Szukałem sposobu,
By przywrócić cię do życia
I gdybym tylko go znalazł,
By przywrócić cię do życia
I gdybym tylko go znalazł,
Przywróciłbym cię do życia dzisiejszej nocy
Sprawiłbym byś otworzyła oczy, sprawiłbym byś kłamała
Zabrałbym chłód z twoich oczu.
Sprawiłbym byś otworzyła oczy, sprawiłbym byś kłamała
Zabrałbym chłód z twoich oczu.
Mephisto Pheles z namaszczeniem zanurzał truskawki w roztopionej, gorzkiej czekoladzie i obserwował jak nadmiar kropel spływa po skórce i wpada z powrotem do zielonej miski. Z precyzją złotnika unosił czerwono-brązowe owoce do ust i smakował je. Wokół jego głowy fruwały trzy Sakebie, brzęcząc donośnie. Jedna z nich robiła za projektor, wyświetlając na ścianie gabinetu film - "Wredne dziewczyny 2".
Mephisto z wyniosłym uśmieszkiem kwitował kolejne gagi, pochłaniając coraz większe ilości truskawek, zupełnie nie zważając na coraz gęściej pojawiające się informacje w Oku Proroka - zignorowanym komunikatorze leżącym na skraju nowego biurka dyrektora.
Musiał uruchomić cały swój zaśniedziały autorytet, wśród podwładnych, żeby móc sprowadzić nowe biurko - piękne, hebanowe - prosto z Brazylii. Jego potężna figura zmalała nieco w oczach egzorcystów tokijskiej filii, a to wszystko za sprawą bury, którą otrzymał od Grigori na posiedzeniu w sprawach losów akademickiego miasta podległego Zakonowi Prawdziwego Krzyża. Ci podstarzali aniołowie, zamknięci za karę pomiędzy wymiarami w roli Obserwatorów zdecydowanie na za wiele sobie pozwalali. Był od nich starszy o całe eony, znał się na swojej pracy. Następnym razem im pokaże, że nie powinni uwłaczać autorytetowi Samaela!
- Dyrektorze Pheles...
Na rogi Beliala, czy nie można mieć już nawet sekundy spokoju?! - pomyślał markotnie, odkładając truskawkę do miseczki. Pstryknął palcami i Sakebia przełączyła film na program informacyjny jedynego, między narodowej stacji nadawczej egzorcystów.
- Co masz mi do powiedzenia, oficerze Okumura? - spytał Mephisto, przybierając specjalnie służbowy ton, jak zwykle przeszyty grubą nicią filuterii.
Yukio, wchodząc do gabinetu, oczywiście zauważył przeskok pomiędzy "Wrednymi dziewczynami", a "Vatican TV 24h", przy czym przystanął i poprawił okulary, cudem powstrzymując się przed przewróceniem oczami.
- Oprócz tego, że jak zwykle pozwoliłeś sobie na nadmierną poufałość i nie skonsultowałeś wpierw swojej wizyty z panną Ninomiyą? - dodał szybko Mephisto, obserwując jego niepewne ruchy z błyskiem w oku.
Demon mrugnął i za Okumurą pojawiło się obity złotogłowem fotel, który podsunął się pod egzorcystę i dosunął go aż do biurka. Yukio wydał z siebie zaskoczone westchnienie, ale po chwili odzyskał zimną krew.
- Panna Ninomiya wyjechała, dyrektorze - odparł, najspokojniej jak potrafił. - Wykorzystała przysługujące jej prawo do opuszczenia miasta, podobnie jak wielu innych pracowników administracji.
- W takim wypadku powinien zastąpić ją Beleth lub Asmodeusz - sprostował Pheles, sięgając ponownie po truskawkę i oblizując ją z czekolady. - Ach, chwilunia... - wtrącił, nim Yukio zdążył odpowiedzieć. - Oni zostali przecież zwolnieni warunkowo z wykonywania funkcji, ponieważ Grigori chce mieć mnie na oku, prawda?
Operował sarkazmem równie umiejętnie, jak chirurg skalpelem. Yukio nie podejmował wyzwania i przez dobrą chwilę trwał w kontakcie wzrokowym z Phelesem. To pan czasu i przestrzeni znudził się pierwszy i skierował swoją uwagę na Sakebię brzęczącą mu nad uchem.
- Pan Al-Sherazi został poddany egzorcyzmowi, w celu wypędzenia z niego Cienia, Kageshiny, natomiast pan El-Hashem znalazł się pod kontrolą chińskiego oddziału egzorcystów. Będzie traktowany jak więzień i podobnie, jak wszyscy inni zakładnicy Akademii, poza tymi na stałe umieszczonymi w Tartarze, zostanie przetransportowany do Instytutu Badań nad Demonami w Archangielsku.
- Och tak? - Pheles uśmiechnął się z przekąsem i uniósł brew. - Wszystkich zakładników spotyka taki los?
- Dobrze dyrektor wie, że w każdej sytuacji pojawiają się wyjątki - zauważył Dragon. - Również i teraz mamy przypadek ekstremalny. Harumi Karamorita i jej rodzina są już w drodze na Hokkaido. Zostaną przyjęci przez rodzinę Tadamasa w prefekturze Nemuro.
Samael przytaknął i odchylił się na fotelu.
- Z czym zatem do mnie przybywasz, młody Kafcjelu?
Yukio powstrzymał grymas na to określenie.
Zawsze przyciągał dużo uwagi w kręgu egzorcystów - jako najmłodszy uhonorowany tak wysokim stopniem, udało mu się pobić rekord Cudownego Duetu, Nanase Kanzaki i Takahiro Kinoshity, którzy tytuł otrzymali w wieku szesnastu lat. To sprawiało, że wojujący z demonami stawali się bardziej świadomi jego obecności. Komentowali i obserwowali.
I teraz, z winy specjalnych okoliczności, został przedwcześnie obdarzony Diabelskim Narzędziem - Kafcjelem. Wielu egzorcystów pierwszej klasy wypruwało sobie żyły, żeby dostać się chociaż na wstępne treningi i zostać wprowadzonym w tajniki władania makimi, a tymczasem jemu podano to na tacy.
- Centrala krzywo patrzy na pana posunięcia, dyrektorze - powiedział Yukio.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Wymagają, aby i pan był obecny podczas wydania rozkazu zbombardowania miasta gazem zawierającym wynalazek Dragonów.
- O tym również mi wiadomo - odparł spokojnie Pheles. - Wiem również, że prace nad odbudową miasta potrwają prawdopodobnie do wiosny przyszłego roku i wymogą przeniesienie uczniów klasy specjalnej do innej filii Zakonu.
- Pozostaje jeszcze problem egzorcystów, którzy mają zostać oddelegowani do jednostki w Kioto.
Mephisto zmrużył oczy.
- Czyżby kapitan Beringer wciąż się upierał nad rozbrojeniem naszej filii?
- Nie jest mi wiadome, by rozkaz wyszedł od niego - Yukio pokręcił głową. - Major Wang natomiast naciska, aby przesłuchano dowódców naszych oddziałów w Pekinie. Grigori milczy w tej sprawie, więc jesteśmy w kropce. Jedno jest pewne - nie możemy wysłać zwykłych uczniaków bez obstawy. Jestem pewien, że Kinoshita i Nakajima...
- Kinoshita i Nakajima mają wystarczająco swoich zmartwień - przerwał mu Pheles. - Pani Nakajima zdecydowała się skorzystać z przysługującego jej prawa dezercji i udać się na urlop zdrowotny w rodzinne strony. Wczoraj złożyła podanie.
Yukio zamrugał, bo to oświadczenie zbiło go z nóg.
- Jak to... zdezerterowała?
- Owszem - przytaknął Samael.
Młody egzorcysta milczał przez kilka minut, z wzrokiem wlepionym w pustą przestrzeń za plecami demona. Tam wcześniej znajdował się jeden z najpiękniejszych witraży w całej Akademii, a o ile Yukio dobrze pamiętał, ukazywał upadek Lucyfera. Teraz pozostały po nim odłamki i wiatr hulający w gabinecie.
- Co się zaś tyczy sprawy Shizen Moriyamy, o której zapewne chciałeś wspomnieć - podjął znów Mephisto, ocierając usta z czekolady różową chusteczką w grochy. - Zostanie ona wraz z Belethem przewieziona do Archangielska - widząc twarz rozmówcy, zacmokał z dezaprobatą. - Nudzą mnie już twoje reakcje, chłopcze.
- Dlaczego miałaby znaleźć się w Archangielsku? - spytał, dokumentnie zdziwiony.
- Technicznie jest zakładniczką. Owszem, narodziła się w tym świecie i przysługują jej prawa takie same, jak innym pół-demonom, aczkolwiek prawie całe swoje życie spędziła w Speculi, mój drogi - zaznaczył Samael. - Grigori boi się, że Belzebub zesłał ją na nasz świat w roli szpiega.
- To niemożliwe - Yukio potrząsnął głową. - Przecież to zbyt...
- Niewiarygodne, wiem. Ale cóż poradzisz? - wzruszył ramionami. - Naszej linii obrony wyczerpały się argumenty. Córka Hayashi'ego Moriyamy nielegalnie przedostała się do Assiah wywołując szereg zawirowań w sferze czasu i przestrzeni, które JA muszę naprawiać. Dlatego i mnie niekoniecznie uśmiecha się zatrzymywanie jej tutaj.
- To nie jej wina. Hansha jest hermetycznie zamkniętym wymiarem, podobnym Pandorze, Shizen po prostu...
- Próbowała się wydostać, bo zwęszyła duże pokłady energii, gdy twój brat i Karamorita znaleźli się w Speculi - uzupełnił Mephisto. - Dlatego, według zeznań Natsume Tadamasy, przeszukiwała dom, a w szczególności sypialnię Karamority. Wiem o tym wszystkim i nie omieszkałem wspomnieć Grigori podczas procesu. Jednak, jak widzisz, bez większych skutków.
Yukio odwrócił wzrok.
- Sprawa ewakuacji egzorcystów zostanie wyjaśniona podczas kolejnej narady - uciął temat Samael. - A teraz znajdź sobie jakieś zajęcie, bo obrzydzasz mi truskawki.
Dokładnie kilka dni po obwieszczeniu ewakuacji, młodzi Giermkowie zostali zapakowani na prom, wraz z najważniejszymi rzeczami, oczywiście tymi, które udało się ocalić z zagłady miasta. Rin nie mógł się pochwalić szczególnym dobytkiem. Właściwie, jedyną jego własnością były: Kurikara, mundurek, trochę pożyczonych ubrań, telefon i pojemnik z lekami od Yuzuru.
- Ale piździ - mruknął pod nosem Shima, obejmując się ramionami.
- Pogoda taka, że kota nie wygonisz - dodał Rin, potrząsając klatką, w której schował się Kuro, zakopany w koce i ręczniki.
Ach, zapomniał o kocie - on też mieścił się w jego własności. A właściwie zajmował tyle miejsca, że na nic więcej nie starczało.
- Musimy sterczeć na durnym promie, podczas gdy na drugim brzegu czeka na nas ogrzewany autobus...? Jebana chamówa - dorzucił znów Renzou.
W ciągu ostatnich kilku godzin polegających z grubsza na pakowaniu i dopełnianiu formalności, upodobał sobie narzekanie na wszelkie możliwe sposoby.
Suguro, któremu to wyjątkowo przeszkadzało, stał na drugim końcu promu, bo prawdopodobnie nie powstrzymałby się przed wytarganiem Shimy za włosy i ozwaniem go "Babą".
Rin nie przejmował się specjalnie gadaniną Renzou, a nawet dodawał coś od siebie. Jednakże gdyby miał okazję, to chętnie zmieniłby towarzystwo. Jego pech polegał na tym, że Tsuda, Shiemi, Kamiki, Mina i Mika polecieli helikopterem. I tak o to został sam, w towarzystwie Tria z Kioto, milczącego Yamady, gadającego z pacynką Takary i profesora Kyouyi.
Rin zastanawiał się, komu im przydzielą. Z tego co mówił Yukio, większość egzorcystów została przeniesiona do Kioto, aby wciąż wypełniać służbę, ale tym bezpośrednio biorącym udział w walkach podczas Zagłady Miasta - jak ozwały to media - przysługiwało prawo dezercji. Rin wiedział, że skorzystali z niego: doktor Inoue, Takahiro i, o dziwo - Yuzuru. Na stronie Sagara, gdy już przybył do bazy, zdradził mu, że pod dezercją Nakajimy na pewno kryje się jakaś misja.
Wzruszył ramionami na tę sensację. Na miejscu Yuzuru sam pewnie by zdezerterował. Przeżyła niezłe piekło, walcząc z lykanami, ghoulami, lecząc, pojedynkując się z samym Astarothem i otrzymując rany, przez które przeciętny egzorcysta wąchałby kwiatki od spodu.
- Raaany, ile jeszczee noo? Ten prom wlecze się jak ślimak... Ślimak morski - mamrotał z namaszczeniem Shima, próbując się rozgrzać.
- Było wziąć coś ciepłego - wtrącił Okumura. - Dałbym ci koc, ale Kuro raczej niechętnie się z nim rozstanie.
- Średnio mi się uśmiecha być na łasce kota - burknął Shima, krzywiąc się, jakby zjadł właśnie cytrynę. - A tobie nie zimno? Coś taki zadumany, Okumura? Wyglądasz jak cholerny Budda z tym wyrazem spokoju na twarzy! - syknął, pocierając ramiona.
Rin westchnął.
- Myślę, Shima, myślę i to wszystko - odparł, wzruszając ramionami. - Nad tą dziwaczą sytuacją. Mam wrażenie, że od teraz nic już nie będzie takie samo. Że po tej jeździe z Iwao, to do miasta zbyt szybko nie wrócimy, o ile w ogóle.
Renzou patrzył na niego z powątpiewaniem, obejmując się nagimi przed ramionami. Rin przewrócił oczami i opuścił klatkę z Kuro, który zaprotestował głośno, zbudzony ze snu. Posiadacz błękitnych płomieni rzucił swoją marynarkę Shimie i oparł się o burtę promu.
- Nie, nie jest mi zimno - odpowiedział po chwili.
Shima uniósł brew, ale bez słowa zaakceptował podarunek. Takim darem to on nie gardzi, o nie, nie. Może i w jego braciach, ojcu i innych przodkach drzemał buddyjski instynkt ascety, ale on nie miał w sobie niczego takiego. Za Chiny Ludowe nie potrafiłby - jak jego ojciec - medytować godzinami pod cholernym wodospadem, za jedynego towarzysza mając tylko Tatsumę Suguro.
- To ten... Można chociaż wiedzieć, o czym myślisz?
- Przecież ci powiedziałem... - jęknął Rin. - Ta cała decyzja Watykanu w sprawie naszej szkoły, deportacja, rozbrojenie, ci chińscy egzorcyści... - ogarnął rękami wokół siebie. - To wszystko mi się nie podoba. Nie mówią nam wszystkiego.Renzou zmarszczył nos i zastanawiał się przez chwilę. Między chłopcami zapadła cisza, przerywana tylko odgłosami Kuro drapiącego klatkę. Rin odwrócił się i wyjrzał za burtę w ciemną, wzburzoną otchłań jeziora, którego nazwy nigdy nie poznał. Wyspa i szkoła oddalały się. Miejsce, które przez kilka ostatnich miesięcy uważał za dom. Myślał - czy gdy odbudują miasto, będą pamiętać o starym, podniszczałym, męskim akademiku?
- To nie byłoby takie złe - stwierdził w końcu Shima. - Nigdy nie miałem jakoś parcia by zostać egzorcystą.
Rin odwrócił się nagle, by na niego spojrzeć. Podskoczyło mu ciśnienie, gdy to usłyszał. Shimie naprawdę nie zależało?!
- To wszystko tylko ambicja moich starych - wyjaśnił. - Podtrzymywanie rodzinnej tradycji, i tak dalej, i tak dalej... Nie ma w tym nic z moich chęci. Wiesz ile musiałem zakuwać, żeby dostać się do tej szkoły?! Bonowi i Koneko przyszło to łatwo, oni zawsze byli kujonami - skrzywił się. - Mnie musieli bić po rękach i siłą zmuszać do nauki. Zanim trafiłem tu na egzaminy próbne, składałem podanie do liceum w Kioto. Reakcja ojca nie była zbyt piękna.
Okumura wciąż był nieco wzburzony oświadczeniem Shimy, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Mógł się nawet utożsamić z kumplem, jego brakiem ambicji, czy specjalnych zdolności jeśli chodzi o szkołę. Nie potrafił go jednak do końca zrozumieć. Rin dopiero trafiając pod jurysdykcję Zakonu, poczuł, że znalazł swoje miejsce na Ziemi. Dopiero z Kurikarą w dłoniach zabijając demony czuł, że żyje. Chociaż wiedział, że Renzou pewnie też miał taką rzecz, w której spełniał się bardziej niż jako egzorcysta.
- Stary... Nie wiem co powiedzieć... Nie sądziłem, że ktoś tutaj może nie chcieć być egzorcystą.Renzou potrząsnął głową i zaśmiał się.
- Wielu rzeczy nie widzisz, Okumura. Zastanawiałeś się czasem, czemu Karamorita wyglądała na lekcjach jakby siedziała tam za karę? Czemu Murakami nr 1 tak trzęsła spódnicą podczas ćwiczeń i potem płakała na ramieniu siostry? Albo czemu nie widzisz między nami Paku?Nigdy o tym nie myślał. Rin poczuł ukłucie w sercu. Nie wiedział, czy to dlatego, że Renzou wytknął mu właśnie jego ślepotę, czy dlatego, że wciąż dręczył się sprawą Karamority.
- Żadne z nich nie chciało tam być, Okumura, żadne. Zapytaj kiedyś, zapytaj szczerze. Może któreś odpowie. Stopniowo, w miarę jak będziemy pokonywać kolejne kroki naszego szkolenia, oni będą się wykruszać. Zobacz, już nie ma z nami Karamority. Paku zrezygnowała - słyszałem płacz Izumo w namiocie, Murakami też jest tu wyłącznie z powodu siostry. Myślisz, że twój kumpel Tsuda wytrzyma długo? Na wózku? Szczerze w to wątpię! - indyczył dalej Renzou. - Ilu z nas ma szczere intencje? Poręczę za Bona, ale nie wiem czy psychika Konekomaru wytrzyma. Izumo? Wcześniej się trzymała, teraz już nie mam pojęcia. Murakami zostanie na pewno. Widać to po niej. O tobie nawet nie wspominam.
- A ty? - spytał w końcu Rin, przerywając mu.Nim Renzou odpowiedział, rozległ się dzwonek informujący, że niedługo przybiją do brzegu.
- A ja zostanę. Wiesz co bywa silniejsze od ambicji dziecka? Ambicja rodzica. To ona potrafi poruszać góry.
To, w jaki sposób Shima wypowiedział te słowa, sprawiło, że po ciele Rina przebiegł dziwny dreszcz. Chłopak obserwował jak kumpel zdejmuje marynarkę i odrzuca mu ją.
- Już mi ciepło.
Jechali górską drogą, wąską i krętą. Bywało, że na zakrętach nie widzieli, jak się kończy. Jednak wierzyli w kierowcę, tyle razy przebył już tę trasę, że znał ją praktycznie na pamięć. Można go było obudzić w środku nocy, a wymieniłby wszystkie znaki drogowe na wymienionym odcinku drogi.
- Nieźle Kyouhei, nieźle - pochwalił go Akihito, z jękiem podnosząc się na przed nim siedzeniu.
Na ostatnim ostrym zakręcie tak nimi zarzuciło, że wylądował na szybie. Teraz wertepy sprawiały, że podskakiwał mimo pasów bezpieczeństwa.
- A tą dolinę nazywają Przedziałkiem Diabła, pamiętasz ją? - spytała Natsume swojej siostry.
Harumi - Miharu odgarnęła za ucho wolny kosmyk swoich srebrzystobiałych włosów i wyjrzała przez szybę na wskazany fragment krajobrazu. Otworzyła usta i uśmiechnęła się szeroko. Przez chwilę obserwowała płynącą u dołu rzekę, oraz otaczające ją skały porośnięte gdzieniegdzie trawą i kwiatami. Czerwcowa wiosna była granicą między subtelną zielenią a burzą letnich kolorów.
- Wygląda zupełnie inaczej niż ją zapamiętałam - wyszeptała Miharu, dotykając szyby. - Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy do świątyni, po błogosławieństwo głównej kapłanki Ishikari i...
- To było jesienią - przytaknęła Natsume. - Było szaro i deszczowo, bardzo ślisko.
Miała nadzieję, że Miharu nie pamięta, po co właściwie odwiedzali ówczesną kapłankę. Jeśli jednak zachowała w pamięci obraz październikowej doliny, to istniało takie ryzyko. To znaczyło też, że mogła być świadoma...
Natsume wyrzuciła tę myśl z głowy. Potrzebowali konsultacji z rodziną, z ojcem. Może on to wszystko logicznie wytłumaczy? Zawsze potrafił. Dla niego nic nie pozostawało tajemnicą, każde zjawisko miało swoją przyczynę i skutek.
- Tamta góra... - Miharu westchnęła z zachwytem. - Dawno nie widziałam tyle zieleni. Dlaczego...? - zdziwiła się.
- Ostatnie lata nie były zbyt urodzajne, panienko - odpowiedział za rodzeństwo Kyouhei, kierowca, wieloletni oddany sługa rodziny Tadamasa. - Przez chorobę trzeba było panienkę wywieźć poza góry, do Tokio - na leczenie, a w betonowej dżungli ciężko o zieleń, czyż nie?
Akihito poklepał Kyouheia po ramieniu, ale brunet nawet nie oderwał wzroku od drogi. Był bardzo rozważnym kierowcą, chociaż niektóre jego manewry przyprawiały żołądek Akihito o nerwowe salta.
- Chyba masz rację - przyznała Miharu. - Nie wiedziałam, że było ze mną tak źle...
Umarłaś - chciała powiedzieć Natsume, ale się powstrzymała i tylko odwróciła wzrok.
- Ważne, że już wyzdrowiałaś - zauważył Akihito. - Tylko to się liczy, to, że mamy naszą ukochaną starszą siostrę z powrotem - uśmiechnął się do niej ciepło i wyciągnął rękę, którą ona chwyciła.
Jej dłoń była zimna, zimniejsza niż jego własna. Mimo to uśmiechała się równie szeroko, a w jej oczach, niegdyś tak pięknych, zdawało się - wygasło życie. Ty naprawdę nie żyjesz - powiedział w duchu Akihito. - Co tu jeszcze robisz? - spytał jej w myślach, choć wiedział, że mu nie odpowie.
- Nie mogę się doczekać kiedy uściskam rodziców - wyznała Miharu, znów wyglądając przez okno. - Chciałabym też spotkać się znów z Kimiko... Och i poćwiczyć z Shinjirou, oczywiście! Cóż, o ile będę mogła... - zachichotała, gdy zobaczyła przerażone wyrazy twarzy jej rodzeństwa. - Wiem, wiem, dopiero niedawno mój stan zdrowia się ustabilizował... Wciąż mnie łupie w kościach~!
Jednak to nie dlatego byli tacy przerażeni. Miharu nie była przecież świadoma. Nie wiedziała tego co oni. Natsume pogładziła siostrę po ramieniu i jak gdyby nigdy nic wróciła do opowieści o górach, o swojej pracy jako kapłanki. Nie musiała jej mówić teraz. Miharu wkrótce sama się zorientuje. Zorientuje się, że chociaż teraz powinna mieć koło trzydziestki, to jest zamknięta w ciele piętnastolatki. Teraz jest zaślepiona. Tak. Zaślepiona szczęściem nowego życia.
Akihito spojrzał znów na drogę, a potem na swoją dłoń, wciąż czując na niej chłód dotyku Miharu. Był obrzydliwym kłamcą. Starał się jednak o tym nie myśleć, zwłaszcza, że osoba na tylnym siedzeniu, która była jego rzekomą siostrą - zmarła gdy miał zaledwie trzy lata. I gdy patrzył na nią, liczył, że nagle jej włosy ściemniejąściemnieją, a ona sama zarechocze szpetnie i swoim kpiarskim tonem rzuci gromkie: "Żartowałam!".
Nic z tego.
Podróż do Okinawy zajęła prawie trzy dni, co znaczyło dwie noce i trzy poranki, popołudnia i wieczory - z przerwami - w wypakowanym uczniami autobusie. OczywiścieOczywiście super wypasiony autobus miał funkcję zamieniania siedzeń w łóżka, ale uwierzcie, to jeden z mniej komfortowych sposobów na sen.
Rinowi udało się wbić na siedzenie obok Souji'ego i przez kilka pierwszych godzin podróży było super. Grali w karty, rozśmieszali się do łez, wynajdywali różne dziwne rzeczy w internecie dzięki komórce Tsudy, oglądali nawet film. Na fotelach za nimi szczebiotały siostry Murakami, od czasu do czasu żartując sobie z nich, dołączając do rozmowy albo gry w karty. Przed nimi natomiast siedzieli nudziarze - Bon i Konekomaru, których raczej irytowało zachowanie dwójki przyjaciół.
Shima wbił się gdzieś między dziewczyny na tyłach. Rin nie wnikał.
Wieczorem zaczęły się schody, zwłaszcza gdy trzeba było przemienić wygodny autobus w wielką sypialnię. Oparcia foteli powędrowały na górę, tworząc górne łóżka, w stylu prowizorycznych pryczy. Siedzenia pozostały na dole.
Wyglądało to całkiem fajnie i Rin ubłagał Tsudę, by spali razem na górze przez pierwszą noc. Bez niczyjej pomocy umieścił na pryczy niepełnosprawnego kolegę i położył się obok. Miało być fajnie - wyszło jak zwykle. Fotele przechylały się i krew spływała im do mózgu, Tsuda rozpłaszczył się na szybie, bo Okumurze brakowało miejsca.
Następnej nocy wymienili się z siostrami Murakami i okazało się, że na dole wcale nie jest lepiej. Było duszno i nieco stęchło od wszystkich zapaszków, a w dodatku z góry leciały na nich okruszki, papierki i chusteczki.
Po dwóch nieprzespanych nocach mieli już dość. Ostatni dzień podróży do Okinawy minął wolno i mozolnie, oraz nerwowo. Zmęczeni i poirytowani często na siebie warczeli i kłócili się. Dopiero wyjście na świeże powietrze i przesiadka na prom rozładowała nieco atmosferę.
Tam jednak spotkała ich niespodzianka.
Byli mylnie przekonani, że trafią na TĘ Okinawę. Tymczasem wysyłali ich na jakąś samotną wysepkę o nazwie Hijima, najbardziej oddalonej na południe od głównych wysp Japonii. Była wystarczająco duża by pomieścić jedno spore miasto i kilka mniejszych, znajdowała się na niej też stara i dość imponująca latarnia morska. Tam mieli mieszkać.
Oczywiście oni. Klasa specjalna.
Rin zaczynał myśleć, że to już jakiś spisek, by odizolować ich od reszty uczniów. A myślał, że uda mu się jakoś nawiązać nowe przyjaźnie - nawet widział gdzieś chyba Ayano i Keisuke, a Souji wspominał mu, że nie zrezygnowali z nauki w Prawdziwym Krzyżu.
Tak czy siak, byli zmuszeni wsiąść do kolejnego autobusu czekającego na parkingu w przystani. Wszędzie nieźle śmierdziało rybami i Rin aż wypuścił Kuro na rekonesans. Budynki miasteczka były stare i murowane, sól morska unosząca się w powietrzu też odcisnęła na nich swoje piętno. Widział gdzieniegdzie starszych ludzi łowiących sposobami jakie widział tylko na kartach książek do historii. Mógł przysiąc, że dostrzegł też dziewczynę nurkującą po ostrygi!
Autobus był równie stary co miasteczko, nieźle już podrdzewiały, ale pomalowany z widoczną fantazją, w wyblakłe błękity z motywami morza i ryb i Uryuu - morskiego smoka, na masce. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, na który egzorcyści wzdrygnęli się. Mocny podmuch wiatru od morza owiał ich. Spodziewali się, że będzie nieco cieplej.
- Witajcie na Hijimie! - przywitał się z nimi nieco szorstki, ale pełen ciepła, męski głos.
Z autobusu wyszedł mężczyzna, średniego wzrostu, szeroki w barach o dzikich, kręconych włosach sterczących na wszystkie strony i długiej brodzie. Miał na sobie starą, wyblakłą koszulę o rękawach podkasanych do łokci, a także wytarte jeansy z nogawkami wepchniętymi do wysokich, ciemnozielonych kaloszy.
- Nazywam się Kenshin Mizusawa i będę waszym gospodarzem przez kolejne dwa miesiące, miło mi was poznać, młodzieży!
Dwa miesiące, co? - pomyślał Rin. - Yukio miał rację, długo tu nie pobędziemy, przeniosą nam gdzie im się będzie podobać.
- Co to za markotne twarze? Hej, obróćcie te podkowy do góry nogami i wsiadajcie do mojego Wodnego Smoka, zawiozę was do mojej latarni!
- Latarni?
Nie wiadomo kto zapytał, ale zrobił to w imieniu ich wszystkich.
- Pewno, że latarni - odparł Kenshin, jakby zapytali o rzecz oczywistą. - Moja rodzina od pokoleń na niej służy, jestem już którymś z kolei - nawet nie pamiętam dokładnie - latarnikiem z rodu Mizusawa. Spokojnie, znajdzie się tam hamak dla każdego!
I tak zaczął się ich pobyt na Hijimie.
------------------------------------------------------------
Zastanawiałam się, czemu nie dokończyłam tego rozdziału wcześniej i odkryłam przyczynę, gdy się za to wzięłam - blogspot zaczął wariować, a ja głupieć. Co chwila urywał mi tekst i nie mogłam pisać dalej. I wciąż tak mam. Pozostaje używać innych edytorów tekstu, jak kiedyś.W każdym razie, sorry za zwłokę. Miałam w planach pisać więcej na feriach, ale zaskoczyła mnie grypa - miał być wirus, a wyszła cholerna grypa, która w dodatku zmiotła mnie z nóg na dobrych kilka dni. Wciąż nie czuję się najlepiej, ale mogę chodzić, więc i pisać. Dla mnie te ferie to już nie ferie, a zwyczajna katorga. Jedyny plus jest taki, że przez wolne nie mam zaległości. O, akurat teraz jak to piszę zaczęły mnie łapać ataki kaszlu.Mam nadzieję, że wszystko było zrozumiałe, bo niektóre sprawy w tym rozdziale są związane z poruszanymi w poprzednich sagach wątkami. Teraz powinno się wszystko powoli uporządkować.Wielkie podziękowania dla Mateusza, za dostarczanie mi pomysłów i ciekawe maile~Będę się ulatniać, bo muszę się wysmarkać.
Mephisto z wyniosłym uśmieszkiem kwitował kolejne gagi, pochłaniając coraz większe ilości truskawek, zupełnie nie zważając na coraz gęściej pojawiające się informacje w Oku Proroka - zignorowanym komunikatorze leżącym na skraju nowego biurka dyrektora.
Musiał uruchomić cały swój zaśniedziały autorytet, wśród podwładnych, żeby móc sprowadzić nowe biurko - piękne, hebanowe - prosto z Brazylii. Jego potężna figura zmalała nieco w oczach egzorcystów tokijskiej filii, a to wszystko za sprawą bury, którą otrzymał od Grigori na posiedzeniu w sprawach losów akademickiego miasta podległego Zakonowi Prawdziwego Krzyża. Ci podstarzali aniołowie, zamknięci za karę pomiędzy wymiarami w roli Obserwatorów zdecydowanie na za wiele sobie pozwalali. Był od nich starszy o całe eony, znał się na swojej pracy. Następnym razem im pokaże, że nie powinni uwłaczać autorytetowi Samaela!
- Dyrektorze Pheles...
Na rogi Beliala, czy nie można mieć już nawet sekundy spokoju?! - pomyślał markotnie, odkładając truskawkę do miseczki. Pstryknął palcami i Sakebia przełączyła film na program informacyjny jedynego, między narodowej stacji nadawczej egzorcystów.
- Co masz mi do powiedzenia, oficerze Okumura? - spytał Mephisto, przybierając specjalnie służbowy ton, jak zwykle przeszyty grubą nicią filuterii.
Yukio, wchodząc do gabinetu, oczywiście zauważył przeskok pomiędzy "Wrednymi dziewczynami", a "Vatican TV 24h", przy czym przystanął i poprawił okulary, cudem powstrzymując się przed przewróceniem oczami.
- Oprócz tego, że jak zwykle pozwoliłeś sobie na nadmierną poufałość i nie skonsultowałeś wpierw swojej wizyty z panną Ninomiyą? - dodał szybko Mephisto, obserwując jego niepewne ruchy z błyskiem w oku.
Demon mrugnął i za Okumurą pojawiło się obity złotogłowem fotel, który podsunął się pod egzorcystę i dosunął go aż do biurka. Yukio wydał z siebie zaskoczone westchnienie, ale po chwili odzyskał zimną krew.
- Panna Ninomiya wyjechała, dyrektorze - odparł, najspokojniej jak potrafił. - Wykorzystała przysługujące jej prawo do opuszczenia miasta, podobnie jak wielu innych pracowników administracji.
- W takim wypadku powinien zastąpić ją Beleth lub Asmodeusz - sprostował Pheles, sięgając ponownie po truskawkę i oblizując ją z czekolady. - Ach, chwilunia... - wtrącił, nim Yukio zdążył odpowiedzieć. - Oni zostali przecież zwolnieni warunkowo z wykonywania funkcji, ponieważ Grigori chce mieć mnie na oku, prawda?
Operował sarkazmem równie umiejętnie, jak chirurg skalpelem. Yukio nie podejmował wyzwania i przez dobrą chwilę trwał w kontakcie wzrokowym z Phelesem. To pan czasu i przestrzeni znudził się pierwszy i skierował swoją uwagę na Sakebię brzęczącą mu nad uchem.
- Pan Al-Sherazi został poddany egzorcyzmowi, w celu wypędzenia z niego Cienia, Kageshiny, natomiast pan El-Hashem znalazł się pod kontrolą chińskiego oddziału egzorcystów. Będzie traktowany jak więzień i podobnie, jak wszyscy inni zakładnicy Akademii, poza tymi na stałe umieszczonymi w Tartarze, zostanie przetransportowany do Instytutu Badań nad Demonami w Archangielsku.
- Och tak? - Pheles uśmiechnął się z przekąsem i uniósł brew. - Wszystkich zakładników spotyka taki los?
- Dobrze dyrektor wie, że w każdej sytuacji pojawiają się wyjątki - zauważył Dragon. - Również i teraz mamy przypadek ekstremalny. Harumi Karamorita i jej rodzina są już w drodze na Hokkaido. Zostaną przyjęci przez rodzinę Tadamasa w prefekturze Nemuro.
Samael przytaknął i odchylił się na fotelu.
- Z czym zatem do mnie przybywasz, młody Kafcjelu?
Yukio powstrzymał grymas na to określenie.
Zawsze przyciągał dużo uwagi w kręgu egzorcystów - jako najmłodszy uhonorowany tak wysokim stopniem, udało mu się pobić rekord Cudownego Duetu, Nanase Kanzaki i Takahiro Kinoshity, którzy tytuł otrzymali w wieku szesnastu lat. To sprawiało, że wojujący z demonami stawali się bardziej świadomi jego obecności. Komentowali i obserwowali.
I teraz, z winy specjalnych okoliczności, został przedwcześnie obdarzony Diabelskim Narzędziem - Kafcjelem. Wielu egzorcystów pierwszej klasy wypruwało sobie żyły, żeby dostać się chociaż na wstępne treningi i zostać wprowadzonym w tajniki władania makimi, a tymczasem jemu podano to na tacy.
- Centrala krzywo patrzy na pana posunięcia, dyrektorze - powiedział Yukio.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Wymagają, aby i pan był obecny podczas wydania rozkazu zbombardowania miasta gazem zawierającym wynalazek Dragonów.
- O tym również mi wiadomo - odparł spokojnie Pheles. - Wiem również, że prace nad odbudową miasta potrwają prawdopodobnie do wiosny przyszłego roku i wymogą przeniesienie uczniów klasy specjalnej do innej filii Zakonu.
- Pozostaje jeszcze problem egzorcystów, którzy mają zostać oddelegowani do jednostki w Kioto.
Mephisto zmrużył oczy.
- Czyżby kapitan Beringer wciąż się upierał nad rozbrojeniem naszej filii?
- Nie jest mi wiadome, by rozkaz wyszedł od niego - Yukio pokręcił głową. - Major Wang natomiast naciska, aby przesłuchano dowódców naszych oddziałów w Pekinie. Grigori milczy w tej sprawie, więc jesteśmy w kropce. Jedno jest pewne - nie możemy wysłać zwykłych uczniaków bez obstawy. Jestem pewien, że Kinoshita i Nakajima...
- Kinoshita i Nakajima mają wystarczająco swoich zmartwień - przerwał mu Pheles. - Pani Nakajima zdecydowała się skorzystać z przysługującego jej prawa dezercji i udać się na urlop zdrowotny w rodzinne strony. Wczoraj złożyła podanie.
Yukio zamrugał, bo to oświadczenie zbiło go z nóg.
- Jak to... zdezerterowała?
- Owszem - przytaknął Samael.
Młody egzorcysta milczał przez kilka minut, z wzrokiem wlepionym w pustą przestrzeń za plecami demona. Tam wcześniej znajdował się jeden z najpiękniejszych witraży w całej Akademii, a o ile Yukio dobrze pamiętał, ukazywał upadek Lucyfera. Teraz pozostały po nim odłamki i wiatr hulający w gabinecie.
- Co się zaś tyczy sprawy Shizen Moriyamy, o której zapewne chciałeś wspomnieć - podjął znów Mephisto, ocierając usta z czekolady różową chusteczką w grochy. - Zostanie ona wraz z Belethem przewieziona do Archangielska - widząc twarz rozmówcy, zacmokał z dezaprobatą. - Nudzą mnie już twoje reakcje, chłopcze.
- Dlaczego miałaby znaleźć się w Archangielsku? - spytał, dokumentnie zdziwiony.
- Technicznie jest zakładniczką. Owszem, narodziła się w tym świecie i przysługują jej prawa takie same, jak innym pół-demonom, aczkolwiek prawie całe swoje życie spędziła w Speculi, mój drogi - zaznaczył Samael. - Grigori boi się, że Belzebub zesłał ją na nasz świat w roli szpiega.
- To niemożliwe - Yukio potrząsnął głową. - Przecież to zbyt...
- Niewiarygodne, wiem. Ale cóż poradzisz? - wzruszył ramionami. - Naszej linii obrony wyczerpały się argumenty. Córka Hayashi'ego Moriyamy nielegalnie przedostała się do Assiah wywołując szereg zawirowań w sferze czasu i przestrzeni, które JA muszę naprawiać. Dlatego i mnie niekoniecznie uśmiecha się zatrzymywanie jej tutaj.
- To nie jej wina. Hansha jest hermetycznie zamkniętym wymiarem, podobnym Pandorze, Shizen po prostu...
- Próbowała się wydostać, bo zwęszyła duże pokłady energii, gdy twój brat i Karamorita znaleźli się w Speculi - uzupełnił Mephisto. - Dlatego, według zeznań Natsume Tadamasy, przeszukiwała dom, a w szczególności sypialnię Karamority. Wiem o tym wszystkim i nie omieszkałem wspomnieć Grigori podczas procesu. Jednak, jak widzisz, bez większych skutków.
Yukio odwrócił wzrok.
- Sprawa ewakuacji egzorcystów zostanie wyjaśniona podczas kolejnej narady - uciął temat Samael. - A teraz znajdź sobie jakieś zajęcie, bo obrzydzasz mi truskawki.
Dokładnie kilka dni po obwieszczeniu ewakuacji, młodzi Giermkowie zostali zapakowani na prom, wraz z najważniejszymi rzeczami, oczywiście tymi, które udało się ocalić z zagłady miasta. Rin nie mógł się pochwalić szczególnym dobytkiem. Właściwie, jedyną jego własnością były: Kurikara, mundurek, trochę pożyczonych ubrań, telefon i pojemnik z lekami od Yuzuru.
- Ale piździ - mruknął pod nosem Shima, obejmując się ramionami.
- Pogoda taka, że kota nie wygonisz - dodał Rin, potrząsając klatką, w której schował się Kuro, zakopany w koce i ręczniki.
Ach, zapomniał o kocie - on też mieścił się w jego własności. A właściwie zajmował tyle miejsca, że na nic więcej nie starczało.
- Musimy sterczeć na durnym promie, podczas gdy na drugim brzegu czeka na nas ogrzewany autobus...? Jebana chamówa - dorzucił znów Renzou.
W ciągu ostatnich kilku godzin polegających z grubsza na pakowaniu i dopełnianiu formalności, upodobał sobie narzekanie na wszelkie możliwe sposoby.
Suguro, któremu to wyjątkowo przeszkadzało, stał na drugim końcu promu, bo prawdopodobnie nie powstrzymałby się przed wytarganiem Shimy za włosy i ozwaniem go "Babą".
Rin nie przejmował się specjalnie gadaniną Renzou, a nawet dodawał coś od siebie. Jednakże gdyby miał okazję, to chętnie zmieniłby towarzystwo. Jego pech polegał na tym, że Tsuda, Shiemi, Kamiki, Mina i Mika polecieli helikopterem. I tak o to został sam, w towarzystwie Tria z Kioto, milczącego Yamady, gadającego z pacynką Takary i profesora Kyouyi.
Rin zastanawiał się, komu im przydzielą. Z tego co mówił Yukio, większość egzorcystów została przeniesiona do Kioto, aby wciąż wypełniać służbę, ale tym bezpośrednio biorącym udział w walkach podczas Zagłady Miasta - jak ozwały to media - przysługiwało prawo dezercji. Rin wiedział, że skorzystali z niego: doktor Inoue, Takahiro i, o dziwo - Yuzuru. Na stronie Sagara, gdy już przybył do bazy, zdradził mu, że pod dezercją Nakajimy na pewno kryje się jakaś misja.
Wzruszył ramionami na tę sensację. Na miejscu Yuzuru sam pewnie by zdezerterował. Przeżyła niezłe piekło, walcząc z lykanami, ghoulami, lecząc, pojedynkując się z samym Astarothem i otrzymując rany, przez które przeciętny egzorcysta wąchałby kwiatki od spodu.
- Raaany, ile jeszczee noo? Ten prom wlecze się jak ślimak... Ślimak morski - mamrotał z namaszczeniem Shima, próbując się rozgrzać.
- Było wziąć coś ciepłego - wtrącił Okumura. - Dałbym ci koc, ale Kuro raczej niechętnie się z nim rozstanie.
- Średnio mi się uśmiecha być na łasce kota - burknął Shima, krzywiąc się, jakby zjadł właśnie cytrynę. - A tobie nie zimno? Coś taki zadumany, Okumura? Wyglądasz jak cholerny Budda z tym wyrazem spokoju na twarzy! - syknął, pocierając ramiona.
Rin westchnął.
- Myślę, Shima, myślę i to wszystko - odparł, wzruszając ramionami. - Nad tą dziwaczą sytuacją. Mam wrażenie, że od teraz nic już nie będzie takie samo. Że po tej jeździe z Iwao, to do miasta zbyt szybko nie wrócimy, o ile w ogóle.
Renzou patrzył na niego z powątpiewaniem, obejmując się nagimi przed ramionami. Rin przewrócił oczami i opuścił klatkę z Kuro, który zaprotestował głośno, zbudzony ze snu. Posiadacz błękitnych płomieni rzucił swoją marynarkę Shimie i oparł się o burtę promu.
- Nie, nie jest mi zimno - odpowiedział po chwili.
Shima uniósł brew, ale bez słowa zaakceptował podarunek. Takim darem to on nie gardzi, o nie, nie. Może i w jego braciach, ojcu i innych przodkach drzemał buddyjski instynkt ascety, ale on nie miał w sobie niczego takiego. Za Chiny Ludowe nie potrafiłby - jak jego ojciec - medytować godzinami pod cholernym wodospadem, za jedynego towarzysza mając tylko Tatsumę Suguro.
- To ten... Można chociaż wiedzieć, o czym myślisz?
- Przecież ci powiedziałem... - jęknął Rin. - Ta cała decyzja Watykanu w sprawie naszej szkoły, deportacja, rozbrojenie, ci chińscy egzorcyści... - ogarnął rękami wokół siebie. - To wszystko mi się nie podoba. Nie mówią nam wszystkiego.Renzou zmarszczył nos i zastanawiał się przez chwilę. Między chłopcami zapadła cisza, przerywana tylko odgłosami Kuro drapiącego klatkę. Rin odwrócił się i wyjrzał za burtę w ciemną, wzburzoną otchłań jeziora, którego nazwy nigdy nie poznał. Wyspa i szkoła oddalały się. Miejsce, które przez kilka ostatnich miesięcy uważał za dom. Myślał - czy gdy odbudują miasto, będą pamiętać o starym, podniszczałym, męskim akademiku?
- To nie byłoby takie złe - stwierdził w końcu Shima. - Nigdy nie miałem jakoś parcia by zostać egzorcystą.
Rin odwrócił się nagle, by na niego spojrzeć. Podskoczyło mu ciśnienie, gdy to usłyszał. Shimie naprawdę nie zależało?!
- To wszystko tylko ambicja moich starych - wyjaśnił. - Podtrzymywanie rodzinnej tradycji, i tak dalej, i tak dalej... Nie ma w tym nic z moich chęci. Wiesz ile musiałem zakuwać, żeby dostać się do tej szkoły?! Bonowi i Koneko przyszło to łatwo, oni zawsze byli kujonami - skrzywił się. - Mnie musieli bić po rękach i siłą zmuszać do nauki. Zanim trafiłem tu na egzaminy próbne, składałem podanie do liceum w Kioto. Reakcja ojca nie była zbyt piękna.
Okumura wciąż był nieco wzburzony oświadczeniem Shimy, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Mógł się nawet utożsamić z kumplem, jego brakiem ambicji, czy specjalnych zdolności jeśli chodzi o szkołę. Nie potrafił go jednak do końca zrozumieć. Rin dopiero trafiając pod jurysdykcję Zakonu, poczuł, że znalazł swoje miejsce na Ziemi. Dopiero z Kurikarą w dłoniach zabijając demony czuł, że żyje. Chociaż wiedział, że Renzou pewnie też miał taką rzecz, w której spełniał się bardziej niż jako egzorcysta.
- Stary... Nie wiem co powiedzieć... Nie sądziłem, że ktoś tutaj może nie chcieć być egzorcystą.Renzou potrząsnął głową i zaśmiał się.
- Wielu rzeczy nie widzisz, Okumura. Zastanawiałeś się czasem, czemu Karamorita wyglądała na lekcjach jakby siedziała tam za karę? Czemu Murakami nr 1 tak trzęsła spódnicą podczas ćwiczeń i potem płakała na ramieniu siostry? Albo czemu nie widzisz między nami Paku?Nigdy o tym nie myślał. Rin poczuł ukłucie w sercu. Nie wiedział, czy to dlatego, że Renzou wytknął mu właśnie jego ślepotę, czy dlatego, że wciąż dręczył się sprawą Karamority.
- Żadne z nich nie chciało tam być, Okumura, żadne. Zapytaj kiedyś, zapytaj szczerze. Może któreś odpowie. Stopniowo, w miarę jak będziemy pokonywać kolejne kroki naszego szkolenia, oni będą się wykruszać. Zobacz, już nie ma z nami Karamority. Paku zrezygnowała - słyszałem płacz Izumo w namiocie, Murakami też jest tu wyłącznie z powodu siostry. Myślisz, że twój kumpel Tsuda wytrzyma długo? Na wózku? Szczerze w to wątpię! - indyczył dalej Renzou. - Ilu z nas ma szczere intencje? Poręczę za Bona, ale nie wiem czy psychika Konekomaru wytrzyma. Izumo? Wcześniej się trzymała, teraz już nie mam pojęcia. Murakami zostanie na pewno. Widać to po niej. O tobie nawet nie wspominam.
- A ty? - spytał w końcu Rin, przerywając mu.Nim Renzou odpowiedział, rozległ się dzwonek informujący, że niedługo przybiją do brzegu.
- A ja zostanę. Wiesz co bywa silniejsze od ambicji dziecka? Ambicja rodzica. To ona potrafi poruszać góry.
To, w jaki sposób Shima wypowiedział te słowa, sprawiło, że po ciele Rina przebiegł dziwny dreszcz. Chłopak obserwował jak kumpel zdejmuje marynarkę i odrzuca mu ją.
- Już mi ciepło.
Jechali górską drogą, wąską i krętą. Bywało, że na zakrętach nie widzieli, jak się kończy. Jednak wierzyli w kierowcę, tyle razy przebył już tę trasę, że znał ją praktycznie na pamięć. Można go było obudzić w środku nocy, a wymieniłby wszystkie znaki drogowe na wymienionym odcinku drogi.
- Nieźle Kyouhei, nieźle - pochwalił go Akihito, z jękiem podnosząc się na przed nim siedzeniu.
Na ostatnim ostrym zakręcie tak nimi zarzuciło, że wylądował na szybie. Teraz wertepy sprawiały, że podskakiwał mimo pasów bezpieczeństwa.
- A tą dolinę nazywają Przedziałkiem Diabła, pamiętasz ją? - spytała Natsume swojej siostry.
Harumi - Miharu odgarnęła za ucho wolny kosmyk swoich srebrzystobiałych włosów i wyjrzała przez szybę na wskazany fragment krajobrazu. Otworzyła usta i uśmiechnęła się szeroko. Przez chwilę obserwowała płynącą u dołu rzekę, oraz otaczające ją skały porośnięte gdzieniegdzie trawą i kwiatami. Czerwcowa wiosna była granicą między subtelną zielenią a burzą letnich kolorów.
- Wygląda zupełnie inaczej niż ją zapamiętałam - wyszeptała Miharu, dotykając szyby. - Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy do świątyni, po błogosławieństwo głównej kapłanki Ishikari i...
- To było jesienią - przytaknęła Natsume. - Było szaro i deszczowo, bardzo ślisko.
Miała nadzieję, że Miharu nie pamięta, po co właściwie odwiedzali ówczesną kapłankę. Jeśli jednak zachowała w pamięci obraz październikowej doliny, to istniało takie ryzyko. To znaczyło też, że mogła być świadoma...
Natsume wyrzuciła tę myśl z głowy. Potrzebowali konsultacji z rodziną, z ojcem. Może on to wszystko logicznie wytłumaczy? Zawsze potrafił. Dla niego nic nie pozostawało tajemnicą, każde zjawisko miało swoją przyczynę i skutek.
- Tamta góra... - Miharu westchnęła z zachwytem. - Dawno nie widziałam tyle zieleni. Dlaczego...? - zdziwiła się.
- Ostatnie lata nie były zbyt urodzajne, panienko - odpowiedział za rodzeństwo Kyouhei, kierowca, wieloletni oddany sługa rodziny Tadamasa. - Przez chorobę trzeba było panienkę wywieźć poza góry, do Tokio - na leczenie, a w betonowej dżungli ciężko o zieleń, czyż nie?
Akihito poklepał Kyouheia po ramieniu, ale brunet nawet nie oderwał wzroku od drogi. Był bardzo rozważnym kierowcą, chociaż niektóre jego manewry przyprawiały żołądek Akihito o nerwowe salta.
- Chyba masz rację - przyznała Miharu. - Nie wiedziałam, że było ze mną tak źle...
Umarłaś - chciała powiedzieć Natsume, ale się powstrzymała i tylko odwróciła wzrok.
- Ważne, że już wyzdrowiałaś - zauważył Akihito. - Tylko to się liczy, to, że mamy naszą ukochaną starszą siostrę z powrotem - uśmiechnął się do niej ciepło i wyciągnął rękę, którą ona chwyciła.
Jej dłoń była zimna, zimniejsza niż jego własna. Mimo to uśmiechała się równie szeroko, a w jej oczach, niegdyś tak pięknych, zdawało się - wygasło życie. Ty naprawdę nie żyjesz - powiedział w duchu Akihito. - Co tu jeszcze robisz? - spytał jej w myślach, choć wiedział, że mu nie odpowie.
- Nie mogę się doczekać kiedy uściskam rodziców - wyznała Miharu, znów wyglądając przez okno. - Chciałabym też spotkać się znów z Kimiko... Och i poćwiczyć z Shinjirou, oczywiście! Cóż, o ile będę mogła... - zachichotała, gdy zobaczyła przerażone wyrazy twarzy jej rodzeństwa. - Wiem, wiem, dopiero niedawno mój stan zdrowia się ustabilizował... Wciąż mnie łupie w kościach~!
Jednak to nie dlatego byli tacy przerażeni. Miharu nie była przecież świadoma. Nie wiedziała tego co oni. Natsume pogładziła siostrę po ramieniu i jak gdyby nigdy nic wróciła do opowieści o górach, o swojej pracy jako kapłanki. Nie musiała jej mówić teraz. Miharu wkrótce sama się zorientuje. Zorientuje się, że chociaż teraz powinna mieć koło trzydziestki, to jest zamknięta w ciele piętnastolatki. Teraz jest zaślepiona. Tak. Zaślepiona szczęściem nowego życia.
Akihito spojrzał znów na drogę, a potem na swoją dłoń, wciąż czując na niej chłód dotyku Miharu. Był obrzydliwym kłamcą. Starał się jednak o tym nie myśleć, zwłaszcza, że osoba na tylnym siedzeniu, która była jego rzekomą siostrą - zmarła gdy miał zaledwie trzy lata. I gdy patrzył na nią, liczył, że nagle jej włosy ściemniejąściemnieją, a ona sama zarechocze szpetnie i swoim kpiarskim tonem rzuci gromkie: "Żartowałam!".
Nic z tego.
Podróż do Okinawy zajęła prawie trzy dni, co znaczyło dwie noce i trzy poranki, popołudnia i wieczory - z przerwami - w wypakowanym uczniami autobusie. OczywiścieOczywiście super wypasiony autobus miał funkcję zamieniania siedzeń w łóżka, ale uwierzcie, to jeden z mniej komfortowych sposobów na sen.
Rinowi udało się wbić na siedzenie obok Souji'ego i przez kilka pierwszych godzin podróży było super. Grali w karty, rozśmieszali się do łez, wynajdywali różne dziwne rzeczy w internecie dzięki komórce Tsudy, oglądali nawet film. Na fotelach za nimi szczebiotały siostry Murakami, od czasu do czasu żartując sobie z nich, dołączając do rozmowy albo gry w karty. Przed nimi natomiast siedzieli nudziarze - Bon i Konekomaru, których raczej irytowało zachowanie dwójki przyjaciół.
Shima wbił się gdzieś między dziewczyny na tyłach. Rin nie wnikał.
Wieczorem zaczęły się schody, zwłaszcza gdy trzeba było przemienić wygodny autobus w wielką sypialnię. Oparcia foteli powędrowały na górę, tworząc górne łóżka, w stylu prowizorycznych pryczy. Siedzenia pozostały na dole.
Wyglądało to całkiem fajnie i Rin ubłagał Tsudę, by spali razem na górze przez pierwszą noc. Bez niczyjej pomocy umieścił na pryczy niepełnosprawnego kolegę i położył się obok. Miało być fajnie - wyszło jak zwykle. Fotele przechylały się i krew spływała im do mózgu, Tsuda rozpłaszczył się na szybie, bo Okumurze brakowało miejsca.
Następnej nocy wymienili się z siostrami Murakami i okazało się, że na dole wcale nie jest lepiej. Było duszno i nieco stęchło od wszystkich zapaszków, a w dodatku z góry leciały na nich okruszki, papierki i chusteczki.
Po dwóch nieprzespanych nocach mieli już dość. Ostatni dzień podróży do Okinawy minął wolno i mozolnie, oraz nerwowo. Zmęczeni i poirytowani często na siebie warczeli i kłócili się. Dopiero wyjście na świeże powietrze i przesiadka na prom rozładowała nieco atmosferę.
Tam jednak spotkała ich niespodzianka.
Byli mylnie przekonani, że trafią na TĘ Okinawę. Tymczasem wysyłali ich na jakąś samotną wysepkę o nazwie Hijima, najbardziej oddalonej na południe od głównych wysp Japonii. Była wystarczająco duża by pomieścić jedno spore miasto i kilka mniejszych, znajdowała się na niej też stara i dość imponująca latarnia morska. Tam mieli mieszkać.
Oczywiście oni. Klasa specjalna.
Rin zaczynał myśleć, że to już jakiś spisek, by odizolować ich od reszty uczniów. A myślał, że uda mu się jakoś nawiązać nowe przyjaźnie - nawet widział gdzieś chyba Ayano i Keisuke, a Souji wspominał mu, że nie zrezygnowali z nauki w Prawdziwym Krzyżu.
Tak czy siak, byli zmuszeni wsiąść do kolejnego autobusu czekającego na parkingu w przystani. Wszędzie nieźle śmierdziało rybami i Rin aż wypuścił Kuro na rekonesans. Budynki miasteczka były stare i murowane, sól morska unosząca się w powietrzu też odcisnęła na nich swoje piętno. Widział gdzieniegdzie starszych ludzi łowiących sposobami jakie widział tylko na kartach książek do historii. Mógł przysiąc, że dostrzegł też dziewczynę nurkującą po ostrygi!
Autobus był równie stary co miasteczko, nieźle już podrdzewiały, ale pomalowany z widoczną fantazją, w wyblakłe błękity z motywami morza i ryb i Uryuu - morskiego smoka, na masce. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, na który egzorcyści wzdrygnęli się. Mocny podmuch wiatru od morza owiał ich. Spodziewali się, że będzie nieco cieplej.
- Witajcie na Hijimie! - przywitał się z nimi nieco szorstki, ale pełen ciepła, męski głos.
Z autobusu wyszedł mężczyzna, średniego wzrostu, szeroki w barach o dzikich, kręconych włosach sterczących na wszystkie strony i długiej brodzie. Miał na sobie starą, wyblakłą koszulę o rękawach podkasanych do łokci, a także wytarte jeansy z nogawkami wepchniętymi do wysokich, ciemnozielonych kaloszy.
- Nazywam się Kenshin Mizusawa i będę waszym gospodarzem przez kolejne dwa miesiące, miło mi was poznać, młodzieży!
Dwa miesiące, co? - pomyślał Rin. - Yukio miał rację, długo tu nie pobędziemy, przeniosą nam gdzie im się będzie podobać.
- Co to za markotne twarze? Hej, obróćcie te podkowy do góry nogami i wsiadajcie do mojego Wodnego Smoka, zawiozę was do mojej latarni!
- Latarni?
Nie wiadomo kto zapytał, ale zrobił to w imieniu ich wszystkich.
- Pewno, że latarni - odparł Kenshin, jakby zapytali o rzecz oczywistą. - Moja rodzina od pokoleń na niej służy, jestem już którymś z kolei - nawet nie pamiętam dokładnie - latarnikiem z rodu Mizusawa. Spokojnie, znajdzie się tam hamak dla każdego!
I tak zaczął się ich pobyt na Hijimie.
------------------------------------------------------------
Zastanawiałam się, czemu nie dokończyłam tego rozdziału wcześniej i odkryłam przyczynę, gdy się za to wzięłam - blogspot zaczął wariować, a ja głupieć. Co chwila urywał mi tekst i nie mogłam pisać dalej. I wciąż tak mam. Pozostaje używać innych edytorów tekstu, jak kiedyś.W każdym razie, sorry za zwłokę. Miałam w planach pisać więcej na feriach, ale zaskoczyła mnie grypa - miał być wirus, a wyszła cholerna grypa, która w dodatku zmiotła mnie z nóg na dobrych kilka dni. Wciąż nie czuję się najlepiej, ale mogę chodzić, więc i pisać. Dla mnie te ferie to już nie ferie, a zwyczajna katorga. Jedyny plus jest taki, że przez wolne nie mam zaległości. O, akurat teraz jak to piszę zaczęły mnie łapać ataki kaszlu.Mam nadzieję, że wszystko było zrozumiałe, bo niektóre sprawy w tym rozdziale są związane z poruszanymi w poprzednich sagach wątkami. Teraz powinno się wszystko powoli uporządkować.Wielkie podziękowania dla Mateusza, za dostarczanie mi pomysłów i ciekawe maile~Będę się ulatniać, bo muszę się wysmarkać.
Uraaa!
OdpowiedzUsuńWreszcie nowy rozdział!
Walcz z tą grypom i sztachaj sie amolem rob okłady. Ale jak na kolejny rozdział będziesz nam kazać czekać miesiąc to masz bęcki :)