miranda uśmiechnęła się do niej, ukazując swoje zżółkłe i spiłowane zęby. Dawniej każdy z nich był zdumiewającym kłem, budzącym grozę, ale w końcu została złapana i unieszkodliwiona. Życie w niewoli zniszczyło ją i dlatego jedyne co jej pozostało to praca w Fornicari Astaroth, jako barmanki i dilerki ifrytów.
- Dziękuję, skarbeńku - odpowiedziała i po chwili, przypomniawszy sobie, dodała: - Właśnie, przyszedł tu jeden chłopak i pytał o ciebie. Chciałam go odesłać, ale mówił, że jesteście umówieni.
Kimiko wyraźnie się ożywiła.
- Gdzie jest? - spytała szybko.
Miranda wzruszyła ramionami.
- Tam o poszedł, ale więcej ci nie powiem, zajęta byłam.
Dziewczyna skinęła głową i nalegała więcej. Wiedziała, że nawet ze strony chorej Mirandy nie mogła wymagać więcej. Była zdziwiona, że kobiecina w ogóle zaoferowała jej pomoc, więc wolała nie nadużywać tej dobrej woli. 
Drobiąc kolejne kroki, rozglądała się w poszukiwaniu chłopaka, o którym mówiła Miranda. Poczuła ulgę, po otrzymaniu tej informacji. Bała się, że nie przyjdzie, a potęga Iwao rosnąca wraz z postępem jego działań, w końcu ich przygniecie. Nieważne, jak bardzo chciała pozostać neutralna. To wyszło spod kontroli.
Zatrzymała się przy stole, wokół którego zebrał się pokaźny tłum. Demony, mononoke, ayakashi, youkai, chochliki, elfy i wszelkiej maści inne istoty wydawały z siebie zdumione okrzyki.
- Hej, o co chodzi? - spytała względnie normalnie wyglądającego chłopca, w wieku, na oko, trzynastu lat. Czasami nie mogła uwierzyć, jak młode osoby przyciąga tu chęć łatwego zarobku, ryzyka albo zwyczajna ciekawość. Demony, czy nie, to wciąż dzieci.
Chłopiec podskoczył, kiedy jej głos rozległ mu się w głowie.
- Jakiś gostek, który wszedł przed chwilą zgarnia całą forsę, nawet się nie wysilając - odpowiedział mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem.
Kiwnęła głową i ruszyła dalej.
Patrzyła po stolikach, starając się nie oglądać w kierunku sceny. Płeć męska, a nawet i żeńska tłoczyła się przy niej, skandując jakieś kobiece imię. Ani śladu jej kontaktora. Zaczęła już sądzić, że Miranda wysłała ją w złym kierunku, kiedy nagle usłyszała znajomy głos.
- Już mnie opuszczasz, Fuwa? - spytał.
- Mogłabym zadać ci podobne pytanie, w końcu to ty się zapodziałeś - stwierdziła, odwracając się - Kitamura.
Blondyn uśmiechnął się lekko, ledwie zauważalnie, podrzucając w dłoni pokaźną sumkę kolorowych żetonów. Jego tryumf nad istotami podziemia był oczywisty, wystarczyło na nie spojrzeć, ale oczy chłopaka miały pusty, obojętny wyraz.
- Gdzie ona jest?
Przygryzła wargę.
Wiedziała, że o to zapyta.
- Gdzie jest Harumi Karamorita? - powtórzył, kładąc mocny nacisk na dwa ostatnie słowa, na imię. 
I przełknęła ślinę, myśląc o dziewczynie zamkniętej na zapleczu, o stanie w jakim ją znalazła i co zobaczyła, kiedy zajrzała w jej myśli i wspomnienia. Czuła rozdarcie. Czy Len powinien to zobaczyć?

Suki krzyczała, próbowała wyrwać się z ramion Amirana, ale trzymał ją mocno. Obok niego biegła Iulianna, w milczeniu wpatrywała się w drogę przed nimi, żeby jak najszybciej odnaleźć najbliższy właz i zejść do podziemia. Teraz liczyła się tylko wiadomość Kimiko i miejsce spotkania.
Nikt nie pytał o Inami, która stała po prawicy Iwao.
Nikt nie wspominał o Shinichi, któremu serce wyrwano.
Nikt nie pamiętał o Momoe i Sakato, którzy zostali sami.
Nikt nie pomyślał o Shigure i Aoi'm, którzy jakby wyparowali.
Nikt nie szukał w kanałach Mafuyu i Chinatsu, które mieli chronić.
Każdy milczał, bo wiedział, co to znaczy stracić i nie móc nic z tym zrobić.
Suki pytała w myślach miliard razy, odtwarzała jedną scenę milionami, rozpamiętywała przez tysiące, myślała setnymi hordami, a oczyma wyobraźni poszukiwała oddziałami dziesiątek. Ale wisiała na ramieniu Amirana i w rzeczywistości, wszystko co jej pozostało to rozpaczliwy krzyk. Miała nadzieję, że piorun który widzi to nie ostatni promień życia Momoe, nie nić łącząca ją z Raijin'em, a sygnał. 
"Wciąż żyjemy, dajemy sobie radę, uciekajcie."
Miała wrażenie, że słyszy płacz Sakato.
I ilekroć jej twarz muskały włosy Amirana, myślała o czarnych piórach skrzydeł tengu.

Dopadnę cię,
Zabiję cię,
Jestem wściekły,
Szybki oddech, przerażone płuca,
Znasz swoje miejsce?
Twoje życie ode mnie zależy,
A teraz wypuszczę cię wolno,
Twój jedyny prawdziwy przyjaciel,
Nie żyje,
Nie ma Nieba, tylko zaklęcie,
A ty umierasz tu w samotności.

---------------------------------------------------------------
No! Trochę mi zajęło pisanie rozdziału, ale biorąc pod uwagę, że na święta przyjeżdża rodzina i będę mieć mało czasu, może to być ostatni rozdział w tym miesiącu - MAM JEDNAK NADZIEJĘ - a nadzieja matką głupich (Mamuniuu~!), że tak nie będzie i znajdę wolną chwilę, żeby coś napisać. W następnym rozdziale pewnie skupimy się na wydarzeniach na powierzchni, wreszcie dowiemy się co z Rin'em i HIV-em Ranmaru...
Ekhem.
Wiem, rozdział trochę specyficzny, zwłaszcza początek. Wyobrażałam to sobie lepiej. Ale cóż, wizja często mija się z ostatecznym efektem. Trudno było mi oddać całość tego, co chciałabym pokazać. Nie, Iwao nie jest jak Hitler. Jego działania są przynajmniej trochę uzasadnione. Zresztą będę w dużej mierze iść też w tym kierunku, ukazując różnice między ludźmi, a demonami, oraz całą tą walkę o równe prawa, chociaż brzmi to kretyńsko, ale uwierzcie mi, będzie lepiej.
Czekam na jedną solidną 'kurwę' w komentarzu.
Misialińska, liczę na ciebie XD
A i dzięki za pojawienie się, Księżniczko Mroku ;) Miło cię znów widzieć~ Dłuższą odpowiedź pisałam chyba na komentarz, ale nie pamiętam XDDD W każdym razie, fajnie jest od czasu do czasu poczytać kilka komentarzy.
No, to ja się streściłam.
Pytań dzisiaj nie bęędzie.
Sam rozdział jest swego rodzaju fillero-akcją. Mówię tak dlatego, bo wszystko skupiało się w gruncie rzeczy na podziemiu. Ale cóż, wiemy już gdzie jest Harumi, nie?
Czas uzupełniać stronę z bohaterami - nieco ukrócę informacje, o te niepotrzebne, łok?
Zastanawiam się, czy pisać tytuły piosenek, z których przerabiam teksty?
A tak dla uprzedzenia... Wieloma rzeczami to opowiadanie jeszcze zaskoczy... *ziew*


Do zobaczenia, iskierki~

2 komentarze:

  1. Nie wolno przeklinać, to w huj nie ładnie.
    Nashi: Przeklnęłaś.
    Kurwa.
    Nashi: Znowu to zrobiłaś.
    Ty nie bądź taka mądra bo naślę na ciebie Iwao.
    Nashi: Pff... Spokojnie z nim wygram! Moete kita zo!
    *wali ją gazetą w głowę* nie zachowuj się jak Natsu.
    Okej a co do rozdziału. Hym arigato gozaimasu za idealną "bajkę" na dobranoc xd.
    Muszę pochwalić Iwao za jego mowę. Ma gadane jak nie jeden polityk.
    Nashi: No on w odróżnieniu od polityków robi coś prócz gadani.
    W sumie racja. No nie miało być tego porównania ale nasz bazyliszek przypomina Hitlera no xd.
    Chociaż nie gada po niemiecku to jest plus xp.
    "Został pierdolnięty ładunkiem kurdyliona ampero-śmero-wolto-czegoś-sregoś!"- haha nie wiem czemu uśmiałam się przy tym xd.
    Jej. Nareszcie coś o naszej biednej Pandorze. :( nawet nie chcę próbować zgadnąć jak te wszystkie wydarzenia zrujnowały jej psychikę. Biedna Haruna :/. Mam nadzieję, że wszystko będzie z nią dobrze. Życzę duuużo weny i już na zapas szczęśliwych świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nashi: Harumi a nie Haruna idiotko.
      Aaaa komenesai! Pisałam ten komentarz już późno w nocy i mi się pomyliło bo w moim opowiadaniu jest Haruna xd
      Nashi: Idiotka...

      Usuń