Wiarę swą lokuję w tobie,
I bez trudu udowodnię,
Że widzę przez wszystkie fasady,
Przez kłamstwo każde twoje,
I nie zostanę chwili dłużej,
Na ten świat sprowadzę burzę.
To kres już jest nas.
Pożegnania złożyć czas,
Nim zatańczymy z diabłem tej nocy,
Nie próbuj patrzeć mu w oczy,
Gdy tańczyć będziemy z diabłem,
Tej nocy,
Nim znajdziesz się w diabła mocy.
Egzorcyści byli zmuszeni się wycofać. Ofensywa Astarotha wykańczała ich zasoby - zarówno militarne, jak i ludzkie. Pozostałe przy życiu składy z formacji medycznej zajęły się ewakuacją w jedyne bezpieczne miejsce jakie im się wydawało - ruiny starego szpitala, pod przykrywą gruzów znajdowało się jeszcze zejście do Podziemia, zawsze istniała możliwość, że uda im się przeprowadzić cywili przez Tartarus do Akademii, która była obecnie odcięta przez upiorną armię Astarotha.
Yuzuru z trudem powłóczyła nogami, uciskając wciąż krwawiące ramię. Czuła po zapachu, że rana gnije i jeżeli w najbliższym czasie nie wypali jej ogniem Iblisa, to prawdopodobnie będzie po niej, infekcja rozejdzie się po całym ciele, dojdzie do przebudzenia destruentów we wszystkich komórkach jej ciała i nigdy więcej nie napije się już wódki. Chyba, że jej protoplasta - Azazel - miał dla niej inne plany.
Ranmaru zniknął.
Pewnie umarł na AiDS. Należało mu się - złorzeczyła w myślach. Chuj jeden pierdolony - należy mu się by go tak nazywać, nawet jeśli tego szlachetnego narządu nie posiada.
Takie umysłowe mamrotanie działało na nią kojąco, pomagało odciąć miejsce bólu z jego odbiorcami w mózgu. A mamrotanie o Ranmaru w ogóle działało zbawiennie. Miała mu wiele do zarzucenia. Po pierwsze - dowiedziała się od Ogury, że wyszli z Saburotą chlać - i jej nie zaprosili. A żeby ich reumatyzm pokręcił. Po drugie, skąd on wziął takie klawe, zielone płomienie? Nigdy jeszcze takich nie widziała. Przypominały Żar Ziemi, ale różniły się pewnymi cechami. Magik jeden, pierdolony. Zachciało się łajzie popisywać.
- Nakajima!
Uniosła wzrok i zauważyła, że Takahiro wyciąga do niej rękę z paki furgonetki, na której spoczywali ranni w najgorszym stanie. Dobrze się złożyło, że większa część tej eskapady to Doktorzy, którzy mogą zająć się gównozjadami książątkami znanymi szerzej jako Arie.
Prychnęła i pachnęła ręką, zdrową ręką. Syknęła z bólu.
- Nie wygłupiaj się tylko podaj mi rękę! - ponaglał Kinoshita.
Pokazała mu środkowy palec.
- "Szukaj rannych wśród zdrowych!" - zacytował jej własne słowa, naśladując pijacką mowę.
- Spierdalaj Kinoshita...! - warknęła, próbując się nie krzywić i szybko odsunęła się z toru jazdy furgonetki, chcąc wmieszać się w tłum egzorcystów i cywili. Niewielu szło za nimi. Większość albo umierała w tej chwili na ulicach, rozszarpywana przez ghule, albo siedziała cicho w domach, licząc, że za chwilę wrzask, gwałt i tragedię zagłuszą anielskie trąby i nadejdzie zapowiedziana w Piśmie - Apokalipsa.
Yuzuru nie nadawała się do tej pracy. Nie potrafiła nie mówić im prawdy - że koniec świata może nadejść, ale w zupełnie inny sposób, o wiele straszniejszy niż ten opisany w jakiejkolwiek Biblii. Powietrze wypełnione było wrogo nastawionymi Smołkami. Ludzie kaszleli, dusili się, przysypiali lub rzucali się w konwulsjach. Istniało duże prawdopodobieństwo, że wkrótce oni wszyscy padną jak stoją i zwyczajnie zgniją na miejscu.
Ogura prowadził furgonetkę, Kadota zaganiał ludzi, skład Awashimy biegał po domach i zarządzał ewakuację, a drużyna Dragonów prowadzona przez Rokisaki'ego osłaniała tyły, próbując powstrzymać szarżę Króla Zepsucia.
Nie było dobrze.
Równie dobrze mogła powiedzieć Awashimie, by dał sobie spokój z opornymi rodzinami, zapalającymi świece we wszystkich oknach. Ostatecznie nie ma bata, żeby wszyscy zmieścili się w podziemnych schronach, albo choćby zechcieli się z nich ruszyć by przejść przez Tartarus. Ba, sama by nie chciała. Chyba tylko kompletny debil by się na to zgodził.
Mówiąc o debilach...
Westchnęła, wspominając swoją komórkę roztrzaskiwaną o podłoże.
Miała nadzieję, że Okumura i Tadamasa nie dadzą plamy. Musieli powstrzymać Iwao.
Szła, czując jak coś rusza jej się pod skórą. Próbowała zakryć to dłonią, ale nie dała rady. Spod małego palca, przez skórę przebijał się ciemny kształt. Pieprzyk w tym miejscu pękł i z wnętrza zaczęły wypełzać robaki. Czuła jak wszystko przewraca jej się w żołądku i wbrew swojej woli, zwymiotowała.
Zakryła ranę oderwanym kawałkiem płaszcza, ale wciąż czuła ruch pod skórą.
Tylko kilka kilometrów dzieliło ich od schronu.
Wybuchł hydrant. Wrzątek - choć ciepła woda nie działała od tygodni - wylał się strumieniami na ludzi. Rozległy się wrzaski. Krople ukropu lały się z nieba. Yuzuru skuliła się przy ziemi.
Kolejna fala gorąca zalała ich z innej strony. Czuła się jakby jej skóra miała się zaraz roztopić. Zauważyła, że budynek po ich lewej płonie. Z okien wypadali ludzie, sypali się razem z brukiem niczym domek z kart. Tłum rozpierzchł się.
Usłyszała wycie.
Ghule.
Skowyt.
Likantropy.
Wpadły w tłum. Jeden z nich miał w pysku niemowlę. Z drugiej strony biegły cuchnące ghule. Ludzie uciekali przed nimi. W głowie Yuzuru układał się schemat.
Ogień buchnął tuż przed nią i gdy uniosła głowę zauważyła młodego mężczyznę, którego połowa twarzy została wypalona. Paskudne rany, czerwona niczym pancerz kraba tkanka. Jedno oko ziejące pustką. Drugie ryczące obłędem.
- Uczynili ze mnie Króla - wyszeptał młodzieniec, a Yuzuru przełknęła ślinę, cofając się, z dłonią kurczowo przyciśniętą do rannego ramienia. - A wiesz, że Król sprawował kiedyś najwyższą funkcję? Absolutną. - z każdym słowem zbliżał się do niej. - Między innymi... sądowniczą. Decydował o życiu i śmierci, a jego werdykty były zawsze sprawiedliwe - powiedział, wyciągając rękę w jej kierunku. - Uznaję cię winną. Wiesz co to oznacza?
Wiedziała.
Za dobrze.
Poczuła jak wzbiera się w niej złość.
Gorąco wyzierało spod jej skóry.
Rzeczywiście paliła się od środka.
- PŁOŃ! - wykrzyknęli na raz.
Takahiro zajęło nieco dłużej rozpracowanie schematu. Nie zdążył jednak powiedzieć o tym nikomu, bo razem z tłumem biegł, przeświadczony o tym, że tylko uciekając uratuje swoje życie. Zarówno likanie, jak i ghule zachowywały się jak psy pasterskie. Dobrze pamiętał te ruchy z filmu, który oglądał kiedyś z Nanase... jak to było? "Babe, świnka z klasą".
Demony zaganiały ich w jednym kierunku.
Że też nie zauważyli tej prawidłowości wcześniej.
Oni torowali sobie drogę. Przez te wszystkie dni, kiedy podkładali ogień, wysadzali budynki. Oni torowali sobie drogę.
Najpierw MephyLand i okolice - bo przecież tam znajdowały się zabudowania filii.
Akcja z Kuro tylko im pomogła, bo Akademia została odcięta, a tam znajdowały się rezerwy.
Szpital - musieli przenieść się na drugi koniec miasta w trosce o bezpieczeństwo. Tam stacjonowała większość egzorcystów!
Budynki wokół szpitala.
Centrum miasta.
Atak Astarotha.
Ewakuacja do Podziemia.
Teraz to wszystko miało sens.
Gdyby narysował w swojej głowie mapę i zakreślił na czerwono wszystkie wymienione jak i wspomniane przez siebie cele, bo był pewien, że powstałby szkarłatny trakt wiodący przez całe miasto w jednym kierunku.
Kazuma-Shin.
Spokojna Dzielnica.
Dystrykt Wyrzutków, dom dla demonów, youkai, bożków, wszystkiego co złe i nieboskie. Zamierzali ich tam zagonić, jak owce, a raczej barany, bo jak znał życie, połowa spanikowanych nawet się nie połapie, że zmierzają w pułapkę.
Wycie.
Uniósł głowę, bo wydawało mu się, że nadeszło z góry i przeląkł się, gdy zobaczył, że niebo zmieniło swoją barwę na krwistą czerwień, a po jego sklepieniu suną wykrzywione w bólu i cierpieniu twarze. A wszystkie zmierzały w jednym kierunku i skupiały się w jednym punkcie. Kazuma-Shin.
Nie wiedział co o tym myśleć i ta niewiedza go wykańczała. Nie cierpiał tkwić w bezczynności. Prychnął i sięgnął o paska po włócznię bou. Jeśli miał odejść, to w wielkim stylu.
Mógłby przysiąc, że usłyszał jak ktoś woła go po imieniu, głosem Nanase.
Już miał się odwrócić i pogratulować imitatorowi, gdy coś do niego dotarło.
Rzucił się przed siebie i nadział pierwszego piesula na ostry koniec włóczni, bojowy okrzyk rozdarł mu struny głosowe.
- Do zobaczenia w piekle - wychrypiał.
Wilkołak uniósł na niego ostatnie, umierające spojrzenie i odwarknął:
- Już w nim jesteśmy.
Okazało się, jak przypuszczali już wcześniej, że dwaj egzorcyści ze wstrząsem psychicznym to w rzeczywistości Polak i Czech, którzy przybyli do Japonii jako wsparcie w ramach integracji z Unią Europejską. Rin w duchu przeklinał Unię. Czemu do cholery nie mogli im przysłać jakiejś seksownej Rosjanki?
- Bo Rosja nie jest w Unii Europejskiej pacanie! - warknął Akihito, wściekle obracając kierownicą.
Nie zauważył nawet, że powiedział to na głos.
- Ty wszystko mówisz na głos baranie jeden jajogłowy! - zauważył wściekle Tadamasa. - Mógłbyś choć na chwilę odpuścić sobie narrację? Mam wrażenie, że tobie też się udzielił wstrząs psychiczny.
Rin westchnął i oddał pałeczkę narracji Desu.
Cyril wychylił głowę przez okno i skonstatował, że chyba są już na miejscu.
Akihito gwałtownie wyhamował, a Sagara z rozpędu wylądował twarzą w twarz z klimatyzatorem. Na ten widok Konrad wybuchł śmiechem tak perlistym, że dziw iż nikomu się nie udzielił. Właściwie nie dziw. Pepik i Cebulak sprawiali im problemy od samego początku, ale teraz nie było lepiej.
- Musimy gdzieś schować furgonetkę - stwierdził Rin. - Nie może tak sobie tutaj stać, co nie?
Akhito westchnął.
- No nie - przytaknął i chwycił Sagarę za kaptur, po czym bezceremonialnie cisnął nim z powrotem na tylne siedzenie, czym skutecznie uciszył powalonego Konrada. - Cyril, będziesz mnie nawigował, dobre?
- Ano - uniósł kciuk do góry, po czym znów się wychylił.
Koniec końców udało im się wcisnąć w jakiś zaułek i cudem nie roztrzaskać śmietnika, którego pokrywa trzęsła się, jakby ktoś schował w niej metr sześcienny Smółek. Nie zamierzali się tym zajmować. Beczka śmiechu się skończyła, woleli nie mieć na ogonie jakiegoś wściekłego psa, albo co gorsza - demona. Teraz pozostał już tylko desant.
Wedle informacji zdobytych przez szpiegów, najszybsza droga na dół stanowiła przejazd Koleją Widmo, sterowaną przez Banshee imieniem Bonnie. Jednak to było zbyt oczywiste. Oni musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.
Taternictwo nigdy nie było hobby żadnego z nich, nawet Konrada i Cyrila, ale mieli w tym znacznie większe doświadczenie niż którykolwiek z Japończyków, więc to oni prowadzili. Zejście po stromych ścianach krateru Shizume City było o wiele trudniejsze niż się wydawało. I widok krateru z bliska wcale nie ujmował mu grozy.
Musieli zachowywać się najciszej jak mogli, co było i tak dość łatwe. Bonnie Buchanan-Grant odwalała kawał roboty zagłuszając ich swoimi wrzaskami na tematy wszelakie, pełne wulgaryzmów, to na pewno. Niektóre fragmenty tłumaczył im Sagara, cieszący się lepszą znajomością angielskiego od całej reszty.
Rin zerkał co rusz na zegarek, mając nadzieję, że schowani w furgonetce przyjaciele będą wiedzieli kiedy się ujawnić. Nie miał doświadczenia w rysowaniu portali, ale skoro dał radę z kręgiem teleportacyjnym do filii, to i tym razem da radę. Kreda obciążała mu kieszeń, gdy zsuwał się po zboczu krateru bez amortyzacji. Musiał dotrzeć tam przed wszystkimi i narysować krąg.
Suki wiedziała, że życie potrafi zaskakiwać, ale nigdy nie spodziewała się ujrzeć w wątłym świetle pochodni twarzy Lena Kitamury, ani tym bardziej trzęsącego się jak osika Aoi'ego Yasunagi na jego plecach. W innych okolicznościach wyglądaliby komicznie, ale w tej chwili nie było jej do śmiechu.
Słyszała dzwoneczki.
Biały Huragan mógł tu być w każdej chwili, a jak na razie nie znalazła drogi ucieczki. Tunel naprzeciwko został przysypany przez gruzy, co znaczy, że jeżeli fala uderzy z południa, to rozejdzie się na wschód i zachód. Północ odcięta. Innymi słowy: dupa blada. Wręcz - biała.
W dodatku coś dziwnego działo się z Len'em.
Jego ciało... płonęło. Miejscami.
Jak u Anioła.
- Ty... - zaczęła, lecz została natychmiast uciszona jego gestem. Zakręcił palcem w okolicy ucha i na pewno nie miał przez to na myśli, że którekolwiek z nich oszalało. Nasłuchiwali więc oboje, bo wątpliwe aby Aoi'ego obchodziło cokolwiek poza mamrotaniem cichych modlitw do celtyckich bożków.
"W lewo... prawo, w przód i w tył... Wyjścia nie ma, choćbyś wył..."
Przełknęła ślinę.
Ten głos. Ochrypły, zmęczony, przerażony, spanikowany. Obłęd.
"Lewo, prawo, prosto goń... "
To mogło się narodzić tylko w chorym, porażonym strachem umyśle osaczonej, więzionej, bitej, prześladowanej, poniżanej i torturowanej.
"Czy już czujesz śmierci woń...?"
Wtedy zgasły pochodnie, a korytarz zatrząsł się. Jednak nie zapanowała ciemność. Ciało Len'a rozświetlił płomień tak wyraźny, że zrobiło się widno, jak w dzień. Dostrzegała wszystkie szczegóły tunelu. Krwawą plamę w północnej części, wydrążone przez Huragan ściany.
A także właz po drugiej stronie kanału.
Pociągnęła go za rękaw.
Nie odrywał tęsknego wzroku od kupy głazów. Płomienie zdawały się trzepotać. Nie rozumiała tego, nie rozumiała co się z nim dzieje, gdy tylko ona się pojawia. Coś sprawiało, że ten chłopak bez cienia pozytywnych uczuć w sobie, stawał się niemal ludzki.
Cudem udało się jej przeciągnąć go przez cuchnącą wodę, a jeszcze większym wysiłkiem okazało się wepchnięcie go do podłużnego zejścia i zmuszenie do zjazdu. Gdy ona sama wchodziła i zasuwała za sobą kraty, widziała biel tak intensywną, że miała wrażenie, że alabaster w jej oczodołach zmienia się w substancję płynną.
Puściła krawędź.
W Fornicari Astaroth panowała zaskakująca cisza. Nawet Miranda i jej wnuk nie kłócili się za barem. Smród ifrytowych proszków nie był w połowie tak intensywny jak zawsze. Oprócz Shigure Kennedy'ego, Kimiko Fuwy, Chinatsu Kubo i kilkorga innych stałych bywalców, nie było nikogo.
- Co tu się stało? - spytała na wejściu Suki.
- Może wy nam wyjaśnicie? - prychnęła Miranda i poszła na zaplecze.
Jej wnuk, Asari wzruszył ramionami i wrócił do polerowania kieliszków, cicho pociągając nosem. Len z Aoi'm na plecach i Suki skierowali się do stolika, na którym czekała już na nich niezbyt radosna gromadka. Shigure wydawał się z nich najspokojniejszy. Ba, spokojny to niewystarczające słowo. Był oazą opanowania. Robił zakłady z pozostałymi klientami baru. Pogrywał w bilarda i próbował wycenić każdy kubek i każdą wazę na terytorium lokalu, aby potem kupić ją za niższą cenę. Najwyraźniej już odbudowywał swoją Graciarnię.
- Jaki raport? - spytała ponuro Kimiko, druga najspokojniejsza. Ta dziewczyna rzadko okazywała uczucia. Naprawdę rzadko.
- Wiemy już do czego zmierza Iwao - oznajmiła Suki.
Wszyscy obecni jakby zastygli w bezruchu.
- Co masz na myśli, Suki? - odchrząknęła Kimiko, z trudem powstrzymując drżenie głosu.
Chinatsu siedząca tuż pod ścianą, z uporem grzebiąca pośród splątanych nici odetchnęła głęboko, przez ten cały czas wstrzymywała oddech.
- Wszystkich swoich zwolenników wysyła do miasta, by opanować sytuację, a... Tam na głównym placu został narysowany krąg - zaczęła wyjaśnienia - dzięki mocy Aniołów ożywi go i otworzy wrota do Limbusu, zamierza sprowadzić Piekło na ziemię.
- Przedsionek Piekła - poprawił ją Len.
- Przedsionek - przytaknęła, posyłając mu dziwne spojrzenie. - Jego planem jest sprowadzenie własnej Apokalipsy, osądzenie ludzkości, wprowadzenie nowej ery demonów... - umilkła na chwilę. - Ale nie sądzę by to było jego głównym celem.
Kimiko uniosła brwi.
- Do czego innego mógłby dążyć? - zdziwiła się.
- Iwao nie nienawidzi ludzi - odparła Suki. - Nie chowa wobec nich żadnej urazy. Iwao jest... Bazyliszkiem, to jego natura, że krzywdzi, nie zawsze było mu z tym dobrze, ale... ale on nie jest... nie był... zły.
- Hideyoshi, nie chcę rozbijać twojej bańki, wizji idealnego świata, w którym wszyscy są dobrzy, ale zapominasz o jednym - wtrącił Len, puszczając Aoi'ego i pozwalając opaść mu na podłogę. - Jednym ważnym fakcie - Iwao jest demonem. Demony są złe z samej natury. One nie zrodziły się z aniołów, które upadły. One pochodzą od dwóch istot - czystej ciemności i człowieka. Tylko pośrednio są Bożym tworem. Nie ma w nich nic dobrego.
Suk powoli odwróciła ku niemu głowę i zamilkł, ale nie ugiął się pod jej spojrzeniem.
- Mówię prawdę, Hideyoshi, i ty dobrze o tym wiesz.
Wzięła głęboki wdech.
- Wiem - przytaknęła. - Ale Iwao... nie był aż tak... zły. Nie aż tak, by chcieć zagłady całego rodzaju ludzkiego - i zanim Len zdążył cokolwiek dopowiedzieć, kontynuowała: - wiem to na pewno.
- W takim razie o co mu chodzi?
Spuściła wzrok.
- Rzecz w tym, że niekoniecznie jemu.
Tym razem to Shigure zadał pytanie:
- Mogłabyś rozwinąć tę myśl?
Jego ton pozbawiony był tej normalnej dla niego, figlarnej nuty.
- Od początku coś mi nie pasowało w tym wszystkim... te diametralne zmiany w jego pryncypiach, zachowaniu, poglądach, stosunku do mnie... Demon czy nie, zbliżyliśmy się do siebie. Nie wmówicie mi, że nie miał uczuć! Że nie obchodziłam go, gdy pomagał mi wrócić do zdrowia po grypie, że go nie obchodziłam gdy zmieniał moją zaszczaną pościel! Że miał mnie gdzieś gdy prawie zeżarły nas ghoule w Tokio! Nie wmówicie mi, że osoba, która płakała gdy szczeniak zamienił się w kamień pod jego wzrokiem, jest bez serca!
Pięć minut ciężkiej ciszy to zdecydowanie za wiele dla osób o tak zszarganych nerwach, jak oni.
- Reasumując...?
- Będzie podążał do Akademii, by tam ostatecznie przejąć miasto, tam musimy się udać, aby mu przeszkodzić - postanowiła Suki, a w jej spojrzeniu była prawdziwa stal. - Mamy tylko kilka godzin do otwarcia bramy.
- I Iwao nie będzie tutaj, żeby nadzorować...? - zdziwił się Shigure, wbijając czarną bilę w narożnik. - Szczerze w to wątpię.
- J-ja nie wiem... ale... chyba... powinniśmy... - jęknęła Suki, załamując ręce.
- Nie mieszam się w to - zastrzegł Len.
- Mama...? - wymamrotał Aoi.
- Co tu z wami począć... Nie przekrzykujcie jeden drugiego, jakoś z tego wybrniemy, a tak w ogóle to gdzie Iula i Ami...
- Iwao pewnie uda się do Akademii, on lubi mieć ostatnie słowo.
- Jak dla mnie najrozsądniej będzie zostać tutaj i czekać na rozwój wypadków.
- Chociaż raz się z tobą zgodzę, pijawko.
- Ejże, młodzieńcze, nie pozwalaj sobie...
- CISZA!
Zaskakująco, to piskliwy głos Chinatsu wzniósł się ponad wszystkie protesty. Spojrzenia Graciarzy skupiły się na jej drobnej, bladej sylwetce, babrającej ręce w splątanych niciach.
- P-przepraszam... - pisnęła.
Kimiko pierwsza otrząsnęła się z szoku.
- Wychodzimy na powierzchnię, Graciarze - zarządziła, usuwając całe znużenie ze swojego głosu. - Nie możemy dłużej czekać. Ani na Iuliannę, ani na Amirana, ani Momoe, ani Sakato, ani Mafuyu.
Shigure posłał jej zaskoczone spojrzenie. Podobnie patrzyli na nią Suki, Len, Chinatsu i Aoi. Wszyscy sądzili, że to rady starego wampira posłucha. Należy zacząć od tego, że była rozsądna, dwa - że Shigure zazwyczaj się nie myli, a trzy - nie potrafili zaufać przeczuciom Suki.
- Wiem, że wydaje się wam to niedorzeczne, ale tam na górze też mogą nas potrzebować. Suki, mówiłaś, że Iwao wysyła swoich zwolenników do miasta... Po co?
- Prawdopodobnie po to, by wykończyć egzorcystów i spokojnie zająć pozycję w Akademii, skąd będzie mógł z łatwością sterować całym miastem. Biuro dyrektora to jednocześnie biuro burmistrza.
- Dokładnie. Egzorcyści jednak mają jeszcze swoje siły w mieście. Nie sądzę też, by udało im się ewakuować wszystkich ludzi. Nasze siły są małe i pewnie na niewiele się zdamy, ale powinniśmy im pomóc. Pomóc tym ludziom.
Len parsknął, ale nikt nie zawtórował mu śmiechem.
- Powinniśmy ich chronić, to jedna sprawa. Druga jest taka, że należy zdjąć klapki z oczu naszych pobratymców. I powstrzymać egzorcystów przed ich eksterminacją.
- Jak tego dokonacie? - prychnął Shigure.
Widać było, że nie zamierza się mieszać.
- Mam swoje środki, Kennedy.
- Oczywiście, oczywiście...
- Zbierajcie się. Wychodzimy na powierzchnię.
- Ale - zaczęła Suki - to oznacza kolejnych kilka godzin błądzenia w zagrożeniu Białego Huraganu, nie możemy chyba tak ryzykować...
Kimiko zachichotała. Autentycznie zachichotała.
- Myślisz, że to jedyne wyjście na powierzchnię?
- Ejejej, nie chcę walki - mężczyzna wystawił przed siebie ręce w obronnym geście, gdy Sakato stanął w kręgu światła z pokaźnym kamieniem w ręce. Miał nadzieję, że w tym wątłym blasku nie widać, jak bardzo trzęsie się ze strachu i ciężaru prowizorycznej broni. - Bądź dobrym chłopcem i odłóż kamyczek... tak, tak... dooobrze...
Cegła z pluskiem wylądowała w wodzie.
- Kim jesteś? - warknął tengu, wciąż nie opuszczając gardy. Musiał utrzymać pozycję bojową na wszelki wypadek.
- Może tak trochę szacunku? Przedstaw się pierwszy~ - skontrował nieznajomy, uśmiechając się czarująco. Tak. Nawet Sakato nie mógł odmówić mu uroku osobistego.
Odchrząknął.
- Nanajima - rzucił krótko. - A ty?
- Katsuragi, Ranmaru Katsuragi - przedstawił się, kłaniając się w pas. - Skoro już utknęliśmy tu wszyscy razem, to dobrze byłoby zachować choć odrobinę przyzwoitości, nie uważasz?
Nie drgnął choćby o milimetr.
- Oczywiście nie obawiam się ataku z twojej strony, i vice versa, nie zamierzam krzywdzić ani ciebie, ani twojej towarzyszki, więc oszczędź sobie wysiłku i spocznij, przyjacielu.
Sakato poczuł zalewającą go falę zwątpienia i odwrócił się by spojrzeć na Hibanę, która rytmicznie uderzała pięścią o powstałą z gruzu ścianę, zupełnie jakby to miało coś dać. Może i udało jej się uratować go przed niechybną śmiercią, ale wątpił by potrafiła rozwalać ściany na zawołanie.
- Niech będzie - westchnął i spróbował zrelaksować napięte mięśnie. Zwrócił ku Ranmaru podejrzliwe spojrzenie. - A co ty tu właściwie robisz, hm? Katsuragi, o ile tak naprawdę masz na nazwisko!?
Próbował zabrzmieć śmiertelnie poważnie, ale zamiast tego wyszło mu dziecinne postękiwanie. Jakby pięciolatek bawił się w złego gliniarza.
- Już myślałem, że to koniec przesłuchania...
Światła po raz kolejny zamigotały. Ich biały blask był niepokojący. W pierwszej chwili gdy zgasły, napotkali Ranmaru i musieli odczekać przynajmniej pięć minut aż zapalą się znowu. Sakato podejrzewał po cichu, że wpływ musiało mieć na to zdenerwowanie Hibany. Był tego prawie pewny. Białe światło kpiło z niego płonąc żywo w pochodniach i szczelinach ścian.
- To, że nie zamierzam powalić cię i unieszkodliwić, nie znaczy, że ci ufam - fuknął Sakato. - Jesteś jak najbardziej podejrzany.
- Hmm, a nie przyszło ci do głowy, że ty i twoja towarzyszka jesteście równie niepokojący?
Tengu zacisnął wargi w wąską linię.
- Za to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie jesteś stąd.
- Och, czyżby?
- Tak. Jesteś egzorcystą, rozpoznaję ten mundur. Zresztą tylko głupek by nie rozpoznał.
- I to powód do niepokoju?
- Owszem. Ostatnich kilka miesięcy owocowało w naloty egzorcystów na teren Kazuma-Shin.
Ranmaru wytrzeszczył na niego oczy.
- Co takiego...
Nie dokończył, bo korytarzem wstrząsnęło po raz kolejny, pochodnie buchnęły mocniejszym blaskiem, a z gardła Hibany wydobył się niepokojący krzyk. Dziewczyna dostała drgawek i zaczęła rzucać się po kamiennej posadzce.
- Zabierzcie ją...! - piszczała. - Zabierzcie ją z mojej głowy...! Nie pozwólcie jej... nie pozwólcie...
Dzwoneczki.
Po raz kolejny ten dźwięk rozbrzmiał w zatęchłych tunelach podziemia. Ściana zwalonych kamieni zatrzęsła się niebezpiecznie i co większe kąski z samej góry zaczęły się zsuwać. Sakato zareagował natychmiast, chwytając Hibanę za ramiona i odciągając ją poza zasięg spadających skał.
- Jeżeli chcesz pozostać przy życiu, to lepiej się rusz! - wycharczał do Ranmaru, próbując przekrzyczeć wrzaski objętej obłędem dziewczyny. - Biały Huragan to nie potulny zwierzaczek, jeżeli się przebije, to już po nas...!
Musieli znaleźć jakieś boczne zejście.
- Katsuragi!
Ranmaru odpowiedział jakimś bliżej nieokreślonym dźwiękiem, krokiem ślizgowym gramoląc się przez środek kanału.
- Szedłeś tym tunelem, nie widziałeś może jakichś bocznych włazów? Otworów kanalizacyjnych? Zejść do studzienek deszczowych, zbiorników?
- To chyba wasza działka, ja jestem tylko przejazdem...!
Sakato wymamrotał pod nosem kilka przekleństw.
- Nikt nie zna tych tuneli w stu procentach! Masz ostatnią szansę - widziałeś coś?!
Twarz egzorcysty wykrzywił grymas i brnąc przez ścieki, próbował odtworzyć swoją wędrówkę przez podziemia.
- Chyba coś było... jakaś rura, którą dopływała woda, wielkości na oko dorosłego mężczyzny średniej budowy, ale nie wiem czy damy radę się tam...
- Jedziem tam - mruknął pod nosem Sakato i bezceremonialnie zarzucił sobie Hibanę na ramię. - Prowadź panie egzorcysto Katsuragi!
- Że jak?!
- Chyba, że nagle przypomnisz sobie jakąś inną kryjówkę, wówczas zamieniam się w słu... - urwał i skulił się przy ziemi, po części z bólu po usuniętych skrzydłach, po części z powodu kolejnego wstrząsu. - W tym tempie całe Podziemne Shizume zostanie zasypane...!
- Ile to ma poziomów?!
- Nie interesuj się...!
- Przyznaj się chłopcze, że sam nie wiesz!
- Nawet jeśli, to gówno cię to powinno interesować - przejezdny! - prychnął i znów ruszył przed siebie. - Jak daleko był ten spływ?!
Katsuragi nie odpowiedział.
- No?! - ponaglił Sakato.
- Dwa poziomy wyżej...
- CO?! ZA PRZEPROSZENIEM, POJEBAŁO CIĘ, SZANOWNY PANIE EGZORCYSTO?! TERAZ TO JUŻ NAPRAWDĘ JESTEŚMY W DUPIE! JAK W OGÓLE MOŻNA...
Do jego uszu dobiegł wyraźny brzęk dzwoneczków i przylgnął do ściany, nie bacząc na fakt, że tym samym nieźle trzepnął głową Hibany o kamień. Również Ranmaru przystanął i krzyknął do Sakato. Ten pokręcił głową.
- Już po nas - wyszeptał bardziej do siebie, niż do kogokolwiek.
Sufit niemal zwalił im się na głowy.
Ranmaru padł w wodę.
Sakato nie musiał podnosić wzroku, by wiedzieć, że w ich stronę zmierzają ciężkie kamienie tworzące sufit i posadzkę wyższego poziomu tuneli. To już koniec.
Nagle poczuł dziwne ciepło rozlewające się po jego plecach, zupełnie inne od tego, jakie pamiętał sprzed kilku dni. Żadnego bólu i spiekoty, kojąca ciepłota. Podobny dotyk spotkał się z jego czołem.
Na tle bieli i grozy spadających skał, stała dziewczynka.
Cześć, jestem Miharu.
Otworzył usta, ale nie wydobył z się z nich żaden dźwięk. Dosłownie odjęło mu mowę.
Choć to złe określenie.
Dziewczynka westchnęła.
Jestem częścią Miharu, tą nieodłącznie związaną z Iskrą. Wiem, że mnie nie znasz i być może nawet nie wiesz, o czym mówię, ale... musisz pomóc Harumi, znaczy, Hibanie, wrócić na powierzchnię do jej przyjaciół. Tylko oni mogą ją uleczyć.
- Dlaczego ja...?
Uśmiechnęła się.
Hibana ci ufa. Gdyby tak nie było, nie oddałaby ci swojej iskierki.
- Iskra... - wydukał, przypominając sobie, że słyszał już wcześniej o czymś takim.
Potrząsnęła głową.
Iskra to materia podzielna. Zerucune nie zdaje sobie sprawy, że Harumi nie ma tego, czego ona pragnie. Ma tylko cząstkę, ale gdyby ta cząstka znalazła się w niepowołanych rękach, mogłaby spowodować niesamowite szkody.
Zauważył, że Hibana... Harumi wstaje. Wydostała się spomiędzy niego i ściany, po czym jak gdyby nigdy nic, przeszła przez Miharu. Sakato wytrzeszczył oczy gdy poczuł jak coś rozwija się za jego plecami, ciepło zniknęło, ale blask pozostał.
Nie zmarnuj tej szansy, Sakato Nanajimo. Wierzę, że zrobisz to, co słuszne.
Jej obraz rozpłynął się w wypełnionym kurzem powietrzu, a tengu z niemałym trudem podniósł się z ziemi, podziwiając przy okazji niesamowity dar od Harumi. Skrzydła były olbrzymie, ich pióra majestatyczne, najwspanialsze lotki jakie kiedykolwiek widział, a białe niczym pierwszy śnieg, mieniły się wszystkimi barwami tęczy, wydzielając cudowną poświatę. Gdy je rozwinął, nawet najcięższe głazy rozpadały się na pół w starciu z nimi.
Zobaczył, że Harumi zmierza w kierunku rozwidlenia tuneli.
Cała ta biel otumaniła go na chwilę.
Nim zauważył, biegł w jej kierunku, trzepocząc skrzydłami, niczym pisklę uczące się fruwać.
Nagle czyjaś ręka chwyciła go za kostkę i poczuł impuls elektryczny biegnący wzdłuż jego ciała. Zastygł.
Spojrzał w dół, prosto w fuksjowe oczy Ranmaru.
A gdy podniósł wzrok, zobaczył, jak Huragan uderza w Harumi.
Ciszę, która nastała, rozdarł krzyk.
Nie wiedział, czy to ona wrzeszczała, czy on. Nie rozróżniał już dźwięków.
W głowie rozbrzmiał mu po raz kolejny głos Miharu:
Wierzę, że zrobisz to, co słuszne.
Nie był tego taki pewien.
Gdy pół godziny później wszystko na dobre ucichło, pył opadł, zapełniając szczeliny, również te w ludzkim ciele, powietrze stało się gorące i ciężkie. Sakato i Ranmaru udało się doczołgać do przysypanego kamieniami rozwidlenia, gdzie odnaleźli Harumi.
- A więc to ona - skonstatował Katsuragi, pokasłując. - Harumi Karamorita, zaginiona, porwana i torturowana od miesięcy przez Iwao Kagamiyę. Kto by pomyślał, że nie organizując wymyślnych akcji ratunkowych uda mi się ją odnaleźć...
- Załatwiła Biały Huragan - wydukał Sakato, z niemałym podziwem w głosie. - On uderzył w nią i tak po prostu zniknął...
Ranmaru machnął ręką i rozkaszlał się na dobre. Dopiero po dziesięciu minutach, kiedy usiedli pod ścianą, był w stanie odpowiedzieć. Przez ten czas Sakato oglądał tunel. Praktycznie żadnego wyjścia. Wszystkie odnogi, korytarze zostały zawalone kamieniami i pyłem. Uniósł wzrok. Tam też nie najlepiej, ale przynajmniej powietrze miało jak dopływać. Przejechał palcami po fakturze swoich piór, chcąc się uspokoić.
Pewnie będzie pierwszym białoskrzydłym tengu.
- Wchłonęła go.
Zamrugał powiekami.
- Co?
- Karamorita - Katsuragi wskazał ją palcem - wchłonęła Biały Huragan, a przynajmniej ja to tak widziałem.
- Przyznaj, że trudno to wszystko wyjaśnić i przestań snuć hipotezy, szanowny panie egzorcysto... - prychnął Sakato.
Wzruszył ramionami.
- Tak naprawdę, to całkiem możliwe - westchnął Ranmaru. - Jeśli chodzi o nią i jej rodzinę, to wszystko może być możliwe. Któregoś dnia ten cały Akihito pojawił się w siedzibie filii i zażądał egzaminu sprawdzającego, by móc przeskoczyć dwie klasy w hierarchii... W dodatku miał list z rekomendacją od samego Giermka Honorowego z Hokkaido - Hayafusy Kashiwary. Pochodzą z jakiejś wysoko postawionej rodziny...
- A ty mi to mówisz, ponieważ...?
- Nudzi mi się i lubię marnować tlen.
- Powiedzmy, że też mi się nudzi i wolę zachować tlen, dlatego pomilczę, a ty kontynuuj opowieść - wymamrotał Sakato, wznosząc oczy do nieba. Otulił się nową parą skrzydeł, chociaż tunel wciąż emanował nieprzyjemnym, duszącym ciepłem.
- Jak mówiłem, cała ich rodzina jest dziwna... dlatego jakoś niespecjalnie zaskakuje mnie przedstawienie jakie się tutaj odbyło.
Nanajima odczekał chwilę, zanim zabrał głos. Chciał się upewnić, że Katsuragi nie ma zamiaru snuć dalej, bo najwyraźniej sam zagubił się w repertuarze, albo uznał, że obgadywanie zamożnej rodziny w obecności nieznajomego tengu i jej członkini to niewypał.
- Mówi osoba, która przeżyła zderzenie z rozpędzonym okiem cyklonu i wciąż ma komplet szczerzączek.
Ranmaru parsknął.
- Szczerzączek?
- Przyznaj, że dobre słowo.
- A dobre, dobre, wartuje je zapamiętać... Co do dziwności, w jakiej skali znajdujesz się ty, panie Nanajimo? Przysięgam, że jeszcze godzinę temu nie miałeś skrzydeł.
- Tego nie możesz być pewien - przerwał mu Sakato, kręcąc w powietrzu palcem wskazującym. - Jestem tengu, a my mamy swoje metody na ukrywanie skrzydeł.
- Białych skrzydeł, w gwoli ścisłości.
- Dałbym cztery na dziesięć.
- Czyli przeciętnie?
- Noo... dochodzą nas plotki, że takie rzeczy się zdarzają, fakt, że raczej nie w Górach Kurama, skąd pochodzę, ale podobno w Tokio, Górach Ishikari, gdzieś w świecie, nie wiem... grunt, że to fenomen, lecz na małą skalę. Według takich ploteczek między nowicjuszami, to podobno istnieje zrzeszenie białych tengusów, ale raczej rzadko dopuszczają do siebie kogoś z zewnątrz.
- To niemiło z ich strony.
- Ano, niemiło... Nagle się jakoś dziwnie gorąco zrobiło.
- Istnieje możliwość, że górne tunele, w tym główny właz na zewnątrz również zostały zasypane i wkrótce skończy nam się powietrze.
Przez chwilę trwało między nimi niezręczne milczenie.
- Czy to prawda, że Dragoni w Dolinie Krzemowej pracowali nad aparatem pozwalającym oddychać azotem?
- Rinie Pierdolony Fosforze Ktokolwiek Wybierał Ci Imię Powinien Się Palnąć Patelnią Nieteflonową Okumuro, masz delikatnie mówiąc przejebane.
- Łał, słyszałeś go Pepik?! Ten koleś z mordy jest Słowianinem! - wykrzyknął Konrad, nim ktokolwiek zdążył zatkać mu usta. Cyril strzelił facepalma, a Sagara bez słowa podał Polakowi szpulę taśmy izolacyjnej, którą jeszcze pół godziny wcześniej Akihito zakleił mu... aparat gębowy? Jamę chłonąco-trawiącą? Jakkolwiek to się nazywa u jednokomórkowców.
Tadamasa tylko zgromił go wzrokiem.
Winowajca z kolei miał na gębie tak szeroki uśmiech, że spokojnie można by mu naciągnąć te kąciki ust a by się spotkały z tyłu głowy.
- Przyznaj, że przydałoby nam się wsparcie! - obstawał przy swoim, stojąc na czele grupy, która bardziej zajęta była podziwianiem widoków, niż kuleniem się pod gniewem Akihito. Po tylu lajtowych lekcjach nikt nie brał "profesora" Tadamasy na poważnie.
- Ale profesjonalne wsparcie! Z centrali w Tokio, Aomori, skądkolwiek, byle nie ci... - chrząknął. - Chłopaku, chyba się nie zrozumieliśmy. Cenię fakt, że myślisz o przyjaciołach, ale nie sądzę, żeby podziękowali ci za zabranie ich do tej nory, prawda?
- Eeee...
Izumo wzruszyła ramionami, wciąż poszukując zasięgu w komórce, Bon tylko sztywno się ukłonił i wrócił do obserwowania tajemniczych porostów, których plechy były doprawdy imponujące. Renzou kulił się koło nogi Takary, ściskając w dłoniach włócznię. Konekomaru, jak tradycyjny Japończyk, cykał sto fotek w dziesięć sekund. Nemu rozmawiał ze swoją pacynką. Yamady, Paku, Moriyamy i sióstr Murakami nie było. Może to i lepiej - skwitował w duchu Akihito. Nie obrażając żadnego z nich, musiał przyznać, że byliby większymi kulami u nogi, niż ten prezentujący się przed nim, lichy skład.
- Im nas więcej tym weselej - podsunął smętnie Cyril.
Czech był chyba jedyną osobą, która jeszcze podczas tej wyprawy nie naraziła się Akihito.
- Dzięki, naprawdę liczą się chęci, Cyrilu.
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
Patrząc na zgraną grupę, powziął myśl, że być może lepiej, że znaleźli się tutaj z nim. Nigdy nie wiadomo co może stać się w mieście, jeśli Iwao poweźmie pewne kroki wobec powierzchni, a Akademii w szczególności.
Musiał ich tylko zdyscyplinować.
- Dobra drużyno!
Nikt się nie odwrócił. Akihito poczuł jak krew w nim wrze.
- Tak będziecie grać? NO DOBRA, WY MAŁE SKURWYSYNY!
Konrad w tle rozrzucał kwiaty, na wszystkie strony świata wychwalając różnorodność słowiańskich przekleństw. Giermkowie ucichli, przyglądając się nauczycielowi z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Kolejny, który się odezwie otrzyma wlepę taką samą jak ci dwaj i dobranoc! Drugie ostrzeżenie to kulka uspokajająca w łeb i jesteście wyautowani na równe szesnaście godzin! PASUJE?!
Pokiwali zgodnie głowami.
- Świetnie! Skoro się już rozumiemy, to zarządzam rozdzielenie. Przebywanie w Shizume jest wystarczająco niebezpieczne, a poruszanie się po nim z grupą gównozjadów jeszcze bardziej. ZATEM! Pierwsza grupa to ja, Sagara, Kamiki, Suguro i Miwa! Reszta pójdzie z Cyrilem! Moja grupa wybierze się do zachodniej części miasta, skład Cyrila do wschodniej, spotykamy się w starej galerii handlowej na Torun-Shin.
- Toruń?!
- NIE TORUŃ, TYLKO KURWA TORUN, CEPIE JEDEN!
Konrad bez chwili zwłoki założył sobie wlepę... no może Cyril mu pomógł.
- Zjeb cebulański, tfu - mruknął pod nosem Rin.
- Okumura!
Chłopak aż podskoczył, odruchowo zasaltuował.
- Tak jest sir!
- Ty będziesz przewodnikiem swojej grupy! Podczas spotkań Nakajima pokazywała ci plan miasta, ma się rozumieć?
- Tak jest sir!
- Zatem nie będziesz miał problemów z doprowadzeniem was bezpiecznie do Torun-Shin!
BĘDĘ MIAŁ CHOLERNE PROBLEMY, SIR!
O ŚWIĘTA MARMOLADO, CHOLERNE PROBLEMY.
Jednak wolał zachować twarz, więc tylko przytaknął.
Spojrzał na swoją grupę i westchnął. Dream Team.
Zapowiada się ciekawa operacja desantowa.
"W dzień tak ważny dla nich! W dzień Zesłania Ducha Świętego, dokładnie za dwie doby, otworzy się Brama Gehenny zasilona krwią i łzami niewinnych! Tymi wielokrotnie przelewanymi. W chwili, gdy my będziemy siać terror w mieście grzechu i triumfować nad dawnymi oprawcami, otworzy się brama wyzwolenia!"
Został jeden dzień - skwitowała w duchu Suki.
W różnych częściach tego samego miasta, kilka zupełnie różnych od siebie osób zastanowiło się, głośno lub po cichu, czy rzeczywiście przeżyją jeszcze jeden dzień.
Cegła z pluskiem wylądowała w wodzie.
- Kim jesteś? - warknął tengu, wciąż nie opuszczając gardy. Musiał utrzymać pozycję bojową na wszelki wypadek.
- Może tak trochę szacunku? Przedstaw się pierwszy~ - skontrował nieznajomy, uśmiechając się czarująco. Tak. Nawet Sakato nie mógł odmówić mu uroku osobistego.
Odchrząknął.
- Nanajima - rzucił krótko. - A ty?
- Katsuragi, Ranmaru Katsuragi - przedstawił się, kłaniając się w pas. - Skoro już utknęliśmy tu wszyscy razem, to dobrze byłoby zachować choć odrobinę przyzwoitości, nie uważasz?
Nie drgnął choćby o milimetr.
- Oczywiście nie obawiam się ataku z twojej strony, i vice versa, nie zamierzam krzywdzić ani ciebie, ani twojej towarzyszki, więc oszczędź sobie wysiłku i spocznij, przyjacielu.
Sakato poczuł zalewającą go falę zwątpienia i odwrócił się by spojrzeć na Hibanę, która rytmicznie uderzała pięścią o powstałą z gruzu ścianę, zupełnie jakby to miało coś dać. Może i udało jej się uratować go przed niechybną śmiercią, ale wątpił by potrafiła rozwalać ściany na zawołanie.
- Niech będzie - westchnął i spróbował zrelaksować napięte mięśnie. Zwrócił ku Ranmaru podejrzliwe spojrzenie. - A co ty tu właściwie robisz, hm? Katsuragi, o ile tak naprawdę masz na nazwisko!?
Próbował zabrzmieć śmiertelnie poważnie, ale zamiast tego wyszło mu dziecinne postękiwanie. Jakby pięciolatek bawił się w złego gliniarza.
- Już myślałem, że to koniec przesłuchania...
Światła po raz kolejny zamigotały. Ich biały blask był niepokojący. W pierwszej chwili gdy zgasły, napotkali Ranmaru i musieli odczekać przynajmniej pięć minut aż zapalą się znowu. Sakato podejrzewał po cichu, że wpływ musiało mieć na to zdenerwowanie Hibany. Był tego prawie pewny. Białe światło kpiło z niego płonąc żywo w pochodniach i szczelinach ścian.
- To, że nie zamierzam powalić cię i unieszkodliwić, nie znaczy, że ci ufam - fuknął Sakato. - Jesteś jak najbardziej podejrzany.
- Hmm, a nie przyszło ci do głowy, że ty i twoja towarzyszka jesteście równie niepokojący?
Tengu zacisnął wargi w wąską linię.
- Za to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie jesteś stąd.
- Och, czyżby?
- Tak. Jesteś egzorcystą, rozpoznaję ten mundur. Zresztą tylko głupek by nie rozpoznał.
- I to powód do niepokoju?
- Owszem. Ostatnich kilka miesięcy owocowało w naloty egzorcystów na teren Kazuma-Shin.
Ranmaru wytrzeszczył na niego oczy.
- Co takiego...
Nie dokończył, bo korytarzem wstrząsnęło po raz kolejny, pochodnie buchnęły mocniejszym blaskiem, a z gardła Hibany wydobył się niepokojący krzyk. Dziewczyna dostała drgawek i zaczęła rzucać się po kamiennej posadzce.
- Zabierzcie ją...! - piszczała. - Zabierzcie ją z mojej głowy...! Nie pozwólcie jej... nie pozwólcie...
Dzwoneczki.
Po raz kolejny ten dźwięk rozbrzmiał w zatęchłych tunelach podziemia. Ściana zwalonych kamieni zatrzęsła się niebezpiecznie i co większe kąski z samej góry zaczęły się zsuwać. Sakato zareagował natychmiast, chwytając Hibanę za ramiona i odciągając ją poza zasięg spadających skał.
- Jeżeli chcesz pozostać przy życiu, to lepiej się rusz! - wycharczał do Ranmaru, próbując przekrzyczeć wrzaski objętej obłędem dziewczyny. - Biały Huragan to nie potulny zwierzaczek, jeżeli się przebije, to już po nas...!
Musieli znaleźć jakieś boczne zejście.
- Katsuragi!
Ranmaru odpowiedział jakimś bliżej nieokreślonym dźwiękiem, krokiem ślizgowym gramoląc się przez środek kanału.
- Szedłeś tym tunelem, nie widziałeś może jakichś bocznych włazów? Otworów kanalizacyjnych? Zejść do studzienek deszczowych, zbiorników?
- To chyba wasza działka, ja jestem tylko przejazdem...!
Sakato wymamrotał pod nosem kilka przekleństw.
- Nikt nie zna tych tuneli w stu procentach! Masz ostatnią szansę - widziałeś coś?!
Twarz egzorcysty wykrzywił grymas i brnąc przez ścieki, próbował odtworzyć swoją wędrówkę przez podziemia.
- Chyba coś było... jakaś rura, którą dopływała woda, wielkości na oko dorosłego mężczyzny średniej budowy, ale nie wiem czy damy radę się tam...
- Jedziem tam - mruknął pod nosem Sakato i bezceremonialnie zarzucił sobie Hibanę na ramię. - Prowadź panie egzorcysto Katsuragi!
- Że jak?!
- Chyba, że nagle przypomnisz sobie jakąś inną kryjówkę, wówczas zamieniam się w słu... - urwał i skulił się przy ziemi, po części z bólu po usuniętych skrzydłach, po części z powodu kolejnego wstrząsu. - W tym tempie całe Podziemne Shizume zostanie zasypane...!
- Ile to ma poziomów?!
- Nie interesuj się...!
- Przyznaj się chłopcze, że sam nie wiesz!
- Nawet jeśli, to gówno cię to powinno interesować - przejezdny! - prychnął i znów ruszył przed siebie. - Jak daleko był ten spływ?!
Katsuragi nie odpowiedział.
- No?! - ponaglił Sakato.
- Dwa poziomy wyżej...
- CO?! ZA PRZEPROSZENIEM, POJEBAŁO CIĘ, SZANOWNY PANIE EGZORCYSTO?! TERAZ TO JUŻ NAPRAWDĘ JESTEŚMY W DUPIE! JAK W OGÓLE MOŻNA...
Do jego uszu dobiegł wyraźny brzęk dzwoneczków i przylgnął do ściany, nie bacząc na fakt, że tym samym nieźle trzepnął głową Hibany o kamień. Również Ranmaru przystanął i krzyknął do Sakato. Ten pokręcił głową.
- Już po nas - wyszeptał bardziej do siebie, niż do kogokolwiek.
Sufit niemal zwalił im się na głowy.
Ranmaru padł w wodę.
Sakato nie musiał podnosić wzroku, by wiedzieć, że w ich stronę zmierzają ciężkie kamienie tworzące sufit i posadzkę wyższego poziomu tuneli. To już koniec.
Nagle poczuł dziwne ciepło rozlewające się po jego plecach, zupełnie inne od tego, jakie pamiętał sprzed kilku dni. Żadnego bólu i spiekoty, kojąca ciepłota. Podobny dotyk spotkał się z jego czołem.
Na tle bieli i grozy spadających skał, stała dziewczynka.
Cześć, jestem Miharu.
Otworzył usta, ale nie wydobył z się z nich żaden dźwięk. Dosłownie odjęło mu mowę.
Choć to złe określenie.
Dziewczynka westchnęła.
Jestem częścią Miharu, tą nieodłącznie związaną z Iskrą. Wiem, że mnie nie znasz i być może nawet nie wiesz, o czym mówię, ale... musisz pomóc Harumi, znaczy, Hibanie, wrócić na powierzchnię do jej przyjaciół. Tylko oni mogą ją uleczyć.
- Dlaczego ja...?
Uśmiechnęła się.
Hibana ci ufa. Gdyby tak nie było, nie oddałaby ci swojej iskierki.
- Iskra... - wydukał, przypominając sobie, że słyszał już wcześniej o czymś takim.
Potrząsnęła głową.
Iskra to materia podzielna. Zerucune nie zdaje sobie sprawy, że Harumi nie ma tego, czego ona pragnie. Ma tylko cząstkę, ale gdyby ta cząstka znalazła się w niepowołanych rękach, mogłaby spowodować niesamowite szkody.
Zauważył, że Hibana... Harumi wstaje. Wydostała się spomiędzy niego i ściany, po czym jak gdyby nigdy nic, przeszła przez Miharu. Sakato wytrzeszczył oczy gdy poczuł jak coś rozwija się za jego plecami, ciepło zniknęło, ale blask pozostał.
Nie zmarnuj tej szansy, Sakato Nanajimo. Wierzę, że zrobisz to, co słuszne.
Jej obraz rozpłynął się w wypełnionym kurzem powietrzu, a tengu z niemałym trudem podniósł się z ziemi, podziwiając przy okazji niesamowity dar od Harumi. Skrzydła były olbrzymie, ich pióra majestatyczne, najwspanialsze lotki jakie kiedykolwiek widział, a białe niczym pierwszy śnieg, mieniły się wszystkimi barwami tęczy, wydzielając cudowną poświatę. Gdy je rozwinął, nawet najcięższe głazy rozpadały się na pół w starciu z nimi.
Zobaczył, że Harumi zmierza w kierunku rozwidlenia tuneli.
Cała ta biel otumaniła go na chwilę.
Nim zauważył, biegł w jej kierunku, trzepocząc skrzydłami, niczym pisklę uczące się fruwać.
Nagle czyjaś ręka chwyciła go za kostkę i poczuł impuls elektryczny biegnący wzdłuż jego ciała. Zastygł.
Spojrzał w dół, prosto w fuksjowe oczy Ranmaru.
A gdy podniósł wzrok, zobaczył, jak Huragan uderza w Harumi.
Ciszę, która nastała, rozdarł krzyk.
Nie wiedział, czy to ona wrzeszczała, czy on. Nie rozróżniał już dźwięków.
W głowie rozbrzmiał mu po raz kolejny głos Miharu:
Wierzę, że zrobisz to, co słuszne.
Nie był tego taki pewien.
Gdy pół godziny później wszystko na dobre ucichło, pył opadł, zapełniając szczeliny, również te w ludzkim ciele, powietrze stało się gorące i ciężkie. Sakato i Ranmaru udało się doczołgać do przysypanego kamieniami rozwidlenia, gdzie odnaleźli Harumi.
- A więc to ona - skonstatował Katsuragi, pokasłując. - Harumi Karamorita, zaginiona, porwana i torturowana od miesięcy przez Iwao Kagamiyę. Kto by pomyślał, że nie organizując wymyślnych akcji ratunkowych uda mi się ją odnaleźć...
- Załatwiła Biały Huragan - wydukał Sakato, z niemałym podziwem w głosie. - On uderzył w nią i tak po prostu zniknął...
Ranmaru machnął ręką i rozkaszlał się na dobre. Dopiero po dziesięciu minutach, kiedy usiedli pod ścianą, był w stanie odpowiedzieć. Przez ten czas Sakato oglądał tunel. Praktycznie żadnego wyjścia. Wszystkie odnogi, korytarze zostały zawalone kamieniami i pyłem. Uniósł wzrok. Tam też nie najlepiej, ale przynajmniej powietrze miało jak dopływać. Przejechał palcami po fakturze swoich piór, chcąc się uspokoić.
Pewnie będzie pierwszym białoskrzydłym tengu.
- Wchłonęła go.
Zamrugał powiekami.
- Co?
- Karamorita - Katsuragi wskazał ją palcem - wchłonęła Biały Huragan, a przynajmniej ja to tak widziałem.
- Przyznaj, że trudno to wszystko wyjaśnić i przestań snuć hipotezy, szanowny panie egzorcysto... - prychnął Sakato.
Wzruszył ramionami.
- Tak naprawdę, to całkiem możliwe - westchnął Ranmaru. - Jeśli chodzi o nią i jej rodzinę, to wszystko może być możliwe. Któregoś dnia ten cały Akihito pojawił się w siedzibie filii i zażądał egzaminu sprawdzającego, by móc przeskoczyć dwie klasy w hierarchii... W dodatku miał list z rekomendacją od samego Giermka Honorowego z Hokkaido - Hayafusy Kashiwary. Pochodzą z jakiejś wysoko postawionej rodziny...
- A ty mi to mówisz, ponieważ...?
- Nudzi mi się i lubię marnować tlen.
- Powiedzmy, że też mi się nudzi i wolę zachować tlen, dlatego pomilczę, a ty kontynuuj opowieść - wymamrotał Sakato, wznosząc oczy do nieba. Otulił się nową parą skrzydeł, chociaż tunel wciąż emanował nieprzyjemnym, duszącym ciepłem.
- Jak mówiłem, cała ich rodzina jest dziwna... dlatego jakoś niespecjalnie zaskakuje mnie przedstawienie jakie się tutaj odbyło.
Nanajima odczekał chwilę, zanim zabrał głos. Chciał się upewnić, że Katsuragi nie ma zamiaru snuć dalej, bo najwyraźniej sam zagubił się w repertuarze, albo uznał, że obgadywanie zamożnej rodziny w obecności nieznajomego tengu i jej członkini to niewypał.
- Mówi osoba, która przeżyła zderzenie z rozpędzonym okiem cyklonu i wciąż ma komplet szczerzączek.
Ranmaru parsknął.
- Szczerzączek?
- Przyznaj, że dobre słowo.
- A dobre, dobre, wartuje je zapamiętać... Co do dziwności, w jakiej skali znajdujesz się ty, panie Nanajimo? Przysięgam, że jeszcze godzinę temu nie miałeś skrzydeł.
- Tego nie możesz być pewien - przerwał mu Sakato, kręcąc w powietrzu palcem wskazującym. - Jestem tengu, a my mamy swoje metody na ukrywanie skrzydeł.
- Białych skrzydeł, w gwoli ścisłości.
- Dałbym cztery na dziesięć.
- Czyli przeciętnie?
- Noo... dochodzą nas plotki, że takie rzeczy się zdarzają, fakt, że raczej nie w Górach Kurama, skąd pochodzę, ale podobno w Tokio, Górach Ishikari, gdzieś w świecie, nie wiem... grunt, że to fenomen, lecz na małą skalę. Według takich ploteczek między nowicjuszami, to podobno istnieje zrzeszenie białych tengusów, ale raczej rzadko dopuszczają do siebie kogoś z zewnątrz.
- To niemiło z ich strony.
- Ano, niemiło... Nagle się jakoś dziwnie gorąco zrobiło.
- Istnieje możliwość, że górne tunele, w tym główny właz na zewnątrz również zostały zasypane i wkrótce skończy nam się powietrze.
Przez chwilę trwało między nimi niezręczne milczenie.
- Czy to prawda, że Dragoni w Dolinie Krzemowej pracowali nad aparatem pozwalającym oddychać azotem?
- Rinie Pierdolony Fosforze Ktokolwiek Wybierał Ci Imię Powinien Się Palnąć Patelnią Nieteflonową Okumuro, masz delikatnie mówiąc przejebane.
- Łał, słyszałeś go Pepik?! Ten koleś z mordy jest Słowianinem! - wykrzyknął Konrad, nim ktokolwiek zdążył zatkać mu usta. Cyril strzelił facepalma, a Sagara bez słowa podał Polakowi szpulę taśmy izolacyjnej, którą jeszcze pół godziny wcześniej Akihito zakleił mu... aparat gębowy? Jamę chłonąco-trawiącą? Jakkolwiek to się nazywa u jednokomórkowców.
Tadamasa tylko zgromił go wzrokiem.
Winowajca z kolei miał na gębie tak szeroki uśmiech, że spokojnie można by mu naciągnąć te kąciki ust a by się spotkały z tyłu głowy.
- Przyznaj, że przydałoby nam się wsparcie! - obstawał przy swoim, stojąc na czele grupy, która bardziej zajęta była podziwianiem widoków, niż kuleniem się pod gniewem Akihito. Po tylu lajtowych lekcjach nikt nie brał "profesora" Tadamasy na poważnie.
- Ale profesjonalne wsparcie! Z centrali w Tokio, Aomori, skądkolwiek, byle nie ci... - chrząknął. - Chłopaku, chyba się nie zrozumieliśmy. Cenię fakt, że myślisz o przyjaciołach, ale nie sądzę, żeby podziękowali ci za zabranie ich do tej nory, prawda?
- Eeee...
Izumo wzruszyła ramionami, wciąż poszukując zasięgu w komórce, Bon tylko sztywno się ukłonił i wrócił do obserwowania tajemniczych porostów, których plechy były doprawdy imponujące. Renzou kulił się koło nogi Takary, ściskając w dłoniach włócznię. Konekomaru, jak tradycyjny Japończyk, cykał sto fotek w dziesięć sekund. Nemu rozmawiał ze swoją pacynką. Yamady, Paku, Moriyamy i sióstr Murakami nie było. Może to i lepiej - skwitował w duchu Akihito. Nie obrażając żadnego z nich, musiał przyznać, że byliby większymi kulami u nogi, niż ten prezentujący się przed nim, lichy skład.
- Im nas więcej tym weselej - podsunął smętnie Cyril.
Czech był chyba jedyną osobą, która jeszcze podczas tej wyprawy nie naraziła się Akihito.
- Dzięki, naprawdę liczą się chęci, Cyrilu.
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
Patrząc na zgraną grupę, powziął myśl, że być może lepiej, że znaleźli się tutaj z nim. Nigdy nie wiadomo co może stać się w mieście, jeśli Iwao poweźmie pewne kroki wobec powierzchni, a Akademii w szczególności.
Musiał ich tylko zdyscyplinować.
- Dobra drużyno!
Nikt się nie odwrócił. Akihito poczuł jak krew w nim wrze.
- Tak będziecie grać? NO DOBRA, WY MAŁE SKURWYSYNY!
Konrad w tle rozrzucał kwiaty, na wszystkie strony świata wychwalając różnorodność słowiańskich przekleństw. Giermkowie ucichli, przyglądając się nauczycielowi z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Kolejny, który się odezwie otrzyma wlepę taką samą jak ci dwaj i dobranoc! Drugie ostrzeżenie to kulka uspokajająca w łeb i jesteście wyautowani na równe szesnaście godzin! PASUJE?!
Pokiwali zgodnie głowami.
- Świetnie! Skoro się już rozumiemy, to zarządzam rozdzielenie. Przebywanie w Shizume jest wystarczająco niebezpieczne, a poruszanie się po nim z grupą gównozjadów jeszcze bardziej. ZATEM! Pierwsza grupa to ja, Sagara, Kamiki, Suguro i Miwa! Reszta pójdzie z Cyrilem! Moja grupa wybierze się do zachodniej części miasta, skład Cyrila do wschodniej, spotykamy się w starej galerii handlowej na Torun-Shin.
- Toruń?!
- NIE TORUŃ, TYLKO KURWA TORUN, CEPIE JEDEN!
Konrad bez chwili zwłoki założył sobie wlepę... no może Cyril mu pomógł.
- Zjeb cebulański, tfu - mruknął pod nosem Rin.
- Okumura!
Chłopak aż podskoczył, odruchowo zasaltuował.
- Tak jest sir!
- Ty będziesz przewodnikiem swojej grupy! Podczas spotkań Nakajima pokazywała ci plan miasta, ma się rozumieć?
- Tak jest sir!
- Zatem nie będziesz miał problemów z doprowadzeniem was bezpiecznie do Torun-Shin!
BĘDĘ MIAŁ CHOLERNE PROBLEMY, SIR!
O ŚWIĘTA MARMOLADO, CHOLERNE PROBLEMY.
Jednak wolał zachować twarz, więc tylko przytaknął.
Spojrzał na swoją grupę i westchnął. Dream Team.
Zapowiada się ciekawa operacja desantowa.
"W dzień tak ważny dla nich! W dzień Zesłania Ducha Świętego, dokładnie za dwie doby, otworzy się Brama Gehenny zasilona krwią i łzami niewinnych! Tymi wielokrotnie przelewanymi. W chwili, gdy my będziemy siać terror w mieście grzechu i triumfować nad dawnymi oprawcami, otworzy się brama wyzwolenia!"
Został jeden dzień - skwitowała w duchu Suki.
W różnych częściach tego samego miasta, kilka zupełnie różnych od siebie osób zastanowiło się, głośno lub po cichu, czy rzeczywiście przeżyją jeszcze jeden dzień.
Nawet gdy anioły upadną z połamanymi skrzydłami,
Nie poddam się, nie poddam się,
Nawet jeśli wszystko stracone,
I zostaniemy z fałszywymi nadziejami,
Nawet jeśli światło odejdzie,
Poniosę cię, zaniosę cię,
Gdzieś, gdzie będziemy żyć wiecznie.
---------------------------------------------------------------------------
Hullo, moje miniony~ Powidzmy, że coś mnie nawiedziło i kazało napisać rozdział. Hohohoho, trafiłam z czasem, bo jutro wyjeżdżam z Polski na trzy tygodnie, a i po tych trzech tygodniach nie do końca wiadomo, czy wrócę w swe rodzinne strony tak szybko, bo mam zabalować przez kilka dni w Krakowie. Ach te miastowe klimaty.
Hahahaha, nie.
Szczerze to wolałabym zostać w swojej dziurze na Podkarpaciu i w ramach pokuty pisać dla was kolejny rozdział - prawdopodobnie przedostatni z tej sagi - albo nawet i ostatni, bo jakieś pinć minut temu przypomniało mi się, że ta suka Suki (huehuehue ta gra słów) mówiła... znaczy nie ona, tylko Iwuś, że ostatecznie otworzy ten cały portal do burdelu dopiero w dzień Zesłania Ducha Świętego, co w 2010 wypadało bodajże na 22 maja... heuheuheuheu... ten kalendarz. Nie no, w sumie pamiętam tę datę, bo chyba w ramach rocznicy komunii miałam iść kwiatki sypać, ale nie poszłam, bo moja rodzina to sataniści.
W każdym razie to opóźniło rozwiązanie akcji o jeden dzień lub rozdział.
Og, są dwie strony:
a) Moje lenistwo.
b) Moja rozwlekłość.
Jeśli wygra A, to akcja rozwiąże się w przyszłym rozdziale.
Jeśli wygra B, to czeka was jeszcze spokojnie jeden lub dwa.
Aczkolwiek nie zrozumcie mnie źle.
Mówię o zakończeniu SAGI, a nie opowiadania.
Trochę was jeszcze pognębię swoim zjebanym i zryćkanym do reszty mózgiem.
Huehuehuehue.
Za dużo się śmieję w tym posłowiu.
Coś jest na rzeczy.
Za dużo cukru.
W każdym razie mam nadzieję, że się podobało, bo w tym czasie co pisałam to mogłam przeczytać ze dwie książki i poużalać się nad sobą.
Także ten, bądźcie wdzięczni.
Lub nie.
Lepiej bądźcie.
Rzuci ktoś chociaż jakąś kurwą w komentarzu?
Brakuje mi was.
Dobra kończę bo to się długie robi jak sam rozdział.
Btw., co z paringami? Poprzedni post - "Dodatek" obszedł się bez echa, czy jakoś tak.
Piszcie własne propozycje - poza Haru x Rin, bo czasem tym sram. Na pewno byndzie. Lub nie. Kiedyś na pewno. Albo nie. Trolololo.
Ma ktoś hajpa na kolejne Trudne Sprawy w wykonaniu Ranmaru?
Bo myślałam nad zrobieniu kilku filerów o przeszłości jego i Yuzuru.
Ta, nudzi mi się.
Żartowałam.
Znaczy o tym nudzeniu się, nie o filerach.
Idę już.
H: To spierdalaj.
Ostatnio za dużo wulgaryzmów używam w opowiadaniach. Ale serio... Czy na miejscu Akihito nie chciałoby się wam rzucić od czasu do czasu porządną kurwą? Nie tylko na jego miejscu, na miejscu jakiegokolwiek bohatera anime, mangi, książki, opowiadania...
Zostawiam was z tą rozkminą.
Baju płomyczki.
Ps. Co wy na rodaka w opowiadaniu? XD
Ps. 2 O kurwa, nie wymyśliłam tytułu...
Ale szajs.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz