Pokonam trudy, mozoły czy będzie gorzej, czy lepiej.
Uświęcę słowem anioły, one pomogą mi wzlecieć.
Uświęcę słowem anioły, one pomogą mi wzlecieć.
Na pewno jesteś, bo wierzę,
Ukrywasz skrzydła wtulone,
Zechciej mnie zabrać ze sobą.
Jeżeli jesteś
Aniołem
Ukrywasz skrzydła wtulone,
Zechciej mnie zabrać ze sobą.
Jeżeli jesteś
Aniołem
Obracała w dłoniach białe pióro nienaturalnych rozmiarów, starając się za wszelką cenę odpędzić mroczne myśli. Nawiedziły ją, skoro tylko otwarła powieki i spostrzegła, że nie leży w swoim pokoju.
To pomieszczenie wyglądało na nowe. Ściany pomalowano na pomarańczowo, okno dachowe wpuszczało do środka ostatnie promienie zachodzącego Słońca, oświetlając skromne umeblowanie. Szafa trzydrzwiowa z zamontowanym na skrzydle pionowym lustrem, sporych rozmiarów półka z książkami i potężne, mahoniowe biurko zajmowały miejsce pod jedyną prostą ścianą. Tam, gdzie sufit zmieniał się w skos ustawiono tylko mały stolik nocny i komodę. Drewniany parkiet osłaniał żółto-zielony dywan w paski. Ogółem, w porównaniu do pokoju, w którym wcześniej ją umieszczono, ten był zdecydowanie przytulniejszy.
Miharu musiała przyznać, że czuła się dużo lepiej niż wcześniej - fizycznie, bo z psychiką wciąż było nie najlepiej. Głowa nie bolała już tak bardzo, ale to co się w niej kłębiło nie poprawiało sytuacji. Tyle już słyszała, a niczego nie mogła być pewna. Ktoś kłamał - to wiedziała. Natsume, Akihito, mama, tata. Któreś z nich mówiło jej nieprawdę, ale była zbyt przerażona, aby obstawiać warianty.
Próbowała skoncentrować się na piórze w swoich dłoniach. Jego widok, dotyk delikatnej, jedwabistej struktury uspokajał, ale nie na długo. Lepszy rydz, niż nic - powtarzała sobie. Nie wiedziała tylko, skąd się tam wzięło. Było za duże, jak na gęsie pióro, aby mogło pochodzić z poduszki, czy kołdry. Może wpadło przez otwarte okno, zgubione przez przelatującego ptaka? Ogromnego ptaka.
- Haru?
Znowu to zdrobnienie - zauważyła w myślach. Nigdy nie nazywa mnie pełnym imieniem. Jakby nie był pewien, którego użyć - dedukowała dalej. Potrząsnęła głową. To już podchodziło pod jakieś chore teorie spiskowe.
- Tak?
- Chciałabyś pójść na spacer ze mną i Natsume? Chyba... musimy porozmawiać.
Nie odpowiedziała mu wprost, lecz bez słowa odrzuciła kołdrę i zeszła z łóżka. Akihito westchnął, jak ktoś, kto zaraz zakomunikuje małemu dziecku informację o śmierci jego szczeniaczka pod buciorem wujka. Następnie opuścił pokój, mówiąc, że będzie czekał w sieni.
Miharu schowała pióro do kieszeni spodni i założyła na ramiona sweter zostawiony przez kogoś w nogach łóżka. Otuliła się jego połami, przypominającymi jej nieco te europejskie szlafroki i udała się za bratem.
Dziwne - pomyślała sobie. Nie było mnie tu tak długo, a wciąż pamiętam wszystkie korytarze, widzę odbicie siebie w każdym z miejsc, które ogarniam wzrokiem, a jednak coś jest nie tak.
Zeszła schodami na parter. Czuła na sobie czujne spojrzenia służących, przemykających pod ścianami i znikających w tajemnych, tylko sobie znanych pasażach. Gdzieś tam byli pan i pani domu, jej rodzice-nie-rodzice. Poczuła ukłucie w sercu na tę myśl. Czy to oni mieli rację? Czy naprawdę była potworem, który zabił ich córkę? Czemu zatem pamiętała to wszystko? Swoje dzieciństwo, starania rodziców o kolejne potomstwo, nagłe błogosławieństwo, narodziny Natsume, jej pierwsze słowa, treningi pod okiem mistrza Tamafune, narodziny Akihito, talent Natsume...
Zawroty głowy powróciły, więc zastygła na przedostatnim schodku, kurczowo chwytając się poręczy. Obrazy przeleciały jej przed oczami tak wyraźne, że niemal namacalne.
Biel, ogromny ogar, zwłoki dziewczyny, mały chłopiec patrzący na nią z nadzieją, krew, mnóstwo krwi, ciała jakiś chłopców, rodzinne ciepło, krzyki, blask znikający z oczu chłopca, zamknięte drzwi.
A potem pojawił się niewyobrażalny ból i Miharu powróciła do rzeczywistości. Zacisnęła zęby, starając się nie krzyczeć i spojrzała po sobie, mając nadzieję, że to wyłącznie iluzja stworzona przez mózg zmęczony latami zmagania się z ciężką, nieznaną chorobą.
Jej noga tkwiła wygięta pod nienaturalnym kątem, w nogawkę spodni wsiąkała krew, biała kość przebijała czarną tkaninę. Nagle cała twarz zaczęła ją piec, a kąciki ust uniosły się w bolesnym uśmiechu.
Mięśnie szczęki puściły, zaraz wrzaśnie i zwróci tym uwagę wszystkich.
I wtedy pojawiło się to białe światło oraz dziwne ciepło. Poklepała się po kieszeni, wyczuwając obecność pióra. Ból ustąpił, a coś w jej umyśle zdawało się poluzować, jakby właśnie odnalazła koniec nici wyimaginowanego kłębka.
- Gotowa? - spytała Natsume, lustrując ją od stóp, po czubek srebrzystobiałej czupryny, gdy Miharu dołączyła do nich w sieni.
Kiwnęła głową.
- Jeszcze tylko buty.
- To sprężaj się, Haru, bo pójdziemy bez ciebie - droczyła się miko. - To będzie dłuższy spacer, ale myślę, że możemy sobie na taki pozwolić, co?
- Wątpię, by ktoś za nami tęsknił - mruknął Akihito, wzruszając ramionami. - Ciekawe, czy Kyouhei do nas dołączy, hm? Pytałem go, ale był trochę zajęty.
- Znalazł sobie wreszcie dziewczynę, której nie przeszkadza, że większość czasu spędza w górach, na odludziu, zdala od cywilizacji, służąc starożytnemu rodowi z demonem w rodowodzie, dziwisz mu się? - parsknęła Natsume.
To, Miharu pamiętała aż za dobrze. To prześladowało ją od narodzin, aż do ostatniej zapamiętanej chwili, tamtego mroźnego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. Magia, demoniczna energia, Bóg i Szatan, gwiazda Beliala lśniła nad ich rodem od kiedy ten, strącony z nieba podczas Drugiego Buntu, podstępem zakotwiczył się w świecie ludzi, nazywanym po enochiańsku (w języku aniołów) - Assiah. Za grzech współżycia z ludzką kobietą trafił pod jurysdykcję Grigori i stał się pierwszym Anielskim Patronem, a później zdegradowano go do roli więźnia wymiaru. Tak czy siak, zdążył namieszać tyle w rodowodzie Tadamasów - znanych pierwotnie jako Umanobe (lub Beriaru no Uma, a więc - Konie Beliala), klan Konia, że zyskali oni nadnaturalne, spirytystyczne moce, objawiające się niemal w każdym pokoleniu.
- Nic, a nic. Nie pamiętam już nawet, kiedy sam ostatnio z kimś byłem - stwierdził Akihito, ale wyraz jego twarzy wyglądał na pogodny.
- Ja nie narzekam - odparła starsza siostra, uśmiechając się chytrze. - Chociaż na jakiś czas mam dość facetów. Po ostatnim... - odwróciła wzrok, a jej twarz pochmurniała - mam dość, tak.
- Na pewno nie chcesz o tym...
- Nie.
Miharu postanowiła nie wtrącać się do tej rozmowy i kiedy wyszli wreszcie z posiadłości, skupiła się na podziwianiu widoków. Dzięki temu uniknęła też zadyszki, kiedy przyszło im się wspinać.
- Jesteś nienaturalnie cicha - mruknęła Natsume.
Miharu zmarszczyła brwi i odwróciła głowę ku zipiącej siostrze.
- A normalnie jestem gadułą?
- Nie, ale... Spodziewałam się, no wiesz...
- Pytań - dokończył za nią Akihito, odgarniając gałęzie gęsto rosnących krzewów ze ścieżki. - Dawno nikt tędy nie szedł.
- Normalne, brakuje tutaj grupki rozwydrzonych, nadaktywnych dzieciaków, które biegałyby i wściubiały nos w każdy zakątek - parsknęła starsza siostra.
Temat Miharu powrócił dopiero gdy przekraczali strumień. W kojącej ciszy lasu porośniętego w głównej mierze drzewami iglastymi i krzewami o ostrych, kolczastych krzewów, płynęło źródełko, harmonijnie wgrywając się w atmosferę szumem wody. Po ostatnich deszczach - jak poinformował je Akihito - woda nieco się podniosła i koryto było teraz szerokie mniej więcej na dwa metry. Mieli idealny wgląd na kamienie i piasek tworzące dno, dzięki przejrzystości tafli.
- Uwielbiałaś to miejsce, ty i Fuyumi. Zawsze uciekaliście i chowaliście się w lesie przede mną i Natsume. I przed nianią Schroeder. I przed rodzicami.
- Akihito - warknęła ostrzegawczo Natsume.
- Zawsze chciałem, żebyście zabrali mnie ze sobą. Pamiętasz to?
Miharu ostrożnie przeszła na drugą stronę, uważając, by nie poślizgnąć się na kamieniu.
- Nie - odpowiedziała krótko. - Dużo... trenowałam, chyba. I nie miałam czasu by wychodzić i dużo czytałam. Nie lubię się wspinać. Nie lubię za bardzo... - plątała się w słowach Miharu. - Chyba.
Chciała brzmieć pewnie, ale nie potrafiła. Coś w jej duszy mówiło, że tak naprawdę Akihito ma rację, lecz ta sama część umysłu, która upierała się przy życiu Miharu Tadamasy, nie pozwalała jej uwierzyć.
Brat nie zraził się uporem, jeśli już - to dodał mu on odwagi i chęci. Rozwinął się na temat gór i lasów, otaczających ich posiadłość. Miharu już miała mu przerwać i przypomnieć, że przecież wie to wszystko, gdy nagle poczuła, że informacje wyparowują jej z głowy i na ich miejsce wkracza zdumienie i wielki znak zapytania. A potem przeszedł na zgoła inny temat, na jej stosunek do gór i życia. I mówił o niej, jakby była kimś zupełnie innym, a Miharu łapała się na tym, że momentami czuła przerażenie, bo zgadzała się z nim.
Dotarli wreszcie na szczyt. Usta Akihito nie zamykały się, z kolei Natsume pozostała milcząca, przestała go nawet upominać. Miharu od czasu do czasu zadawała pytania, początkowo neutralne, a potem już nieco bardziej szczegółowe.
Stanęli na krawędzi góry, ostrym zboczu, z którego dokładnie było widać całą posiadłość Tadamasów.
- Wiesz dlaczego nie mówimy ci całej prawdy, Haru? - spytał Akihito.
Potrząsnęła głową.
- Powiedzenie 'dla twojego dobra' powinno cię zadowolić - mruknęła Natsume, jakby przypominając o swojej obecności.
- Ale nie zadowala.
- Zrozumiałe - przytaknęła starsza siostra.
- Sami do końca nie rozumiemy, co właściwie zaszło na przestrzeni kilku ostatnich tygodni, miesięcy, uwierz, również dla nas są to ciężkie chwile - tłumaczył Akihito. - Nie chcemy cię przytłoczyć informacjami, Haru.
Przez chwilę tkwili w milczeniu, pośród tego cichego, bezwietrznego wieczora, obserwując gwiazdy wyzierające spod cienkiej warstwy chmur. Niebo ciemniało i stawały się coraz widoczniejsze.
- Ja nie żyję, prawda? - spytała nagle, a potem, rozważywszy słowa, dodała: - To znaczy, Miharu nie żyje, prawda?
Czuła łzy, gorzko-słone krople zbierające jej się pod powiekami.
- Prawda - odpowiedziała zamiast brata, Natsume.
Miharu wpatrywała się w swoje buty.
- Moglibyście zostawić mnie samą? Wrócę do domu po was...
- Odpada - wcięła się od razu miko. - To zbyt niebezpieczne. Możemy odejść kawałek stąd i dołączysz do nas, gdy znów poczujesz się na siłach, ale nie ma mowy o samotnym powrocie do domu.
- Natsu...
- Sam mi to mówiłeś Aki. Ona nas potrzebuje.
Westchnął.
- Będziemy kawałek stąd, przy tamtym omszonym głazie na rozstaju - poinformował ją, po czym oboje odeszli.
Miharu opadła na ziemię i wydała z siebie pierwszy szloch. Jej najgorsze podejrzenia potwierdziły się i już nie wiedziała co myśleć. Czemu nie powiedzieli jej tego wcześniej? Czemu wmawiali, że wszystko jest w porządku, że to minie, że była chora, że wróciła do zdrowia i... Czemu, czemu, czemu, czemu?!
Dla bezpieczeństwa, dla jej dobra. Pierdolić szlachetne intencje, pobudki. Pierdolić.
Nie żyła? Naprawdę? Miharu Tadamasa była martwa?
A co jeśli spróbuje skoczyć z tej góry? Zostanie z niej mokra plama? Ale przecież Miharu już nie żyje! Co może się stać? Przecież była MARTWA. Martwa. Nie żyła. Zatem nie mogła już umrzeć. Co raz umarło, nie może zrobić tego samego ponownie, prawda?
Krok do przodu okazał się zwykłą formalnością i po chwili czuła chłodny powiew wiatru na twarzy, mimo że wieczór był bezwietrzny. Roześmiała się histerycznie. Poczuła, że o coś uderza. Czy to nie za szybko?
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła niebo, to samo ciemniejące sklepienie, jasnoniebieskie punkciki za woalem chmur. Coś było nie tak. Coś ZAWSZE było nie tak.
I wtedy je zobaczyła, białe pióra.
Lekcje zamknęło wychowanie fizyczne, również prowadzone przez siostrę zakonną, co wyglądało doprawdy komicznie. Mimo tego akcentu, cała godzina minęła Rinowi jak z bicza strzelił i wkrótce wylądował przed szkołą, razem z Tsudą oczekując na powrót reszty Giermków.
- Nie było tak źle, co? - mruknął Rin.
- Mogło być gorzej, ale cudownym dniem bym tego nie nazwał - przyznał Souji. - A co jak co, ale szkołę lubiłem.
- Tak się da? - zdumiał się Okumura.
- Kiedy masz bujne życie towarzyskie, zdrowy kręgosłup i nogi, oraz kilka ładnych dziewczyn obok siebie, to owszem. Jedyny problem stanowi nauka.
- O jakich dziewczynach mowa, hmm? - wtrąciła się do rozmowy Mina, wychodząc z bramy. Pomachała do kilku dziewczyn w szkolnych mundurkach, oddalających się polną drogą ku miastu.
- Żadnych, kochanie - odparł szybko Tsuda i cmoknął ją w policzek, gdy się pojawiła. - Gdzie reszta? - zdziwił się.
Rin również był lekko zdziwiony brakiem Miki, która zazwyczaj nieodłącznie towarzyszyła swojej siostrze. Odwrócił się i wyjrzał za ogrodzenie, ale zobaczył tylko Shimę i Kitamurę warczących na siebie.
- Już idą. Micchan i Emi szukają toalety, a Koneko i Bon rozmawiają chyba z Krążownikiem - wzruszyła ramionami. - Zaraz dotrą, a tymczasem... Zbieram już ochotników, co wy na to, żeby zamiast wracać od razu do tej nudnej latarni, pojechać sobie do miasta, rozejrzeć się trochę? Może wpadniemy do bursy i odwiedzimy nocną klasę?
- Nocną klasę? - podchwycił Rin.
Mina przewróciła oczami, siadając na podłokietniku wózka inwalidzkiego swojego chłopaka.
- Ta, drugą zmianę. Wiesz, w sensie normalnych uczniów z Akademii, którzy mają tutaj lekcje wieczorem? Zaczynają za jakieś dwie godziny.
- Ach, oni. Po co mielibyśmy do nich leźć?
- Bo tam są moje przyjaciółki? I przyjaciele Souji'ego? Zresztą, nie ciekawi cię miasto? Jeżeli mamy tu spędzić ten miesiąc, czy dwa, to chyba wypadałoby wiedzieć, gdzie zostajemy.
- Bogin i rodzina Mizusawa będą się niepokoić - zauważył Rin.
- Whoa, Rinowaty, nie spodziewałem się, że będziesz robić za zdrowy rozsądek! Zazwyczaj pierwszy pchasz się do kłopotów, nie? - zdumiał się Tsuda.
Wtedy dołączyli do nich Len i Renzou.
- Jakich kłopotów? - spytał drugi. - Kto i co zaplanował? Ryzykowne? Piszę się! Tylko jakby co, to nie ja i...
- Czyli mamy już jednego chętnego - skonstatowała wesoło Mina. - Souji?
- Czemu nie? Przydałoby się trochę rozrywki na tej smutnej, jak pizda wyspie.
- Razem ze mną to trzy głosy, hmm... Rin, ogarnąłeś wreszcie dupę i nie tchórzysz? - podsunęła zadziornie rudowłosa, na co Okumura skrzywił się, ale skinął głową.
Miał złe przeczucia.
- Leeeen, a ty?
- Mam was wszystkich w dupie i nie przeszkadzałoby mi, gdybyście nagle umarli.
- Smęcisz, smęcisz, a na poprzedniej lekcji śmiałeś się z moich żartów! - żachnął się Shima.
- To jak? - niecierpliwiła się Mina.
- Ja wracam - wzruszył ramionami.
Ruda wydęła wargi.
- To tak nie działa, jak nie pójdziemy wszyscy, to na pewno nas złapią, Leeeen, błagam, zrób to dla mnie, co?
- Już raz coś dla ciebie zrobiłem i spójrz jak skończyłem - fuknął blondyn, krzyżując ręce na piersi i opierając się o czarne ogrodzenie, zbudowane z prętów zakończonych ostrymi grotami.
- Nie przesadzaj, w ostatecznym rozrachunku nie skończyło się aż tak źle. Poznałeś przecież 'miłość swojego życia' - zauważyła, robiąc powietrzny cudzysłów.
Len zdawał się zesztywnieć na słowa Miny. Odwrócił wzrok i naciągnął na głowę mocniej kaptur swojej szarej bluzy podbitej futrem. Brakowało mu jeszcze nieodłącznych słuchawek.
- A to nowość! Lenny i miłość życia? Kto by się spodziewać! - parsknął Shima i zagwizdał przez zęby. - Aż mnie zaciekawiłeś, kto to? Hmm?
Różowowłosy bezowocnie próbował wydobyć z Lena informacje o tajemniczej 'miłości', podczas gdy reszta obecnych wróciła do dyskusji na temat wypadu na miasto. Pozostało im czekanie na Mikę i Shiemi, które pewnie się zgodzą oraz Bona i Koneko, którzy pewnie się nie zgodzą. Właściwie, jeśli dobrze wszystko rozegrać, to może nawet wypalić.
Rin postanowił wyjść z inicjatywą.
- Ha! Bon! Jestem pewien, że za bardzo srasz w gacie, żeby pójść z nami na balety do miasta!
- Co?! Ja nie pójdę?!
- Tak! Ty nie pójdziesz!
- To się, kurwiu, przekonasz, że pójdę.
I faktycznie się przekonał. Rin może i nie był jakoś przesadnie mądry, czy oczytany, ale znał charakter Ryuuji'ego i wiedział, że ten nie odrzuci wyzwania.
Ostatecznie i tak pojechali w uszczuplonym gronie. Mimo że udało im się przekonać niechętnego Bona, to podobna autosugestia nie zadziałała na Izumo, natomiast Shiemi i Mika nie wróciły. Kamiki wyjaśniła, że postanowiły zostać i pomóc siostrze. To było w ich stylu.
Mina, jako ich główna wodzirejka stwierdziła, że trafią do autobusu Mizusawów i nie ma sensu na nie czekać.
Niedługo po tym, gdy już udało im się zebrać, wcisnęli się do starego i drżącego przy najmniejszym ruchu, szkolnego autobusu.
- Ale to miasto jest... - zaczął Rin, z głośnym westchnieniem wysiadając na przystanku.
- Małe? - podsunęła Mina.
- Brzydkie? - mruknął Renzou.
- Płaskie - dokończył Okumura i ruszył, by pomóc Ryuuji'emu znoszącemu wózek Tsudy z autobusu.
Przyzwyczaił się do budowy miasteczka akademickiego, które kształtem przypominało mu stos brudnej bielizny, zbierający się stopniowo na środku pokoju. Dyrektor i burmistrz - Pheles dbał o to, by rozbudowywać wzwyż tę niedużą wysepkę, leżącą pośrodku sztucznego jeziora.
Razem odstawili Souji'ego na chodnik i otrzepali ręce.
- No, jesteśmy w tym waszym zasranym mieście. Gdzie te balety? - warknął do niego Suguro.
- Trzeba je jeszcze znaleźć! - oznajmiła Mina. - Idziemy do bursy, zbierze się trochę znajomych z APeKa i poszukamy jakiejś dobrej miejscówki, co wy na to?
- Tak długo jak wrócimy przed zmrokiem - stwierdził Konekomaru. - Pan Bogin może zacząć się niecierpliwić i państwo Mizusawa będą się martwić...
- Pff, bogin ma nas daleko gdzieś! - prychnął Renzou. - To zwykły demon, one są głupie, jak zwierzęta. Pewnie jest szczęśliwy, że nie musi nas odwozić. No, tylko Lenny'ego. Swoją drogą ciekawe, czy już dotarł na rozdroża...
Rin zaśmiał się sugestywnie.
- A co? Tęsknisz?
Bursę nietrudno było znaleźć. Znajdowała się wyjątkowo blisko przystanka, pewnie przez wygodę. Mina wysunęła przypuszczenie, że prócz uczniów Akademii mieszkali tam też nastolatkowie z mniejszych wiosek Hijimy.
- Tutaj jest więcej niż jedna wiocha?
- Aż tak trudno uważać, gdy pan Mizusawa się wypowiada? - westchnął Bon. - Pan Tsubaki pokazywał mi potem mapę. Port, do którego przybyliśmy nazywa się Hijima. Miastem stołecznym jest Okinawa, ale poza nimi jest jeszcze jeden, mniejszy port po drugiej stronie wyspy i kilka drobnych wysepek, głównie wzdłuż linii brzegowej, ale znajdą się ze dwie gdzieś tam w głuszy.
- Ciężko mi wyobrazić sobie życie w takim... miejscu - wymamrotał Rin. - Poruszanie się po mieście akademickim było trudne, a co dopiero tutaj...
- Tjaa, a myślałem, że droga z latarni do szkoły jest hardkorowa - jęknął Renzou. - Przypomina mi się życie w świątyni, pamiętacie chłopaki? To była mordęga.
- Osobiście uważam, że nie było aż tak źle - bąknął Konekomaru. - W Akademii brakowało mi obcowania z naturą, medytacji na tarasie i...
- Ciii - syknął Shima. - To była mordownia, powiadam wam! - zarechotał jowialnie i pochylił się nad Miwą: - Mógłbyś raz przyznać mi ra...
Urwał, bo Suguro chwycił go za włosy.
- A może pokazać ci prawdziwą mordownię, co? Shima? - ofuknął go.
- Super, jak zawsze ja dostaję wciry.
- Najwyraźniej zasługujesz!
- Dzięki, Mina, słoneczko.
- O, i jesteśmy w bursie - skonstatował Rin. - Jak miło. Teraz znajdźmy tych kilka osób i popytajmy, czy jest tu jakiś bar z karaoke, czy coś. Zjadłbym dobrego sushi...
Towa Yaninosaka leżał na ziemi, krztusząc się własną krwią.
Yuzuru podniosła się dopiero gdy do jej wrażliwych uszu dobiegły dźwięki drżącego metalu ostrz. Dobyła włóczni bou upiętej przy pasie i rozłożyła ją. W samą porę, by zablokować cios noża. Sparowała go, a ostrze zjechało po gładkiej powierzchni włóczni.
Stanęła oko w oko z zamaskowanym człowiekiem.
Odskoczył.
Takahiro zerwał się, by pomóc Yaninosace, gorączkowo próbując zahamować obfite krwawienie tętnicze.
Był to osobnik wysoki i smukły, ubrany w czerń, spod której wyzierał lśniący metal kolczugi - kusari, oraz płyt karuty. Nosił również ochraniacze na ramionach i goleniach. Jego twarz okrywała maska psa z kanji 'hebi' na środku czoła.
- Lepiej wynoś się stąd, póki życie ci miłe, Yuzuru Nakajima - rzekł jej, głosem przypominającym podmuch letniego wiatru, delikatny, subtelny i cichy. - Las czekał na ciebie od wielu lat, stał się niecierpliwy.
Splunęła.
- Wiesz co wkurwia mnie bardziej, niż nachalni skurwiele? - spytała, krzywiąc się. - Nachalni skurwiele niszczący dobry trunek.
Wskazała włócznią - pustą już - butelkę sake i kałużę trunku wokół niej. Czerwień ryżowego wina mieszała się ze szkarłatem krwi pana Yaninosaki. Ninja ani drgnął, równie nieustępliwy i złowieszczy, co wcześniej.
- Nie powinnaś była tu wracać, Yuzuru Nakajimo. To już nie jest twoje miejsce.
- A już do białej furii doprowadzają mnie skurwysyni, którzy wpierdalają się pomiędzy mnie, a dobry alkohol.
To powiedziawszy rzuciła się na shinobiego, kręcąc w powietrzu włócznią. Uniknął jej ciosu i wydobył z kabury kolejne noże kunai, by zaatakować. Yuzuru rozdzieliła swoje bou na dwie części i w ułamku sekundy wbiła jeden z fragmentów w staw łokciowy mężczyzny.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej - wysyczała i kopnęła go w brzuch.
Upadł, ale zaraz przeturlał się dalej, poza zasięg jej włóczni. Kobieta skupiła całą energię w dłoniach i poczuła, jak spływa na metal. Zamachnęła się w powietrzu i okręciła na łańcuchu fragment kija, parując nim uderzenia noży.
- Mój klan nie zawaha się, by za tobą ruszyć, Yuzuru Nakajimo.
Shinobi zniknął w cieniu. Yuzuru czekała.
Pojawił się ponownie, ze schowanym w rękawie tantou. Przyjęła jego cios na ramię. Ostrze rozpruło skórę aż do łokcia, ale Yuzuru zacisnęła zęby i całym ciałem naparła na niego, uderzając barkiem o klatkę piersiową. Jednocześnie zrobiła zamach prawą ręką, trzymającą bou i zaczęła okładać mężczyznę po głowie, aż padł nieprzytomny.
Wcisnęła ukrytą blokadę i uwolniła z włóczni ostrze.
- A teraz zobaczymy, kto tu nie jest na swoim miejscu...
- Yuzuru! - krzyknął za nią Takahiro.
Prychnęła.
- Następnym razem - obiecała cicho.
Złożyła broń i wykonała kilka gestów nad ciałem shinobi, mrucząc pod nosem formuły. Mężczyzna jęknął, a ona z zadowoleniem stwierdziła, że pętanie wciąż idzie jej tak dobrze, jak kiedyś. Czwartą ręką schowała bou do kieszeni. Nawet nie skorzystała ze swoich spirytualnych zdolności! No, prawie.
- Jak bardzo chujowo jest?
- Nie żyje.
- To bardzo chujowo.
- Nawet bardzo-bardzo.
- Straciliśmy przewodnika.
Takahiro westchnął i spojrzał na Yuzuru z rezygnacją.
- Yani stracił ojca - zauważył słusznie i zmarszczył brwi. - A ty krwawisz...
Zerknęła na swoje przedramię i przewróciła oczami.
- Do wesela się zagoi. Kto mówi chłopakowi? Jestem skłonna spróbować nekromancji, byleby mu tego nie komunikować - skrzywiła się. - Niestety, ostatni szamani wyparowali stąd wraz z masakrą na wyspie, więc... - wzruszyła ramionami.
- Czemu to zawsze muszę być ja?
- Bo taki mamy klimat. Sorry, stary.
Podniosła butelkę po sake i potrząsnęła nią. Odrobina trunku wciąż chlupotała na dnie. Wychyliła ją do końca. Rozejrzała się po niemal pustej uliczce, dziwiąc się, jak - nawet zabita dechami wiocha w środku lasu - może być równie grobowo cicha. Brakowało gwaru ludzi i radosnego kotłowania się zwierząt.
Spojrzała na ninję, a potem na trupa Towy Yaninosaki.
- Hebiyoshi, co?
- Chyba wpadliśmy na trop - skonstatował Takahiro.
- Tja, szkoda tylko że musieliśmy poświęcić dobre sake i przewodnika.
- Ile ty już wypiłaś? - jęknął.
- Wystarczająco, Hiro. Wystarczająco, by wiedzieć, że utrata ojca to najmniejsze okropieństwo, jakie mogło spotkać tego chłopca.
Wyszła zza drzewa, utykając na jedną nogę. W jej ciemnych włosach tkwiły białe pióra, a jedno z nich, długie i posrebrzone na końcach trzymała między palcami. Miała jeszcze dziesięć minut drogi do omszonego kamienia na rozstaju.
W głowie kotłowały jej się myśli, a echem odbijało jedno zdanie:
"Nie ufaj nikomu".
To pomieszczenie wyglądało na nowe. Ściany pomalowano na pomarańczowo, okno dachowe wpuszczało do środka ostatnie promienie zachodzącego Słońca, oświetlając skromne umeblowanie. Szafa trzydrzwiowa z zamontowanym na skrzydle pionowym lustrem, sporych rozmiarów półka z książkami i potężne, mahoniowe biurko zajmowały miejsce pod jedyną prostą ścianą. Tam, gdzie sufit zmieniał się w skos ustawiono tylko mały stolik nocny i komodę. Drewniany parkiet osłaniał żółto-zielony dywan w paski. Ogółem, w porównaniu do pokoju, w którym wcześniej ją umieszczono, ten był zdecydowanie przytulniejszy.
Miharu musiała przyznać, że czuła się dużo lepiej niż wcześniej - fizycznie, bo z psychiką wciąż było nie najlepiej. Głowa nie bolała już tak bardzo, ale to co się w niej kłębiło nie poprawiało sytuacji. Tyle już słyszała, a niczego nie mogła być pewna. Ktoś kłamał - to wiedziała. Natsume, Akihito, mama, tata. Któreś z nich mówiło jej nieprawdę, ale była zbyt przerażona, aby obstawiać warianty.
Próbowała skoncentrować się na piórze w swoich dłoniach. Jego widok, dotyk delikatnej, jedwabistej struktury uspokajał, ale nie na długo. Lepszy rydz, niż nic - powtarzała sobie. Nie wiedziała tylko, skąd się tam wzięło. Było za duże, jak na gęsie pióro, aby mogło pochodzić z poduszki, czy kołdry. Może wpadło przez otwarte okno, zgubione przez przelatującego ptaka? Ogromnego ptaka.
- Haru?
Znowu to zdrobnienie - zauważyła w myślach. Nigdy nie nazywa mnie pełnym imieniem. Jakby nie był pewien, którego użyć - dedukowała dalej. Potrząsnęła głową. To już podchodziło pod jakieś chore teorie spiskowe.
- Tak?
- Chciałabyś pójść na spacer ze mną i Natsume? Chyba... musimy porozmawiać.
Nie odpowiedziała mu wprost, lecz bez słowa odrzuciła kołdrę i zeszła z łóżka. Akihito westchnął, jak ktoś, kto zaraz zakomunikuje małemu dziecku informację o śmierci jego szczeniaczka pod buciorem wujka. Następnie opuścił pokój, mówiąc, że będzie czekał w sieni.
Miharu schowała pióro do kieszeni spodni i założyła na ramiona sweter zostawiony przez kogoś w nogach łóżka. Otuliła się jego połami, przypominającymi jej nieco te europejskie szlafroki i udała się za bratem.
Dziwne - pomyślała sobie. Nie było mnie tu tak długo, a wciąż pamiętam wszystkie korytarze, widzę odbicie siebie w każdym z miejsc, które ogarniam wzrokiem, a jednak coś jest nie tak.
Zeszła schodami na parter. Czuła na sobie czujne spojrzenia służących, przemykających pod ścianami i znikających w tajemnych, tylko sobie znanych pasażach. Gdzieś tam byli pan i pani domu, jej rodzice-nie-rodzice. Poczuła ukłucie w sercu na tę myśl. Czy to oni mieli rację? Czy naprawdę była potworem, który zabił ich córkę? Czemu zatem pamiętała to wszystko? Swoje dzieciństwo, starania rodziców o kolejne potomstwo, nagłe błogosławieństwo, narodziny Natsume, jej pierwsze słowa, treningi pod okiem mistrza Tamafune, narodziny Akihito, talent Natsume...
Zawroty głowy powróciły, więc zastygła na przedostatnim schodku, kurczowo chwytając się poręczy. Obrazy przeleciały jej przed oczami tak wyraźne, że niemal namacalne.
Biel, ogromny ogar, zwłoki dziewczyny, mały chłopiec patrzący na nią z nadzieją, krew, mnóstwo krwi, ciała jakiś chłopców, rodzinne ciepło, krzyki, blask znikający z oczu chłopca, zamknięte drzwi.
A potem pojawił się niewyobrażalny ból i Miharu powróciła do rzeczywistości. Zacisnęła zęby, starając się nie krzyczeć i spojrzała po sobie, mając nadzieję, że to wyłącznie iluzja stworzona przez mózg zmęczony latami zmagania się z ciężką, nieznaną chorobą.
Jej noga tkwiła wygięta pod nienaturalnym kątem, w nogawkę spodni wsiąkała krew, biała kość przebijała czarną tkaninę. Nagle cała twarz zaczęła ją piec, a kąciki ust uniosły się w bolesnym uśmiechu.
Mięśnie szczęki puściły, zaraz wrzaśnie i zwróci tym uwagę wszystkich.
I wtedy pojawiło się to białe światło oraz dziwne ciepło. Poklepała się po kieszeni, wyczuwając obecność pióra. Ból ustąpił, a coś w jej umyśle zdawało się poluzować, jakby właśnie odnalazła koniec nici wyimaginowanego kłębka.
- Gotowa? - spytała Natsume, lustrując ją od stóp, po czubek srebrzystobiałej czupryny, gdy Miharu dołączyła do nich w sieni.
Kiwnęła głową.
- Jeszcze tylko buty.
- To sprężaj się, Haru, bo pójdziemy bez ciebie - droczyła się miko. - To będzie dłuższy spacer, ale myślę, że możemy sobie na taki pozwolić, co?
- Wątpię, by ktoś za nami tęsknił - mruknął Akihito, wzruszając ramionami. - Ciekawe, czy Kyouhei do nas dołączy, hm? Pytałem go, ale był trochę zajęty.
- Znalazł sobie wreszcie dziewczynę, której nie przeszkadza, że większość czasu spędza w górach, na odludziu, zdala od cywilizacji, służąc starożytnemu rodowi z demonem w rodowodzie, dziwisz mu się? - parsknęła Natsume.
To, Miharu pamiętała aż za dobrze. To prześladowało ją od narodzin, aż do ostatniej zapamiętanej chwili, tamtego mroźnego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. Magia, demoniczna energia, Bóg i Szatan, gwiazda Beliala lśniła nad ich rodem od kiedy ten, strącony z nieba podczas Drugiego Buntu, podstępem zakotwiczył się w świecie ludzi, nazywanym po enochiańsku (w języku aniołów) - Assiah. Za grzech współżycia z ludzką kobietą trafił pod jurysdykcję Grigori i stał się pierwszym Anielskim Patronem, a później zdegradowano go do roli więźnia wymiaru. Tak czy siak, zdążył namieszać tyle w rodowodzie Tadamasów - znanych pierwotnie jako Umanobe (lub Beriaru no Uma, a więc - Konie Beliala), klan Konia, że zyskali oni nadnaturalne, spirytystyczne moce, objawiające się niemal w każdym pokoleniu.
- Nic, a nic. Nie pamiętam już nawet, kiedy sam ostatnio z kimś byłem - stwierdził Akihito, ale wyraz jego twarzy wyglądał na pogodny.
- Ja nie narzekam - odparła starsza siostra, uśmiechając się chytrze. - Chociaż na jakiś czas mam dość facetów. Po ostatnim... - odwróciła wzrok, a jej twarz pochmurniała - mam dość, tak.
- Na pewno nie chcesz o tym...
- Nie.
Miharu postanowiła nie wtrącać się do tej rozmowy i kiedy wyszli wreszcie z posiadłości, skupiła się na podziwianiu widoków. Dzięki temu uniknęła też zadyszki, kiedy przyszło im się wspinać.
- Jesteś nienaturalnie cicha - mruknęła Natsume.
Miharu zmarszczyła brwi i odwróciła głowę ku zipiącej siostrze.
- A normalnie jestem gadułą?
- Nie, ale... Spodziewałam się, no wiesz...
- Pytań - dokończył za nią Akihito, odgarniając gałęzie gęsto rosnących krzewów ze ścieżki. - Dawno nikt tędy nie szedł.
- Normalne, brakuje tutaj grupki rozwydrzonych, nadaktywnych dzieciaków, które biegałyby i wściubiały nos w każdy zakątek - parsknęła starsza siostra.
Temat Miharu powrócił dopiero gdy przekraczali strumień. W kojącej ciszy lasu porośniętego w głównej mierze drzewami iglastymi i krzewami o ostrych, kolczastych krzewów, płynęło źródełko, harmonijnie wgrywając się w atmosferę szumem wody. Po ostatnich deszczach - jak poinformował je Akihito - woda nieco się podniosła i koryto było teraz szerokie mniej więcej na dwa metry. Mieli idealny wgląd na kamienie i piasek tworzące dno, dzięki przejrzystości tafli.
- Uwielbiałaś to miejsce, ty i Fuyumi. Zawsze uciekaliście i chowaliście się w lesie przede mną i Natsume. I przed nianią Schroeder. I przed rodzicami.
- Akihito - warknęła ostrzegawczo Natsume.
- Zawsze chciałem, żebyście zabrali mnie ze sobą. Pamiętasz to?
Miharu ostrożnie przeszła na drugą stronę, uważając, by nie poślizgnąć się na kamieniu.
- Nie - odpowiedziała krótko. - Dużo... trenowałam, chyba. I nie miałam czasu by wychodzić i dużo czytałam. Nie lubię się wspinać. Nie lubię za bardzo... - plątała się w słowach Miharu. - Chyba.
Chciała brzmieć pewnie, ale nie potrafiła. Coś w jej duszy mówiło, że tak naprawdę Akihito ma rację, lecz ta sama część umysłu, która upierała się przy życiu Miharu Tadamasy, nie pozwalała jej uwierzyć.
Brat nie zraził się uporem, jeśli już - to dodał mu on odwagi i chęci. Rozwinął się na temat gór i lasów, otaczających ich posiadłość. Miharu już miała mu przerwać i przypomnieć, że przecież wie to wszystko, gdy nagle poczuła, że informacje wyparowują jej z głowy i na ich miejsce wkracza zdumienie i wielki znak zapytania. A potem przeszedł na zgoła inny temat, na jej stosunek do gór i życia. I mówił o niej, jakby była kimś zupełnie innym, a Miharu łapała się na tym, że momentami czuła przerażenie, bo zgadzała się z nim.
Dotarli wreszcie na szczyt. Usta Akihito nie zamykały się, z kolei Natsume pozostała milcząca, przestała go nawet upominać. Miharu od czasu do czasu zadawała pytania, początkowo neutralne, a potem już nieco bardziej szczegółowe.
Stanęli na krawędzi góry, ostrym zboczu, z którego dokładnie było widać całą posiadłość Tadamasów.
- Wiesz dlaczego nie mówimy ci całej prawdy, Haru? - spytał Akihito.
Potrząsnęła głową.
- Powiedzenie 'dla twojego dobra' powinno cię zadowolić - mruknęła Natsume, jakby przypominając o swojej obecności.
- Ale nie zadowala.
- Zrozumiałe - przytaknęła starsza siostra.
- Sami do końca nie rozumiemy, co właściwie zaszło na przestrzeni kilku ostatnich tygodni, miesięcy, uwierz, również dla nas są to ciężkie chwile - tłumaczył Akihito. - Nie chcemy cię przytłoczyć informacjami, Haru.
Przez chwilę tkwili w milczeniu, pośród tego cichego, bezwietrznego wieczora, obserwując gwiazdy wyzierające spod cienkiej warstwy chmur. Niebo ciemniało i stawały się coraz widoczniejsze.
- Ja nie żyję, prawda? - spytała nagle, a potem, rozważywszy słowa, dodała: - To znaczy, Miharu nie żyje, prawda?
Czuła łzy, gorzko-słone krople zbierające jej się pod powiekami.
- Prawda - odpowiedziała zamiast brata, Natsume.
Miharu wpatrywała się w swoje buty.
- Moglibyście zostawić mnie samą? Wrócę do domu po was...
- Odpada - wcięła się od razu miko. - To zbyt niebezpieczne. Możemy odejść kawałek stąd i dołączysz do nas, gdy znów poczujesz się na siłach, ale nie ma mowy o samotnym powrocie do domu.
- Natsu...
- Sam mi to mówiłeś Aki. Ona nas potrzebuje.
Westchnął.
- Będziemy kawałek stąd, przy tamtym omszonym głazie na rozstaju - poinformował ją, po czym oboje odeszli.
Miharu opadła na ziemię i wydała z siebie pierwszy szloch. Jej najgorsze podejrzenia potwierdziły się i już nie wiedziała co myśleć. Czemu nie powiedzieli jej tego wcześniej? Czemu wmawiali, że wszystko jest w porządku, że to minie, że była chora, że wróciła do zdrowia i... Czemu, czemu, czemu, czemu?!
Dla bezpieczeństwa, dla jej dobra. Pierdolić szlachetne intencje, pobudki. Pierdolić.
Nie żyła? Naprawdę? Miharu Tadamasa była martwa?
A co jeśli spróbuje skoczyć z tej góry? Zostanie z niej mokra plama? Ale przecież Miharu już nie żyje! Co może się stać? Przecież była MARTWA. Martwa. Nie żyła. Zatem nie mogła już umrzeć. Co raz umarło, nie może zrobić tego samego ponownie, prawda?
Krok do przodu okazał się zwykłą formalnością i po chwili czuła chłodny powiew wiatru na twarzy, mimo że wieczór był bezwietrzny. Roześmiała się histerycznie. Poczuła, że o coś uderza. Czy to nie za szybko?
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła niebo, to samo ciemniejące sklepienie, jasnoniebieskie punkciki za woalem chmur. Coś było nie tak. Coś ZAWSZE było nie tak.
I wtedy je zobaczyła, białe pióra.
Lekcje zamknęło wychowanie fizyczne, również prowadzone przez siostrę zakonną, co wyglądało doprawdy komicznie. Mimo tego akcentu, cała godzina minęła Rinowi jak z bicza strzelił i wkrótce wylądował przed szkołą, razem z Tsudą oczekując na powrót reszty Giermków.
- Nie było tak źle, co? - mruknął Rin.
- Mogło być gorzej, ale cudownym dniem bym tego nie nazwał - przyznał Souji. - A co jak co, ale szkołę lubiłem.
- Tak się da? - zdumiał się Okumura.
- Kiedy masz bujne życie towarzyskie, zdrowy kręgosłup i nogi, oraz kilka ładnych dziewczyn obok siebie, to owszem. Jedyny problem stanowi nauka.
- O jakich dziewczynach mowa, hmm? - wtrąciła się do rozmowy Mina, wychodząc z bramy. Pomachała do kilku dziewczyn w szkolnych mundurkach, oddalających się polną drogą ku miastu.
- Żadnych, kochanie - odparł szybko Tsuda i cmoknął ją w policzek, gdy się pojawiła. - Gdzie reszta? - zdziwił się.
Rin również był lekko zdziwiony brakiem Miki, która zazwyczaj nieodłącznie towarzyszyła swojej siostrze. Odwrócił się i wyjrzał za ogrodzenie, ale zobaczył tylko Shimę i Kitamurę warczących na siebie.
- Już idą. Micchan i Emi szukają toalety, a Koneko i Bon rozmawiają chyba z Krążownikiem - wzruszyła ramionami. - Zaraz dotrą, a tymczasem... Zbieram już ochotników, co wy na to, żeby zamiast wracać od razu do tej nudnej latarni, pojechać sobie do miasta, rozejrzeć się trochę? Może wpadniemy do bursy i odwiedzimy nocną klasę?
- Nocną klasę? - podchwycił Rin.
Mina przewróciła oczami, siadając na podłokietniku wózka inwalidzkiego swojego chłopaka.
- Ta, drugą zmianę. Wiesz, w sensie normalnych uczniów z Akademii, którzy mają tutaj lekcje wieczorem? Zaczynają za jakieś dwie godziny.
- Ach, oni. Po co mielibyśmy do nich leźć?
- Bo tam są moje przyjaciółki? I przyjaciele Souji'ego? Zresztą, nie ciekawi cię miasto? Jeżeli mamy tu spędzić ten miesiąc, czy dwa, to chyba wypadałoby wiedzieć, gdzie zostajemy.
- Bogin i rodzina Mizusawa będą się niepokoić - zauważył Rin.
- Whoa, Rinowaty, nie spodziewałem się, że będziesz robić za zdrowy rozsądek! Zazwyczaj pierwszy pchasz się do kłopotów, nie? - zdumiał się Tsuda.
Wtedy dołączyli do nich Len i Renzou.
- Jakich kłopotów? - spytał drugi. - Kto i co zaplanował? Ryzykowne? Piszę się! Tylko jakby co, to nie ja i...
- Czyli mamy już jednego chętnego - skonstatowała wesoło Mina. - Souji?
- Czemu nie? Przydałoby się trochę rozrywki na tej smutnej, jak pizda wyspie.
- Razem ze mną to trzy głosy, hmm... Rin, ogarnąłeś wreszcie dupę i nie tchórzysz? - podsunęła zadziornie rudowłosa, na co Okumura skrzywił się, ale skinął głową.
Miał złe przeczucia.
- Leeeen, a ty?
- Mam was wszystkich w dupie i nie przeszkadzałoby mi, gdybyście nagle umarli.
- Smęcisz, smęcisz, a na poprzedniej lekcji śmiałeś się z moich żartów! - żachnął się Shima.
- To jak? - niecierpliwiła się Mina.
- Ja wracam - wzruszył ramionami.
Ruda wydęła wargi.
- To tak nie działa, jak nie pójdziemy wszyscy, to na pewno nas złapią, Leeeen, błagam, zrób to dla mnie, co?
- Już raz coś dla ciebie zrobiłem i spójrz jak skończyłem - fuknął blondyn, krzyżując ręce na piersi i opierając się o czarne ogrodzenie, zbudowane z prętów zakończonych ostrymi grotami.
- Nie przesadzaj, w ostatecznym rozrachunku nie skończyło się aż tak źle. Poznałeś przecież 'miłość swojego życia' - zauważyła, robiąc powietrzny cudzysłów.
Len zdawał się zesztywnieć na słowa Miny. Odwrócił wzrok i naciągnął na głowę mocniej kaptur swojej szarej bluzy podbitej futrem. Brakowało mu jeszcze nieodłącznych słuchawek.
- A to nowość! Lenny i miłość życia? Kto by się spodziewać! - parsknął Shima i zagwizdał przez zęby. - Aż mnie zaciekawiłeś, kto to? Hmm?
Różowowłosy bezowocnie próbował wydobyć z Lena informacje o tajemniczej 'miłości', podczas gdy reszta obecnych wróciła do dyskusji na temat wypadu na miasto. Pozostało im czekanie na Mikę i Shiemi, które pewnie się zgodzą oraz Bona i Koneko, którzy pewnie się nie zgodzą. Właściwie, jeśli dobrze wszystko rozegrać, to może nawet wypalić.
Rin postanowił wyjść z inicjatywą.
- Ha! Bon! Jestem pewien, że za bardzo srasz w gacie, żeby pójść z nami na balety do miasta!
- Co?! Ja nie pójdę?!
- Tak! Ty nie pójdziesz!
- To się, kurwiu, przekonasz, że pójdę.
I faktycznie się przekonał. Rin może i nie był jakoś przesadnie mądry, czy oczytany, ale znał charakter Ryuuji'ego i wiedział, że ten nie odrzuci wyzwania.
Ostatecznie i tak pojechali w uszczuplonym gronie. Mimo że udało im się przekonać niechętnego Bona, to podobna autosugestia nie zadziałała na Izumo, natomiast Shiemi i Mika nie wróciły. Kamiki wyjaśniła, że postanowiły zostać i pomóc siostrze. To było w ich stylu.
Mina, jako ich główna wodzirejka stwierdziła, że trafią do autobusu Mizusawów i nie ma sensu na nie czekać.
Niedługo po tym, gdy już udało im się zebrać, wcisnęli się do starego i drżącego przy najmniejszym ruchu, szkolnego autobusu.
- Ale to miasto jest... - zaczął Rin, z głośnym westchnieniem wysiadając na przystanku.
- Małe? - podsunęła Mina.
- Brzydkie? - mruknął Renzou.
- Płaskie - dokończył Okumura i ruszył, by pomóc Ryuuji'emu znoszącemu wózek Tsudy z autobusu.
Przyzwyczaił się do budowy miasteczka akademickiego, które kształtem przypominało mu stos brudnej bielizny, zbierający się stopniowo na środku pokoju. Dyrektor i burmistrz - Pheles dbał o to, by rozbudowywać wzwyż tę niedużą wysepkę, leżącą pośrodku sztucznego jeziora.
Razem odstawili Souji'ego na chodnik i otrzepali ręce.
- No, jesteśmy w tym waszym zasranym mieście. Gdzie te balety? - warknął do niego Suguro.
- Trzeba je jeszcze znaleźć! - oznajmiła Mina. - Idziemy do bursy, zbierze się trochę znajomych z APeKa i poszukamy jakiejś dobrej miejscówki, co wy na to?
- Tak długo jak wrócimy przed zmrokiem - stwierdził Konekomaru. - Pan Bogin może zacząć się niecierpliwić i państwo Mizusawa będą się martwić...
- Pff, bogin ma nas daleko gdzieś! - prychnął Renzou. - To zwykły demon, one są głupie, jak zwierzęta. Pewnie jest szczęśliwy, że nie musi nas odwozić. No, tylko Lenny'ego. Swoją drogą ciekawe, czy już dotarł na rozdroża...
Rin zaśmiał się sugestywnie.
- A co? Tęsknisz?
Bursę nietrudno było znaleźć. Znajdowała się wyjątkowo blisko przystanka, pewnie przez wygodę. Mina wysunęła przypuszczenie, że prócz uczniów Akademii mieszkali tam też nastolatkowie z mniejszych wiosek Hijimy.
- Tutaj jest więcej niż jedna wiocha?
- Aż tak trudno uważać, gdy pan Mizusawa się wypowiada? - westchnął Bon. - Pan Tsubaki pokazywał mi potem mapę. Port, do którego przybyliśmy nazywa się Hijima. Miastem stołecznym jest Okinawa, ale poza nimi jest jeszcze jeden, mniejszy port po drugiej stronie wyspy i kilka drobnych wysepek, głównie wzdłuż linii brzegowej, ale znajdą się ze dwie gdzieś tam w głuszy.
- Ciężko mi wyobrazić sobie życie w takim... miejscu - wymamrotał Rin. - Poruszanie się po mieście akademickim było trudne, a co dopiero tutaj...
- Tjaa, a myślałem, że droga z latarni do szkoły jest hardkorowa - jęknął Renzou. - Przypomina mi się życie w świątyni, pamiętacie chłopaki? To była mordęga.
- Osobiście uważam, że nie było aż tak źle - bąknął Konekomaru. - W Akademii brakowało mi obcowania z naturą, medytacji na tarasie i...
- Ciii - syknął Shima. - To była mordownia, powiadam wam! - zarechotał jowialnie i pochylił się nad Miwą: - Mógłbyś raz przyznać mi ra...
Urwał, bo Suguro chwycił go za włosy.
- A może pokazać ci prawdziwą mordownię, co? Shima? - ofuknął go.
- Super, jak zawsze ja dostaję wciry.
- Najwyraźniej zasługujesz!
- Dzięki, Mina, słoneczko.
- O, i jesteśmy w bursie - skonstatował Rin. - Jak miło. Teraz znajdźmy tych kilka osób i popytajmy, czy jest tu jakiś bar z karaoke, czy coś. Zjadłbym dobrego sushi...
Towa Yaninosaka leżał na ziemi, krztusząc się własną krwią.
Yuzuru podniosła się dopiero gdy do jej wrażliwych uszu dobiegły dźwięki drżącego metalu ostrz. Dobyła włóczni bou upiętej przy pasie i rozłożyła ją. W samą porę, by zablokować cios noża. Sparowała go, a ostrze zjechało po gładkiej powierzchni włóczni.
Stanęła oko w oko z zamaskowanym człowiekiem.
Odskoczył.
Takahiro zerwał się, by pomóc Yaninosace, gorączkowo próbując zahamować obfite krwawienie tętnicze.
Był to osobnik wysoki i smukły, ubrany w czerń, spod której wyzierał lśniący metal kolczugi - kusari, oraz płyt karuty. Nosił również ochraniacze na ramionach i goleniach. Jego twarz okrywała maska psa z kanji 'hebi' na środku czoła.
- Lepiej wynoś się stąd, póki życie ci miłe, Yuzuru Nakajima - rzekł jej, głosem przypominającym podmuch letniego wiatru, delikatny, subtelny i cichy. - Las czekał na ciebie od wielu lat, stał się niecierpliwy.
Splunęła.
- Wiesz co wkurwia mnie bardziej, niż nachalni skurwiele? - spytała, krzywiąc się. - Nachalni skurwiele niszczący dobry trunek.
Wskazała włócznią - pustą już - butelkę sake i kałużę trunku wokół niej. Czerwień ryżowego wina mieszała się ze szkarłatem krwi pana Yaninosaki. Ninja ani drgnął, równie nieustępliwy i złowieszczy, co wcześniej.
- Nie powinnaś była tu wracać, Yuzuru Nakajimo. To już nie jest twoje miejsce.
- A już do białej furii doprowadzają mnie skurwysyni, którzy wpierdalają się pomiędzy mnie, a dobry alkohol.
To powiedziawszy rzuciła się na shinobiego, kręcąc w powietrzu włócznią. Uniknął jej ciosu i wydobył z kabury kolejne noże kunai, by zaatakować. Yuzuru rozdzieliła swoje bou na dwie części i w ułamku sekundy wbiła jeden z fragmentów w staw łokciowy mężczyzny.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej - wysyczała i kopnęła go w brzuch.
Upadł, ale zaraz przeturlał się dalej, poza zasięg jej włóczni. Kobieta skupiła całą energię w dłoniach i poczuła, jak spływa na metal. Zamachnęła się w powietrzu i okręciła na łańcuchu fragment kija, parując nim uderzenia noży.
- Mój klan nie zawaha się, by za tobą ruszyć, Yuzuru Nakajimo.
Shinobi zniknął w cieniu. Yuzuru czekała.
Pojawił się ponownie, ze schowanym w rękawie tantou. Przyjęła jego cios na ramię. Ostrze rozpruło skórę aż do łokcia, ale Yuzuru zacisnęła zęby i całym ciałem naparła na niego, uderzając barkiem o klatkę piersiową. Jednocześnie zrobiła zamach prawą ręką, trzymającą bou i zaczęła okładać mężczyznę po głowie, aż padł nieprzytomny.
Wcisnęła ukrytą blokadę i uwolniła z włóczni ostrze.
- A teraz zobaczymy, kto tu nie jest na swoim miejscu...
- Yuzuru! - krzyknął za nią Takahiro.
Prychnęła.
- Następnym razem - obiecała cicho.
Złożyła broń i wykonała kilka gestów nad ciałem shinobi, mrucząc pod nosem formuły. Mężczyzna jęknął, a ona z zadowoleniem stwierdziła, że pętanie wciąż idzie jej tak dobrze, jak kiedyś. Czwartą ręką schowała bou do kieszeni. Nawet nie skorzystała ze swoich spirytualnych zdolności! No, prawie.
- Jak bardzo chujowo jest?
- Nie żyje.
- To bardzo chujowo.
- Nawet bardzo-bardzo.
- Straciliśmy przewodnika.
Takahiro westchnął i spojrzał na Yuzuru z rezygnacją.
- Yani stracił ojca - zauważył słusznie i zmarszczył brwi. - A ty krwawisz...
Zerknęła na swoje przedramię i przewróciła oczami.
- Do wesela się zagoi. Kto mówi chłopakowi? Jestem skłonna spróbować nekromancji, byleby mu tego nie komunikować - skrzywiła się. - Niestety, ostatni szamani wyparowali stąd wraz z masakrą na wyspie, więc... - wzruszyła ramionami.
- Czemu to zawsze muszę być ja?
- Bo taki mamy klimat. Sorry, stary.
Podniosła butelkę po sake i potrząsnęła nią. Odrobina trunku wciąż chlupotała na dnie. Wychyliła ją do końca. Rozejrzała się po niemal pustej uliczce, dziwiąc się, jak - nawet zabita dechami wiocha w środku lasu - może być równie grobowo cicha. Brakowało gwaru ludzi i radosnego kotłowania się zwierząt.
Spojrzała na ninję, a potem na trupa Towy Yaninosaki.
- Hebiyoshi, co?
- Chyba wpadliśmy na trop - skonstatował Takahiro.
- Tja, szkoda tylko że musieliśmy poświęcić dobre sake i przewodnika.
- Ile ty już wypiłaś? - jęknął.
- Wystarczająco, Hiro. Wystarczająco, by wiedzieć, że utrata ojca to najmniejsze okropieństwo, jakie mogło spotkać tego chłopca.
Wyszła zza drzewa, utykając na jedną nogę. W jej ciemnych włosach tkwiły białe pióra, a jedno z nich, długie i posrebrzone na końcach trzymała między palcami. Miała jeszcze dziesięć minut drogi do omszonego kamienia na rozstaju.
W głowie kotłowały jej się myśli, a echem odbijało jedno zdanie:
"Nie ufaj nikomu".
------------------------------
Umieram na życie, taka sytuacja. Plan mam, ale natchnienia nie za bardzo. Co zrobię? Nic nie zrobię. Jak poczuję wenę, to wezmę się za kolejny rozdział. Na razie cieszmy się tym bohomazem.
Trochę się wypalam, jeśli chodzi o Ao no Exorcist - lubię ten świat, ale teraz zdecydowanie więcej czasu poświęcam tematyce fantasy osadzonej w realiach średniowiecznych i te uniwersa nieco ze sobą kolidują (pisuję ostatnio fanfiction z "Gry o Tron").
Uraaaa kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńSzkoda że krótkawy :(
Jak się wypalasz to nie ma nic na siłę (ale będzie smuteg) i zrób se troskę przerwy. Powinno pomoc. Z życiem da się żyć (jakie to głębokie) idzie się do niego przyzwyczaić więc się staraj i powtarzaj sobie "jeszcze tylko miech i wakacje!" i spuść komuś wpie..ol :) mnie to zawsze pomaga :P
Rozdział mi się podobał. Krótki na co właściwie nie narzekam. Ciekawy i to się liczy. Jestem niezmiernie ciekawa co będzie dalej... a co najważniejsze. Fanfic GOT'a twojego autorstwa? *-* powiedz jeszcze proszę że piszesz go na innym blogu to będę w niebie!
OdpowiedzUsuńWinter is coming :D
Cóż, mam tendencję do tego, by pisać pół rozdziału, zostawiać to i wracać dopiero po kilku tygodniach, a wtedy już nie bardzo mam pomysł na poprowadzenie akcji.
UsuńA teraz jestem w rozsypce - liceum 2/10, nie polecam.
Jeśli chodzi o FF z GoT, to peszek - na razie nie publikuję. Piszę go na spółę z koleżanką, aczkolwiek pewnie zrobię własną osobą wersję, bo idzie nam jak krew z nosa.
Wsumie to też bym chętnie poczytał :P może podrzuce jakieś pomysły
UsuńUWAGA SPIOLER
Jon Snow umiera xd
Może, ale będę musiała rozdzielić swoją część od tej pisanej przez koleżankę.
Usuń*SPOILER*
W serialu zmartwychwstaje.
Witam:3
OdpowiedzUsuńMam pytanko, czy ta historia bedzie kontynuowana??